...

poniedziałek, 17 września 2018

Antidotum na niepokój cz.55


Kylo spodziewał się wielu rzeczy podczas badania u psychologa, ale na pewno nie siedzenia z kartką i rysowania drzewa. Osiemnaste urodziny za kilka miesięcy, ale wciąż podporządkowany był pod psychologa dziecięcego i tak czuł się na początku traktowany, co niesamowicie szybko podniosło mu ciśnienie. Po obejrzeniu jeszcze kilku kleksów i innych jakże symbolicznych zawijasków, psycholog w końcu przeszedł do rozmowy, a atmosfera w gabinecie od razu stężała.

Ren chciał się nikomu zwierzać, mówienie o jego rodzinie było jedynie rozdrapywaniem ran, więc odburkiwał zdawkowo, zwalając wszystko na ból związany z raną na policzku. Nie było to zresztą wcale kłamstwo, jako że rana zaczynała się w końcu porządnie zrastać, swędziała, piekła i ogólnie doprowadzała go do białej gorączki.

A wynik rozmowy z psychologiem definitywnie nie poprawił jego ogólnego stanu.


Gdy stanął na progu swojej Sali, Hux siedział na jego łóżku - jeszcze nie zgoniły go pielęgniarki - czytając jakieś notatki na olimpiadę z WOSu. On i jego mama wymieniali się przy nim dość regularnie, jego ojciec miał odgórny zakaz pojawiania się obok Rena, gdyż lekarz prowadzący uważał, iż mogłoby to wywołać kolejny atak.

Jeszcze kilka godzin temu Kylo uważał to za brednie, przecież potrafił nad sobą panować, ale teraz… Słowa psychologa wyprowadziły go z pewności do czegokolwiek.

- O czym teraz czytasz? – zapytał, podchodząc do Huxa i obejmując go od tyłu.

Na ich szczęście łóżka były oddzielone od siebie stelażami z możliwymi do zaciągnięcia kotarami, korzystali z tej opcji notorycznie, choć i tak często musieli od siebie odskakiwać na dźwięk kroków lub otwieranych drzwi.

- Koncepcja państwa i wszystko, co za tym idzie - powiedział, ale zamknął książkę i odłożył na bok. Odwrócił się do Kylo. - Jak było?

- W sumie - urwał i zastanowił się - trudno powiedzieć.

Hux chwycił go za rękę.

 - Mi możesz powiedzieć. Powiedzieli ci coś ciekawego?

Ren westchnął ciężko, miał ochotę zanurzyć twarz w Huxowych włosach, a nie mówić mu badaniach. Nie miał zielonego pojęcia, jak Armitage zareaguje, sam nawet nie wiedział, co myśleć.

- Dostanę leki.

Hux spojrzał na niego wyraźnie nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią.

- Okej - powiedział i mimo, że domyślał się w jakiś sposób odpowiedzi, to chciał, żeby Kylo sam mu to powiedział. - Na co?

- Na zachowania agresywne i autoagresywne - zacytował lekarza. - Chyba na początek mam dostać diazepam.

Hux ścisnął mocniej jego dłoń, po czym puścił ją i objął Kylo. Wszystko było dla niego zrozumiałe.

- To jest po to, żeby ci pomóc - powiedział mu. - Nie jesteś szalony, wiesz o tym.

Kylo zadygotał, po czym oddał uścisk.

- Tyle razy słyszałem, że jestem pojebanym potworem, a teraz to - głos miał cichy i matowy.

Wczepiał się w Huxa, jakby od tego zależało jego życie, trzęsąc się przy tym jak w delirce, bo nagle w jego głowie pojawiła się myśl, której nie potrafił odrzucić, a bał się jej przeraźliwie.

- Hux? - Wyszeptał. - Nie zostawiaj mnie, proszę.

- Nigdy - powiedział. Wczesał palce w czarne włosy Kylo, starał się go uspokoić. - Nie jesteś potworem.

Byłeś prowadzony złą ścieżką, pomyślał i był zły na siebie za wszystkie prowokacje, za szorstkie słowa i myślenie o tym, że Kylo był nienormalny. Miał problemy i wszystkie demony w jego głowie podżegały ogień w jego ciele, a Hux tak długo nie widział powodu, by te pożary gasić. Czy Kylo musiał wyskoczyć z samochodu, żeby ktoś mu w końcu pomógł? Ściskało go serce i widział, że nie chce, aby Kylo stała się jeszcze jakakolwiek krzywda.

Kylo uspokajał się powoli, ale w końcu przestał dygotać i tylko szybszy oddech wskazywał na to, że coś jest nie w porządku. Położył głowę na ramieniu Huxa, schował nos w zagłębieniu między szyją a obojczykiem.

Słowa powoli wlewały się w jego popękane istnienie, zasklepiając rany, zapach Armitage’a, jego ciepło, ich splecione dłonie stanowiły prawdziwe antidotum na niepokój.

***

Miał nadzieje, że wyjdzie już we wtorek, ale rany nie goiły się tak szybko, jak powinny i lekarze ciągle straszyli zakażeniem. Dostawał teraz duże ilości soli fizjologicznych oraz antybiotyków. Podczas opatrunków wciąż zabraniali mu patrzeć, ale już udało mu się poznać ilość szwów. Dziesięć na twarzy, dwadzieścia siedem na klatce piersiowej, trzynaście na prawym ramieniu. Wiedział, że połatali go jak mogli, ale wciąż irytowało go to, że jeszcze się nie widział. To było jego ciało i chciał wiedzieć, co zrobił sobie swoją osobistą głupotą.

Hux znosił mu książki z biblioteki, które Kylo połykał w zastraszającym tempie, niby powinien spać po takiej ilości leków, ale koszmary skutecznie go powstrzymywały przed wypoczynkiem. Powiedział mu, w kompletnej tajemnicy, o chęci spróbowania się w olimpiadzie z literatury, a Armitage, zamiast go wyśmiać, systematycznie przynosił mu kolejne pozycje z biblioteki.

Choć i na to też było już trochę za późno. Do oddania prac na olimpiadę zostały dwa tygodnie, a stan Kylo nie pozwalał mu na pisanie pracy, która zakrawała materiałem oraz techniką bardziej o umiejętności potrzebne dla studentów literatury niż te, których uczono ich w szkołach.

Może gdyby nie ten durny skok, to byłby w stanie to zrobić. Kolejna rzecz, którą sam wytrącił sobie z rąk brakiem rozumu. Kylo obawiał się, że ta lista z każdym dniem spędzonym w szpitalu, będzie się wydłużać, aż osiągnie krytyczne rozmiary.

Próbował powtarzać sobie, że ma jeszcze szansę za rok i po prostu czytał, odganiając w ten sposób od siebie gorzkie uczucie beznadziei, osadzające się gdzieś w przełyku.

Ren właśnie leżał z „Fedrą” Racine’a w dłoniach, gdy usłyszał swoje imię. Zdziwił się, bo mama była już u niego rano, a Armitage przychodził dopiero koło szesnastej, gdy kończył zajęcia, jadł w bufecie szpitalnym, Kylo go z tym pilnował.

 Dlatego nie spodziewał się tutaj Cassiana.

- Co tu robisz? - zdziwił się Ren, odkładając tragedię klasycystyczną na półkę, tuż obok telefonu.

- Przyszedłem cię zobaczyć, Rey wspomniała, że leżysz w szpitalu i chciała cię odwiedzić w weekend, ale nie wiedziałem, czy będziesz tu tyle leżał. Choć jak tak na ciebie patrzę… - mruknął, odwracając krzesło przodem do siebie i siadając na nim wygodnie.

- Spadaj - warknął Ren, ale o wiele słabiej niż zamierzał.

Ciężko stwierdzić, czy bardziej z powodu otępienia, które niosły ze sobą leki, czy jednak doceniał, że Andor go odwiedził.

- No weź, młody. Czy ja kiedykolwiek zajmowałem komuś dużo czasu swoją gadaniną?

Ren prychnął. Cassian nie należał do gadatliwych ludzi, podobnie zresztą jak Jyn. W końcu machnął ręką bez opatrunku, jakby zapraszając Andora do rozmowy.

- Armitage miał nikomu nie mówić - mruknął po chwili.

- Rey pewnie wyciągnęła to od nauczycieli, wiesz jaka jest - wzruszył ramionami.

Kylo pokiwał głową, po czym przyjrzał się niespodziewanemu gościowi. Andor miał na sobie granatowy sweter i skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy, te nadszarpane, z wypaloną dziurą w kieszeni, prawdopodobnie pamiątka z laboratoriów, w końcu Cassian studiował mechanikę i budowę maszyn.

- I pewnie wiesz, że chcemy, żebyś wrócił - mruknął Cassian, nie patrzył mu w oczy, wzrok wbił w pokrętło regulujące ciśnienie w kroplówce. Ren milczał zdziwiony słowami, zastanawiając się, w którą stronę pójdzie ta rozmowa. -  No więc za miesiąc będą nadawać mi mowy stopień, wiesz, ten…

- Dziewiąty - powiedział Kylo, sam nie wiedząc skąd ma tę pewność. - Ostatni przed mistrzowskim.

Cassian przytaknął. Pamiętał, ile razy przekomarzali się z Renem, kto zdobędzie go jako pierwszy, oczywiście przez różnice wieku, Kylo miał małą szansę, aby go dogonić, a teraz…

- Będziesz teraz prowadził treningi, prawda?

- Tak i chciałbym, żebyś poprowadził ze mną mój pierwszy.

Ren zastygł.

- Nie trenowałem ponad trzy lata.

- No nie wierzę, żebyś nie ćwiczył w domu. Już wyglądasz jak szafa.

Kylo go dźgnął palcem w żebra, a Cassian zwinął się na krześle, śmiejąc się cicho.

- Powiedział ten, co udawał, że “dzień nóg” nie istnieje.

Cassian uniósł ręce w obronnym geście.

- No weź, nie zmuszę cię, ale zastanów się nad tym.

- Nawet nie wiem, czy chce wrócić, wujek i w ogóle…

- To będzie mój trening Kylo, mogę na nim odwalić co chcę. Nawet przynieść kozę.

- Już to kiedyś zrobiliśmy - zauważył Kylo.

Cassian spojrzał na niego, po czym obaj parsknęli śmiechem. W końcu doprowadzali wtedy Luke’a do białej gorączki i mieli z tym ogrom wspomnień.

Kylo nigdy by nie zakładał, że jeszcze kiedyś będą dobrze spędzać czas, a jednak ten płynął szybko, a rozmowa z Cassianem po prostu się kleiła.

Ren nie powiedział mu, co prawda, o lekach, ale to nie była informacja, którą chciał dzielić się z kimś poza Huxem. Rodzice wiedzieli, jednak od lekarzy. Nie miał pojęcia, czy byłby w stanie im powiedzieć.

Na pożegnanie Cassian zostawił mu książkę, reklamując ją: „ostatnio przeczytałem, wbiła mnie w ziemię, kompletnie w twoim stylu”.

W taki sposób Ren wsiąkł w „Futu:re” i czytał zapominając jak się oddycha, aż do przyjścia Huxa.

***

Przez pobyt Kylo w szpitalu, Hux chodził jak w zegarku, o równych godzinach wychodząc ze szkoły, jedząc regularne posiłki, stawiając się w pokoju Rena o ustalonej nieoficjalnie godzinie. Oprócz książek i notatek, dodatkowo nosił ze sobą materiały na matematykę, chociaż widząc Kylo w bandażach i z przyćpanym wzrokiem, nie wspominał mu jeszcze o nich. Będą mieli czas, żeby to nadrobić, Snoke przecież nie może nie wziąć wypadku pod uwagę przy sprawdzaniu ich postępów.

Tego dnia musiał zabrać Kylo książkę sprzed nosa, żeby ten w końcu go zauważył i nim Kylo zdążył odezwać się w proteście, Hux pocałował go w czoło na powitanie.

- Zaczytałem się - mruknął przepraszająco. - Musisz to przeczytać, jak już skończę.

Gdy Hux pojawiał się w szpitalu, Ren od razu czuł się lepiej. Wystarczyło, żeby stanął w framudze sali szpitalnej, żeby ujrzał jego już prawie zupełnie rude włosy, zmartwione spojrzenie i ciepły uśmiech, a świat nabierał sensu.

Przyciągnął Armitage’a do siebie. Znów był kompletnie sam w sali, więc mogli pozwolić sobie na pocałunek i przytulenie. Kompletnie ignorował ból, jego bliskość była mu bardziej potrzebna.

- Tęskniłem – mruknął Ren.

- Ja też - odpowiedział po chwili.

Gdy w końcu został puszczony i mógł usiąść na brzegu łóżka, zapytał:

- Jak się czujesz? Jakieś wieści?

- Jak się wszystko w końcu zacznie ładnie goić, to może mnie wypuszczą w piątek. Będę musiał chodzić dwa razy w tygodniu na kontrole, brać leki, no i zacząć terapię - ostatnie słowa wymówił ciszej.

- Dasz radę, Kylo  - zapewnił go. - Damy radę. W ogóle Rey bardzo o ciebie wypytywała dzisiaj, do tego stopnia, że czułem się zmolestowany słowami. Ale nie powiedziałem jej, żeby było jasne.

- I tak już wie - mruknął Kylo, splatając ich palce razem. - Cassian tu był.

Hux zmarszczył brwi, jakby z wielkim trudem przyszło mu przypomnienie sobie, kim jest Cassian.

Pogłoska, że alkohol pomaga zawiązywać nowe znajomości, to jednak okropna ściema.

- W sensie, odwiedził cię, czy też na leczenie. Nie, czekaj, on nie jest na studiach przypadkiem? - Hux sam odpowiadał na swoje pytania. - Skąd wiedział? I co chciał?

- Od Rey i w sumie to porozmawiać.

Opowiedział Huxowi o spotkaniu z Cassianem. Nie zapomniał też wspomnieć jeszcze raz o książce.

- Z tą ilością szwów za dużo na tym treningu nie zrobisz, ale czemu nie? Rey też cię pytała, czy wrócisz, chyba przeszli zbiorowe nawrócenie - zaśmiał się. - A co do Glukhowskiego, to przeczytam, zaraz po etapie szkolnym.

- Ile zostało?

- Niewiele ponad tydzień, nie pamiętam, kiedy ostatnio poszedłem spać przed drugą - przyznał. - W ogóle, nie chciałem cię tym dobijać, ale będziesz w plecy z dwoma sprawdzianami z matmy. Snoke się nie pierdoli.

Ren rozmasował skronie.

Czuł się winny, że Armitage spędza z nim tyle czasu, ale nawet nie chciał sobie wyobrażać, iż miałoby go tutaj nie być.

Nie chciał się uczyć, już sama myśl o matematyce sprawiała, że bolała go głowa, jednak gdzieś podskórnie czuł, że to nie jedyne zagrożenie.

Złapał Huxa za rękę i splótł ich palce.

Bał się wrócić do szkoły. Przez te wszystkie lata wmawiano mu, że coś jest z nim nie tak, że jest nienormalny. Nagle okazało się, że poniekąd mieli rację i wizja stania przed nimi z uniesioną głową go przerastała. Przedtem po prostu stawał naprzeciwko nich z tekstem “pieprzcie się wszyscy” na ustach i szedł dalej. Teraz miało być inaczej. Przede wszystkim dlatego, że nie był już sam. Armitage był dla niego wszystkim, ale obarczanie go nie tylko nim samym, bo z zaburzeniami psychicznymi na dokładkę, wydawała mu się okrutna i niesprawiedliwa względem Huxa.

- Ziemia do Kylo.

- Już jestem - mruknął, otrząsając się z rozmyślań.

- Pomogę ci, wiesz - powiedział Hux. - Z matmą i wszystkim. Znajdę jakiś sposób, żebyś mi to wynagrodził - dodał z chytrym uśmieszkiem.

Ren spojrzał na niego trochę nieprzytomnie, po czym przyciągnął go do siebie, wtulając się i łaskocząc włosami w szyję Armitage’a.

- Nie dziwi mnie to jakoś szczególnie - burknął, udając obrażonego.

Hux zaśmiał się krótko i pozwolił Kylo zostać tak przez chwilę. Ciągle zastanawiał się na ile leki tłumią ból, na ile wypływają na to, że Kylo jest taki pieszczotliwy. Hux po raz pierwszy w życiu bał się go dotykać, by nie zrobić mu większej krzywdy. Bandaże Rena były szorstkie i zdawały się być wszędzie.

Do sali weszła pielęgniarka z nową kroplówką. Odsunęli się od siebie, ale nie aż tak gwałtownie. Ren cierpliwie czekał, aż kobieta przypnie wężyk i ustali ciśnienie. Przez kilka chwil wydawało mu się, że rozsadzi mu rękę, ale po chwili wszystko zaczęło działać normalnie, a ból znikł. Zostawiła mu także kubeczek z lekami i na szczęście odpuściła sobie pytania o mocz i kał, bo Ren zapadłby się pod ziemię.

Nie minęło kilka chwil, a zaczął czuć się sennie. Położył się na łóżko i coraz ciężej było mu złapać zielone spojrzenie.

- Poczytasz mi, Hux?

Hux pokręcił głową z niedowierzaniem. Teraz był pewien, że czymkolwiek szpikowali Kylo, musiało być mocne. Sięgnął po książkę, która Ren czytał, zanim ten przyszedł i otworzył na zaznaczonej stronie. Poprosił, aby Kylo wskazał mu, gdzie skończył. Odchrząknął i zaczął czytać. Ren wygodniej ułożył się na poduszkach i zamknął oczy. Nie zapowiadało się, że Hux będzie musiał czytać długo.

- Po mojej lewej siedzi Dziewięćset Szósty. Jak zwykle. Zbieram się, żeby coś mu powiedzieć. Coś wyznać. “Zamierzam stąd uciec. Nie chciałbyś się przyłączyć?”, powtarzam sobie w duchu. Rzucam na niego spojrzenie z ukosa i milczę. “Zmyjmy się stąd… Samemu mi się nie uda, ale we dwóch…”. Gryzę się od środka w policzek. Nie mogę. Chcę mu ufać i nie mogę*.

- Może, tylko się boi, - mruknął Ren, nawet nie otwierając oczu - tego kim jest i kim mógłby…

Hux uniósł głowę. Kylo spał w najlepsze z otwartymi ustami. Westchnął i odłożył książkę na szafkę. Rozejrzał się po sali. Była pusta, za oknem było szaro, zaczynał padać deszcz. Westchnął znów, uświadamiając sobie, że w tym deszczu musi teraz wrócić do domu. Posiedział przy Kylo jeszcze chwilę, ale ten zasnął już na dobre. Hux pomyślał, że to nawet lepiej, że śpi, na pewno mniej go wtedy boli. Wstał i zaczął się zbierać. Z wieszaka zabrał swój płaszcz, torbę założył przez ramię. Podszedł jeszcze raz do łóżka, odgarnął Kylo włosy z czoła i pocałował. Nakrył go też kołdrą  i dopiero wtedy opuścił pokój.

Był już prawie przy wejściu, gdy zorientował się, że nie ma szalika. Przeklął pod nosem i wrócił się do sali numer piętnaście. Przeszedł po raz kolejny przez cały szpital, do skrzydła z oddziałem dziecięcym i gdy stanął w drzwiach sali, zamarł. Przed łóżkiem Kylo stał Han Solo. Nie usiadł obok, stał naprzeciwko syna z założonymi rękoma i patrzył, jak ten śpi. Hux cofnął się w głąb korytarza. Od dnia wypadku, widział ojca Kylo w szpitalu po raz pierwszy. Czy przychodził tu częściej? Czy Kylo o tym wiedział? Hux założył, że Han pojawiał się tylko wtedy, gdy Kylo spał, o ile przychodził tu wcześniej. Wyglądał na zmęczonego. Mężczyzna odkaszlnął i obszedł łóżko, usiadł na krześle. Zaczął coś mówić, jednak było to zbyt ciche, by Hux mógł cokolwiek usłyszeć. Cofnął się zupełnie i skierował do wyjścia. Szalik może zaczekać na niego do jutra.


*„Futu:re” Dmitry Glukhovsky, s .77.




Witam ponownie, kto się stęsknił? Nie będę nic tłumaczyć, po prostu zapraszam Was na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że mieliście lub jeszcze macie sympatyczne wakacje.