Pamiętacie może moją miniaturkę o Jeffie the Killer? Napisałam ją w grudniu 2014 roku i dziś powstała jej poprawka. Stwierdziłam, że mogła być lepsza, więc się za nią wzięłam i dzięki temu możecie zobaczyć efekty. Jestem zadowolona z poprawy mojego stylu pisania.
- Jeff?
Czyjaś ciepła
dłoń wylądowała na jego ramieniu. Jeff wzdrygnął się, poczuł, że każdy jego
mięsień spiął się, tak jakby zaraz miał zaatakować napastnika, ale gdy
rozpoznał głos brata natychmiastowo się rozluźnił. Na oślep złapał chłopaka za
bark i pociągnął w swoją stronę, tak by ten usiadł na łóżku.
- No, co jest
braciszku? – słowa były lekko zniekształcone, gdyż próbował powstrzymać ciągłe
ziewanie. Był okropnie zmęczony i śpiący. Nawet nie chciał patrzeć na zegarek,
czuł, że godzina mogłaby go tylko zirytować, a mimo wszystko chciał wiedzieć, czemu
zawdzięcza tak późne odwiedziny brata.
- Ile razy mam ci
powtórzyć, żebyś przestał mnie nazywać braciszkiem. – mimo wszechogarniającej
ciemności Jeffowi wydawało się, że doskonale widzi naburmuszoną minę Liu - Nie
jestem już dzieckiem, wiesz?
Nocna cisza
została przecięta przez chichot starszego z braci. Naprawdę rozbawiło go
zachowanie młodszego.
- W takim razie
czy mam ci mówić staruszku? – Jeff mógłby się założyć, że Liu właśnie przewraca
oczami, znał go na wylot. Doskonale wiedział, kiedy brat jest szczęśliwy, a
kiedy smutny, kiedy znów dostał szmatę z geografii, a kiedy coś sprawiło, że
poczuł się doceniony. W pokoju znów zapanowała ciężka, nocna cisza, ale Jeff ją
uwielbiał. Sprawiała, że powoli odpływał w błogi niebyt. Wyrwały go z niego
słowa brata.
- Zostaniesz ze
mną na noc?
Otworzył oczy,
zdziwiony i okropnie zaspany, szukając zarysu sylwetki Liu. Choć było zbyt
ciemno, żeby mógł go dostrzec doskonale wiedział, gdzie i jak siedzi jego brat.
- Mam iść do
twojego pokoju?
- Czasem jesteś
głupim łosiem.
- Jedynie
zaspanym.
Cisza.
Jeff
poprawił głowę na poduszce czekając, aż Liu się odezwie.
- Mogę z tobą
zostać?
Tym razem Jeff mu
nie odpowiedział tylko zagarnął ramieniem i przykrył kołdrą. Nawet nie
marudził, gdy jego brat zaczął się kokosić zabierając mu lwią część kołdry i
spychając go na kraniec łóżka. Jeff ułożył się, mimo wszystko, wygodnie
zastanawiając się nad tym czy to nie dziwne, że jego nastoletni brat wciąż
czasem przychodzi w nocy, żeby z nim spać. Nie pogadać, wypłakać się czy nawet
przytulić. Liu po prostu spał obok, a Jeff zasypiał chwilę po nim wsłuchując
się w oddech brata. Podłożył sobie ramiona pod głowę i spróbował w końcu usnąć.
Sen jednak nie chciał nadejść. Gdy młodszy w końcu przestał się kręcić Jeff
poczuł, jak drży. Odwrócił się w jego stronę szukając zarysu twarzy brata.
- Znowu czytałeś
creepypasty, Liu?
Jego uszu
dobiegło stłumione kołdrą mruknięcie. Jeff westchnął cierpiętniczo i na oślep
wyciągnął rękę, by poczochrać brata. Gdy to zrobił młodszy, aż podskoczył, co
doprowadziło Jeffa do kolejnej fali chichotu. Choć nie miał tego w zwyczaju
przyciągnął Liu do siebie w prawie czułym geście i powiedział:
- Spokojnie.
Ochronię Cię, jak zawsze.
Liu znowu burknął
dając Jeffowi do zrozumienia, że nie jest zbyt przekonany.
- Potworów nie
ma, bracie. - strzępki snu na dobre opuściły jego umysł - Te opowiadania,
filmy, gry, to tylko wymysł czyjejś chorej wyobraźni. Naprawdę myślisz, że taki
Slenderman istnieje? Albo ten cały pies? No wiesz, ten z tym „czarującym”
uśmiechem. Jak on się nazywał?
- Smile.jpg. – w
głosie Liu można było wyczuć zakłopotanie, ale też sporą dawkę strachu.
- Naprawdę
myślisz, że coś takiego miałoby prawo bytu? Wyluzuj braciszku.
Wyciągnął dłoń i
poczochrał włosy brata, dziękując w duchu, że nie wydłubał mu przy tym oka. W
końcu w tej ciemności mógł się tylko domyślać, gdzie dokładnie znajduje się
głowa Liu.
- Nie ma się
czego bać, wiesz? Liu?
Jego brat cicho
zachrapał. Jeff głośno westchnął, tym razem powstrzymując śmiech. Ułożył się
obok niego i chwilę później sam odpłynął.
~*~
Jeff uśmiechnął się do brata. Był
ogromne zadowolony z ponownego spotkania, nie mieli okazji się spotkać od
dłuższego czasu. Wokół jego nóg krążył rzężący Smile.jpg. Zwierzę miało
paskudny pysk oblepiony żółtawą pianą, z którego od czasu do czasu kapała
ślina. Cały psopodobny stwór pokryty był czerwonawą, sklejoną i zmierzwioną
sierścią, z rdzawymi plamami zaschniętej krwi. W dodatku zwierzę, jeśli można
to tak nazwać, chwiało się na długich łapach garbiąc się niczym hiena. Podobnie
się również szczerzyło przyprawiając każdego o dreszcz przerażenia. Każdego,
ale nie Jeffa.
- Kopę lat, co
nie braciszku? Muszę przyznać, że całkiem dobrze się trzymasz Liu.
Przedstawiłem Ci już może Smile? To mój nowy kompan do polowań. Podobnie się
uśmiechamy, co?
Brunet nachylił
się nad bratem. Deszcz siekł coraz mocniej, Liu mókł, a Jeff nie chciał, aby
braciszek się rozchorował.
- Nieźle leje.
Lubisz taką pogodę, prawda Liu? Ej, czyżbyś się obraził? Jeśli będziesz dalej
stał tak na deszczu, to się przeziębisz.
Przykląkł i okrył
brata swoją bluzą. Była na niego trochę za duża, Jeff zawsze był wyższy, ale
mimo wszystko Liu nie prezentował się w niej źle.
- Czuję się
ostatnio dziwnie pusty, braciszku. I chciałbym ci o tym opowiedzieć. Kiedyś
byłem pełny typowych ludzkich uczuć, później zastąpiła je paląca żądza. Mordu,
oczywiście. Oj, Liu! Jak to cholernie bolało. Spalałem się. Próbowałem uciec od
niekończących się pokładów nienawiści i chęci mordu, a w środku, czułem
dokładnie, jak ogień pali po kolei żołądek, wątrobę, płuca, żeby następnie
zwęglić żebra i mięśnie. I wtedy, gdy cię obroniłem ból na chwilę ustał.
Znalazłem na niego sposób! Zacząłem krzywdzić innych. Oh, bracie. W końcu byłem
wolny! W końcu ktoś cierpiał tak, jak ja! Genialne uczucie! Koiło mój ból, było
cudownym remedium. A potem zacząłem w nim tonąć. Dławiłem się w ekstazie
przeplatanej ich krzykiem... Albo we własnym bólu. Płonąłem szczęściem albo
cierpieniem. Na zmianę mordowałem lub wyłem z powodu płonącej żądzy. I wiesz co
Liu? Chyba się wypaliłem.
Smile położył się
przy bracie Jeffa zamiatając swoim zniekształconym ogonem ziemię naokoło.
Przyglądał się swoimi obrzydliwymi oczami swojemu towarzyszowi. Podczas
mówienia na bladą twarz Jeffa wstąpiły delikatne rumieńce, ciągle przesadnie
gestykulował podkreślając w ten sposób ważniejsze fragmenty wypowiedzi. Pod
koniec nagle znieruchomiał i spuścił głowę, jakby w zrezygnowaniu.
- Tak czy siak...
Czuję się pusty. Jestem pusty. Cholera, nawet nie wiem, kiedy mordowanie
przestało mi pomagać. Zdarzały mi się takie momenty, ale wtedy zabijałem
więcej, zadawałem więcej bólu, dawałem złudne szanse na ucieczkę, sprawiałem,
żeby umierali w przerażeniu bez żadnej nadziei. A teraz myślę, że nawet wybicie
całego miasta by mi nie pomogło. Ej, Liu... Odezwiesz się do mnie? Liu. Do
kurwy nędzy i prostytutki biedy, odezwij się!
Cisza.
Nagle Jeff poczuł, ma dość. Ogarnęła
go obezwładniająca bezsilność, opadł na kolana i przytulił się mocno do brata.
Trząsł się zanosząc się spazmatycznym szlochem i rozdrapując sobie twarz o
chropowatą płytę nagrobka.
- Mam dość życia
samotnie! - wrzasnął, nie potrafiąc się uspokoić - Po co cię zabiłem?! Po co?!
Smile podniósł
brzydki łeb z ziemi i zaskamlał. Jeff ponownie znieruchomiał tuląc rozcięte
czoło do nagrobka. Deszcz dalej padał, a on był zupełnie przemoczony. Nagle po
cmentarzu przetoczył się szalony śmiech, tak niespodziewanie, że nawet Smile
się spłoszył, co było zupełnie do niego nie podobne.
- No tak... -
Jeff zaczął się trząść, mówił szeptem, co chwila oblizując spękane wargi -
Skoro na ból pomaga mi cierpienie innych, to tak samo poradzę sobie z
samotnością. Będą tak samotni, jak ja. Prawda, braciszku? Liu?
Jeff wpatrywał
się oczami bez powiek w miejsce spoczynku brata. Po nagrobku obwiązanym białą,
gdzieniegdzie zakrwawioną bluzą, spływały strugi deszczu. Gdyby brunet mógł
jeszcze myśleć w takich kategoriach, stwierdziłby, że Liu płacze. Jednak jego
umysł był zupełnie przeżarty przez szaleństwo i dla niego ten obrazek był lekko
żałosny. Zdjął mokre ubranie z kamiennej płyty zakładając je na siebie.
Następnie posłał swojemu bratu lekko kpiący uśmiech.
- Dziękuję, że
mnie wysłuchałeś Liu. Mówię Ci, kiedy przyjdę znowu, będę już szczęśliwy. A jak
ja, to i Ty, prawda braciszku?