Nadszedł dzień
umówionej wizyty na zdejmowanie szwów i, w domyśle, ostatniej wizyty Kylo w
szpitalu. Razem z Armitagem siedzieli w poczekalni, czekając, aż pielęgniarka
wywoła Kylo do gabinetu.
- Stresujesz się? - zagaił go Kylo.
- To ja ciebie powinienem o to zapytać - odpowiedział.
- Zastanawiam się, czy to boli.
- Nie boli. Tylko trochę szczypie - powiedział. - Nigdy nie miałeś szwów?
- Miałem, ale nie tyle.
Hux spojrzał
na Rena. Rzeczywiście, przecież to, co on widział na twarzy czy ręku, to nie
wszystkie rany. Zdecydowana większość ukryta była pod czarną bluzą. Armitage
przełknął ślinę. To mogło boleć.
- Jestem pewien, że nawet nie zauważysz, kiedy skończą. Musisz myśleć o
czymś innym - starał się go uspokoić. - Mam wejść z tobą?
- Nie wydaje mi się, żebyś mógł - powiedział Ren, a widząc zmartwienie na
twarzy Armitage’a, pogładził go po policzku. Hux posłał mu lekki uśmiech.
Szkoda, że w poczekalni było tak dużo ludzi.
W tej samej
chwili drzwi gabinetu lekarskiego otworzyły się i wyskoczyła z nich
pielęgniarka. Była to starsza, przysadzista kobieta w okularach, przez które
jej sokoli wzrok zmierzył poczekalnię.
- Benjamin Solo na szwy, proszę - zakomunikowała głośno.
- Będzie dobrze - powiedział mu Hux, gdy ten wstał z ławki.
Przede wszystkim
było nieprzyjemnie.
Ren siedział
na kozetce i czuł jak szwy wychodzą z jego ciała. Najpierw szew był przecinany,
następnie łapany pęsetą, po czym wyciągany z miejsca, w którym znajdowały się
od kilku tygodni. Chirurg trochę szarpał, nie było to szczególnie bolesne, ale
okropnie nieprzyjemne, budzące mdłości i trwało to na tyle długo, że lekarz w
końcu zawołał do pomocy jeszcze jedną osobę. Kylo próbował przede wszystkim
równo oddychać, żeby nie wpaść w panikę.
Następnie
zaklejono mu blizny i przepisano maści na szybszą regeneracje. Musiał nosić
opatrunki przez następne dwa tygodnie, a za tydzień wpaść jeszcze na kontrolę.
Z gabinetu
wyszedł potwornie zmęczony, ale gdy ujrzał Huxa, spróbował przywołać na usta
uśmiech.
Hux od razu wstał
z ławki i podszedł do Kylo. Na twarzy zauważył nowy plaster, który znikał
dopiero za kołnierzem bluzy, na którą zapewne pielęgniarka nakleiła naklejkę.
- I jak? - zapytał zmartwionym głosem.
- Czułem jak mi to wszystko wychodzi z ciała - otrząsnął się. - Gdzie
chcesz teraz iść?
- Ty powinieneś wybrać, w końcu to ty byłeś “dzielnym pacjentem” -
powiedział, nawiązując z uśmiechem do nalepki.
Kylo spojrzał na
swoją pierś.
- Ja naprawdę zaraz kończę osiemnaście lat - mruknął.
- No, wreszcie nie będę chodził z dzieciakiem - skomentował złośliwie, ale
ciągle się uśmiechał.
- To tylko kilka miesięcy, rocznikowo jesteśmy w tym samym wieku -
zauważył Kylo, zarzucając kurtkę na ramiona i kierując się w stronę wyjścia ze
szpitala.
- Właściwie to nie, bo ja jestem rok starszy od ciebie - powiedział Hux,
jakby to była wiedza powszechna.
Ren przystanął na
chwilę.
- Co?
- No.
Jednak ta
lakoniczna wypowiedź nie zadowoliła Rena, więc jak tylko owinął szyje
szalikiem, kontynuował.
- Dlatego od roku już jeżdżę autem.
Kylo wyszczerzył
zęby przebiegle.
- Przyznaj się, której klasy nie zdałeś. Taki geniusz jak ty?
Hux westchnął.
- Wszystkie zdałem, po prostu poszedłem do szkoły rok później niż mój
rocznik.
- Nie mówiłeś mi. Dlaczego tak?
- Miałem… - zawahał się, w sumie nigdy nikomu o tym nie musiał mówić. Wszystko
wyjaśnił jego ojciec, gdy zapisał go do podstawówki. - Problemy z mówieniem. W
sensie, zacząłem się bardzo późno komunikować. Psycholog zalecił, żebym
zaczekał rok, bo jestem „opóźnionym dzieckiem”.
Spojrzał w
ziemię. Bał się, że Kylo uzna go teraz za jakiegoś dziwaka. Nie żeby był
normalny, normalność była pojęciem względnym, jednak nie chciał, by Kylo
patrzył na niego inaczej niż do tej pory.
- To ze strachu?
- Nigdy mi nie powiedzieli dlaczego, ale możliwe - wyznał. - Jakoś nie
przypominam sobie, żeby ojciec mnie specjalnie wychowywał. Miałem taką
opiekunkę, jak miałem 6-7 lat, nazywała się Rae. W sumie to ona mnie
przygotowała do pójścia do szkoły. Potem wszelkie granice zniknęły, zawsze
dobrze się uczyłem, ale na wypadek pytań, nigdy nie mówiłem, że jestem starszy.
- Czuję się jak idiota – wyznał Kylo.
- Dlaczego? - Spojrzał na niego zdziwiony.
- Miałeś prawo jazdy wcześniej niż my… Jakoś tak po prostu przyjąłem to za
fakt i tylko cieszyłem się, że zawsze byłeś w kilka chwil, gdy się ustawiliśmy
albo potrzebowałem ratunku.
Przypomniał sobie
te wszystkie razy, gdy sam był pijany w trzy kije, a Hux przyjeżdżał po niego,
aby zawieźć go do domu. Trochę to było żałosne, a trochę go rozczulało.
- Wiesz, nie ma się tutaj nad czym zastanawiać za bardzo - powiedział. -
Wiek nie ma znaczenia poza takimi rzeczami jak dokumentacja. Ale niech to
zostanie między nami - dodał.
- Jasne. Ale mogę zobaczyć twój dowód? - wyszczerzył się Ren.
Hux parsknął
śmiechem, ale sięgnął do kieszeni po portfel i pokazał dowód.
- Prawko też chcesz? - zapytał, podając Kylo plastik. - I wiem, że miałeś
wybrać, co będziemy robić, ale jestem głodny i proponuje się szarpnąć na coś
dobrego, by uczcić twój powrót do zdrowia.
- W takim razie prowadź.
Zeszli na
szpitalny parking i wsiedli do samochodu Huxa. Tym razem rodzice Rena nie
musieli ich nigdzie wozić, mimo, że mama Kylo nalegała, że pojedzie z nim
ściągnąć szwy.
- Dobrze, że masz już kluczyki z powrotem - powiedział Kylo, moszcząc się
wygodnie na siedzeniu pasażera.
- Już nie mogłem wytrzymać, bez auta jak bez ręki - odparł.
- Ale wszystko w porządku? - dopytał Kylo, a obaj doskonale wiedzieli, o
co pytał.
- Tak - odpowiedział krótko Hux. - Ojciec pojechał na wyjazd służbowy,
nawet nie wiem gdzie, ale ma wrócić za dwa dni, więc nie narzekam.
Kylo zastanowił
się.
- No to ma sens, że oddał ci kluczyki teraz.
Hux skinął głową,
nie patrząc na Kylo, po czym podał mu kabel do radia i pozwolił wybrać muzykę.
Zawędrowali na
ramen - ostatnio próbowali trochę innej kuchni niż włoska, mimo marudzenia
Kylo, i jak na razie ramen był właśnie w samej czołówce nowych ulubionych
potraw Rena.
Kelnerka podeszła
do nich i zebrała zamówienia, a Hux spojrzał na Kylo, jakby widział go pierwszy
raz w życiu.
- Czy ty wziąłeś wersję wegańską?
Skinął głową,
jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czemu? Przecież ty nawet nie
lubisz tofu - dodał zdziwiony, doczytując menu.
- No bo jak nie chodziłem do szkoły, to sporo siedziałem z Chewiem i on
tak po prostu na mnie zasypiał i wtedy bolało mnie jakby trochę mniej... i
trochę nad tym myślałem - zaczął Ren, patrząc gdzieś w bok, jakby to, co
próbował właśnie wytłumaczyć Huxowi, było niesamowicie zawstydzające. - Bo
jakby czym się różni Chewie albo Millicent od takiej świni czy krowy? Czy to w
ogóle nie jest paradoksalne, że zjadam samych roślinożerców, mieszkam z
mięsożercami i czuję się jakoś usprawiedliwiony, bo w misce psa też jest czyjeś
życie? Nie wiem, czy rozumiesz…
Hux opadł na
oparcie krzesła i skrzyżował ręce, myśląc.
- Z jednej strony rozumiem, ale w sumie wszyscy jedzą mięso, nie? Czy tam
większość. Zawsze się mówi, że to składniki odżywcze i tak dalej. Człowiek jest
wszystkożerny i skoro kiedyś zabijał, to co się miało w tym zmienić?
- Możemy sobie poradzić bez tego. A przynajmniej ja. Próbuję. Nie namawiam
cię do niczego.
- Okej - powiedział. - Może powinieneś pogadać z Phasmą w takim razie.
Może dadzą ci przepisy. Chętnie przetestuje - dodał z uśmiechem.
- Dzięki, Armitage - złapał go za dłoń. – Ale wyobrażasz sobie, co będzie
teraz w domu? Jak tata mi powie: nie dość że psychiczny, to jeszcze gej
wegetarianin? Może się jeszcze zapiszę na crossfit?
- Pewnie nic go już nie zaskoczy - zaśmiał się Hux - skoro mówisz o nim
“tata.”
Ren aż przyłożył
dłoń do ust.
- Och.
- Ale to dobrze! - zapewnił go. - W sensie, w końcu nazwał mnie twoim
chłopakiem, nie?
Kylo uśmiechnął
się lekko i skinął głową. Ostatnio większość kwestii w jego życiu zmierzała w
dobrą stronę. Kelnerka przyniosła ramen, Ren pożyczył Huxowi smacznego i zaczął
łowić pałeczkami makaron.
- Myślisz, że już jest różnica?
- W czym? - zapytał i podmuchał bulion na łyżce.
- We mnie.
Hux spojrzał na
niego.
- Wiesz, wydaje mi się, że potrzeba czegoś więcej niż jednego wegańskiego
ramenu, ale zawsze coś.
- Ugh… - Ren dźgnął go pałeczkami w ramię. - Doskonale wiesz, że pytam o
tabletki, deklu.
- Wiem, wiem, droczę się tylko - przyznał, odganiając od siebie pałeczki.
- Ale myślę, że tak. Z pewnością jesteś bardziej skoncentrowany i
spokojniejszy. A jak ty myślisz?
Hux nie
zastanawiał się nad tym wcześniej, jednak patrząc na zachowanie Kylo w szkole,
już widać było pewne zmiany. Nie jakieś drastyczne, nic specjalnie rzucającego
się w oczy dla osób postronnych. Ale chociażby w ławce Kylo siedział spokojnie,
nie denerwował się tak łatwo. Nawet prowokacje na korytarzach znosił wyjątkowo
dobrze. Hux był przekonany, że gdyby kilka miesięcy temu ktoś na niego krzywo
spojrzał, Kylo już dawno wytarłby nim podłogę. Nie było dużej zmiany. Ale coś
na pewno, a przynajmniej tak się Huxowi wydawało.
- Nie wiem. Jest mi jakoś łatwiej. Nie zawsze, ale wydaje mi się, że
łatwiej wstaję, łatwiej olewam wszystko, co dzieje się naokoło mnie. W sensie
to czym nie powinienem się przejmować, przedtem drażniło mnie wszystko, nie
potrafiłem wyrzucić tego z głowy. A teraz jest łatwiej.
Hux uśmiechnął
się.
- Dobrze to słyszeć.
- W ogóle… Może chciałbyś iść ze mną niedługo na koncert?
- Na koncert? - odparł pytaniem, przypominając sobie to, że raz omal nie
umarł w młynie. - Metalowy?
- Niekoniecznie, ale wolałbym - uśmiechnął się szerzej. - Możemy wybrać
coś razem.
Hux zastanowił się, wciągnął kilka nitek makaronu i w końcu się zgodził.
- A kiedy mniej więcej?
- No plus minus za miesiąc?
- Okej - zgodził się i dopiero po chwili dopytał: - Czy to nie będzie
blisko twoich urodzin?
- Tak. - Kylo spuścił wzrok na ramen.
- Więc powinieneś wybrać - stwierdził. - Coś nie tak?
- Robiłeś kiedyś imprezę urodzinową?
- Nie przypominam sobie - zamyślił się. Nie pamiętał, żeby zapraszał do
siebie kolegów, nie lubił nikogo przyprowadzać do domu. - Może raz w
podstawówce. Czemu pytasz, planujesz jakieś?
- Nigdy nie robiłem. Rok temu poszedłem na miasto, upiłem się, potem chyba
dzwoniłem po ciebie.
- Pamiętam - westchnął, bo trudno było to zapomnieć. Hux zdał sobie
sprawę, że do teraz nie wiedział, że to były Kylo urodziny. - W tym roku będzie
lepiej, nie pozwolę ci pić w samotności.
- Czuję się trochę ułomnie, że nawet nie wiem, jak je spędzić. Ale z tobą
na pewno będzie miło.
- Coś wymyślimy - powiedział i posłał mu uśmiech.
Ren uchwycił dłoń
Huxa w swoje palce, przyciągnął do siebie i ucałował, ciągle patrząc mu w oczy.
Hux od razu poczuł, jak się czerwieni, uciekł wzrokiem, ale nie przestał się
uśmiechać.