...

wtorek, 26 lutego 2019

It's written on the headstones

Bro powiedział mi, że powinnam dalej prowadzić swój dziennik na blogu. I chyba jest w tym trochę racji, bo kiedy go tak teraz przeglądam, to aż im się cieplej na serduchu robi.

To nie tak, że już nie piszę, czy się nie uzewnętrzniam w jakiś mniej lub bardziej artystyczny sposób. Robię to całe życie i ciężko byłoby mi się z tym rozstać. Po prostu ostatnio siedzę dużo na Twitterze i większość moich luźnych przemyśleń trafia właśnie tam. Jednak limit znaków dość mocno je kaleczy, zmuszając mnie do skracania, cięcia i przebudowywania zdań. Zwykle cierpi na tym interpunkcja, składnia, ogółem wszystko to, o co (jako polonista) powinnam dbać najbardziej.

Ale ja w sumie nie o tym. 

Chciałabym więc tutaj coś skrobać. Na pewno nie każdego dnia, nie mam na to czasu, ale co jakiś czas. Wspomnieć o czymś co się wydarzyło, a za kilka miesięcy, lat, przypomnieć to sobie przeglądając te posty. Taka forma pamiętnika. Chyba mnie starość dopadła, skoro potrzebuję czegoś takiego w swoim życiu.

Tak poza tym, to jest dobrze. Dalej kocham moich bliskich i przeżywam z nimi dobre i złe chwile, ale wszystkie ważne. Dalej studiuję, w piątek zaczynam swoje pierwsze praktyki w szkole.  Rozumiecie? Będę miała niemalże swoją klasę przez ten semestr! 2 godziny polskiego i 2 godziny historii. Stwierdziłam, że nie ma takiego bata, żebym nie założyła koszulki z Kapitanem Ameryką. Niech wiedzą z kim mają do czynienia.

Za to niesamowicie irytuje mnie sama biurokracja, problemy z zapisami na zajęcia, UWr jest po prostu daremny. Polecam z wykładowców, bo to - w większości - najcudowniejsi ludzie na jakich mogłam trafić, ale sama uczelnia powinna się wstydzić swoich pracowników w sekretariatach. Jak nie rzucę studiów w tym tygodniu, to tylko ze względu na epicko silny charakter, twardą dupę, przytulasy Marcina i moją miłość do moich prowadzących.

I zimno mi. Wiem, wiem, że marudzę, ale marzy mi się ten dzień, w którym będę mogła już pójść na dwór w mojej ulubionej skórze i trampkach. 

Tak na koniec - zasłuchałam się ostatnio w While She Sleeps. Poruszają mi odpowiednie struny w duszy, żebym mogła się zastanowić nad światem i otaczającą mnie rzeczywistością złożoną z pozorów, które sami kreujemy. Zostawiam Was z jedną zwrotką. Nic szczególnego, ale jakoś tak kazało mi się zastanowić nad tym, czego ja tak właściwie chcę od życia.

Dalej myślę.

If you want words to live your life by
Walk the graves, walk the graves
It's written on the headstones
Time waits for no one

środa, 6 lutego 2019

Antidotum na niepokój cz. 61




Kylo nie ćwiczył jeszcze na wfie, ale oczywiście, został zmuszony do chodzenia na zajęcia i grzania ławki. Zwykle w tym czasie czytał książki i słuchał muzyki, choć czasami przyłapywał się na wpatrywaniu się w Huxa. Gdy rudy to zauważał, Kylo wracał od razu do czytania Chateaubrianda, bo inaczej musiałby słuchać głupich przytyków.
Nauczyciel wfu jak zwykle nie zamierzał im odpuścić i postanowił, że będą grali turniej dwóch ogni w mieszanych składach - z dziewczynami. Hux niechętnie wykonywał ćwiczenia gimnastyczne prowadzone przez Rose na ocenę, myśląc o tym, że wf stracił swój urok, odkąd zaczął chodzić z Kylo. Nie, żeby zajęcia sportowe kiedykolwiek jakiś miały, jednak uderzenie Rena piłką stanowiło kilka miesięcy temu nie lada radość. Mógł, co prawda, ciągle okładać Damerona i czerpać z tego frajdę, jednak nie było to już to samo. Czy to on się zmienił? Czy bezsensowne akty siły i agresji straciły swój dawny powab?
- Nie - powiedział sam do siebie, gdy zbił Damerona piłką.
- Co tam mówisz? - zagaiła go Rey, gdy odbiegali od środkowej linii, przy której Poe próbował się uratować od zejścia z boiska, zbijając kogoś innego.
- Nic, nic - zapewnił ją Hux.
Znów biegli w stronę środka.
- Nudno tak bez Kylo, nie? - powiedziała, unikając przy okazji piłki, która uderzyła niczego nie spodziewającą się dziewczynę za nimi.
Huxa zdziwiło nieco to stwierdzenie, ale pokiwał głową.
- Nikt nie reaguje tak żywiołowo.
- I nie krzyczy.
- I nie grozi ci śmiercią.
- I nie wyzywa twojej rodziny trzy pokolenia wstecz.
- JA WAS SŁYSZĘ! - krzyknął znad książki Ren.
Rey i Armitage posłali mu szerokie uśmiechy. Finn, który obok zwijał się ze śmiechu, dostał piłką w twarz, na co śmiechem wybuchł Kylo, co trwało jednak krótko, gdyż pociągnęła go rana i musiał wrócić do swojej pokazowej naburmuszonej miny.
Hux wyszczerzył się do Rena, żeby choć trochę go pocieszyć i właśnie ten moment wybrał sobie Poe, aby przywalić mu z całej siły piłką.
Armitage’a aż odrzuciło na ziemię. Wfista odgwizdał punkt dla drużyny Damerona.
- Oż ty chuju - warknął Ren, zrywając się z ławki.
- Siadaj, Solo, ty przecież nawet nie grasz! - krzyknął trener.
Hux zszedł z boiska, żegnając Damerona środkowym palcem, za co dostał kolejny gwizdek od wuefisty. Poszedł przysiąść się do Kylo na ławce, po drodze rozmasowując bolące od upadku i uderzenia miejsca.
- Wszystko w porządku? - zapytał go Ren, gdy Armitage usiadł koło niego.
- Tak, pewnie kolejny siniak do kolekcji - stwierdził bez przejęcia w głosie. Sięgnął po swoją butelkę wody i się napił. - Patrz, jak się, kurwa, cieszy. Mam nadzieję, że go zbiją szybko.
- Gdybym grał, to już by wzywali karetkę - burknął Kylo.
- Chyba po ciebie - odparł bez namysłu.
Kylo posłał mu kwaśny uśmiech znad książki.
Usłyszeli gwizdek. Skończył się mecz i była zmiana drużyn. Huxa drużyna zostawała na boisku.
- Muszę iść - mruknął Hux, ale Kylo nie zwracał uwagi. - Hej, nie obrażaj się - powiedział na odchodnym i położył mu na chwilę dłoń na głowę.
- Nie obrażam - powiedział Kylo i podniósł zaciśniętą dłoń  geście dodania Huxowi odwagi.
Hux zbił z nim żółwika i wrócił na boisko, gdzie teraz zaczęła się nowa gra z drużyną, w której grała Rose.
Kylo natomiast postanowił przenieść się do pomieszczenia, gdzie trzymali cały sprzęt sportowy i materace. Przede wszystkim było tam ciszej, spokojniej i prawdopodobieństwo oberwania piłką w mordę spadało do minimum.
Gra toczyła się przez jakieś dziesięć minut, Hux został zbity jako jedna z trzech osób, które jeszcze zostały na boisku. Zwrócił się więc w kierunku ławki, jednak nie zastał tam Kylo. Zdziwiony, rozejrzał się po hali. Wszędzie było dużo ludzi, jednak Kylo nigdzie w zasięgu wzroku. Armitage postanowił sprawdzić szatnię, korytarz przed halą. Ren zniknął.
Huxowi nie podobało się to, że ten go zostawił. Poszedł poszukać w jeszcze jedno miejsce, choć wydało mu się to mało prawdopodobne - składzik na sprzęt w rogu hali. Hux wcisnął się do środka przez szparę - drzwi były metalowe i dość ciężkie, zamykane na kłódkę, jakby stare piłki i kozły w środku stanowiły jakiś skarb. Ku jego zdziwieniu, na stosie materacy leżał Kylo i drzemał w najlepsze, z książką rozłożoną na brzuchu.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wspiął się na górę i położył niego. To było genialne, w składziku było ciszej i nikt się nimi nie interesował, powinni byli to robić wcześniej.
Gdy oparł głowę o jego ramię, Kylo niemal instynktownie, przysunął się do niego i przytulił.
- To mógł być morderca - powiedział Hux, oddając uścisk. - Gdzie się podział twój instynkt samozachowawczy?
- Morderca się lepiej skrada - burknął Ren, chowając twarz w rudych kosmykach. - Zawsze mogę cię puścić, jak ci coś nie pasuje.
- Nie, nie puszczaj - powiedział i przytulił go mocniej.
Kylo już pochylał się żeby go pocałować, ale wtedy usłyszał dziewczęcy glos:
- Jezu, jak tam bez was nudno.
Podnieśli wzrok na Rey, której chuda twarz znalazła się pomiędzy framuga i drzwiami. Hux przez chwilę zastanowił się, czy gdyby zamknął je teraz gwałtownie, to jakimś cudem uznano by to za wypadek.
- Nie grasz? - zapytał Kylo, wciąż lekko przymulony.
- Nie chce mi się, wszyscy są gorsi od ciebie, to nie mam z kim konkurować - rzuciła, po czym spojrzała z zaciekawieniem na materac. - Ale sobie miejscówkę wymyśliliście! - to mówiąc, wpakował się na materac..
Wepchała się pomiędzy chłopaków i odetchnęła.
- Co, chyba nie sądziliście, że pozwolę wam się obściskiwać, jak leżę obok? - zażartowała.
- Szczerze mówiąc to liczyłem na to, że nie będzie cię obok - mruknął Armitage, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Leżeli chwilkę w niezręcznej ciszy, chłopcy naburmuszeni z powodu rozbitego momentu, a Rey uśmiechnięta, całkiem dumna z siebie.
- A zrobiliście już zadanie z chemii? – zapytała, gdy cisza stała się nieznośna.
Kylo, który wcześniej odsunął się trochę od dziewczyny, teraz aż ponownie skupił na niej całą swoją uwagę.
- Nie, a ty?
- Oczywiście, że nie, ale mam zamiar je teraz spisać z Internetu, mogę wam potem podesłać.
Zarówno Hux jak i Kylo przytaknęli. Dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni dresów, a Kylo podzielił się z nią kartką wyrwaną z zeszytu, który miał przy sobie. Rey dość szybko zapisała odpowiedzi do zadań, po czym dała mu je Renowi na przechowanie.
- Bardzo cię to boli? - zagaiła, wskazując na bladą dłoń Kylo, która pokryta była różowymi plamami świeżej skóry.
Kylo pokręcił głową. Rey chwyciła jego dłoń w palce i przyjrzał się dokładniej bliznom.
- Ale tę - wskazała na białą kreskę ciągnącą się po kciuku - to ja ci zrobiłam.
- No tak - mruknął Ren. - Żeby tylko tą jedną.
Hux usiadł na materacu. Rey z pewnością zrobiła się bardziej pewna siebie w kontakcie fizycznym z Kylo, a on nie reagował na to jak na ogień. Hux wiedział, że to dobra zmiana.
Ale przez to zaczął się robić zazdrosny, choć wiedział, że to absurdalne.
- A ty jakie masz blizny, Rey? - zapytał niby obojętnie, chcą mimo wszytko odwrócić jej uwagę od trzymania Rena za rękę.
- Och, całkiem sporo.
Podwinęła rękaw t-shirtu, pokazując nierówne znamię.
- Tu przeskakiwałam przez płot i drut mnie poszarpał. Tu - wskazała na kostkę - mnie pies pogryzł. A to - wskazała na białą kreskę tuż pod lewym skrzydełkiem nosa - to już robota Kylo.
- Pobiłeś ją? - spytał Hux.
- Gdzie tam - Ren wzruszył ramionami. - Bawiliśmy się na placu zabaw. Zajebałem jej huśtawką.
Hux parsknął śmiechem.
- Tak, potrafię to sobie wyobrazić. Zapomniał, że oni znali się całe życie.
- A twoje blizny, Hux? - zapytała ciekawsko Rey.
- Jego blizny to jego sprawa - powiedział Kylo. Ewentualnie moja, dodał już w myślach.
- Och, bo myślałam, że przy tych wszystkich bojkach sobie coś zrobiliście. To w sumie takie tatuaże, rzadko schodzą całkowicie, dobrze więc, jeśli kojarzą się z czymś dobrym. Na przykład - wskazała znów na nos. - Te od Kylo kojarzyły mi się bardzo źle, dopóki nie porozmawialiśmy na moich urodzinach. Teraz to trochę pamiątki starych, dobrych czasów.
Hux posłał Kylo uśmiech, który miał go zapewnić, że wszystko jest w porządku.
- Nie wiem, czy tłukliśmy się aż tak, żeby mieć blizny - zaczął Hux. - Ale na kolanie mam taką z dzieciństwa, jak spadłem z roweru. A no i na kostkach, od uderzeń.
Pokazał Rey kolano i ręce. Kylo też przyglądał się uważnie.
- Ta wygląda jak głowa misia - powiedziała Rey.
- Co? - Hux niemal zakrztusił się tym słowem.
- No ta tutaj - wskazała na kostkę. Kylo pochylił się i przyjrzał dokładnie.
- No ciężko zaprzeczyć.
Hux przyjrzał się swojej dłoni.
- Jakieś zwidy macie.
- Jak wolisz poważniej, to wygląda jak cząsteczka wody. Czyli dalej głowa misia.
- Czekaj - Kylo wyjął z plecaka długopis. - Narysuje ci to.
Chwycił dłoń Armitage'a i z wielką uwagą zaczął rysować na jego skórze.
- Patrz.
Niebieski tusz znaczył na jego dłoni małego, trochę krzywego misia.
- Ale to głupie - powiedział, ale im dłużej się przyglądał, tym szerszy był jego uśmiech. Nigdy by nie wpadł na to, że blizna po uderzeniu w ścianę wygląda jak miś.
Kylo złapał jego dłoń ucałował bliznę, brudząc sobie przy tym usta tuszem.
- Rozmazałeś - poskarżył się Hux.
- No i masz. Narysuje ci to jeszcze raz - mruknął Ren, łapiąc za długopis.
- A narysujesz mi też coś? - zapytała Rey.
Kylo wystawił dłoń, na której po chwili wylądowała ręka Rey. Zaczął rysować słońce, ale po chwili zmienił je w słonecznika.
- Już zapomniałam, że umiesz tak rysować.
- Ja to nie wiedziałem nawet - przyznał Hux cicho.
Ile było rzeczy, które wiedziała o Kylo Rey, a on nie?
- Przestałem jeszcze gimnazjum - powiedział Kylo, nie wydawał się jakoś szczególnie poruszony.
- No a śpiewać, chyba jeszcze wcześniej.
- Weź się już zamknij, ok? Bo zaraz opowiem wszystkim o twoich wyczynach tanecznych.
Dziewczyna aż nadmuchała policzki.
Było ich dużo. Na pewno. I Hux nie mógł dzielić wspomnień, przy których go nie było. Ale może nie powinien być zazdrosny. Powinien czerpać z tego ile może, wyobrazić sobie małego Kylo, który maluje, śpiewa piosenki z bajek i ciągnie Rey za włosy.
A on miał swoje własne wspomnienia teraźniejszego Kylo.
- No to teraz nie dam ci żyć, aż mi czegoś nie zaśpiewasz - posłał mu chytry uśmiech.
- Przecież chciałem, przynajmniej kilka razy - parsknął śmiechem Kylo. - Za każdym razem mi dziękowałeś
- Wszyscy myślą, że będziesz growlował albo coś - rzuciła Rey i w sumie nie mijała się jakoś szczególnie z prawdą.
- Prawda, a poza tym każdy “umie śpiewać” jak jest pijany - powiedział Hux.
Kylo podniósł ręce w obronnym geście.
- OK, w takim razie zabiorę swój śpiew do grobu.
- Wrócimy do tego jeszcze - powiedział Hux i puszczając mu oczko.