Dzieciństwo i dorastanie wiążę się z masą pytań. Są takie
zupełnie banalne, dotyczące chociażby tego, co chcesz zjeść na obiad oraz te
ważniejsze - gdzie chcesz iść do szkoły, kim chciałbyś zostać w przyszłości?
Młodzi ludzie byli tak przeładowani kolejnymi znakami zapytania, rojącymi w
wypowiedziach dorosłych, że ich nogi niemal się pod nimi uginały. Podobno lęki
trzeba oswajać, więc wymyślali multum gier, testów, rozmawiali godzinami o
dopasowaniach znaków zodiaków, czy typach osobowości. Każdy chciał wiedzieć jaki
kolor go opisuje albo którym żywiołem jest.
Katsuki nienawidził takich pytań, uważał je za kompletną
stratę czasu. Dyrdymały stanowiące jedynie mrzonki beztalenci, łudzących
się, że coś w życiu można sobie wyobrazić, zamarzyć i po prostu to mieć.
Bakugou był pewny, że z tym czymś człowiek się zwyczajnie rodzi. Nikt nie
miał wpływu na swój start. Losowali niewymienialne karty z talii, umiejętności,
które można było jedynie rozwijać lub zaprzepaszczać. Irytował go ten owczy pęd
ludzi za czymś, czego nie mogli nigdy osiągnąć.
Dlatego też personifikacją najbardziej denerwującej istoty
na świecie, stał się dla niego Deku.
Bakugou wiedział, że Izuku ma pewne talenty, których za nic
nie chciał wykorzystać. Jakby nie mógł zostać logistykiem czy jakimś naukowcem.
Nie. Deku, oczywiście postanowił zostać bohaterem, mimo tego, że w losowaniu
nie dostał żadnej mocy. Jego Joker okazał się pustą kartą, której ktoś w
pośpiechu zapomniał zadrukować. Uparcie udawał, że tego nie widzi, a ta umowna
ślepota doprowadzała Bakugou do szału.
Pamiętał moment, w którym na jednej z wycieczek
szkolnych dziewczynka z równoległej klasy zadała im jedno z tych
bezwartościowych pytań.
Gdybyście mieli być zwierzęciem, to czym byście byli?
Przerodziło się ono w harmider składający się z
przekrzykujących się dzieci - które z nich byłoby wilkiem, a które lwem.
Katsuki nie zamierzał się do nich porównywać. W końcu on byłby bohaterem,
najlepszym z najlepszych, takim któremu All Might nie dorastałby nawet do pięt,
a nie jakimś tam futrzakiem. Bujał się na krześle, czując wzrastającą złość,
kiedy wreszcie nadeszła pora na odpowiedź Deku. Midoriyi marzył się orzeł,
symbol siły, pobrzękujący gdzieś w oddali powiązaniami z All Mightem i jego
studiami w Stanach. No tak. Oczywiście, że ten idiota chciał być jakimś ptaszorem.
Nie omieszkał przypomnieć mu, że bez mocy może sobie być co najwyżej wróblem.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że to porównanie będzie spędzać
mu sen z powiek do końca życia.
Marzenia Deku były delikatne jak kości ptaka. Dlatego też
nie miał żadnych problemów z ich złamaniem. Dzisiaj wydawało mu się, że lepiej
byłoby od razu skręcić wróblowi kark. Albo nigdy nawet nie próbować łapać go w
dłonie. Powoli i bez większych oporów łamał każdą z tych niemal pustych
kosteczek. Nie zastanawiał się nad swoimi słowami czy czynami, nie wyobrażał
sobie, jaki wpływ będą miały na Deku. Po prostu nie mógł znieść myśli, że ktoś
bez mocy, mógłby latać ponad nim.
Ale Deku dalej marzył i nie przestawał o tym ćwierkać. Złość
w żyłach Bakugou powoli zaczynała wrzeć, miał serdecznie dość tego świergotu.
Wydawało mu się, że on w to naprawdę wierzy. Im częściej to powtarzał, im
więcej notatek zrobił, tym Katsuki mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że
Deku rzeczywiście ubzdurał sobie, że i bez mocy może stać się bohaterem. Żałosne
marzenie doprowadzało go do amoku.
Powiedział mu więc, żeby spróbował wzlecieć jak ten jego
wymarzony orzeł, którym chciał być. Myślał, że wtedy w końcu do niego dotrze,
że nic nie może.
Nigdy nie pomylił się bardziej.
Był słoneczny, wiosenny dzień, kiedy Bakugou wychodził ze
szkoły. Niedawno zakwitły wiśnie, zbliżały się terminy zaliczeń, niedługo w
końcu będzie mógł podejść do egzaminu wstępnego do UA. Niecierpliwił się, nie
mogąc doczekać się możliwości wykazania się.
Nie pamiętał, co zmusiło go do odwrócenia się. Może to był
cień, który padł na jego drogę do domu, może zwykłe przeczucie, że zaraz stanie
się coś okropnego. Przecież każdy bohater powinien takie mieć, prawda?
Nie zdążył jednak zrobić czegokolwiek. Zielona czupryna
mignęła mu tylko przez ułamek sekundy, a chwilę później Deku już leciał.
Niedługo. Nie był w końcu orłem i jak się okazało daleko
było mu także do wróbla.
Przecież Bakugou połamał mu skrzętnie wszystkie kości w
skrzydłach.