...

czwartek, 8 listopada 2018

Antidotum na niepokój cz. 57

Renowi wydawało się, że leżał w szpitalu nie dwa tygodnie, a co najmniej dwa miesiące. Poczucie pogłębiał fakt, że gdy wyszedł ze szpitala, trawniki pokrywała cienka warstwa śniegu. Niby środek jesieni, ale pogoda potrafiła czasem sprawić wszystkim psikusa. Nie opuszczał tego budynku sam, towarzyszyła mu mama. Armitage bardzo chciał go odebrać, ale Kylo wypisywali w godzinach szkolnych, więc postanowili, że przyjdzie na obiad po zajęciach. Było to już i tak ogromne poświęcenie z jego strony, bo za trzy dni miał mieć etap szkolny olimpiady.

Ren szedł obok swojej mamy zapełnionym parkingiem, na którym w nocy musiała robić się niezła szklanka. Ludzie spoglądali na niego od czasu do czasu i odwracali się z lekkim przerażeniem. Wolał to niż tych, co gapili się z chorą ciekawością, bo ich miał ochotę udusić. Część opatrunków już mu zdjęli, ale szwy dalej pilnowały, żeby skóra się nie rozeszła. Mieli ściągnąć je dopiero w przyszłym tygodniu.

- Mogę pomóc ci z obiadem? - zapytał, gdy już wsiedli do auta i zapięli pasy.

- Myślę, że dam sobie radę, powinieneś wypoczywać - powiedziała Leia i posłała synowi uśmiech.

Widok plastrów na twarzy jej jedynego dziecka był ciągle bolesny i teraz, poza szpitalem, jeszcze bardziej wydawało jej się, że w każdej chwili rany się otworzą. Lekarze zapewniali, że Kylo może spokojnie wrócić do domu, a nawet do szkoły, w torebce miała jego leki, wszystko miało być teraz w porządku.

- Nie traktuj mnie jak jajka - mruknął. - Poza tym… To ma być dla Armitage'a.

Leia westchnęła.

- Dobrze, ale pod warunkiem, że nie będzie to spaghetti. Znasz inne przepisy, które na pewno mu zasmakują - powiedziała.

Ren prawie powiedział: pizza, ale ugryzł się w język.

- Może lasagne? Albo risotto?

- Ech, widzę, że kuchnia włoska nas nie opuści - zaśmiała się. - Niech będzie risotto - zdecydowała i pomyślała przy tym, że może taki miękki posiłek nie sprawi Benowi bólu.

Gdy dojechali do domu, Leia wyskoczyła jeszcze na małe zakupy, a Kylo zaczął się znów przyzwyczajać do swojego pokoju. Trochę się tu zmieniło, mama musiała mu posprzątać i poprzestawiać kilka rzeczy, ale jednocześnie zajęła się jego roślinkami, więc nie potrafił jej mieć tego za złe.

Położył się na chwilę na łóżku, a gdy jego mama wróciła, zajęli się wspólnym przygotowywaniem obiadu, słuchając przy tym radia i komentując informacje podawane  między piosenkami.

***

Hux siedział na historii, wyczekując ostatniego dzwonka. Zaczytany w notatki z wosu i tak nie skupiał się na lekcji, ale za każdym razem, gdy podnosił głowę, by spojrzeć na zegarek, okazywało się, że minęły tylko trzy minuty odkąd patrzył ostatni raz. Wiedział, że Kylo jest już w domu, dostał od niego wiadomość podczas długiej przerwy. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym co będzie, gdy Kylo wróci do szkoły. Wiedział, że ten na pewno się stresuje, że boi się wrócić. Zwłaszcza, że oficjalnie będzie na lekach. Sam fakt, że bał się, że on go zostawi...

- Hej - usłyszał nagle Hux. Zaczepce towarzyszyło lekkie kopnięcie w krzesło, co rozproszyło jego myśli. Odwrócił się, w ławce za nim siedział Finn. Odkąd drugi nauczyciel zachorował, obie klasy miały rozszerzenie z tym samym, przez co w klasie był straszny tłok. - Masz długopis pożyczyć?

Hux westchnął i oddał Finnowi długopis, który leżał na stoliku. I tak go nie używał. Finn podziękował i wrócił do notowania. Hux uznał, że teraz też się skupi. Nie mógł sobie pozwolić na rozpraszanie uwagi w tak ważnym czasie.

Było około szesnastej, gdy stanął przed drzwiami domu Kylo. Robiło się coraz chłodniej, nieprzyjemnie mroźny podmuch potargał mu na powrót zupełnie rude włosy, gdy dzwonił do drzwi.
Kylo poderwał się z kanapy i prawie pobiegł do drzwi. Leia, widząc to, pokręciła głową z lekkim rozczuleniem.

Ren nacisnął klamkę i prawie zwalił Huxa z nóg uściskiem.

- Widzę, że wróciły ci siły witalne - powiedział Hux, gdy tylko znowu był w stanie wziąć oddech. Kylo zdecydowanie wyglądał lepiej niż w szpitalu

- Wszędzie lepiej niż tam - mruknął. - Chodź, zrobiliśmy z mamą obiad.

Hux uśmiechnął się na te słowa. Nie ukrywał, że był głodny. Przez to, że ostatnimi czasy nie dość, że jadł, to jeszcze regularnie, jego organizm zaczął się przyzwyczajać do dobrego traktowania.

Zostawił ubrania wierzchnie i torbę w przedpokoju, i razem z Kylo udał się do stołu w salonie, gdzie przywitał jego mamę.

Siedli razem do stołu, rozmawiali głównie o jego olimpiadzie i już zapowiadało się na kolejny sympatyczny wieczór, gdy nagle szczęknął zamek w drzwiach, a wszyscy przy stole usłyszeli czyjeś kroki i dźwięk łap psa na panelach w przedpokoju.

Hux spojrzał na Kylo. Widział przerażenie i złość w jego oczach. On ciągle nie miał pojęcia, że jego ojciec odwiedził go w szpitalu. Czy sytuacja eskaluje, ponieważ Hux siedzi przy stole w jego domu? Leia z pewnością była tak samo niespokojna, jednak nie dawała tego po sobie poznać. Hux powstrzymał się od chwycenia Kylo za rękę.

Do pokoju pierwszy wbiegł wielki pies, dopiero za nim wszedł Han, urywając powitanie w pół słowa.

Kylo miał ochotę przez chwilę schować się pod stołem, ale Chewie w końcu go dopadł i zaczął lizać po twarzy.

- Hej Han - powiedziała Leia. - Zjesz z nami?

Hux mógłby przysiąc, że serce Kylo zatrzymało się po tym pytaniu. Jego z resztą też. Leia ponownie zaskoczyła wszystkim swoim pomysłem na wyjście z trudnej sytuacji. Han stał na korytarzu, wpatrując się w stół, przy którym zajęte były prawie wszystkie cztery miejsca. Po chwili wszedł do pokoju i pokornie zajął miejsce obok żony.

Kylo zacisnął palce na widelcu tak mocno, że prawie o wygiął. Hux od razu stracił cały apetyt.

Przez pewną chwilę siedzieli w całkowitej ciszy, po czym zaczęli jeść. Kylo czuł się jakby miał zaraz zemdleć, Armitage starał się po prostu zniknąć i tylko pił wodę w zastraszającym tempie, tak że w końcu zmuszony był sięgnąć po dzbanek, żeby dolać sobie więcej. Oczywiście był za daleko.


- Ben - zaczął Solo - podaj dzbanek swojemu kole… Ał! - syknął nagle z bólu. Albo Huxowi się zdawało, albo Leia kopnęła pod stołem męża w kostkę. Nie dała jednak tego po sobie poznać, uśmiechała się tylko lekko, nakładając sobie dokładkę.

- Swojemu chłopakowi - dokończył Han, grzebiąc widelcem w talerzu.

W tym momencie ciszę przerwał donośny dźwięk widelca Kylo wypadającego mu z ręki na talerz. Hux, nachylony nad stołem pomyślał, że bardziej niż pić, chce zniknąć z tego pokoju albo w ogóle z powierzchni ziemi. Czuł to zdradliwe ciepło na swojej twarz i był pewien, że Kylo wyglądał tak samo.

Ren był już pewien, że rozmawiała o tym z ojcem. Powiedziała mu. Miał być zły? Ale ojciec w końcu… Powiedział to. Nazwał Armitage’a jego chłopakiem.

Kylo sięgnął po dzbanek i nalał wody Huxowi.

- Dziękuję - powiedział Hux, odkaszlując po tym. Tę szklankę wypił już do połowy i wrócił do przetrącania groszku widelcem, bo w jego głowie jedynym pytaniem było teraz „co tu się odjebało?”.

Czy to oznaczało koniec ukrywania się? Koniec wymyślania wymówek, że uczą się do późna? Że robią projekty do szkoły? Czy o tym Han Solo mówił do swojego syna, gdy ten leżał i spał w szpitalu? Armitage zerknął w bok na Kylo i uśmiechnął się lekko. Ich sytuacja w tym domu wzięła niespodziewany obrót. Porządny. I wydawało się, że na dobre.

Kylo wciąż czuł się tak, jakby miał spłynąć po siedzeniu. Czy mu się to wszystko przypadkiem nie śniło? Miał często takie koszmary, ojciec się dowiaduje, krzyczą na siebie, dochodzi do rękoczynów. Teraz było tak inaczej, tak… Lepiej.

- Jak twoja olimpiada? - zapytał Han, spoglądając na Armitage’a.

Hux podniósł oczy na Hana i wpatrywał się w niego przez kilka sekund, zanim wydukał:

- Dobrze… uczę… się.

- Leia też ciągle brała udział w olimpiadach i konkursach w liceum - mruknął Han patrząc na żonę.

- Pewnie wszystkie pani wygrywała - stwierdził Hux.

Leia zaśmiała się.

- Nie przesadzajmy, nie można być najlepszym we wszystkim - po czym dodała - ale tak, w większości.

I zaśmiała się znów.

Chłopcy wymienili się spojrzeniami i uśmiechnęli się szeroko.

- No cóż, Ben wdał się we mnie i nie bierze udziału w niczym takim - powiedział Han.

- Właściwie to Kylo jest zupełnym pana przeciwieństwem - odezwał się nagle Hux, zapominając z kim rozmawia. - On pisze wiersze.

Ren przez chwile zapomniał jak się oddycha. W następnej sekundzie jego myśli zaczęły galopować tak szybko, że jedynym dobrym rozwiązaniem tej sytuacji wydawało mu się zadźganie wszystkich widelcem, na końcu siebie, żeby zabrać tę swoją tajemnicę do grobu.

- Naprawdę Ben? - zapytała Leia. - Dlaczego nigdy nam nic nie pokazałeś?

- Kiedy? - warknął Ren, tracąc kompletnie nerwy. - Po raz pierwszy od świąt widzę was przy jednym stole.

„O nie,” pomyślał Hux, czując, jak przez jego głupotę, napięcie przy stole rośnie. Wiersze były największą tajemnicą Kylo, od trzymania tego sekretu wszystko się zaczęło. Hux był pewien że to jego ostatni obiad w tym domu. Spojrzał na Kylo. Był niewątpliwie wściekły.

Ren zacisnął pięści do białości kłykci, starając się opanować budzącą się w nim burzę. Co kazała mu robić psycholog? Oddychać głęboko w bezpiecznym miejscu? Każdy wdech zasłaniał mu oczy czernią, a wydech sprawiał, że miał ochotę krzyknąć na całe gardło. Postanowił wykonać chociaż ten drugi krok i po prostu wstał od stołu, idąc szybko w kierunku swojego pokoju.

- Kylo - zaczął Hux, odwracając się na krześle, jednak odpowiedziało mu dopiero trzaśnięcie drzwiami.

Hux przeprosił rodziców Kylo, którzy skonfundowani zostali przy stole, po czym wstał i poszedł za nim.

Stanął przed pokojem Rena i zapukał. Nie uzyskał odpowiedzi, więc nacisnął klamkę i powoli wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Kylo leżał na łóżku, twarzą w poduszce. Hux stał chwilę pod drzwiami, jednak zdecydował się podejść i usiąść na skraju łóżka.

- Przepraszam - powiedział.

- Spierdalaj - doszło z poduszki.

Kylo poczuł, jak Hux wstaje z łóżka i zaraz usłyszał ponownie zamknięcie drzwi.

Ren poderwał się na łokcie patrząc na… Huxa, który trzymał dłoń na klamce.

- Wcale nie chciałeś, żebym wychodził - powiedział, uśmiechając się łagodnie.

Kylo wyciągnął w jego kierunku oskarżycielsko palec, otworzył kilka razy usta, chcąc go zjebać z góry na dół, po czym w końcu wylądował z twarzą w poduszce, bo rudzielec przecież miał rację.

Hux wrócił i wszedł na łóżko, wciskając się między Kylo a ścianę i obejmując go ręką. I nogą też, na wypadek, jakby zaczął się wyrywać, układając głowę na poduszce bliżej jego głowy.

- Już nigdy nie dam ci nic przeczytać.

- Sam sobie wezmę. Albo mi dasz, tak jak wtedy.



***
Założyłam grupę na facebooku, która nazywa się Shiruvengers. Zapraszam, tam będę powiadamiać o wszystkich opowiadankach najpierw.

1 komentarz:

  1. Wspaniały blog. Trafiłam na niego całkiem przypadkowo z twittera i bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń