...

wtorek, 28 stycznia 2020

Antidotum na niepokój cz. 63


Na ich szczęście stąd było bliżej do ogrodzenia. Zbutwiałe liście, błoto i śnieg utrudniały im bieg, ale nie jeszcze nie było widać żadnej ochrony czy policji. Rey wskoczyła na ogrodzenie niczym kot, jej buty bez problemu mieściły się w oczka siatki, Ren już wiedział, że będzie miał problemy ze swoimi glanami, ale nie mógł o tym teraz myśleć. Zatrzymał pod ogrodzeniem i wystawił dłonie, żeby Armitage mógł się od nich odbić butem. To samo zrobił Poe. Gdy Finn i Hux znaleźli się już za ogrodzeniem Dameron i Ren zmierzyli się spojrzeniem, po czym wskoczyli na siatkę.

Gdy Kylo był już na samej górze, usłyszał soczystą “kurwę” Damerona, po czym zobaczył, jak upada na ziemię. Nim zdążył zawołać, zrobić cokolwiek usłyszał cichy głos Huxa:

- Kylo, odwróć się.

- Co panowie robią?

Przed Finnem, Rey i Armitagem stał wóz policyjny, z którego wyglądała uśmiechnięta jasnowłosa policjantka. W środku, za kierownicą, siedział o wiele mniej pozytywnie nastawiony mężczyzna również ubrany w mundur.

- Zgubiliśmy się… - zaczął Kylo.

- Szukałem jakiejś toalety i tak wyszło… - dodał Poe, który już zdążył się pozbierać z ziemi.

Kylo spiorunował go wzrokiem. Jakby Dameron nie mógł wymyślić sobie lepszej wymówki.

- Zdajecie sobie sprawę, że to posesja prywatna? Zakazy wstępu widać na kilometr - policjant wydawał się nieźle podirytowany.

- Tu akurat ich nie ma - szepnęła Rey, patrząc na swoje buty.

- Byliście tam z nimi?

- No gdzie pan, ja tylko wchodziłem, żeby pomóc koledze przejść przez ogrodzenie.

Ren zdawał sobie sprawę, że cała piątka jest uwalona błotem, ale nie miał zamiaru ich w to wciągać. Przede wszystkim Hux nie mógł mieć problemów z policją, jeżeli Kylo chciał go jeszcze zobaczyć.

- Przejdźcie na naszą stronę - rzuciła kobieta  wysiadając z auta.

Ren zeskoczył z siatki, a Poe po chwili dołączył do całej reszty.

- No spójrz Tobias, kto by pomyślał, że przyłapiemy dzieciaki Skywalkera na gorącym uczynku. Ćwiczycie jeszcze?

Rey i Kylo poderwali głowy. Kobieta nagle wydała im się znajoma.

- Pani Val?

- Ben i Rey, mogłam się domyślić, że na starość też będą z wami problemy.

- No i oczywiście ściągacie kolegów na złą drogę.

- Ale my nic nie zrobiliśmy - broniła się dalej Rey.

- I już sobie grzecznie idziemy - dodał Poe.

- Pan nigdzie nie idzie, dowodzik poproszę - zarządził policjant. - I reszty państwa także.

Kylo przełknął ślinę.

- To był mój pomysł, oni nic złego nie zrobili.

- Ale to reszta nie ma własnych rozumów i nie umie decydować za siebie tak? - odpowiedział mężczyzna. Trzymał już w rękach dowód Damerona i spisywał jego dane do zeszytu. - Budynek może i stary, ale ma monitoring. Zaraz możemy sprawdzić, kto wszedł a kto nie - na komisariacie.

- To nie będzie konieczne - powiedziała Rey i wyjęła legitymację szkolną. To samo zrobił Kylo, Hux i Finn

- O, a pan jest dorosły?

Hux skinął głową. Wszyscy poza Kylo spojrzeli na niego pytająco. W końcu Hux nie robił osiemnastki.

- Spokojnie, nie wypiszemy wam mandatu - zapewniała ich kobieta. - Tylko upomnienie, żebyście następnym razem uważnie czytali tabliczki - uśmiechnęła się.

Ren nawet nie potrafił ukryć uśmiechu. Wiedział, że sam będzie miał kłopoty, ale przynajmniej Armitage był bezpieczny. Gdy policjanci w końcu odjechali, osunął się po ogrodzeniu na ziemię.

- Mogło być gorzej.

- Już bym wolał duchy jakieś - westchnął Finn i obejrzał kartkę z upomnieniem, jaką wręczyli mu policjanci. - Moi rodzice nie będą zadowoleni.

- To im nie pokazuj - wzruszył ramionami Poe i wcisnął karteczkę w kieszeń.

- Trzeba było iść na ten plac zabaw - naburmuszła się Rey. Kwitek od policji zdecydowanie nie wpłynie najlepiej na jej nieskazitelną reputację w szkole, jeżeli ktoś się dowie. A dowie się na pewno.

- Nie było kartkówki, ale będzie zawiadomienie w szkole o wagarach i wtargnięciu – mruknął Finn.
Hux zgniótł kartkę w dłoni. Ciągle czuł stres. Ojciec się dowie. Ojciec się dowie.

- Niekoniecznie. Czasem wysyłają tylko do rodziców, rzadko ociera się o szkołę. A czasem to nawet do rodziców zapominają wysłać - powiedział Kylo.

- A ty skąd wiesz, Ren - mruknął Dameron.

- Biłem się.

- Co, pobiłeś kogoś na ulicy, że cię spisali? - dopytał.

- A to raz? Czasem za bójki, czasem za alkohol, jak jesteś wagarującym dzieciakiem, to też cię mogą spisać na ulicy, bo nie ma cię w szkole. No i jak się ucieka z domu. Wtedy też są papierki - Ren nie wydawał się przejęty.

Wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem. W ciągu ostatnich tygodni łatwo było zapomnieć kim tak właściwie jest Kylo Ren.

Hux poczuł jak coś go kłuje w środku. Wszystkie okropne rzeczy, jakie wydarzyły się w życiu Kylo brzmiały tak odlegle, a zarazem tak świeżo.

- Powiedz mi, czym oni cię nafaszerowali w tym szpitalu - zapytał Poe pół żartem, pół serio. - Normalnie nie byłbyś taki spokojny.

Kylo aż się wzdrygnął.

- Poe, ty to serio nie masz wyczucia - westchnęła Rey.

- Nafaszerowali? W sensie?

Hux widział, jak Kylo zacisnął zęby, jak pobielały mu knykcie ściśniętych nagle pięści.

- Znaczy… - Poe zrozumiał, jaką głupotę palnął, ale jak zwykle nie umiał się z tego wycofać. - Wiesz, to nie miało tak zabrzmieć. Taki żart, wiesz, meliska i te sprawy. Ale… tak się zastanawiałem, bo jesteś taki mniej porywczy. Taki no wiesz… Lepszy...

Kylo nie odpowiedział nic, tylko wstał, obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku auta.

- Jak się pospieszycie, to zdążymy na literaturę - rzucił na odchodnym, ale nie czekał na nikogo.

Reszta stała jak wryta. Hux zmierzył Damerona wzrokiem.

- Ale ty jesteś kurwa debilem - warknął na niego.

- Co? - oburzył się. - To nie na serio, przecież on nie jest na lekach ani… - Nie dokończył, bo wzrok Armitage’a odpowiedział mu na wszystkie pytania. - O nie, ja nie chciałem… kurwa.

Hux pokręcił głową i ruszył biegiem za Kylo.

- No skąd miałem wiedzieć! - krzyknął za nim Poe, opuszczając ręce wzdłuż ciała.

- Bądź już cicho - upomniała go Rey.

***

Kylo był już na plaży, gdy Hux go dogonił. Wołał go, żeby na niego zaczekał. Ren jakby nie słyszał, po prostu chciał dojść do auta. Mimo że nie miał kluczyków, nie potrafił prowadzić, a dłonie trzęsły mu się tak bardzo, że aż bolało. Gdy Hux go dogonił, Kylo nawet nie potrafił na niego spojrzeć.

- Kylo, czekaj, zatrzymaj się - prosił go Hux i gdy to się stało, po prostu go przytulił, mocno. - Nic się nie dzieje - zapewniał go, gładząc go po głowie uspokajająco.

- Jest okej - mruknął Kylo odsuwając się od Huxa. - Chodź do auta.

I Armitage wiedział, że nie jest okej. Szedł kilka metrów za Kylo, nie odzywali się do siebie. Hux nie wiedział, co powinien zrobić, co powiedzieć. Gdy doszli na parking, otworzył pilotem samochód. Kylo od razu wsiadł do środka i trzasnął drzwiami. Hux obrócił się. Pozostałej trójki nie było widać na horyzoncie. Pewnie chwilę na nich poczekają. Rey i Finn na pewno robią Poe wykład o dobrych manierach. Hux przełknął ślinę, obszedł auto i wsiadł za kierownicę. Od razu odpalił silnik, żeby ogrzewanie działało.

Siedzieli w ciszy, Hux bał się nawet puścić muzykę.

- Też mnie takiego wolisz?

Hux zesztywniał na to pytanie. Było trudne i delikatne. I wiedział, że była jakaś część jego, która odetchnęła z ulgą, gdy Kylo stał się spokojniejszy, skupiony, mniej porywczy. Ale była też ta druga część, która wiedziała, że to dalej ta sama osoba. Że Kylo to Kylo, niezależnie od leków.

- Wolę cię niezależnie od czegokolwiek - powiedział. 

Kylo pokiwał głową i już się nie odezwał.

***

Wrócili do szkoły w ciszy. W radiu leciały jakieś piosenki, ponieważ Hux nie mógł znieść tej atmosfery. Było kilka momentów, gdy Poe chciał coś powiedzieć, jednak na szczęście się powstrzymał. Do domu wrócili osobno. Nawet gdy Armitage proponował Kylo, że go podrzuci, ten podziękował i powiedział, że chce pobyć sam i że się przejdzie.

Hux wrócił do domu przygnębiony i zdenerwowany. Jak zwykle ich durne pomysły doprowadziły do tego, że Kylo był zraniony. Jak zwykle Dameron musiał mieć niewyparzoną gębę.

I jak zwykle jeden problem spowodował lawinę kolejnych.

Czarny Mercedes jego ojca stał na podjeździe.

- Kurwa - warknął do siebie, parkując pod domem.

Może nie jest jeszcze za późno. Może zawróci i będzie spał na parkingu. Może Brendol zapomniał czegoś i zaraz odjedzie. Jednak samochód stał, a z domu nikt nie wychodził. Armitage przełknął ślinę. Był naprawdę głupi myśląc, że uda mu się wykiwać ojca. Zabrać kluczyki, oddać przed powrotem. Wiedział, że teraz będzie gorzej, o wiele gorzej.

Hux wyciągnął kluczyki ze stacyjki i telefon z kieszeni. Mógłby napisać do Kylo. Zapytać, co powinien zrobić. Tylko że w wiedzy Kylo ten problem w ogóle nie istniał, bo Hux powiedział mu, że skończył mu się szlaban. Poza tym, on miał teraz swoje własne problemy, przy których to on powinien mu pomóc, a nie dokładać więcej.

Hux zrobił duży wdech i wyprostował się. Pójdzie i się wytłumaczy. Powie, że musiał, że miał zamiar oddać. Będzie dobrze.

Drzwi otworzyły się, zanim złapał za klamkę. Jego ojciec złapał go za kark i wciągnął do środka na tyle silnie, że Armitage niemal się przewrócił, potykając się o buty w przejściu.

- Nie wiedziałem, że wychowałem złodzieja - powiedział. Wyraz jego twarzy był więcej jak zdegustowany.

- Pożyczyłem tylko, potrzebowałem - starał się tłumaczyć Armitage.

- Bez pytania? Wiesz, co to szlaban? Wiesz, co to zakaz? Wybory mają swoje konsekwencje - powiedział i popchnął go jeszcze raz, jak gdyby chciał wzmocnić te słowa, wyryć je w pamięci ciała swojego syna.

Gdzieś pod skórą Armitage czuł, że nie chodzi jedynie o kluczyki, że było w tym coś więcej. Ten sam ton co w podstawówce, gdy otwierał firmę, gdy wracał do domu zdenerwowany kolejnymi porażkami i trudnościami w pracy. Coś poszło nie tak na wyjeździe. A on tylko dołożył drwa do ognia.

- Nie możesz mi stawiać zakazów, jestem dorosły - wypalił. - Potrzebuję samochodu, musiałem komuś pomóc.

Kolejne pchnięcie posłało go na ścianę. Kluczyki wypadły mu z ręki, torba szkolna zsunęła mu się z ramienia, spadając z hukiem na podłogę. Laptop. Hux zacisnął powieki, jakby próbował nie stracić cierpliwości.

- Jesteś gówno a nie dorosły, sam się nie utrzymujesz, ale jak tak dalej pójdzie, to chyba kurwa zaczniesz - wysyczał.

Brendol schylił się i podniósł kluczki z podłogi.

- Z tym się pożegnaj. Od dzisiaj zapierdalasz autobusem jak każdy inny dzieciak.

- Ja potrzebuję… - Nawet nie dokończył zdania, przerwał mu siarczysty policzek.

- A wiesz, czego ja potrzebuję?! Szacunku! Świętego spokoju! Spłaconych kredytów! Ale zgadnij co - mówił podniesionym głosem. - Nikt w życiu nie dostaje tego, czego chce! Na to się pracuje. I wyszło wszystko - jesteś rozpuszczony bachor, złodziej, kłamca, nierób, wymieniać dalej?

Armitage opuścił wzrok. Nie chciał tego słuchać.

- Dzień dziecka się skończył. Chcesz być dorosły? Proszę bardzo - wycedził przez zęby i odszedł do swojego gabinetu.

Hux miał szarpany oddech. Bez ściągania butów pobiegł do swojego pokoju. 

Ciekawe jak to wytłumaczy Kylo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz