...

sobota, 10 marca 2018

Antidotum na niepokój cz.23



Nigdy nie najadł się strachu tak bardzo, jak podczas interwencji ratowników medycznych. Nic mu nie chcieli powiedzieć, tylko wyjęli mu Huxa z rąk i zaczęli go cucić. Godzinę później, gdy Armitage leżał w karetce, a Kylo otrzymywał reprymendy od wychowawców za bójkę, ucieczkę i inne takie, był już spokojniejszy. Hux nie złamał nogi, nie musieli wieźć go do szpitala, podali mu co prawda kroplówkę, zabandażowali i usztywnili kostkę. Gdy w końcu nauczyciele go puścili i mógł popędzić do Armitage’a, najpierw nie chcieli udzielić mu żadnych informacji, aż któryś z nich rozpoznał w nim „tego chłopaka co to pobił opiekuna i poleciał szukać rudego w lesie” i pozwolił mu na chwilę wejść. Hux wyglądał strasznie. Był blady, żyły na zgięciu lewej ręki wyszły przez igłę wbitą w cienką skórę, pod oczami miał straszne sińce. I spał.

- Trzeba będzie poinformować jego rodziców - powiedział do niego ratownik.

Kylo spiął się.

- Kiedy on jest prawie pełnoletni, musi wyrazić zgodę na przekazywanie informacji - wyrzucił z siebie słowa, jak karabin maszynowy.

Ratownicy spojrzeli po sobie, oczywiście, że takie były procedury, ale mało który nastolatek nie informował rodziny, no chyba, że chodziło o alkohol lub narkotyki. Albo o spore problemy rodzinne, którymi w sumie nie powinni się przejmować. Jednak był tam jeden gość, który nie minął się z powołaniem i został ratownikiem nie od parady. Nie powinien ocalać więc tylko ciał, ale i również to co się w nich znajdowało, wcale nie mając na myśli organów.

- Poczekamy, aż kroplówka się skończy - powiedział, po czym przeszedł na przód auta. Jako, że nie wygonił Kylo, ten przysiadł się do Armitage’a łapiąc go za rękę.


Mijały kolejne minuty, a Hux się nie budził. Kylo zastanawiał się, czy szpital nie byłby lepszą opcją, chociaż wtedy nie miałby nic do gadania, w końcu dla szpitalnej biurokracji byli tylko kolegami ze szkoły. Przez ten czas nie puszczał dłoni Huxa, okazała się ona być niespodziewanie ciepła. Pewnie było to wynikiem kocy i odżywienia organizmu, w końcu. Przypomniał sobie, jak jeszcze niedawno Hux odgrażał mu się, że ma wszystko pod kontrolą, bo nie mdleje i nie dostaje kroplówek. Kylo niekoniecznie w taki sposób chciał dowieść swojej racji, jednak teraz Armitage pozbawiony był argumentów.

Nagle poczuł, że coś opada mu na ramiona. Ratownik, z którym mówił wcześniej, narzucił na niego koc termoizolacyjny.

- Też musisz być wykończony. Dobrze się czujesz? - zapytał, siadając naprzeciwko.

- Dlaczego on się nie budzi? - spojrzał w ciemne oczy mężczyzny.

- To bardzo indywidualna kwestia organizmu. Musi sobie dać czas na zregenerowanie sił. Ile on tam siedział? Godzinę, dwie? Do tego jest wyczerpany biegiem, a ciała atlety to umówmy się, twój kolega nie ma - zażartował ratownik. - Póki co poczekamy, jak się nie ocknie w najbliższym czasie, to go zabierzemy.

- Możecie poczekać jak najdłużej? - wydukał Kylo.

- Wiesz, to nie zależy ode mnie, decyzja szefa - powiedział i skinął głową w stronę przodu auta. - Poza tym, jeżeli jest mu coś więcej niż to co widzimy, będziemy potrzebować innych lekarzy. Ale póki tu siedzimy, pozwolisz że zadam ci kilka pytań, ymm - zrobił pauzę, czekając aż Kylo mu się przedstawi.

- Kylo Ren - wysunął dłoń do ratownika.

- Tvan Oris - uścisnął mu dłoń. - Więc Kylo… to twoje prawdziwe imię?

- To twoja prawdziwa praca?

- Wow, okej, zapomnij że coś mówiłem. To powiedz mi, jesteście kolegami z klasy, tak? Która to klasa?

- Druga liceum - odpowiedział Kylo.

- Druga klasa, kiedy to było - jego głos miał nostalgiczny ton. - No to znacie się trochę, chyba - spojrzał ukradkiem na dłoń rudego, która mocno trzymał Kylo. - Możesz coś o nim powiedzieć? Choruje na coś, jak kondycja, czy może skarżył się na jakieś bóle albo może coś zauważyłeś? Może coś braliście? Mi możesz powiedzieć, tajemnica lekarska. Wiem, że brzmi sztywno albo prywatnie, ale tu nie ma miejsca na prywatność. Dosłownie, strasznie ciasno w tej karetce, nie?

Kylo był zdziwiony poufałością ratownika, ale w sumie, może takie właśnie były procedury.

- Jest… - nie wiedział czy naprawdę może  tak po prostu mówić o Huxie, czuł się jakby go zdradzał - bardzo chudy i mało je, chyba że ja gotuje to wtedy potrafi wsunąć tyle co ja. Nigdy się nie skarży, a kondycje ma raczej dobrą, choć nie ćwiczy - chyba, że granie na nerwach.

- Mało je, hm? - zastanowił się i spojrzał na śpiącego chłopaka. Poczuł, że jest chudy, gdy przenosili go do karetki, Oris widział wcześniej anorektyków i pomyślał, że Armitage był z pewnością na granicy. - Nie wiesz, z czego to może wynikać? Jakieś problemy z kolegami, w domu? I czy zasłabł już kiedyś czy to pierwszy raz. Wiem, że tu warunki niecodzienne, ale mimo wszytko.

Widział niechęć na twarzy Kylo, jednak musiał zrobić wywiad. Rozmawiał z nauczycielami, jednak niewiele byli w stanie powiedzieć poza podstawowymi danymi o jego ogólnym zachowaniu. Póki co czekali z telefonem do rodziców.

- Nie zasłabł, przynajmniej nigdy nie widziałem. Rówieśników to co najwyżej obcina w kilku słowach, a w domu jest… Częściej jest w moim domu.

- Nie dogaduje się z rodzicami, co? - powiedział lekko, jednak zaraz spoważniał momentalnie, pochylił się w stronę Kylo i powiedział: - Wiesz, widzieliśmy jego ciało, ja naprawdę siedzę w tym zawodzie szmat czasu i widziałem wiele, te problemy często są podobne. Nie chcę z góry niczego zakładać, ponieważ Armitage za siebie nic nie powie teraz, a ty zdajesz się też mieć ograniczoną wiedzę, więc zrobimy tak. Ja zaraz pójdę porozmawiać z szefem, chyba go zabierzemy, konsekwencje czy nie, musimy powiadomić jego rodziców. Jednak jeżeli podejrzewasz, że w jego domu dzieje się coś złego albo jego stan fizyczny będzie się pogarszał, zgłoś to. Możesz spróbować rozmawiać, ale najlepiej, gdy dowie się o tym psycholog, nauczyciel, kurator, rozumiesz mnie.

Głos Orisa był spokojny i stanowczy, ale w pewien sposób wyrozumiały. Odratował kiedyś dziewczynę, którą ojciec niemal zakatował. Takie rzeczy się pamięta.

- Nie myśl o mnie źle, to nasz obowiązek. Także wobec niego - tu spojrzał na Huxa.

- Nie możecie nikogo powiadomić - Kylo wstał starając się zatarasować drogę Orisa.

I tak miał już problemy, będzie się bił jak coś.

- Proszę cię, uspokój się albo wyrzucę cię z karetki - zagroził mu. - Chciałem cię nawet zabrać z nami, ale jak będziesz się rzucał, to zmienię zdanie. Jest ktoś inny, kogo możemy w takim razie powiadomić? Dziadkowie, wujkowie, może ma starsze rodzeństwo? To jest poważna sytuacja.

Kylo uderzyła świadomość, że nawet nie wie czy Hux ma rodzeństwo.

- Ja... Nie wiem, ale - znów było rano, znów widział blizny i siniaki - Widziałeś to i dalej myślisz, że dzwonienie do rodziców to dobry pomysł? - warknął pokazując na Armitage'a, jakby obrażenia prześwitywały poprzez ubrania i koc.


W tym samym momencie Hux otworzył oczy i poraziło go białe światło. Nie wiedział gdzie jest i co się dzieje, próbował się podnieść. Słyszał przytłumiony dźwięk, ktoś się kłócił, zaraz zrozumiał, że to Kylo coś krzyczał.

Kiedy się budzisz, a on dalej drze mordę.

W jednej chwili Ren i ratownik doskoczyli do Huxa, jeden przekrzykiwał drugiego, aż ratownik zaczął krzyczeć do Kylo, żeby ten się uciszył.

- Słyszysz mnie kolego? Jak masz na imię? Wiesz co się stało? - pytania sypały się na obolałą głowę Huxa.

- Armitage Hux - wychrypiał. - Zgubiłem się w lesie i Kylo... - obrócił głowę, Ren trzymał go za rękę.

- Jesteś w karetce, masz skręconą kostkę i dostałeś kroplówkę, będziesz żyć - powiedział ratownik. 

Wtedy też Hux spostrzegł, że ma coś wbite w rękę. - Powiedz mi, jak się czujesz.

- Słabo... ale chyba lepiej niż wcześniej - powiedział.

Ciągle nie wszytko dochodziło do jego świadomości. Kylo opadł na krzesło i westchnął ciężko. Puścił dłoń Huxa żeby zrobić miejsce Orisowi. Rozmasował skronie, słuchał pytań zadawanych Armitage'owi, a do niego powoli zaczął docierać fakt, że go znalazł i może gdyby nie to, Huxa by tu jeszcze nie było. Że marznąłby gdzieś, sam w lesie.

- ... nie, nie biorę żadnych leków... Kylo? Ty płaczesz?

Hux spojrzał na zasłoniętą dłońmi twarz Kylo. Czy płakał przez niego? To wszytko musiało być dla niego stresujące i męczące, w końcu przebiegł tę trasę dwa razy, martwił się o niego i ciągle tu z nim siedział. Hux nie miał pojęcia, jak długo był nieprzytomny.

Drugi ratownik wyszedł powiadomić wychowawców, Oris siedział z nimi i usuwał z ręki Armitage'a wenflon.

Hux położył drugą rękę na kolanie Kylo, by zwrócić jego uwagę.

- Nie płacz, Kylo, już jest okej - powiedział, siląc się na uśmiech. Nie był świadom tego, że wyglada jak swój cień. Był jednak bardzo wdzięczny Kylo i chciał go uściskać, poczuć jeszcze raz to ciepło, chciał poczuć, że żyje.

Kylo szybko otarł twarz, było mu strasznie głupio z powodu łez. Złapał Huxową dłoń po czym zapytał:

- Boli cię ta noga?

Hux poczuł jak serce spada mu do brzucha.

- Trochę, nie wiem, chyba - wyjąkał. Ruszył nogą i dopiero grymas na jego twarzy powiedział Kylo, że zdecydowanie tak.

- Zajrzyj do szpitala, jak wrócisz z wycieczki - powiedział Oris. - Tak dla pewności. Hux pokiwał głową.




Niedługo potem wypuszczono ich z karetki. Po kilku pytaniach i formalnościach Hux w eskorcie wychowawcy i Kylo wrócił do pokoju. Tam rzucili się na nich zmartwieni Poe i Finn, wylewając z siebie milion pytań. Starali się odpowiadać na te podstawowe, ustalili, że pogadają następnego dnia. Z powodów oczywistych Hux i Ren zamienili się łóżkami.
Gdy Armitage i Finn już spali, a Kylo wyszedł z łazienki, podszedł do niego Poe, który najwyraźniej na niego czekał.

- Dziękuję - powiedział, patrząc na Rena. - Że go znalazłeś.

- Dlaczego mi dziękujesz? - sytuacja dość zszokowała Kylo.

- Bo to moja wina. Pokłóciliśmy się na szlaku, został w tyle i nie oglądałem się za nim - wyjaśnił. - Spanikowałem, gdy się okazało, że go nie ma. Jaki ze mnie lider grupy, co? - zaśmiał się smutno. - Dzięki tobie tu jest. Dlatego dziękuję.

Kylo nie szczególnie chciał spojrzeć na Poe jak na śmiecia, ale mu nie wyszło.

Przeszedł obok niego bez słowa, sprawdził czy Hux śpi i wszedł na górne łóżko. Gdy jego policzek dotknął poduszki poczuł nagle jak okropnie jest zmęczony.

czwartek, 8 marca 2018

Antidotum na niepokój cz.22



Powoli zaczynało się ściemniać, Hux nie miał pojęcia gdzie jest i która jest godzina. Ledwo szedł, co jakiś czas robił sobie przerwy. Mógłby usiąść i czekać, ale bał się zostać całkiem sam. Czy w górach nie było dzikich zwierząt? Zastanawiał się, czy ktoś już zauważył, że go nie ma. Czy znajdą go w najbliższym czasie? Ścieżka zdawała się nie mieć końca, drzewa, które chyliły się nad nim, gdy kuśtykał do przodu, zabierały światło, było coraz chłodniej. Hux nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak beznadziejnie. Bezbronny, ze skręconą kostką, idący dalej i dalej w nieznane rejony. Nie zdziwiłby się, gdyby szedł w przeciwną stronę niż jest ośrodek, zupełnie zgubił kierunek, każda ścieżka wyglądała tak samo. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie zabrali mu telefonu na starcie, czy ktoś wśród tych pożal się Boże opiekunów wpadł na to, że uczniowie mogą się zgubić? To był pierdolony las! Myślał o tym, że mógł w ogóle nie wstawać z łóżka. Wrócić spać po śniadaniu, udać chorobę, cokolwiek. Gdyby biegł z Kylo, pewnie by do tego nie doszło. Ren nie zostawił go, gdy byli na szlaku, więc pewnie teraz też dotrzymał by mu kroku, nawet jeżeli spokojnie mógłby wyprzedzić ich wszystkich.

W pewnym momencie Hux zatrzymał się i usiadł na skałce przy ścieżce. To nie miało sensu, by szedł dalej, mógł oddalać się od tych, co go szukają. O ile w ogóle ktoś się przejął. Może Kylo, ostatnio przejmował się nim za bardzo. Z jednej strony denerwowała go nadmierna troska, z drugiej jednak było w tym coś wyjątkowego, coś ciepłego i ludzkiego. Gdzieś z tyłu głowy Armitage miał nadzieję, że Kylo go szuka, że dowiedział się o jego zaginięciu i go szuka. Albo wysłali nauczycieli. Zastanawiał się, w którym momencie musieliby zawiadomić policję. I jego rodziców. Ojciec do końca życia by na niego nie spojrzał. Może od razu spisałby go na straty, rzucił słuchawką i uznał, że nigdy nie miał syna. Huxem wstrząsnął dreszcz. Mógł zabrać bluzę.

Ściągnął prawego buta i obejrzał nogę, kostka była wyraźnie spuchnięta, każdy dotyk bolał jak cholera.

- Nie powinienem był się ruszać - powiedział do siebie.

Chciało mu się płakać, z bólu, z bezsilności, ze zmęczenia. Już dawno nie był na takim dnie. W jego głowie działo się za dużo, a fakt że siedział sam w lesie tylko pogłębiał te uczucia. Zacisnął zęby i wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. Armitage Hux nie panikuje.


Kylo biegł na złamanie karku do rozwidlenia dróg, o którym wspominał Poe. Powtarzał sobie, że Hux nie mógł zajść jakoś strasznie daleko, ale gdy tylko skręcił w ścieżkę, na której Armitage się rzekomo zgubił, z przerażeniem stwierdził, że nie widzi żadnej sylwetki majaczącej na horyzoncie.

Przyspieszył.

- Hux! - krzyknął, a echo odbiło się między drzewami - Gdzie on jest do cholery - mruknął już bardziej do siebie. Zaraz będzie ciemno, zaraz zrobi się zimno, a Armitage pewnie nie miał na sobie nic poza jakąś koszulką i spodenkami. Kylo zdążył już założyć bluzę, choć w biegu zdjął ją i owinął na biodrach, a także odebrać swój telefon na mecie - Armitage!


Hux prawie zasypiał, siedząc na skałce z głową opartą na podkulonych kolanach. Było zimno i z pewnością dość późno. Czuł jak jego żołądek zjada sam siebie. Ile już tam siedział? Nie był pewien, stracił poczucie czasu, a mrok nadchodził nieubłaganie. Zastanawiał się, czy w ogóle go dzisiaj znajdą. Będzie to trudne, jeżeli do tej pory zupełnie zajdzie słońce. Czy w takich wypadkach nie wznawia się poszukiwania dopiero rano? Huxowi zdecydowanie nie podobała się wizja spędzenia nocy na tym odludziu. Przysiągł sobie, że już nigdy w życiu nie pojedzie na wycieczkę szkolną ani żadną inną, jeżeli miałaby odbywać się z dala od cywilizacji.

Nagle jego uszu dobiegł jakiś dźwięk. Z początku myślał, że to szum wiatru czy jakieś ptaki, ale dźwięk zaczął nabierać kształtu. Może miał już omamy, ale zdawało mu się, że słyszy swoje imię. Ktoś go wołał po imieniu.

- Tu jestem! - odkrzyknął w przestrzeń. - Halo! To ja!

Kylo słysząc ten zmęczony, zachrypnięty głos puścił się przed siebie. Nawoływał dalej, a Hux mu odpowiadał. Poderwał się z miejsca tak szybko, jak tylko zobaczył sylwetkę na horyzoncie. Kylo ujrzał najpierw rude włosy, a potem bladą przerażoną twarz. Później nie widział nic, bo zamknął Huxa w uścisku.

Widok Kylo jeszcze nigdy go tak nie ucieszył. Był szczerze szczęśliwy, gdy ten chwycił go w ramiona. Był uratowany, było mu ciepło, obejmował Kylo z całych ostatnich sił, jakby puszczenie go miało równać się z zamarznięciem. Przez myśl przeszło mu, że nigdy nie stracił nadziei na to, że to właśnie Kylo go znajdzie.

- Dobrze cię widzieć - szepnął, bo na nic innego nie miał już siły.

Ulga jaką czuł Kylo była nie do opisania.

- Jesteś cały?

- Tak, w większości.

- W większości? - nie umiał go od siebie odsunąć. Nawet nie chciał. Tulił go do siebie, jedną dłoń wczesując w jego włosy.

Hux słyszał swój przerywany oddech, czuł uderzenia serca Kylo, wszytko było takie prawdziwe i miał wrażenie, że ten uścisk był jedyną rzeczą, jakiej w życiu pragnął. Zacisnął dłonie na koszulce Kylo, jak mógł kiedykolwiek go odrzucić.

- Chyba skręciłem kostkę - sprecyzował. Ren ciężko westchnął.

- Poniosę cię - mruknął i nim Hux zdążył się zgodzić albo zaoponować, położył jedną dłoń pod jego kolana, a drugą na plecy i uniósł Armitage’a.

Był lekki, nawet bardzo, w dodatku w tej pozycji wydawał mu się jeszcze drobniejszy.

- Zgłupiałeś, postaw mnie! - zaprotestował, czując, że traci grunt pod nogami.

Tak po prostu go podniósł. Zawiesił ręce wokół szyi Kylo, ich twarze były blisko, oczy wpatrzone w siebie. Hux szybko przerwał to spojrzenie, chowając twarz w jego ramieniu.

- Mogę iść sam - mruknął, choć obaj wiedzieli, że to było kłamstwo.

- W sumie masz rację - mruknął Kylo odstawiając go na chwilę. Ściągnął bluzę z bioder i bezceremonialnie włożył Huxowi przez głowę, po czym uniósł go znowu. - Nawet nie próbuj narzekać - zastrzegł.

Hux nie umiał się wysłowić, to, co Kylo dla niego robił, wykraczało poza jakiekolwiek wyobrażenia, jakie Armitage miał o życiu. Jak mógł być tak bezinteresowny? Przybiegł za nim, znalazł go sam, oddał swoją bluzę (ponownie zresztą) i jeszcze nalegał, żeby go nieść. Ile siły i samozaparcia miał  w sobie ten człowiek? Hux zacisnął usta w cienką linię, ale nie mógł ukryć uśmiechu.

- Wracajmy już - powiedział, czując jak cała krew uderza mu do głowy. Nigdy nie czuł tyle emocji, co teraz.

- Jutro będziemy już w domu. - Za tym określeniem stało coś więcej niż tylko powrót do ich miasta.

Mówił o swoim domu.

Pokiwał głową, na nowo chowając twarz. To było za dużo, za dużo jak na jeden dzień i na jego nieprzywykłe do emocji serce. Nie chciał płakać, wyglądał już wystarczająco żałośnie. Tak bardzo nie chciał.

Kylo bał się, że idzie za wolno i Hux zamarznie albo zemdleje. Jego noga była w naprawdę złym stanie, widział to nawet w słabym świetle. Będą go musieli zawieźć do szpitala i sprawdzić, czy nie jest złamana, a Hux wychłodzony lub odwodniony. Tak się jednak cieszył, że już go trzyma.

- Mów do mnie, nie chcę, żebyś odpływał.

Hux otworzył oczy, nie wiedząc nawet, kiedy je zamknął.

- Jestem wykończony, Kylo - powiedział w końcu. - Jak się dowiedziałeś, że mnie nie ma?

- Czekałem na ciebie. Jak się tylko dowiedziałem, to pobiegłem cię szukać. W sumie to najpierw prawie udusiłem Damerona, a potem pobiłem opiekuna wycieczki, ale potem już szukałem.

- Ty to jednak jesteś narwany - zaśmiał się krótko. - A co ci Poe zrobił?

- Zgubił cię, sukinsyn.

- To nie jego wina, nie jest moją opiekunką przecież. Zgubiłem ich, jak musiałem zawiązać buta. Głupie, nie?

Ren parsknął śmiechem.

- Ciebie przecież nie trzasnę, za to, że się zgubiłeś.

- Dzięki. I tak mnie wszystko boli, więc już generalnie bez różnicy - westchnął. - Pewnie podniósł się alarm czy coś. Masz telefon? Może powinniśmy kogoś zawiadomić, zanim pójdą na policję.

- W kieszeni, nie mam jak wyciągnąć. Ale powiedziałem, że jak zadzwonią do twoich rodziców, to ich spalę żywcem po ówczesnych ciężkich torturach.

- Dzięki - powiedział, chociaż wątpił, że ktoś wziął taką groźbę na poważnie. Nie zdziwi się, jeżeli ojciec osobiście go jutro odbierze. - Za to i za wszystko. Nikt inny by się nie rzucił, by mnie szukać.

- Będziesz zmywał naczynia po obiedzie czy coś - spróbował zażartować.

Wizja obiadu u Kylo była zdecydowanie zbyt piękna jak na warunki, w jakich się znajdowali. Hux zabiłby za cokolwiek do jedzenia w tej chwili. Było już dość ciemno, dziwił się, że Kylo wiedział dokąd idzie. Może wiódł go instynkt czy cokolwiek.

W oddali Kylo dostrzegł światła. Wiedział, gdzie jest. Naprzeciw wyszła im grupa poszukiwawcza, machali latarkami, krzyczeli. Hux niewiele już kontaktował, słowa i obraz zaczęły się rozmazywać i ostatnie co pamiętał, to Kylo, który w panice prosił, by Armitage nie zasypiał.

środa, 7 marca 2018

Antidotum na niepokój cz.21



Od godziny szesnastej kolejne zespoły wypuszczane były na start. Początek wyścigu znajdował się w parku pod lasem. Zespoły wypuszczano co piętnaście minut. Cała konkurencja polegała na podążaniu za mapą, gdzie na kolejnych stacjach grupa otrzymywała pieczątki. Konfiskowano telefony, żeby nikt nie oszukiwał. Zespół, który w najkrótszym czasie ukończy trasę - wygra. Zespoły zostały z góry utworzone poprzez losowanie nazwisk, dlatego klasy były wymieszane. Hux i Ren trafili do oddzielnych zespołów, jednak biegli po sobie. Paczki zostały rozbite, dlatego w zespole Armitage’a biegł równie skacowany Poe, Rose, Kydel i trzy inne dziewczyny. Kylo mało nie zasłabł, gdy usłyszał, że Rey jest w jego grupie. Kiedy Finn i Paige byli jeszcze dobrym towarzystwem to obecność Rey była gorsza niż zawał. Gdy w którymś momencie apelu organizacyjnego złapał wzrok Huxa, spojrzał na niego błagalnie, rudy jednak tylko rozłożył ręce. Sam miał własne zmartwienia, na przykład jak przebiec te kilometry, gdy ból sprawiało mu przebranie się w strój sportowy, dodatkowo w towarzystwie Damerona, który odkąd dowiedział się, że wygrał zakład, nie zamykał ust.
- Obstawiam za różowymi, Hux - powiedział Poe rozgrzewając się linii startu.
Drużyna Rey i Kylo wystartowała jakieś dziesięć minut temu. Teraz kolei na nich.
- Zamkniesz ty się kiedyś? Dzieliło nas piętnaście minut, to niezbyt imponujące, raczej czyste szczęście - odparł. Jeżeli tak miał wyglądać cały bieg, to Hux wolał podziękować. - Poza tym nienawidzę różowego.
- No to może zielony? Pod kolor twoich oczu?
Hux parsknął.
- No proszę, wiesz jaki mam kolor oczu. Ale zielone włosy wyglądają okropnie. Wybierz coś, co przebije rudy.
- W wyglądaniu okropnie? Chyba nic.
- Co go zakryje, idioto! - Hux był naprawdę blisko, żeby mu przywalić. - Poza tym, myślałem, że lubisz pomarańczowy.
- No proszę, wiesz jaki kolor najbardziej lubię. Ciekawe co jeszcze pamiętasz - uśmiechnął się do niego znacząco.
- Nic specjalnego - mruknął. Te rzeczy nie miały znaczenia. - I nie mów już do mnie, głowa mi pęka.
Poe wzruszył ramionami. Nauczyciel odprawiający zaprosił grupę na miejsce, zapisał godzinę i ich wystartował. Przed gwizdkiem Poe rzucił jeszcze:
- To może niebieski, co?
Hux go popchnął, grupa wystartowała i Poe musiał ich dogonić. Zapowiadało się ciekawie.
- To było zupełnie Renowe - sarknął kiedy w końcu zrównał się z Huxem.
Biegli przez las, po dość kamienistej ścieżce.
- Co to niby znaczy? - zapytał nieco urażony. Miał o wiele więcej klasy niż Ren.
- To popchanie mnie na starcie? - mruknął - Ostatnio coś blisko jesteście.
Hux zwrócił oczy na ścieżkę, przypominając sobie każdy moment, po którym zaczął kwestionować status ich znajomości. Czy byli bliżej niż zwykli przyjaciele? Co Poe rozumiał przez bliskość? Nie mógł wiedzieć o pocałunku, o rozmowach z wczoraj, o niczym, co wydałoby się dwuznaczne dla pobocznego widza. Przy innych dalej się sprzeczali, ich zachowanie nie odbiegało od normy. Huxa przeraziła możliwość, że coś przegapił, że nie zauważył jakiejś istotnej zmiany. Kylo był przyjacielem, może ostatnio weszli na dziwnie uczuciowy etap, ale w pewnym momencie i tak musieliby wyjaśnić parę rzeczy. Czy Poe widział to inaczej?  Kto jeszcze zauważył coś i przeinaczył kontekst?
- Kumplujemy się, to chyba normalne, że spędzam z nim czas - powiedział.
- Tak jak ze mną kiedyś?
Hux zwolnił tempo, Poe się z nim zrównał, a gdy znaleźli się z tyłu grupy, Armitage przyszpilił go do najbliższego drzewa przy ścieżce.
- To go nie dotyczy. Rozumiem, skąd te podejrzenia, może zapamiętałeś mylnie mój obraz, ale nie spotykam się z każdym poznanym chłopakiem. W ogóle nie spotykam się z chłopakami, rozmawialiśmy o tym - mówił, patrząc mu prosto w oczy. - I ścisz głos, jak mówisz o takich rzeczach albo w ogóle o tym nie mów i zajmij się swoimi sprawami.
Poe trochę zamurowało, nie spodziewał się aż takiej ostrej reakcji. Wyminął Huxa bez słowa, wciąż czując się strasznie nieswojo.
Hux wypuścił z płuc całe powietrze, czuł jak waliło mu serce. Ruszył za grupą, nie zamierzał ich jednak doganiać. Szybko złapało go poczucie winy, że może nie powinien być dla Poe taki cięty, w końcu ten niczemu nie zawinił. Hux był jednak w nie najlepszej formie psychicznej, jak i fizycznej, Poe dołożył tylko drewna do ognia swoimi komentarzami. Hux za bardzo się przejmował, za dużo rzeczy ostatnio działo się bez jego kontroli, a to wyprowadzało go z równowagi. Kylo stał się mu bliski i przez to nieobliczalny, Armitage nie rozumiał, co się działo. Ale perspektywa Poe miała sens, w końcu Dameron nauczył się o nim kilku rzeczy, gdy się spotykali, krótko, ale zawsze. Hux nie powinien się na nim wyżywać, jednak myślał, że wszystko sobie wyjaśnili. Nie pasowali do siebie, to był eksperyment, po którym Hux doszedł do prostego wniosku, że prawdopodobnie nie ma żadnych uczuć romantycznych. Zastanawiał się, co Kylo o tym wszystkim myśli, jak odbiera jego zachowanie. I jak odbierałby, gdyby dowiedział się o Poe. Hux nie chciał o tym myśleć, był pewien, że Kylo zrozumiałby wszystko nie tak. Biegł z tyłu grupy, od czasu do czasu doganiając ich na punktach kontrolnych. Miał zdecydowanie dość tego dnia.

Kylo natomiast biegł sobie, prawie równo z Rey, zostawiając resztę grupy daleko z tyłu. W sumie to miał dość tej wycieczki i ku swemu przerażeniu, po raz pierwszy w życiu łapał się na tym, że tęsknił za domem. Nie za rodzicami oczywiście. Ostatnio mieszkanie kojarzyło mu się jednak cieplej, w końcu nie jadł obiadów sam, puste korytarze wypełnił szmer rozmów i wyzwisk, na ściany zaczęło nagle padać światło oglądanych filmów, zmęczona para pleców opierała się o nią po ciężkich godzinach lekcji, materac łóżka częściej ugniatały dwie osoby, a na wieszakach wisiały dwie kurtki, z dwoma parami butów tuż pod nimi. Niewiarygodne, że tak przyzwyczaił się do rudzielca i jego bardzo częstych wizyt. Wyrównał oddech, krok stał się dłuższy, równiejszy. Nawet się nie zorientował kiedy ją przegonił.

Schodzili ze skarpy. Rose, która prowadziła ich z mapą, pomyliła ścieżki i żeby nie tracić czasu na zawracanie, postanowili zejść stromym zboczem. Niemal się nie pozabijali, cali byli brudni od kurzu i błota, ale zyskali kilka minut w biegu. Hux był wyjątkowo niezadowolony z faktu, że jego biała koszulka była teraz cała z ziemi. Ze zmęczeniem na twarzy musiał wyglądać okropnie. Poe nie wyglądał lepiej, jednak był bardziej wysportowany i bieg aż tak go nie wyczerpał. Ciągle jednak nosił przygnębienie na twarzy i odwracał od Armitage’a wzrok, przez co Hux był jeszcze bardziej zły na wszystko, siebie w szczególności.
- Daleko jeszcze? - zapytał ktoś.
- Według mapy nie ma już żadnych przystanków i biegniemy prosto do ośrodka - powiedziała Rose.
- Chciałabym wiedzieć, która godzina - marudziła Kydel.
- Dawajcie, dziewczyny, już niedaleko, na pewno mamy dobry czas, nigdzie się nie zatrzymywaliśmy! - dopingował je Poe. Potrafił pominąć swoje zmęczenie, by wspierać innych. Hux pomyślał, że dobry byłby  z niego lider, jednak zupełnie różny od niego samego.
Biegli krętą, kamienistą ścieżką. Hux zostawał w tyle, ale był gotów przyspieszyć, gdy będą blisko mety. W pewnym momencie zauważył, że rozwiązał mu się but. Uklęknął na chwilę, by zawiązać sznurówki, co chwila podnosząc głowę, by nie stracić zespołu z oczu. Jego drżące ręce nie chciały współpracować, ostatecznie zrobił supeł i wepchnął sznurówki do środka. Jednak gdy wstał, po jego grupie nie było ani śladu.
- Cholera jasna - wysyczał i puścił się w pogoń.
Był zupełnie wyczerpany, marzył o szklance wody. Liczył na to, że gdzieś na niego czekają, że ich dogodni. Dobiegając do dwóch rozbieżnych ścieżek, stracił całą nadzieję.
Prawo czy lewo, prawo czy lewo, myślał.
Nigdy nie był dobry w orientacji w terenie, od tego był GPS. Wybrał lewo, zdawało mu się, że w oddali majaczą jakieś budynki. Z nieustającym bólem głowy, o suchym gardle i pustym żołądku, pokłócony z Poe i rozdzielony z grupą, z Kylo, w środku lasu, Hux myślał, że już gorzej być nie może. Zmienił zdanie, gdy kilkadziesiąt metrów dalej, krzywo stanął, wywalając się na ścieżkę. Próbował się podnieść, jednak paraliżujący ból, promieniujący od kostki na całą nogę, skutecznie utrudniał stanie prosto, a co dopiero bieg. Przeklinał pod nosem siebie i całą tę cholerną wycieczkę. Nie wiedząc, co powinien teraz zrobić, postanowił iść dalej ścieżką, licząc na to, że spotka jakąkolwiek żywą duszę albo chęci do życia.

Kylo czekał na Huxa na mecie. Chciał mu powiedzieć, że miał najlepszy czas w całej szkole i że jak tylko wrócą robi pizzę dla uczczenia, ale gdy ujrzał grupę na horyzoncie, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Wszyscy byli bladzi, przerażeni.
I nie było z nimi Huxa.
Wybiegł do przodu.
- Gdzie Hux?! - krzyknął do Poego.
- Zgubił się, nie wiem kiedy i…
- JAK TO SIĘ KURWA ZGUBIŁ?!
Był już przy nich, chwycił Damerona za kołnierz i nim potrząsnął.
- Mów, bo cię zapierdolę - warknął.
- Po ostatnim punkcie, koło rozwidlenia, musiał w nie skręcić- wydukał Poe, starając się oswobodzić.
- Odwal się od niego! - Kylo nawet nie zauważył Finna rzucającego się mu na plecy, po chwili zareagowała też Rey.
Jakby nie był wystarczająco wściekły.
- Wyślą nauczycieli, Kylo - starała się go uspokoić Rey. - Przecież nic mu się nie może stać, to tylko las i…
- I zaraz będzie się ściemniać, a Hux ma orientację gorszą od ślepego! - Puścił w końcu Poe i wyrwał się Finnowi. Miał chęć ich wszystkich zabić. - Idę po niego.
Podbiegł do nich opiekun wycieczki od razu rozkazując wrócić im do miejsca noclegu. Oczywiście Kylo nie miał zamiaru się posłuchać, a gdy opiekun szarpnął go za ramię, aby go powstrzymać, po prostu go walnął.
Konsekwencje później.
Teraz Hux.
- Jak ktoś spróbuje zadzwonić z tym do jego rodziców, to już jest martwy - rzucił na odchodnym i pobiegł w głąb lasu.