...

czwartek, 8 marca 2018

Antidotum na niepokój cz.22



Powoli zaczynało się ściemniać, Hux nie miał pojęcia gdzie jest i która jest godzina. Ledwo szedł, co jakiś czas robił sobie przerwy. Mógłby usiąść i czekać, ale bał się zostać całkiem sam. Czy w górach nie było dzikich zwierząt? Zastanawiał się, czy ktoś już zauważył, że go nie ma. Czy znajdą go w najbliższym czasie? Ścieżka zdawała się nie mieć końca, drzewa, które chyliły się nad nim, gdy kuśtykał do przodu, zabierały światło, było coraz chłodniej. Hux nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak beznadziejnie. Bezbronny, ze skręconą kostką, idący dalej i dalej w nieznane rejony. Nie zdziwiłby się, gdyby szedł w przeciwną stronę niż jest ośrodek, zupełnie zgubił kierunek, każda ścieżka wyglądała tak samo. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie zabrali mu telefonu na starcie, czy ktoś wśród tych pożal się Boże opiekunów wpadł na to, że uczniowie mogą się zgubić? To był pierdolony las! Myślał o tym, że mógł w ogóle nie wstawać z łóżka. Wrócić spać po śniadaniu, udać chorobę, cokolwiek. Gdyby biegł z Kylo, pewnie by do tego nie doszło. Ren nie zostawił go, gdy byli na szlaku, więc pewnie teraz też dotrzymał by mu kroku, nawet jeżeli spokojnie mógłby wyprzedzić ich wszystkich.

W pewnym momencie Hux zatrzymał się i usiadł na skałce przy ścieżce. To nie miało sensu, by szedł dalej, mógł oddalać się od tych, co go szukają. O ile w ogóle ktoś się przejął. Może Kylo, ostatnio przejmował się nim za bardzo. Z jednej strony denerwowała go nadmierna troska, z drugiej jednak było w tym coś wyjątkowego, coś ciepłego i ludzkiego. Gdzieś z tyłu głowy Armitage miał nadzieję, że Kylo go szuka, że dowiedział się o jego zaginięciu i go szuka. Albo wysłali nauczycieli. Zastanawiał się, w którym momencie musieliby zawiadomić policję. I jego rodziców. Ojciec do końca życia by na niego nie spojrzał. Może od razu spisałby go na straty, rzucił słuchawką i uznał, że nigdy nie miał syna. Huxem wstrząsnął dreszcz. Mógł zabrać bluzę.

Ściągnął prawego buta i obejrzał nogę, kostka była wyraźnie spuchnięta, każdy dotyk bolał jak cholera.

- Nie powinienem był się ruszać - powiedział do siebie.

Chciało mu się płakać, z bólu, z bezsilności, ze zmęczenia. Już dawno nie był na takim dnie. W jego głowie działo się za dużo, a fakt że siedział sam w lesie tylko pogłębiał te uczucia. Zacisnął zęby i wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. Armitage Hux nie panikuje.


Kylo biegł na złamanie karku do rozwidlenia dróg, o którym wspominał Poe. Powtarzał sobie, że Hux nie mógł zajść jakoś strasznie daleko, ale gdy tylko skręcił w ścieżkę, na której Armitage się rzekomo zgubił, z przerażeniem stwierdził, że nie widzi żadnej sylwetki majaczącej na horyzoncie.

Przyspieszył.

- Hux! - krzyknął, a echo odbiło się między drzewami - Gdzie on jest do cholery - mruknął już bardziej do siebie. Zaraz będzie ciemno, zaraz zrobi się zimno, a Armitage pewnie nie miał na sobie nic poza jakąś koszulką i spodenkami. Kylo zdążył już założyć bluzę, choć w biegu zdjął ją i owinął na biodrach, a także odebrać swój telefon na mecie - Armitage!


Hux prawie zasypiał, siedząc na skałce z głową opartą na podkulonych kolanach. Było zimno i z pewnością dość późno. Czuł jak jego żołądek zjada sam siebie. Ile już tam siedział? Nie był pewien, stracił poczucie czasu, a mrok nadchodził nieubłaganie. Zastanawiał się, czy w ogóle go dzisiaj znajdą. Będzie to trudne, jeżeli do tej pory zupełnie zajdzie słońce. Czy w takich wypadkach nie wznawia się poszukiwania dopiero rano? Huxowi zdecydowanie nie podobała się wizja spędzenia nocy na tym odludziu. Przysiągł sobie, że już nigdy w życiu nie pojedzie na wycieczkę szkolną ani żadną inną, jeżeli miałaby odbywać się z dala od cywilizacji.

Nagle jego uszu dobiegł jakiś dźwięk. Z początku myślał, że to szum wiatru czy jakieś ptaki, ale dźwięk zaczął nabierać kształtu. Może miał już omamy, ale zdawało mu się, że słyszy swoje imię. Ktoś go wołał po imieniu.

- Tu jestem! - odkrzyknął w przestrzeń. - Halo! To ja!

Kylo słysząc ten zmęczony, zachrypnięty głos puścił się przed siebie. Nawoływał dalej, a Hux mu odpowiadał. Poderwał się z miejsca tak szybko, jak tylko zobaczył sylwetkę na horyzoncie. Kylo ujrzał najpierw rude włosy, a potem bladą przerażoną twarz. Później nie widział nic, bo zamknął Huxa w uścisku.

Widok Kylo jeszcze nigdy go tak nie ucieszył. Był szczerze szczęśliwy, gdy ten chwycił go w ramiona. Był uratowany, było mu ciepło, obejmował Kylo z całych ostatnich sił, jakby puszczenie go miało równać się z zamarznięciem. Przez myśl przeszło mu, że nigdy nie stracił nadziei na to, że to właśnie Kylo go znajdzie.

- Dobrze cię widzieć - szepnął, bo na nic innego nie miał już siły.

Ulga jaką czuł Kylo była nie do opisania.

- Jesteś cały?

- Tak, w większości.

- W większości? - nie umiał go od siebie odsunąć. Nawet nie chciał. Tulił go do siebie, jedną dłoń wczesując w jego włosy.

Hux słyszał swój przerywany oddech, czuł uderzenia serca Kylo, wszytko było takie prawdziwe i miał wrażenie, że ten uścisk był jedyną rzeczą, jakiej w życiu pragnął. Zacisnął dłonie na koszulce Kylo, jak mógł kiedykolwiek go odrzucić.

- Chyba skręciłem kostkę - sprecyzował. Ren ciężko westchnął.

- Poniosę cię - mruknął i nim Hux zdążył się zgodzić albo zaoponować, położył jedną dłoń pod jego kolana, a drugą na plecy i uniósł Armitage’a.

Był lekki, nawet bardzo, w dodatku w tej pozycji wydawał mu się jeszcze drobniejszy.

- Zgłupiałeś, postaw mnie! - zaprotestował, czując, że traci grunt pod nogami.

Tak po prostu go podniósł. Zawiesił ręce wokół szyi Kylo, ich twarze były blisko, oczy wpatrzone w siebie. Hux szybko przerwał to spojrzenie, chowając twarz w jego ramieniu.

- Mogę iść sam - mruknął, choć obaj wiedzieli, że to było kłamstwo.

- W sumie masz rację - mruknął Kylo odstawiając go na chwilę. Ściągnął bluzę z bioder i bezceremonialnie włożył Huxowi przez głowę, po czym uniósł go znowu. - Nawet nie próbuj narzekać - zastrzegł.

Hux nie umiał się wysłowić, to, co Kylo dla niego robił, wykraczało poza jakiekolwiek wyobrażenia, jakie Armitage miał o życiu. Jak mógł być tak bezinteresowny? Przybiegł za nim, znalazł go sam, oddał swoją bluzę (ponownie zresztą) i jeszcze nalegał, żeby go nieść. Ile siły i samozaparcia miał  w sobie ten człowiek? Hux zacisnął usta w cienką linię, ale nie mógł ukryć uśmiechu.

- Wracajmy już - powiedział, czując jak cała krew uderza mu do głowy. Nigdy nie czuł tyle emocji, co teraz.

- Jutro będziemy już w domu. - Za tym określeniem stało coś więcej niż tylko powrót do ich miasta.

Mówił o swoim domu.

Pokiwał głową, na nowo chowając twarz. To było za dużo, za dużo jak na jeden dzień i na jego nieprzywykłe do emocji serce. Nie chciał płakać, wyglądał już wystarczająco żałośnie. Tak bardzo nie chciał.

Kylo bał się, że idzie za wolno i Hux zamarznie albo zemdleje. Jego noga była w naprawdę złym stanie, widział to nawet w słabym świetle. Będą go musieli zawieźć do szpitala i sprawdzić, czy nie jest złamana, a Hux wychłodzony lub odwodniony. Tak się jednak cieszył, że już go trzyma.

- Mów do mnie, nie chcę, żebyś odpływał.

Hux otworzył oczy, nie wiedząc nawet, kiedy je zamknął.

- Jestem wykończony, Kylo - powiedział w końcu. - Jak się dowiedziałeś, że mnie nie ma?

- Czekałem na ciebie. Jak się tylko dowiedziałem, to pobiegłem cię szukać. W sumie to najpierw prawie udusiłem Damerona, a potem pobiłem opiekuna wycieczki, ale potem już szukałem.

- Ty to jednak jesteś narwany - zaśmiał się krótko. - A co ci Poe zrobił?

- Zgubił cię, sukinsyn.

- To nie jego wina, nie jest moją opiekunką przecież. Zgubiłem ich, jak musiałem zawiązać buta. Głupie, nie?

Ren parsknął śmiechem.

- Ciebie przecież nie trzasnę, za to, że się zgubiłeś.

- Dzięki. I tak mnie wszystko boli, więc już generalnie bez różnicy - westchnął. - Pewnie podniósł się alarm czy coś. Masz telefon? Może powinniśmy kogoś zawiadomić, zanim pójdą na policję.

- W kieszeni, nie mam jak wyciągnąć. Ale powiedziałem, że jak zadzwonią do twoich rodziców, to ich spalę żywcem po ówczesnych ciężkich torturach.

- Dzięki - powiedział, chociaż wątpił, że ktoś wziął taką groźbę na poważnie. Nie zdziwi się, jeżeli ojciec osobiście go jutro odbierze. - Za to i za wszystko. Nikt inny by się nie rzucił, by mnie szukać.

- Będziesz zmywał naczynia po obiedzie czy coś - spróbował zażartować.

Wizja obiadu u Kylo była zdecydowanie zbyt piękna jak na warunki, w jakich się znajdowali. Hux zabiłby za cokolwiek do jedzenia w tej chwili. Było już dość ciemno, dziwił się, że Kylo wiedział dokąd idzie. Może wiódł go instynkt czy cokolwiek.

W oddali Kylo dostrzegł światła. Wiedział, gdzie jest. Naprzeciw wyszła im grupa poszukiwawcza, machali latarkami, krzyczeli. Hux niewiele już kontaktował, słowa i obraz zaczęły się rozmazywać i ostatnie co pamiętał, to Kylo, który w panice prosił, by Armitage nie zasypiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz