...

poniedziałek, 12 marca 2018

Antidotum na niepokój cz.24



Następnego dnia po śniadaniu wycieczka była w drodze powrotnej. Z Huxem obchodzono się jak ze szkłem, co tylko go irytowało, nie chciał się jednak denerwować, by oszczędzać siły na powrót do domu. On i Poe dalej nie odzywali się do siebie, większość drogi spędził na czytaniu książki. Czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia, poza nogą i ogólnym zmęczeniem, nic mu nie dolegało. W międzyczasie zdążył podziękować Kylo jakieś pięć razy, chyba nigdy mu tyle razy tego nie powiedział.

Gdy dojechali na miejsce, Kylo aż zdrętwiał, widząc zastęp rodziców czekających na swoje dzieci.

- Hux? –zagadnął go z niepokojem. - Moja mama tam jest.

Hux spojrzał przez okno. Widział matkę Kylo raz w życiu, ale takiej fryzury się nie zapomina.

- O, no proszę. A nie mówiłeś, że wyjechała?

- Tak, miała wrócić za tydzień. - Nagle oblał go zimny pot. - A jak ja wezwali wychowawcy?

Hux zastanowił się przez moment. W sumie było to możliwe, ale z drugiej strony nie zadzwonili po jego rodziców, więc czemu dzwoniliby po Kylo?

- To przypał trochę, Kylo - powiedział. - Ale może sama przyjechała, wróciła wcześniej? Dasz mi znać.

- Jeśli to przeżyję – mruknął. - Ty skręciłeś nogę, ja pobiłem nauczyciela.

- To cię chyba stawia w gorszej sytuacji. Ech - westchnął. - Powiesz, że mogłem zginąć.

Autobus w końcu się zatrzymał i wszyscy zaczęli wychodzić.

- Napisz do mnie jak już będziesz w domu, dobrze? – Kylo poczuł się głupio mówiąc to, ale jeszcze dziwniej przez to, że nie wiedział jak się z nim pożegnać. Pomachać? Przytulić?

- Napiszę - powiedział, przeskakując na jednej nodze schodki autokaru.

Kylo na zewnątrz oddał mu plecak. Stali chwilę naprzeciw siebie, nie wiedząc, czy chcą coś jeszcze powiedzieć. Przerwał im męski głos niosący się przez parking:

- Armitage!

Obaj zwrócili głowy w kierunku dźwięku. Stary Hux stał w otwartych drzwiach swojego czarnego samochodu, oczekując na syna. Kylo był pod wrażeniem, że w ogóle po niego przyjechał.

- Chyba muszę się zwijać, trzymaj się - pożegnał się i kulejąc poszedł do samochodu.

Ren jeszcze z daleka słyszał oskarżycielski ton głosu Brendola Huxa, gdy mówił „co ci się stało?” i „właź do samochodu". Zacisnął pięści i pewnie przebiłby paznokciami skórę, gdyby nie dotyk dłoni na jego ramieniu.

- Cześć, Ben. Jak było? - To był głos jego matki, brzmiał niezwykle sympatycznie, zupełnie nie tak, jak się spodziewał.

- Hej, mamo - spuścił wzrok. Z ojcem się nienawidził, ale przy niej zawsze drgało mu serce. - Całkiem dobrze i w ogóle – rzucił i poszedł w kierunku auta, unikając jej wzroku.

- To się cieszę – powiedziała.

Otworzyła samochód i kilka minut później byli w drodze do domu. Radio cicho grało, Kylo spoglądał przez szybę.

- Pewnie jesteś zaskoczony, że już wróciłam, co? - zagaiła rozmowę.

- Trochę tak, akurat zwykle ty trzymasz się ściśle terminów - mruknął patrząc na mijane budynki.

Leia uśmiechnęła się.

- Tak, masz rację, ale coś się wydarzyło i kilku delegatów odwołało konferencję. Jakieś afery, wiesz jak to jest. Politycy – wywróciła oczami. - Przełożono na następny miesiąc, więc na razie będę częściej w domu. Cieszysz się?

- Wolę się nie przyzwyczajać.

Westchnęła. Miał rację i nie mogła zaprzeczyć, że była to bardzo bolesna racja. Chciałaby spędzać z nim więcej czasu, żeby ich dom faktycznie nim był, nie tylko z nazwy. Jednak było to niezwykle trudne zadanie, co kilka tygodni w innym kraju, na innej konferencji. Było trochę łatwiej, gdy Ben był młodszy i pomagał jej Luke, jej brat. Poza trenowaniem Bena, opiekował się nim, gdy Leia i Han byli na wyjazdach. Gdy Kylo stał się starszy, a Leia awansowała, ich relacje stały się chłodne, zwyczajnie jej nie było, by z Benem faktycznie być.  Do tego bardzo źle dogadywał się z ojcem, odziedziczył po nim gorący temperament, a dwóch Hanów w domu to było zdecydowanie za dużo. Nawet nie zauważyła, kiedy Kylo stał się młodym dorosłym.

- Ale chyba powinniśmy z tego korzystać, prawda? - posłała mu łagodny uśmiech. - Zrobiłam placki ziemniaczane, mam nadzieję, że jesteś głodny.

Kylo od razu zaburczało w brzuchu. Uwielbiał placki ziemniaczane, nigdy ich nie robił, bo kojarzyły mu się właśnie z mamą.

- Trochę jestem. Miałaś bezpieczną podróż?

- Tak, miło że pytasz. Nawet przespałam się kilka godzin w samolocie. Wróciłam wczoraj, ale ojca nie ma - dodała.

- Nie było go od miesiąca – mruknął.

Ostatnio, gdy ojciec pojawił się w domu, Kylo spał w aucie Huxa.

- Wiem, Ben i przepraszam cię za niego. Też bym wolała, żeby siedział na miejscu. Jak przyjedzie, to mu przemówię do rozsądku.

Leia bardzo przeżywała to, że Han miał tak słaby kontakt z ich synem. Gdy Ben się urodził, miała nadzieję zapewnić mu lepsze dzieciństwo niż ona miała. Nie, żeby jej rodzina zastępcza była zła, kochała ich całym sercem i do tej pory byli dla Bena dobrymi dziadkami albo starali się. Chciała, by Ben dorastał w pełnej rodzinie, żeby spędzali razem czas, jednak życie miało inny plan i tak ich ścieżki powoli się rozchodziły. Ben był starszy i wiedziała o nim coraz mniej. Czasami bała się, że pewnego dnia wróci i nie rozpozna w nim syna.

- Wcale nie wolę, jak jest na miejscu, mamo. Chciałbym po prostu wiedzieć, kiedy wraca, żeby móc się na ten czas ewakuować z domu.

To nie tak, że mówił to wszystko, żeby ją krzywdzić. Po prostu wolał szczerość od tego chorego przemilczenia, które stosowała z ojcem.

- Może właśnie powinniście spędzać trochę czasu razem, znaleźć wspólne zainteresowania?

- Mamo proszę cię. Wiesz, jak to się kończy. W sensie każda nasza próba kontaktu. Po prostu… Zmieńmy temat, dobrze?

- Okej - zgodziła się.

Nie chciała okazywać smutku, atmosfera wokół tematu Hana zawsze robiła się zbyt ciężka na samochodową pogawędkę.

- To może opowiesz mi, co robiliście na tej wycieczce?

- W sumie nic ciekawego, starali się nas zintegrować, strzelaliśmy z łuku i inne takie. No i był wyścig po lesie.

Akurat zajechali pod dom, Kylo szybko wysiadł z auta i poszedł otworzyć drzwi mamie. Obawiał się, że zostawił bałagan, ale nie było tak źle, choć podejrzewał, że mama już tu była i po prostu sprzątnęła. Zdjął z siebie kurtkę i odwiesił na wieszak, była tam też jedna z marynarek Huxa, na którą Kylo wylał picie, po czym obiecał, że wypierze i odda, ale jakoś tak zapomniał. W salonie na stoliku leżały książki z matematyki oraz pokryte schludnym pismem Armitage’a notatki. Miał nadzieję, że mama o nic ciężkiego go już nie spyta. Choć czy jakikolwiek temat był dla nich lekki? Gdy ona przygotowywała obiad, on nakrył stół, och, jak bardzo się cieszył, że tylko dla dwóch osób. Nie zniósłby rozmowy z ojcem, był za bardzo zmordowany wczorajszymi zdarzeniami.

Kiedy skończyli jeść, Leia zdecydowała, że nadszedł czas na konfrontację, na którą przygotowywała się od momentu, gdy wieczorem zadzwonił do niej wychowawca Bena. Była zszokowana wydarzeniami, ale też bardzo zmartwiona tak gwałtowną reakcją syna. Wiedziała, że jest porywczy, ma problem z opanowaniem agresji, przecież nieraz tłukł się z Hanem, choć wtedy uważała, że to coś w rodzaju porozumienia, przynajmniej to jej mówił mąż. Zmieniła zdanie, gdy przykładała mu mrożonki do głowy.

- Ben - zaczęła w końcu, odkładając widelec na talerz. - Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam z tobą porozmawiać. Chodzi o wycieczkę.

Kylo od razu się spiął. No oczywiście coś musiało być nie tak.

- Naprawdę nie działo się nic ciekawego.

- Twój wychowawca miał na ten temat nieco inne zdanie. Jak mogłeś uderzyć nauczyciela?

- Jasne. - Kylo wstał gwałtownie od stołu. - Wszystko zawsze moja wina,  próbowałem komuś pomóc, przykro mi, że nie wyszło i pewnie musiałaś godzinę wysłuchiwać, jak chujowym synem jestem.

- Nie, Ben, czekaj! Nie o to chodzi - próbowała go zatrzymać przy stole.

Chciała uniknąć sceny. Złapała go za nadgarstek, a Kylo ledwo go nie wyrwał. Stanął w miejscu, ciężko oddychał.

- W takim razie o co?

Nie potrafił się odwrócić i spojrzeć jej w oczy. Nie wiedział, jak zareaguje na tą całą miłość, ból i smutek, które ujrzy.

- Wiem, że ten chłopak się zgubił i że chciałeś iść go szukać. To ciągle nie usprawiedliwia twojego zachowania, jednak to było bardzo dzielne z twojej strony - powiedziała spokojnie.

Trochę go zamurowało, był pewien, że o tym nauczyciele nie wspomną. Jego mama była jednak bardzo dociekliwą i przekonującą kobietą.

- Robiło się ciemno i zimno - zaczął niepewnie.

Leia ponownie chwyciła go za rękę. Widziała, że nie umiał sobie z czymś poradzić. Chociaż od czasu do czasu chciała być matką, na jaką zasługiwał.

- Znalazłeś go, prawda? Chcesz mi o tym opowiedzieć?

- Bo nas rozdzielili na grupy i ten debil Dameron go wkurzył i Hux został z tyłu i on ma tak beznadziejną orientację w terenie, mamo, że się zgubił i jak tylko dobiegła ich grupa, to ja się pytam, gdzie jest Armitage, a oni że go zgubili i ten nauczyciel mnie nie chciał puścić, to go uderzyłem i pobiegłem i było zimno i on nie miał telefonu ani bluzy i bałem się że coś mi go zeżre w tym lesie, więc biegłem i w końcu go znalazłem i zaniosłem z powrotem i, i…

Musiał nabrać porządny wdech. Leia wstała i przytuliła syna. Choć był od niej wyższy, miał ciało młodego mężczyzny, to gdy go objęła, znów wydał jej się tym małym chłopcem, którego musiała zostawiać samego w domu.

- Spokojnie - powiedziała cicho, głaskając go po plecach. - Byłeś naprawdę dzielny i jestem z ciebie dumna. Wiesz, oni nie chcieli, żeby jeszcze ktoś się zgubił. Mieliście szczęście, że wróciliście. To było niebezpieczne, ale cieszę się, że nic ci nie jest.

- Ja się nie gubię, mamo.

Westchnęła z ulgą. Ben był sobą i pewnie w tej chwili, zapatrzony w jakąś jedną myśl, nie dopuszczał do siebie innych możliwości.

- Nie możesz przewidzieć takich rzeczy. Ale cóż, ważne, że wszystko się dobrze skończyło, poza tym, że zostałeś zawieszony na tydzień - poinformowała go.

Kylo westchnął ciężko.

- Naprawdę? Z jednej strony się spodziewałem, ale no… Jakim cudem ugrałaś tylko tydzień?

- Mam swoje sposoby - uśmiechnęła się. - Poza tym, wiem, że w normalnych okolicznościach byś tego nie zrobił. To jakiś twój przyjaciel, prawda? Ten Armitage.

Kylo pokiwał głową. Chciałby dodać najlepszy, ale w sumie był też jedynym, więc rozumiało się samo przez się.

- Zaproś go kiedyś na obiad, chciałabym go poznać - zaproponowała.

Kylo zamurowało.

- Dlaczego chcesz go poznać?

- Chyba powinnam wiedzieć, dla kogo mój syn uderzył wychowawcę - zaśmiała się, choć z drugiej strony mówiła całkiem poważnie.

Kylo nagle zastanowił się nad tym całkiem poważnie.

- Polubisz go. Tak przynajmniej mi się wydaje.

- To się cieszę - powiedziała.

Dobrze było widzieć trochę słońca na zachmurzonej twarzy Bena.

Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Kylo, zapytał czy może iść do pokoju. Chciał odpocząć, może nawet się przespać. Mama zgodziła się odsyłając do z deserem. Czuł się dziwnie, ale jednocześnie było mu jakoś tak ciepło na sercu. Nagle przypomniał sobie o wiadomości, którą miał wysłać mu Hux. Wyjął telefon, ale nic nie dostał.

Kylo: Hux?

Telefon zawibrował w kieszeni Armitage’a, wyciągnął go i sprawdził powiadomienie: Kylo Ren wysyła wiadomość.  Hux przeklął w myślach. Dlaczego akurat w tym momencie.

- Przepraszam, czy ja ci może w czymś przeszkadzam? - powiedział poirytowany do granic możliwości Brendol.

Armitage siedział na kanapie w salonie, podczas gdy ojciec krążył nad nim, sypiąc mu na głowę reprymendy, jakby skręcenie kostki było co najmniej przestępstwem.

- Nie, przepraszam - mruknął, ściskając telefon w dłoni.

Czasami żałował, że nie miał temperamentu Kylo, który pozwoliłby mu pierdolnąć drzwiami i nikogo nie słuchać, chociaż w obecnych warunkach szybka ucieczka wyglądałaby żałośnie.

- Wstyd, Armitage. Teraz trzeba cię będzie wozić po lekarzach. Żebyś jeszcze się na coś w tym domu przydawał, ale nie. Tylko cię karmić, głaskać i teraz jeszcze to.

- Przecież to nie moja wina, jak miałem to przewidzieć? - Wiedział, że kłótnia nie miała sensu, jednak nie umiał odpuścić.

Jego ojciec nie zmienił tematu, odkąd tylko przekroczyli próg domu. Mimo, że wygasła już pierwsza złość o telefony od nauczycieli, to nie mógł przepuścić okazji, by przypomnieć Armitage’owi, że ten nic nie znaczy. Na wypadek, gdyby zapomniał.

- Ach tak? Może w takim razie zastanowisz się nim następnym razem gdzieś pojedziesz?

- Co to ma znaczyć?

- Co to ma znaczyć? - spariodował głos Armitage’a popiskując na końcu. - Żebyś rozsądniej się zachowywał i żył w końcu z jakimś sensem. Tylko łazisz z tym Solo, nic z tego nie wyciągając. Stoczysz się i nawet mnie to nie zdziwi.

Huxa coś ukłuło w środku. Nie, żeby to był pierwszy raz, kiedy jego ojciec naskakuje na Kylo, ale kiedy zazwyczaj starał się ignorować te uwagi, to tym razem nie potrafił. Przecież gdyby nie Kylo, sprawa byłaby o wiele poważniejsza, do głosu doszłaby policja, wtedy byłaby prawdziwa afera.

- Jestem przewodniczącym, muszę być na wyjazdach - tłumaczył. - Poza tym, Solo jest… - nie dokończył, nie wiedział, co powiedzieć. Telefon w jego dłoniach zawibrował ponownie.

Kylo Ren wysyła wiadomość (12).

- Kto cię tak potrzebuje w swoim życiu, synu? To chyba coś nowego dla ciebie?

- Nieistotne - uciął. - Czy mogę już iść?

Brendol machnął na niego ręką i odszedł od niego sam.

- A idź w cholerę. I tak tylko tracę z tobą czas.

Armitage zamknął oczy i powoli wypuścił powietrze z płuc. Najsprawniej jak tylko mógł opuścił salon i z plecakiem zarzuconym na ramię wspiął się po schodach na górę, do swojego pokoju. Ból promieniował na całe ciało, Hux zastanawiał się, ile paracetamolu musi połknąć, żeby zejść normalnie. Drzwi do jego pokoju były uchylone, nie zamykał ich ze względu na Millicent, która poderwała się z łóżka w momencie, gdy Armitage rzucił plecak na ziemię. Kotka podbiegła do niego, ocierając się o nogi i domagając pieszczot. Wziął ją na ręce, po czym usiadł na łóżku, jedną ręką głaskając kota, a drugą sprawdzając wiadomości.

Kylo: Hux?

Kylo: Wszystko w porządku?

Kylo: Halo?

Kylo: Coś się dzieje?

Kylo: Hux kurwa

Kylo: Skąd mam wiedzieć czy nie leżysz teraz w szpitalu

Kylo: Tak jakby się martwię

Kylo: Wiem że Milicent jest najważniejsza, ale mógłbyś mi chociaż wysłać cokolwiek

Kylo: Armitage?

Kylo: Odpisz w końcu

Kylo: Widzę, że to wyświetlasz

Kylo: Naprawdę się martwię, śmiej się jeśli chcesz, tylko odpisz

Hux uśmiechnął się, czytając zalew wiadomości. Czy Kylo trochę nie przesadzał? Przecież miał na pewno swoje własne problemy, konsekwencje jego zachowania na wycieczce. Chociaż z drugiej strony złapał się na tym, że wcale mu ta troska nie przeszkadzała.

Armitage: Jestem w domu i żyję. Byłem zajęty. I masz rację, Milicent jest najważniejsza.

Armitage wysyła zdjęcie.

Kylo: Twoja umiejętność robienia selfie jest na tak niskim poziomie, że aż brak mi słów.

Kylo: Ale Milicent jest śliczna jak zawsze.

Kylo wysłałby nawet kocią emotikonę, gdyby nie było to poniżej jego godności.

Armitage: Ok, możesz być pewien, że to było ostatnie zdjęcie, jakie ci wysyłam.

Kylo: To była zachęta do ćwiczeń! W ogóle nawet nie wiem jak opisać Ci co się właśnie stało w moim domu.

Armitage: Co takiego?

Hux nie bardzo wiedział, czego ma się spodziewać. Było aż tak źle? Nie umiał odczytać tonu tej wiadomości, z emotikonami wszystko było prostsze.

Kylo: W skrócie - Mama zaprasza Cię na obiad.

Chwilę zajęło mu zrozumienie tej wiadomości. Przecież widział ją raz w życiu.

Armitage: Co? Jak to? Czemu mnie?

Kylo: Nie wiem.

Kylo: Zostawię to Twoim domysłom.

Armitage: 😑 Żartujesz sobie ze mnie? Mów, co się stało.

Kylo opisał mu pokrótce całą sytuację.

Kylo: No i stąd ten obiad. A jak sytuacja u ciebie?

Hux był w niemałym szoku. Kylo tyle mówił o dystansie, jaki panuje między nim a jego rodzicami, a jednak jego matka potrafiła spojrzeć poza destruktywne zachowania Kylo i dostrzec powody. To Armitage był tym powodem. Do tego Kylo wydawał się być spokojniejszy, jakby pozbył się jakiegoś wielkiego ciężaru, jego sposób pisania był jakiś inny, emocjonalny, ale uporządkowany.

Armitage: To dobrze, że nie masz większych problemów, chociaż zawieszenie brzmi słabo. Ale z drugiej strony nie będziesz mnie widział o kulach, a to już jakiś plus 😏

Armitage: A u mnie… cóż, nie dowiedziałem się niczego, czego bym już nie wiedział.

Kylo: Dostaniesz kule?

Kylo: No chyba nie myślisz, że będę przez ten cały czas siedział w domu?

Nie wiedział co napisać a propos domu Huxa, postanowił więc przemilczeć.

Armitage: A to nie taki jest sens zawieszenia? A kule dostanę jeszcze dzisiaj, ojciec marudził, ale ma po nie pojechać.

Kylo: Nie mogę przyjść do szkoły, a nie wychodzić z domu. Szczerze mówiąc, to nawet się cieszę, że odpocznę. Dłużej nie zobaczę Snoke i w ogóle. Mogę liczyć na notatki?

Armitage: Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić, że się skupię na literaturze. A co z korkami, przyjdziesz do mnie?

Kylo: Dawno mnie tam nie było. Kiedy mam przyjść?

Armitage: W czwartek, tak jak zwykle. A w ogóle kiedy ten obiad?

Kylo: A nie wiem, zaraz zapytam.

Kylo wyłonił się ze swojego pokoju zastanawiając się, gdzie jego mama może siedzieć. Znalazł ją w jej gabinecie, może wcale nie chciała wchodzić do sypialni? Siedziała wygodnie na kanapie i czytała książkę.

- Tak Ben? - podniosła wzrok, zdjęła okulary i uśmiechnęła się ciepło.

- Kiedy Hux ma przyjść? - zapytał Kylo.

Gdy uświadomił sobie, że stoi spięty na baczność, westchnął ciężko, rozluźnił i oparł się o framugę. Mimo, iż był sceptycznie nastawiony, to naprawdę chciałby dać rodzicielce jeszcze jedną szansę. Byli do siebie bardziej podobni niż potrafił przyznać, w dodatku zrozumiała całą tę sytuację z Armitagem, nie krzyczała na niego, była nawet dumna. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktokolwiek byłby z niego dumny. Chyba, że Hux z jego zadań z matmy.

- Może być nawet jutro, koło której kończycie lekcje?

- Piętnastej.

- No to akurat, wiesz co lubi jeść?

Oczywiście, że wiedział.

- Chyba najbardziej spaghetti i pizzę. No i nienawidzi ostrych rzeczy.

Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym Kylo zawrócił do swojego pokoju, miał plan skorzystać z wolnego i trochę poczytać. Albo pograć w WoWa, czemu by nie?

Kylo: Jutro po 15, pasuje Ci?

Armitage: Ok, będę zdany na komunikację miejską, ale postaram się nie spóźnić jakoś tragicznie 🚎🙆

Tyle razy zostawał u Kylo na obiad, jednak takie oficjalne zaproszenie trochę go zestresowało, w końcu nie będą jedli sami. Zastanawiał się, jaka jest mama Kylo. Nie miał nawet porównania, swojej mamy nie znał a jego macocha? Szkoda gadać. Chciał zrobić dobre wrażenie, chciał, żeby go polubiła.

- Myślisz, że powinienem ubrać krawat? - zapytał Millicent.

Kylo odpalił komputer, nie chciał nawet myśleć, ile kasy w niego władował, ale jego sprawność była warta każdej ceny. Wbił na World of Warcraft, jego nieumarły wojownik już dawno osiągnął ostatni poziom, teraz Kylo jedynie grindował i jeździł na rajdy w wolnych chwilach. Nie przejmował się jakoś szczególnie lekcjami, notatki dostanie od Huxa, powtórzy materiał zaraz przed zajęciami. Był wręcz zdania, że odpoczynek mu dobrze zrobi. Później będzie miał tylko problemy z odrabianiem sprawdzianów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz