...

czwartek, 21 czerwca 2018

Antidotum na niepokój cz.54

Hux wyszedł z pokoju w momencie, gdy Leia zakładała płaszcz.

- Możesz powiedzieć mi dokładnie, co się stało? - zapytała, zabierając torbę z naszykowanymi rzeczami. Były tam przybory toaletowe, ręcznik, jedzenie. – Mój, z deka tępawy, mąż nie potrafił mi dokładnie odpowiedzieć na to pytanie.

Wyszli z domu, Leia zamknęła drzwi i ruszyła wraz z Armitagem w kierunku samochodu. Otworzyła przednie drzwi, torbę wrzuciła na tylnie siedzenie. Hux nie odzywał się dłuższą chwilę, zbierał myśli, nie wiedząc za bardzo, jak przekazać jej tę informację. Odezwał się dopiero, gdy usiadł na miejscu pasażera.

- Powiedział, że wyskoczył z samochodu - odpowiedział. - Pokłócili się z ojcem i otworzył drzwi podczas jazdy. Tylko tyle wiem. 

Leia westchnęła ciężko.

- Armitage? - zapytała, odpalając auto. - Czy mój syn… Czy Ben chciał coś sobie zrobić?

Huxa przeszedł dreszcz.

- Nie - powiedział z pewnością w głosie. - Powiedział, że się zdenerwował i nie chciał już być w samochodzie. Impuls.

Leia pokiwała głową.

- Przerażające jest to, jak oni są do siebie podobni, a jak bardzo nie potrafią znaleźć wspólnego języka.

Hux mruknął w odpowiedzi.

- Przepraszam cię - westchnęła i zabębniła palcami o kierownicę.

- Rozumiem go trochę - przyznał Hux, zanim zdążył się powstrzymać przed wypłynięciem tych słów. 

- Ja też się nie dogaduję z moim ojcem, a często słyszę, że jesteśmy podobni.

- Irytuje cię to?

- Tak. Nie jest to bynajmniej komplement w moim wypadku - westchnął.

Nie spodziewał się, że rozmawianie z mamą Kylo przyjdzie mu z taką łatwością, czuł, że nie byłby w stanie jej okłamać. Zastanawiał się czy to wynika z tego, jaka jest, czy z faktu, że jest mamą, a on był niemal w wieku jej syna.

- Pamiętaj, że możesz być zawsze taki jaki chcesz. Po prostu swój - urwała na chwilę. - Ben właśnie to robi, trochę pokrętną drogą, ale to dobrze, że własną.

Hux pokiwał głową i przypomniał sobie, że nadał swoim farbowanym włosom niespodziewaną symbolikę. Jednak pomyślał też o tym, jak zareagował jego ojciec i nie był pewien, czy zrobiłby to drugi raz.

- Tak, Ky… Ben jest bardzo unikatowym okazem - stwierdził, odsuwając temat od swojej osoby.

- Możesz mówić o nim Kylo, nie przeszkadza mi to. Po prostu dla mnie będzie zawsze Benem.

Hux uśmiechnął i zwrócił oczy na drogę.

***

Szpital był ogromny, ale Armitage dokładnie wiedział gdzie mają iść. Leia szła szybkim krokiem, determinacja aż od niej biła. Gdy doszli do sali numer piętnaście, Kylo nie było w pokoju. Jego matka od razu poszła do dyżurki.

- Jest na badaniach - westchnęła. - Idę się dowiedzieć czegoś więcej od ordynatora.

Hux usiadł na ławce pod ścianą. Byli na oddziale dziecięcym, ściany były nieco bardziej kolorowe i przyjazne dzieciom, śmiechy lub płacz niosły się echem między krokami i głębokim głosem lekarzy, dzwonkami telefonów. Sterylny zapach był nieprzyjemny, nużący. Mijały go pielęgniarki, rodzice. Huxa nieprzyjemnie mrowiło z tyłu głowy. W dzieciństwie bywał na oddziale po szwy, prześwietlenia, czasem też gips. „Spadł z roweru", „zleciał ze schodów”, „pobił się w szkole" raportował ojciec lekarzowi. I był sukinsyn wiarygodny. A Armitage milczał, gdy zakładano mu opatrunki.

Nagle zobaczył Kylo idącego korytarzem i kombinującego coś przy wenflonie, za co dostawał ochrzan od jakiegoś pielęgniarza, który go prowadził. Gdy Ren go zobaczył od razu się uśmiechnął i niemal podbiegł, aby go objąć. Huxowi nie umknęły jednak sińce pod oczami oraz ogólny zły stan Kylo.

- Benie Solo.

Głos Lei rozbrzmiał w korytarzu. Ren wyprostował się, jak porażony prądem, po czym spojrzał na Armitage’a z przerażeniem. Armitage, który zdążył już wstać, czekając na uścisk, wrócił na ławkę i pozwolił Lei zająć się sytuacją. Posłał mu jedynie uśmiech, żeby zapewnić go, że będzie dobrze.
Leia stanęła naprzeciwko Rena z założonymi rękami, Kylo od razu spuścił głowę.

- Hej mamo.

Kobieta spojrzała na niego, a w jej oczach rozbłysł ból. Kylo stał przed nią obwiązany bandażami, cały posiniaczony. Wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego policzka, tego bez opatrunku, lekko uniosła jego głowę. Był od niej coraz wyższy, niedługo będzie musiała stawać na palcach, aby go sięgnąć.

- Benjaminie Lando Solo, możesz sobie być prawie dorosły, ale jestem twoją matką i nie możesz ukrywać przede mną, że jesteś w szpitalu.

- Nie chciałem cię martwić.

- Synku, nie pleć bzdur - mruknęła przyciągając go do siebie i zamykając w uścisku.

Kylo po chwili oddał uścisk swoją zdrową ręką i położył głowę na jej ramieniu. Hux patrzył na tę scenę z niemałym rozczuleniem.

- Chodź się położyć, musisz być nieźle otumaniony przez leki - powiedziała Leia i zaprowadziła syna do pokoju, posyłając Armitage’owi przepraszający uśmiech.

Hux został na korytarzu.

***

Kylo usiadł posłusznie na łóżku, a Leia tuż obok niego. Wzięła jego dłoń w swoją i ścisnęła czule.

- To powiesz mi, co się właściwie stało?

Ren zastanowił się poważnie nad tym pytaniem. Powodem była kolejna kwestia, w której ojciec go nie akceptował. I to że jego słowa nie raniły wyłącznie jego, ale i Huxa.

- Ćwiczyliśmy z ojcem przed kolejnym testem na prawo jazdy - zaczął niepewnie.

Leia zrobiła ruch ręką, by Kylo kontynuował.

- No i wiesz… Zaczął mnie pytać czy mam dziewczynę i w ogóle.

- A ten dalej swoje - wywróciła oczami. - Ale to ty prowadziłeś?

- Że nie, a wtedy już ojciec, no i… Powiedziałem, że mogę też mieć chłopaka, a on zaczął mówić, że to nie są prawdziwe związki, tylko wynaturzenie - głos mu się urwał.

Leia ścisnęła mocniej jego dłoń.

- Już w porządku - uspokajała go. - Ty wiesz, że to nic złego. I zawsze będziesz moim synem, bo cię kocham.

Westchnęła głęboko. Chyba będzie musiała zabić swojego męża.

- Czy Armitage jest… - nie dokończyła, jeszcze nie do końca sobie to uświadomiła.

Kylo spojrzał na nią z przerażeniem.

Wiedziała.

Oczywiście, że wiedziała.

Kiwnął głową, nie był w stanie zrobić nic więcej, zdjęty strachem. Leia pokiwała głową.

- Dobry z niego chłopak - pomyślała na głos. - Tak, dobry. Przyszedł do domu po twoje rzeczy, szczęście, że się z nim spotkałam.

- Nie jesteś zła? - nawet nie próbował kryć szoku.

- Oczywiście, że jestem - powiedziała z nutą oburzenia w głosie. - Ale to dlatego, że nie powiedziałeś mi o wypadku. Nawet nie wiesz, jak ja się martwiłam.

Pokręciła głową.

- Chcę, żebyś wiedział, że możesz mi ufać. Nie zawsze będę na miejscu, ale gdy dzieje ci się krzywda, muszę to wiedzieć. Han jest głupi, że posłuchał twojej prośby - westchnęła i objęła Kylo ramieniem. - Najważniejsze, że już wszytko pod kontrolą.

- Naprawdę mnie posłuchał? - zapytał zdziwiony. - Byłem pewny, że jesteś tu, bo zadzwonił…

- Wszystkiego dowiedziałam się od Armitage’a. Przyjechał tu ze mną.

- Mamo? - wbił wzrok w szpitalne łóżko - Jestem wszystkim czego ojciec nienawidzi.

- On też cię kocha - powiedziała. - Tylko nie umie tego okazać. I pieprzy strasznie, ale ja go naprostuję. Nie martw się, wszystko będzie dobrze - zapewniała go.

Przytulił się do niej.

- Naprawdę ci nie przeszkadza, że ja i Armitage…?

- Nie - powiedziała. Pogładziła go po plecach. - Tak długo, jak jesteś szczęśliwy.

Nastała chwila ciszy, ale tej przyjemnej, której wcale nie chce się od razu zrywać.

- Kocham cię, mamo - szepnął.

- Ja ciebie też - powiedziała i pocałowała go w czubek głowy.

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz usłyszała te słowa od syna. Po chwili poluźniła uścisk i powiedziała:

- Pójdę po niego, musi się denerwować - posłała Kylo uśmiech i wstała z łóżka.

Ren pokiwał głową, był wciąż otępiony gradem informacji, który właśnie na niego spadł.

Gdy Armitage wszedł z jego mamą do sali, Ren od razu go przytulił. Długo. Dużo dłużej niż zwykle robili to przy innych ludziach.

Hux objął Kylo w pierwszym odruchu, ale za chwilę uświadomił sobie, że jego mama ciągle była w pokoju. Ale skoro to inicjatywa Kylo, to musiał się czuć swobodnie w jej towarzystwie. Czy jej powiedział? Hux z jakiegoś powodu poczuł się zagrożony, ale ramiona Kylo wokół niego upewniały go, że nic się nie dzieje.

- Przyniosłem twoje rzeczy - powiedział Hux.

- Dziękuję - powiedział Ren puszczając go.

Wyglądał okropnie, ale uśmiech rozświetlał mu twarz.

Usiadł na swoim łóżku, razem z Huxem, opowiadając o nocnym przywiezieniu niedoszłego samobójcy, jak na razie siedzieli sami w sali i Kylo nie miał pojęcia, co się stało z tym chłopakiem, ale miał nadzieję, że po prostu przenieśli go na inny oddział. Później po prostu gawędzili, Leia poukładała mu rzeczy po szafkach, a Ren przez ten cały czas trzymał Huxa za rękę.

***

Nie, sesja się jeszcze nie skończyła, tak, tęsknię za Wami i Antidotum, stąd też kolejny rozdział. Mam dość Miśki, tak paskudnie dość, że aż chce mi się płakać. Gdyby nie Marcin noszący mi żarcie, to chyba już dawno umarłabym z głodu. Chcę już wakacje. Może polecilibyście mi jakieś dobre książki, filmy, seriale, fanfiki, cokolwiek uznacie za fajne? Mam nadzieję, że dajecie sobie ze wszystkim radę.

Stay diehard.
 

niedziela, 17 czerwca 2018

Antidotum na niepokój cz. 53


Armitage: Idę do twojego domu po rzeczy 🚲

Mimo chłodu, Hux jechał na rowerze. Skórzane rękawiczki chroniły jego dłonie przed skostnieniem, chociaż i tak trochę marzły. Jego kluczyki pozostawały w biurku Brendola, więc jedyne, co mu pozostało, to autobus i rower. Z dwojga złego wolał nie mieć kontaktu z ludźmi.


Kylo trwał w stanie między snem, a jawą, choć wolałby wejść prosto w niebyt, bo ból powoli zaczynał go rozkładać na części pierwsze. Na dźwięk smsa poderwał się, co przypłacił rwącą falą piekącego pulsowania w okolicy twarzy i torsu. To musiał być Hux, w końcu nikt poza nim i ojcem nie wiedział, że tu jest.

Kylo: Czekam na Ciebie. Zwariować tutaj można.

Hux uśmiechnął się do telefonu, po czym schował go i kontynuował jazdę, już zbliżał się do domu Solo.

Postawił rower na nóżce pod płotem i stanął przed drzwiami. Dopiero wtedy zorientował się, że jeżeli nikogo nie ma, to jedyne, co może Kylo przenieść, to garść liści z podwórka. Dlaczego nie wziął od niego kluczy?

Zadzwonił dzwonkiem.

Chwilę czekał, zastanawiając się co powinien teraz zrobić. Wrócić się do szpitala? Czy Kylo w ogóle ma je przy sobie? A może mają jakieś zapasowe, schowane gdzieś pod wycieraczką? Przemyślenia przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanęła mama Kylo, z nieułożonymi włosami i furią w oczach.

- Armitage! - Była zdziwiona, jej spojrzenie trochę zmiękło, ale zdenerwowanie nie zniknęło. - Czy masz pojęcie, gdzie jest mój syn?

Hux cofnął się nieznacznie, Leia zaskoczyła go swoją obecnością. Przełknął ślinę.

- Dzień dobry - przywitał się. - Właściwie to wiem.

I gdy Leia zrobiła minę domagającą się wyjaśnień, dodał:

- Jest w szpitalu, właśnie przyszedłem po jego rzeczy.

Matka Kylo chwyciła się framugi, ale na jej twarzy pojawiła się determinacja.

- Wchodź, zbierz, co masz zabrać, za pięć minut jedziemy do szpitala.

Hux od razu pobiegł do pokoju Kylo, nagle usłyszał krzyk Lei, najwidoczniej albo Han był w domu, albo właśnie wyzywała go przez telefon. Nie wnikał.

Wszedł do pokoju i od razu zabrał się do pakowania słuchawek, ładowarki, książki z zakładką, która leżała na biurku. Dziwnie się czuł, poruszając się po rzeczach Kylo pod jego nieobecność, jednak pojęcie o tym pokoju miał takie samo, jakby był u siebie. Zeszyt znalazł na szafce przy łóżku, był otwarty, z ołówkiem między kartkami. Z ciekawości przeczytał pierwsze linijki. Miał już ten zeszyt w ręku, wtedy pierwszy raz poznał tę wrażliwą stronę Kylo. Mimo tego, że wiedział, że są w pośpiechu, usiadł na łóżku i przekartkował zeszyt, otwierając na losowej stronie.

Chwile

W tym samym czasie myślałem
o każdym zadrapaniu na moim ciele
o każdym sinym znamieniu na twoich ramionach
o tym jak szybko z nosa leci krew
przyzwoitość to trzymanie rąk przy sobie
rany nie kłamią, choć chcesz mnie oszukać
a było coś w tym spojrzeniu
które chciało wydłubać mi oczy
jak mogłeś nie widzieć, że jestem szalony?
Trzymaj ręce mocno przy mnie
dopóki nie będziemy wstanie podnieść się z podłogi

Hux siedział i wpatrywał się w słowa. Nigdy by się nie spodziewał, że zrozumie poezję.
Przewrócił stronę.

Cicho, ciszej
zrób wszystko - nie mniej, nie więcej.
Każdy ruch to szelest, co może nas wydać.
Tak się złożyło, że to zimne ręce
zawsze powstrzymują mnie przed upadkiem
i dają mi ciepło, którego same nie znają.
Łatwiej byłoby oddychać pod wodą niż wtedy,
gdy atak paniki narastał w nas obu
i byłbym bliski krzyku, gdybyś mnie nie uciszył.
Cicho, ciszej - każdy ruch może mieć znaczenie.
Bliskość nadeszła za szybko i teraz dzieli nas tylko kartka papieru.
To źle, że nie myślę już tylko o wardze rozciętej o zęby.
To źle, że myślę o tym, jak smakują papierosy
i jak pachnie ziemia mokra od deszczu.

To brzmiało prawie jak ich pierwszy-nie-pierwszy pocałunek. Hux ciągle nie wiedział, czy powinien liczyć tamto wydarzenie. Postanowił nadać mu poziom zerowy. Ale czy to znaczyło, że dla Kylo miał znaczenie? Tamta wycieczka naprawdę wywróciła ich życie do góry nogami.

Kosmos twoich pleców

Dziś był pierwszy dzień reszty mojego życia. Dowiedziałem się,
że kosmos jest blady jak śnieg.
Piegi to konstelacje.
Każdy siniak to osobna planeta, galaktyka i czarna dziura,
w której ginie światło.
Blizny przecinają kosmos niczym ogony meteorów,
rakiety i odkrywcy nieznanych miejsc.
Patrzyłem na mapę nieba i nie umiałem znaleźć drogi
jakim cudem nie gubisz się
i ciągle oddychasz w próżni?
Patrzyłem w gwiazdy i chciałem ujrzeć ich historię,
czy właśnie się narodziły,
czy to tylko ich blask trwa przez lata świetlne,
jedyny powidok ich dawnej egzystencji.
Każda gwiazda ginie w moich dłoniach,
moje dłonie są horyzontem zdarzeń.
Cokolwiek zjawia się w ich zasięgu musi zginąć.
Patrzę na moje dłonie, niecierpliwych odkrywców nowych zakątków galaktyki.
Chciałbym zanurzyć je w drodze mlecznej twoich pleców, oddać ci tlen.
Każdy dotyk to wybuch supernowej
a wszyscy naukowcy są w błędzie - kosmos jest coraz mniejszy.
Wiem, bo niosłem go na rękach i czułem jedynie wagę moich win.

Hux nie miał wątpliwości. „To ja”, myślał. „To ja, to moje ciało i dlaczego Kylo pisze o mnie w taki sposób?” Nie wiedział. Nie cierpiał swojego ciała. Ale nie miałby nic przeciwko, gdyby ręce Rena…
Poczuł ścisk w brzuchu. Powinien się zbierać, to nie był czas na to… Oderwał oczy od zeszytu, nasłuchiwał. Mama Kylo chyba ciągle się krzątała po domu, miał jeszcze chwilę.

Pompeje

Czarne włosy
tak, mówiono mi, że to popioły
w oczach żarzy się magma
zasycha na ciele, sklepiając rany.
Moje prywatne Pompeje nigdy nie zostały odkryte
spod pyłów Wezuwiusza mojego umysłu.
Przechadzam się co noc po opuszczonych domach
i potykam o trupy.
Zostawiam ostatnie graffiti na ścianach atrium
wołanie o pomoc
nikt nie słyszał, gdy waliłem w dzwony.
Pompejanie zastygli w ucieczce - wspaniałe posągi
stoją nade mną, gdy próbuję zasnąć
i przypominają mi, kim mógłbym być, gdyby nie wulkan.
Czarne ubrania
tak, mówiono mi, że to na pogrzeb,
a ja odpowiadam grzecznie, że
lubię być przygotowany.
W podszewce płaszcza zaszyłem testament
pusta strona - wszystko, co miałem,
oddałem jemu i nie posiadam nic ponad kolekcję
mosiężnych posągów nad moim łóżkiem.
Jestem bogatszy o złoto z wypraw,
gdy budowałem jeszcze imperium.
Prosiłem, by pod żadnym pozorem nie chodzić moimi szlakami.
Dźgam od tyłu i sam rzucam się na schody
w ofierze wulkanom.
Czarne buty
tak, mówiono mi, że zostawiłem znowu ślady w przedpokoju.
Jedyne ślady po mnie, czy naprawdę chcesz je zetrzeć?
Znów chodziłem po pogorzeliskach, są najbliższe
sercu, które żywi się destrukcją moich rąk.
Ach, siarka i zwęglone drewno, gdyby tylko można było
zaćpać się popiołem - już dawno leżałbym na odwyku.
Na forum nie rosły żadne drzewa, pamiętałbym.
Bujna natura moich starożytnych miast
to moja bujna wyobraźnia strawiona przez ogień,
który ogrzewa mnie w nocy.
Czarna dusza
tak, mówiono mi, że nie ma ratunku
na transfuzję krwi za późno,
bym został jeszcze świętym.
Odpowiadam: nie rozumiem,
zakonni noszą czarne ubrania i popielą czoła wiernym.
Jestem prorokiem mojej własnej religii.
Pompeje spłonęły jako zapowiedź wyższości ognia
nad materią.
Ja płonę, płonę w środku.
Czerń cała to sadza i moja dusza cierpi na wieloletni nałóg palenia
wszystkich moich dokonań.
Próbowaliśmy terapii,
ale ona zawsze wraca do domowego ogniska.

Kylo wydał mu się taki dramatyczny. Po chwili jednak doszedł do tego, że on w sumie jest bardzo dramatyczny. I jeszcze ta metafora palenia – tutaj to poezja, a jak Hux chce zapalić to Kylo od razu się oburza. Pokręcił głową. To była metafora, Kylo się dusił i dusiły go te wszystkie demony, przez które nie mógł zasnąć. To dlatego pisał do niego w nocy i nigdy nie dał nic po sobie poznać. Hux zastanawiał się ile ataków paniki przelanych zostało w te kartki.

Teoria obecności

Nie byłbym w stanie wytłumaczyć ci
jakie to wspaniałe uczucie
gdy podnoszę głowę i widzę ciebie
stojącego w tym samym pokoju.
Sam fakt obecności jest nieopisywalny
nie znam takich słów
a przeczytałem setki książek.
Obecność zawiera w sobie zbyt dużo czynników,
za dużo, bym mógł wymienić, bo rozpraszają mnie
twoje rude włosy i palce zaciskające się na brzegu rękawa
i to jak bierzesz wdech
i wydech
wszystko w tym jednym pokoju ze mną
po drugiej stronie
z jakiegoś powodu siedzącym za daleko
od twoich rąk.
Zawsze myślę o słońcu, w którym stoisz
w tym samym miejscu i czasie
podczas tego samego obrotu ziemskiego
pod tym samym niebem
między tym samym sufitem a podłogą
w tych samych ścianach.
To jest naprawdę trudne do opisania.
Starałem się.
O wiele łatwiej trzymać cię w ramionach i nie puszczać
nigdy 
wtedy nie trzeba tyle myśleć
nad teorią.

Huxowi trzęsły się ręce. Kylo to przeżywał, każdą chwilę i wszystko, czego mu nie mówił, a czuł, było tutaj. I Hux był w każdym wierszu, jego ślady bezwiednie stawiane kolejnym pociągnięciem ołówka.

Nie mógł w to uwierzyć, ale uświadomiło mu to tyle rzeczy. Kochał to. I kochał Kylo. 






Jeśli cierpicie na brak rozdziałów, to przepraszam, ale trwa sesja i nic nie mogę na to poradzić. W wakacje pewnie znowu Was zasypiemy z Karo. Miałam pisać jakieś zabawne rzeczy, ale egzaminy z Logiki, Historii Starożytnej, Morfologii, Poetyki i Historii Literatury Polskiej, same się niestety nie zdają. Ale tęsknie za Wami.