Renowi wydawało się, że leżał w
szpitalu nie dwa tygodnie, a co najmniej dwa miesiące. Poczucie pogłębiał fakt,
że gdy wyszedł ze szpitala, trawniki pokrywała cienka warstwa śniegu. Niby
środek jesieni, ale pogoda potrafiła czasem sprawić wszystkim psikusa. Nie
opuszczał tego budynku sam, towarzyszyła mu mama. Armitage bardzo chciał go
odebrać, ale Kylo wypisywali w godzinach szkolnych, więc postanowili, że
przyjdzie na obiad po zajęciach. Było to już i tak ogromne poświęcenie z jego
strony, bo za trzy dni miał mieć etap szkolny olimpiady.
Ren szedł obok swojej mamy
zapełnionym parkingiem, na którym w nocy musiała robić się niezła szklanka.
Ludzie spoglądali na niego od czasu do czasu i odwracali się z lekkim
przerażeniem. Wolał to niż tych, co gapili się z chorą ciekawością, bo ich miał
ochotę udusić. Część opatrunków już mu zdjęli, ale szwy dalej pilnowały, żeby
skóra się nie rozeszła. Mieli ściągnąć je dopiero w przyszłym tygodniu.
- Mogę pomóc ci z obiadem? -
zapytał, gdy już wsiedli do auta i zapięli pasy.
- Myślę, że dam sobie radę,
powinieneś wypoczywać - powiedziała Leia i posłała synowi uśmiech.
Widok plastrów na twarzy jej jedynego dziecka był ciągle
bolesny i teraz, poza szpitalem, jeszcze bardziej wydawało jej się, że w każdej
chwili rany się otworzą. Lekarze zapewniali, że Kylo może spokojnie wrócić do
domu, a nawet do szkoły, w torebce miała jego leki, wszystko miało być teraz w
porządku.
- Nie traktuj mnie jak jajka - mruknął.
- Poza tym… To ma być dla Armitage'a.
Leia westchnęła.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że
nie będzie to spaghetti. Znasz inne przepisy, które na pewno mu zasmakują -
powiedziała.
Ren prawie powiedział: pizza, ale ugryzł się w język.
- Może lasagne? Albo risotto?
- Ech, widzę, że kuchnia włoska
nas nie opuści - zaśmiała się. - Niech będzie risotto - zdecydowała i pomyślała
przy tym, że może taki miękki posiłek nie sprawi Benowi bólu.
Gdy dojechali do domu, Leia
wyskoczyła jeszcze na małe zakupy, a Kylo zaczął się znów przyzwyczajać do
swojego pokoju. Trochę się tu zmieniło, mama musiała mu posprzątać i
poprzestawiać kilka rzeczy, ale jednocześnie zajęła się jego roślinkami, więc
nie potrafił jej mieć tego za złe.
Położył się na chwilę na łóżku, a gdy jego mama wróciła,
zajęli się wspólnym przygotowywaniem obiadu, słuchając przy tym radia i
komentując informacje podawane między
piosenkami.
***
Hux siedział na historii,
wyczekując ostatniego dzwonka. Zaczytany w notatki z wosu i tak nie skupiał się
na lekcji, ale za każdym razem, gdy podnosił głowę, by spojrzeć na zegarek,
okazywało się, że minęły tylko trzy minuty odkąd patrzył ostatni raz. Wiedział,
że Kylo jest już w domu, dostał od niego wiadomość podczas długiej przerwy. Nie
mógł jednak przestać myśleć o tym co będzie, gdy Kylo wróci do szkoły.
Wiedział, że ten na pewno się stresuje, że boi się wrócić. Zwłaszcza, że
oficjalnie będzie na lekach. Sam fakt, że bał się, że on go zostawi...
- Hej - usłyszał nagle Hux.
Zaczepce towarzyszyło lekkie kopnięcie w krzesło, co rozproszyło jego myśli.
Odwrócił się, w ławce za nim siedział Finn. Odkąd drugi nauczyciel zachorował,
obie klasy miały rozszerzenie z tym samym, przez co w klasie był straszny tłok.
- Masz długopis pożyczyć?
Hux westchnął i oddał Finnowi długopis, który leżał na
stoliku. I tak go nie używał. Finn podziękował i wrócił do notowania. Hux
uznał, że teraz też się skupi. Nie mógł sobie pozwolić na rozpraszanie uwagi w
tak ważnym czasie.
Było około szesnastej, gdy stanął
przed drzwiami domu Kylo. Robiło się coraz chłodniej, nieprzyjemnie mroźny
podmuch potargał mu na powrót zupełnie rude włosy, gdy dzwonił do drzwi.
Kylo poderwał się z kanapy i prawie pobiegł do drzwi. Leia,
widząc to, pokręciła głową z lekkim rozczuleniem.
Ren nacisnął klamkę i prawie zwalił Huxa z nóg uściskiem.
- Widzę, że wróciły ci siły
witalne - powiedział Hux, gdy tylko znowu był w stanie wziąć oddech. Kylo
zdecydowanie wyglądał lepiej niż w szpitalu
- Wszędzie lepiej niż tam -
mruknął. - Chodź, zrobiliśmy z mamą obiad.
Hux uśmiechnął się na te słowa. Nie ukrywał, że był głodny.
Przez to, że ostatnimi czasy nie dość, że jadł, to jeszcze regularnie, jego
organizm zaczął się przyzwyczajać do dobrego traktowania.
Zostawił ubrania wierzchnie i torbę w przedpokoju, i razem z Kylo
udał się do stołu w salonie, gdzie przywitał jego mamę.
Siedli razem do stołu, rozmawiali
głównie o jego olimpiadzie i już zapowiadało się na kolejny sympatyczny
wieczór, gdy nagle szczęknął zamek w drzwiach, a wszyscy przy stole usłyszeli
czyjeś kroki i dźwięk łap psa na panelach w przedpokoju.
Hux spojrzał na Kylo. Widział
przerażenie i złość w jego oczach. On ciągle nie miał pojęcia, że jego ojciec
odwiedził go w szpitalu. Czy sytuacja eskaluje, ponieważ Hux siedzi przy stole
w jego domu? Leia z pewnością była tak samo niespokojna, jednak nie dawała tego
po sobie poznać. Hux powstrzymał się od chwycenia Kylo za rękę.
Do pokoju pierwszy wbiegł wielki pies, dopiero za nim wszedł
Han, urywając powitanie w pół słowa.
Kylo miał ochotę przez chwilę schować się pod stołem, ale
Chewie w końcu go dopadł i zaczął lizać po twarzy.
- Hej Han - powiedziała Leia. -
Zjesz z nami?
Hux mógłby przysiąc, że serce Kylo zatrzymało się po tym
pytaniu. Jego z resztą też. Leia ponownie zaskoczyła wszystkim swoim pomysłem
na wyjście z trudnej sytuacji. Han stał na korytarzu, wpatrując się w stół,
przy którym zajęte były prawie wszystkie cztery miejsca. Po chwili wszedł do
pokoju i pokornie zajął miejsce obok żony.
Kylo zacisnął palce na widelcu tak mocno, że prawie o wygiął.
Hux od razu stracił cały apetyt.
Przez pewną chwilę siedzieli w
całkowitej ciszy, po czym zaczęli jeść. Kylo czuł się jakby miał zaraz zemdleć,
Armitage starał się po prostu zniknąć i tylko pił wodę w zastraszającym tempie,
tak że w końcu zmuszony był sięgnąć po dzbanek, żeby dolać sobie więcej.
Oczywiście był za daleko.
- Ben - zaczął Solo - podaj
dzbanek swojemu kole… Ał! - syknął nagle z bólu. Albo Huxowi się zdawało, albo
Leia kopnęła pod stołem męża w kostkę. Nie dała jednak tego po sobie poznać,
uśmiechała się tylko lekko, nakładając sobie dokładkę.
- Swojemu chłopakowi - dokończył
Han, grzebiąc widelcem w talerzu.
W tym momencie ciszę przerwał donośny dźwięk widelca Kylo
wypadającego mu z ręki na talerz. Hux, nachylony nad stołem pomyślał, że bardziej
niż pić, chce zniknąć z tego pokoju albo w ogóle z powierzchni ziemi. Czuł to
zdradliwe ciepło na swojej twarz i był pewien, że Kylo wyglądał tak samo.
Ren był już pewien, że rozmawiała o tym z ojcem. Powiedziała
mu. Miał być zły? Ale ojciec w końcu… Powiedział to. Nazwał Armitage’a jego
chłopakiem.
Kylo sięgnął po dzbanek i nalał wody Huxowi.
- Dziękuję - powiedział Hux,
odkaszlując po tym. Tę szklankę wypił już do połowy i wrócił do przetrącania
groszku widelcem, bo w jego głowie jedynym pytaniem było teraz „co tu się
odjebało?”.
Czy to oznaczało koniec ukrywania się? Koniec wymyślania
wymówek, że uczą się do późna? Że robią projekty do szkoły? Czy o tym Han Solo
mówił do swojego syna, gdy ten leżał i spał w szpitalu? Armitage zerknął w bok
na Kylo i uśmiechnął się lekko. Ich sytuacja w tym domu wzięła niespodziewany
obrót. Porządny. I wydawało się, że na dobre.
Kylo wciąż czuł się tak, jakby miał spłynąć po siedzeniu. Czy
mu się to wszystko przypadkiem nie śniło? Miał często takie koszmary, ojciec
się dowiaduje, krzyczą na siebie, dochodzi do rękoczynów. Teraz było tak
inaczej, tak… Lepiej.
- Jak twoja olimpiada? - zapytał
Han, spoglądając na Armitage’a.
Hux podniósł oczy na Hana i wpatrywał się w niego przez kilka
sekund, zanim wydukał:
- Dobrze… uczę… się.
- Leia też ciągle brała udział w
olimpiadach i konkursach w liceum - mruknął Han patrząc na żonę.
- Pewnie wszystkie pani wygrywała
- stwierdził Hux.
Leia zaśmiała się.
- Nie przesadzajmy, nie można być
najlepszym we wszystkim - po czym dodała - ale tak, w większości.
I zaśmiała się znów.
Chłopcy wymienili się spojrzeniami i uśmiechnęli się szeroko.
- No cóż, Ben wdał się we mnie i
nie bierze udziału w niczym takim - powiedział Han.
- Właściwie to Kylo jest zupełnym
pana przeciwieństwem - odezwał się nagle Hux, zapominając z kim rozmawia. - On
pisze wiersze.
Ren przez chwile zapomniał jak się oddycha. W następnej
sekundzie jego myśli zaczęły galopować tak szybko, że jedynym dobrym
rozwiązaniem tej sytuacji wydawało mu się zadźganie wszystkich widelcem, na
końcu siebie, żeby zabrać tę swoją tajemnicę do grobu.
- Naprawdę Ben? - zapytała Leia. -
Dlaczego nigdy nam nic nie pokazałeś?
- Kiedy? - warknął Ren, tracąc
kompletnie nerwy. - Po raz pierwszy od świąt widzę was przy jednym stole.
„O nie,” pomyślał Hux, czując, jak przez jego głupotę,
napięcie przy stole rośnie. Wiersze były największą tajemnicą Kylo, od
trzymania tego sekretu wszystko się zaczęło. Hux był pewien że to jego ostatni
obiad w tym domu. Spojrzał na Kylo. Był niewątpliwie wściekły.
Ren zacisnął pięści do białości
kłykci, starając się opanować budzącą się w nim burzę. Co kazała mu robić
psycholog? Oddychać głęboko w bezpiecznym miejscu? Każdy wdech zasłaniał mu
oczy czernią, a wydech sprawiał, że miał ochotę krzyknąć na całe gardło.
Postanowił wykonać chociaż ten drugi krok i po prostu wstał od stołu, idąc
szybko w kierunku swojego pokoju.
- Kylo - zaczął Hux, odwracając
się na krześle, jednak odpowiedziało mu dopiero trzaśnięcie drzwiami.
Hux przeprosił rodziców Kylo, którzy skonfundowani zostali
przy stole, po czym wstał i poszedł za nim.
Stanął przed pokojem Rena i
zapukał. Nie uzyskał odpowiedzi, więc nacisnął klamkę i powoli wszedł do
środka, zamykając za sobą drzwi. Kylo leżał na łóżku, twarzą w poduszce. Hux
stał chwilę pod drzwiami, jednak zdecydował się podejść i usiąść na skraju
łóżka.
- Przepraszam - powiedział.
- Spierdalaj - doszło z poduszki.
Kylo poczuł, jak Hux wstaje z łóżka i zaraz usłyszał ponownie
zamknięcie drzwi.
Ren poderwał się na łokcie patrząc na… Huxa, który trzymał
dłoń na klamce.
- Wcale nie chciałeś, żebym
wychodził - powiedział, uśmiechając się łagodnie.
Kylo wyciągnął w jego kierunku oskarżycielsko palec, otworzył
kilka razy usta, chcąc go zjebać z góry na dół, po czym w końcu wylądował z twarzą
w poduszce, bo rudzielec przecież miał rację.
Hux wrócił i wszedł na łóżko, wciskając się między Kylo a
ścianę i obejmując go ręką. I nogą też, na wypadek, jakby zaczął się wyrywać,
układając głowę na poduszce bliżej jego głowy.
- Już nigdy nie dam ci nic
przeczytać.
- Sam sobie wezmę. Albo mi dasz,
tak jak wtedy.
***
Założyłam grupę na facebooku, która nazywa się Shiruvengers. Zapraszam, tam będę powiadamiać o wszystkich opowiadankach najpierw.
Wspaniały blog. Trafiłam na niego całkiem przypadkowo z twittera i bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuń