...

środa, 11 listopada 2015

We're more like a soulmates cz.1



Pierwsze dni w nowej szkole są zawsze prawdziwą męką i swoistą drogą przez piekło. Każdy się na ciebie gapi i są to spojrzenia w stylu: „Hej, a to nie jest przypadkiem ten Nowy?". W przypadku Petera Parkera wypowiedzi te często były dodatkowo podszyte drwiną i nutką pogardy. Chłopak miał jakieś takie dziwne szczęście do tego, aby zaraz po przybyciu do nowej szkoły, interesowały się nim typy spod ciemnej gwiazdy. W ciągu tych kilku lat zdobył dość dogłębną wiedzę na temat wszelkiego rodzaju szkolnych dręczycieli, od cwaniaczków chcących podkraść trochę pieniędzy na fajki, po bezmózgie góry mięcha, których interesowało tylko jak spożytkować rozpierającą ich energię i młodzieńczy zapał do obijania cudzych mord. Jakby tego było mało, już po mniej więcej tygodniu, no, może dwóch, musiał wracać do domu z karteczką typu - „Proszę rodzica o przyjście do szkoły.". Cóż, oczywiście nie z winy Parkera, jednak nie zmieniało to faktu, że początki zawsze były dla niego paskudne.

Wkurzało go również to, że szkolne dryblasy nawet nie zdawały sobie sprawy, kogo atakują. Nie oszukujmy się, Peter lubił być Spider-Manem, ale miało to swoje minusy. Ogromne minusy. Na ten przykład nie mógł pokazać na co go stać, bo o ile on kończył u szkolnej pielęgniarki, to jego "oprawcy" mogliby wylądować na cmentarzu. Miał czasami problemy z wyczuciem czy uderza tak, aby dokopać, czy już tak, by zabić.

Jakby tego było mało, podczas nocnego patrolu natrafił na jakże przemiły gang złodziei samochodów, przez co zaspał na swój pierwszy dzień w szkole. Ach, nie ma jak to zrobić dobre pierwsze wrażenie, co nie? Tym bardziej, że pierwszą lekcję miał podobno z nauczycielem, który oczywiście nienawidził, gdy uczniowie się spóźniali. No, ale w końcu był Peterem Parkerem, musiał mieć pod górkę już od pierwszego dnia w szkole.

Liceum, do którego trafił, za namową Cioci May było na językach od chwili otwarcia. Nie, nie z powodu poziomu czy innych takich typowych aspektów. Placówka została całkowicie sfinansowana przez S.H.I.E.L.D. i po prasie chodziły pogłoski, że ma być to wylęgarnia nowych podwładnych Fury'ego, jednak szkoła okazała się być całkowicie normalnym miejscem, czego skrycie Peter żałował. Bo może akurat w końcu znalazłby miejsce gdzie jego sekret mógłby przestać być tajemnicą. Jednak nic co wyszło spod rąk Fury'ego nie mogło być tak do końca normalne. Uczyli tam zarówno agenci, jak i, ekscytował się tym niczym premierą GTA V na PCty, niektórzy z kompletnej elity, a dokładniej drużyny Avengers. Nie mógł się doczekać lekcji z niektórymi z nich, przecież zawsze chciał poznać ich osobiście. I może znali się gdy był Spider-Manem, ale nie było to to samo.
Szkoła była ogromna; składała się z kondygnacji pięter i półpięter połączonych z innymi blokami za pomocą korytarzy nadziemnych, więc od razu się pogubił. Na szczęście, krążąc po szkole w poszukiwaniu odpowiedniej sali, udało mu się kogoś znaleźć. Korytarzem szedł chłopak w czerwono-czarnej kurtce, z kapturem na głowie, w zamyśleniu przeglądając coś w telefonie. Peter stwierdził, że raz kozie śmierć, i że spróbuje go podpytać, gdzie powinien iść. Oczywiście mając nadzieję, że nie dostanie od razu w twarz.

- Hej, poczekaj! - krzyknął za nim, w duchu błagając, aby ten się zatrzymał.

Chłopak odwrócił się w jego kierunku zdziwiony, że ktoś go woła. Był cholernie znudzony, z resztą jak zwykle, szczególnie w szkole. Nie chodziło tu nawet o lekcje, mimo powszechnej opinii klasowego rozrabiaki i nieuka istniały zajęcia, które potrafiły go zainteresować. Bardziej drażniło go to, że tak rzadko. Miał nieustanne poczucie, że w szkole traci życie; marnuje czas, który mógłby poświęcić na cokolwiek innego.

Na przykład wymordowanie połowy z tych gnojków?

Albo na zjedzenie taco?

Zadowoliłby się czymkolwiek ciekawszym, czymś, co sprawiłoby, że nie zwiewałby z zajęć w poszukiwaniu czegoś ciekawego.

Albo za fajnym tyłkiem!

To również, choć rzadko. Ponownie przyłapał się na tym, że próbuje złapać za rękojeść katany, żeby sprawdzić jej ostrość. Prychnął; nie ma noszenia broni do szkoły, chyba, że chcesz, żeby Fury wywalił cię na zbity pysk, pomyślał.

Bez broni? A co masz w kieszeni?

Wade uśmiechnął się lekko na uwagę White'a. No oczywiście, że nie powstrzymał się przed wzięciem pistoletu. Deadpool bez pistoletu to jak Iron Man bez zbroi. Albo kieliszka alkoholu.

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest sala 129?

Potrząsnął głową, odganiając myśli.

- Pierwsze piętro, budynek C - przyjrzał się dokładnie lekko chuderlawemu nastolatkowi, który wyglądał na typowego nerda. Uśmiechnął się lekko, co było niewidoczne, gdyż nosił bandanę na twarzy, nie lubił, gdy ktoś gapił się na jego twarz. Łatwo się wtedy irytował - Ale jeśli chcesz, to mogę cię tam zaprowadzić.

- Jeśli mógłbyś... dzięki. Spadasz mi z nieba, serio.

Peter odetchnął głęboko i uśmiechnął się do swojego nowego przewodnika. Wyglądał dosyć... groźnie, z tą zakrytą twarzą, ale Parker zreflektował się we własnych myślach, przypominając sobie słowa wujka Bena. Oprócz jego legendarnego " Z ogromną mocą idzie w parze ogromna odpowiedzialność", mówił mu także, że nie ocenia się książek po okładce. Tym bardziej, że chłopak wydał mu się całkiem miły. No, bo nie wszyscy byliby pozytywnie nastawieni do zaprowadzenia kogoś do sali, tym bardziej, że... Właśnie, co on robił w środku lekcji na korytarzu?

- Ta szkoła jest zdecydowanie za duża. Jak wy wszyscy się tu odnajdujecie? - zapytał z lekkim niedowierzaniem. Na co im tyle sali, klas, no i przede wszystkim budynków? W dodatku ponumerowanych, aż do litery C? - Tak przy okazji, to jestem Peter. Peter Parker - dodał.

Pool. Dead.

Oh! Dobre! Musimy, to kiedyś wykorzystać!

Niby gdzie?

Na przykład, gdy w końcu nakręcą o nas film! Prawie każdy dupek z Avengersów ma własny film, to czemu my byśmy nie mieli?

Wade potrząsnął głową, uciszając głosy.

- Wade Wilson.

Wyciągnął dłoń do Petera, zastanawiając się czy chłopak odwzajemni uścisk. Chyba po prostu nie zdążył poznać jeszcze opinii krążącej o nim po całym kampusie. Przypomniał sobie o pytaniu Parkera.

- Szkoła ma cztery bloki: A, B, C, D. W pierwszym znajdują się sale sportowe, w drugim administracja, stołówka, konserwatorzy i piguła, a C to właśnie część szkolna, największa. A blok D to nasz internat. Mogę Cię oprowadzić po całej, znam kilka ciekawych miejscówek - zaakcentował ostatnie słowa, był ciekawy reakcji chłopaka. Coś czuł, że nagle przestało mu się nudzić.

- Miło cię poznać Wade - uścisnął jego dłoń. Była bardzo szorstka w dotyku, tak jakby od dawna pracował fizycznie. - Ciekawe miejscówki? Zastanowiłbym się, ale może, tylko kiedy indziej. Wiesz, nie chcę się spóźnić na swoją pierwszą lekcję - mruknął, myśląc jeszcze, że i tak już jest spóźniony. Nie chciał od razu zrażać do siebie nauczycieli, a nie przychodząc się nawet przedstawić czy coś w tym stylu, z pewnością by to zrobił. Dodatkowo znał tylko i wyłącznie nazwisko swojego wychowawcy i w życiu gościa na oczy nie widział.

- Może... No nie wiem, o której kończysz? - zapytał trochę zakłopotany. Sam był zdziwiony swoją propozycją, ale w sumie przecież można uznać, że Wade jest jego pierwszym znajomym w nowej szkole, a skoro tylko jego znał, to czemu nie trzymać się akurat jego?

- O której tylko chcesz - odpowiedział, ciesząc się, że jego szeroki uśmiech skrywa bandana. O nie, ten dzień właśnie przestał być nudny. Zmierzył go ponownie wzrokiem.

Ciacho!

Cicho siedź, Yellow... Znowu wydziwiasz.

Jak na razie Wade postanowił nie przychylać się do żadnej z opinii, uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej. Trzeba będzie wyciągnąć tego małego nerda na jakieś dłuższe spotkanie i po prostu lepiej go poznać.

- Lubisz meksykańskie żarcie?

- Czasem wsunę jakieś burrito, ale raz na jakiś czas. Nie wiedzieć czemu, mam po nich straszną zgagę - mruknął Peter, drapiąc się po karku - A czemu pytasz? - odwrócił się w jego stronę. Strasznie ciekawiło go, dlaczego Wade zakrywa twarz. Mógł dostrzec bardzo dziwną skórę wokół jego oczu, jakby miał tam oparzenia. Nie chciał jednak pytać o nie, gdy tak naprawdę się nie znali; miał jeszcze trochę rozumu. W końcu musiał przyznać, że Wade wyglądał na trochę porywczego. No i nie dość, że pytanie o takie rzeczy jest po prostu niedelikatne, a on nie chciał być niegrzeczny, to aura, jaką rozsiewał naokoło Wade nie zachęcała do zadawania takich pytań.

Deadpool czuł taksujące spojrzenie Petera na sobie i nie było to nic przyjemnego. Naprawdę z niego totalny świeżak, pomyślał. Każdy w szkole wiedział, że na Wade'a się w ten sposób nie patrzy. Ba! Większość bała się w ogóle na niego spojrzeć.

 Widzisz, pewnie uznał cię za dziwadło.

Zignorował White'a, choć uwaga lekko go zirytowała. Peter wciąż czekał na odpowiedź, przekrzywiając lekko głowę, a zakryta twarz Wade'a odbijała się w szkłach jego okularów. Deadpool poprawił bandanę i mruknął:

- Chciałem cię wziąć na taco, ale skoro nie możesz, to trudno. Chodź, zaprowadzę cię pod tę klasę.

Peter skinął głową i poprawił okulary na nosie. Wade poszedł pierwszy, a drugi chłopak ruszył zaraz za nim. Rany, tak bardzo go korciło, by chociaż zapytać, ale skoro skrywał twarz, to pewnie nie chciał, aby go o to pytano. Dlatego też Peter uznał, że powinien siedzieć cicho.

Gdy po kilku minutach drogi, Peter był pewny, że nie powtórzyłby trasy, stanęli przed jego klasą. Uśmiechnął się szeroko do Wade'a i powiedział:

- Dzięki, że chciało ci się mnie zaprowadzić. No i kurczę, może zostałbyś moim przewodnikiem? Żebym się nie zgubił i takie tam. Bo znając moje szczęście pewnie tak się stanie - mruknął już trochę ciszej, po czym spojrzał na Wade'a błagalnie. Nie miał większej ochoty na błąkanie się, ani wypytywanie o drogę każdego nieznajomego, a on wydał mu się całkiem miły, oczywiście pozostawała ta bandana i kaptur, ale Peter już powoli zaczął przywykać.
 No nie daj się prosić, no!, pomyślał.

Wade uniósł brew zupełnie zbity z tropu. Ten cały Parker był naprawdę dziwny, ale nie mógł uciec od myśli, że również coś go w nim od razu polubił. Może to była ta zupełna otwartość i szczerość, coś zupełnie niespotykanego, przynajmniej w tych kręgach, w których poruszał się Deadpool. A jednak Peter prosił i to z uśmiechem na ustach, tak jakby po prostu i zwyczajnie Wade'a polubił, a co za tym idzie, chciał spędzić z nim trochę więcej czasu. Deadpool ledwo powstrzymał się od cichego chichotu. Ten cały Parker był naprawdę dziwny.

- No chyba nie mogę dać Ci się prosić, co nie? - kąciki jego ust znowu wygięły się w uśmiechu, cieszył się, że nosi tą bandanę. No, bo kto to widział, żeby podczas rozmowy, ktoś szczerzył się jak głupi do sera, zupełnie bez powodu? – Dasz mi swój numer telefonu? Będzie się łatwiej kontaktować.

- Pewnie - Peter wzruszył lekko ramionami. Zdjął plecak z ramienia, by po krótkiej chwili grzebania znaleźć telefon, bo nigdy nie pamiętał swojego numeru, po czym podyktował go Wade'owi.

- Możesz pisać, kiedy chcesz, o ile będziesz to robił w rozsądnych godzinach - zastrzegł i uśmiechnął się delikatnie, a następnie cofnął się o krok, bliżej drzwi - Jeszcze raz dzięki i ten... to do zobaczenia - pomachał mu, po czym odetchnął głęboko, zapukał i wszedł do klasy. Naprawdę skruszony, przeprosił za spóźnienie, a pan Loki spojrzał na niego chłodno i kazał usiąść na wolnym miejscu. Peter westchnął ciężko, po czym zajął puste krzesło. To będzie długi dzień, pomyślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz