...

wtorek, 4 grudnia 2018

Antidotum na niepokój cz.58


Nim wrócił do szkoły, Kylo musiał pójść do psychiatry. Normalnie by się ociągał, ale Hux zaproponował, że pojedzie z nim. Tę samą propozycję złożył mu jego ojciec, więc wszyscy w trójkę pojechali do lekarza. Po rozmowie i sprawdzeniu wyników badań przeprowadzonych w szpitalu, Kylo dostał więcej leków, poza diazepamem, który miał przyjmować pod postacią relanium, pojawiły się także SSRI, które kompletnie podłamały i tak już chwiejącą się pewność Rena. Lekarz powiedział mu, że pierwszy tydzień może być ciężki i dobrze by było, żeby Kylo spędził go w domu z zaufaną osobą. Przy braniu obu tych specyfików istniało ryzyko konieczności korygowania dawki, ale lekarz uspokajał go, że to znowu nic takiego niezwykłego przy lekach poprawiających zdrowie psychiczne.
I rzeczywiście przez pierwsze dni brania leków Kylo czuł się dużo gorzej. Ostrzegano go zresztą przed tym, tak w końcu działały SSRI (pod nazwą których kryły się tajemnicze selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny). Miał więcej energii, ale nie podniosło mu się jeszcze samopoczucie, za to myśli o skończeniu własnej egzystencji pojawiały się w jego głowie nieustannie. Paradoks brania antydepresantów – coś, co ma ci pomóc się uspokoić, wejść z powrotem na ścieżkę prowadzącą do zdrowia, najpierw ciągnie cię jeszcze mocniej w ciemność.
Siedzieli w pokoju Kylo, gdzie Hux starał się przedstawić mu materiał z ostatnich trzech tygodni, w których ominął szkołę. Skupiał się na przedmiotach ścisłych, z którymi Kylo miał największy problem, a które z jakichś powodów dobrze mu szły tego dnia. Hux  leżał na biurku, popierając głowę na dłoni i obserwował Kylo.
- Radzisz sobie lepiej niż kiedy chodzisz do szkoły - odezwał się po jakimś kwadransie milczenia, gdy Kylo w skupieniu rozwiązywał zadania z geometrii.
- Nic mnie nie rozprasza - mruknął Ren, spoglądając jeszcze raz na kartę wzorów. Był tu z nim tylko Hux i Kylo nic nie mogło skrzywdzić, przynajmniej tak sobie powtarzał.
- To dobrze - powiedział, uśmiechając się lekko. Zaraz sięgnął drugą ręką i pogładził Kylo po włosach. - Ale może ja cię trochę porozpraszam, co?
Ren czuł zdradliwe ciepło i żeby nie musieć tłumaczyć się z rumieńców, nachylił się do Huxa, żeby go pocałować. Ten podniósł się z biurka i oddał pocałunek, wplatając Kylo palce we włosy.
I w momencie, gdy ich usta się spotkały, Hux poczuł jakąś niesamowitą iskrę, coś, czego nie czuł od ich pierwszego pocałunku na urodzinach Rey, gdy obaj byli pijani jak szpadle. Takiego pragnienia, które czuł w ruchach jego języka, w jego dłoni nieśmiało wędrującej do jego policzka. Wtedy Hux podniósł się ze swojego miejsca i by obu im było wygodniej, usiadł Kylo okrakiem na kolanach i całował go dalej, czując się tak pewnym siebie, jakby wcale nie był to pierwszy raz, gdy odważył się na coś tak intymnego. Miał nadzieję, że nie przestraszy tym Kylo, chociaż jego zachowanie skutecznie odganiało te myśli. Ren wsunął dłoń pod koszulkę Huxa, ten, nierozważny już w swoich ruchach, zacisnął palce na jego ramieniu. Wtedy Ren niemal agresywnie przerwał czułości, odsuwając się z sykiem.
- Przepraszam! - powiedział Hux w panice, ciągle czerwony na twarzy. - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nie przepraszaj - mruknął Kylo, ale nie potrafił ukryć grymasu bólu. Dotknął swojego ramienia. Nie poszły mu szwy, ale bolało jak diabli, prawie wyciskając mu łzy z oczu.
Hux wciąż na nim siedział, więc Ren przyciągnął go do siebie, delikatniej, choć niesamowicie podobało mu się tempo, które jeszcze przed chwilą narzucił Armitage.
Położył kciuki na jego kościach policzkowych, palce wczesał w rude kosmyki, lekko je ciągnąc. Całował jego czoło, nos, powieki i liczył piegi, żeby zapomnieć choć na chwilę o tym poprzednim pocałunku, którego nie mógł jeszcze oddać. Nie dlatego, że nie chciał, ale rana i szwy skutecznie wszystko utrudniały.
Hux zamknął oczy, dopiero teraz czuł, jak bije mu serce. Z pewnością nie prędko się to powtórzy, ale drobne pocałunki Kylo na jego twarzy też miały w sobie urok i cieszył się, że udało mu się przełamać tę barierę dotyku, jaką wypadek postawił między nimi. Właściwie to aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu tego brakowało. Położył swoją dłoń na dłoni Kylo, która obejmowała jego policzek. Otworzył oczy, spojrzał w te Kylo i szepnął:
- Kocham cię.
Ren aż zadrżał, tyle było emocji w tych dwóch krótkich słowach. Przy tym, co właśnie powiedział mu Hux, wszystkie Renowe wiersze wydały mu się nagle mało wymowne.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział kompletnie przejęty przez to uczucie, które między nimi wyrosło.
Armitage uśmiechnął się i pocałował Kylo ostatni raz, po czym położył głowę na jego zdrowym ramieniu. Czekał, aż wyrówna mu się oddech. Doszło do niego, że pierwszy raz wyznał Kylo swoje uczucia. Pierwszy raz obnażył się w ten sposób przed kimkolwiek. Ale czuł się z tym dobrze, lżej. Wiedział, że może mu ufać i że on tego właśnie potrzebuje.
- Boli cię? - zapytał po chwili.
- Już nie - głaskał go delikatnie. Hux nieustannie go zaskakiwał i Kylo właśnie zdał sobie sprawę, jak on pragnął tych słów.
Nagle Armitage zaśmiał się lekko.
- Co? - zapytał Kylo zdziwiony.
- Nic, tylko - zawahał się - tak mi się przypomniało coś. Jak mnie przytuliłeś na dachu mojego domu, wtedy głaskałeś mnie w taki sam sposób.
Ren nie panował nawet nad uśmiechem, który wkradł mu się na usta. Gładził jego plecy, ramiona, kark i czuł niesamowite szczęście.
- Chcę tak już zawsze, wiesz? - mruknął mu do ucha.
Hux poczuł, jak serce skacze mu do gardła. Czy naprawdę w końcu był gdzieś chciany?
- Tak, byłoby miło - odpowiedział nieco rozmarzonym głosem. - W jakimś innym mieście, w naszym mieszkaniu, z… - uciął, bo zdawało mu się, że zaczął brzmieć jak nie on. A wizja zbyt idealistyczna, by być prawdziwą. Jednak mówił o niej bez zastanowienia i chyba naprawdę tego chciał.
- … z Millicent? I półką na książki? Jasne ściany, symetria, ja się zajmę roślinkami, żebyś ich nie zabił.
- I z dużą kuchnią i ładną zastawą, żebyś mógł gotować te swoje cuda. I może balkon?
Uśmiechnął się. Ren podłapał jego marzenie.
- I nigdy nie będziemy tam mówić o matematyce - mruknął Kylo, patrząc z wyrzutem na notatki leżące na biurku.
Hux zaśmiał się na ten komentarz, podniósł głowę i ucałował Kylo w czoło, zanim zszedł mu z kolan.
- Wspaniałe podsumowanie - powiedział i wrócił na swoje krzesło. - Jak skończymy szkołę to przysięgam, że nigdy nie wspomnę o matmie. Ale póki co, wracamy do zadań?
- Jak spróbujesz, to cię wywalę na kanapę.
Sięgnął po kolejną kartkę z przykładami wypisanymi przez Huxa. Zaczął rozwiązywać jakieś równania, by poznać długości boków trójkąta.
- Stresujesz się? - zapytał nagle.
- Czym? - odpowiedział pytaniem Armitage.
- No olimpiadą, a czym innym - powiedział Kylo, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
Bo przecież była.
Hux opadł na oparcie krzesła.
- Już nie ma się czym stresować, to tylko etap szkolny. Mamy sprawdziany trudniejsze niż to - powiedział, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- A nie wolałbyś się uczyć jeszcze niż siedzieć tu ze mną nad zadaniami? W sumie już ogarniam te wzory, więc jeżeli masz jeszcze coś do nauki, to…
- Wyganiasz mnie? - przerwał mu Hux, pół żartem, pół serio.
Kylo prawie zerwał się z krzesła.
- Nie! Tylko… wiem, że to dla ciebie ważne - wyjaśnił, nie patrząc na niego.
Hux uśmiechnął się.
- Usiądź spokojnie. Jestem nauczony. Nic mi nie da kucie kilka godzin przed testem, wolę zająć myśli czymś innym - powiedział i spojrzał na Kylo, a ten, łącząc wątki wydarzeń sprzed chwili, znów się zaczerwienił. - Matematyką, rzecz jasna - odkaszlnął zmieszany, ale za chwile i tak ukradkiem zerknął na swojego chłopaka.
- Ja wiem, że zmieniłem imię, ale nie na tak okrutne jak matematyka.
Hux prychnął tylko i szturchnął Kylo nogą pod stołem.
- Licz zadanka, Benie Solo.
- Wiesz, Armie? W twoich ustach to nie brzmi nawet tak źle.

***

Dzień etapu szkolnego olimpiady z wiedzy o społeczeństwie był też ostatnim dniem, kiedy Kylo został w domu. Zapewniał Huxa, że trzyma kciuki, Armitage wiedział, że jeżeli olimpiada jest o dziewiątej, to Kylo jeszcze ciągle smacznie sobie śpi, ale nie mógł go winić. Leki zaczynały na niego działać, zmieniała się chemia jego mózgu, a do tego stresował się powrotem do szkoły. Poza tym etap szkolny nie powinien być jego zmartwieniem.
Z takim też nastawieniem Hux wszedł do sali, w której odbywał się test i zabrał się za rozpisywanie zagadnień prawno-ekonomicznych. Z sali wyszedł pół godziny przed końcem czasu. Był akurat środek lekcji, więc postanowił nagrodzić siebie kawą w szkolnej kawiarence i tam poczekać do dzwonka, a przy okazji napisać Kylo, że już skończył.

Ren obudził się naprawdę wypoczęty, po raz pierwszy od wielu dni. W dodatku kompletnie bez pomocy budzika. Jeszcze w piżamie poszedł do kuchni, zaparzyć sobie herbaty. Co jakiś czas zerkał na telefon, czy nie dostał wiadomości od Huxa. Wstał trochę zbyt późno, żeby do niego napisać zaraz przed olimpiadą, a teraz obawiał się pisać w trakcie egzaminu. Jeszcze by go zdyskwalifikowali, a tego by sobie nie wybaczył. Na kanapie w salonie leżał Chewie, ale Kylo nie zauważył nigdzie swojego ojca. Usiadł koło psa, który od razu położył mu pysk na kolanach, a Ren podrapał go za uchem.
Bardzo zżył się z tym zwierzakiem w ciągu ostatnich dni. Chewie nie odstępował go na krok, spał z nim, a Kylo mógł się przytulić w nocy do jego futrzanego boku, gdy zbudził go koszmar. Napił się herbaty i wtedy usłyszał dźwięk smsa.
Kylo: Nie wiem czy pytać, jak Ci poszło, bo pewnie się wynudziłeś na tych prostych pytankach.
Armitage: Nie chcę zapeszać, ale czuję, że przeszedłem.
Hux rozsiadł się na jedynej kanapie w kawiarence, szczęśliwie wolnej ze względu na porę dnia i na tyle, na ile było to możliwe, delektował się kawą za sześć złotych.
Kylo: Wyniki będą w przyszłym tygodniu, tak?
Armitage: Pewnie tak, ale szkoda, że tak długo trzeba czekać. Chociaż było dość dużo osób, więc to zrozumiałe. A w ogóle to jak się czujesz? Wrócisz jutro do szkoły?
Kylo: W sumie myślałem, żeby wrócić dopiero w przyszłym tygodniu…
Armitage: Wiesz, że im dłużej będziesz to odwlekał tym gorzej?
Kylo: Nie wiem czy może być gorzej. Już widziałem, co o mnie piszą.
Hux aż się wyprostował.
Armitage: Co piszą, kto pisze, kogo mam zabić.
Kylo: Na konwersacji klasowej, grupie, twitterze. Podobno mam nawet własny tag.
Całe ciało Huxa się spięło. Podniósł wzrok znad telefonu i zlustrował kawiarenkę, jakby winowajcy siedzieli zaraz obok. Oprócz niego, przy stoliku pod drzwiami siedziała jakaś pierwszoklasistka z książką od biologii.
Armitage: Co? To niemożliwe, skąd ktokolwiek miałby o tobie coś wiedzieć?
Kylo: Nie wiem. Pewnie się ktoś wygadał, ludzie zaczęli szukać. W końcu mój wypadek był opisany w jakichś lokalnych gazetach i na portalach internetowych. Nawet próbowali mi zrobić tutaj zdjęcie, ale Mama ich wygoniła. Mimo wszystko rozmazana fotka mojej mordy w szwach krąży po Internecie i nie oszukujmy się Hux, nie zniknie.
Armitage: Tak mi przykro, Kylo. Jestem pewien, że coś da się z tym zrobić. A nawet jeśli, to ludzie szybko zapominają.
Hux zaczął się zastanawiać, czy można zostać hakerem przez jedną noc. Wyciągnął z torby laptopa, którego zaczął ze sobą nosić od jakiegoś czasu. Otworzył facebooka, potem twittera. Przez przygotowania do olimpiady praktycznie nie korzystał z mediów społecznościowych, poza tym jego telefon z klapką także go oduczył. Jednak faktycznie, jakieś rozmazane zdjęcie Kylo krążyło po kontach znanych i nieznanych mu użytkowników. Był wściekły. Skąd ludzie w ogóle brali takie pomysły, żeby czyimś nieszczęściem nabijać sobie lajki? Nawet jeżeli Kylo nie byłby teraz jego chłopakiem, był pewien, że nie zniżyłby się do takich zachowań. Zgłosił każdy post związany z wypadkiem, na jaki natrafił i już wiedział, że to droga donikąd.
Tego po prostu było za dużo.
Kylo: Armitage? Ja się chyba po prostu boję.
W momencie odczytania wiadomości, Hux wykręcił jego numer, a gdy Kylo po chwili odebrał, powiedział od razu:
- Jestem z tobą, nie bój się. Przysięgam, że jak ktoś na ciebie chociażby spojrzy krzywo, ukręcę kark.
- Nie chcę tam iść - w głosie Kylo było słychać, że jest na skraju i zaraz się rozpłacze.
- Chcesz im dać wygrać? Kylo, jesteś silniejszy niż to. Im dłużej będziesz zwlekał z powrotem, bym bardziej ich to nakręci. Nie zostawię cię na krok - powiedział, starając się brzmieć pewnie.
- Ja myślałem, że takie rzeczy to abstrakcja, wiesz? Ściemy o złych dziennikarzach i ludziach, co się wybijają na czyjejś krzywdzie. Ja wiem, że to moja wina, nigdy nie będę wyglądał tak jak przedtem, będę wszystkich straszył na ulicy, będą szeptać, wyzywać, kpić… Ja to wszystko wiem, wiem, wiem. Ale te spekulacje o robieniu tego dla atencji, wyciąganie na wierzch historii mojej rodziny, stawianie mojej Mamy w złym świetle… Nie mam na to siły.
Hux westchnął i zamilkł na moment. Po raz pierwszy od dawna poczuł się bezsilny. W pojedynkę żaden człowiek, a już na pewno zwykły osiemnastolatek, nie pokona Internetu i dziennikarstwa. Rozejrzał się raz jeszcze po kawiarence. Dziewczyna z książką od biologii leżała teraz na stoliku z słuchawkami na uszach. Pani sklepikarka zniknęła gdzieś na zapleczu. Wziął wdech, starał się uspokoić szalejące z nerwów serce, bo nigdy nie porwał się na tak szalony czyn. Schował usta i mikrofon telefonu za dłonią i zanucił cicho:
- Po co czytasz komentarze sfrustrowanych miernot. Niech się durnie plują jadem, oszczędź sobie złego…
Po chwili ciszy usłyszał w słuchawce lekko drżący głos.
- Pierwszy raz słyszę jak śpiewasz… To najbardziej urocza rzecz jaką słyszałem. Dziękuję.
- Pewnie szybko się nie powtórzy - zaśmiał się, czując, że jego twarz nabiera rumieńców. Podciągnął nogi pod brodę, mimo, że tysiące razy zabraniano kłaść buty na kanapę. - Nie chcę, żeby działa ci się krzywda. Wiesz, w Internecie każdy jest mądry i pisze co chce, bo wie, że nic mu nie grozi. Ale w prawdziwym życiu? Ktoś musi być albo debilem, albo mną, żeby prowokować Kylo Rena. W końcu, mimo małych zmian kosmetycznych, to ciągle jesteś ty. Kto inny ma spuszczać wpierdol w tej szkole jak nie my?
Kylo zrobiło się niesamowicie ciepło na sercu po tych słowach.
- Hux?
- Tak?
- Kocham cię.
Hux niemal zsunął się kanapy na podłogę, zanim odpowiedział:
- Ja ciebie też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz