Chociażby to, że brat Jeffa- Liu, który postanowił pójść za niego do kicia, za dźgnięcie chłopaka w ramię nożem ma dostać rok więzienia. Po pierwsze, mimo dziwnego amerykańskiego prawa, siedemnastolatek nie idzie do więzienia, a na szeroko pojętą resocjalizację. Po drugie, zastanawiam się czy u nas, za taki "wyskok" dostałabym coś więcej niż kurator. Osiedle ZWM zmienia myślenie na temat wykroczeń, wierzcie mi. xD Kolejnym błędem jest to, że Keith po rozwaleniu głowy metalowym stojakiem mówi i się śmieje. Dobra. Może i by go nie zabił, ale jakieś wstrząśnienie mózgu lub choćby utrata przytomności? Cokolwiek? W dodatku jest w stanie się poskładać informacje i stwierdzić, że wybielacz i alkohol płoną razem na tyle dobrze, by Jeffa ukatrupić. Następnie nasza "płonąca pochodnia" spada ze schodów, nie podpalając przy tym nikogo, niczego oraz nie skręcając sobie karku. Niezły akrobata, nie?
Ostatnia rzecz, do której się przyczepię to to co się dzieje z samym Jeffem po spaleniu. Ja rozumiem, że spaliło mu twarz, prawdopodobnie, bo to zależy od przekładu, również nos, ale czemu nie włosy? I czemu z brązowych stały się czarne? Coś nie słyszałam, żeby keratyna pod wpływem ognia ciemniała, na śliczny kruczoczarny odcień, o nie. Raczej się fajczy, przy okazji okropnie śmierdząc. Takie uroki płonących białek... :D Co lepsze po wypaleniu skóry przez alkohol, wybielacz uczynił skórę Jeffery'ego idealnie białą, tak jakby wcale nie był łatwopalny.
Dalszy epizod z poszerzaniem uśmiechu i wycinaniem powiek mi się spodobał. Wyobrażacie sobie, jak Jeff chce iść się położyć spać, a tu dupa, bo nie może zamknąć oczu?
To wszystko wyżej... Klasa o profilu biologiczno-chemicznym, tak bardzo rypie banię... :C
Więc mimo mojego marudzenia skąd ta faza? Bo fani są genialni i fandom Jeffa Killera mnie zmiótł. Kto nie chce zobaczyć tego małego zabójcy noszonego na barana przez Slendermana? Albo Jeff na spacerze z smile.jpg? W dodatku zrobiło mi się smutno, gdy Jeff zabijał Liu. Miłość rodzeństwa strasznie mnie rusza, co myślę, że możecie zobaczyć w moich opowiadaniach. A internet się od Liu, któremu udało się przeżyć i ściga brata, by skończyć z Jeffem Killerem i odzyskać Jeffery'ego. Ewentualnie, po prostu go zabić. ^w^
Humor fandomu mi się udzielił i sama zaczęłam coś skrobać. A Wy co myślicie o Jeffie?
~^~*~^~
- Jeff?
- Braciszku?
- Nie mów tak do mnie. Nie jestem już dzieckiem.
- To o co ci chodzi staruszku?
- Ech… Zostaniesz ze mną na noc?
- Znowu czytałeś creepypasty, Liu?
- Yhym.
- To zostanę.
- Braciszku?
- Nie mów tak do mnie. Nie jestem już dzieckiem.
- To o co ci chodzi staruszku?
- Ech… Zostaniesz ze mną na noc?
- Znowu czytałeś creepypasty, Liu?
- Yhym.
- To zostanę.
~*~
Jeff uśmiechnął się do brata. Wokół jego nóg krążył Smile.jpg. Zwierzę miało paskudny pysk o czerwonawej i zmierzwionej sierści, w dodatku chwiało się na długich łapach garbiąc się niczym hiena.
- Dobrze wyglądasz Liu. Przedstawiłem Ci już Smile? To mój nowy kompan do polowań. Podobnie się uśmiechamy, co?
Brunet nachylił się nad bratem. Deszcz siekł coraz mocniej, Liu mókł, a Jeff nie chciał, aby braciszek się rozchorował.
- Nieźle leje. Lubisz taką pogodę, prawda Liu? Ej, czyżbyś się obraził? Jeśli będziesz dalej stał tak na deszczu to się przeziębisz.
Przykląkł i okrył brata swoją bluzą.
- Czuję się ostatnio dziwnie pusty, braciszku. Kiedyś byłem pełny typowych ludzkich uczuć, później zastąpiła je paląca żądza. Mordu, oczywiście. Oj, Liu! Jak to cholernie bolało. Płonąłem w środku, czułem dokładnie, jak ogień pali wątrobę, jelita, płuca, żeby następnie zwęglić żebra i mięśnie. Ale znalazłem na to sposób! Zacząłem krzywdzić innych... i w końcu! W końcu ktoś cierpiał tak, jak ja! Genialne uczucie bracie! A potem zacząłem tonąć. Dławiłem się w ekstazie przeplatanej ich krzykiem... Albo we własnym bólu. Płonąłem szczęściem albo cierpieniem. I wiesz co Liu? Chyba się wypaliłem.
Smile.jpg położył się przy bracie Jeffa zamiatając swoim zniekształconym ogonem naokoło.
- Tak czy siak... jestem pusty. Cholera, nawet wybicie połowy sierocińca mi nie pomogło! Liu... Odezwij się do mnie... Do kurwy nędzy i prostytutki biedy, odezwij się!
Cisza.
Jeff opadł na kolana i przytulił się mocno do brata. Drgał spazmatycznie rozdrapując sobie twarz o chropowatą płytę nagrobka.
- Mam dość bycia sam. Po co cię zabiłem?! Po co, no dlaczego?!
Smile.jpg podniósł łeb i zaskamlał. Jeff nagle znieruchomiał tuląc rozcięte czoło do nagrobka. Po cmentarzu przetoczył się szalony śmiech.
- No tak... Skoro na ból pomaga mi cierpienie innych, to tak samo poradzę sobie z samotnością! Będą tak samotni, jak ja. Prawda, braciszku? Liu?
Jeff wpatrywał się oczami bez powiek w miejsce spoczynku brata. Po nagrobku obwiązanym białą, gdzieniegdzie zakrwawioną bluzą, spływały strugi deszczu. Gdyby brunet myślał w takich kategoriach, stwierdziłby, że Liu płacze. Jednak dla niego ten obrazek był lekko żałosny. Zdjął ubranie z kamiennej płyty zakładając je na siebie. Następnie posłał swojemu bratu uśmiech.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś Liu. Mówię Ci, kiedy przyjdę znowu, będę już szczęśliwy. A jak ja to i Ty, prawda braciszku?
- Dobrze wyglądasz Liu. Przedstawiłem Ci już Smile? To mój nowy kompan do polowań. Podobnie się uśmiechamy, co?
Brunet nachylił się nad bratem. Deszcz siekł coraz mocniej, Liu mókł, a Jeff nie chciał, aby braciszek się rozchorował.
- Nieźle leje. Lubisz taką pogodę, prawda Liu? Ej, czyżbyś się obraził? Jeśli będziesz dalej stał tak na deszczu to się przeziębisz.
Przykląkł i okrył brata swoją bluzą.
- Czuję się ostatnio dziwnie pusty, braciszku. Kiedyś byłem pełny typowych ludzkich uczuć, później zastąpiła je paląca żądza. Mordu, oczywiście. Oj, Liu! Jak to cholernie bolało. Płonąłem w środku, czułem dokładnie, jak ogień pali wątrobę, jelita, płuca, żeby następnie zwęglić żebra i mięśnie. Ale znalazłem na to sposób! Zacząłem krzywdzić innych... i w końcu! W końcu ktoś cierpiał tak, jak ja! Genialne uczucie bracie! A potem zacząłem tonąć. Dławiłem się w ekstazie przeplatanej ich krzykiem... Albo we własnym bólu. Płonąłem szczęściem albo cierpieniem. I wiesz co Liu? Chyba się wypaliłem.
Smile.jpg położył się przy bracie Jeffa zamiatając swoim zniekształconym ogonem naokoło.
- Tak czy siak... jestem pusty. Cholera, nawet wybicie połowy sierocińca mi nie pomogło! Liu... Odezwij się do mnie... Do kurwy nędzy i prostytutki biedy, odezwij się!
Cisza.
Jeff opadł na kolana i przytulił się mocno do brata. Drgał spazmatycznie rozdrapując sobie twarz o chropowatą płytę nagrobka.
- Mam dość bycia sam. Po co cię zabiłem?! Po co, no dlaczego?!
Smile.jpg podniósł łeb i zaskamlał. Jeff nagle znieruchomiał tuląc rozcięte czoło do nagrobka. Po cmentarzu przetoczył się szalony śmiech.
- No tak... Skoro na ból pomaga mi cierpienie innych, to tak samo poradzę sobie z samotnością! Będą tak samotni, jak ja. Prawda, braciszku? Liu?
Jeff wpatrywał się oczami bez powiek w miejsce spoczynku brata. Po nagrobku obwiązanym białą, gdzieniegdzie zakrwawioną bluzą, spływały strugi deszczu. Gdyby brunet myślał w takich kategoriach, stwierdziłby, że Liu płacze. Jednak dla niego ten obrazek był lekko żałosny. Zdjął ubranie z kamiennej płyty zakładając je na siebie. Następnie posłał swojemu bratu uśmiech.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś Liu. Mówię Ci, kiedy przyjdę znowu, będę już szczęśliwy. A jak ja to i Ty, prawda braciszku?