Pierwsze dni w nowej szkole są zawsze prawdziwą
męką i swoistą drogą przez piekło. Każdy się na ciebie gapi i są to spojrzenia
w stylu: „Hej, a to nie jest przypadkiem ten Nowy?". W przypadku Petera
Parkera wypowiedzi te często były dodatkowo podszyte drwiną i nutką pogardy.
Chłopak miał jakieś takie dziwne szczęście do tego, aby zaraz po przybyciu do
nowej szkoły, interesowały się nim typy spod ciemnej gwiazdy. W ciągu tych
kilku lat zdobył dość dogłębną wiedzę na temat wszelkiego rodzaju szkolnych
dręczycieli, od cwaniaczków chcących podkraść trochę pieniędzy na fajki, po
bezmózgie góry mięcha, których interesowało tylko jak spożytkować rozpierającą
ich energię i młodzieńczy zapał do obijania cudzych mord. Jakby tego było mało,
już po mniej więcej tygodniu, no, może dwóch, musiał wracać do domu z karteczką
typu - „Proszę rodzica o przyjście do szkoły.". Cóż, oczywiście nie z winy
Parkera, jednak nie zmieniało to faktu, że początki zawsze były dla niego
paskudne.
Wkurzało go również to, że szkolne dryblasy nawet nie zdawały sobie sprawy,
kogo atakują. Nie oszukujmy się, Peter lubił być Spider-Manem, ale miało to
swoje minusy. Ogromne minusy. Na ten przykład nie mógł pokazać na co go stać,
bo o ile on kończył u szkolnej pielęgniarki, to jego "oprawcy" mogliby
wylądować na cmentarzu. Miał czasami problemy z wyczuciem czy uderza tak, aby
dokopać, czy już tak, by zabić.
Jakby tego było mało, podczas nocnego patrolu
natrafił na jakże przemiły gang złodziei samochodów, przez co zaspał na swój
pierwszy dzień w szkole. Ach, nie ma jak to zrobić dobre pierwsze wrażenie, co
nie? Tym bardziej, że pierwszą lekcję miał podobno z nauczycielem, który
oczywiście nienawidził, gdy uczniowie się spóźniali. No, ale w końcu był
Peterem Parkerem, musiał mieć pod górkę już od pierwszego dnia w szkole.
Liceum, do którego trafił, za namową Cioci May było na językach od chwili
otwarcia. Nie, nie z powodu poziomu czy innych takich typowych aspektów.
Placówka została całkowicie sfinansowana przez S.H.I.E.L.D. i po prasie
chodziły pogłoski, że ma być to wylęgarnia nowych podwładnych Fury'ego, jednak
szkoła okazała się być całkowicie normalnym miejscem, czego skrycie Peter
żałował. Bo może akurat w końcu znalazłby miejsce gdzie jego sekret mógłby
przestać być tajemnicą. Jednak nic co wyszło spod rąk Fury'ego nie mogło być
tak do końca normalne. Uczyli tam zarówno agenci, jak i, ekscytował się tym
niczym premierą GTA V na PCty, niektórzy z kompletnej elity, a dokładniej
drużyny Avengers. Nie mógł się doczekać lekcji z niektórymi z nich, przecież zawsze
chciał poznać ich osobiście. I może znali się gdy był Spider-Manem, ale nie
było to to samo.
Szkoła była ogromna; składała się z kondygnacji pięter i półpięter
połączonych z innymi blokami za pomocą korytarzy nadziemnych, więc od razu się
pogubił. Na szczęście, krążąc po szkole w poszukiwaniu odpowiedniej sali, udało
mu się kogoś znaleźć. Korytarzem szedł chłopak w czerwono-czarnej kurtce, z
kapturem na głowie, w zamyśleniu przeglądając coś w telefonie. Peter
stwierdził, że raz kozie śmierć, i że spróbuje go podpytać, gdzie powinien iść.
Oczywiście mając nadzieję, że nie dostanie od razu w twarz.
- Hej, poczekaj! - krzyknął za nim, w duchu błagając, aby ten się zatrzymał.
Chłopak odwrócił się w jego kierunku zdziwiony, że ktoś go woła. Był
cholernie znudzony, z resztą jak zwykle, szczególnie w szkole. Nie chodziło tu
nawet o lekcje, mimo powszechnej opinii klasowego rozrabiaki i nieuka istniały
zajęcia, które potrafiły go zainteresować. Bardziej drażniło go to, że tak rzadko.
Miał nieustanne poczucie, że w szkole traci życie; marnuje czas, który mógłby
poświęcić na cokolwiek innego.
Na przykład wymordowanie połowy z tych gnojków?
Albo na zjedzenie taco?
Zadowoliłby się czymkolwiek ciekawszym, czymś, co sprawiłoby, że nie zwiewałby
z zajęć w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Albo za fajnym tyłkiem!
To również, choć rzadko. Ponownie przyłapał się na tym, że próbuje złapać
za rękojeść katany, żeby sprawdzić jej ostrość. Prychnął; nie ma noszenia broni
do szkoły, chyba, że chcesz, żeby Fury wywalił cię na zbity pysk, pomyślał.
Bez broni? A co masz w kieszeni?
Wade uśmiechnął się lekko na uwagę White'a. No oczywiście, że nie
powstrzymał się przed wzięciem pistoletu. Deadpool bez pistoletu to jak Iron
Man bez zbroi. Albo kieliszka alkoholu.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest sala 129?
Potrząsnął głową, odganiając myśli.
- Pierwsze piętro, budynek C - przyjrzał się dokładnie lekko chuderlawemu
nastolatkowi, który wyglądał na typowego nerda. Uśmiechnął się lekko, co było
niewidoczne, gdyż nosił bandanę na twarzy, nie lubił, gdy ktoś gapił się na
jego twarz. Łatwo się wtedy irytował - Ale jeśli chcesz, to mogę cię tam
zaprowadzić.
- Jeśli mógłbyś... dzięki. Spadasz mi z nieba, serio.
Peter odetchnął głęboko i uśmiechnął się do swojego nowego przewodnika. Wyglądał
dosyć... groźnie, z tą zakrytą twarzą, ale Parker zreflektował się we własnych
myślach, przypominając sobie słowa wujka Bena. Oprócz jego legendarnego "
Z ogromną mocą idzie w parze ogromna odpowiedzialność", mówił mu także, że
nie ocenia się książek po okładce. Tym bardziej, że chłopak wydał mu się
całkiem miły. No, bo nie wszyscy byliby pozytywnie nastawieni do zaprowadzenia
kogoś do sali, tym bardziej, że... Właśnie, co on robił w środku lekcji na
korytarzu?
- Ta szkoła jest zdecydowanie za duża. Jak wy wszyscy się tu odnajdujecie?
- zapytał z lekkim niedowierzaniem. Na co im tyle sali, klas, no i przede
wszystkim budynków? W dodatku ponumerowanych, aż do litery C? - Tak przy
okazji, to jestem Peter. Peter Parker - dodał.
Pool. Dead.
Oh! Dobre! Musimy, to kiedyś wykorzystać!
Niby gdzie?
Na przykład, gdy w końcu nakręcą o nas film! Prawie każdy dupek z
Avengersów ma własny film, to czemu my byśmy nie mieli?
Wade potrząsnął głową, uciszając głosy.
- Wade Wilson.
Wyciągnął dłoń do Petera, zastanawiając się czy chłopak odwzajemni uścisk.
Chyba po prostu nie zdążył poznać jeszcze opinii krążącej o nim po całym
kampusie. Przypomniał sobie o pytaniu Parkera.
- Szkoła ma cztery bloki: A, B, C, D. W pierwszym znajdują się sale
sportowe, w drugim administracja, stołówka, konserwatorzy i piguła, a C to
właśnie część szkolna, największa. A blok D to nasz internat. Mogę Cię
oprowadzić po całej, znam kilka ciekawych miejscówek - zaakcentował ostatnie
słowa, był ciekawy reakcji chłopaka. Coś czuł, że nagle przestało mu się
nudzić.
- Miło cię poznać Wade - uścisnął jego dłoń. Była bardzo szorstka w dotyku,
tak jakby od dawna pracował fizycznie. - Ciekawe miejscówki? Zastanowiłbym się,
ale może, tylko kiedy indziej. Wiesz, nie chcę się spóźnić na swoją pierwszą
lekcję - mruknął, myśląc jeszcze, że i tak już jest spóźniony. Nie chciał od
razu zrażać do siebie nauczycieli, a nie przychodząc się nawet przedstawić czy
coś w tym stylu, z pewnością by to zrobił. Dodatkowo znał tylko i wyłącznie
nazwisko swojego wychowawcy i w życiu gościa na oczy nie widział.
- Może... No nie wiem, o której kończysz? - zapytał trochę zakłopotany. Sam
był zdziwiony swoją propozycją, ale w sumie przecież można uznać, że Wade jest
jego pierwszym znajomym w nowej szkole, a skoro tylko jego znał, to czemu nie
trzymać się akurat jego?
- O której tylko chcesz - odpowiedział, ciesząc się, że jego szeroki
uśmiech skrywa bandana. O nie, ten dzień właśnie przestał być nudny. Zmierzył
go ponownie wzrokiem.
Ciacho!
Cicho siedź, Yellow... Znowu wydziwiasz.
Jak na razie Wade postanowił nie przychylać się do żadnej z opinii,
uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej. Trzeba będzie wyciągnąć tego małego nerda
na jakieś dłuższe spotkanie i po prostu lepiej go poznać.
- Lubisz meksykańskie żarcie?
- Czasem wsunę jakieś burrito, ale raz na jakiś czas. Nie wiedzieć czemu,
mam po nich straszną zgagę - mruknął Peter, drapiąc się po karku - A czemu
pytasz? - odwrócił się w jego stronę. Strasznie ciekawiło go, dlaczego Wade zakrywa
twarz. Mógł dostrzec bardzo dziwną skórę wokół jego oczu, jakby miał tam
oparzenia. Nie chciał jednak pytać o nie, gdy tak naprawdę się nie znali; miał
jeszcze trochę rozumu. W końcu musiał przyznać, że Wade wyglądał na trochę
porywczego. No i nie dość, że pytanie o takie rzeczy jest po prostu niedelikatne,
a on nie chciał być niegrzeczny, to aura, jaką rozsiewał naokoło Wade nie
zachęcała do zadawania takich pytań.
Deadpool czuł taksujące spojrzenie Petera na sobie i nie było to nic
przyjemnego. Naprawdę z niego totalny świeżak, pomyślał. Każdy w szkole
wiedział, że na Wade'a się w ten sposób nie patrzy. Ba! Większość bała się w
ogóle na niego spojrzeć.
Widzisz, pewnie uznał cię za dziwadło.
Zignorował White'a, choć uwaga lekko go zirytowała. Peter wciąż czekał na
odpowiedź, przekrzywiając lekko głowę, a zakryta twarz Wade'a odbijała się w
szkłach jego okularów. Deadpool poprawił bandanę i mruknął:
- Chciałem cię wziąć na taco, ale skoro nie możesz, to trudno. Chodź, zaprowadzę cię pod tę klasę.
Peter skinął głową i poprawił okulary na nosie. Wade poszedł pierwszy, a
drugi chłopak ruszył zaraz za nim. Rany, tak bardzo go korciło, by chociaż
zapytać, ale skoro skrywał twarz, to pewnie nie chciał, aby go o to pytano.
Dlatego też Peter uznał, że powinien siedzieć cicho.
Gdy po kilku minutach drogi, Peter był pewny, że nie powtórzyłby trasy,
stanęli przed jego klasą. Uśmiechnął się szeroko do Wade'a i powiedział:
- Dzięki, że chciało ci się mnie zaprowadzić. No i kurczę, może zostałbyś
moim przewodnikiem? Żebym się nie zgubił i takie tam. Bo znając moje szczęście
pewnie tak się stanie - mruknął już trochę ciszej, po czym spojrzał na Wade'a
błagalnie. Nie miał większej ochoty na błąkanie się, ani wypytywanie o drogę
każdego nieznajomego, a on wydał mu się całkiem miły, oczywiście pozostawała ta
bandana i kaptur, ale Peter już powoli zaczął przywykać.
No nie daj się prosić, no!, pomyślał.
Wade uniósł brew zupełnie zbity z tropu. Ten cały Parker był naprawdę
dziwny, ale nie mógł uciec od myśli, że również coś go w nim od razu polubił.
Może to była ta zupełna otwartość i szczerość, coś zupełnie niespotykanego,
przynajmniej w tych kręgach, w których poruszał się Deadpool. A jednak Peter
prosił i to z uśmiechem na ustach, tak jakby po prostu i zwyczajnie Wade'a
polubił, a co za tym idzie, chciał spędzić z nim trochę więcej czasu. Deadpool
ledwo powstrzymał się od cichego chichotu. Ten cały Parker był naprawdę dziwny.
- No chyba nie mogę dać Ci się prosić, co nie? - kąciki jego ust znowu
wygięły się w uśmiechu, cieszył się, że nosi tą bandanę. No, bo kto to widział,
żeby podczas rozmowy, ktoś szczerzył się jak głupi do sera, zupełnie bez
powodu? – Dasz mi swój numer telefonu? Będzie się łatwiej kontaktować.
- Pewnie - Peter wzruszył lekko ramionami. Zdjął plecak z ramienia, by po
krótkiej chwili grzebania znaleźć telefon, bo nigdy nie pamiętał swojego
numeru, po czym podyktował go Wade'owi.
- Możesz pisać, kiedy chcesz, o ile będziesz to robił w rozsądnych
godzinach - zastrzegł i uśmiechnął się delikatnie, a następnie cofnął się o
krok, bliżej drzwi - Jeszcze raz dzięki i ten... to do zobaczenia - pomachał
mu, po czym odetchnął głęboko, zapukał i wszedł do klasy. Naprawdę skruszony,
przeprosił za spóźnienie, a pan Loki spojrzał na niego chłodno i kazał usiąść
na wolnym miejscu. Peter westchnął ciężko, po czym zajął puste krzesło. To
będzie długi dzień, pomyślał.