Zalecany soundtrack: Ryan Adams - Wonderwall
W świadomości zarówno przełożonych, jak i swoich
przyjaciół, funkcjonowali jako idealny duet zabójców. Może w ich
drużynie byli bogowie, nadludzie i mutanty, ale gdy współpracowali, mało
ktoś mógł się z nimi równać. I nie chodziło tu nawet o umiejętności, a o
latami budowane zaufanie, przy którym wszelakie „ulepszenia" czy to
broni, czy nawet ciał, były niczym.
Zabawny
był więc fakt, że tak naprawdę rzadko się do siebie odzywali. Nie żeby
któremuś to przeszkadzało, wiele informacji przekazywali sobie
niewerbalnie, gestem, uśmiechem, krótkim acz wymownym spojrzeniem.
Potrafili siedzieć obok siebie i godzinami milczeć, więc może z boku
wyglądaliby na całkowicie sobie obcych ludzi, ale oni wiedzieli swoje.
Czasem
zastanawiała się nad ich relacją i była przekonana, że oddałaby za
niego życie bez chwili zastanowienia. Dał jej tak wiele i możliwe że
nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Nigdy nie spodziewał się, że nawet
ktoś taki jak ona, może zaznać w życiu poczucia bezpieczeństwa, a także
znaleźć miejsce, dom, do którego mogła wracać. Otrzymała to wszystko i
wiele, wiele więcej. Ale Clint dał jej też coś zupełnie bezcennego –
zrozumienie.
Natasza mogła być piękna,
ale była to tylko otoczka. Skorupka, która sprawiła, że stała się wręcz
idealnym mordercą. Asasyn w ciele filigranowej kobiety. Komplementy
dotyczące jej wyglądu kojarzyły się jej tylko z sinymi ustami trupów i
oczami o wywróconych białkach. Wiedział o tym. Nigdy mu o tym nie
powiedziała, ale przecież nie musiała, rozumieli się bez słów, ich myśli
wędrowały po nierozrywalnej nici porozumienia.
Więc mimo tego, że Clint definitywnie nie należał do wylewnych gości, przy każdym spotkaniu słyszała od niego:
Liczę się z twoimi przekonaniami i je szanuję.
Jesteś ważna, nawet jeśli myślisz inaczej.
Cieszę się, że przeżyłem na tyle długo, żeby cię poznać.
Nie męczę się z tobą tak jak z innymi ludźmi.
Przywracasz mi wiarę w ludzkość.
Większość
tych wypowiedzi zbywała kpiącym uśmieszkiem, żartem lub milczeniem. Ale
był taki jeden moment, każdy z nas taki ma. Ta chwila gdy jesteś tak
przemęczony, że pękasz przy oddychaniu. Wypowiedział kilka słów i wtedy
coś w Nataszy się rozpadło. Nie obchodziło jej to, że oboje byli cali we
krwi, swojej, cudzej, kto by na to spamiętał? Po prostu przylgnęła do
niego, tak jakby był jej respiratorem, czymś krytycznie niezbędnym do
życia. Wczepiła ubrudzone czerwienią palce w materiał jego kurtki i
rozpłakała się jak dziecko.
Przecież
Clint nie mógł tak myśleć, przecież nie był kompletnym idiotą, to
musiało być kłamstwo, jakiś skutek uboczny po praniu mózgu.
Tylko,
że Clint nie myślał. On był pewny. Gładził ją po włosach, milcząc, bo
żadne słowo nie było im teraz potrzebne. Znał ją, zrozumiał ją już dawno
temu i to na wylot.
Wiedział więc, jak piękną duszę miała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz