Kylo spodziewał się wielu rzeczy podczas badania u
psychologa, ale na pewno nie siedzenia z kartką i rysowania drzewa. Osiemnaste
urodziny za kilka miesięcy, ale wciąż podporządkowany był pod psychologa
dziecięcego i tak czuł się na początku traktowany, co niesamowicie szybko
podniosło mu ciśnienie. Po obejrzeniu jeszcze kilku kleksów i innych jakże
symbolicznych zawijasków, psycholog w końcu przeszedł do rozmowy, a atmosfera w
gabinecie od razu stężała.
Ren
chciał się nikomu zwierzać, mówienie o jego rodzinie było jedynie
rozdrapywaniem ran, więc odburkiwał zdawkowo, zwalając wszystko na ból związany
z raną na policzku. Nie było to zresztą wcale kłamstwo, jako że rana zaczynała
się w końcu porządnie zrastać, swędziała, piekła i ogólnie doprowadzała go do
białej gorączki.
A
wynik rozmowy z psychologiem definitywnie nie poprawił jego ogólnego stanu.
Gdy stanął na progu swojej Sali, Hux siedział na jego
łóżku - jeszcze nie zgoniły go pielęgniarki - czytając jakieś notatki na
olimpiadę z WOSu. On i jego mama wymieniali się przy nim dość regularnie, jego
ojciec miał odgórny zakaz pojawiania się obok Rena, gdyż lekarz prowadzący
uważał, iż mogłoby to wywołać kolejny atak.
Jeszcze
kilka godzin temu Kylo uważał to za brednie, przecież potrafił nad sobą
panować, ale teraz… Słowa psychologa wyprowadziły go z pewności do
czegokolwiek.
- O czym teraz czytasz? – zapytał, podchodząc do Huxa
i obejmując go od tyłu.
Na
ich szczęście łóżka były oddzielone od siebie stelażami z możliwymi do
zaciągnięcia kotarami, korzystali z tej opcji notorycznie, choć i tak często
musieli od siebie odskakiwać na dźwięk kroków lub otwieranych drzwi.
- Koncepcja państwa i wszystko, co za tym idzie -
powiedział, ale zamknął książkę i odłożył na bok. Odwrócił się do Kylo. - Jak
było?
- W sumie - urwał i zastanowił się - trudno
powiedzieć.
Hux
chwycił go za rękę.
- Mi możesz powiedzieć. Powiedzieli ci coś ciekawego?
Ren
westchnął ciężko, miał ochotę zanurzyć twarz w Huxowych włosach, a nie mówić mu
badaniach. Nie miał zielonego pojęcia, jak Armitage zareaguje, sam nawet nie
wiedział, co myśleć.
- Dostanę leki.
Hux
spojrzał na niego wyraźnie nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią.
- Okej - powiedział i mimo, że domyślał się w jakiś
sposób odpowiedzi, to chciał, żeby Kylo sam mu to powiedział. - Na co?
- Na zachowania agresywne i autoagresywne - zacytował
lekarza. - Chyba na początek mam dostać diazepam.
Hux
ścisnął mocniej jego dłoń, po czym puścił ją i objął Kylo. Wszystko było dla
niego zrozumiałe.
- To jest po to, żeby ci pomóc - powiedział mu. - Nie
jesteś szalony, wiesz o tym.
Kylo
zadygotał, po czym oddał uścisk.
- Tyle razy słyszałem, że jestem pojebanym potworem, a
teraz to - głos miał cichy i matowy.
Wczepiał
się w Huxa, jakby od tego zależało jego życie, trzęsąc się przy tym jak w
delirce, bo nagle w jego głowie pojawiła się myśl, której nie potrafił
odrzucić, a bał się jej przeraźliwie.
- Hux? - Wyszeptał. - Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Nigdy - powiedział. Wczesał palce w czarne włosy
Kylo, starał się go uspokoić. - Nie jesteś potworem.
Byłeś
prowadzony złą ścieżką, pomyślał i był zły na siebie za wszystkie prowokacje,
za szorstkie słowa i myślenie o tym, że Kylo był nienormalny. Miał problemy i
wszystkie demony w jego głowie podżegały ogień w jego ciele, a Hux tak długo
nie widział powodu, by te pożary gasić. Czy Kylo musiał wyskoczyć z samochodu,
żeby ktoś mu w końcu pomógł? Ściskało go serce i widział, że nie chce, aby Kylo
stała się jeszcze jakakolwiek krzywda.
Kylo
uspokajał się powoli, ale w końcu przestał dygotać i tylko szybszy oddech
wskazywał na to, że coś jest nie w porządku. Położył głowę na ramieniu Huxa,
schował nos w zagłębieniu między szyją a obojczykiem.
Słowa
powoli wlewały się w jego popękane istnienie, zasklepiając rany, zapach
Armitage’a, jego ciepło, ich splecione dłonie stanowiły prawdziwe antidotum na
niepokój.
***
Miał nadzieje, że wyjdzie już we wtorek, ale rany nie
goiły się tak szybko, jak powinny i lekarze ciągle straszyli zakażeniem.
Dostawał teraz duże ilości soli fizjologicznych oraz antybiotyków. Podczas
opatrunków wciąż zabraniali mu patrzeć, ale już udało mu się poznać ilość
szwów. Dziesięć na twarzy, dwadzieścia siedem na klatce piersiowej, trzynaście
na prawym ramieniu. Wiedział, że połatali go jak mogli, ale wciąż irytowało go
to, że jeszcze się nie widział. To było jego ciało i chciał wiedzieć, co zrobił
sobie swoją osobistą głupotą.
Hux znosił mu książki z biblioteki, które Kylo połykał
w zastraszającym tempie, niby powinien spać po takiej ilości leków, ale
koszmary skutecznie go powstrzymywały przed wypoczynkiem. Powiedział mu, w
kompletnej tajemnicy, o chęci spróbowania się w olimpiadzie z literatury, a
Armitage, zamiast go wyśmiać, systematycznie przynosił mu kolejne pozycje z
biblioteki.
Choć i na to też było już trochę za późno. Do oddania
prac na olimpiadę zostały dwa tygodnie, a stan Kylo nie pozwalał mu na pisanie
pracy, która zakrawała materiałem oraz techniką bardziej o umiejętności potrzebne
dla studentów literatury niż te, których uczono ich w szkołach.
Może gdyby nie ten durny skok, to byłby w stanie to
zrobić. Kolejna rzecz, którą sam wytrącił sobie z rąk brakiem rozumu. Kylo
obawiał się, że ta lista z każdym dniem spędzonym w szpitalu, będzie się
wydłużać, aż osiągnie krytyczne rozmiary.
Próbował powtarzać sobie, że ma jeszcze szansę za rok
i po prostu czytał, odganiając w ten sposób od siebie gorzkie uczucie
beznadziei, osadzające się gdzieś w przełyku.
Ren
właśnie leżał z „Fedrą” Racine’a w dłoniach, gdy usłyszał swoje imię. Zdziwił
się, bo mama była już u niego rano, a Armitage przychodził dopiero koło
szesnastej, gdy kończył zajęcia, jadł w bufecie szpitalnym, Kylo go z tym
pilnował.
Dlatego
nie spodziewał się tutaj Cassiana.
- Co tu robisz? - zdziwił się Ren, odkładając tragedię
klasycystyczną na półkę, tuż obok telefonu.
- Przyszedłem cię zobaczyć, Rey wspomniała, że leżysz
w szpitalu i chciała cię odwiedzić w weekend, ale nie wiedziałem, czy będziesz
tu tyle leżał. Choć jak tak na ciebie patrzę… - mruknął, odwracając krzesło
przodem do siebie i siadając na nim wygodnie.
- Spadaj - warknął Ren, ale o wiele słabiej niż
zamierzał.
Ciężko
stwierdzić, czy bardziej z powodu otępienia, które niosły ze sobą leki, czy
jednak doceniał, że Andor go odwiedził.
- No weź, młody. Czy ja kiedykolwiek zajmowałem komuś
dużo czasu swoją gadaniną?
Ren
prychnął. Cassian nie należał do gadatliwych ludzi, podobnie zresztą jak Jyn. W
końcu machnął ręką bez opatrunku, jakby zapraszając Andora do rozmowy.
- Armitage miał nikomu nie mówić - mruknął po chwili.
- Rey pewnie wyciągnęła to od nauczycieli, wiesz jaka
jest - wzruszył ramionami.
Kylo
pokiwał głową, po czym przyjrzał się niespodziewanemu gościowi. Andor miał na
sobie granatowy sweter i skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy, te nadszarpane, z
wypaloną dziurą w kieszeni, prawdopodobnie pamiątka z laboratoriów, w końcu
Cassian studiował mechanikę i budowę maszyn.
- I pewnie wiesz, że chcemy, żebyś wrócił - mruknął
Cassian, nie patrzył mu w oczy, wzrok wbił w pokrętło regulujące ciśnienie w
kroplówce. Ren milczał zdziwiony słowami, zastanawiając się, w którą stronę
pójdzie ta rozmowa. - No więc za miesiąc
będą nadawać mi mowy stopień, wiesz, ten…
- Dziewiąty - powiedział Kylo, sam nie wiedząc skąd ma
tę pewność. - Ostatni przed mistrzowskim.
Cassian
przytaknął. Pamiętał, ile razy przekomarzali się z Renem, kto zdobędzie go jako
pierwszy, oczywiście przez różnice wieku, Kylo miał małą szansę, aby go
dogonić, a teraz…
- Będziesz teraz prowadził treningi, prawda?
- Tak i chciałbym, żebyś poprowadził ze mną mój
pierwszy.
Ren
zastygł.
- Nie trenowałem ponad trzy lata.
- No nie wierzę, żebyś nie ćwiczył w domu. Już
wyglądasz jak szafa.
Kylo
go dźgnął palcem w żebra, a Cassian zwinął się na krześle, śmiejąc się cicho.
- Powiedział ten, co udawał, że “dzień nóg” nie
istnieje.
Cassian
uniósł ręce w obronnym geście.
- No weź, nie zmuszę cię, ale zastanów się nad tym.
- Nawet nie wiem, czy chce wrócić, wujek i w ogóle…
- To będzie mój trening Kylo, mogę na nim odwalić co
chcę. Nawet przynieść kozę.
- Już to kiedyś zrobiliśmy - zauważył Kylo.
Cassian
spojrzał na niego, po czym obaj parsknęli śmiechem. W końcu doprowadzali wtedy Luke’a
do białej gorączki i mieli z tym ogrom wspomnień.
Kylo
nigdy by nie zakładał, że jeszcze kiedyś będą dobrze spędzać czas, a jednak ten
płynął szybko, a rozmowa z Cassianem po prostu się kleiła.
Ren
nie powiedział mu, co prawda, o lekach, ale to nie była informacja, którą
chciał dzielić się z kimś poza Huxem. Rodzice wiedzieli, jednak od lekarzy. Nie
miał pojęcia, czy byłby w stanie im powiedzieć.
Na pożegnanie Cassian zostawił mu książkę, reklamując
ją: „ostatnio przeczytałem, wbiła mnie w ziemię, kompletnie w twoim stylu”.
W
taki sposób Ren wsiąkł w „Futu:re” i czytał zapominając jak się oddycha, aż do
przyjścia Huxa.
***
Przez pobyt Kylo w szpitalu, Hux chodził jak w
zegarku, o równych godzinach wychodząc ze szkoły, jedząc regularne posiłki,
stawiając się w pokoju Rena o ustalonej nieoficjalnie godzinie. Oprócz książek
i notatek, dodatkowo nosił ze sobą materiały na matematykę, chociaż widząc Kylo
w bandażach i z przyćpanym wzrokiem, nie wspominał mu jeszcze o nich. Będą
mieli czas, żeby to nadrobić, Snoke przecież nie może nie wziąć wypadku pod
uwagę przy sprawdzaniu ich postępów.
Tego
dnia musiał zabrać Kylo książkę sprzed nosa, żeby ten w końcu go zauważył i nim
Kylo zdążył odezwać się w proteście, Hux pocałował go w czoło na powitanie.
- Zaczytałem się - mruknął przepraszająco. - Musisz to
przeczytać, jak już skończę.
Gdy
Hux pojawiał się w szpitalu, Ren od razu czuł się lepiej. Wystarczyło, żeby
stanął w framudze sali szpitalnej, żeby ujrzał jego już prawie zupełnie rude
włosy, zmartwione spojrzenie i ciepły uśmiech, a świat nabierał sensu.
Przyciągnął
Armitage’a do siebie. Znów był kompletnie sam w sali, więc mogli pozwolić sobie
na pocałunek i przytulenie. Kompletnie ignorował ból, jego bliskość była mu
bardziej potrzebna.
- Tęskniłem – mruknął Ren.
- Ja też - odpowiedział po chwili.
Gdy
w końcu został puszczony i mógł usiąść na brzegu łóżka, zapytał:
- Jak się czujesz? Jakieś wieści?
- Jak się wszystko w końcu zacznie ładnie goić, to
może mnie wypuszczą w piątek. Będę musiał chodzić dwa razy w tygodniu na
kontrole, brać leki, no i zacząć terapię - ostatnie słowa wymówił ciszej.
- Dasz radę, Kylo
- zapewnił go. - Damy radę. W ogóle Rey bardzo o ciebie wypytywała
dzisiaj, do tego stopnia, że czułem się zmolestowany słowami. Ale nie
powiedziałem jej, żeby było jasne.
- I tak już wie - mruknął Kylo, splatając ich palce
razem. - Cassian tu był.
Hux
zmarszczył brwi, jakby z wielkim trudem przyszło mu przypomnienie sobie, kim
jest Cassian.
Pogłoska,
że alkohol pomaga zawiązywać nowe znajomości, to jednak okropna ściema.
- W sensie, odwiedził cię, czy też na leczenie. Nie,
czekaj, on nie jest na studiach przypadkiem? - Hux sam odpowiadał na swoje
pytania. - Skąd wiedział? I co chciał?
- Od Rey i w sumie to porozmawiać.
Opowiedział
Huxowi o spotkaniu z Cassianem. Nie zapomniał też wspomnieć jeszcze raz o
książce.
- Z tą ilością szwów za dużo na tym treningu nie
zrobisz, ale czemu nie? Rey też cię pytała, czy wrócisz, chyba przeszli
zbiorowe nawrócenie - zaśmiał się. - A co do Glukhowskiego, to przeczytam,
zaraz po etapie szkolnym.
- Ile zostało?
- Niewiele ponad tydzień, nie pamiętam, kiedy ostatnio
poszedłem spać przed drugą - przyznał. - W ogóle, nie chciałem cię tym dobijać,
ale będziesz w plecy z dwoma sprawdzianami z matmy. Snoke się nie pierdoli.
Ren
rozmasował skronie.
Czuł się winny, że Armitage spędza z nim tyle czasu,
ale nawet nie chciał sobie wyobrażać, iż miałoby go tutaj nie być.
Nie
chciał się uczyć, już sama myśl o matematyce sprawiała, że bolała go głowa,
jednak gdzieś podskórnie czuł, że to nie jedyne zagrożenie.
Złapał
Huxa za rękę i splótł ich palce.
Bał się wrócić do szkoły. Przez te wszystkie lata
wmawiano mu, że coś jest z nim nie tak, że jest nienormalny. Nagle okazało się,
że poniekąd mieli rację i wizja stania przed nimi z uniesioną głową go
przerastała. Przedtem po prostu stawał naprzeciwko nich z tekstem “pieprzcie
się wszyscy” na ustach i szedł dalej. Teraz miało być inaczej. Przede wszystkim
dlatego, że nie był już sam. Armitage był dla niego wszystkim, ale obarczanie
go nie tylko nim samym, bo z zaburzeniami psychicznymi na dokładkę, wydawała mu
się okrutna i niesprawiedliwa względem Huxa.
- Ziemia do Kylo.
- Już jestem - mruknął, otrząsając się z rozmyślań.
- Pomogę ci, wiesz - powiedział Hux. - Z matmą i
wszystkim. Znajdę jakiś sposób, żebyś mi to wynagrodził - dodał z chytrym
uśmieszkiem.
Ren
spojrzał na niego trochę nieprzytomnie, po czym przyciągnął go do siebie,
wtulając się i łaskocząc włosami w szyję Armitage’a.
- Nie dziwi mnie to jakoś szczególnie - burknął,
udając obrażonego.
Hux
zaśmiał się krótko i pozwolił Kylo zostać tak przez chwilę. Ciągle zastanawiał
się na ile leki tłumią ból, na ile wypływają na to, że Kylo jest taki
pieszczotliwy. Hux po raz pierwszy w życiu bał się go dotykać, by nie zrobić mu
większej krzywdy. Bandaże Rena były szorstkie i zdawały się być wszędzie.
Do sali weszła pielęgniarka z nową kroplówką. Odsunęli
się od siebie, ale nie aż tak gwałtownie. Ren cierpliwie czekał, aż kobieta
przypnie wężyk i ustali ciśnienie. Przez kilka chwil wydawało mu się, że
rozsadzi mu rękę, ale po chwili wszystko zaczęło działać normalnie, a ból znikł.
Zostawiła mu także kubeczek z lekami i na szczęście odpuściła sobie pytania o
mocz i kał, bo Ren zapadłby się pod ziemię.
Nie
minęło kilka chwil, a zaczął czuć się sennie. Położył się na łóżko i coraz
ciężej było mu złapać zielone spojrzenie.
- Poczytasz mi, Hux?
Hux
pokręcił głową z niedowierzaniem. Teraz był pewien, że czymkolwiek szpikowali
Kylo, musiało być mocne. Sięgnął po książkę, która Ren czytał, zanim ten
przyszedł i otworzył na zaznaczonej stronie. Poprosił, aby Kylo wskazał mu,
gdzie skończył. Odchrząknął i zaczął czytać. Ren wygodniej ułożył się na
poduszkach i zamknął oczy. Nie zapowiadało się, że Hux będzie musiał czytać
długo.
- Po mojej lewej
siedzi Dziewięćset Szósty. Jak zwykle. Zbieram się, żeby coś mu powiedzieć. Coś
wyznać. “Zamierzam stąd uciec. Nie chciałbyś się przyłączyć?”, powtarzam sobie
w duchu. Rzucam na niego spojrzenie z ukosa i milczę. “Zmyjmy się stąd… Samemu
mi się nie uda, ale we dwóch…”. Gryzę się od środka w policzek. Nie mogę. Chcę
mu ufać i nie mogę*.
- Może, tylko się boi, - mruknął Ren, nawet nie
otwierając oczu - tego kim jest i kim mógłby…
Hux
uniósł głowę. Kylo spał w najlepsze z otwartymi ustami. Westchnął i odłożył
książkę na szafkę. Rozejrzał się po sali. Była pusta, za oknem było szaro,
zaczynał padać deszcz. Westchnął znów, uświadamiając sobie, że w tym deszczu
musi teraz wrócić do domu. Posiedział przy Kylo jeszcze chwilę, ale ten zasnął
już na dobre. Hux pomyślał, że to nawet lepiej, że śpi, na pewno mniej go wtedy
boli. Wstał i zaczął się zbierać. Z wieszaka zabrał swój płaszcz, torbę założył
przez ramię. Podszedł jeszcze raz do łóżka, odgarnął Kylo włosy z czoła i
pocałował. Nakrył go też kołdrą i
dopiero wtedy opuścił pokój.
Był
już prawie przy wejściu, gdy zorientował się, że nie ma szalika. Przeklął pod
nosem i wrócił się do sali numer piętnaście. Przeszedł po raz kolejny przez
cały szpital, do skrzydła z oddziałem dziecięcym i gdy stanął w drzwiach sali,
zamarł. Przed łóżkiem Kylo stał Han Solo. Nie usiadł obok, stał naprzeciwko
syna z założonymi rękoma i patrzył, jak ten śpi. Hux cofnął się w głąb
korytarza. Od dnia wypadku, widział ojca Kylo w szpitalu po raz pierwszy. Czy
przychodził tu częściej? Czy Kylo o tym wiedział? Hux założył, że Han pojawiał
się tylko wtedy, gdy Kylo spał, o ile przychodził tu wcześniej. Wyglądał na
zmęczonego. Mężczyzna odkaszlnął i obszedł łóżko, usiadł na krześle. Zaczął coś
mówić, jednak było to zbyt ciche, by Hux mógł cokolwiek usłyszeć. Cofnął się
zupełnie i skierował do wyjścia. Szalik może zaczekać na niego do jutra.
*„Futu:re” Dmitry Glukhovsky, s
.77.
Witam ponownie, kto się stęsknił? Nie będę nic tłumaczyć, po prostu zapraszam Was na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że mieliście lub jeszcze macie sympatyczne wakacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz