Pytania bez odpowiedzi
-
A to?
Notesy przynieśli chwilę później,
ponad tuzin, z czego połowa zapisanych wyrazistym, lekko koślawym pismem
Bucky’ego. Steve nie wiedział, że równocześnie zacznie się dla niego podróż przez
całe ich życie. Jego przyjaciel pytał o każdy najmniejszy nawet szczegół.
Jak się poznali? Czy od razu się
polubili? Jak to się stało, że zamieszkali razem? Ich mieszkanie znajdowało się
na Brooklynie, ale na jakiej ulicy? A co znajdowało się obok? Czy to był szpital?
Ich mamy tam pracowały? Jaki był widok z okna, mieli firanki? Czy na parapecie
stało radio i którą piosenkę Sinatry lubił najbardziej Steve? Co gotowali na obiad?
Jaki kolor miały tapety? Gdzie pracował Bucky? Jak nazywał się ten mleczarz,
przywożący codziennie rano dwie bańki mleka, z czego jedną oddawali kotom? Mieli
kota, ale jak się u nich znalazł?
I tak bez przerwy. Steve nieraz
musiał zamilknąć na długie minuty, żeby poukładać sobie wszystko
chronologicznie. Z faktami z czasów II Wojny Światowej było łatwiej, w czasie,
gdy on leżał w lodzie, a Bucky trafił w łapy Hydry powstawały szczegółowych setki
biografii o Kapitanie Ameryce i jego przyjaźni z Sierżantem Jamesem „Buckym”
Barnesem. Jednak żadna z nich nie opisała dokładnie dzieciństwa Steve’a, gdy
zaczęto pisać książki, nie żył już nikt, kto mógłby opowiedzieć o historii
Kapitana przed serum. No, poza Peggy, która była jednak bardzo oszczędna w
słowach.
-
Złamałeś mi kiedyś nos – przeczytał Bucky z jednego z notesów. – Prawda czy
fałsz?
Steve
zastanowił się przez chwilę.
-
Dwa razy.
Bucky
uniósł brew, po czym zanotował to. Steve widział, jak kreśli jedynkę i dwójkę,
więc od razu zaczął mówić.
-
Pierwszy raz podczas zabawy w berka. Mieliśmy chyba z pięć lat. Po tym jak mnie
klepnąłeś, popchałem cię na drzewo.
Barnes
milczał chwilę, coś zapisał, później to skreślił, w końcu spojrzał na Steve’a -
jego oczy nie były jeszcze tak żywe, jak kiedyś, ale nie były to już tafle
zimnego lodu, na których Rogers ślizgał się pomiędzy zapomnieniem, a byciem
celem misji.
-
I wylądowałem na nim twarzą? Dziwne, że mam wszystkie zęby.
Steve nie mógł czasem wyjść z
podziwu, jak lekkie potrafią być ich rozmowy. Minęły dopiero dwa tygodnie, ale
w Buckym zaczynała zachodzić powolna poprawa.
Jednak leczenie Bucky’ego nie mogło
polegać tylko na sporządzaniu zapisków. Steve odpalił już wszystkie swoje
kontakty poszukując Barnesa, jednak teraz próbował znów, w czym pomagali mu nie
tylko Sam z Nataszą, bo włączyli się nawet Stark i Banner, a po pewnym czasie
także Thor.
W końcu udało im się otrzymać pomoc
od króla Wakandy - T’Challi. Miał on pewien dług u Rogersa i chociaż nie mógł
mu pomóc w poszukiwaniach, to teraz momentalnie udostępnił dla Bucky’ego
wszelkie zasoby słynnej wakandyjskiej medycyny. T’Challa postanowił otworzyć
swoje państwo na świat zaledwie kilka miesięcy temu, ale piorunem podbiła
globalny rynek. Jej technologie oparte na vibranium sprawiły, że już Wakanda
górowała we wszystkich rankingach najbardziej rozwiniętych krajów świata,
przodując w kwestiach hi-tech i medycyny.
T’Challa nie przypisywał wszystkiego
sobie, bardzo zachwalał, zresztą słusznie, swoją młodszą siostrę Shuri. I to
właśnie jej powierzył zadanie rozgryzienia zagadki programowania Hydry.
Steve oczywiście pojechał z Buckym,
ale większość dni musiał spędzać sam lub dotrzymując towarzystwa T’Challi. Terapia
Barnesa była bardzo czasochłonna, ale przynosiła niesamowite efekty, dlatego
Rogers ani myślał narzekać, pozostało mu tylko wspierać przyjaciela i w tej
kwestii.
***
Krzyk, strzał, krew
na ziemi.
Śnieg, ból, łkanie
nagle się urywa.
Cios, świst ostrza, chrząstki
tchawicy ustępują pod jego palcami.
-
Chcesz odpocząć Biały Wilku?
Wynurzenie, poczuł jak świeże
powietrze uderza go w płuca, zakrztusił się. Poczuł dotknięcie drobnej dłoni na
ramieniu. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymał chęć uchwycenia i złamania jej
palców.
-
To nie działa – powiedział, zdejmując ze skroni czujniki, które monitorowały
funkcje życiowe.
Shuri
pomogła mu się wyplątać ze skomplikowanej aparatury i podała mu napój
izotoniczny, działanie impulsów odwadniało organizm.
Plan dziewczyny był tak naprawdę
niezbyt skomplikowany. James Barnes próbował opowiedzieć jej o procesie
zamieniania go w Zimowego Żołnierza. Elektrowstrząsy, hibernacja, częste i
długotrwałe pobyty w kriokomorze. Po tych opowieściach zrobiła mu tomograf
mózgu i tak jak się spodziewała ujrzała ubytki w istocie białej oraz
hipokampie. Poniekąd przerażające, ale nie takie problemy już rozwiązywała. Z
pomocą miało przyjść jej, po raz nie wiadomo który, cudotwórcze vibranium i
wiedza jej ludu. Co prawda nigdy przedtem nie zagłębiała się tak w
ziołolecznictwo, ale potrzeba matką wynalazku. Opracowane leki odbudowywały
powoli tkankę mózgu, a wyniki Barnesa poprawiały się z tygodnia na tydzień.
-
Księżniczko? – Barnes wyrwał ją z rozmyślań.
Prychnęła,
ale tylko udawała obruszoną.
-
Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał. Po prostu Shuri.
-
To ty uparłaś się nazywać mnie Białym Wilkiem – odparował, a dziewczyna
machnęła ręką zbywając temat.
-
Porozmawiajmy o wszystkich tych porażkach – zaczęła, a widząc, że Barnes od
razu się spiął, uniosła ręce w geście obronnym – Nie mówię, że twoich, no
przynajmniej nie tylko, siedzimy w tym razem. Wszystko szło dobrze, aż do teraz. Zacięliśmy
się na tym jednym wspomnieniu.
-
Krzyk, strzał, krew na ziemi. Śnieg, ból,
łkanie…
- …nagle się urywa. – Przerwała mu, kończąc za niego. W
końcu słyszała to już dziesiątki razy. - Cios,
świst ostrza, chrząstki tchawicy ustępują pod twoimi palcami.
Bucky pokiwał głową. Wydawał się
przeraźliwie zmęczony, Shuri zastanowiła się czy nie zrobić przerwy, ale czuła
ogromną potrzebę, żeby podzielić się z nim swoją hipotezą. Kiedy ona zbierała
słowa, Barnes przerwał ciszę.
-
Myślisz, że to jakieś zakodowane wspomnienie?
-
Bingo! – Klasnęła w dłonie, nawet nie kryjąc entuzjazmu i ciesząc się, że może od
razu przejść do rzeczy. – To niezwykłe dla ciebie, żebyś nie pamiętał swoich
ofiar – umilkła na chwilę, ale były Zimowy Żołnierz przywykł już zupełnie do
jej nietaktu. - Zwykle udawało nam się rozpoznać twarze, pamiętasz jak długo
dochodziliśmy do tego, że zamach na Kennedy’ego to jednak twoja sprawka?
-
Wtedy, jak kazałaś mi przeczytać „Dallas ’63” Kinga, żebym zrozumiał, jak ikoniczny
mogłem być?
-
Dokładnie tak! Jeny, jak ja żałuję, że nie prowadzę kanału na YouTube o
morderstwach i teoriach spiskowych. To by się rozchodziło lepiej niż... No
nieważne. Znaczy ważne, ale najpierw zajmijmy się tobą. Skoro nie pamiętasz ich
twarzy, to coś musi być na rzeczy. Albo wymazali to całkowicie, żeby chronić swoje
tyłki, albo to ty nie chcesz tego pamiętać. Ewentualnie oba.
Może
jej się zdawało, ale wydawało jej się, że Białego Wilka obruszyło to założenie,
na co Shuri parsknęła śmiechem, po czym poklepała mężczyznę po plecach w
uspokajającym geście.
-
Wiem, że nie robisz mi tego na złość. Mam spisane trzy tuziny twoich morderstw
ze wszystkimi szczegółami, publikuję dzięki temu lepsze creepy pasty… To takie… ciarowklejki? Kiedyś opowiadaliście sobie
straszne historie przy ognisku, a my, milenialsi, odpuszczamy sobie cały ten
aspekt wychodzenia na zewnątrz, wiesz komary gryzą, kiełbaski spadają do ognia
i zostaje po nich węgielek, bezpieczniej jest wstawiać to do internetu…
Shuri, dla zasady, nie
przywiązywała się do swoich pacjentów, przychodzili i odchodzili, czasem już nigdy
nie wracając. Liczył się nie człowiek a wynalazek. Jasne, miło było usłyszeć
słowa pochwały, ale nic nie cieszyło jej bardziej, niż idea kiełkująca w jej
umyśle, która nagle nabierała kształtu, żeby w końcu stać się czymś namacalnym
i rzeczywistym.
Z Buckym było jednak inaczej. Do
rozpoczęcia ich terapii musiała przeczytać wszystkie jego notatki, a co za tym
idzie zagłębić się w jego historię. Wpierw było to kolejne wyzwanie, kolejny
biały człowiek, którego jej brat podrzucił jej do poskładania. Czytała wszystko
z naukową precyzją, ale tylko przez pierwsze strony, później przygotowanie
zamieniło się dla niej, niemal w czytanie książki sensacyjnej. Tylko że to nie
była fikcja, ten człowiek stał przed nią, lubił po każdej sesji terapii zjeść
wraz z nią lody o smaku mango i jak na stulatka miał całkiem niezłe poczucie
humoru. Chyba nawet bardziej aktualne, niż jej brat, ale on był kompletnym
nudziarzem. Czytała po nocach, jedząc śniadanie i tylko przyzwoitość wpojona
jej z trudem przez matkę, nakazywała nie brać materiałów do łazienki. I choć
nie przyznałaby się do tego nigdy w życiu, to zdarzyło jej się płakać i żadna
telenowela czy koreańska drama nie mogła poruszyć w niej tej struny, którą
rozdygotał właśnie Barnes.
Po tych wszystkich tygodniach stał
się jej przyjacielem, och, nieprofesjonalne, ale czy księżniczki, muszą
przejmować się takimi drobiazgami. Poza tym, co może być lepsze od
przyjaźnienia się z najskuteczniejszym mordercą XX. i XXI. wieku?
-
Rozwiążę to – powiedziała, wstając i dając mu znak, że na dzisiaj skończyli.
Bucky ruszył za nią, rozciągając kark
i zahaczając o lodówkę stojącą w kącie laboratorium Shuri, żeby wyjąć z niej
dwa opakowania lodów. Rzucił jedno z nich dziewczynie, po czym rozsiadł się na
kanapie. Czuł się przy niej dobrze, głównie dlatego, że nie okazywała ani
cienia strachu czy obrzydzenia, spędzając tyle czasu w jego towarzystwie. Wręcz
przeciwnie, dawała mu poczucie normalności, które dla Zimowego Żołnierza,
bestii w ludzkiej skórze, powinno być zakazane. Shuri natomiast, cieszyła się,
że Barnes nie traktuje jej ani jak dziecka, ani nie przesadza za bardzo z
tytułami. Traktował ją z wielkim szacunkiem i podziwem wobec jej wiedzy, ale
nie przeszkadzało mu to zażartować z jej „nowomowy” czy kompletnej
nieznajomości starszej popkultury.
-
W sumie… - zaczęła, po czym włożyła sobie w usta łopatkę z lodami i zamilkła na
kilka chwil, przeglądając notatki na holograficznym tablecie - … to oglądałeś już
najnowszą część Gwiezdnych Wojen?
***
Zarywała kolejną noc, ale była
pewna, że jest już blisko rozwiązania zagadki. Coś musiało stać za tym
zamglonym wspomnieniem. Porównywała obrazy z tomografów, wizualizacje
mnemoneurologiczne, daty w dzienniku, utworzoną własnoręcznie linie czasową z własnych
notatek i w końcu ustaliła wszystko. Nawet dokładny dzień, w którym Bucky
stworzył to nieustannie dręczące go wspomnienie.
Gdy
tylko zrozumiała, co odkryła wszystkie jej notatki zostały zniszczone. Po raz
pierwszy w życiu pozbyła się czegoś z taką pieczołowitością.
Kompletnie
nie wiedząc, co ma zrobić z tą wiedzą, usunęła ją z powierzchni wszelkich
dysków.
Ale
z jej głowy raport z 16 grudnia 1991 roku nie mógł tak po prostu wyparować.
***
Jakby ktoś się przejmował, że było ta mało scen z
notesem, to spokojnie, jeszcze się pojawią. Kontynuacja pisze się
powolutku, ale postanowiłam skończyć to opowiadanie jeszcze w moje
wakacje (mam je do końca września, więc jeszcze chwilkę). W ogóle staram
się być bardziej produktywna ostatnio, szczególnie na swoim kanale na
YT, jakby co to zapraszam, tam też nazywam się Shiruslayer.
Jak Wasze wakacje? Przeczytaliście albo obejrzeliście coś fajnego? Dajcie mi znać!
Dziękuję
wszystkim osobom, które przyszły się ze mną przywitać na Niuconie i
Ryuconie i powiedzieć, że tęsknią za moimi opowiadaniami. Jesteście
niesamowici. Mam nadzieję, że podobały się Wam moje prelekcje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz