...

środa, 22 sierpnia 2018

Ciasto ze śliwkami cz.11


Pytania bez odpowiedzi


- A to?

Notesy przynieśli chwilę później, ponad tuzin, z czego połowa zapisanych wyrazistym, lekko koślawym pismem Bucky’ego. Steve nie wiedział, że równocześnie zacznie się dla niego podróż przez całe ich życie. Jego przyjaciel pytał o każdy najmniejszy nawet szczegół.

Jak się poznali? Czy od razu się polubili? Jak to się stało, że zamieszkali razem? Ich mieszkanie znajdowało się na Brooklynie, ale na jakiej ulicy? A co znajdowało się obok? Czy to był szpital? Ich mamy tam pracowały? Jaki był widok z okna, mieli firanki? Czy na parapecie stało radio i którą piosenkę Sinatry lubił najbardziej Steve? Co gotowali na obiad? Jaki kolor miały tapety? Gdzie pracował Bucky? Jak nazywał się ten mleczarz, przywożący codziennie rano dwie bańki mleka, z czego jedną oddawali kotom? Mieli kota, ale jak się u nich znalazł?

I tak bez przerwy. Steve nieraz musiał zamilknąć na długie minuty, żeby poukładać sobie wszystko chronologicznie. Z faktami z czasów II Wojny Światowej było łatwiej, w czasie, gdy on leżał w lodzie, a Bucky trafił w łapy Hydry powstawały szczegółowych setki biografii o Kapitanie Ameryce i jego przyjaźni z Sierżantem Jamesem „Buckym” Barnesem. Jednak żadna z nich nie opisała dokładnie dzieciństwa Steve’a, gdy zaczęto pisać książki, nie żył już nikt, kto mógłby opowiedzieć o historii Kapitana przed serum. No, poza Peggy, która była jednak bardzo oszczędna w słowach.

- Złamałeś mi kiedyś nos – przeczytał Bucky z jednego z notesów. – Prawda czy fałsz?

Steve zastanowił się przez chwilę.

- Dwa razy.

Bucky uniósł brew, po czym zanotował to. Steve widział, jak kreśli jedynkę i dwójkę, więc od razu zaczął mówić.

- Pierwszy raz podczas zabawy w berka. Mieliśmy chyba z pięć lat. Po tym jak mnie klepnąłeś, popchałem cię na drzewo.

Barnes milczał chwilę, coś zapisał, później to skreślił, w końcu spojrzał na Steve’a - jego oczy nie były jeszcze tak żywe, jak kiedyś, ale nie były to już tafle zimnego lodu, na których Rogers ślizgał się pomiędzy zapomnieniem, a byciem celem misji.

- I wylądowałem na nim twarzą? Dziwne, że mam wszystkie zęby.

Steve nie mógł czasem wyjść z podziwu, jak lekkie potrafią być ich rozmowy. Minęły dopiero dwa tygodnie, ale w Buckym zaczynała zachodzić powolna poprawa.

            Jednak leczenie Bucky’ego nie mogło polegać tylko na sporządzaniu zapisków. Steve odpalił już wszystkie swoje kontakty poszukując Barnesa, jednak teraz próbował znów, w czym pomagali mu nie tylko Sam z Nataszą, bo włączyli się nawet Stark i Banner, a po pewnym czasie także Thor.

            W końcu udało im się otrzymać pomoc od króla Wakandy - T’Challi. Miał on pewien dług u Rogersa i chociaż nie mógł mu pomóc w poszukiwaniach, to teraz momentalnie udostępnił dla Bucky’ego wszelkie zasoby słynnej wakandyjskiej medycyny. T’Challa postanowił otworzyć swoje państwo na świat zaledwie kilka miesięcy temu, ale piorunem podbiła globalny rynek. Jej technologie oparte na vibranium sprawiły, że już Wakanda górowała we wszystkich rankingach najbardziej rozwiniętych krajów świata, przodując w kwestiach hi-tech i medycyny.

            T’Challa nie przypisywał wszystkiego sobie, bardzo zachwalał, zresztą słusznie, swoją młodszą siostrę Shuri. I to właśnie jej powierzył zadanie rozgryzienia zagadki programowania Hydry.

            Steve oczywiście pojechał z Buckym, ale większość dni musiał spędzać sam lub dotrzymując towarzystwa T’Challi. Terapia Barnesa była bardzo czasochłonna, ale przynosiła niesamowite efekty, dlatego Rogers ani myślał narzekać, pozostało mu tylko wspierać przyjaciela i w tej kwestii.

***

Krzyk, strzał, krew na ziemi.
Śnieg, ból, łkanie nagle się urywa.
Cios, świst ostrza, chrząstki tchawicy ustępują pod jego palcami.

- Chcesz odpocząć Biały Wilku?

Wynurzenie, poczuł jak świeże powietrze uderza go w płuca, zakrztusił się. Poczuł dotknięcie drobnej dłoni na ramieniu. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymał chęć uchwycenia i złamania jej palców.

- To nie działa – powiedział, zdejmując ze skroni czujniki, które monitorowały funkcje życiowe.

Shuri pomogła mu się wyplątać ze skomplikowanej aparatury i podała mu napój izotoniczny, działanie impulsów odwadniało organizm.

Plan dziewczyny był tak naprawdę niezbyt skomplikowany. James Barnes próbował opowiedzieć jej o procesie zamieniania go w Zimowego Żołnierza. Elektrowstrząsy, hibernacja, częste i długotrwałe pobyty w kriokomorze. Po tych opowieściach zrobiła mu tomograf mózgu i tak jak się spodziewała ujrzała ubytki w istocie białej oraz hipokampie. Poniekąd przerażające, ale nie takie problemy już rozwiązywała. Z pomocą miało przyjść jej, po raz nie wiadomo który, cudotwórcze vibranium i wiedza jej ludu. Co prawda nigdy przedtem nie zagłębiała się tak w ziołolecznictwo, ale potrzeba matką wynalazku. Opracowane leki odbudowywały powoli tkankę mózgu, a wyniki Barnesa poprawiały się z tygodnia na tydzień.

- Księżniczko? – Barnes wyrwał ją z rozmyślań.

Prychnęła, ale tylko udawała obruszoną.

- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał. Po prostu Shuri.

- To ty uparłaś się nazywać mnie Białym Wilkiem – odparował, a dziewczyna machnęła ręką zbywając temat.

- Porozmawiajmy o wszystkich tych porażkach – zaczęła, a widząc, że Barnes od razu się spiął, uniosła ręce w geście obronnym – Nie mówię, że twoich, no przynajmniej nie tylko, siedzimy w tym razem. Wszystko szło dobrze, aż do teraz. Zacięliśmy się na tym jednym wspomnieniu.

- Krzyk, strzał, krew na ziemi. Śnieg, ból, łkanie…

- …nagle się urywa. – Przerwała mu, kończąc za niego. W końcu słyszała to już dziesiątki razy. - Cios, świst ostrza, chrząstki tchawicy ustępują pod twoimi palcami.

Bucky pokiwał głową. Wydawał się przeraźliwie zmęczony, Shuri zastanowiła się czy nie zrobić przerwy, ale czuła ogromną potrzebę, żeby podzielić się z nim swoją hipotezą. Kiedy ona zbierała słowa, Barnes przerwał ciszę.

- Myślisz, że to jakieś zakodowane wspomnienie?

- Bingo! – Klasnęła w dłonie, nawet nie kryjąc entuzjazmu i ciesząc się, że może od razu przejść do rzeczy. – To niezwykłe dla ciebie, żebyś nie pamiętał swoich ofiar – umilkła na chwilę, ale były Zimowy Żołnierz przywykł już zupełnie do jej nietaktu. - Zwykle udawało nam się rozpoznać twarze, pamiętasz jak długo dochodziliśmy do tego, że zamach na Kennedy’ego to jednak twoja sprawka?

- Wtedy, jak kazałaś mi przeczytać „Dallas ’63” Kinga, żebym zrozumiał, jak ikoniczny mogłem być?

- Dokładnie tak! Jeny, jak ja żałuję, że nie prowadzę kanału na YouTube o morderstwach i teoriach spiskowych. To by się rozchodziło lepiej niż... No nieważne. Znaczy ważne, ale najpierw zajmijmy się tobą. Skoro nie pamiętasz ich twarzy, to coś musi być na rzeczy. Albo wymazali to całkowicie, żeby chronić swoje tyłki, albo to ty nie chcesz tego pamiętać. Ewentualnie oba.

Może jej się zdawało, ale wydawało jej się, że Białego Wilka obruszyło to założenie, na co Shuri parsknęła śmiechem, po czym poklepała mężczyznę po plecach w uspokajającym geście.

- Wiem, że nie robisz mi tego na złość. Mam spisane trzy tuziny twoich morderstw ze wszystkimi szczegółami, publikuję dzięki temu lepsze creepy pasty… To takie… ciarowklejki? Kiedyś opowiadaliście sobie straszne historie przy ognisku, a my, milenialsi, odpuszczamy sobie cały ten aspekt wychodzenia na zewnątrz, wiesz komary gryzą, kiełbaski spadają do ognia i zostaje po nich węgielek, bezpieczniej jest wstawiać to do internetu…

Shuri, dla zasady, nie przywiązywała się do swoich pacjentów, przychodzili i odchodzili, czasem już nigdy nie wracając. Liczył się nie człowiek a wynalazek. Jasne, miło było usłyszeć słowa pochwały, ale nic nie cieszyło jej bardziej, niż idea kiełkująca w jej umyśle, która nagle nabierała kształtu, żeby w końcu stać się czymś namacalnym i rzeczywistym.

Z Buckym było jednak inaczej. Do rozpoczęcia ich terapii musiała przeczytać wszystkie jego notatki, a co za tym idzie zagłębić się w jego historię. Wpierw było to kolejne wyzwanie, kolejny biały człowiek, którego jej brat podrzucił jej do poskładania. Czytała wszystko z naukową precyzją, ale tylko przez pierwsze strony, później przygotowanie zamieniło się dla niej, niemal w czytanie książki sensacyjnej. Tylko że to nie była fikcja, ten człowiek stał przed nią, lubił po każdej sesji terapii zjeść wraz z nią lody o smaku mango i jak na stulatka miał całkiem niezłe poczucie humoru. Chyba nawet bardziej aktualne, niż jej brat, ale on był kompletnym nudziarzem. Czytała po nocach, jedząc śniadanie i tylko przyzwoitość wpojona jej z trudem przez matkę, nakazywała nie brać materiałów do łazienki. I choć nie przyznałaby się do tego nigdy w życiu, to zdarzyło jej się płakać i żadna telenowela czy koreańska drama nie mogła poruszyć w niej tej struny, którą rozdygotał właśnie Barnes. 

            Po tych wszystkich tygodniach stał się jej przyjacielem, och, nieprofesjonalne, ale czy księżniczki, muszą przejmować się takimi drobiazgami. Poza tym, co może być lepsze od przyjaźnienia się z najskuteczniejszym mordercą XX. i XXI. wieku?

- Rozwiążę to – powiedziała, wstając i dając mu znak, że na dzisiaj skończyli. 

Bucky ruszył za nią, rozciągając kark i zahaczając o lodówkę stojącą w kącie laboratorium Shuri, żeby wyjąć z niej dwa opakowania lodów. Rzucił jedno z nich dziewczynie, po czym rozsiadł się na kanapie. Czuł się przy niej dobrze, głównie dlatego, że nie okazywała ani cienia strachu czy obrzydzenia, spędzając tyle czasu w jego towarzystwie. Wręcz przeciwnie, dawała mu poczucie normalności, które dla Zimowego Żołnierza, bestii w ludzkiej skórze, powinno być zakazane. Shuri natomiast, cieszyła się, że Barnes nie traktuje jej ani jak dziecka, ani nie przesadza za bardzo z tytułami. Traktował ją z wielkim szacunkiem i podziwem wobec jej wiedzy, ale nie przeszkadzało mu to zażartować z jej „nowomowy” czy kompletnej nieznajomości starszej popkultury.

- W sumie… - zaczęła, po czym włożyła sobie w usta łopatkę z lodami i zamilkła na kilka chwil, przeglądając notatki na holograficznym tablecie - … to oglądałeś już najnowszą część Gwiezdnych Wojen?

***

            Zarywała kolejną noc, ale była pewna, że jest już blisko rozwiązania zagadki. Coś musiało stać za tym zamglonym wspomnieniem. Porównywała obrazy z tomografów, wizualizacje mnemoneurologiczne, daty w dzienniku, utworzoną własnoręcznie linie czasową z własnych notatek i w końcu ustaliła wszystko. Nawet dokładny dzień, w którym Bucky stworzył to nieustannie dręczące go wspomnienie.

Gdy tylko zrozumiała, co odkryła wszystkie jej notatki zostały zniszczone. Po raz pierwszy w życiu pozbyła się czegoś z taką pieczołowitością.

Kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić z tą wiedzą, usunęła ją z powierzchni wszelkich dysków.

Ale z jej głowy raport z 16 grudnia 1991 roku nie mógł tak po prostu wyparować. 


***


Jakby ktoś się przejmował, że było ta mało scen z notesem, to spokojnie, jeszcze się pojawią. Kontynuacja pisze się powolutku, ale postanowiłam skończyć to opowiadanie jeszcze w moje wakacje (mam je do końca września, więc jeszcze chwilkę). W ogóle staram się być bardziej produktywna ostatnio, szczególnie na swoim kanale na YT, jakby co to zapraszam, tam też nazywam się Shiruslayer.
Jak Wasze wakacje? Przeczytaliście albo obejrzeliście coś fajnego? Dajcie mi znać!
Dziękuję wszystkim osobom, które przyszły się ze mną przywitać na Niuconie i Ryuconie i powiedzieć, że tęsknią za moimi opowiadaniami. Jesteście niesamowici. Mam nadzieję, że podobały się Wam moje prelekcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz