...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasto ze śliwkami. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciasto ze śliwkami. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 sierpnia 2018

Ciasto ze śliwkami cz.11


Pytania bez odpowiedzi


- A to?

Notesy przynieśli chwilę później, ponad tuzin, z czego połowa zapisanych wyrazistym, lekko koślawym pismem Bucky’ego. Steve nie wiedział, że równocześnie zacznie się dla niego podróż przez całe ich życie. Jego przyjaciel pytał o każdy najmniejszy nawet szczegół.

Jak się poznali? Czy od razu się polubili? Jak to się stało, że zamieszkali razem? Ich mieszkanie znajdowało się na Brooklynie, ale na jakiej ulicy? A co znajdowało się obok? Czy to był szpital? Ich mamy tam pracowały? Jaki był widok z okna, mieli firanki? Czy na parapecie stało radio i którą piosenkę Sinatry lubił najbardziej Steve? Co gotowali na obiad? Jaki kolor miały tapety? Gdzie pracował Bucky? Jak nazywał się ten mleczarz, przywożący codziennie rano dwie bańki mleka, z czego jedną oddawali kotom? Mieli kota, ale jak się u nich znalazł?

I tak bez przerwy. Steve nieraz musiał zamilknąć na długie minuty, żeby poukładać sobie wszystko chronologicznie. Z faktami z czasów II Wojny Światowej było łatwiej, w czasie, gdy on leżał w lodzie, a Bucky trafił w łapy Hydry powstawały szczegółowych setki biografii o Kapitanie Ameryce i jego przyjaźni z Sierżantem Jamesem „Buckym” Barnesem. Jednak żadna z nich nie opisała dokładnie dzieciństwa Steve’a, gdy zaczęto pisać książki, nie żył już nikt, kto mógłby opowiedzieć o historii Kapitana przed serum. No, poza Peggy, która była jednak bardzo oszczędna w słowach.

- Złamałeś mi kiedyś nos – przeczytał Bucky z jednego z notesów. – Prawda czy fałsz?

Steve zastanowił się przez chwilę.

- Dwa razy.

Bucky uniósł brew, po czym zanotował to. Steve widział, jak kreśli jedynkę i dwójkę, więc od razu zaczął mówić.

- Pierwszy raz podczas zabawy w berka. Mieliśmy chyba z pięć lat. Po tym jak mnie klepnąłeś, popchałem cię na drzewo.

Barnes milczał chwilę, coś zapisał, później to skreślił, w końcu spojrzał na Steve’a - jego oczy nie były jeszcze tak żywe, jak kiedyś, ale nie były to już tafle zimnego lodu, na których Rogers ślizgał się pomiędzy zapomnieniem, a byciem celem misji.

- I wylądowałem na nim twarzą? Dziwne, że mam wszystkie zęby.

Steve nie mógł czasem wyjść z podziwu, jak lekkie potrafią być ich rozmowy. Minęły dopiero dwa tygodnie, ale w Buckym zaczynała zachodzić powolna poprawa.

            Jednak leczenie Bucky’ego nie mogło polegać tylko na sporządzaniu zapisków. Steve odpalił już wszystkie swoje kontakty poszukując Barnesa, jednak teraz próbował znów, w czym pomagali mu nie tylko Sam z Nataszą, bo włączyli się nawet Stark i Banner, a po pewnym czasie także Thor.

            W końcu udało im się otrzymać pomoc od króla Wakandy - T’Challi. Miał on pewien dług u Rogersa i chociaż nie mógł mu pomóc w poszukiwaniach, to teraz momentalnie udostępnił dla Bucky’ego wszelkie zasoby słynnej wakandyjskiej medycyny. T’Challa postanowił otworzyć swoje państwo na świat zaledwie kilka miesięcy temu, ale piorunem podbiła globalny rynek. Jej technologie oparte na vibranium sprawiły, że już Wakanda górowała we wszystkich rankingach najbardziej rozwiniętych krajów świata, przodując w kwestiach hi-tech i medycyny.

            T’Challa nie przypisywał wszystkiego sobie, bardzo zachwalał, zresztą słusznie, swoją młodszą siostrę Shuri. I to właśnie jej powierzył zadanie rozgryzienia zagadki programowania Hydry.

            Steve oczywiście pojechał z Buckym, ale większość dni musiał spędzać sam lub dotrzymując towarzystwa T’Challi. Terapia Barnesa była bardzo czasochłonna, ale przynosiła niesamowite efekty, dlatego Rogers ani myślał narzekać, pozostało mu tylko wspierać przyjaciela i w tej kwestii.

***

Krzyk, strzał, krew na ziemi.
Śnieg, ból, łkanie nagle się urywa.
Cios, świst ostrza, chrząstki tchawicy ustępują pod jego palcami.

- Chcesz odpocząć Biały Wilku?

Wynurzenie, poczuł jak świeże powietrze uderza go w płuca, zakrztusił się. Poczuł dotknięcie drobnej dłoni na ramieniu. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymał chęć uchwycenia i złamania jej palców.

- To nie działa – powiedział, zdejmując ze skroni czujniki, które monitorowały funkcje życiowe.

Shuri pomogła mu się wyplątać ze skomplikowanej aparatury i podała mu napój izotoniczny, działanie impulsów odwadniało organizm.

Plan dziewczyny był tak naprawdę niezbyt skomplikowany. James Barnes próbował opowiedzieć jej o procesie zamieniania go w Zimowego Żołnierza. Elektrowstrząsy, hibernacja, częste i długotrwałe pobyty w kriokomorze. Po tych opowieściach zrobiła mu tomograf mózgu i tak jak się spodziewała ujrzała ubytki w istocie białej oraz hipokampie. Poniekąd przerażające, ale nie takie problemy już rozwiązywała. Z pomocą miało przyjść jej, po raz nie wiadomo który, cudotwórcze vibranium i wiedza jej ludu. Co prawda nigdy przedtem nie zagłębiała się tak w ziołolecznictwo, ale potrzeba matką wynalazku. Opracowane leki odbudowywały powoli tkankę mózgu, a wyniki Barnesa poprawiały się z tygodnia na tydzień.

- Księżniczko? – Barnes wyrwał ją z rozmyślań.

Prychnęła, ale tylko udawała obruszoną.

- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał. Po prostu Shuri.

- To ty uparłaś się nazywać mnie Białym Wilkiem – odparował, a dziewczyna machnęła ręką zbywając temat.

- Porozmawiajmy o wszystkich tych porażkach – zaczęła, a widząc, że Barnes od razu się spiął, uniosła ręce w geście obronnym – Nie mówię, że twoich, no przynajmniej nie tylko, siedzimy w tym razem. Wszystko szło dobrze, aż do teraz. Zacięliśmy się na tym jednym wspomnieniu.

- Krzyk, strzał, krew na ziemi. Śnieg, ból, łkanie…

- …nagle się urywa. – Przerwała mu, kończąc za niego. W końcu słyszała to już dziesiątki razy. - Cios, świst ostrza, chrząstki tchawicy ustępują pod twoimi palcami.

Bucky pokiwał głową. Wydawał się przeraźliwie zmęczony, Shuri zastanowiła się czy nie zrobić przerwy, ale czuła ogromną potrzebę, żeby podzielić się z nim swoją hipotezą. Kiedy ona zbierała słowa, Barnes przerwał ciszę.

- Myślisz, że to jakieś zakodowane wspomnienie?

- Bingo! – Klasnęła w dłonie, nawet nie kryjąc entuzjazmu i ciesząc się, że może od razu przejść do rzeczy. – To niezwykłe dla ciebie, żebyś nie pamiętał swoich ofiar – umilkła na chwilę, ale były Zimowy Żołnierz przywykł już zupełnie do jej nietaktu. - Zwykle udawało nam się rozpoznać twarze, pamiętasz jak długo dochodziliśmy do tego, że zamach na Kennedy’ego to jednak twoja sprawka?

- Wtedy, jak kazałaś mi przeczytać „Dallas ’63” Kinga, żebym zrozumiał, jak ikoniczny mogłem być?

- Dokładnie tak! Jeny, jak ja żałuję, że nie prowadzę kanału na YouTube o morderstwach i teoriach spiskowych. To by się rozchodziło lepiej niż... No nieważne. Znaczy ważne, ale najpierw zajmijmy się tobą. Skoro nie pamiętasz ich twarzy, to coś musi być na rzeczy. Albo wymazali to całkowicie, żeby chronić swoje tyłki, albo to ty nie chcesz tego pamiętać. Ewentualnie oba.

Może jej się zdawało, ale wydawało jej się, że Białego Wilka obruszyło to założenie, na co Shuri parsknęła śmiechem, po czym poklepała mężczyznę po plecach w uspokajającym geście.

- Wiem, że nie robisz mi tego na złość. Mam spisane trzy tuziny twoich morderstw ze wszystkimi szczegółami, publikuję dzięki temu lepsze creepy pasty… To takie… ciarowklejki? Kiedyś opowiadaliście sobie straszne historie przy ognisku, a my, milenialsi, odpuszczamy sobie cały ten aspekt wychodzenia na zewnątrz, wiesz komary gryzą, kiełbaski spadają do ognia i zostaje po nich węgielek, bezpieczniej jest wstawiać to do internetu…

Shuri, dla zasady, nie przywiązywała się do swoich pacjentów, przychodzili i odchodzili, czasem już nigdy nie wracając. Liczył się nie człowiek a wynalazek. Jasne, miło było usłyszeć słowa pochwały, ale nic nie cieszyło jej bardziej, niż idea kiełkująca w jej umyśle, która nagle nabierała kształtu, żeby w końcu stać się czymś namacalnym i rzeczywistym.

Z Buckym było jednak inaczej. Do rozpoczęcia ich terapii musiała przeczytać wszystkie jego notatki, a co za tym idzie zagłębić się w jego historię. Wpierw było to kolejne wyzwanie, kolejny biały człowiek, którego jej brat podrzucił jej do poskładania. Czytała wszystko z naukową precyzją, ale tylko przez pierwsze strony, później przygotowanie zamieniło się dla niej, niemal w czytanie książki sensacyjnej. Tylko że to nie była fikcja, ten człowiek stał przed nią, lubił po każdej sesji terapii zjeść wraz z nią lody o smaku mango i jak na stulatka miał całkiem niezłe poczucie humoru. Chyba nawet bardziej aktualne, niż jej brat, ale on był kompletnym nudziarzem. Czytała po nocach, jedząc śniadanie i tylko przyzwoitość wpojona jej z trudem przez matkę, nakazywała nie brać materiałów do łazienki. I choć nie przyznałaby się do tego nigdy w życiu, to zdarzyło jej się płakać i żadna telenowela czy koreańska drama nie mogła poruszyć w niej tej struny, którą rozdygotał właśnie Barnes. 

            Po tych wszystkich tygodniach stał się jej przyjacielem, och, nieprofesjonalne, ale czy księżniczki, muszą przejmować się takimi drobiazgami. Poza tym, co może być lepsze od przyjaźnienia się z najskuteczniejszym mordercą XX. i XXI. wieku?

- Rozwiążę to – powiedziała, wstając i dając mu znak, że na dzisiaj skończyli. 

Bucky ruszył za nią, rozciągając kark i zahaczając o lodówkę stojącą w kącie laboratorium Shuri, żeby wyjąć z niej dwa opakowania lodów. Rzucił jedno z nich dziewczynie, po czym rozsiadł się na kanapie. Czuł się przy niej dobrze, głównie dlatego, że nie okazywała ani cienia strachu czy obrzydzenia, spędzając tyle czasu w jego towarzystwie. Wręcz przeciwnie, dawała mu poczucie normalności, które dla Zimowego Żołnierza, bestii w ludzkiej skórze, powinno być zakazane. Shuri natomiast, cieszyła się, że Barnes nie traktuje jej ani jak dziecka, ani nie przesadza za bardzo z tytułami. Traktował ją z wielkim szacunkiem i podziwem wobec jej wiedzy, ale nie przeszkadzało mu to zażartować z jej „nowomowy” czy kompletnej nieznajomości starszej popkultury.

- W sumie… - zaczęła, po czym włożyła sobie w usta łopatkę z lodami i zamilkła na kilka chwil, przeglądając notatki na holograficznym tablecie - … to oglądałeś już najnowszą część Gwiezdnych Wojen?

***

            Zarywała kolejną noc, ale była pewna, że jest już blisko rozwiązania zagadki. Coś musiało stać za tym zamglonym wspomnieniem. Porównywała obrazy z tomografów, wizualizacje mnemoneurologiczne, daty w dzienniku, utworzoną własnoręcznie linie czasową z własnych notatek i w końcu ustaliła wszystko. Nawet dokładny dzień, w którym Bucky stworzył to nieustannie dręczące go wspomnienie.

Gdy tylko zrozumiała, co odkryła wszystkie jej notatki zostały zniszczone. Po raz pierwszy w życiu pozbyła się czegoś z taką pieczołowitością.

Kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić z tą wiedzą, usunęła ją z powierzchni wszelkich dysków.

Ale z jej głowy raport z 16 grudnia 1991 roku nie mógł tak po prostu wyparować. 


***


Jakby ktoś się przejmował, że było ta mało scen z notesem, to spokojnie, jeszcze się pojawią. Kontynuacja pisze się powolutku, ale postanowiłam skończyć to opowiadanie jeszcze w moje wakacje (mam je do końca września, więc jeszcze chwilkę). W ogóle staram się być bardziej produktywna ostatnio, szczególnie na swoim kanale na YT, jakby co to zapraszam, tam też nazywam się Shiruslayer.
Jak Wasze wakacje? Przeczytaliście albo obejrzeliście coś fajnego? Dajcie mi znać!
Dziękuję wszystkim osobom, które przyszły się ze mną przywitać na Niuconie i Ryuconie i powiedzieć, że tęsknią za moimi opowiadaniami. Jesteście niesamowici. Mam nadzieję, że podobały się Wam moje prelekcje.

niedziela, 24 lipca 2016

Ciasto ze śliwkami cz.8

Dualistyczny

Ruszając za jeszcze świeżym śladem Bucky'ego - w postaci dymiących się zgliszcz po bazie Hydry - spodziewali natknąć się na grupę uderzeniową wrogą. Jednak niekoniecznie aż tak dużą. I niekoniecznie prowadzoną przez Rumlova, byłego członka S.T.R.I.K.E., który miał wszystkie ich taktyki w małym paluszku. W wspomnieniach Steve'a zapisał się nie tylko jako bardzo dobry agent, ale i człowiek, który po misji wertował wszelkie raporty S.H.I.E.L.D., rozgryzając wszelkie błędy i niedociągnięcia. O niektórych często informował samego Kapitana. Dlatego też rozszyfrowanie ich pozycji nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Rumlov... Choć może Steve powinien w końcu zacząć nazywać go Crossbones, bo Brock Rumlov zginął dawno temu przeżarty przez cichy, wężowy szept Hydry. Teraz był już tylko pałającą nienawiścią maszyną do zabijania.

Zaszliby ich od boków, tworząc wąskie gardło, potrzask, z którego prawdopodobnie nikt nie uszedłby żywy. Uratowało ich przeczucie Nataszy, które objawiło się wezwaniem Clinta. Dzięki jego szybkiej reakcji, dostrzeżeniu ruchu, zdążyli się ukryć. I nie zginąć. A przynajmniej spróbować.

Pocisk przeleciał tuż obok jego skroni. I następny. I jeszcze jeden. Chwilę później fala uderzeniowa powaliła go na kolana, pisk prześwidrował jego uszy. Uniósł się, starając się po omacku znaleźć tarczę. Nim wyczuł jej przyjemnie ciepłą powierzchnię, ktoś nadepnął mu na dłoń. Jego kości pękły z nieprzyjemnych trzaskiem, przypominającym łamanie suchych gałązek. Nie zawył z bólu, tylko dlatego, że napastnik kopnął go w szczękę drugą nogą, pierwszą wciąż miażdżył kości Steve'owej dłoni. Spróbował unieść głowę, krew zaczynała zalewać mu pole widzenia, ale poznał Crossbonesa. Dostrzegł błyszczące szaleństwem oczy, pełne palącej nienawiści. Były członek S.T.R.I.K.E. zamachnął się, jednak nim kolejny jego cios opadł na Rogersową głowę miażdżąc mu w ten sposób czaszkę, pocisk przebił pancerz na klatce piersiowej Rumlova posyłając go ziemię. Steve starał się podnieść, opuchlizna zakrywała mu już jedno oko, może miał też pękniętą szczękę. Świst pocisków nie ustawał, słyszał krzyki, jednak żadnego znajomego, więc mimo bólu poczuł ulgę. Dźwignął się na nogi i spojrzał na Rumlova. Jeszcze żył, niezgrabnymi ruchami starał się zdjąć z siebie pancerz, żeby spróbować zatamować krwotok. Nie miał już hełmu na głowie, choć Steve nie wiedział czy rozwalił go gęsty ostrzał czy też Crossbones zdjął go sam, żeby bezproblemowo zdjąć zbroję. Ruszył w jego stronę, chciał coś powiedzieć, wezwać pomoc, jednak, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zdeformowana twarz Rumlova była wykrzywiona w zwierzęcy sposób bólem, strachem i złością.

I nagle wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Crossbones wyciągnął pistolet celując nim między oczy Rogersa. W tle pikował Falcon, cały w krwi, kierując się prosto na nich, krzycząc, aby Kapitan uciekał. Za nim rozbłyskiwały niebieskim światłem wyładowania broni Nataszy, ale on patrzył tylko na Rumlova.

Czyste szaleństwo.

Widział jak palec na spuście zaczyna się zginać, wszystko zwolniło, hałas rozciągnął się w niezrozumiały szum, a świat jakby zatopił się w płynnej żywicy. I nagle na czole Crossbonesa pojawiła się czerwona kropka, po czym krew bryzgnęła na Steve'a, oczy Rumlova uciekły gdzieś w górę, a były członek grupy S.T.R.I.K.E upadł na ziemię z głuchym odgłosem.

Wszystko ucichło. Został tylko on i to jeszcze ciepłe, okropnie poparzone ciało.

I kroki.

Stawiane mechanicznie w idealny żołnierskim tempie... choć nie do końca. Usłyszał to swoiste akcentowanie czwartego kroku i momentalnie się odwrócił. Przez ułamki sekund był pewny, że widzi dwie osoby – drobnego chłopca w piaskowym prochowcu oraz dorosłego mężczyznę z dłuższymi włosami, kilkudniowym zarostem i połyskującą metalicznie dłonią. Wydawało mu się słyszy szept chłopca, słowo „znaleźliśmy", zabrzęczało w jego uszach, jednak chwilę później chłopiec znikł.

Ale on wciąż tam był.

Steve prawie zadrżał na ten widok.

- Bucky.

Barnes szedł w jego kierunku z uniesionym karabinem. Wydawało mu się, że słyszy głos Sama, Clinta, Nataszy i własny żałosny krzyk rozpaczy, gdy Bucky wciąż do niego celował.

To ja.

To ja.

To ja, dlaczego tego nie widzisz?

Wtedy, przez ułamek sekundy, znów ujrzał małego chłopca, tym razem był odwrócony do Steve'a plecami. Stał z rozłożonymi w ochronnym geście ramionami. A może to tylko przywidzenie, spowodowane przez zmęczenie i utratę krwi. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się złudzenia i gdy spojrzał ponownie na Bucky'ego, Barnes stał przed nim z wyciągniętą dłonią.

- Wróciłem Stevie.

Rogers chwycił jego rękę, chciał coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie potrafił znaleźć słów. Złapał spojrzenie jego wesołych zielonych oczu tylko na ułamek sekundy, po czym tęczówki Barnesa ostały momentalnie zmrożone przez chłód programu Zimowego Żołnierza, a Steve padł na ziemię zdzielony kolbą w głowę.

niedziela, 17 lipca 2016

Ciasto ze śliwkami cz.7

My Rosjanie, nie mamy nic, prócz naszej zimy

- Zaczniesz współpracować?

Kątem oka widziała, że Falcon odwraca się od nich, a twarz Steve'a przybiera nieodgadniony dla postronnego człowieka wyraz. Natasza wiedziała co oznaczała ta mina, dawał jej w ten sposób wyraźnie do zrozumienie, że nie pochwalał takich metod. Jednak i Sam, i Rogers przez ponad dwie godziny starali się przekonać młodego żołnierza HYDRY do mówienia, bez skutku, więc przejęła pałeczkę. Gdyby nie jej znajomość technik większości szpiegów, mężczyzna dawno połknąłby trutkę, którą trzymał pod językiem albo odgryzłby go sobie dławiąc się własną krwią, co raczej nie ułatwiłoby przesłuchania. Jednak ampułka leżała rozbita w trawie, a Romanoff solidnie zakneblowała mężczyznę, zostawiając mu pod dłonią długopis i kartkę. Oczywiście unieruchomiła mu też nadgarstek, nie bała się ataku, raczej tego, że mógł próbować wbić sobie pisadło w żyły. Minimalizowanie możliwych problemów, to jakby nie patrzeć jej specjalność. Mężczyzna miał rozbiegane spojrzenie, ale przywróciła go do porządku jednym, sprawnym wykręceniem dłoni. Nie musiała mieć żadnej supermocy, żeby zadać ból, którego nie dało się wytrzymać. Tak naprawdę uważała je za bardzo problematyczne. W stawie mężczyzny coś zatrzeszczało, z gardła młodego żołnierza HYDRY wydobył się charkot. Zaczęła zadawać pytanie, spokojnym, wyważonym głosem, nie starając się już tuszować rosyjskiego akcentu.

Kim jesteś?
Co wiesz o Zimowym Żołnierzu?
Co się stało z waszą bazą?

Zero odpowiedzi, zero informacji, pierwszy złamany palec, pierwszy wrzask.

Jak zwykle podczas tortur na pierwszy plan wysunęła się Czarna Wdowa, a Natasza została gdzieś w środku odgradzając się od towarzyszki doli grubą barierą. Tak jakby wcale nie miała w dłoniach puchnącego w zastraszającym tempie, połamanego palca. Jakby Wdowa nie zanosiła się nienaturalnym chichotem, który oczywiście nie opuszczał jej ciała, a jednak był przerażający. Uspokoiła się i czekała na koniec, bała się zarysować ścianę, o którą właśnie się opierała. Ścianę odgradzającą ją od wszelkich wspomnień z Czerwonego Pokoju. Osłoniła siebie samą przed myślami Wdowy, które biegały po jej barierze, stukając o nią nóżkami, niczym tłuste, niezgrabne pająki. Jednak Natasza nie wzdrygnęła się, odrzuciła od siebie chęć dołączenia do Wdowy, przejęcia sterów, bo wiedziała, że to złudzenie. Potrzebowała jej na misje, ale później zamykała ją za ścianą, pozostając tylko i wyłącznie Nataszą Romanoff. Chociaż we własnej głowie nie zamierzała mieć nic wspólnego z Czarną Wdową.

Kim jesteś?
Co wiesz o Zimowym Żołnierzu?
Co się stało z waszą bazą?

Zero odpowiedzi, zero informacji, pierwsze łzy w oczach, drugi złamany palec, drugi wrzask.

Czarna Wdowa bawiła się w najlepsze, a Natasza zaczęła rozmyślać, nie chcąc, żeby jej alter ego udało się ją skusić. Zimowy Żołnierz. James Buchanan Barnes. Mimo, że Romanoff nigdy o tym nie wspominała, to znała mężczyznę, aż za dobrze. Wszystko co z nim związane było też nierozerwalnie połączone z KGB i Czerwony Pokojem. Integralne z cierpkimi, okropnymi wspomnieniami, z odhumanizowanymi liczbami i statystykami. Bo przecież była jedną z wielu. Do projektu Czarna Wdowa wyselekcjonowano sto sześćdziesiąt dziewczynek, do ostatniej fazy trafiło ich tylko dwadzieścia osiem, a ostateczną Czarną Wdową została właśnie Natasza Romanoff. Szczęście, tyle razy miała po prostu najzwyklejszego w świecie farta. Pokręciła głową, jednak szeregi drobnych dziewczynek, uczących się, jak prawidłowo poderżnąć komuś gardło nie chciały jej już opuścić. Etapy szkolenia zaczęły przewijać się przez jej głowę, aż w końcu wypatrzyła i jego. Nie górował nad nikim wzrostem, ani posturą, ale nie dało się go nie zauważyć. Zawsze cichy, zawsze skupiony na zadaniu i zawsze śmiertelnie skuteczny.

Kim jesteś?
Co wiesz o Zimowym Żołnierzu?
Co się stało z waszą bazą?

Zero odpowiedzi, zero informacji, pierwsze dostrzeżone załamanie, trzeci złamany palec, trzeci wrzask.

Przerażał ją prawie tak samo mocno, jak jej imponował. Miała w swoim życiu okazje, żeby kilka razy się z nim zmierzyć, z każdej potyczki wynosiła nie tylko niemożliwą do zliczenia ilość siniaków, ale i wiedzę. Wtedy też zaczęła się nim interesować, jednak Zimowy Żołnierz był tajemnicą nawet dla najlepszych szpiegów. Dopiero gdy dowiedziała się kim tak naprawdę był, zaczęła szperać w plikach tym razem mogąc już użyć jego prawdziwych danych osobowych. Przed wręczeniem Steve'owi teczki opisanej >>Джеймс Бьюкенен „Баки" Барнс<<, usunęła z niej część zawartości. Nie dlatego, że miała coś do ukrycia, tym razem zrobiła to głównie ze względu na Rogersa. Przede wszystkim dlatego, że w kartotece dokładnie zostało zaznaczone kiedy Zimowy Żołnierz stał się zdatny do wysyłania na misje. A był to sześćdziesiąty ósmy co oznaczało, że żeby złamać Barnesa ludzie Zoli potrzebowali aż dwudziestu pięciu lat. Dwudziestu pięciu lat łamania jego osobowości, znała te metody i nie miała pojęcia czy z prawdziwego Bucky'ego zostało jeszcze cokolwiek.

Kim jesteś?
Co wiesz o Zimowym Żołnierzu?
Co się stało z waszą bazą?

Długopis został podniesiony. Pierwsza odpowiedź, pierwsza informacja, czwarty złamany palec i głośne, rzężące łkanie.

Rzadko kiedy coś potrafiło ją zdziwić, jednak historia Zimowego Żołnierza nią wstrząsnęła. To co zrobił mu Zola w austriackim forcie HYDRY, który znajdował się w Kreischbergu było zbliżone do sposobu w jaki skasowali jej poprzednią osobowość. Jednak w czterdziestym trzecim nikt nie dysponował choć w połowie, tak zaawansowanym sprzętem, jak wtedy gdy ona trafiła do projektu Czarna Wdowa. Nataszy ciężko było uwierzyć, że Barnes wrócił potem do akcji, ba!, stał się jednym z najsilniejszych członków Howling Commando, bo powinien mieć przecież mózg zamieniony w papkę. Według papierów, po tym jak Barnes spadł z pociągu, odnalazł go oddział rosyjskiego generała, Vasily Karpova, który to właśnie nakazał przerobić go na Zimowego Żołnierza i wykorzystać podczas zimnej wojny. Nie posiadała pełnej listy morderstw, jednak liczba przekraczała pół setki. Gdy KGB upadło, jej wszystkie ośrodki przejęła HYDRA, z którą Karpov przez cały czas konfliktu z Amerykanami współpracował i wtedy też Bucky trafił ponownie w jej łapy. Nigdy nie było wolny, nigdy tak naprawdę się nie wyzwolił.

Kim jesteś?
Co wiesz o Zimowym Żołnierzu?
Co się stało z waszą bazą?

Zeznania, informacje. Odłożyła jego lewą dłoń, nie został w niej żaden sprawny palec.

Czarna Wdowa w jej wnętrzu westchnęła smutno, miała nadzieje na dłuższą zabawę, ale w końcu posłusznie schowała się za ścianę. Natasza podniosła się i posłała swoim towarzyszom lekki uśmiech; zarówno Falcon i Steve, mieli odmalowane na twarzy przerażenie.

- Przypomnij mi tę sytuację, jeśli kiedykolwiek spróbuję być dla ciebie wredny – mruknął Sam, rozmasowując swój kark.

- Ruszamy? – zapytała, strzelając kostkami, co sprawiło, że Falcon się skrzywił. Steve pokiwał głową, a następnie podszedł do młodego żołnierza. Złapał go za kołnierz i zaczął ciągnąć w kierunku ich samochodu.

- Nadamy sygnał, ktoś z S.H.I.E.L.D powinien się po niego zgłosić.

Natasza przytaknęła i ruszyła spokojnym krokiem dalej rozmyślając. Nie potrafiła wyrzucić z głowy jednej myśli, jednego zdania, które kończyło raport Karpova:
 
Amerykanie i Niemcy mają Superżołnierzy, swoją tajną broń... Ale my, Rosjanie, nie mamy nic, prócz naszej zimy.".

niedziela, 10 lipca 2016

Ciasto ze śliwkami cz.6


Śliwki.

Pierwszym co zwróciło jego uwagę, po tym jak się ocknął było skrzypienie śniegu. Od razu spróbował się zerwać do siadu, ale był związany. W ułamku sekund ogarnęła go panika, coś czego nie odczuwał od wielu lat, program Zimowego Żołnierza na to po prostu nie pozwalał. Wziął kilka głębokich wdechów i spróbował ogarnąć sytuacje. Znajdował się w ciągłym ruchu, nad sobą widział zamazane kształty gałęzi drzew i lekki prześwit nieba – zmierzchało. Cały czas czuł się osłabiony, ale, co dziwne nie był zmarznięty. Podjął próbę, żeby unieść głowę i dopiero wtedy zobaczył, że jest owinięty czymś w rodzaju śpiwora, który został przypięty do tego na czym leżał. Nie był przywiązany, a zabezpieczony przed możliwością spadnięcia. Zaczął szukać wzrokiem Steve’a, ale nie mógł nigdzie dostrzec chłopca. Po kilku chwilach miał już całkiem dobry obraz sytuacji, jechał na jakiś sankach, nie widział co prawda kto go ciągnie, przez ilość ubrań, które ten ktoś miał na sobie i zagłuszony sunięciem sanek chód, nie był w stanie ocenić czy to mężczyzna czy kobieta. Chciał coś powiedzieć, może nawet zawołać tę osobę, ale chwilę później znowu odpłynął w zachęcająco otwarte ramiona niebytu.

***

Ostrze noża było wycelowane w jej kręgi szyjne, wystarczyło jedno, pewne pchnięcie – przerwany rdzeń kręgowy, natychmiastowa śmierć. 

- Czyli chcesz wrócić do domu, tak? Do przyjaciół?

Zamarł, ale nie opuścił ostrza. Jakby bez jego woli, a przynajmniej wbrew odruchom Zimowego Żołnierza z jego ust wydobył się szept.

- Nie wiem.

Opuścił ostrze i cofnął się pod ścianę. Obudził się kwadrans temu i z tego co zdążył pojąć, to znalazła go tutejsza staruszka, zaciągnęła do domu, żeby ułożyć go na materacu pod stosem koców. Gdy się obudził i o mało co jej nie zabił, bardziej ze strachu niż z powodu złego przeczucia, ta zaciągnęła go z uśmiechem do kuchni i kazała poczekać na jedzenie. Zaczynał się poważnie zastanawiać czy kobieta jest aby na pewno stabilna psychicznie, ale przerwała mu sama staruszka, która odwróciła się do niego z zatroskanym uśmiechem, w dłoniach trzymała miskę parującej zupy. Postawiła ją na stole i gestem poprosiła Bucky’ego, żeby się do niej zbliżył. Zimowy Żołnierz bardzo powoli, wciąż obserwując kobietę podszedł do jedzenia, które automatycznie powąchał. Ku jego zaskoczeniu wydało mu się normalne. Ostrożnie włożył do ust pierwszą łyżkę i w oka mgnieniu pochłonął całą zawartość miski. Staruszka zaśmiała się, był to bardzo sympatyczny śmiech, a następnie nałożyła mu dokładkę. I kolejną. I jeszcze dwie. Podczas gdy Zimowy Żołnierz jadł ona zajęła się myciem czegoś w zlewie. Mówiła do niego cichym spokojnym głosem. Bucky nie skupił się nawet na słowach, po prostu chłonął ton, tak inny od tego, którym zwykli mówić do niego w HYDRze. Gdy staruszka skończyła myć, jak się okazało były to owoce, podała mu miskę pełną śliwek. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, ale przyjął naczynie.

- Śliwki poprawiają pamięć i koncentrację – powiedziała uśmiechając się do niego serdecznie – Choć myślę, że będziesz musiał zjeść więcej niż te tutaj, żeby przypomnieć sobie to wszystko o czym zapomniałeś.

Zimowy Żołnierz podziękował kobiecie skinieniem głowy i zaczął pałaszować owoce, stwierdzając, że to najcudowniejsza rzecz jaką w życiu jadł.

Staruszka zniknęła z pola widzenia, a on, kompletnie pochłonięty przez zajadanie się śliwkami zauważył to dopiero po kilku chwilach. Przerażony podniósł się bezszelestnie z krzesła i ruszył do salonu kobiety, ale ta oglądała jakiś teleturniej, w dłoniach wykręconych artretyzmem błyskały druty, którymi staruszka dziergała sweter. Tuż obok niej siedział Stevie rysując coś zaciekle w swoim szkicowniku. Gdy Buck wszedł do salonu z miską śliwek, chłopak podniósł głowę i spojrzał na niego z uśmiechem. 

Jest cudowna, prawda?

Dopiero teraz zauważył, że w porównaniu do staruszki jest jakby o wiele mniej materialny, lekko przezroczysty. Zimowy Żołnierz może i spróbowałby zakwestionować swoją poczytalność, ale czy miałoby to jakikolwiek sens? Jak można być normalnym po prawie siedemdziesięciu latach prania mózgu elektrowstrząsami? Usiadł na fotelu, staruszka spojrzała na niego znad swetra i posłała mu lekki uśmiech.

- Dlaczego mi pani pomogła? – zapytał, bo naprawdę był tym zaintrygowany. Kobieta odłożyła robótkę ręczną na bok i przyjrzała się mu dokładniej.

- Nie zostawia się ludzi w lesie, żeby zamarzli i zostali pożarci przez wilki, mój drogi.

Dopiero teraz zauważył, że wciąż rozmawiali po rosyjsku, a był pewien, że wciąż znajdował się w Rumunii, więc płynnie przeszedł na ten dialekt. Znał ten język bardzo dobrze, był to pewien wymóg dla każdego z Zimowych Żołnierzy.

- I co teraz?

- Co masz na myśli?

- Zadzwoni pani na policję? Zgłosi moje pojawienie się?

Kobieta pokręciła głową. 

- Dam ci ubrania mojego syna i trochę jedzenia, a potem cię wypuszczę – wzruszyła ramionami, po chwili poprawiła zsuwające się z nosa okulary. Bucky siedział próbując znaleźć haczyk – Ale miałabym jedną prośbę.

- Tak?

- Mógłbyś naprawić mi drzwiczki od szafki w kuchni? Mój syn miał to zrobić już rok temu, ale ciągle o tym zapomina. 

***

Kiedy opuścił staruszkę miał na sobie nowe, nie rzucające się w oczy, tak jak jego kombinezon Zimowego Żołnierza, ubrania. Jego plecak był wypełniony po brzegi, między innymi jedzeniem i zapasowymi częściami garderoby, dostał nawet sweter w paskudnym buraczkowym kolorze, ale był pewien, że od dziś będzie to jego ulubione ubranie. 

Masz nowe ulubione rzeczy Buck.

Mężczyzna skinął głową, bo Stevie miał rację. Zaczynało do niego dochodzić, że nie jest już ani Jamesem Barnesem, ani Zimowym Żołnierzem, tylko wypadkową, kimś pomiędzy tymi dwoma osobami. Wiedział też, że żeby poznać lepiej dzisiejszego siebie powinien znać dobrze pozostałych dwóch. Dlatego też główną zawartością jego plecaka były zeszyty i notatniki, które dostał od staruszki. Gdy tylko coś sobie przypomniał zatrzymywał się, żeby to sobie zapisać. Nieważne czy wspomnienie pochodziło od Jamesa, Zimowego Żołnierza, czy było dobre, czy złe. Wędrował, a jego plecak wypełniał się zbiorami jego poszatkowanych wspomnień. Zapisywał wszystko co tylko był w stanie sobie przypomnieć. Starał się układać te odłamki chronologicznie, ale wychodziła mu z nich mozaika potłuczonych wspomnień. Przypominało to trochę Alzheimera, a Buck zapisywał wszystko, panicznie bojąc się utracić znowu wspomnienia. Był cały czas gotowy, że gdyby cokolwiek się stało mógłby uciec mając ze sobą tylko ten plecak. Te notatki była dla niego bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze, mimo tego, że nie wszystko co zawierały było dobre.