Następnego dnia Hux pojawił się
przed szkołą zadziwiająco wcześnie, co ostatnimi czasy mu się nie zdarzało,
ponieważ zwykle zarywał noce na naukę i potem wpadał do klasy na ostatnią
chwilę. Dodatkowego stresu dostarczała mu sytuacja z Kylo, dlatego bardzo był
rad, że chociaż raz w tym miesiącu będzie na czas i jakoś odbuduje się w oczach
nauczycieli. Ta myśl została brutalnie zrzucona z klifu, gdy jakaś tajemnicza
siła pociągnęła go za ramię i wciągnęła w pobliskie krzaki. Armitage Hux
zniknął ze szkolnego dziedzińca, jakby nigdy nie istniał.
- Co jest kurwa?! - warknął tylko do swojego oprawcy, jednak szybko
okazało się, że to mógł być tylko jeden wariat, który wymyśliłby taką akcję. -
Kylo?! Co ty wyrabiasz?
Kylo wyglądał jak
duch. Jak tylko go wciągnął w krzaki, od razu go objął i mruknął:
- Nie umiem tam wejść.
Hux westchnął i
oddał uścisk. Mimo wszystko cieszył się, że widzi Kylo poza domem.
- Więc postanowiłeś zostać w krzakach?
Ren odsunął Huxa
od siebie, bo nagle zrozumiał jak głupio to wygląda.
- No w sumie tak…
Korzystając z
okazji, że byli teraz ukryci, Hux pocałował Kylo w czoło i chwycił go za rękę.
- Chodź - powiedział.
Ren niemal pokornie dał się
wyprowadzić z krzaków i prowadzić pod samiutkie drzwi wejściowe do szkoły. Tuż
przed nimi chciał poluźnić uścisk ich dłoni, ale Hux trzymał go mocno. Spojrzał
na niego pytająco.
- Powiedziałem ci, że cię nie odstąpię o krok. Nie boimy się ich. Mam
takie samo prawo, by cię trzymać za rękę jak każdy - powiedział.
Kylo przełknął
głośno ślinę, ale wzmocnił uścisk. Póki był z Huxem, nic nie mogło mu się stać.
Armitage otworzył drzwi wejściowe
i razem weszli na szkolny przedsionek. W tłumie uczniów śpieszących się do
klasy mało kto zwracał na nich uwagę, ale gdy już to robił, trzymał na nich
wzrok o te kilka sekund za dużo. Ludzie interesowali się gdzie zniknął Ren, a
teraz gdy wrócił do szkoły z plastrami na pół twarzy i trzymając Armitage’a za
rękę, każdy mógł się zdziwić. Coś głęboko w Huxie mówiło mu, że to zły pomysł,
że nie warto, bo tylko pogarsza całą tę sytuację. Ale on nie chciał tego
słuchać. Ruszył więc w stronę schodów, pierwszą lekcję, literaturę, mieli na
piętrze.
Mijali uczniów i nauczycieli na
wąskich schodach, zaczynały się pierwsze szepty. Jednak ta druga, ciepła dłoń w
jego dłoni, dodawała mu pewności siebie i miał nadzieję, że Kylo też to czuje.
Już prawie byli pod klasą, gdy
usłyszeli Damerona.
- Hej, Kylo, wróciłeś do szkoł… - Poe nagle urwał patrząc na ich złączone
dłonie.
Hux mimowolnie
przestawił się na tryb obronny.
- Jeżeli masz zamiar palnąć coś głupiego, to…
- Wow, tego się nie spodziewałem - zupełnie zignorował Huxa. - Wydawało mi
się, że to ty miałeś wypadek, Kylo, a to Huxowi się w głowie poprzestawiało. Na
lepsze.
I uśmiechnął się
do nich, całkiem serdecznie, jak na Damerona. Hux nie wiedział, co powiedzieć.
Poe natomiast objął ich obu, uścisnął i poklepał kumpelsko po plecach, po czym
odszedł pod klasę, jak gdyby nigdy nic.
Hux stał jak
wryty. To nie była reakcja, której się spodziewał.
Kylo ścisnął jego
dłoń, wyrywając go z transu.
- Czy to, co się stało, stało się naprawdę, czy to tylko moje halucynacje
ze stresu?
- Nie mam pojęcia - odparł.
Z odrętwienia wyrwał ich dzwonek,
który w tej chwili zadzwonił tuż nad ich głowami. Zaraz po tym przyszła
nauczycielka i otworzyła klasę. Hux puścił rękę Rena dopiero, gdy usiedli w
ławce.
Kylo odetchnął głęboko.
Literatura była jego ulubionym przedmiotem i nic nie mogło go na niej wybić z
równowagi. Szczególnie, że przez okres leżenia w szpitalu przeczytał wiele
książek do olimpiady, był do przodu. A dziś mieli omawiać “Dziady” Mickiewicza.
No nie mogło być lepiej.
Wyjął zeszyt i
zapisał temat, czując jak wstępują w niego nowe siły. Zerknął na Huxa i uśmiechnął
się do niego lekko.
- Co? - zapytał Hux, odsyłając uśmiech.
- Może nie będzie aż tak źle? Przynajmniej do matmy.
Matematykę mieli na trzeciej
lekcji. Snoke nie ukrywała swojego zaskoczenia, gdy zobaczyła Kylo
przemykającego do ławki pod oknem jak najdalej od jej biurka. Między drugą a
trzecią lekcją była tylko pięciominutowa przerwa, więc nikt nawet nie siedział
na korytarzu, bo to był idealny czas, by przejść przez szkołę i zmienić klasę,
a przy dobrych wiatrach zjeść po drodze kanapkę. Kylo jednak nie umiał
przełknąć nic, nawet śliny, bo ze stresu zaschło mu w ustach.
Po dzwonku od razu zaczęła się
lekcja, której tematem ciągle była geometria. Kylo posłusznie rysował w
zeszycie każdy trójkąt, trapez i inne wymyślne figury. Minęło pół lekcji, gdy
padły słowa, których już nie spodziewał się w tej godzinie usłyszeć.
- Solo, do tablicy, zadanie numer 26.
Panika.
Ren czuł jak nogi
odmawiają mu posłuszeństwa, nie potrafił wstać. Obawiał się tego, znów zaczną
się drwiny, a on nie czuł się nie siłach, żeby je zbijać. Czy to argumentem,
czy to pięścią.
Podniósł się, a chwila, gdy
przechodził od ławki do tablicy trwała dla niego całą wieczność. Odwrócił się
tylko na sekundę, zobaczył pokrzepiający uśmiech Huxa oraz wyszczerzonego Poe,
który trzymał oba kciuki w górę. Wziął głęboki oddech i zaczął rozwiązywać
zadanie.
Hux uważnie obserwował ślady
kredy na tablicy. Zadanie było dość skomplikowane, chociaż podobne do tych,
które przerobili razem. Po chwili jednak tablica zapełniała się działaniami i
rysunkami, równaniem delty. Hux z wrażenia przestał notować. Kylo bez ani
jednego błędu rozwiązał zadanie.
Kreda dźwięcznie upadła na
metalową półeczkę. Kylo otrzepał dłonie z kredy i odwrócił się do Snoke,
czekając na opinię. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Snoke zerknęła na
tablicę, mrużąc oczy, po czym spojrzała na Kylo i powiedziała sucho:
- Dobrze, siadaj. - I wpisała mu plus do dziennika.
Kylo wrócił do
ławki, cała klasa obracała za nim głowy, byli w szoku. Usiadł koło Huxa,
patrząc się dalej przed siebie, w końcu wypuścił powietrze szepcząc do Huxa:
- O chuj.
- Szczerze? Nie miałem pojęcia jak, zrobić to zadanie. Może teraz ty
będziesz mnie uczył, co? - uśmiechnął się Hux.
Pod ławką złapał
Kylo za rękę. Był z niego dumny.
Ren wyszczerzył
się szeroko i oddał uścisk. Naprawdę powoli zaczynał wierzyć w to, że będzie
lepiej.
Ren nie spodziewał się, że Hux
będzie cały dzień trzymał go za dłoń. Mimo wszystkich szeptów, czuł się całkiem
stabilnie.
Schodzili właśnie po schodach z
ostatniego piętra. Mieli tam historię, dalej z drugą klasą. Jeszcze półtora
miesiąca temu, na samą myśl o lekcji z Rey, Kylo musiałby zagryźć policzek od
środka. Teraz w ogóle się tym nie przejmował.
Nagle wpadł na nich jakiś
chłopak, niższy od Kylo o głowę, w wyrazie jego twarzy było coś gadziego.
Prawdopodobnie był z pierwszej klasy liceum. Chłopak odbił się od nich, po czym
zlustrował ich poirytowanym wzrokiem.
- O, to ty - powiedział do Kylo nagle, lekko zdziwiony. Jego spojrzenie
powędrowało na ich dłonie. - Nie wiedziałem, że jesteś pedałem.
Na dźwięk tego
słowa wszystko się w Huxie zagotowało. Wiedział, że ujawniając się całej szkole
musiał liczyć się z ryzykiem wyzwisk, jednak zabolało i tak, i przyszło
znienacka od kogoś, kogo pierwszy raz widział na oczy. Puścił rękę Kylo i
zacisnął w pięść, jednak nim zdążył zareagować, nagle na ramieniu
chłopaka pojawiła się blada dłoń ze srebrnymi pierścionkami, a pierwszak runął
ze schodów. Nie było to jakoś bardzo wysoko, zaledwie sześć-siedem stopni, ale
upadek musiał być bolesny.
Tuż przed Kylo i Armitagem
stanęła Phasma, rażąc ich po oczach holograficzną kurtką. Teraz była odwrócona
twarzą do pierwszaka, ale czuli bijącą od niej furię.
- Nie wiedziałam, że będziesz od jutra chodzić o kulach - powiedziała i
odwróciła się do nich. Grzywka opadła jej na lewe oko, dmuchnęła w nią,
aby opadła na bok. - Idziemy chłopcy, robimy korek. - Minęła ich, otrzepując
dłonie jakby z niewidzialnego kurzu homofobii.
Hux poluźnił zaciśnięte dłonie i
posłał Kylo zdziwione spojrzenie, po czym, mimo tego, że ich sala była
kompletnie w drugą stronę, obaj ruszyli za dziewczyną.
- Dzięki, Phas, ale wiesz, że poradziłbym sobie z nim - powiedział za nią
Armitage.
- Wiem, ale zawsze chciałam kogoś zepchnąć ze schodów. - Wzruszyła
ramionami.
Kylo się roześmiał,
po czym zbili z Phasmą żółwika.
- Jakby ktoś miał jeszcze z wami problem, to możecie wołać.
- I vice versa - mruknął Kylo, nie potrafiąc już zmyć uśmiechu z twarzy.
Tak, śmiał się z krzywdy innej
osoby, ale była to reakcja na cały ten lęk i strach, który się w nim zebrał.
Wszystko nagle zaczęło z niego schodzić, a on po raz pierwszy - nie od wyjścia
ze szpitala, wypadku, początku liceum czy wywalenia z akademii wujka, a od
kiedy pamiętał - poczuł się po prostu lekko.