...

środa, 26 grudnia 2018

Antudotum na niepokój cz. 59


Następnego dnia Hux pojawił się przed szkołą zadziwiająco wcześnie, co ostatnimi czasy mu się nie zdarzało, ponieważ zwykle zarywał noce na naukę i potem wpadał do klasy na ostatnią chwilę. Dodatkowego stresu dostarczała mu sytuacja z Kylo, dlatego bardzo był rad, że chociaż raz w tym miesiącu będzie na czas i jakoś odbuduje się w oczach nauczycieli. Ta myśl została brutalnie zrzucona z klifu, gdy jakaś tajemnicza siła pociągnęła go za ramię i wciągnęła w pobliskie krzaki. Armitage Hux zniknął ze szkolnego dziedzińca, jakby nigdy nie istniał.
- Co jest kurwa?! - warknął tylko do swojego oprawcy, jednak szybko okazało się, że to mógł być tylko jeden wariat, który wymyśliłby taką akcję. - Kylo?! Co ty wyrabiasz?
Kylo wyglądał jak duch. Jak tylko go wciągnął w krzaki, od razu go objął i mruknął:
- Nie umiem tam wejść.
Hux westchnął i oddał uścisk. Mimo wszystko cieszył się, że widzi Kylo poza domem.
- Więc postanowiłeś zostać w krzakach?
Ren odsunął Huxa od siebie, bo nagle zrozumiał jak głupio to wygląda.
- No w sumie tak…
Korzystając z okazji, że byli teraz ukryci, Hux pocałował Kylo w czoło i chwycił go za rękę.
- Chodź - powiedział.
Ren niemal pokornie dał się wyprowadzić z krzaków i prowadzić pod samiutkie drzwi wejściowe do szkoły. Tuż przed nimi chciał poluźnić uścisk ich dłoni, ale Hux trzymał go mocno. Spojrzał na niego pytająco.
- Powiedziałem ci, że cię nie odstąpię o krok. Nie boimy się ich. Mam takie samo prawo, by cię trzymać za rękę jak każdy - powiedział.
Kylo przełknął głośno ślinę, ale wzmocnił uścisk. Póki był z Huxem, nic nie mogło mu się stać.
Armitage otworzył drzwi wejściowe i razem weszli na szkolny przedsionek. W tłumie uczniów śpieszących się do klasy mało kto zwracał na nich uwagę, ale gdy już to robił, trzymał na nich wzrok o te kilka sekund za dużo. Ludzie interesowali się gdzie zniknął Ren, a teraz gdy wrócił do szkoły z plastrami na pół twarzy i trzymając Armitage’a za rękę, każdy mógł się zdziwić. Coś głęboko w Huxie mówiło mu, że to zły pomysł, że nie warto, bo tylko pogarsza całą tę sytuację. Ale on nie chciał tego słuchać. Ruszył więc w stronę schodów, pierwszą lekcję, literaturę, mieli na piętrze.
Mijali uczniów i nauczycieli na wąskich schodach, zaczynały się pierwsze szepty. Jednak ta druga, ciepła dłoń w jego dłoni, dodawała mu pewności siebie i miał nadzieję, że Kylo też to czuje.
Już prawie byli pod klasą, gdy usłyszeli Damerona.
- Hej, Kylo, wróciłeś do szkoł… - Poe nagle urwał patrząc na ich złączone dłonie.
Hux mimowolnie przestawił się na tryb obronny.
- Jeżeli masz zamiar palnąć coś głupiego, to…
- Wow, tego się nie spodziewałem - zupełnie zignorował Huxa. - Wydawało mi się, że to ty miałeś wypadek, Kylo, a to Huxowi się w głowie poprzestawiało. Na lepsze.
I uśmiechnął się do nich, całkiem serdecznie, jak na Damerona. Hux nie wiedział, co powiedzieć. Poe natomiast objął ich obu, uścisnął i poklepał kumpelsko po plecach, po czym odszedł pod klasę, jak gdyby nigdy nic.
Hux stał jak wryty. To nie była reakcja, której się spodziewał.
Kylo ścisnął jego dłoń, wyrywając go z transu.
- Czy to, co się stało, stało się naprawdę, czy to tylko moje halucynacje ze stresu?
- Nie mam pojęcia - odparł.
Z odrętwienia wyrwał ich dzwonek, który w tej chwili zadzwonił tuż nad ich głowami. Zaraz po tym przyszła nauczycielka i otworzyła klasę. Hux puścił rękę Rena dopiero, gdy usiedli w ławce.
Kylo odetchnął głęboko. Literatura była jego ulubionym przedmiotem i nic nie mogło go na niej wybić z równowagi. Szczególnie, że przez okres leżenia w szpitalu przeczytał wiele książek do olimpiady, był do przodu. A dziś mieli omawiać “Dziady” Mickiewicza. No nie mogło być lepiej.
Wyjął zeszyt i zapisał temat, czując jak wstępują w niego nowe siły. Zerknął na Huxa i uśmiechnął się do niego lekko.
- Co?  - zapytał Hux, odsyłając uśmiech.
- Może nie będzie aż tak źle? Przynajmniej do matmy.

Matematykę mieli na trzeciej lekcji. Snoke nie ukrywała swojego zaskoczenia, gdy zobaczyła Kylo przemykającego do ławki pod oknem jak najdalej od jej biurka. Między drugą a trzecią lekcją była tylko pięciominutowa przerwa, więc nikt nawet nie siedział na korytarzu, bo to był idealny czas, by przejść przez szkołę i zmienić klasę, a przy dobrych wiatrach zjeść po drodze kanapkę. Kylo jednak nie umiał przełknąć nic, nawet śliny, bo ze stresu zaschło mu w ustach.
Po dzwonku od razu zaczęła się lekcja, której tematem ciągle była geometria. Kylo posłusznie rysował w zeszycie każdy trójkąt, trapez i inne wymyślne figury. Minęło pół lekcji, gdy padły słowa, których już nie spodziewał się w tej godzinie usłyszeć.
- Solo, do tablicy, zadanie numer 26.
Panika.
Ren czuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, nie potrafił wstać. Obawiał się tego, znów zaczną się drwiny, a on nie czuł się nie siłach, żeby je zbijać. Czy to argumentem, czy to pięścią.
Podniósł się, a chwila, gdy przechodził od ławki do tablicy trwała dla niego całą wieczność. Odwrócił się tylko na sekundę, zobaczył pokrzepiający uśmiech Huxa oraz wyszczerzonego Poe, który trzymał oba kciuki w górę. Wziął głęboki oddech i zaczął rozwiązywać zadanie.
Hux uważnie obserwował ślady kredy na tablicy. Zadanie było dość skomplikowane, chociaż podobne do tych, które przerobili razem. Po chwili jednak tablica zapełniała się działaniami i rysunkami, równaniem delty. Hux z wrażenia przestał notować. Kylo bez ani jednego błędu rozwiązał zadanie.
Kreda dźwięcznie upadła na metalową półeczkę. Kylo otrzepał dłonie z kredy i odwrócił się do Snoke, czekając na opinię. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Snoke zerknęła na tablicę, mrużąc oczy, po czym spojrzała na Kylo i powiedziała sucho:
- Dobrze, siadaj. - I wpisała mu plus do dziennika.
Kylo wrócił do ławki, cała klasa obracała za nim głowy, byli w szoku. Usiadł koło Huxa, patrząc się dalej przed siebie, w końcu wypuścił powietrze szepcząc do Huxa:
- O chuj.
- Szczerze? Nie miałem pojęcia jak, zrobić to zadanie. Może teraz ty będziesz mnie uczył, co? - uśmiechnął się Hux.
Pod ławką złapał Kylo za rękę. Był z niego dumny.
Ren wyszczerzył się szeroko i oddał uścisk. Naprawdę powoli zaczynał wierzyć w to, że będzie lepiej.

Ren nie spodziewał się, że Hux będzie cały dzień trzymał go za dłoń. Mimo wszystkich szeptów, czuł się całkiem stabilnie.
Schodzili właśnie po schodach z ostatniego piętra. Mieli tam historię, dalej z drugą klasą. Jeszcze półtora miesiąca temu, na samą myśl o lekcji z Rey, Kylo musiałby zagryźć policzek od środka. Teraz w ogóle się tym nie przejmował.
Nagle wpadł na nich jakiś chłopak, niższy od Kylo o głowę, w wyrazie jego twarzy było coś gadziego. Prawdopodobnie był z pierwszej klasy liceum. Chłopak odbił się od nich, po czym zlustrował ich poirytowanym wzrokiem.
- O, to ty - powiedział do Kylo nagle, lekko zdziwiony. Jego spojrzenie powędrowało na ich dłonie. - Nie wiedziałem, że jesteś pedałem.
Na dźwięk tego słowa wszystko się w Huxie zagotowało. Wiedział, że ujawniając się całej szkole musiał liczyć się z ryzykiem wyzwisk, jednak zabolało i tak, i przyszło znienacka od kogoś, kogo pierwszy raz widział na oczy. Puścił rękę Kylo i zacisnął w pięść, jednak  nim zdążył zareagować, nagle na ramieniu chłopaka pojawiła się blada dłoń ze srebrnymi pierścionkami, a pierwszak runął ze schodów. Nie było to jakoś bardzo wysoko, zaledwie sześć-siedem stopni, ale upadek musiał być bolesny.
Tuż przed Kylo i Armitagem stanęła Phasma, rażąc ich po oczach holograficzną kurtką. Teraz była odwrócona twarzą do pierwszaka, ale czuli bijącą od niej furię.
- Nie wiedziałam, że będziesz od jutra chodzić o kulach - powiedziała i  odwróciła się do nich. Grzywka opadła jej na lewe oko, dmuchnęła w nią, aby opadła na bok. - Idziemy chłopcy, robimy korek. - Minęła ich, otrzepując dłonie jakby z niewidzialnego kurzu homofobii.
Hux poluźnił zaciśnięte dłonie i posłał Kylo zdziwione spojrzenie, po czym, mimo tego, że ich sala była kompletnie w drugą stronę,  obaj ruszyli za dziewczyną.
- Dzięki, Phas, ale wiesz, że poradziłbym sobie z nim - powiedział za nią Armitage.
- Wiem, ale zawsze chciałam kogoś zepchnąć ze schodów. - Wzruszyła ramionami.
Kylo się roześmiał, po czym zbili z Phasmą żółwika.
- Jakby ktoś miał jeszcze z wami problem, to możecie wołać.
- I vice versa - mruknął Kylo, nie potrafiąc już zmyć uśmiechu z twarzy.
Tak, śmiał się z krzywdy innej osoby, ale była to reakcja na cały ten lęk i strach, który się w nim zebrał. Wszystko nagle zaczęło z niego schodzić, a on po raz pierwszy - nie od wyjścia ze szpitala, wypadku, początku liceum czy wywalenia z akademii wujka, a od kiedy pamiętał - poczuł się po prostu lekko.

piątek, 14 grudnia 2018

Krwawy witraż


Ostrze nacięło skórę na gardle i gdyby Kapitan Ameryka choć drgnął, zmiażdżyłby mu grdykę jednym ruchem. W półmroku krawędzie traciły swoją ostrość, ale nóż przecież nie mógł zostać stępiony przez światło. Nie mogła też zapanować głucha, chłodna cisza, gdy jego serce biło, gdy słyszał ten cichy oddech. Spokojny. Spojrzał mu w oczy i ujrzał szpital dla swojej duszy.
Niemal odskoczył, uświadamiając sobie, że są w ich pokoju, że leżą na ich łóżku, że spali w najlepsze po trudnej misji.
I wtedy ponownie zrozumiał, że lodu z serca nie pozbywa się tak łatwo jak w baśniach.
- Bucky?
Barnes chciał dotknąć jego szyi, zatamować krew, ale bał się, czy jego ramię nie zaciśnie się na niej, dusząc jedyny sens jego życia. Skulił się w sobie, zamknął w zimnej klatce najeżonej odłamkami własnej psychiki.
- Я сожалею – szepnął i aż zachłystnął się własnymi słowami.
Program Zimowego Żołnierza nie chciał go puścić, uwiesił się na jego życiu i ciągnął w dół, ku kompletnej dekonstrukcji jego ledwo co odbudowanej osobowości. Na samą myśl o tym, że znów opada, bo jednak ciężko uciec, gdy zadomowiło się w tym zamarzniętym piekle, zadygotał z niewidzialnego zimna, które skuwało całą jego duszę.
- Jestem tu, Bucky. Nic mi nie jest. Nie chciałeś tego zrobić, to nie ty i ja to wiem.
Barnes przetarł twarz na wysokości oczu metalowymi palcami, zatrzymując się na dłużej na nasadzie nosa. Czuł jakby jego głowa miała zaraz eksplodować soplami lodu.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego palce są brudne od krwi, że ma ją teraz na twarzy, że dla Steve’a musi w tej chwili wyglądać jak makabryczniejsza wersja Zimowego Żołnierza.
Był nim. Jest nim. Prawdopodobnie nigdy nie wyrwie prawdziwego siebie z wewnętrznego odrętwienia. Wszystko czego chciał, posiadał przed wojną, wraz z nią odszedł spokój i bezpieczeństwo. Odebrali mu Steve’a, odebrali mu samego siebie oraz umiejętność do patrzenia w lustro bez krzyku.
Dłoń Steve’a dotknęła jego policzka, druga wytarła mu twarz z krwi. Podobno przebłysk nieba można znaleźć w każdym dniu, ale dla Barnesa dni są igraniem ze śmiercią.
Odsunął się.
- Nie udało im się. Nie złamali cię. Możesz sobie z tym poradzić…
Wyłączył się. Był bezsilny na jego dobre serce. Schodził w głąb siebie pustymi schodami. Nie bał się śmierci, umierał wiele razy, ale nie wyobrażał sobie go stracić. Ludzie naokoło odkrywali wszechświat, celowali w kosmos, a w sercach mieli pustkę, nad którą bali się zastanowić. Jego wszechświat siedział tuż przy nim, krwawiąc za jego winy.
Steve przyciągnął go do siebie, szepcząc słowa, które powinny go uspokoić, ale były tylko szumem informacyjnym.
- Złamali mnie, popękali… - mówił cicho, czuł się jakby głos mu zardzewiał.
- Wyrwałeś się im. Składasz się na nowo, a ja jestem tu przy tobie, żeby ci pomóc. Z odłamków buduje się witraże, piękne obrazy, które opowiadają historię. 
Bucky wiedział, że gdyby światło padło na jego odłamki, na posadzce pojawiłyby się jedynie martwe ciała i przerażone twarze. Jego witrażowe szybki były zrobione z krwi.
Steve położył go z powrotem, otulił kocem i przytulił mocno, ale Bucky wiedział, że nie zaśnie. Nie mógłby, jeżeli kontrola znów wyślizgnęłaby mu się z palców, jego wszechświat mógłby się utopić we własnej krwi. Potwór. Niebezpieczeństwo. Panowanie nad sobą było zupełnie poza jego zasięgiem.
Odwrócił się wpatrując się w spokojne oblicze Rogersa. Mógłby zliczać blizny, które mu zadał, rany mimo których Steve dalej mówił mu, że kocha. Barnes budził się z koszmaru, wpadając w kolejny, gorszy bo prawdziwy, a jego wszechświat za to płacił.
Bucky rozumiał, że świat miał tylko cztery strony i nie było w nich dla niego miejsca.
Lód już dawno się pod nim załamał, wpadł do martwej wody, która zalała mu płuca. A teraz musiał zrobić wszystko, aby nie wciągnąć za sobą Steve’a.

Rano łóżko było przeraźliwie zimne i puste, a Steve po raz pierwszy poczuł, że Zimowy Żołnierz rzeczywiście mu coś odebrał.

wtorek, 4 grudnia 2018

Antidotum na niepokój cz.58


Nim wrócił do szkoły, Kylo musiał pójść do psychiatry. Normalnie by się ociągał, ale Hux zaproponował, że pojedzie z nim. Tę samą propozycję złożył mu jego ojciec, więc wszyscy w trójkę pojechali do lekarza. Po rozmowie i sprawdzeniu wyników badań przeprowadzonych w szpitalu, Kylo dostał więcej leków, poza diazepamem, który miał przyjmować pod postacią relanium, pojawiły się także SSRI, które kompletnie podłamały i tak już chwiejącą się pewność Rena. Lekarz powiedział mu, że pierwszy tydzień może być ciężki i dobrze by było, żeby Kylo spędził go w domu z zaufaną osobą. Przy braniu obu tych specyfików istniało ryzyko konieczności korygowania dawki, ale lekarz uspokajał go, że to znowu nic takiego niezwykłego przy lekach poprawiających zdrowie psychiczne.
I rzeczywiście przez pierwsze dni brania leków Kylo czuł się dużo gorzej. Ostrzegano go zresztą przed tym, tak w końcu działały SSRI (pod nazwą których kryły się tajemnicze selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny). Miał więcej energii, ale nie podniosło mu się jeszcze samopoczucie, za to myśli o skończeniu własnej egzystencji pojawiały się w jego głowie nieustannie. Paradoks brania antydepresantów – coś, co ma ci pomóc się uspokoić, wejść z powrotem na ścieżkę prowadzącą do zdrowia, najpierw ciągnie cię jeszcze mocniej w ciemność.
Siedzieli w pokoju Kylo, gdzie Hux starał się przedstawić mu materiał z ostatnich trzech tygodni, w których ominął szkołę. Skupiał się na przedmiotach ścisłych, z którymi Kylo miał największy problem, a które z jakichś powodów dobrze mu szły tego dnia. Hux  leżał na biurku, popierając głowę na dłoni i obserwował Kylo.
- Radzisz sobie lepiej niż kiedy chodzisz do szkoły - odezwał się po jakimś kwadransie milczenia, gdy Kylo w skupieniu rozwiązywał zadania z geometrii.
- Nic mnie nie rozprasza - mruknął Ren, spoglądając jeszcze raz na kartę wzorów. Był tu z nim tylko Hux i Kylo nic nie mogło skrzywdzić, przynajmniej tak sobie powtarzał.
- To dobrze - powiedział, uśmiechając się lekko. Zaraz sięgnął drugą ręką i pogładził Kylo po włosach. - Ale może ja cię trochę porozpraszam, co?
Ren czuł zdradliwe ciepło i żeby nie musieć tłumaczyć się z rumieńców, nachylił się do Huxa, żeby go pocałować. Ten podniósł się z biurka i oddał pocałunek, wplatając Kylo palce we włosy.
I w momencie, gdy ich usta się spotkały, Hux poczuł jakąś niesamowitą iskrę, coś, czego nie czuł od ich pierwszego pocałunku na urodzinach Rey, gdy obaj byli pijani jak szpadle. Takiego pragnienia, które czuł w ruchach jego języka, w jego dłoni nieśmiało wędrującej do jego policzka. Wtedy Hux podniósł się ze swojego miejsca i by obu im było wygodniej, usiadł Kylo okrakiem na kolanach i całował go dalej, czując się tak pewnym siebie, jakby wcale nie był to pierwszy raz, gdy odważył się na coś tak intymnego. Miał nadzieję, że nie przestraszy tym Kylo, chociaż jego zachowanie skutecznie odganiało te myśli. Ren wsunął dłoń pod koszulkę Huxa, ten, nierozważny już w swoich ruchach, zacisnął palce na jego ramieniu. Wtedy Ren niemal agresywnie przerwał czułości, odsuwając się z sykiem.
- Przepraszam! - powiedział Hux w panice, ciągle czerwony na twarzy. - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nie przepraszaj - mruknął Kylo, ale nie potrafił ukryć grymasu bólu. Dotknął swojego ramienia. Nie poszły mu szwy, ale bolało jak diabli, prawie wyciskając mu łzy z oczu.
Hux wciąż na nim siedział, więc Ren przyciągnął go do siebie, delikatniej, choć niesamowicie podobało mu się tempo, które jeszcze przed chwilą narzucił Armitage.
Położył kciuki na jego kościach policzkowych, palce wczesał w rude kosmyki, lekko je ciągnąc. Całował jego czoło, nos, powieki i liczył piegi, żeby zapomnieć choć na chwilę o tym poprzednim pocałunku, którego nie mógł jeszcze oddać. Nie dlatego, że nie chciał, ale rana i szwy skutecznie wszystko utrudniały.
Hux zamknął oczy, dopiero teraz czuł, jak bije mu serce. Z pewnością nie prędko się to powtórzy, ale drobne pocałunki Kylo na jego twarzy też miały w sobie urok i cieszył się, że udało mu się przełamać tę barierę dotyku, jaką wypadek postawił między nimi. Właściwie to aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu tego brakowało. Położył swoją dłoń na dłoni Kylo, która obejmowała jego policzek. Otworzył oczy, spojrzał w te Kylo i szepnął:
- Kocham cię.
Ren aż zadrżał, tyle było emocji w tych dwóch krótkich słowach. Przy tym, co właśnie powiedział mu Hux, wszystkie Renowe wiersze wydały mu się nagle mało wymowne.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział kompletnie przejęty przez to uczucie, które między nimi wyrosło.
Armitage uśmiechnął się i pocałował Kylo ostatni raz, po czym położył głowę na jego zdrowym ramieniu. Czekał, aż wyrówna mu się oddech. Doszło do niego, że pierwszy raz wyznał Kylo swoje uczucia. Pierwszy raz obnażył się w ten sposób przed kimkolwiek. Ale czuł się z tym dobrze, lżej. Wiedział, że może mu ufać i że on tego właśnie potrzebuje.
- Boli cię? - zapytał po chwili.
- Już nie - głaskał go delikatnie. Hux nieustannie go zaskakiwał i Kylo właśnie zdał sobie sprawę, jak on pragnął tych słów.
Nagle Armitage zaśmiał się lekko.
- Co? - zapytał Kylo zdziwiony.
- Nic, tylko - zawahał się - tak mi się przypomniało coś. Jak mnie przytuliłeś na dachu mojego domu, wtedy głaskałeś mnie w taki sam sposób.
Ren nie panował nawet nad uśmiechem, który wkradł mu się na usta. Gładził jego plecy, ramiona, kark i czuł niesamowite szczęście.
- Chcę tak już zawsze, wiesz? - mruknął mu do ucha.
Hux poczuł, jak serce skacze mu do gardła. Czy naprawdę w końcu był gdzieś chciany?
- Tak, byłoby miło - odpowiedział nieco rozmarzonym głosem. - W jakimś innym mieście, w naszym mieszkaniu, z… - uciął, bo zdawało mu się, że zaczął brzmieć jak nie on. A wizja zbyt idealistyczna, by być prawdziwą. Jednak mówił o niej bez zastanowienia i chyba naprawdę tego chciał.
- … z Millicent? I półką na książki? Jasne ściany, symetria, ja się zajmę roślinkami, żebyś ich nie zabił.
- I z dużą kuchnią i ładną zastawą, żebyś mógł gotować te swoje cuda. I może balkon?
Uśmiechnął się. Ren podłapał jego marzenie.
- I nigdy nie będziemy tam mówić o matematyce - mruknął Kylo, patrząc z wyrzutem na notatki leżące na biurku.
Hux zaśmiał się na ten komentarz, podniósł głowę i ucałował Kylo w czoło, zanim zszedł mu z kolan.
- Wspaniałe podsumowanie - powiedział i wrócił na swoje krzesło. - Jak skończymy szkołę to przysięgam, że nigdy nie wspomnę o matmie. Ale póki co, wracamy do zadań?
- Jak spróbujesz, to cię wywalę na kanapę.
Sięgnął po kolejną kartkę z przykładami wypisanymi przez Huxa. Zaczął rozwiązywać jakieś równania, by poznać długości boków trójkąta.
- Stresujesz się? - zapytał nagle.
- Czym? - odpowiedział pytaniem Armitage.
- No olimpiadą, a czym innym - powiedział Kylo, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
Bo przecież była.
Hux opadł na oparcie krzesła.
- Już nie ma się czym stresować, to tylko etap szkolny. Mamy sprawdziany trudniejsze niż to - powiedział, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- A nie wolałbyś się uczyć jeszcze niż siedzieć tu ze mną nad zadaniami? W sumie już ogarniam te wzory, więc jeżeli masz jeszcze coś do nauki, to…
- Wyganiasz mnie? - przerwał mu Hux, pół żartem, pół serio.
Kylo prawie zerwał się z krzesła.
- Nie! Tylko… wiem, że to dla ciebie ważne - wyjaśnił, nie patrząc na niego.
Hux uśmiechnął się.
- Usiądź spokojnie. Jestem nauczony. Nic mi nie da kucie kilka godzin przed testem, wolę zająć myśli czymś innym - powiedział i spojrzał na Kylo, a ten, łącząc wątki wydarzeń sprzed chwili, znów się zaczerwienił. - Matematyką, rzecz jasna - odkaszlnął zmieszany, ale za chwile i tak ukradkiem zerknął na swojego chłopaka.
- Ja wiem, że zmieniłem imię, ale nie na tak okrutne jak matematyka.
Hux prychnął tylko i szturchnął Kylo nogą pod stołem.
- Licz zadanka, Benie Solo.
- Wiesz, Armie? W twoich ustach to nie brzmi nawet tak źle.

***

Dzień etapu szkolnego olimpiady z wiedzy o społeczeństwie był też ostatnim dniem, kiedy Kylo został w domu. Zapewniał Huxa, że trzyma kciuki, Armitage wiedział, że jeżeli olimpiada jest o dziewiątej, to Kylo jeszcze ciągle smacznie sobie śpi, ale nie mógł go winić. Leki zaczynały na niego działać, zmieniała się chemia jego mózgu, a do tego stresował się powrotem do szkoły. Poza tym etap szkolny nie powinien być jego zmartwieniem.
Z takim też nastawieniem Hux wszedł do sali, w której odbywał się test i zabrał się za rozpisywanie zagadnień prawno-ekonomicznych. Z sali wyszedł pół godziny przed końcem czasu. Był akurat środek lekcji, więc postanowił nagrodzić siebie kawą w szkolnej kawiarence i tam poczekać do dzwonka, a przy okazji napisać Kylo, że już skończył.

Ren obudził się naprawdę wypoczęty, po raz pierwszy od wielu dni. W dodatku kompletnie bez pomocy budzika. Jeszcze w piżamie poszedł do kuchni, zaparzyć sobie herbaty. Co jakiś czas zerkał na telefon, czy nie dostał wiadomości od Huxa. Wstał trochę zbyt późno, żeby do niego napisać zaraz przed olimpiadą, a teraz obawiał się pisać w trakcie egzaminu. Jeszcze by go zdyskwalifikowali, a tego by sobie nie wybaczył. Na kanapie w salonie leżał Chewie, ale Kylo nie zauważył nigdzie swojego ojca. Usiadł koło psa, który od razu położył mu pysk na kolanach, a Ren podrapał go za uchem.
Bardzo zżył się z tym zwierzakiem w ciągu ostatnich dni. Chewie nie odstępował go na krok, spał z nim, a Kylo mógł się przytulić w nocy do jego futrzanego boku, gdy zbudził go koszmar. Napił się herbaty i wtedy usłyszał dźwięk smsa.
Kylo: Nie wiem czy pytać, jak Ci poszło, bo pewnie się wynudziłeś na tych prostych pytankach.
Armitage: Nie chcę zapeszać, ale czuję, że przeszedłem.
Hux rozsiadł się na jedynej kanapie w kawiarence, szczęśliwie wolnej ze względu na porę dnia i na tyle, na ile było to możliwe, delektował się kawą za sześć złotych.
Kylo: Wyniki będą w przyszłym tygodniu, tak?
Armitage: Pewnie tak, ale szkoda, że tak długo trzeba czekać. Chociaż było dość dużo osób, więc to zrozumiałe. A w ogóle to jak się czujesz? Wrócisz jutro do szkoły?
Kylo: W sumie myślałem, żeby wrócić dopiero w przyszłym tygodniu…
Armitage: Wiesz, że im dłużej będziesz to odwlekał tym gorzej?
Kylo: Nie wiem czy może być gorzej. Już widziałem, co o mnie piszą.
Hux aż się wyprostował.
Armitage: Co piszą, kto pisze, kogo mam zabić.
Kylo: Na konwersacji klasowej, grupie, twitterze. Podobno mam nawet własny tag.
Całe ciało Huxa się spięło. Podniósł wzrok znad telefonu i zlustrował kawiarenkę, jakby winowajcy siedzieli zaraz obok. Oprócz niego, przy stoliku pod drzwiami siedziała jakaś pierwszoklasistka z książką od biologii.
Armitage: Co? To niemożliwe, skąd ktokolwiek miałby o tobie coś wiedzieć?
Kylo: Nie wiem. Pewnie się ktoś wygadał, ludzie zaczęli szukać. W końcu mój wypadek był opisany w jakichś lokalnych gazetach i na portalach internetowych. Nawet próbowali mi zrobić tutaj zdjęcie, ale Mama ich wygoniła. Mimo wszystko rozmazana fotka mojej mordy w szwach krąży po Internecie i nie oszukujmy się Hux, nie zniknie.
Armitage: Tak mi przykro, Kylo. Jestem pewien, że coś da się z tym zrobić. A nawet jeśli, to ludzie szybko zapominają.
Hux zaczął się zastanawiać, czy można zostać hakerem przez jedną noc. Wyciągnął z torby laptopa, którego zaczął ze sobą nosić od jakiegoś czasu. Otworzył facebooka, potem twittera. Przez przygotowania do olimpiady praktycznie nie korzystał z mediów społecznościowych, poza tym jego telefon z klapką także go oduczył. Jednak faktycznie, jakieś rozmazane zdjęcie Kylo krążyło po kontach znanych i nieznanych mu użytkowników. Był wściekły. Skąd ludzie w ogóle brali takie pomysły, żeby czyimś nieszczęściem nabijać sobie lajki? Nawet jeżeli Kylo nie byłby teraz jego chłopakiem, był pewien, że nie zniżyłby się do takich zachowań. Zgłosił każdy post związany z wypadkiem, na jaki natrafił i już wiedział, że to droga donikąd.
Tego po prostu było za dużo.
Kylo: Armitage? Ja się chyba po prostu boję.
W momencie odczytania wiadomości, Hux wykręcił jego numer, a gdy Kylo po chwili odebrał, powiedział od razu:
- Jestem z tobą, nie bój się. Przysięgam, że jak ktoś na ciebie chociażby spojrzy krzywo, ukręcę kark.
- Nie chcę tam iść - w głosie Kylo było słychać, że jest na skraju i zaraz się rozpłacze.
- Chcesz im dać wygrać? Kylo, jesteś silniejszy niż to. Im dłużej będziesz zwlekał z powrotem, bym bardziej ich to nakręci. Nie zostawię cię na krok - powiedział, starając się brzmieć pewnie.
- Ja myślałem, że takie rzeczy to abstrakcja, wiesz? Ściemy o złych dziennikarzach i ludziach, co się wybijają na czyjejś krzywdzie. Ja wiem, że to moja wina, nigdy nie będę wyglądał tak jak przedtem, będę wszystkich straszył na ulicy, będą szeptać, wyzywać, kpić… Ja to wszystko wiem, wiem, wiem. Ale te spekulacje o robieniu tego dla atencji, wyciąganie na wierzch historii mojej rodziny, stawianie mojej Mamy w złym świetle… Nie mam na to siły.
Hux westchnął i zamilkł na moment. Po raz pierwszy od dawna poczuł się bezsilny. W pojedynkę żaden człowiek, a już na pewno zwykły osiemnastolatek, nie pokona Internetu i dziennikarstwa. Rozejrzał się raz jeszcze po kawiarence. Dziewczyna z książką od biologii leżała teraz na stoliku z słuchawkami na uszach. Pani sklepikarka zniknęła gdzieś na zapleczu. Wziął wdech, starał się uspokoić szalejące z nerwów serce, bo nigdy nie porwał się na tak szalony czyn. Schował usta i mikrofon telefonu za dłonią i zanucił cicho:
- Po co czytasz komentarze sfrustrowanych miernot. Niech się durnie plują jadem, oszczędź sobie złego…
Po chwili ciszy usłyszał w słuchawce lekko drżący głos.
- Pierwszy raz słyszę jak śpiewasz… To najbardziej urocza rzecz jaką słyszałem. Dziękuję.
- Pewnie szybko się nie powtórzy - zaśmiał się, czując, że jego twarz nabiera rumieńców. Podciągnął nogi pod brodę, mimo, że tysiące razy zabraniano kłaść buty na kanapę. - Nie chcę, żeby działa ci się krzywda. Wiesz, w Internecie każdy jest mądry i pisze co chce, bo wie, że nic mu nie grozi. Ale w prawdziwym życiu? Ktoś musi być albo debilem, albo mną, żeby prowokować Kylo Rena. W końcu, mimo małych zmian kosmetycznych, to ciągle jesteś ty. Kto inny ma spuszczać wpierdol w tej szkole jak nie my?
Kylo zrobiło się niesamowicie ciepło na sercu po tych słowach.
- Hux?
- Tak?
- Kocham cię.
Hux niemal zsunął się kanapy na podłogę, zanim odpowiedział:
- Ja ciebie też.