Ostrze nacięło skórę na gardle i
gdyby Kapitan Ameryka choć drgnął, zmiażdżyłby mu grdykę jednym ruchem. W
półmroku krawędzie traciły swoją ostrość, ale nóż przecież nie mógł zostać
stępiony przez światło. Nie mogła też zapanować głucha, chłodna cisza, gdy jego
serce biło, gdy słyszał ten cichy oddech. Spokojny. Spojrzał mu w oczy i ujrzał
szpital dla swojej duszy.
Niemal odskoczył, uświadamiając
sobie, że są w ich pokoju, że leżą na ich łóżku, że spali w najlepsze po
trudnej misji.
I wtedy ponownie zrozumiał, że
lodu z serca nie pozbywa się tak łatwo jak w baśniach.
- Bucky?
Barnes chciał dotknąć jego szyi,
zatamować krew, ale bał się, czy jego ramię nie zaciśnie się na niej, dusząc
jedyny sens jego życia. Skulił się w sobie, zamknął w zimnej klatce najeżonej
odłamkami własnej psychiki.
- Я сожалею
– szepnął i aż zachłystnął się własnymi słowami.
Program
Zimowego Żołnierza nie chciał go puścić, uwiesił się na jego życiu i ciągnął w
dół, ku kompletnej dekonstrukcji jego ledwo co odbudowanej osobowości. Na samą
myśl o tym, że znów opada, bo jednak ciężko uciec, gdy zadomowiło się w tym zamarzniętym
piekle, zadygotał z niewidzialnego zimna, które skuwało całą jego duszę.
- Jestem
tu, Bucky. Nic mi nie jest. Nie chciałeś tego zrobić, to nie ty i ja to wiem.
Barnes
przetarł twarz na wysokości oczu metalowymi palcami, zatrzymując się na dłużej
na nasadzie nosa. Czuł jakby jego głowa miała zaraz eksplodować soplami lodu.
Dopiero po
chwili uświadomił sobie, że jego palce są brudne od krwi, że ma ją teraz na
twarzy, że dla Steve’a musi w tej chwili wyglądać jak makabryczniejsza wersja
Zimowego Żołnierza.
Był nim.
Jest nim. Prawdopodobnie nigdy nie wyrwie prawdziwego siebie z wewnętrznego
odrętwienia. Wszystko czego chciał, posiadał przed wojną, wraz z nią odszedł
spokój i bezpieczeństwo. Odebrali mu Steve’a, odebrali mu samego siebie oraz
umiejętność do patrzenia w lustro bez krzyku.
Dłoń Steve’a
dotknęła jego policzka, druga wytarła mu twarz z krwi. Podobno przebłysk nieba
można znaleźć w każdym dniu, ale dla Barnesa dni są igraniem ze śmiercią.
Odsunął
się.
- Nie udało im się. Nie złamali
cię. Możesz sobie z tym poradzić…
Wyłączył się. Był bezsilny na
jego dobre serce. Schodził w głąb siebie pustymi schodami. Nie bał się śmierci,
umierał wiele razy, ale nie wyobrażał sobie go stracić. Ludzie naokoło
odkrywali wszechświat, celowali w kosmos, a w sercach mieli pustkę, nad którą
bali się zastanowić. Jego wszechświat siedział tuż przy nim, krwawiąc za jego
winy.
Steve przyciągnął go do siebie,
szepcząc słowa, które powinny go uspokoić, ale były tylko szumem informacyjnym.
- Złamali mnie, popękali… - mówił
cicho, czuł się jakby głos mu zardzewiał.
- Wyrwałeś się im. Składasz się
na nowo, a ja jestem tu przy tobie, żeby ci pomóc. Z odłamków buduje się
witraże, piękne obrazy, które opowiadają historię.
Bucky wiedział, że gdyby światło padło na jego odłamki, na posadzce pojawiłyby się jedynie martwe ciała i przerażone twarze. Jego witrażowe szybki były zrobione z krwi.
Steve położył go z powrotem,
otulił kocem i przytulił mocno, ale Bucky wiedział, że nie zaśnie. Nie mógłby,
jeżeli kontrola znów wyślizgnęłaby mu się z palców, jego wszechświat mógłby się
utopić we własnej krwi. Potwór. Niebezpieczeństwo. Panowanie nad sobą było zupełnie
poza jego zasięgiem.
Odwrócił się wpatrując się w
spokojne oblicze Rogersa. Mógłby zliczać blizny, które mu zadał, rany mimo
których Steve dalej mówił mu, że kocha. Barnes budził się z koszmaru, wpadając w
kolejny, gorszy bo prawdziwy, a jego wszechświat za to płacił.
Bucky rozumiał, że świat miał
tylko cztery strony i nie było w nich dla niego miejsca.
Lód już dawno się pod nim
załamał, wpadł do martwej wody, która zalała mu płuca. A teraz musiał zrobić
wszystko, aby nie wciągnąć za sobą Steve’a.
Rano łóżko było przeraźliwie
zimne i puste, a Steve po raz pierwszy poczuł, że Zimowy Żołnierz rzeczywiście
mu coś odebrał.
Po wczorajszym seansie Zimowego Żołnierza dużo myślałam o Kapitanie i B., więc trafiłam na to maleństwo w idealnym momencie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to i... Jestem absolutnie zauroczona, nawet jeżeli po przeczytaniu miałam łzy w oczach.
Jest tak bardzo smutne, ale tak bardzo piękne. Sylwio, chcę więcej! <3
A.F.