Nim wrócił do szkoły, Kylo musiał
pójść do psychiatry. Normalnie by się ociągał, ale Hux zaproponował, że
pojedzie z nim. Tę samą propozycję złożył mu jego ojciec, więc wszyscy w trójkę
pojechali do lekarza. Po rozmowie i sprawdzeniu wyników badań przeprowadzonych
w szpitalu, Kylo dostał więcej leków, poza diazepamem, który miał przyjmować
pod postacią relanium, pojawiły się także SSRI, które kompletnie podłamały i
tak już chwiejącą się pewność Rena. Lekarz powiedział mu, że pierwszy tydzień
może być ciężki i dobrze by było, żeby Kylo spędził go w domu z zaufaną osobą.
Przy braniu obu tych specyfików istniało ryzyko konieczności korygowania dawki,
ale lekarz uspokajał go, że to znowu nic takiego niezwykłego przy lekach
poprawiających zdrowie psychiczne.
I rzeczywiście przez pierwsze dni
brania leków Kylo czuł się dużo gorzej. Ostrzegano go zresztą przed tym, tak w
końcu działały SSRI (pod nazwą których kryły się tajemnicze selektywne
inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny). Miał więcej energii, ale nie
podniosło mu się jeszcze samopoczucie, za to myśli o skończeniu własnej
egzystencji pojawiały się w jego głowie nieustannie. Paradoks brania
antydepresantów – coś, co ma ci pomóc się uspokoić, wejść z powrotem na ścieżkę
prowadzącą do zdrowia, najpierw ciągnie cię jeszcze mocniej w ciemność.
Siedzieli w pokoju Kylo, gdzie
Hux starał się przedstawić mu materiał z ostatnich trzech tygodni, w których
ominął szkołę. Skupiał się na przedmiotach ścisłych, z którymi Kylo miał
największy problem, a które z jakichś powodów dobrze mu szły tego dnia.
Hux leżał na biurku, popierając głowę na
dłoni i obserwował Kylo.
- Radzisz sobie lepiej niż kiedy chodzisz do szkoły - odezwał się po
jakimś kwadransie milczenia, gdy Kylo w skupieniu rozwiązywał zadania z
geometrii.
- Nic mnie nie rozprasza - mruknął Ren, spoglądając jeszcze raz na kartę
wzorów. Był tu z nim tylko Hux i Kylo nic nie mogło skrzywdzić, przynajmniej
tak sobie powtarzał.
- To dobrze - powiedział, uśmiechając się lekko. Zaraz sięgnął drugą ręką
i pogładził Kylo po włosach. - Ale może ja cię trochę porozpraszam, co?
Ren czuł
zdradliwe ciepło i żeby nie musieć tłumaczyć się z rumieńców, nachylił się do
Huxa, żeby go pocałować. Ten podniósł się z biurka i oddał pocałunek, wplatając
Kylo palce we włosy.
I w momencie, gdy ich usta się
spotkały, Hux poczuł jakąś niesamowitą iskrę, coś, czego nie czuł od ich
pierwszego pocałunku na urodzinach Rey, gdy obaj byli pijani jak szpadle.
Takiego pragnienia, które czuł w ruchach jego języka, w jego dłoni nieśmiało
wędrującej do jego policzka. Wtedy Hux podniósł się ze swojego miejsca i by obu
im było wygodniej, usiadł Kylo okrakiem na kolanach i całował go dalej, czując
się tak pewnym siebie, jakby wcale nie był to pierwszy raz, gdy odważył się na
coś tak intymnego. Miał nadzieję, że nie przestraszy tym Kylo, chociaż jego
zachowanie skutecznie odganiało te myśli. Ren wsunął dłoń pod koszulkę Huxa,
ten, nierozważny już w swoich ruchach, zacisnął palce na jego ramieniu. Wtedy
Ren niemal agresywnie przerwał czułości, odsuwając się z sykiem.
- Przepraszam! - powiedział Hux w panice, ciągle czerwony na twarzy. -
Przepraszam, poniosło mnie.
- Nie przepraszaj - mruknął Kylo, ale nie potrafił ukryć grymasu bólu.
Dotknął swojego ramienia. Nie poszły mu szwy, ale bolało jak diabli, prawie
wyciskając mu łzy z oczu.
Hux wciąż na nim siedział, więc Ren
przyciągnął go do siebie, delikatniej, choć niesamowicie podobało mu się tempo,
które jeszcze przed chwilą narzucił Armitage.
Położył kciuki na jego kościach
policzkowych, palce wczesał w rude kosmyki, lekko je ciągnąc. Całował jego
czoło, nos, powieki i liczył piegi, żeby zapomnieć choć na chwilę o tym
poprzednim pocałunku, którego nie mógł jeszcze oddać. Nie dlatego, że nie
chciał, ale rana i szwy skutecznie wszystko utrudniały.
Hux zamknął oczy, dopiero teraz
czuł, jak bije mu serce. Z pewnością nie prędko się to powtórzy, ale drobne
pocałunki Kylo na jego twarzy też miały w sobie urok i cieszył się, że udało mu
się przełamać tę barierę dotyku, jaką wypadek postawił między nimi. Właściwie
to aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu tego brakowało.
Położył swoją dłoń na dłoni Kylo, która obejmowała jego policzek. Otworzył
oczy, spojrzał w te Kylo i szepnął:
- Kocham cię.
Ren aż zadrżał,
tyle było emocji w tych dwóch krótkich słowach. Przy tym, co właśnie powiedział
mu Hux, wszystkie Renowe wiersze wydały mu się nagle mało wymowne.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział kompletnie przejęty przez to
uczucie, które między nimi wyrosło.
Armitage
uśmiechnął się i pocałował Kylo ostatni raz, po czym położył głowę na jego
zdrowym ramieniu. Czekał, aż wyrówna mu się oddech. Doszło do niego, że
pierwszy raz wyznał Kylo swoje uczucia. Pierwszy raz obnażył się w ten sposób
przed kimkolwiek. Ale czuł się z tym dobrze, lżej. Wiedział, że może mu ufać i
że on tego właśnie potrzebuje.
- Boli cię? - zapytał po chwili.
- Już nie - głaskał go delikatnie. Hux nieustannie go zaskakiwał i Kylo
właśnie zdał sobie sprawę, jak on pragnął tych słów.
Nagle Armitage zaśmiał się lekko.
- Co? - zapytał Kylo zdziwiony.
- Nic, tylko - zawahał się - tak mi się przypomniało coś. Jak mnie
przytuliłeś na dachu mojego domu, wtedy głaskałeś mnie w taki sam sposób.
Ren nie panował
nawet nad uśmiechem, który wkradł mu się na usta. Gładził jego plecy, ramiona,
kark i czuł niesamowite szczęście.
- Chcę tak już zawsze, wiesz? - mruknął mu do ucha.
Hux poczuł, jak
serce skacze mu do gardła. Czy naprawdę w końcu był gdzieś chciany?
- Tak, byłoby miło - odpowiedział nieco rozmarzonym głosem. - W jakimś
innym mieście, w naszym mieszkaniu, z… - uciął, bo zdawało mu się, że zaczął
brzmieć jak nie on. A wizja zbyt idealistyczna, by być prawdziwą. Jednak mówił
o niej bez zastanowienia i chyba naprawdę tego chciał.
- … z Millicent? I półką na książki? Jasne ściany, symetria, ja się zajmę
roślinkami, żebyś ich nie zabił.
- I z dużą kuchnią i ładną zastawą, żebyś mógł gotować te swoje cuda. I
może balkon?
Uśmiechnął się.
Ren podłapał jego marzenie.
- I nigdy nie będziemy tam mówić o matematyce - mruknął Kylo, patrząc z
wyrzutem na notatki leżące na biurku.
Hux zaśmiał się
na ten komentarz, podniósł głowę i ucałował Kylo w czoło, zanim zszedł mu z
kolan.
- Wspaniałe podsumowanie - powiedział i wrócił na swoje krzesło. - Jak
skończymy szkołę to przysięgam, że nigdy nie wspomnę o matmie. Ale póki co,
wracamy do zadań?
- Jak spróbujesz, to cię wywalę na kanapę.
Sięgnął po
kolejną kartkę z przykładami wypisanymi przez Huxa. Zaczął rozwiązywać jakieś
równania, by poznać długości boków trójkąta.
- Stresujesz się? - zapytał nagle.
- Czym? - odpowiedział pytaniem Armitage.
- No olimpiadą, a czym innym - powiedział Kylo, jakby to była najbardziej
oczywista rzecz.
Bo przecież była.
Hux opadł na
oparcie krzesła.
- Już nie ma się czym stresować, to tylko etap szkolny. Mamy sprawdziany
trudniejsze niż to - powiedział, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- A nie wolałbyś się uczyć jeszcze niż siedzieć tu ze mną nad zadaniami? W
sumie już ogarniam te wzory, więc jeżeli masz jeszcze coś do nauki, to…
- Wyganiasz mnie? - przerwał mu Hux, pół żartem, pół serio.
Kylo prawie
zerwał się z krzesła.
- Nie! Tylko… wiem, że to dla ciebie ważne - wyjaśnił, nie patrząc na
niego.
Hux uśmiechnął
się.
- Usiądź spokojnie. Jestem nauczony. Nic mi nie da kucie kilka godzin
przed testem, wolę zająć myśli czymś innym - powiedział i spojrzał na Kylo, a
ten, łącząc wątki wydarzeń sprzed chwili, znów się zaczerwienił. - Matematyką,
rzecz jasna - odkaszlnął zmieszany, ale za chwile i tak ukradkiem zerknął na
swojego chłopaka.
- Ja wiem, że zmieniłem imię, ale nie na tak okrutne jak matematyka.
Hux prychnął tylko
i szturchnął Kylo nogą pod stołem.
- Licz zadanka, Benie Solo.
- Wiesz, Armie? W twoich ustach to nie brzmi nawet tak źle.
***
Dzień etapu szkolnego olimpiady z
wiedzy o społeczeństwie był też ostatnim dniem, kiedy Kylo został w domu.
Zapewniał Huxa, że trzyma kciuki, Armitage wiedział, że jeżeli olimpiada jest o
dziewiątej, to Kylo jeszcze ciągle smacznie sobie śpi, ale nie mógł go winić.
Leki zaczynały na niego działać, zmieniała się chemia jego mózgu, a do tego
stresował się powrotem do szkoły. Poza tym etap szkolny nie powinien być jego
zmartwieniem.
Z takim też nastawieniem Hux
wszedł do sali, w której odbywał się test i zabrał się za rozpisywanie
zagadnień prawno-ekonomicznych. Z sali wyszedł pół godziny przed końcem czasu.
Był akurat środek lekcji, więc postanowił nagrodzić siebie kawą w szkolnej
kawiarence i tam poczekać do dzwonka, a przy okazji napisać Kylo, że już
skończył.
Ren obudził się naprawdę
wypoczęty, po raz pierwszy od wielu dni. W dodatku kompletnie bez pomocy
budzika. Jeszcze w piżamie poszedł do kuchni, zaparzyć sobie herbaty. Co jakiś
czas zerkał na telefon, czy nie dostał wiadomości od Huxa. Wstał trochę zbyt
późno, żeby do niego napisać zaraz przed olimpiadą, a teraz obawiał się pisać w
trakcie egzaminu. Jeszcze by go zdyskwalifikowali, a tego by sobie nie
wybaczył. Na kanapie w salonie leżał Chewie, ale Kylo nie zauważył nigdzie
swojego ojca. Usiadł koło psa, który od razu położył mu pysk na kolanach, a Ren
podrapał go za uchem.
Bardzo zżył się z tym zwierzakiem
w ciągu ostatnich dni. Chewie nie odstępował go na krok, spał z nim, a Kylo
mógł się przytulić w nocy do jego futrzanego boku, gdy zbudził go koszmar. Napił
się herbaty i wtedy usłyszał dźwięk smsa.
Kylo: Nie wiem czy pytać, jak Ci
poszło, bo pewnie się wynudziłeś na tych prostych pytankach.
Armitage: Nie chcę zapeszać, ale czuję,
że przeszedłem.
Hux rozsiadł się
na jedynej kanapie w kawiarence, szczęśliwie wolnej ze względu na porę dnia i
na tyle, na ile było to możliwe, delektował się kawą za sześć złotych.
Kylo: Wyniki będą w przyszłym tygodniu,
tak?
Armitage: Pewnie tak, ale szkoda, że
tak długo trzeba czekać. Chociaż było dość dużo osób, więc to zrozumiałe. A w
ogóle to jak się czujesz? Wrócisz jutro do szkoły?
Kylo: W sumie myślałem, żeby wrócić
dopiero w przyszłym tygodniu…
Armitage: Wiesz, że im dłużej będziesz
to odwlekał tym gorzej?
Kylo: Nie wiem czy może być gorzej. Już
widziałem, co o mnie piszą.
Hux aż się
wyprostował.
Armitage: Co piszą, kto pisze, kogo mam
zabić.
Kylo: Na konwersacji klasowej, grupie,
twitterze. Podobno mam nawet własny tag.
Całe ciało Huxa się spięło.
Podniósł wzrok znad telefonu i zlustrował kawiarenkę, jakby winowajcy siedzieli
zaraz obok. Oprócz niego, przy stoliku pod drzwiami siedziała jakaś
pierwszoklasistka z książką od biologii.
Armitage: Co? To niemożliwe, skąd
ktokolwiek miałby o tobie coś wiedzieć?
Kylo: Nie wiem. Pewnie się ktoś
wygadał, ludzie zaczęli szukać. W końcu mój wypadek był opisany w jakichś
lokalnych gazetach i na portalach internetowych. Nawet próbowali mi zrobić
tutaj zdjęcie, ale Mama ich wygoniła. Mimo wszystko rozmazana fotka mojej mordy
w szwach krąży po Internecie i nie oszukujmy się Hux, nie zniknie.
Armitage: Tak mi przykro, Kylo. Jestem
pewien, że coś da się z tym zrobić. A nawet jeśli, to ludzie szybko zapominają.
Hux zaczął się zastanawiać, czy
można zostać hakerem przez jedną noc. Wyciągnął z torby laptopa, którego zaczął
ze sobą nosić od jakiegoś czasu. Otworzył facebooka, potem twittera. Przez
przygotowania do olimpiady praktycznie nie korzystał z mediów społecznościowych,
poza tym jego telefon z klapką także go oduczył. Jednak faktycznie, jakieś
rozmazane zdjęcie Kylo krążyło po kontach znanych i nieznanych mu użytkowników.
Był wściekły. Skąd ludzie w ogóle brali takie pomysły, żeby czyimś
nieszczęściem nabijać sobie lajki? Nawet jeżeli Kylo nie byłby teraz jego
chłopakiem, był pewien, że nie zniżyłby się do takich zachowań. Zgłosił każdy
post związany z wypadkiem, na jaki natrafił i już wiedział, że to droga
donikąd.
Tego po prostu było za dużo.
Kylo: Armitage? Ja się chyba po prostu
boję.
W momencie odczytania wiadomości,
Hux wykręcił jego numer, a gdy Kylo po chwili odebrał, powiedział od razu:
- Jestem z tobą, nie bój się. Przysięgam, że jak ktoś na ciebie chociażby
spojrzy krzywo, ukręcę kark.
- Nie chcę tam iść - w głosie Kylo było słychać, że jest na skraju i zaraz
się rozpłacze.
- Chcesz im dać wygrać? Kylo, jesteś silniejszy niż to. Im dłużej będziesz
zwlekał z powrotem, bym bardziej ich to nakręci. Nie zostawię cię na krok -
powiedział, starając się brzmieć pewnie.
- Ja myślałem, że takie rzeczy to
abstrakcja, wiesz? Ściemy o złych dziennikarzach i ludziach, co się wybijają na
czyjejś krzywdzie. Ja wiem, że to moja wina, nigdy nie będę wyglądał tak jak
przedtem, będę wszystkich straszył na ulicy, będą szeptać, wyzywać, kpić… Ja to
wszystko wiem, wiem, wiem. Ale te spekulacje o robieniu tego dla atencji,
wyciąganie na wierzch historii mojej rodziny, stawianie mojej Mamy w złym świetle…
Nie mam na to siły.
Hux westchnął i zamilkł na
moment. Po raz pierwszy od dawna poczuł się bezsilny. W pojedynkę żaden
człowiek, a już na pewno zwykły osiemnastolatek, nie pokona Internetu i
dziennikarstwa. Rozejrzał się raz jeszcze po kawiarence. Dziewczyna z książką
od biologii leżała teraz na stoliku z słuchawkami na uszach. Pani sklepikarka
zniknęła gdzieś na zapleczu. Wziął wdech, starał się uspokoić szalejące z
nerwów serce, bo nigdy nie porwał się na tak szalony czyn. Schował usta i mikrofon
telefonu za dłonią i zanucił cicho:
- Po co czytasz
komentarze sfrustrowanych miernot. Niech się durnie plują jadem, oszczędź sobie
złego…
Po chwili ciszy
usłyszał w słuchawce lekko drżący głos.
- Pierwszy raz słyszę jak śpiewasz… To najbardziej urocza rzecz jaką
słyszałem. Dziękuję.
- Pewnie szybko się nie powtórzy - zaśmiał się, czując, że jego twarz
nabiera rumieńców. Podciągnął nogi pod brodę, mimo, że tysiące razy zabraniano
kłaść buty na kanapę. - Nie chcę, żeby działa ci się krzywda. Wiesz, w Internecie
każdy jest mądry i pisze co chce, bo wie, że nic mu nie grozi. Ale w prawdziwym
życiu? Ktoś musi być albo debilem, albo mną, żeby prowokować Kylo Rena. W
końcu, mimo małych zmian kosmetycznych, to ciągle jesteś ty. Kto inny ma
spuszczać wpierdol w tej szkole jak nie my?
Kylo zrobiło się
niesamowicie ciepło na sercu po tych słowach.
- Hux?
- Tak?
- Kocham cię.
Hux niemal zsunął
się kanapy na podłogę, zanim odpowiedział:
- Ja ciebie też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz