...

wtorek, 26 lutego 2019

It's written on the headstones

Bro powiedział mi, że powinnam dalej prowadzić swój dziennik na blogu. I chyba jest w tym trochę racji, bo kiedy go tak teraz przeglądam, to aż im się cieplej na serduchu robi.

To nie tak, że już nie piszę, czy się nie uzewnętrzniam w jakiś mniej lub bardziej artystyczny sposób. Robię to całe życie i ciężko byłoby mi się z tym rozstać. Po prostu ostatnio siedzę dużo na Twitterze i większość moich luźnych przemyśleń trafia właśnie tam. Jednak limit znaków dość mocno je kaleczy, zmuszając mnie do skracania, cięcia i przebudowywania zdań. Zwykle cierpi na tym interpunkcja, składnia, ogółem wszystko to, o co (jako polonista) powinnam dbać najbardziej.

Ale ja w sumie nie o tym. 

Chciałabym więc tutaj coś skrobać. Na pewno nie każdego dnia, nie mam na to czasu, ale co jakiś czas. Wspomnieć o czymś co się wydarzyło, a za kilka miesięcy, lat, przypomnieć to sobie przeglądając te posty. Taka forma pamiętnika. Chyba mnie starość dopadła, skoro potrzebuję czegoś takiego w swoim życiu.

Tak poza tym, to jest dobrze. Dalej kocham moich bliskich i przeżywam z nimi dobre i złe chwile, ale wszystkie ważne. Dalej studiuję, w piątek zaczynam swoje pierwsze praktyki w szkole.  Rozumiecie? Będę miała niemalże swoją klasę przez ten semestr! 2 godziny polskiego i 2 godziny historii. Stwierdziłam, że nie ma takiego bata, żebym nie założyła koszulki z Kapitanem Ameryką. Niech wiedzą z kim mają do czynienia.

Za to niesamowicie irytuje mnie sama biurokracja, problemy z zapisami na zajęcia, UWr jest po prostu daremny. Polecam z wykładowców, bo to - w większości - najcudowniejsi ludzie na jakich mogłam trafić, ale sama uczelnia powinna się wstydzić swoich pracowników w sekretariatach. Jak nie rzucę studiów w tym tygodniu, to tylko ze względu na epicko silny charakter, twardą dupę, przytulasy Marcina i moją miłość do moich prowadzących.

I zimno mi. Wiem, wiem, że marudzę, ale marzy mi się ten dzień, w którym będę mogła już pójść na dwór w mojej ulubionej skórze i trampkach. 

Tak na koniec - zasłuchałam się ostatnio w While She Sleeps. Poruszają mi odpowiednie struny w duszy, żebym mogła się zastanowić nad światem i otaczającą mnie rzeczywistością złożoną z pozorów, które sami kreujemy. Zostawiam Was z jedną zwrotką. Nic szczególnego, ale jakoś tak kazało mi się zastanowić nad tym, czego ja tak właściwie chcę od życia.

Dalej myślę.

If you want words to live your life by
Walk the graves, walk the graves
It's written on the headstones
Time waits for no one

środa, 6 lutego 2019

Antidotum na niepokój cz. 61




Kylo nie ćwiczył jeszcze na wfie, ale oczywiście, został zmuszony do chodzenia na zajęcia i grzania ławki. Zwykle w tym czasie czytał książki i słuchał muzyki, choć czasami przyłapywał się na wpatrywaniu się w Huxa. Gdy rudy to zauważał, Kylo wracał od razu do czytania Chateaubrianda, bo inaczej musiałby słuchać głupich przytyków.
Nauczyciel wfu jak zwykle nie zamierzał im odpuścić i postanowił, że będą grali turniej dwóch ogni w mieszanych składach - z dziewczynami. Hux niechętnie wykonywał ćwiczenia gimnastyczne prowadzone przez Rose na ocenę, myśląc o tym, że wf stracił swój urok, odkąd zaczął chodzić z Kylo. Nie, żeby zajęcia sportowe kiedykolwiek jakiś miały, jednak uderzenie Rena piłką stanowiło kilka miesięcy temu nie lada radość. Mógł, co prawda, ciągle okładać Damerona i czerpać z tego frajdę, jednak nie było to już to samo. Czy to on się zmienił? Czy bezsensowne akty siły i agresji straciły swój dawny powab?
- Nie - powiedział sam do siebie, gdy zbił Damerona piłką.
- Co tam mówisz? - zagaiła go Rey, gdy odbiegali od środkowej linii, przy której Poe próbował się uratować od zejścia z boiska, zbijając kogoś innego.
- Nic, nic - zapewnił ją Hux.
Znów biegli w stronę środka.
- Nudno tak bez Kylo, nie? - powiedziała, unikając przy okazji piłki, która uderzyła niczego nie spodziewającą się dziewczynę za nimi.
Huxa zdziwiło nieco to stwierdzenie, ale pokiwał głową.
- Nikt nie reaguje tak żywiołowo.
- I nie krzyczy.
- I nie grozi ci śmiercią.
- I nie wyzywa twojej rodziny trzy pokolenia wstecz.
- JA WAS SŁYSZĘ! - krzyknął znad książki Ren.
Rey i Armitage posłali mu szerokie uśmiechy. Finn, który obok zwijał się ze śmiechu, dostał piłką w twarz, na co śmiechem wybuchł Kylo, co trwało jednak krótko, gdyż pociągnęła go rana i musiał wrócić do swojej pokazowej naburmuszonej miny.
Hux wyszczerzył się do Rena, żeby choć trochę go pocieszyć i właśnie ten moment wybrał sobie Poe, aby przywalić mu z całej siły piłką.
Armitage’a aż odrzuciło na ziemię. Wfista odgwizdał punkt dla drużyny Damerona.
- Oż ty chuju - warknął Ren, zrywając się z ławki.
- Siadaj, Solo, ty przecież nawet nie grasz! - krzyknął trener.
Hux zszedł z boiska, żegnając Damerona środkowym palcem, za co dostał kolejny gwizdek od wuefisty. Poszedł przysiąść się do Kylo na ławce, po drodze rozmasowując bolące od upadku i uderzenia miejsca.
- Wszystko w porządku? - zapytał go Ren, gdy Armitage usiadł koło niego.
- Tak, pewnie kolejny siniak do kolekcji - stwierdził bez przejęcia w głosie. Sięgnął po swoją butelkę wody i się napił. - Patrz, jak się, kurwa, cieszy. Mam nadzieję, że go zbiją szybko.
- Gdybym grał, to już by wzywali karetkę - burknął Kylo.
- Chyba po ciebie - odparł bez namysłu.
Kylo posłał mu kwaśny uśmiech znad książki.
Usłyszeli gwizdek. Skończył się mecz i była zmiana drużyn. Huxa drużyna zostawała na boisku.
- Muszę iść - mruknął Hux, ale Kylo nie zwracał uwagi. - Hej, nie obrażaj się - powiedział na odchodnym i położył mu na chwilę dłoń na głowę.
- Nie obrażam - powiedział Kylo i podniósł zaciśniętą dłoń  geście dodania Huxowi odwagi.
Hux zbił z nim żółwika i wrócił na boisko, gdzie teraz zaczęła się nowa gra z drużyną, w której grała Rose.
Kylo natomiast postanowił przenieść się do pomieszczenia, gdzie trzymali cały sprzęt sportowy i materace. Przede wszystkim było tam ciszej, spokojniej i prawdopodobieństwo oberwania piłką w mordę spadało do minimum.
Gra toczyła się przez jakieś dziesięć minut, Hux został zbity jako jedna z trzech osób, które jeszcze zostały na boisku. Zwrócił się więc w kierunku ławki, jednak nie zastał tam Kylo. Zdziwiony, rozejrzał się po hali. Wszędzie było dużo ludzi, jednak Kylo nigdzie w zasięgu wzroku. Armitage postanowił sprawdzić szatnię, korytarz przed halą. Ren zniknął.
Huxowi nie podobało się to, że ten go zostawił. Poszedł poszukać w jeszcze jedno miejsce, choć wydało mu się to mało prawdopodobne - składzik na sprzęt w rogu hali. Hux wcisnął się do środka przez szparę - drzwi były metalowe i dość ciężkie, zamykane na kłódkę, jakby stare piłki i kozły w środku stanowiły jakiś skarb. Ku jego zdziwieniu, na stosie materacy leżał Kylo i drzemał w najlepsze, z książką rozłożoną na brzuchu.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wspiął się na górę i położył niego. To było genialne, w składziku było ciszej i nikt się nimi nie interesował, powinni byli to robić wcześniej.
Gdy oparł głowę o jego ramię, Kylo niemal instynktownie, przysunął się do niego i przytulił.
- To mógł być morderca - powiedział Hux, oddając uścisk. - Gdzie się podział twój instynkt samozachowawczy?
- Morderca się lepiej skrada - burknął Ren, chowając twarz w rudych kosmykach. - Zawsze mogę cię puścić, jak ci coś nie pasuje.
- Nie, nie puszczaj - powiedział i przytulił go mocniej.
Kylo już pochylał się żeby go pocałować, ale wtedy usłyszał dziewczęcy glos:
- Jezu, jak tam bez was nudno.
Podnieśli wzrok na Rey, której chuda twarz znalazła się pomiędzy framuga i drzwiami. Hux przez chwilę zastanowił się, czy gdyby zamknął je teraz gwałtownie, to jakimś cudem uznano by to za wypadek.
- Nie grasz? - zapytał Kylo, wciąż lekko przymulony.
- Nie chce mi się, wszyscy są gorsi od ciebie, to nie mam z kim konkurować - rzuciła, po czym spojrzała z zaciekawieniem na materac. - Ale sobie miejscówkę wymyśliliście! - to mówiąc, wpakował się na materac..
Wepchała się pomiędzy chłopaków i odetchnęła.
- Co, chyba nie sądziliście, że pozwolę wam się obściskiwać, jak leżę obok? - zażartowała.
- Szczerze mówiąc to liczyłem na to, że nie będzie cię obok - mruknął Armitage, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Leżeli chwilkę w niezręcznej ciszy, chłopcy naburmuszeni z powodu rozbitego momentu, a Rey uśmiechnięta, całkiem dumna z siebie.
- A zrobiliście już zadanie z chemii? – zapytała, gdy cisza stała się nieznośna.
Kylo, który wcześniej odsunął się trochę od dziewczyny, teraz aż ponownie skupił na niej całą swoją uwagę.
- Nie, a ty?
- Oczywiście, że nie, ale mam zamiar je teraz spisać z Internetu, mogę wam potem podesłać.
Zarówno Hux jak i Kylo przytaknęli. Dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni dresów, a Kylo podzielił się z nią kartką wyrwaną z zeszytu, który miał przy sobie. Rey dość szybko zapisała odpowiedzi do zadań, po czym dała mu je Renowi na przechowanie.
- Bardzo cię to boli? - zagaiła, wskazując na bladą dłoń Kylo, która pokryta była różowymi plamami świeżej skóry.
Kylo pokręcił głową. Rey chwyciła jego dłoń w palce i przyjrzał się dokładniej bliznom.
- Ale tę - wskazała na białą kreskę ciągnącą się po kciuku - to ja ci zrobiłam.
- No tak - mruknął Ren. - Żeby tylko tą jedną.
Hux usiadł na materacu. Rey z pewnością zrobiła się bardziej pewna siebie w kontakcie fizycznym z Kylo, a on nie reagował na to jak na ogień. Hux wiedział, że to dobra zmiana.
Ale przez to zaczął się robić zazdrosny, choć wiedział, że to absurdalne.
- A ty jakie masz blizny, Rey? - zapytał niby obojętnie, chcą mimo wszytko odwrócić jej uwagę od trzymania Rena za rękę.
- Och, całkiem sporo.
Podwinęła rękaw t-shirtu, pokazując nierówne znamię.
- Tu przeskakiwałam przez płot i drut mnie poszarpał. Tu - wskazała na kostkę - mnie pies pogryzł. A to - wskazała na białą kreskę tuż pod lewym skrzydełkiem nosa - to już robota Kylo.
- Pobiłeś ją? - spytał Hux.
- Gdzie tam - Ren wzruszył ramionami. - Bawiliśmy się na placu zabaw. Zajebałem jej huśtawką.
Hux parsknął śmiechem.
- Tak, potrafię to sobie wyobrazić. Zapomniał, że oni znali się całe życie.
- A twoje blizny, Hux? - zapytała ciekawsko Rey.
- Jego blizny to jego sprawa - powiedział Kylo. Ewentualnie moja, dodał już w myślach.
- Och, bo myślałam, że przy tych wszystkich bojkach sobie coś zrobiliście. To w sumie takie tatuaże, rzadko schodzą całkowicie, dobrze więc, jeśli kojarzą się z czymś dobrym. Na przykład - wskazała znów na nos. - Te od Kylo kojarzyły mi się bardzo źle, dopóki nie porozmawialiśmy na moich urodzinach. Teraz to trochę pamiątki starych, dobrych czasów.
Hux posłał Kylo uśmiech, który miał go zapewnić, że wszystko jest w porządku.
- Nie wiem, czy tłukliśmy się aż tak, żeby mieć blizny - zaczął Hux. - Ale na kolanie mam taką z dzieciństwa, jak spadłem z roweru. A no i na kostkach, od uderzeń.
Pokazał Rey kolano i ręce. Kylo też przyglądał się uważnie.
- Ta wygląda jak głowa misia - powiedziała Rey.
- Co? - Hux niemal zakrztusił się tym słowem.
- No ta tutaj - wskazała na kostkę. Kylo pochylił się i przyjrzał dokładnie.
- No ciężko zaprzeczyć.
Hux przyjrzał się swojej dłoni.
- Jakieś zwidy macie.
- Jak wolisz poważniej, to wygląda jak cząsteczka wody. Czyli dalej głowa misia.
- Czekaj - Kylo wyjął z plecaka długopis. - Narysuje ci to.
Chwycił dłoń Armitage'a i z wielką uwagą zaczął rysować na jego skórze.
- Patrz.
Niebieski tusz znaczył na jego dłoni małego, trochę krzywego misia.
- Ale to głupie - powiedział, ale im dłużej się przyglądał, tym szerszy był jego uśmiech. Nigdy by nie wpadł na to, że blizna po uderzeniu w ścianę wygląda jak miś.
Kylo złapał jego dłoń ucałował bliznę, brudząc sobie przy tym usta tuszem.
- Rozmazałeś - poskarżył się Hux.
- No i masz. Narysuje ci to jeszcze raz - mruknął Ren, łapiąc za długopis.
- A narysujesz mi też coś? - zapytała Rey.
Kylo wystawił dłoń, na której po chwili wylądowała ręka Rey. Zaczął rysować słońce, ale po chwili zmienił je w słonecznika.
- Już zapomniałam, że umiesz tak rysować.
- Ja to nie wiedziałem nawet - przyznał Hux cicho.
Ile było rzeczy, które wiedziała o Kylo Rey, a on nie?
- Przestałem jeszcze gimnazjum - powiedział Kylo, nie wydawał się jakoś szczególnie poruszony.
- No a śpiewać, chyba jeszcze wcześniej.
- Weź się już zamknij, ok? Bo zaraz opowiem wszystkim o twoich wyczynach tanecznych.
Dziewczyna aż nadmuchała policzki.
Było ich dużo. Na pewno. I Hux nie mógł dzielić wspomnień, przy których go nie było. Ale może nie powinien być zazdrosny. Powinien czerpać z tego ile może, wyobrazić sobie małego Kylo, który maluje, śpiewa piosenki z bajek i ciągnie Rey za włosy.
A on miał swoje własne wspomnienia teraźniejszego Kylo.
- No to teraz nie dam ci żyć, aż mi czegoś nie zaśpiewasz - posłał mu chytry uśmiech.
- Przecież chciałem, przynajmniej kilka razy - parsknął śmiechem Kylo. - Za każdym razem mi dziękowałeś
- Wszyscy myślą, że będziesz growlował albo coś - rzuciła Rey i w sumie nie mijała się jakoś szczególnie z prawdą.
- Prawda, a poza tym każdy “umie śpiewać” jak jest pijany - powiedział Hux.
Kylo podniósł ręce w obronnym geście.
- OK, w takim razie zabiorę swój śpiew do grobu.
- Wrócimy do tego jeszcze - powiedział Hux i puszczając mu oczko.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Antidotum na niepokój cz. 60


 
Nadszedł dzień umówionej wizyty na zdejmowanie szwów i, w domyśle, ostatniej wizyty Kylo w szpitalu. Razem z Armitagem siedzieli w poczekalni, czekając, aż pielęgniarka wywoła Kylo do gabinetu.
- Stresujesz się? - zagaił go Kylo.
- To ja ciebie powinienem o to zapytać - odpowiedział.
- Zastanawiam się, czy to boli.
- Nie boli. Tylko trochę szczypie - powiedział. - Nigdy nie miałeś szwów?
- Miałem, ale nie tyle.
Hux spojrzał na Rena. Rzeczywiście, przecież to, co on widział na twarzy czy ręku, to nie wszystkie rany. Zdecydowana większość ukryta była pod czarną bluzą. Armitage przełknął ślinę. To mogło boleć.
- Jestem pewien, że nawet nie zauważysz, kiedy skończą. Musisz myśleć o czymś innym - starał się go uspokoić. - Mam wejść z tobą?
- Nie wydaje mi się, żebyś mógł - powiedział Ren, a widząc zmartwienie na twarzy Armitage’a, pogładził go po policzku. Hux posłał mu lekki uśmiech. Szkoda, że w poczekalni było tak dużo ludzi.
W tej samej chwili drzwi gabinetu lekarskiego otworzyły się i wyskoczyła z nich pielęgniarka. Była to starsza, przysadzista kobieta w okularach, przez które jej sokoli wzrok zmierzył poczekalnię.
- Benjamin Solo na szwy, proszę - zakomunikowała głośno.
- Będzie dobrze - powiedział mu Hux, gdy ten wstał z ławki.

Przede wszystkim było nieprzyjemnie.
Ren siedział na kozetce i czuł jak szwy wychodzą z jego ciała. Najpierw szew był przecinany, następnie łapany pęsetą, po czym wyciągany z miejsca, w którym znajdowały się od kilku tygodni. Chirurg trochę szarpał, nie było to szczególnie bolesne, ale okropnie nieprzyjemne, budzące mdłości i trwało to na tyle długo, że lekarz w końcu zawołał do pomocy jeszcze jedną osobę. Kylo próbował przede wszystkim równo oddychać, żeby nie wpaść w panikę.
Następnie zaklejono mu blizny i przepisano maści na szybszą regeneracje. Musiał nosić opatrunki przez następne dwa tygodnie, a za tydzień wpaść jeszcze na kontrolę.
Z gabinetu wyszedł potwornie zmęczony, ale gdy ujrzał Huxa, spróbował przywołać na usta uśmiech.
Hux od razu wstał z ławki i podszedł do Kylo. Na twarzy zauważył nowy plaster, który znikał dopiero za kołnierzem bluzy, na którą zapewne pielęgniarka nakleiła naklejkę.
- I jak? - zapytał zmartwionym głosem.
- Czułem jak mi to wszystko wychodzi z ciała - otrząsnął się. - Gdzie chcesz teraz iść?
- Ty powinieneś wybrać, w końcu to ty byłeś “dzielnym pacjentem” - powiedział, nawiązując z uśmiechem do nalepki.
Kylo spojrzał na swoją pierś.
- Ja naprawdę zaraz kończę osiemnaście lat - mruknął.
- No, wreszcie nie będę chodził z dzieciakiem - skomentował złośliwie, ale ciągle się uśmiechał.
- To tylko kilka miesięcy, rocznikowo jesteśmy w tym samym wieku - zauważył Kylo, zarzucając kurtkę na ramiona i kierując się w stronę wyjścia ze szpitala.
- Właściwie to nie, bo ja jestem rok starszy od ciebie - powiedział Hux, jakby to była wiedza powszechna.
Ren przystanął na chwilę.
- Co?
- No.
Jednak ta lakoniczna wypowiedź nie zadowoliła Rena, więc jak tylko owinął szyje szalikiem, kontynuował.
- Dlatego od roku już jeżdżę autem.
Kylo wyszczerzył zęby przebiegle.
- Przyznaj się, której klasy nie zdałeś. Taki geniusz jak ty?
Hux westchnął.
- Wszystkie zdałem, po prostu poszedłem do szkoły rok później niż mój rocznik.
- Nie mówiłeś mi. Dlaczego tak?
- Miałem… - zawahał się, w sumie nigdy nikomu o tym nie musiał mówić. Wszystko wyjaśnił jego ojciec, gdy zapisał go do podstawówki. - Problemy z mówieniem. W sensie, zacząłem się bardzo późno komunikować. Psycholog zalecił, żebym zaczekał rok, bo jestem „opóźnionym dzieckiem”.
Spojrzał w ziemię. Bał się, że Kylo uzna go teraz za jakiegoś dziwaka. Nie żeby był normalny, normalność była pojęciem względnym, jednak nie chciał, by Kylo patrzył na niego inaczej niż do tej pory.
- To ze strachu?
- Nigdy mi nie powiedzieli dlaczego, ale możliwe - wyznał. - Jakoś nie przypominam sobie, żeby ojciec mnie specjalnie wychowywał. Miałem taką opiekunkę, jak miałem 6-7 lat, nazywała się Rae. W sumie to ona mnie przygotowała do pójścia do szkoły. Potem wszelkie granice zniknęły, zawsze dobrze się uczyłem, ale na wypadek pytań, nigdy nie mówiłem, że jestem starszy.
- Czuję się jak idiota – wyznał Kylo.
- Dlaczego? - Spojrzał na niego zdziwiony.
- Miałeś prawo jazdy wcześniej niż my… Jakoś tak po prostu przyjąłem to za fakt i tylko cieszyłem się, że zawsze byłeś w kilka chwil, gdy się ustawiliśmy albo potrzebowałem ratunku.
Przypomniał sobie te wszystkie razy, gdy sam był pijany w trzy kije, a Hux przyjeżdżał po niego, aby zawieźć go do domu. Trochę to było żałosne, a trochę go rozczulało.
- Wiesz, nie ma się tutaj nad czym zastanawiać za bardzo - powiedział. - Wiek nie ma znaczenia poza takimi rzeczami jak dokumentacja. Ale niech to zostanie między nami - dodał.
- Jasne. Ale mogę zobaczyć twój dowód? - wyszczerzył się Ren.
Hux parsknął śmiechem, ale sięgnął do kieszeni po portfel i pokazał dowód.
- Prawko też chcesz? - zapytał, podając Kylo plastik. - I wiem, że miałeś wybrać, co będziemy robić, ale jestem głodny i proponuje się szarpnąć na coś dobrego, by uczcić twój powrót do zdrowia.
- W takim razie prowadź.
Zeszli na szpitalny parking i wsiedli do samochodu Huxa. Tym razem rodzice Rena nie musieli ich nigdzie wozić, mimo, że mama Kylo nalegała, że pojedzie z nim ściągnąć szwy.
- Dobrze, że masz już kluczyki z powrotem - powiedział Kylo, moszcząc się wygodnie na siedzeniu pasażera.
- Już nie mogłem wytrzymać, bez auta jak bez ręki - odparł.
- Ale wszystko w porządku? - dopytał Kylo, a obaj doskonale wiedzieli, o co pytał.
- Tak - odpowiedział krótko Hux. - Ojciec pojechał na wyjazd służbowy, nawet nie wiem gdzie, ale ma wrócić za dwa dni, więc nie narzekam.
Kylo zastanowił się.
- No to ma sens, że oddał ci kluczyki teraz.
Hux skinął głową, nie patrząc na Kylo, po czym podał mu kabel do radia i pozwolił wybrać muzykę.

Zawędrowali na ramen - ostatnio próbowali trochę innej kuchni niż włoska, mimo marudzenia Kylo, i jak na razie ramen był właśnie w samej czołówce nowych ulubionych potraw Rena.
Kelnerka podeszła do nich i zebrała zamówienia, a Hux spojrzał na Kylo, jakby widział go pierwszy raz w życiu.
- Czy ty wziąłeś wersję wegańską?
Skinął głową, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czemu? Przecież ty nawet nie lubisz tofu - dodał zdziwiony, doczytując menu.
- No bo jak nie chodziłem do szkoły, to sporo siedziałem z Chewiem i on tak po prostu na mnie zasypiał i wtedy bolało mnie jakby trochę mniej... i trochę nad tym myślałem - zaczął Ren, patrząc gdzieś w bok, jakby to, co próbował właśnie wytłumaczyć Huxowi, było niesamowicie zawstydzające. - Bo jakby czym się różni Chewie albo Millicent od takiej świni czy krowy? Czy to w ogóle nie jest paradoksalne, że zjadam samych roślinożerców, mieszkam z mięsożercami i czuję się jakoś usprawiedliwiony, bo w misce psa też jest czyjeś życie? Nie wiem, czy rozumiesz…
Hux opadł na oparcie krzesła i skrzyżował ręce, myśląc.
- Z jednej strony rozumiem, ale w sumie wszyscy jedzą mięso, nie? Czy tam większość. Zawsze się mówi, że to składniki odżywcze i tak dalej. Człowiek jest wszystkożerny i skoro kiedyś zabijał, to co się miało w tym zmienić?  
- Możemy sobie poradzić bez tego. A przynajmniej ja. Próbuję. Nie namawiam cię do niczego.
- Okej - powiedział. - Może powinieneś pogadać z Phasmą w takim razie. Może dadzą ci przepisy. Chętnie przetestuje - dodał z uśmiechem.
- Dzięki, Armitage - złapał go za dłoń. – Ale wyobrażasz sobie, co będzie teraz w domu? Jak tata mi powie: nie dość że psychiczny, to jeszcze gej wegetarianin? Może się jeszcze zapiszę na crossfit?
- Pewnie nic go już nie zaskoczy - zaśmiał się Hux - skoro mówisz o nim “tata.”
Ren aż przyłożył dłoń do ust.
- Och.
- Ale to dobrze! - zapewnił go. - W sensie, w końcu nazwał mnie twoim chłopakiem, nie?
Kylo uśmiechnął się lekko i skinął głową. Ostatnio większość kwestii w jego życiu zmierzała w dobrą stronę. Kelnerka przyniosła ramen, Ren pożyczył Huxowi smacznego i zaczął łowić pałeczkami makaron.
- Myślisz, że już jest różnica?
- W czym? - zapytał i podmuchał bulion na łyżce.
- We mnie.
Hux spojrzał na niego.
- Wiesz, wydaje mi się, że potrzeba czegoś więcej niż jednego wegańskiego ramenu, ale zawsze coś.
- Ugh… - Ren dźgnął go pałeczkami w ramię. - Doskonale wiesz, że pytam o tabletki, deklu.
- Wiem, wiem, droczę się tylko - przyznał, odganiając od siebie pałeczki. - Ale myślę, że tak. Z pewnością jesteś bardziej skoncentrowany i spokojniejszy. A jak ty myślisz?
Hux nie zastanawiał się nad tym wcześniej, jednak patrząc na zachowanie Kylo w szkole, już widać było pewne zmiany. Nie jakieś drastyczne, nic specjalnie rzucającego się w oczy dla osób postronnych. Ale chociażby w ławce Kylo siedział spokojnie, nie denerwował się tak łatwo. Nawet prowokacje na korytarzach znosił wyjątkowo dobrze. Hux był przekonany, że gdyby kilka miesięcy temu ktoś na niego krzywo spojrzał, Kylo już dawno wytarłby nim podłogę. Nie było dużej zmiany. Ale coś na pewno, a przynajmniej tak się Huxowi wydawało.
- Nie wiem. Jest mi jakoś łatwiej. Nie zawsze, ale wydaje mi się, że łatwiej wstaję, łatwiej olewam wszystko, co dzieje się naokoło mnie. W sensie to czym nie powinienem się przejmować, przedtem drażniło mnie wszystko, nie potrafiłem wyrzucić tego z głowy. A teraz jest łatwiej.
Hux uśmiechnął się.
- Dobrze to słyszeć.
- W ogóle… Może chciałbyś iść ze mną niedługo na koncert?
- Na koncert? - odparł pytaniem, przypominając sobie to, że raz omal nie umarł w młynie. - Metalowy?
- Niekoniecznie, ale wolałbym - uśmiechnął się szerzej. - Możemy wybrać coś razem.
Hux zastanowił się, wciągnął kilka nitek makaronu i w końcu się zgodził.
- A kiedy mniej więcej?
- No plus minus za miesiąc?
- Okej - zgodził się i dopiero po chwili dopytał: - Czy to nie będzie blisko twoich urodzin?
- Tak. - Kylo spuścił wzrok na ramen.
- Więc powinieneś wybrać - stwierdził. - Coś nie tak?
- Robiłeś kiedyś imprezę urodzinową?
- Nie przypominam sobie - zamyślił się. Nie pamiętał, żeby zapraszał do siebie kolegów, nie lubił nikogo przyprowadzać do domu. - Może raz w podstawówce. Czemu pytasz, planujesz jakieś?
- Nigdy nie robiłem. Rok temu poszedłem na miasto, upiłem się, potem chyba dzwoniłem po ciebie.
- Pamiętam - westchnął, bo trudno było to zapomnieć. Hux zdał sobie sprawę, że do teraz nie wiedział, że to były Kylo urodziny. - W tym roku będzie lepiej, nie pozwolę ci pić w samotności.
- Czuję się trochę ułomnie, że nawet nie wiem, jak je spędzić. Ale z tobą na pewno będzie miło.
- Coś wymyślimy - powiedział i posłał mu uśmiech.
Ren uchwycił dłoń Huxa w swoje palce, przyciągnął do siebie i ucałował, ciągle patrząc mu w oczy. Hux od razu poczuł, jak się czerwieni, uciekł wzrokiem, ale nie przestał się uśmiechać.