...

niedziela, 17 czerwca 2018

Antidotum na niepok贸j cz. 53


Armitage: Id臋 do twojego domu po rzeczy 馃毑

Mimo ch艂odu, Hux jecha艂 na rowerze. Sk贸rzane r臋kawiczki chroni艂y jego d艂onie przed skostnieniem, chocia偶 i tak troch臋 marz艂y. Jego kluczyki pozostawa艂y w biurku Brendola, wi臋c jedyne, co mu pozosta艂o, to autobus i rower. Z dwojga z艂ego wola艂 nie mie膰 kontaktu z lud藕mi.


Kylo trwa艂 w stanie mi臋dzy snem, a jaw膮, cho膰 wola艂by wej艣膰 prosto w niebyt, bo b贸l powoli zaczyna艂 go rozk艂ada膰 na cz臋艣ci pierwsze. Na d藕wi臋k smsa poderwa艂 si臋, co przyp艂aci艂 rw膮c膮 fal膮 piek膮cego pulsowania w okolicy twarzy i torsu. To musia艂 by膰 Hux, w ko艅cu nikt poza nim i ojcem nie wiedzia艂, 偶e tu jest.

Kylo: Czekam na Ciebie. Zwariowa膰 tutaj mo偶na.

Hux u艣miechn膮艂 si臋 do telefonu, po czym schowa艂 go i kontynuowa艂 jazd臋, ju偶 zbli偶a艂 si臋 do domu Solo.

Postawi艂 rower na n贸偶ce pod p艂otem i stan膮艂 przed drzwiami. Dopiero wtedy zorientowa艂 si臋, 偶e je偶eli nikogo nie ma, to jedyne, co mo偶e Kylo przenie艣膰, to gar艣膰 li艣ci z podw贸rka. Dlaczego nie wzi膮艂 od niego kluczy?

Zadzwoni艂 dzwonkiem.

Chwil臋 czeka艂, zastanawiaj膮c si臋 co powinien teraz zrobi膰. Wr贸ci膰 si臋 do szpitala? Czy Kylo w og贸le ma je przy sobie? A mo偶e maj膮 jakie艣 zapasowe, schowane gdzie艣 pod wycieraczk膮? Przemy艣lenia przerwa艂 mu d藕wi臋k otwieranych drzwi. W progu stan臋艂a mama Kylo, z nieu艂o偶onymi w艂osami i furi膮 w oczach.

- Armitage! - By艂a zdziwiona, jej spojrzenie troch臋 zmi臋k艂o, ale zdenerwowanie nie znikn臋艂o. - Czy masz poj臋cie, gdzie jest m贸j syn?

Hux cofn膮艂 si臋 nieznacznie, Leia zaskoczy艂a go swoj膮 obecno艣ci膮. Prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Dzie艅 dobry - przywita艂 si臋. - W艂a艣ciwie to wiem.

I gdy Leia zrobi艂a min臋 domagaj膮c膮 si臋 wyja艣nie艅, doda艂:

- Jest w szpitalu, w艂a艣nie przyszed艂em po jego rzeczy.

Matka Kylo chwyci艂a si臋 framugi, ale na jej twarzy pojawi艂a si臋 determinacja.

- Wchod藕, zbierz, co masz zabra膰, za pi臋膰 minut jedziemy do szpitala.

Hux od razu pobieg艂 do pokoju Kylo, nagle us艂ysza艂 krzyk Lei, najwidoczniej albo Han by艂 w domu, albo w艂a艣nie wyzywa艂a go przez telefon. Nie wnika艂.

Wszed艂 do pokoju i od razu zabra艂 si臋 do pakowania s艂uchawek, 艂adowarki, ksi膮偶ki z zak艂adk膮, kt贸ra le偶a艂a na biurku. Dziwnie si臋 czu艂, poruszaj膮c si臋 po rzeczach Kylo pod jego nieobecno艣膰, jednak poj臋cie o tym pokoju mia艂 takie samo, jakby by艂 u siebie. Zeszyt znalaz艂 na szafce przy 艂贸偶ku, by艂 otwarty, z o艂贸wkiem mi臋dzy kartkami. Z ciekawo艣ci przeczyta艂 pierwsze linijki. Mia艂 ju偶 ten zeszyt w r臋ku, wtedy pierwszy raz pozna艂 t臋 wra偶liw膮 stron臋 Kylo. Mimo tego, 偶e wiedzia艂, 偶e s膮 w po艣piechu, usiad艂 na 艂贸偶ku i przekartkowa艂 zeszyt, otwieraj膮c na losowej stronie.

Chwile

W tym samym czasie my艣la艂em
o ka偶dym zadrapaniu na moim ciele
o ka偶dym sinym znamieniu na twoich ramionach
o tym jak szybko z nosa leci krew
przyzwoito艣膰 to trzymanie r膮k przy sobie
rany nie k艂ami膮, cho膰 chcesz mnie oszuka膰
a by艂o co艣 w tym spojrzeniu
kt贸re chcia艂o wyd艂uba膰 mi oczy
jak mog艂e艣 nie widzie膰, 偶e jestem szalony?
Trzymaj r臋ce mocno przy mnie
dop贸ki nie b臋dziemy wstanie podnie艣膰 si臋 z pod艂ogi

Hux siedzia艂 i wpatrywa艂 si臋 w s艂owa. Nigdy by si臋 nie spodziewa艂, 偶e zrozumie poezj臋.
Przewr贸ci艂 stron臋.

Cicho, ciszej
zr贸b wszystko - nie mniej, nie wi臋cej.
Ka偶dy ruch to szelest, co mo偶e nas wyda膰.
Tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e to zimne r臋ce
zawsze powstrzymuj膮 mnie przed upadkiem
i daj膮 mi ciep艂o, kt贸rego same nie znaj膮.
艁atwiej by艂oby oddycha膰 pod wod膮 ni偶 wtedy,
gdy atak paniki narasta艂 w nas obu
i by艂bym bliski krzyku, gdyby艣 mnie nie uciszy艂.
Cicho, ciszej - ka偶dy ruch mo偶e mie膰 znaczenie.
Blisko艣膰 nadesz艂a za szybko i teraz dzieli nas tylko kartka papieru.
To 藕le, 偶e nie my艣l臋 ju偶 tylko o wardze rozci臋tej o z臋by.
To 藕le, 偶e my艣l臋 o tym, jak smakuj膮 papierosy
i jak pachnie ziemia mokra od deszczu.

To brzmia艂o prawie jak ich pierwszy-nie-pierwszy poca艂unek. Hux ci膮gle nie wiedzia艂, czy powinien liczy膰 tamto wydarzenie. Postanowi艂 nada膰 mu poziom zerowy. Ale czy to znaczy艂o, 偶e dla Kylo mia艂 znaczenie? Tamta wycieczka naprawd臋 wywr贸ci艂a ich 偶ycie do g贸ry nogami.

Kosmos twoich plec贸w

Dzi艣 by艂 pierwszy dzie艅 reszty mojego 偶ycia. Dowiedzia艂em si臋,
偶e kosmos jest blady jak 艣nieg.
Piegi to konstelacje.
Ka偶dy siniak to osobna planeta, galaktyka i czarna dziura,
w kt贸rej ginie 艣wiat艂o.
Blizny przecinaj膮 kosmos niczym ogony meteor贸w,
rakiety i odkrywcy nieznanych miejsc.
Patrzy艂em na map臋 nieba i nie umia艂em znale藕膰 drogi
jakim cudem nie gubisz si臋
i ci膮gle oddychasz w pr贸偶ni?
Patrzy艂em w gwiazdy i chcia艂em ujrze膰 ich histori臋,
czy w艂a艣nie si臋 narodzi艂y,
czy to tylko ich blask trwa przez lata 艣wietlne,
jedyny powidok ich dawnej egzystencji.
Ka偶da gwiazda ginie w moich d艂oniach,
moje d艂onie s膮 horyzontem zdarze艅.
Cokolwiek zjawia si臋 w ich zasi臋gu musi zgin膮膰.
Patrz臋 na moje d艂onie, niecierpliwych odkrywc贸w nowych zak膮tk贸w galaktyki.
Chcia艂bym zanurzy膰 je w drodze mlecznej twoich plec贸w, odda膰 ci tlen.
Ka偶dy dotyk to wybuch supernowej
a wszyscy naukowcy s膮 w b艂臋dzie - kosmos jest coraz mniejszy.
Wiem, bo nios艂em go na r臋kach i czu艂em jedynie wag臋 moich win.

Hux nie mia艂 w膮tpliwo艣ci. „To ja”, my艣la艂. „To ja, to moje cia艂o i dlaczego Kylo pisze o mnie w taki spos贸b?” Nie wiedzia艂. Nie cierpia艂 swojego cia艂a. Ale nie mia艂by nic przeciwko, gdyby r臋ce Rena…
Poczu艂 艣cisk w brzuchu. Powinien si臋 zbiera膰, to nie by艂 czas na to… Oderwa艂 oczy od zeszytu, nas艂uchiwa艂. Mama Kylo chyba ci膮gle si臋 krz膮ta艂a po domu, mia艂 jeszcze chwil臋.

Pompeje

Czarne w艂osy
tak, m贸wiono mi, 偶e to popio艂y
w oczach 偶arzy si臋 magma
zasycha na ciele, sklepiaj膮c rany.
Moje prywatne Pompeje nigdy nie zosta艂y odkryte
spod py艂贸w Wezuwiusza mojego umys艂u.
Przechadzam si臋 co noc po opuszczonych domach
i potykam o trupy.
Zostawiam ostatnie graffiti na 艣cianach atrium
wo艂anie o pomoc
nikt nie s艂ysza艂, gdy wali艂em w dzwony.
Pompejanie zastygli w ucieczce - wspania艂e pos膮gi
stoj膮 nade mn膮, gdy pr贸buj臋 zasn膮膰
i przypominaj膮 mi, kim m贸g艂bym by膰, gdyby nie wulkan.
Czarne ubrania
tak, m贸wiono mi, 偶e to na pogrzeb,
a ja odpowiadam grzecznie, 偶e
lubi臋 by膰 przygotowany.
W podszewce p艂aszcza zaszy艂em testament
pusta strona - wszystko, co mia艂em,
odda艂em jemu i nie posiadam nic ponad kolekcj臋
mosi臋偶nych pos膮g贸w nad moim 艂贸偶kiem.
Jestem bogatszy o z艂oto z wypraw,
gdy budowa艂em jeszcze imperium.
Prosi艂em, by pod 偶adnym pozorem nie chodzi膰 moimi szlakami.
D藕gam od ty艂u i sam rzucam si臋 na schody
w ofierze wulkanom.
Czarne buty
tak, m贸wiono mi, 偶e zostawi艂em znowu 艣lady w przedpokoju.
Jedyne 艣lady po mnie, czy naprawd臋 chcesz je zetrze膰?
Zn贸w chodzi艂em po pogorzeliskach, s膮 najbli偶sze
sercu, kt贸re 偶ywi si臋 destrukcj膮 moich r膮k.
Ach, siarka i zw臋glone drewno, gdyby tylko mo偶na by艂o
za膰pa膰 si臋 popio艂em - ju偶 dawno le偶a艂bym na odwyku.
Na forum nie ros艂y 偶adne drzewa, pami臋ta艂bym.
Bujna natura moich staro偶ytnych miast
to moja bujna wyobra藕nia strawiona przez ogie艅,
kt贸ry ogrzewa mnie w nocy.
Czarna dusza
tak, m贸wiono mi, 偶e nie ma ratunku
na transfuzj臋 krwi za p贸藕no,
bym zosta艂 jeszcze 艣wi臋tym.
Odpowiadam: nie rozumiem,
zakonni nosz膮 czarne ubrania i popiel膮 czo艂a wiernym.
Jestem prorokiem mojej w艂asnej religii.
Pompeje sp艂on臋艂y jako zapowied藕 wy偶szo艣ci ognia
nad materi膮.
Ja p艂on臋, p艂on臋 w 艣rodku.
Czer艅 ca艂a to sadza i moja dusza cierpi na wieloletni na艂贸g palenia
wszystkich moich dokona艅.
Pr贸bowali艣my terapii,
ale ona zawsze wraca do domowego ogniska.

Kylo wyda艂 mu si臋 taki dramatyczny. Po chwili jednak doszed艂 do tego, 偶e on w sumie jest bardzo dramatyczny. I jeszcze ta metafora palenia – tutaj to poezja, a jak Hux chce zapali膰 to Kylo od razu si臋 oburza. Pokr臋ci艂 g艂ow膮. To by艂a metafora, Kylo si臋 dusi艂 i dusi艂y go te wszystkie demony, przez kt贸re nie m贸g艂 zasn膮膰. To dlatego pisa艂 do niego w nocy i nigdy nie da艂 nic po sobie pozna膰. Hux zastanawia艂 si臋 ile atak贸w paniki przelanych zosta艂o w te kartki.

Teoria obecno艣ci

Nie by艂bym w stanie wyt艂umaczy膰 ci
jakie to wspania艂e uczucie
gdy podnosz臋 g艂ow臋 i widz臋 ciebie
stoj膮cego w tym samym pokoju.
Sam fakt obecno艣ci jest nieopisywalny
nie znam takich s艂贸w
a przeczyta艂em setki ksi膮偶ek.
Obecno艣膰 zawiera w sobie zbyt du偶o czynnik贸w,
za du偶o, bym m贸g艂 wymieni膰, bo rozpraszaj膮 mnie
twoje rude w艂osy i palce zaciskaj膮ce si臋 na brzegu r臋kawa
i to jak bierzesz wdech
i wydech
wszystko w tym jednym pokoju ze mn膮
po drugiej stronie
z jakiego艣 powodu siedz膮cym za daleko
od twoich r膮k.
Zawsze my艣l臋 o s艂o艅cu, w kt贸rym stoisz
w tym samym miejscu i czasie
podczas tego samego obrotu ziemskiego
pod tym samym niebem
mi臋dzy tym samym sufitem a pod艂og膮
w tych samych 艣cianach.
To jest naprawd臋 trudne do opisania.
Stara艂em si臋.
O wiele 艂atwiej trzyma膰 ci臋 w ramionach i nie puszcza膰
nigdy 
wtedy nie trzeba tyle my艣le膰
nad teori膮.

Huxowi trz臋s艂y si臋 r臋ce. Kylo to prze偶ywa艂, ka偶d膮 chwil臋 i wszystko, czego mu nie m贸wi艂, a czu艂, by艂o tutaj. I Hux by艂 w ka偶dym wierszu, jego 艣lady bezwiednie stawiane kolejnym poci膮gni臋ciem o艂贸wka.

Nie m贸g艂 w to uwierzy膰, ale u艣wiadomi艂o mu to tyle rzeczy. Kocha艂 to. I kocha艂 Kylo. 






Je艣li cierpicie na brak rozdzia艂贸w, to przepraszam, ale trwa sesja i nic nie mog臋 na to poradzi膰. W wakacje pewnie znowu Was zasypiemy z Karo. Mia艂am pisa膰 jakie艣 zabawne rzeczy, ale egzaminy z Logiki, Historii Staro偶ytnej, Morfologii, Poetyki i Historii Literatury Polskiej, same si臋 niestety nie zdaj膮. Ale t臋sknie za Wami.

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz