Han poderwał
głowę, gdy usłyszał szybkie kroki. Zatrzymał chłopaka przed wbiegnięciem do
sali. Hux spiął się na sam widok ojca Kylo. Przeklął w myślach, ale zaraz
przypomniał sobie, że nie robi nic złego. W wiedzy Solo, ciągle są
przyjaciółmi.
Han spojrzał na niego, oczy miał
przekrwione i strasznie zmęczone. Nagle rozpoznał chłopaka.
- Ty jesteś Hux?
- Tak - odpowiedział niepewnie.
Solo odsunął się. Widział
Armitage’a tylko kilkukrotnie, za to dziesiątki razy słyszał tekst „Hux zaraz
przyjdzie” albo “idę do Huxa”. Leia też wspominała mu kilkukrotnie o
przyjacielu Kylo. Han westchnął ciężko, po czym wstał.
- Przejmujesz wartę młody -
mruknął, zupełnie tak jak Ren i ruszył wolno korytarzem.
Hux obejrzał się za nim zdziwiony
i dopiero, gdy Han znacznie się oddalił, wszedł do sali.
Kylo leżał
oparty o poduszki, w bandażach i widoczną zaschniętą krwią, z grymasem bólu,
który zniknął, gdy tylko na niego spojrzał.
- Hej - przywitał się Hux i
podszedł do łóżka. - Wyglądasz okropnie.
Usiadł na krześle obok i od razu
chwycił Kylo za rękę.
- Dzięki – mruknął Ren, ale nie
umiał udawać, że jest obrażony.
Nagle zaczęło go boleć mniej. Z
odruchu chciał złapać dłoń Huxa w obie dłonie, ale przeszkodziło mu całe
okablowanie.
- Nie ruszaj się - upomniał go i
westchnął.
Sam chwycił jego dłoń w swoje i pogładził
ją delikatnie kciukami.
- Wystraszyłeś mnie, serio -
przyznał.
Ren zwiesił głowę. Nagle poczuł
się okropnie.
Hux sięgnął i pogładził go
uspokajająco po ramieniu, po czym ponownie chwycił jego dłoń. Druga ręka w
całości była zabandażowana, twarz także. Nie wyglądał najlepiej, w oczach widać
było zmęczenie i ból, tępione środkami przeciwbólowymi.
- Będzie dobrze - powiedział mu.
- Ważne, że nic nie złamałeś. Kiedy cię wypuszczą?
- Jeszcze nie wiem, jest sobota,
większości lekarzy nie ma, więc dokładne badania zrobią mi w poniedziałek.
Hux pokiwał głową.
- Spotkałem twojego ojca przed
drzwiami - powiedział. - A wcześniej jakiś ratownik powiedział, gdzie masz
pokój, nie mam pojęcia skąd wiedział, kogo szukam.
- Cóż, bo już nas razem widział w
jednej karetce - Kylo uniósł brwi w rozbawieniu.
- Co, to ten sam ratownik?! -
zapytał zaskoczony, otwierając szerzej oczy. - Ja wszystko pamiętam jak przez
mgłę, w ogóle go nie skojarzyłem. I cóż, byłem bardziej przejęty tobą.
- Wtedy czy teraz?
- Wtedy - odpowiedział. - Niezbyt
wiem, jak wróciłem do ośrodka. Pamiętam, że mnie niosłeś - tu na jego policzki
wstąpił róż. - A potem dopiero ranek. Wiem, że byłem w karetce, ale to tylko
obrazy.
Ren pokiwał głową, po czym
spróbował się unieść z poduszek.
- Co ty wyprawiasz? - syknął Hux.
- Próbuję cię pocałować, ale mam
ograniczone pole manewru.
Hux uśmiechnął się rozbawiony i
nieco zawstydzony.
- Ja spróbuję - powiedział.
Wstał i nachylił się nad Renem.
Pocałował go, wczesując mu palce we włosy. Poczuł smak krwi.
Kylo zamruczał, czekał na to,
pocałunek uspokoił go, aż do kości. Już wszystko było dobrze, wszystko było na
miejscu, gdy obok był Hux.
Zastanowił się
czy to nie właśnie w takich momentach ludzie mówią sobie, że się kochają. Tak
po prostu, bo są szczęśliwi, że ktoś o nich dba i jest obok nawet w tak
beznadziejnej sytuacji. No bo czy Hux by tu był gdyby… to było tak
nierzeczywiste. Bycie zakochanym to jedno, ale kochać naprawdę to kompletnie
coś innego.
Hux przerwał pocałunek, po czym
objął Kylo, na tyle, by nie dotykać jego ran. Był pewien, że zostaną mu
straszne blizny i z jednej strony był zły na niego za to, że zachował się tak
bezmyślnie, z drugiej strony chciał ucałować każdą z nich. Wrócił na krzesło i
spojrzał na Kylo.
- Z bliznami dalej będę ci się
podobał? - zapytał czując spojrzenie Huxa.
Hux udał zamyślenie.
- Nie no, wiesz, z bliznami to
już chyba mniej - powiedział, starając się ukryć uśmieszek za dłonią.
- A spadaj - burknął, po czym
uwalił się na poduszkach. - Na pewno jak byłeś dzieciakiem, to też chciałeś
mieć taką szramę na twarzy.
- Masz mnie, po prostu ci
zazdroszczę, dlatego ci dogaduję - powiedział ironicznie, ciągle rozbawiony. -
Zabrałeś mi marzenie Kylo.
- Już nigdy nie będziesz taki
cool jak ja - otworzył jedno oko, spoglądając na Huxa z wyższością i ledwo
powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Cholera, nawet niebieskie włosy
mi już nie pomogą w utrzymaniu pozycji bycia „cool” w tym związku. - Bolały go
mięśnie twarzy od powstrzymywania uśmiechu.
„Związku” Kylo lubił brzmienie
tego słowa. Niesamowite było to, że nawet szpitalna sala przestawała być
straszna, gdy był w niej Armitage. Ale pozostanie tu na noc nadal go
przerażało.
- Będę się musiał zbierać,
Laurene czeka na mnie na parkingu, ale jeżeli chcesz, mogę tu później wrócić.
Na pewno przyjdę jutro - zapewnił go. - Może ci coś przywieźć? A i dzwoniłeś do
twojej mamy? Może powinna wiedzieć.
Ren zastanowił się.
- Jest już późno, nie wiem jak
działają tutaj godziny odwiedzin, ale będę czekał jutro - posłał mu uśmiech -
Co do rzeczy… Na pewno słuchawki i może coś do czytania? - urwał, zastanawiając
się jeszcze chwilę - I mój zeszyt? Do mamy zadzwonię jutro, jak będę coś więcej
wiedział.
- Okej - pokiwał głową. - Będę
jutro, a ty się może prześpij, co? Nawet sobie nie chcę wyobrażać, jak to musi
boleć - wzdrygnął się.
- Nie boli - skłamał, ale pod
spojrzeniem Huxa powiedział - No trochę rwie, ale zagoi się. Na mnie wszystko
się zawsze goiło jak na psie.
Hux posłał mu ciepły uśmiech,
wstał i pocałował w czoło.
- Zadzwoń, gdyby coś się działo.
- Pisz ze mną - mruknął cicho, na
tym odkrytym policzku pojawiły się rumieńce.
- Będę - powiedział i ociągając
się, wyszedł z sali.
Gdy Kylo był
mały, należał do tych okropnie chorowitych dzieci, które ciągle lądowały w
szpitalu, a to z zapaleniem płuc, a to z powodu szczególnie ciężkiego
przechodzenia ospy wietrznej. Na początku rodzice starali się zawsze z nim być,
ale czasami zostawał kompletnie sam na długie godziny, a przede wszystkim noce.
Gdy był starszy, częściej czekało go zakładanie szwów czy nastawianie kości,
najpierw przez treningi, a później przez bójki, ale nigdy nie musiał pozostawać
na obserwacji.
Teraz znowu
leżał w pustej sali i gapił się w sufit, niezmienny od tak wielu lat. Naprawdę
powinni coś na nich malować, przecież cholera może człowieka wziąć. Nie
potrafił usnąć, ale nie chciał też dręczyć Huxa, szczególnie, że było już
naprawdę późno. Słyszał pielęgniarki na korytarzach, spinał się na każde wypowiadane
przez nich słowo. Nie wiedział czy w ogóle da radę zasnąć.
Około trzeciej
skończyła się jedna z kroplówek, a niedługo później poczuł tępy ból ogarniający
jego głowę i klatkę piersiową.
Pół godziny później spróbował
kogoś zawołać, nie sięgał do guzika wzywającego pomoc. Kto to tak projektuje?
Około czwartej dostał ataku
paniki, gdy do jego sali przywieźli nowego chłopaka. Ten definitywnie próbował
się zabić, chociaż z marnym skutkiem, skoro wciąż tutaj był.
Niedługo potem dostał swoje leki
przeciwbólowe i zapadł w płytki, urywany sen, pełen narkotycznych majaków.
Po szóstej, gdy nastąpił pierwszy
obchód, obudził się na dobre.
Nienawidził szpitali.
Ten rozdział to dla mnie jak dotknąć dzieciątko Jezus za stópki, serio! KOCHAM TO!
OdpowiedzUsuńDlaczego ten głupek nie powiedział mu, że go kocha?!
I to żartowanie i "związek" :") Uleczyło mój dzisiejszy ból egzystencjalny. A wizja szpitala całkiem dobra, dosyć realistyczna! Brawo dziewczyny, hell of a chapter! ♥