piątek, 12 września 2014
Aniołek.
Siedzę w klasie. Jest matematyka, najnormalniejszy przedmiot. Naokoło mnie siedzą dzieciaki. Wesołe twarzyczki smutne oczka. Patrzę uważniej. Nad każdym z nich wisi cień. Uznacie za szaleństwo czy schizofrenie te skrzydlate postacie nad Wami? Każda jest inna i przedstawia Was. Te anioły są obrzydliwe. Emanują Waszymi przeżyciami. Tak mało szczęścia i dobra. Oglądam anioła o dwóch wybitych zębach, z czego jeden zwisał z jego szczęki na strzępie dziąsła. Zielonkawe skrzydła są wyłamane, prawa noga zmiażdżona prawdopodobnie kołem ciężarówki. Na ustach widnieje zawzięcie i stała czujność. Anioł bez przerwy zaciska i rozluźnia palce spoczywające na rękojeści sztyletu, a gdy nasze spojrzenia krzyżują się stal błyszczy wysunięta do połowy z pochwy. Oczy tego anioła są ciemne i przekrwione, teraz pojawia się w nich również zdziwienie. W końcu niecodziennie spotyka się człowieka, który WIDZI. Po chwili jego wzrok pada na mojego Stróża. I jego twarz staje się biała jak ściany klasy. Przepraszam aniołku. Nie przydzielili mi skrzydlatej cioty. Cinnabar nie bawi się w łuki, kusze, sztylety lub inne pierdółki. W dłoni obraca swój miecz z Czerwonej Połaci. Wojskowe buciory opiera o krzesełko chłopaka przede mną, między palcami owiniętymi paskami wyprawionej skóry wije się mały skrzydlaty wąż. Twarz Cinnabara jest obojętna. Skrzydła z pałąkami z czarnych łusek i onyksowymi piórami delikatnie drgają. Uśmiecham się do aniołka. Jego ciemne oczka biegają pomiędzy mną, a Cinnabarem. Mój stróż zabiera buciory z krzesła i staje przed małym, pokiereszowanym Narielem. Odwracam wzrok ku tablicy, a sekundę później w moich uszach rozbrzmiewa odgłos łamanych kręgów szyjnych. Spoglądam na chłopca, gdy zielonkawe pióro spoczywa już bezpiecznie w mojej kieszeni. Pieprzony sługa Lucka nie dożyje nocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz