...

niedziela, 28 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.9


Tej nocy Kylo nie spał dobrze. Jak zwykle dręczyły go koszmary, do których powinien przywyknąć, ale zamiast tego budził się prawie co noc z wrzaskiem. Czasem kilka razy. Zaczynał wtedy ćwiczyć albo pisać, cokolwiek, aby zająć myśli. Tak było i tej nocy. Zbudził się koło czwartej ciężko dysząc, był pewny, że nie uda mu się zmrużyć oka, nie z tym, co siedziało mu w głowie. Usiadł na skraju łóżka, ręce mu się trzęsły, nie za bardzo potrafił się uspokoić. Co się z nim działo? Złapał za telefon, czując ukłucie w sercu widząc nieodebrane połączenia od matki i ojca. Wciąż próbowali się z nim skontaktować, ale Kylo był pewny, że nie byłby się w stanie odezwać, tym bardziej odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie. Nigdy nie miał z nimi dobrego kontaktu; matki nigdy nie było w domu, miał z nią zaledwie kilka rozmytych już wspomnień z dzieciństwa, spacer w pobliskim parku, przytulenie na dobranoc, jakaś chwila, gdy śmiali się wszyscy w trójkę. Wielka dyplomatka Leia Organa nie miała czasu na czytanie mu bajek, pieczenie ciasteczek i śpiewanie kołysanek. Powinien rozumieć, ale chyba nie chciał. Jeszcze bardziej niezrozumiały był dla niego ojciec, człowiek, który nie potrafił usiedzieć w domu, ciągle wyjeżdżał w długie trasy, rozwożąc różne towary po całym świecie. Jedynym kompanem, którego sobie życzył był jego pies, Chewie. O ile z matką Kylo potrafił jeszcze czasem dojść do porozumienia, to ojciec… Ach, szkoda gadać. Ich niekompatybilność była wręcz niemożliwa do skategoryzowania, ale wielkością musiała równać się z jakąś supernową. Przez to dochodziło między nimi nie tylko do kłótni, kilka razy dali sobie też po mordzie. Kylo nawet nie zauważył kiedy wbijać sobie paznokcie we wnętrze tej dłoni, w której nie znajdował się telefon. Dalej był zbyt roztrzęsiony, by zrobić cokolwiek konstruktywnego.

Kylo: Hux?

Armitage zatrzymał film. Nie przywykł do otrzymywania wiadomości tak późno w nocy, normalni ludzie o tej porze spali. Odszukał telefon wśród pościeli, którą rozkopał, starając się ułożyć jak najlepszy stos poduszek, na którym miał spędzić czas do rana, oglądając filmy. W zasadzie był wystarczająco zmęczony, by iść spać, ale gdy po czytaniu artykułów w internecie okazało się, że jest w pół do drugiej, uznał, że jeszcze wcześnie. Znalazł telefon za łóżkiem, ale jeszcze większym zdziwieniem było to, że pisał Ren.

Armitage: Czemu ty nie śpisz?

Kylo stwierdził, że nie ma pojęcia, co odpisać. Po prostu go zamurowało, bo był pewny, że Hux śpi i co najwyżej, będzie się rano tłumaczył z wysyłana wiadomości o tak chorej porze. To dziwne nagle nie być z tym całym burdelem w jego głowie całkiem samemu.

Kylo: Jak to się w ogóle stało, że masz Millicent?

Armitage jeszcze raz upewnił się, że pisze z Kylo, potem spojrzał na godzinę, na swojego kota i znowu na okno czatu. Odłożył laptopa na bok i skupił się na telefonie.

Armitage: Czy ty jesteś pijany??

Kylo: Nie jestem.

Armitage: To dobrze, bo nie chciało mi się nigdzie jechać.

Och, touchée. Czyli jednak pamiętał, co Ren odwalił tamtej nocy. Choć z drugiej strony… Hux chciał po niego jechać, bez pytań i nawet marudzenia.

Kylo: Jestem trzeźwy, jak szkło. I chyba w tym mój problem.

Armitage: Tak? To zrób jaskółkę.

Kylo: Naprawdę chciałeś przyjechać?

Kylo wysyła zdjęcie.

Hux parsknął na widok selfie półnagiego Kylo, który próbował stać na jednej nodze. Wyglądał jednak na zmordowanego, cały blady, czerwone oczy. Hux zrzucił to na późną porę, nie dopuszczając do siebie innych tłumaczeń.

Armitage: Weź się ubierz, już ci wierzę.😦

Armitage: Jeżeli pijany pytałbyś o mojego kota to by znaczyło, że to jakiś stan krytyczny.🐈

Hux nawet nie widział, jak blisko był prawdy.

Kylo: A Ty dlaczego nie śpisz?

Armitage: Ja nigdy nie śpię.🌃

Kylo: Naprawdę jesteś robotem.

Ren ułożył się na łóżku i okrył kocem. Dzięki rozmowie z Huxem powoli się uspokajał.

Armitage: Doszedłem po prostu do wniosku, że skoro i tak nie zasnę, to pooglądam filmy czy coś. Po co marnować czas?

Hux zamknął laptopa i odłożył go na ziemię obok łóżka, uznając, że skoro Ren teraz pisze, to on i tak nie skończy już filmu, który swoją drogą był dość nudny, a może jakieś dwie godziny wypadałoby przespać. MIlicent leżała przy jego boku, niewzruszona jego ruchami.

Kylo: Co oglądałeś? Znowu jakieś polityczne bullshity?

Armitage: Dla twojej wiadomości, oglądałem nowego Spider-mana, ale jest słaby jak wiór.

Kylo: Jak Ty się kompletnie nie znasz na filmach.

Armitage: Oczywiście, że się znam, dlatego to wyłączyłem.

Kylo: Po prostu nie rozumiesz tego klimatu. A oglądałeś Kapitana Amerykę?

Armitage: Nie i pewnie tego nie zrobię 🙆

Kylo aż się zapowietrzył, to była jego ulubiona postać i czuł ogromną potrzebę, aby Hux to zrozumiał. Dlaczego? Było zbyt późno, aby się nad tym zastanawiać.

Kylo: Boisz się, że nic nie zrozumiesz?

Huxowi już nawet nie chciało się wchodzić w dyskusję.

Armitage: W tych filmach nie ma nic do rozumienia, trochę wybuchów, jakaś akcja, pseudo dramat i świat uratowany.

Kylo: Jak Ty wszystko potrafisz spłycić i poszarzyć, Hux.

Armitage: ¯\_(ツ)_/¯ a cóż ja poradzę, że nie zwykłem szukać drugiego dna tam, gdzie go nie ma. W ogóle wybierasz ty się spać dzisiaj?

Kylo zastanowił się poważnie nad tym pytaniem, nie chciał znów zamykać oczu, obawiał się, że koszmar powróci.

Kylo: Raczej nie.

Armitage: To źle, bo matma jutro, nawet ja idę spać.

Kylo: Ktoś tu przed chwilą mówił,że nigdy nie śpi.

Armitage: Dwie godziny przed matmą - zawsze.

Kylo: W takim razie dobranoc, czy coś? Chociaż Ty pewnie podłączasz się po prostu do gniazdka, żeby się naładować.

Armitage: Dobre porównanie 🤔 to do jutra.

Armitage: A w ogóle to kota dostałem od rodziny jako wyraz nienawiści, cóż, punkt dla mnie, bo mam kota 🐈

Kylo: Dlaczego akurat kota? Do Twojego braku uczuć o wiele bardziej pasuje jakiś gad czy pająk.

Armitage: Bo rude i wredne, ale to nieistotne. Idź spać, wyłączam się.

Nie żeby Huxowi tak bardzo zależało na śnie, ale nie chciał się akurat o takiej godzinie rozdrabniać nad życiem. Poza tym wiedział, że niewyspany Kylo to Kylo nie do zniesienia.

Ren natomiast nie umiał dalej usnąć, łaził po pokoju w te i wewte, w końcu zabrał się za ćwiczenia, szybkie kardio, aby się zmęczyć. Padł w końcu wpół do szóstej, na godzinę przed swoim własnym budzikiem. Zasnął na macie do ćwiczeń, bez żadnego koca czy poduszki. Koszmary jednak nie zamierzały go opuszczać.

środa, 24 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.8


Kylo wciąż czuł się dziwnie. Chciał napisać do Huxa, myślał nawet przez chwilę o wysłaniu mu czegoś, co Armitage mógłby odebrać jako przeprosiny, ale w końcu olał temat i siadł do matematyki. Po trzech godzinach wysłał rudzielcowi zdjęcia, po czym padł na łóżko jak po ciężkim treningu. Matma mogłaby spokojnie pracować w sali tortur. Hux odebrał wiadomości, gdy wrócił spod prysznica. Choć bardzo mu się nie chciało, sprawdził zadania i, ku jego zaskoczeniu, zdecydowana większość była dobrze.

Armitage: Jak chcesz, to potrafisz. Szkoda, że najpierw muszę wyjść z siebie, żeby to się stało.

Spojrzał na ekran telefonu, znów nie miał pojęcia co napisać. Zamigotało mu powiadomienie z ich grupy klasowej, otworzył je i szybko przeczytał.

Kylo: To jak? Jedziesz?

Armitage: Ale męczysz 😑 Tam będzie tak nudno. Już wolę w domu zostać.

Kylo: Myślisz, że możesz sobie tak po prostu odpuścić, Panie Przewodniczący Szlachetnej 2B?

Armitage: Wow, ale dziś nisko uderzasz, Ren. Ja im powiedziałem dzisiaj jasno, że wszystko zorganizuję, tylko niech się zdecydują, nie ma potrzeby, żebym jechał.

Kylo: Wezmę tę butelkę Ballantine’a co nam została. I na pewno będziemy grać w pokera, będziesz mógł wszystkich ogrywać na jedzenie albo pieniądze.

Armitage: Kusisz, ale nie zmienia to wycieczek w las, komarów i deszczu. Lubię moje łóżko suche i z wypraną pościelą.

Kylo: I tak będziesz musiał chodzić na lekcje. Pani Snoke nie odpuszcza.

Kylo: I będziesz z nią tam sam na sam.

Kylo: Tylko ty, tablica i jej dyszenie za twoimi plecami.

Armitage: Dobra już! Zamknij się, bo mi niedobrze. Pojadę na tę durną wycieczkę. 😩

Kylo zaśmiał się z satysfakcją. Punkt dla niego.

Kylo: Nie będzie aż tak źle Hux. I to tylko cztery dni.

Armitage westchnął. Dopiero gdy Milicent otarła się o jego gołą nogę spostrzegł się, że stoi na środku pokoju, zamiast sobie gdzieś usiąść. Lepszym pytaniem było, kiedy zdążył wstać od biurka, gdzie sprawdzał zadania Kylo. Musiał to zrobić nieświadomie, przekładając swoje nerwy na kroki po pokoju. Tam gdzie stał, tam położył się na dywanie.

Armitage: Aż cztery😑 Zacznę jutro ogarniać jakiś hotel, znając budżet, jaki nasza klasa chce przeznaczyć na zakwaterowanie, znowu trafimy do największej dziury w okolicy, jak w tamtym roku.

Przed oczami Huxa przesuwały się prawdziwe obrazy wojny, gdy okazało się, że łazienki są na korytarzach.

Ren z uśmieszkiem patrzył jak w Huxie budzi się typowy dla niego chłodny pragmatyzm, jak kręcą się trybiki, prawdopodobnie ogarnie wszystko jeszcze dziś, a jutro pokaże im z trzy, cztery opcje. Mógłby być dowódcą jakichś żołnierzy. Albo nawet generałem.

Kylo: Nie musisz im mówić o tańszych opcjach, raczej nikt cię nie sprawdzi.

Armitage: Ale wiesz jak to jest, zacznie się marudzenie, że co tak dużo i całe pierdolenie, jakby to była moja wina. 😩

W tej chwili na ekranie Huxa wyświetliło się przychodzące połączenie. Numer: Nieznany. Odebrał, gdy dzwonek nie ucichł po kilku sekundach. W przeciwieństwie do Kylo, nie miał problemów z rozmawianiem z obcymi.


- Halo? - odebrał, przygotowując się, że zaraz ktoś zapyta o jakiegoś Adama, a no nie znam Adama, ach pomyłka, dziękuję, do widzenia. W słuchawce jednak rozpoznał znajomy głos.

- Czy to Armitage Hux?

- Tak, o co chodzi.

- Mówi Poe Dameron. Mam ważną wiadomość.

- No czego chcesz.

- Halo, czy to Hux? Czy dodzwoniłem się do Armitage’a Huxa?

- Tak, to ja! O co chodzi? Czy ty mnie słyszysz?

- Czy możesz oddać słuchawkę Armitage’owi? Rudy, trochę blady i niepociągający.

- Poe idioto!

W słuchawce coś nagle zaszeleściło, jakieś niezrozumiałe odgłosy, śmiechy, Hux nie wiedział, co się dzieje, musiał odsunąć aparat od ucha. Po chwili znów przemówił do niego głos, tym razem kobiecy.

- Halo, Armitage? Wybacz, byłam pewna, że będzie umiał się zachować.

- O co wam chodzi, Rey? Czy to jakiś głupi żart? Bo jak tak, to się rozłą…

- NIE! Znaczy, nie, czekaj. Poe jest głupi, a ja mam sprawę, bo słyszałam, że organizujesz wycieczkę.

- Organizuje, a co?

- Nie chciałbyś połączyć klas? Bo moi nie umieją się zdecydować, a jak im powiem, że jedziemy z B, to przynajmniej pojedziemy gdziekolwiek.

Hux lubił, gdy ludzie dzwonili do niego w akcie desperacji. Mogli za nim nie przepadać, ale wiedzieli, kim jest i że zna się na rzeczy. Podnosiło mu to samoocenę.

- Pewnie żadna ze stron nie będzie zadowolona, ale będzie taniej.

- Ale z ciebie cebula, Hux.

- Ej, ja was nie zmuszam.

- Ok, ok. To licz dodatkowe trzydzieści osób i daj mi znać, jak będziesz miał kwatery, to ogarniemy plan.

- Spoko, ale ty załatwiasz z dyrektorem.

- Deal.

- A w ogóle to skąd Dameron koło ciebie?

- Spotkanie samorządu.

- O 20? Poza tym Poe jest z mojej klasy...

- Przywilej posiadania przyjaciół.

Po krótkich docinkach i pożegnaniu, rozłączyła się. Pierwszą myślą Huxa po rozmowie było to, że najprawdopodobniej Kylo dostanie szału, jak się o tym dowie. Ale z drugiej strony, co go to obchodziło?

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.7

- Szukamy miejsc zerowych, wiesz czym są miejsca zerowe, prawda? - zapytał Hux, powoli cedząc każde słowo. Był na skraju wytrzymałości, a bardzo nie chciał krzyczeć, bo bolało go tego dnia gardło.

Kylo zamyślił się przez chwilę, odwracając wzrok od świdrującego go wzroku Huxa i upijając łyk kawy. Od pół godziny, odkąd przyszli do domu Rena, zdążyli zrobić całe dwa zadania, a na następny dzień musieli skończyć dwie strony. Snoke była nieubłagana jeżeli chodzi o terminy, gdy raz nie zrobili połowy, to dostali taki ochrzan, że Hux przez całe dwie lekcje nawet nie westchnął. Kylo nie był pewien, czy w ogóle wtedy oddychał. Od tego czasu bali się ominąć jakikolwiek przykład, co doprowadzało Armitage’a do szewskiej pasji, bo Kylo był wyjątkowo oporny na schematy matematyki.

- Tam gdzie x ma wartość zero? - Kylo odpowiedział pytaniem, przygotowując się jednocześnie na to, że Hux zajebie mu książką. Znowu.

- Tak, brawo! - Rudy dalej mówił do niego jak do dziecka, co bardzo Kylo irytowało. - To teraz je oblicz.

- Ale jak?

- No ja się zabiję zaraz!

- Proszę, oszczędź mi trudu.

Hux zmierzył go wzrokiem, Ren wzruszył tylko ramionami.

Tłumaczyłem ci już trzy cholerne razy. Te liczby przy x-ach to a,b i c, bierzesz je i liczysz pierdoloną deltę. Potem jej pierwiastek wstawiasz we wzór. I koniec, rysujesz wykres i idziemy dalej.

- Jaki był wzór na deltę? - zastanowił się głośno Ren.

Hux gwałtownie odsunął krzesło, wstał i skierował się do wyjścia z pokoju.

- A ty dokąd? Nie wiem, co dalej robić! - zawołał oburzony i bezradny Kylo.

- Zapalić. Zawołaj mnie, jak znajdziesz oba miejsca - odparł i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Przez Kylo jego rak płuc nadejdzie szybciej niż to planował.

- Pamiętasz, że mam balkon? - krzyknął za nim Ren. - Nie musisz wychodzić z mieszkania.

Hux był tak chętny do opuszczenia tego przybytku, że zapomniał o takim wynalazku jak balkon. W pożyczonych od Kylo laczkach wyszedł na zewnątrz i odpalił papierosa.

Kylo dręczył deltę, która za cholerę nie chciała okazać przed nim strachu. W końcu, po strasznie długim czasie coś wymodził i poczłapał na balkon, oczywiście boso, żeby Hux mógł zobaczyć, czy udało mu się rozwiązać zadanie. Nie był go pewny, ale już i tak nie potrafił nic więcej wymyślić. Idąc zaklinał kartkę, aby wyniki na niej były poprawne.

Armitage wypalał już chyba trzecią fajkę, gdy Ren do niego przyszedł.

- Ech, nie mogłeś mi dać jeszcze pięciu minut bez ciebie? - marudził Hux.

Kylo wywrócił oczami i podał Huxowi kartkę z wynikiem. Armitage zgasił papierosa o wystawioną specjalnie dla niego popielniczkę i zabrał kartkę. Z kieszeni spodni wyciągnął zmiętą kartkę z odpowiedziami, które wyliczył sam w domu, żeby się dodatkowo nie męczyć z Renem.

- Jest dobrze. Dawaj następne - zarządził.

Na twarzy Kylo pojawiło się coś na kształt dumy. Obrócił się i wrócił do swojego zawalonego papierami pokoju. Za nim do wrócił Hux, szurając laczkami po podłodze. Bardzo chciał, aby jakaś magiczna siła sprawiła, że Ren obudzi się pewnego ranka z matematycznym umysłem. Zastanawiał się, czy gdyby odpowiednio mocno zajebał Kylo w głowę, to czy jakieś trybiki by mu się nie odblokowały. Słyszał o ludziach, którzy otrzymali nowe zdolności po wypadkach. Albo może lepiej wypchnąć go z balkonu?

- Czy możemy to szybko skończyć i iść jeść? - zapytał z nadzieją, gdy zasiadał do biurka.
- Spróbuję - mruknął Kylo, gryząc końcówkę ołówka i wpatrując się w kartkę z obrzydzeniem. - Co chcesz jeść?

- Nie wiem, cokolwiek zrobisz będzie ok - powiedział, przecierając twarz, traktując zupełnie normalnie fakt, że jak przychodził do Kylo to równocześnie przychodził na obiad do Kylo. - Ale nie myśl o tym teraz. Masz zadanie: Prosta przecina wykres funkcji kwadratowej w punktach A i B…

Pracowali jeszcze przez pół godziny, Renowi udało się zrobić aż dwa zadania, podparte krzykami i wyzwiskami Huxa, ale rozwiązane, to rozwiązane. W końcu odrzucił od siebie zeszyt, w którym bazgrolił równania.

- Spaghetti czy naleśniki? - zapytał sunąc do kuchni. Nawet nie kwestionował karmienia Huxa kilka razy w tygodniu, w sumie to całkiem lubił gotować.

- Spaghetti! - odkrzyknął, również wstając z krzesła i rozciągając się.

Przeszedł kilka kroków od biurka i przewalił się na łóżko. Lekcje z Renem okrutnie go męczyły, wchodził na wyżyny swojej cierpliwości, dziś jeszcze go nie pobił, książka to tylko silniejszy motywator.

Hux przewrócił się na bok i rozejrzał się po pokoju. Wbrew pozorom ściany nie były czarne, a jasnoszare, zawalone plakatami z wizerunkami zespołów czy postaci z filmów i komiksów. Gdzieniegdzie Kylo nabazgrał markerem jakiś wers piosenki lub obkleił dziury między plakatami oczojebnie kolorowymi naklejkami. Jedną ze ścian zajmował wielki regał z książkami - kilka rzędów poświęcono także płytom CD, DVD, grom i komiksom - tuż obok stało spore łóżko, dalej dywan, sprzęt do ćwiczeń, mata i kolejne stosy książek, które po prostu nie mieściły się już w regałach. Gdyby Hux nie przychodził tu tak często, to tu i ówdzie leżałyby rozwalone ciuchy Rena, których nigdy nie chciało mu się chować do szafy, ale że Kylo miał dość Armitage’owych spin, to chował je przed jego przyjściem. Na parapecie stały doniczki z różnego rodzaju sukulentami, częsty powód przytyków Huxa, ale Kylo nie miał kompletnie zamiaru się tym przejmować.

Pokój Rena zdecydowanie różnił się od pokoju Huxa, który był niemal pedantycznie czysty. Na białej ścianie wisiały dwa schematy maszynerii wojskowej - symetrycznie. Jego książki były ułożone równo na półkach, na biurku znajdowały się tylko rzeczy mu niezbędne. Kylo twierdził, że było tam zimno, Hux zarzucał to na fakt, że Ren był u niego może trzy razy. On sam lubił swój pokój, uważał, że uroku dodawało mu legowisko Milicent.

Armitage z trudem wstał z łóżka i przeszedł do kuchni, by dołączyć do Kylo, który kroił właśnie pomidory. Usiadł przy wyspie i położył głowę na zimnym blacie.

- Będziesz tak leżał czy mi pomożesz, rudy leniwcu? - Pomidory wylądowały w garnku, a Ren przerzucił się na masakrowanie nożem papryki.

- Już ci pomagam wystarczająco, zmęczyłem się - mruknął. - Poza tym nie chcesz mnie w kuchni, nie umiem gotować.

Hux wyprostował się na taborecie i przyglądał się sprawnym ruchom noża w ręku Kylo. Zastanawiał się czy bardzo bolało bycie dźgniętym.

- No tak, zdechłbyś z głodu i na nic by ci się nie przydały te wszystkie wielomiany i delty. Jak się ma Millicent?

Hux zrezygnował z odpowiedzi na zaczepkę. Niech się już Kylo o niego nie boi.

Dobrze, jak to może się mieć kot - powiedział. Sos zaczynał nabierać zapachu, a kiszki Huxa zawiązały się w supeł.

Jego odpowiedź zamknęła rozmowę na kilka chwil, dopóki telefon Huxa nie wydał dźwięku powiadomienia. Odblokował ekran, pisała ich grupa klasowa. 

- Piszą o wycieczce - poinformował Rena.

- No tak, będziesz jechał? - zapytał i sięgnął po cebulę z niezadowoleniem na twarzy. Nienawidził kroić tego wyciskającego z niego ostatnie łzy cholerstwa.

- Wolałbym nie - powiedział, przeglądając klasową grupę.

W ankiecie do wyboru było jakieś miasto, o którym nigdy nie słyszał i bardzo odpychający dla niego wyjazd w góry. Hux szczerze nienawidził natury, wolał siedzieć w domu lub chodzić po mieście. Z niewiadomych jednak powodów klasa niemal zgodnie głosowała na wypad na łono natury.

- Boisz się pająków?

- Ja się niczego nie boje, kretynie.

- Bullshit - mruknął. - Każdy się czegoś boi, nawet ty.

- Wszyscy, którzy zamykają oczy na horrorach tak mówią, żeby poczuć się lepiej - odparł.

Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio by się czegoś bał. Może jako dziecko, ale teraz zdecydowana większość rzeczy powodowała u niego agresję.

- Mam nadzieję, że kolejny mecz będziesz mógł spędzić w domku z wrzaskami ojca - odgryzł się. Nie wiedział wiele o sytuacji Huxa w domu, ale na mecze zawsze narzekał.

Przez ułamek sekundy Armitage zesztywniał, wstrzymał oddech. Wiedział, że Kylo nie jest poważny, jednak uwaga była dość dotkliwa, nawet jak na niego. Szybko otrząsnął się, mając nadzieję, że Kylo, skupiony na mieszaniu sosu, nie zauważył żadnej zmiany w jego zachowaniu. Dalej wmawiał sobie, że nie bał się niczego.

- Zajebiście - burknął. - Pewnie ci to na rękę, bo w końcu jakiś obejrzysz do końca.

- Czyżbym znalazł jakiś czuły punkt? - wyszczerzył się do niego brzydko.

Co prawda Kylo podejrzewał, że coś w domu Huxa musi być bardzo nie tak, ale nie potrafił się teraz zatrzymać, w końcu to rudzielec zaczął.

- Nie twój interes - niemal warknął.

Wstał i wyszedł z kuchni, po czym zamknął się w łazience. Usiadł na brzegu wanny i przetarł dłońmi twarz. To nie był problem Rena, nie powinien się wtrącać ani rzucać takich komentarzy. Hux przeklinał się za taką reakcję, za to, że był taki słaby i dawał się pomiatać ojcu nawet, gdy nie było go w pobliżu.

Co jak co, ale tej reakcji Kylo się nie spodziewał. Skręcił ogień pod garnkami i ruszył pod drzwi, czując się cholernie głupio, choć nie wiedział, czy bardziej z sytuacji, czy przez swoje własne zachowanie.

- Hux? - głos mu zadrżał, cholera, co się z nim działo?

Hux uspokajał oddech. Czemu Kylo się przejmował, czemu za nim poszedł? Armitage nienawidził takich scen, nie miał doświadczenia w emocjach i nie umiał sobie ze sobą poradzić. Przybrał więc poważną, nieznoszącą sprzeciwu minę. Nie miał żadnego obowiązku komukolwiek się tłumaczyć, a już na pewno nie Renowi. Nie pozwoli sobie na większe upokorzenie niż to, co się teraz działo. Przekręcił zamek i otworzył drzwi. Tuż przed nim pojawił się Kylo, z wyrazem twarzy, którego Armitage nie umiał rozpoznać. Nie był pewien, czy chciał.

- Nie widać, że zajęte? - powiedział i wyminął Kylo. - Czy możemy już jeść? Jak umrę ci w domu, to będziesz miał poważniejszy problem.

Kylo na kilka chwil zamarł, bo nie za bardzo wiedział, co się właśnie stało, po czym zacisnął zęby i wrócił do kuchni. Nałożył dwie porcje, starając się uspokoić, po co w ogóle polazł za Huxem, jego życie, jego sprawa, on go tylko uczy matmy. Postawił przed nim talerz, bez żadnego słowa i sam zaczął jeść. Coś w nim czuło się zranione, ale nie zamierzał tego rozkminiać.

Nie pamiętając smaku obiadu, Hux wrócił do domu. Przed wyjściem powiedział Kylo, żeby ten dokończył resztę zadań, bo polegają na tym samym, co zrobili razem i przesłał mu zdjęcia. Nie rozumiał, dlaczego w jednej chwili nie mógł znieść siedzenia z Kylo przy jednym stole, w sumie nie stało się nic wielkiego. Ren był poniekąd jego ucieczką z domu i wiedział, że Kylo o tym wie, w jakimś stopniu, dlatego użycie jego problemów przeciwko niemu było jak zdrada. Hux nie lubił rozdrabniać się nad swoim życiem, od zawsze uczono go, że tylko racjonalizm i pogarda zapewnią mu godny byt. A od korzeni nie mógł się odciąć.

sobota, 20 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.6



Znali się wtedy może z cztery miesiące, niby nie długo, ale spędzając razem sporo czasu zdążyli się całkiem… Polubić to nieodpowiednie słowo, ale przynajmniej zaakceptować. Tego dnia Kylo był delikatnie rzecz biorąc zniszczony, minęły święta, jego rodzice wrócili, a on miał ochotę nie wracać do domu. Nie pamiętał nawet o co poszło, ale w ostrych słowach przypomniał sobie z ojcem, że on wcale go za niego nie uważa, a tamten, że czasem żałuje, iż się nie zabezpieczał. Norma. Tym razem jednak, ta norma skusiła go do podróży po barach, bynajmniej nie w celu degustacji piwa. Kylo nie lubił jakoś szczególnie alkoholu, ale uwielbiał jego efekt. Łatwe zasypianie, brak koszmarów i wyrzutów sumienia. Bar w tym momencie stawał się dla niego niemal lecznicą, a trunki w szklankach pobrzękujących kostkami lodu antidotum na jego chujowe życie. Niestety chwilowym, ale Ren potrzebował chociażby tych drobnych momentów zapomnienia. Nie pamiętał kiedy napisał do Huxa, może i od razu zadzwonił, ale Armitage zamiast odrzucić połączenie, zlać go, zwyzywać, przyjechał po niego autem. Nie zawiózł go do domu tylko kręcił się po mieście, czasem stając na jakimś poboczu, aby podyskutować z pijanym w trzy kije Kylo. Ale przede wszystkim słuchał, z głośników leciało cicho “The hardest part” od Coldplay, Ren nie spodziewałby się, że Hux słucha czegoś takiego, jednak w tym momencie było mu wszystko jedno. Najpierw krzyczał, długo i boleśnie, później krzyk zmienił się w szloch, cichy, urywany. Wyżalił mu się, opowiedział, a Hux przez ten cały czas milczał, od czasu rzucając kilka zdań. O wiele mniej kąśliwych niż zwykle. O czym dokładnie mówili? Kylo nie pamiętał, pod powiekami wyrył mu się za to obraz bladej, skupionej twarzy i rudych, zaczesanych do tyłu włosów, podbity cichym pomrukiem silnika. Zasnął na siedzeniu, z łzami zasychającymi na twarzy i wzrokiem wbitym w Armitage’a. Tego nigdy nie powiedział, nie zapisał nawet w wierszu, ale zastanawiał się czy ktokolwiek poza nim wie, że anioły są rude.


Kylo był naprawdę ciekawy czy Hux to pamięta. Albo czy chociaż czasem o tym myśli. I dlaczego nie użył tego przeciwko niemu, to było w końcu o wiele poniżające, niż odczytywanie jego wierszy.

Armitage: Nie wiem, chyba jestem jednak za głupi na poezję. Nie umiem wyczytać krypto hejtu z niczego.

Oczywiście, że skłamał, bo doskonale wiedział, o czym opowiadał tamten jeden wiersz. Dziwne było to, że nie miał on tytułu. Z jednej strony było mu całkiem miło, że Kylo nie zapomniał o tamtej nocy, a nawet postanowił ją upamiętnić, chociaż był wtedy naprawdę nisko i Hux na jego miejscu wolałby o czymś takim zapomnieć. Nigdy o tym nie rozmawiali, Kylo nigdy nie zapytał, czemu Armitage zdecydował się po niego przyjechać, tak samo on nie spytał, czemu Ren zadzwonił właśnie po niego. Nigdy więcej nie było między nimi takiej bliskości i szczerości, nie było takiej potrzeby. Poza tym, łatwiej jest się okładać i sobie docinać, niż się sobie żalić. Jedyną osobą, przed która Hux w miarę się otworzył, była Phasma. Gdyby miał się zwierzać Kylo, chyba umarłby ze wstydu.

Kylo: Nie spodziewałem się po Tobie niczego innego. Charta non erubescit.

Armitage: Co?

Kylo: Ech… Nieważne, jest dzisiaj mecz, wiesz?

Armitage: Serio? Kurwa, znowu ojciec będzie się darł. Oglądasz?

Kylo zastanawiał się dlaczego zawsze to musi tak wyglądać, bo ich spotkania w dzień meczu były już raczej tradycją, z której rzadko rezygnowali. Dlatego też ominął całą szopkę i napisał.

Kylo: Pizza, popcorn i jak już będziemy mieli dość to Netflix?

Hux był bardziej niż gotowy. Zgarnął z półki kluczyki, wziął zeszyt Kylo pod rękę, pogłaskał Milicent na pożegnanie i wyszedł z pokoju. Zszedł po ciemku ze schodów, nigdy nie chciało mu się zapalać światła. W kuchni ojciec i macocha przygotowywali jakieś jedzenie. Miał nadzieję, że przejdzie niezauważony, jednak bystre oko starego Huxa było niezawodne.

- Gdzie się idziesz szlajać znowu? - zapytał z kuchni.

- Nigdzie. Do Kylo na chwilę - odpowiedział, stając niemal na baczność w przedpokoju.

- Do kogo?

Głos jego ojca był gruby i stanowczy, i choć pytał o zwykłe rzeczy, Armitage nigdy nie wiedział, czego się spodziewać.

- Bena Solo  - odparł. Dziwnie było wymawiać prawdziwe imię Kylo.

- Znalazłbyś sobie bardziej wartościowych przyjaciół, Armitage. Takich, co będą coś kiedyś znaczyć, wiesz. Hux nie zadaje się z byle kim - mówił to tak po prostu, krojąc cebulę. Brendol Hux był jedyną osobą jaką Armitage znał, której nie ruszał zapach krojonej cebuli i to wiele wyjaśniało.
Hux postanowił zignorować tę uwagę, bo tylko on miał prawo do ubliżania Kylo, ale z racji, że był zmęczony i zwyczajnie nie miał ochoty wchodzić teraz w żadne dyskusje, stał, póki nie uznał, że ojciec już zakończył rzucanie uwag.


Dwadzieścia minut później Hux stał pod domem Kylo, czekając aż ten mu otworzy. Wpierw usłyszał głośne sarkanie, aż w końcu otworzył mu Kylo, oczywiście uwalony mąką i sosem pomidorowym. Hux od razu poczuł zapach pizzy, więc przemilczał brudne ciuchy Rena, chciał dostać jedzenie.  W tej kwestii również się różnili, Ren uwielbiał gotować, a Hux nie tykał się kuchni. Zdjął kurtkę i buty, powstrzymał się od zwyczajowego dzień dobry, rodziców Kylo nigdy nie było w domu, a taka próba bycia uprzejmym sprawiała, że między  nim i Renem nastawała niezręczna cisza. Kuchnia była przestronna, jasna i na oko Huxa dość nowoczesna. Zwykł siadać przy wyspie z marmurowym blatem, opierać głowę na dłoniach i czekać na jedzenie, więc zrobił tak i tym razem. Z laptopa  ustawionego na jednym z blatów, leciała muzyka, bodajże Bring Me The Horizon, ale Armitage nie za bardzo odróżniał jedne wrzaski od drugich.  Czasem gdy przychodził, od razy zaczynali rozmawiać, równie często siedzieli cicho, a Hux w tym czasie kontemplował mieszkanie. Och, na pewno nie urządzał go Kylo, raczej jego matka, która musiała mieć słabość do bardzo jasnych pasteli, przełamywanych czasem mocniejszą barwą, na przykład niebieskim lub czerwonym. Żadnych zdjęć, pamiątek, mimo tego, że mieszkanie zdawało się być przytulne, to przypominało takie ze zdjęcia z katalogu mebli.

- Z czym chcesz? - wyrwał go zamyślenia Kylo.

- Z czymkolwiek.

Ren przewrócił oczami i postanowił dodać habanero oraz chili. Hux nie lubił ostrych rzeczy, a Kylo wciąż był zły o zeszyt, no i dzisiejszą kłótnie. Nie przeszkadzało mu to zaprosić Armitage’a na jedzenie. Nie lubił siedzieć sam, choć nikomu o tym nie mówił. A z Huxem nie czuł się tutaj jak jedyny straszący duch.

Huxowi rzeczywiście było wszystko jedno, wiedział, że Kylo pyta bardziej z “grzeczności” niż by poznać jego faktyczne preferencje, bo i tak zrobi jak chce. To także była całkiem zabawna postawa Rena, gdy jeszcze przed południem był gotów roztrzaskać głowę Huxa o chodnik, a teraz będzie częstować go jedzeniem. Nie, żeby był zaskoczony, to nie pierwsza taka akcja, jednak te skrajne zachowania były czasami mylące. Takie sytuacje prowadziły Huxa do myślenia o naturze ich przyjaźni, jak szybko można było dojść od napierdalania po wspólne jedzenie pizzy i oglądanie głupich horrorów. Hux był niemal pewien, że na jego stypie to Ren zrobi catering.

- A właśnie, przywiozłem ci to, wierszokleto - powiedział Armitage, wyciągając szary zeszyt z torby i rzucając na czyste miejsce blatu. Ren spojrzał na ten czyn, jak na świętokradztwo, po czym rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie, które szybko zmieniło się w lekkie rozdrażnienie.

- Zrobiłeś zdjęcia. Masę zdjęć. Prawda?

- Nie, skądże - powiedział, uśmiechając się przy tym niewinnie. - Ufam ci na słowo, że będę cię mógł w spokoju uczyć, przecież jak mógłbyś mnie oszukać.

Gdyby sarkazm był używką, Hux dawno by przedawkował.

- To kiedy jedzenie? Zdycham z głodu - dodał zniecierpliwiony.

Kylo spojrzał na niego spode łba i włożył pizzę do piekarnika.

- Dwadzieścia minut, włącz mecz i zobacz czy jest warty naszego czasu.

- Wiesz, że mecz nie jest nigdy wart mojego czasu...

- Mecz ważna rzecz, Hux - przerwał mu Kylo.

Hux westchnął i wyszedł z kuchni, przechodząc od razu do salonu. Skoczył na kanapę, dosłownie, właśnie tak się zachowywał jak nikt nie patrzył, nigdy nie mógł się oprzeć tym miękkim poduszkom, co by nie mówić, jego matka miała gust. Był przyzwyczajony do ciemnego, prawie minimalistycznego wystroju w jego domu, gdzie nie można było niczego dotknąć, bo się zepsuje (tak go strofowali od dzieciństwa). U Kylo miał możliwość położenia nóg na stole i złapania oddechu od domowych zasad. 

Znalazł pilota i odszukał kanał sportowy. Hux nie wiedział niczego o sporcie, poza podstawowymi zasadami gier. Nie znał się na zespołach, ligach, nie widział potrzeby, by krzyczeć na kolorowe punkty na ekranie. Ale u Kylo zawsze było dobre jedzenie i ten nie krzyczał aż tak, jak jego ojciec. Poza tym, znając życie przełączą na jakiś film za pół godziny, kiedy Ren po raz kolejny przekona się, że stos drewna byłby lepszym towarzystwem do oglądania meczu niż Armitage.

- I jak?! - krzyknął z kuchni Kylo - Jaki wynik?!

- Dwa do zera? Dla tych w niebieskich koszulkach - odkrzyknął Hux, skróty drużyn nic mu nie mówiły. Usłyszał ciężkie westchnienie z kuchni.

- Włącz coś na Netflixie - odkrzyknął. Musiało to oznaczać, że jego drużyna przegrywa i Kylo nie ma zamiaru ich dłużej wspierać gorącym dopingiem.

Hux wzruszył ramionami i przyłączył na Netflix, przeszukując od razu listę horrorów i wybierając tytuł praktycznie na ślepo. Czasem coś kojarzył, czasem zupełnie nie. Hux nie był fanem horrorów, ale wiedział jak bardzo Ren ich nienawidzi, dlatego utrzymywał, że są fajne. Jego problem polegał na tym, że wszytko było zbyt przewidywalne, a strach irracjonalny, ponieważ według Huxa nie ma bytów paranormalnych. Czerpał jednak dziwną przyjemność z lejącej się krwi.

W tym czasie Kylo wszedł do salonu z pizzą na talerzu w jednej ręce i butelką coli pod  pachą oraz szklankami w drugiej dłoni. Hux czekał, aż wszystko to poleci na ziemię, ale Ren doniósł je bez większych problemów. Po domu łaził zwykle w spiętych włosach, jakby nie mógł robić tego w szkole, gdy smoliste kłaki wpadały mu do oczu i zeszytu, co irytowało Huxa, a także w czarnym podkoszulku i dresach. Tych modnych, z Adidasa, zwężanych u dołu.

- Masz, może w końcu przytyjesz, świerszczu.

Hux puścił tę uwagę mimo uszu, zabrał z talerza kawałek pizzy i zaczął jeść, nie czekając nawet aż Ren usiądzie. Niemal od razu poczuł lekkie pieczenie, a w połowie kawałka miał wrażenie, że wypali mu gardło.

- Kurwa, wiesz, że nienawidzę ostrych rzeczy - powiedział z wyrzutem, zapijając colą, co tylko pogorszyło sprawę.

- Powiedziałeś, że mogę wybrać, to wybrałem - odparł zadowolony z siebie Kylo, również jedząc swój pierwszy kawałek. - Nie narzekaj, jest dobre i za darmo.

Z tą uwagą Hux nie mógł się nie zgodzić, więc to przemilczał.

- Co oglądamy?

- Sinister.

- Kurwa, wiesz, że nienawidzę horrorów.

- Powiedziałeś, że mam wybrać, to wybrałem.

Za ten uśmiech Ren chciał mu rozbić szklankę na głowie.

I tak siedzieli, Kylo oglądając film, którego nienawidził, a Armitage jedząc pizzę, której nie znosił.

czwartek, 18 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.5

 
Wieczorem Hux siedział zamknięty w swoim pokoju, pakując rzeczy na następny dzień szkoły, sprawdzając plan zajęć osiem razy, bo zapominał jakie miał mieć lekcje. Ruda kotka Milicent leżała na łóżku, mrucząc, zwinięta w kłębek. Jego rodzina uznała, że będzie dobrze, jeśli Armitage będzie miał kompana “swojego gatunku”, co było kolejnym pięknym gestem przypominającym mu, że pochodził z nieprawego łoża, ale pomijając złośliwe uwagi, bardzo lubił (może nawet kochał?) swoją rudą kulkę futra. Często tylko ona dotrzymywała mu towarzystwa, nigdy nie odmawiała mu wspólnego wylegiwania się na dywanie i planowania przyszłości. Miał nawet wrażenie, że rozumiała go bardziej niż ktokolwiek inny, że słuchała go nawet wtedy, gdy leżała we śnie i strzygła uszkami. Teraz przeciągnęła się i wstała, zmieniając tylko pozycję i wracając do snu. Hux uśmiechnął się na ten widok. A Kylo twierdził, że on nie ma uczuć.

Przypominając sobie o Renie, Hux wyciągnął z torby zeszyt, który ten przekazał mu po literaturze. Usiadł przy biurku, zapalił lampkę i spojrzał na zeszyt. Zwyczajny, szara okładka z pustym miejscem na podpis. Huxa zdziwił nieco fakt, że był dość sfatygowany jak na początek roku szkolnego, jednak wzruszył na to ramionami, zrzucając wszystko na brak zorganizowania i szacunku do rzeczy, jaki w tym wypadku musiał uskuteczniać Kylo.

Otworzył zeszyt na pierwszej stronie i zdziwił się jeszcze bardziej. Na środku pierwszej strony, bardzo artystycznym pismem zapisane było Kylo Ren. Zapiski z pola bitwy.

Czy on musi wszystko tak przedramatyzowywać? - powiedział. Milicient słuchała. - Myślałem, że dla niego literatura to jak łąka czy coś.

Obrócił kartkę, a mięśnie twarzy zaczynały go nieco boleć od ściągania brwi. Czy jemu się wydawało, czy Kylo zapisywał nie tylko całe wykłady nauczycielki, ale także omawiane wiersze? Zaczął czytać:

“Huragany”

Wieczorny chłód zimowe ciepło
podnieś swe oczy z chodnika.
Wiatr przenika przez nici ubrania
i otula, mówi, idź spać
a my idziemy na spacer.
Kto by pomyślał, że wiatr będzie taki łaskawy
dla naszych rąk.
Skąd tyle ciepła, skoro rano mijamy lód?
Drzewa stoją w ukłonach, nie bój się.
Idziemy razem, a wszystkie okna są otwarte.


Może i Hux nie uważał na lekcjach literatury, ale był pewien, że przynajmniej kojarzyłby taki wiersz. Co było jeszcze dziwniejsze - poza tym wierszem, na stronie nie było więcej notatek. Hux przewrócił kartkę. I następną. I następną. 


Daj mi duszę się
kim muszę być aby stać się sobą 


Szeroko otwarte oczy Huxa wyłapywały pojedyncze fragmenty z przewracanych stron.

Jeśli ja oszaleję, to czy pójdziesz na dno
razem ze mną?
Nie umiem sam rozpalić ogniska
na dnie oceanu

Imperium słońca - nie idziemy tą drogą.
W mroku leżą rzeczy porzucone
i tam pójdziemy podczas zbiorów

Temat: Johannes Wolfgang von Goethe - życiorys i twórczość.


Armitage Hux siedział w ciężkim szoku. Kiedy to wszystko zostało zapisane, bo na pewno nie dzisiaj? Kolejne strony to notatki z lekcji. Kylo Ren pisał wiersze? Hux wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju. To mu się nie mieściło w głowie. Ten wielki koleś z przydługimi włosami, w glanach, z zawsze gotowym pociskiem w stronę Huxa, był tak naprawdę samozwańczym wrażliwym poetą? Pół tego zeszytu to wiersze podpisane imieniem Kylo Rena. Hux wrócił do biurka i zaczął kartkować zeszyt raz jeszcze. Nie śniło mu się. Właśnie w tym momencie, zupełnie przez pomyłkę, poznał prawdopodobnie największy sekret, jaki Kylo ukrywał przed światem - uczucia przelane na papier. Szok ustępował, Hux zaczął myśleć. Wszytko miało w pewien sposób sens. A teraz on był w posiadaniu największej broni, jaką kiedykolwiek mógł wytoczyć przeciwko swojemu emo koledze - jego własną duszę.

- Powiedz mi, Milicent, czy ja jestem okrutnym dupkiem? - zapytał swoją kotkę. Ta podniosła tylko na niego oczy, nie bardzo przejmując się tym, co właśnie obmyślał jej właściciel. - Tak myślałem. Ale czy mi z tym źle?

Hux wrócił do pierwszej strony i odblokował telefon. Pan Romantyczny Poeta nauczy się matmy w sekundę, pomyślał, uruchamiając aparat.

Kylo również siedział w swoim pokoju i ćwiczył. Nie lubił chodzić na siłownię, za dużo było tam ludzi, którzy na niego patrzyli, nie powstrzymując się od głośnego komentarza. Poza tym lubił te proste ćwiczenia, bez użycia maszyn. Pompki, brzuszki, podciągnięcia, deski, przysiady i tak dalej. Zawsze był wysportowany, bardzo o to dbał. Jako dzieciak trenował tai chi w szkole sztuk walki wujka. Przestał jeszcze w gimnazjum, kiedy do szkoły przyszło kilku nowych uczniów w tym Rey, pierwszy raz ją wtedy poznał i choć z początku polubił, to później okazało się, że cała uwaga wujka, a także innych trenerów, spłynęła na nią. Tak, miała talent, tego nie mógł jej odmówić, tai chi, które wymagało nie tylko wytrenowania ciała, ale i balansu psychicznego przychodziło jej z łatwością. Ren po prostu poczuł się odepchnięty, tak jak przedtem przez rodziców, tak teraz przez wujka. Nigdy nikomu o tym nie powiedział, jedynie zaczął się z nią ścigać, we wszystkim, aby pokazać, że nie jest gorszy. W dodatku Rey, która najpierw była dla niego całkiem sympatyczna, później zaczęła sobie z niego drwić, razem ze starszakami. Tu znowu coś w nim pękło. Nie opuszczał treningów nawet gdy był chory, ćwiczył ciągle, jeździł na różne warsztaty zwiedzając przy tym pół świata, a na końcu stał się wyrzutkiem, kimś niepożądanym. W miejscu, które poniekąd uważał bardziej za dom, niż ten, w którym się znajdował.

Wstał z maty rozłożonej w salonie i ruszył do kuchni po coś do picia. Dom był pusty, jak z resztą większą część roku i Kylo czuł się tu jak duch. Matka w delegacji, ojciec… W sumie nie był nawet pewny gdzie, ale go to nie obchodziło. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Gdy sok znalazł się w szklance, jego telefon zabrzęczał. Hux.Dziwne, pomyślał Kylo. Pisali ze sobą co prawda dość często, ale Armitage zaznaczył mu, że będzie dzisiaj ogarniał jego notatki, żeby zdać literaturę, więc spodziewał się wiadomości raczej bardzo późno w nocy. W dodatku Hux wysłał mu zdjęcie co robił bardzo rzadko. Pociągnął łyka ze szklanki, otworzył komunikator i o mało co się nie udławił, gdy ujrzał treść swojego wiersza.

Kylo: Skąd to masz?!

Armitage:
Prosto od właściciela ;)

Hux siedział zadowolony. Bingo. To był ten hak, o którym mówiła Phasma, reakcja Kylo mówiła sama za siebie. Miał go w garści, aż żałował, że jego cele nie były nieco bardziej niecne niż zdanie z matmy, ale zawsze coś.

Kylo oblał zimny pot. Rzucił się do swojego pokoju, a następnie do półki w której trzymał zeszyty i rzeczywiście zeszyt do literatury tam leżał. Przez ten idiotyczny przytyk Huxa, zapomniał, że notował nie w tym notatniku. A teraz… Ren nawet nie chciał sobie wyobrażać, co Armitage zamierza zrobić z tą wiedzą.

Armitage: Ale spoko, chyba możemy się jakoś dogadać, zanim zorganizujemy ci wieczorek poetycki 😇

Kylo: Czego chcesz? I co to ma być za emotka.

Armitage: Chcę zdać z matmy, dlatego co powiesz na to, aby jutro zacząć pierwszy temat?

Armitage: Emotka odzwierciedla moje zamiary, nic się nie stanie, jak się nauczysz działań🙆

Ren warknął. Ryży diabeł go podszedł.

Kylo: Przestań ich używać. I niech Ci będzie, masz mnie rudzielcu.

Armitage: Nigdy 😈😉 wspaniale, zatem widzimy się po lekcjach. Bądź grzeczny, to twój sekret pozostanie tylko między nami.

Po chwili, gdy Ren tylko odczytał wiadomość, zapewne wyrywając sobie wszystkie włosy z głowy, Hux napisał:

Armitage: A tak w ogóle to od kiedy ty piszesz wiersze?

Kylo: Po co Ci to wiedzieć, Hux?

Kylo zaczynał się obawiać, że od teraz każde słowo może zostać użyte przeciwko niemu. Jako, że Hux nie odpisywał dłuższy moment, Kylo ruszył do kuchni zrobić sobie tosty. Szybko robił się głodny, gdy się denerwował. Wrócił do pokoju z talerzem tostów i kubkiem herbaty. Tam czekała na niego wiadomość:

Armitage: Z ciekawości, skoro i tak już znam zawartość. Wiedziałem, żeś wrażliwy, ale bez przesady. Skąd takie inspiracje?

Hux w zasadzie mógłby zwyczajnie wyśmiać Kylo za te poezyjki, ale w końcu zapisane było pół zeszytu. Leżał teraz na łóżku, przeglądając wiersze, nie zgłębiając się i nie rozumiejąc połowy metafor, jednak fakt, że był to jakiś naturalny język wulgarnego Kylo był niesamowity.

Najpierw Ren chciał milczeć, ale skoro już ktoś poznał jego sekret, to czemu w końcu by o tym nie opowiedzieć.

Kylo: Powiedzmy, że życie, staram się wyłapywać drobne, ulotne sytuacje i przekuwać je w co teraz czytasz. Coś czego ludzie na co dzień nie widzą, bo im się spieszy i nie mają czasu.

No i jego uczucia, ale to przemilczał. Kylo był ciekawy czy Hux domyśli się, że niektóre dotyczą jego samego. Pewnie nie, Armitage nie rozumiał poezji, przynajmniej tej z lekcji.

Armitage: Ja się może i nie znam, ale mało pozytywne te wiersze. Masz jakiś o mnie?

Pewnie nie, pomyślał Hux, wysyłając wiadomość. Może powinien bardziej skupiać się na literaturze? Wtedy zrozumiałby więcej z tych wierszy i może miałby więcej chwytów na Kylo?

- Milicent, gdybym pisał wiersze, to tylko o tobie - zwrócił się do kotki.

Kylo: Może mam, może nie mam. Z Twoim sprytem, to i tak byś nie zrozumiał aluzji. Co rozumiesz przez to, że nie są pozytywne?

Hux stwierdził, że Kylo mógł od razu napisać że ma. Tylko który to? Zaczął kartkować zeszyt od początku, jednak żaden z wierszy nie wyglądał jak diss na rudego. Hux zastanawiał się, czy to był jedyny zeszyt z wierszami, nie zawierał dat, więc trudno było stwierdzić. W ogóle w jakim innym kontekście Kylo mógłby pisać o nim wiersze? Czy to znaczy, że o nim czasem myślał? W głowie Huxa pojawiało się zdecydowanie za dużo pytań dotyczących dwóch rzeczy, którymi w ogóle lub rzadko się interesował - poezją oraz Kylo Renem.

Kylo: Hux? Czy Ty właśnie tracisz swój cenny czas na czytanie moich wierszy?

Armitage: Nie.

Nie, wcale nie kartkował teraz zeszytu z wierszami najbardziej zawzięcie od… zawsze. Wcześniej tylko rzucił taką dowcipną uwagę, a Kylo wziął to na serio, praktycznie się przyznał… albo sobie z nim pogrywał?

Czy Kylo jest na tyle sprytny, by sobie ze mną pogrywać? Może o mnie nic nie ma, a ja będę sobie tym teraz zawracać głowę?

Huxa zdziwiło, a nawet przeraziło to, że chciał, aby jakiś wiersz był o nim.

Wieżowce budowane do gwiazd

Nie.

Chciałbym się spotkać nad morzem

Nie. Hux nienawidził plaży. Piasek wszędzie był bardzo niekomfortowy.

Czerwonych świateł nie widziałem
choć czerwień była tej nocy wyraźna

Nie… Chwila.

Czerwonych świateł nie widziałem
choć czerwień była tej nocy wyraźna
idealny plan ucieczki to kierowca
i droga bez końca.
Rany nie kłamią a to widok niezwykły
gdy krew miesza się z alkoholem
Radio gra twoją piosenkę
i nienawiść pisana jest z małej litery.


Hux zaśmiał się krótko. Co za beznadziejny romantyzm bez pokrycia.Chwilę zajęła mu interpretacja tego fragmentu, ale przypomniał sobie tamtą sytuację. A to się działo tak dawno.

wtorek, 16 stycznia 2018

Antidotum na niepokój cz.4


Przed literaturą, a nawet po wejściu do klasy i zajęciu miejsc w ławkach, Ren i Hux nie zamienili ze sobą słowa, mimo że obaj już się uspokoili. Armitage knuł plan, a Kylo zastanawiał się, czy może najłatwiej nie byłoby zakuć matmę i odzyskać życie. Nauczycielka literatury zasiadała za biurkiem i otworzyła dziennik, by sprawdzić obecność. Zaraz po tym ogłosiła listę lektur obowiązujących na ten semestr, zaznaczając przy tym, że pierwsza pozycja jest już na za tydzień. Hux westchnął cierpiętniczo. Nie, żeby nie lubił czytać, czytał czasopisma naukowe, biografie, książki historyczne, techniczne, lubował się w tematyce wojskowej. W wakacje dla rozrywki czytał nawet podręczniki prawne. Ale poezja? Melodramaty? A komu to było potrzebne? Hux z natury podchodził do rzeczy pragmatycznie i okiem badacza, z emocjami miał problem, ponieważ nie mieściły się w schematach, jego paleta uczuć także nie była zbyt bogata, w przeciwieństwie do Rena. Kylo był bardzo uczuciowy, co starał się przed Armitagem ukrywać, ten jednak wiedział nawet, jak wyglądają jego łzy (głównie dlatego, że to po Huxa Ren dzwonił pijany, by odebrać go z imprezy). Pewnie przez swoje analityczne i chłodne podejście Hux nie miał szczęścia w związkach. Nie, żeby było ich wiele, jednak co jeden to katastrofa. Przez moment przemknęło mu nawet przez myśl, że może gdyby czytał literaturę piękną, to miałby w sobie więcej ciepła? Jego spojrzenie mimowolnie uciekło w stronę twarzy Kylo, który patrzył gdzieś w przestrzeń. Pokręcił głową i odwrócił wzrok na nauczycielkę, włączając słuch, okazało się bowiem, że kobieta była w trakcie pasjonującej opowieści o jakimś romantyku.

- Znajomość z Anną Cateriną Goethe prawie przypłacił życiem, po rozstaniu się z nią w 1768 roku zapadł na chorobę psychiczną i przeżył w ogólny kryzys zdrowotny. Dostał ciężkiego krwotoku, a w grudniu tego samego roku prawie zmarł na ciężką chorobę płuc...

Może jednak nie.

Hux starał się notować, ale nie potrafił wyciągnąć z monologu kobiety nic interesującego. Kylo za to pisał jak powalony, notując każde słowo, a nawet dodając jakieś swoje uwagi na marginesach. Skończy się na tym, że przed najbliższym sprawdzianem Hux będzie kserował zeszyt Kylo jak nienormalny, potem bawił się w archeologa, rozczytuję niekiedy prawdziwe hieroglify. Kylo, w ferworze notowania zapomniał najwyraźniej jak wygląda alfabet i wymyślał własny, przy czym jakimś cudem rozczytywał wszytko bez trudu.

Hux, zupełnie niezainteresowany chorowitym życiem Goethego, wyciągnął z teczki kartki od matematyczki i zaczął czytać, co ona w ogóle od niego chciała i jakie podejście musiał przyjąć, by Ren załapał cokolwiek.

- I to wszystko będzie na najbliższym sprawdzianie, moi drodzy. Znajdziecie tam również test z wiedzy o lekturze.

O tak, jeszcze lepiej. Ten dzień postanowił mu dokopać. Niedawno zakupił sobie biografię wybitnego polityka Palpatine’a i chciał ją dokończyć w spokoju, ale nie, trzeba czytać jakieś smęty o niespełnionej miłości. Hux nachylił się do Kylo i szepnął:

- Wiesz, o czym jest ten “Werter"? Czytałeś? Długie to?

Kylo spojrzał na niego z ogromną dawka emocji, które oscylowały między oburzeniem, niedowierzaniem i pogardą.

- Nie jest długie, Hux. W dodatku myślę, że mogłoby Ci to tylko pomóc.

- Pomóc? - zapytał zdziwiony. - W jaki niby sposób?

- Piszą o uczuciach, emocjach i tak dalej. Pewnie ostatni raz słyszałeś o tym gdy podczas programowania robota Huxa stwierdzili, że to błąd do usunięcia.

Hux prychnął.


- Ktoś tu brał lekcje z poczucia humoru widzę - odparł. - Posiadam emocje podstawowe i tyle mi wystarczy, nie czuję potrzeby, by zaburzać swoją stabilność. Opowiesz mi to na Skype czy coś, skoro nie takie długie.

- Matmy też masz uczyć mnie przez Skype?

- Nie bardzo, bo w razie czego wolę walnąć ciebie niż rozjebać sobie ekran laptopa - odpowiedział, po czym przeanalizował jeszcze raz słowa Kylo. - Chwila, to ty jednak będziesz się uczył?! - zapytał, głośniej niż powinien. Nauczycielka zganiła go wzrokiem i kontynuowała wykład.

Kylo odwrócił głowę i nic mu nie odpowiedział.

Hux wywrócił oczami i wrócił do studiowania kartek z matematyki, chociaż po kilku minutach i one okazały się być nudne. Armitage lubił robić rzeczy porządnie, ale w momencie, gdy entuzjazm Kylo był na poziomie ujemnym, to i on równie dobrze mógłby spalić te kartki i przynajmniej byłby z tego jakiś pożytek, bo ten stos papierów okazałby mu więcej ciepła niż jego kolega przez cały dzień. Hux podparł więc głowę na dłoni i zaczął wpatrywać się w jakiś punkt nad głową nauczycielki, po czym zupełnie odpłynął gdzieś myślami.

Kylo wrócił do notowania i tematu lekcji. Gdy odwrócił się w kierunku Huxa ten opierał głowę na dłoni z przymkniętymi oczami. Nie był pewny czy Armitage po prostu nie usnął, kompletnie nie pasowało mu to do jego wizerunku, ale wolał przekonać się o tym nim zrobi to nauczycielka literatury. Dźgnął więc rudzielca palcem w policzek. Hux otworzył powoli oczy, spojrzał na Kylo, a jego twarz nie wyrażała przez chwilę nic poza czystym obrzydzeniem.

- Musiałeś? - zapytał z wyrzutem, po czym wyprostował się na krześle, aż mu kręgi strzeliły. Spojrzał na zegarek nad tablicą. Jeszcze długa droga przed nim.

- Jasne, lepiej, żeby cię wzięła do tablicy - mruknął - Ale jasne, marudź sobie dalej.

- Jaki troskliwy, jakbyś się tak troszczyło o moje zaliczenie z matmy to byłoby mi jeszcze milej - odparł. Poza tym w jaki sposób miał odpowiadać przy tablicy? Recytować wiersze? To by była farsa.  
 Ren prawie zrezygnował z dalszej dyskusji, po czym rzucił:

- W takim razie mam nadzieję że kto inny ci pożyczy notatki, skoro tak się mną brzydzisz - udał smutek w głosie. Przy Huxie jego poziom potyczek słownych wzrósł nagle o jakieś dziesięć poziomów.

Hux westchnął głośno, na szczęście riposta przyszła sama.

- Spoko, jestem pewien, że Rey ma piękne notatki i nie odmówi takiemu uśmiechowi.

Ren aż się zakrztusił własnym oddechem. Nie mogło być nawet mowy o tym, żeby ktokolwiek stwierdził, że Rey ma lepsze notatki od niego. Nie z literatury, jego ukochanego i pielęgnowanego w sercu - choć wmawiał sobie, że go nie ma - przedmiotu. Co to to nie. Nie wiedząc, że zatańczył właśnie do melodii zagranej mu przez Huxa, pochylił się nad zeszytem notując jak opętany. On gorszy od Rey? Zobaczymy Armitage.

Hux z trudem powstrzymywał wypływający mu na usta uśmiech zwycięstwa i szyderstwa jednocześnie. Kylo Ren, pokonany w tak banalny sposób. Armitage wiedział, że Rey jest niczym śmiertelny rywal jego kolegi, chociaż ktoś mu kiedyś powiedział w sekrecie (chyba Dameron), że Kylo myli nienawiść z miłością, a swoje zainteresowanie Rey ukazuje w rywalizacji z nią “bo jest głupi”, jednak Hux tak się wtedy uśmiał, że nie pamiętał nawet jak się skończyła tamta konwersacja. Rey była najczulszym punktem Kylo, nawet nazywanie go Benem Solo nie rozjuszało go tak bardzo, jak stwierdzenie, że Rey jest w czymś lepsza. Hux z zadowoleniem patrzył, jak pióro Kylo niemal przerywa kartki i jak usilnie ten skupia się na każdym słowie, dbając przy tym, by pismo wyglądało czytelnie. Hux był w pewnym sensie pod wrażeniem pasji Kylo, by nie być stawianym pod Rey, czy nawet na równi, jednak było to dość zabawne i dziecinne z jego strony. Był z siebie dumny, że prawdopodobnie załatwił sobie notatki do końca roku.

Gdy zadzwonił dzwonek Kylo odłożył pióro, wydawał się bardziej zniszczony niż po wfie, a następnie podał Huxowi swój zeszyt z namaszczeniem.

- Udław się.

- A dziękuję - odpowiedział Hux grzecznie, odbierając zeszyt i chowając go do torby.