...

środa, 3 października 2018

Antidotum na niepokój cz. 56



Hux stał w kolejce do szkolnej kawiarenki. Nie zdążył zrobić rano śniadania, była długa przerwa i był pewien, że zaraz zejdzie, jeżeli czegoś nie zje. Niestety, jak to bywa na długiej przerwie, pół szkoły przypominało sobie o istnieniu kawiarenki. Z przerażeniem w oczach spoglądał, jak kolejne kanapki znikają zza szyby.
Nagle ktoś poklepał go w ramię. Hux obrócił głowę i spotkał spojrzenie Rey.

- Hej - uśmiechnęła się dziewczyna.

- Jeżeli myślisz, że cię wpuszczę, to się pomyliłaś - odpowiedział od razu.

Rey parsknęła śmiechem.

- Nie chcę tych paskudnych buł i tobie też radziłabym sobie odpuścić. Ale chciałabym za to wiedzieć, co u Kylo.

- Nie mam śniadania, więc nie mam wyboru - przyznał. - A z Kylo w porządku. Dalej leży w szpitalu na lekach. Do końca tygodnia mają go niby wypuścić - powiedział, uznając, że skoro Rey i tak wie, o co chodzi, to nie ma sensu robić z tego wielkiej tajemnicy.

- Myślisz, że możemy go odwiedzić? - zapytała.

- MożeMy? - odparł.

Nie miał bladego pojęcia, jak Kylo zareagowałby na wizytę Rey, a co dopiero większej ilości osób.

- No ja, Finn, Poe i ty, żeby go w razie potrzeby uspokajać. Myślałam o ekipie z treningów, ale to chyba za dużo jak na jeden raz.

- Sam fakt, że stwierdziłaś, że trzeba go będzie uspokajać mówi, że to może nie być najlepszy pomysł.

Akurat była jego kolej na kupowanie, więc odwrócił się do sklepikarki i poprosił o drożdżówkę z serem - tylko to zostało. Gdy wyszli z kawiarenki, kontynuował:

- Nie wiem, Rey. Kiedy chcecie to zrobić?

- Myślałam o piątku po zajęciach. Wiesz - urwała, żeby pomachać jakimś dziewczynom - on wydaje się zawsze czuć taki odrzucony. Chciałabym mu pokazać, że wcale tak nie jest.

Hux był już bliski, by zrobić jakiś niewybredny komentarz, ale powstrzymało go wspomnienie z urodzin Rey. Kylo przecież powiedział, że rozmawiali, że się pogodzili, zaczęli od początku. Hux, nauczony nie wybaczać, miał się na baczności w imieniu Kylo. Chociaż… oni sobie wszystko wybaczyli, w każdym pocałunku, w każdym słowie. Rey też powinna dostać szansę.

- Okej, zaprowadzę was - powiedział Hux.

- Świetnie - dziewczyna aż klasnęła w ręce. - O której kończysz?

- O czternastej.

- To spotkajmy się przed szkołą, tak z dziesięć po, dobrze? Myślisz, że powinniśmy coś dla niego zabrać?

- Może coś słodkiego? Wiesz jak karmią w szpitalach - zamyślił się.

- Wiesz może, co lubi?

Hux przypomniał sobie, jak Kylo bez problemu recytował upodobania innych ludzi, w tym Rey, trochę mu tego brakowało.

- Kwaśne żelki, czekoladę… czasem piecze ciasta - powiedział, zniżając głos na ostatniej kwestii, jakby sprzedawał Rey ściśle tajne informacje za bezcen.

- Ściemniasz.

Ledwo udało im się przebić przez grupę uczniów, która tarasowała korytarz. Dochodzili już pod klasę Rey.

- Może jeszcze powiesz, że ci gotuje?

Hux poczuł gorąco na twarzy. Nie cierpiał, gdy był taki oczywisty.

- Czasami.

Rey wyszczerzyła się do niego. Niesamowicie rozczulał ją zarówno Hux kochający Rena, jak i Kylo, który był zakochany po uszy w Armitage’u. Niby miała już pewną dawkę słodkości, codziennie spędzając czas z Poe i Finnem, ale w tych dwóch było coś niewinnego i uroczego, co kompletnie nie pasowało o ich codziennych wizerunków.
Hux odkaszlnął, zakłopotany.

- To ja lecę na historię, chcę jeszcze zdążyć zjeść - powiedział. - To do zobaczenia w piątek.

I uciekł.

***

W piątek rano Kylo dowiedział się, że ordynator wziął urlop, a co za tym idzie, nie będą mogli wypisać go przed poniedziałkiem. Powiedzieć, że go to zdołowało, to jak nie powiedzieć nic. Spojrzał na swoją mamę, która siedziała obok niego czytając książkę „Włoskie buty” i co jakiś czas machinalnie poprawiając okulary. Wyciągnął rękę, tę bez bandaży, i chwycił jej dłoń, która spoczywała na kolanie.

- Tak, Ben?

Od razu odłożyła książkę.

- Mamo, może  jedź do domu odpocząć? – zapytał, widząc jeszcze dokładniej cienie pod jej oczami. Wydawało mu się także, że posiwiała bardziej w ciągu ostatnich dni.

- Zostanę jeszcze z pół godziny i pojadę, dobrze? Przywieźć ci kolację?

Jeszcze kilka dni temu powiedziałby, żeby się nie męczyła, ale posiłki w szpitalu były tak okropne, że poprosił o kanapki.

- Jak się ma Armitage? Często cię odwiedza, prawda? - zapytała nagle.

Ren trochę się zmieszał.

- Tak, w sumie codziennie. A ma się całkiem dobrze, choć ma dużo stresu z tą olimpiadą.

- Ciężko pracuje, co? - kiwnęła głową. - Pomoże ci nadrobić zaległości w szkole?

- Nie chcę go jakoś bardzo obciążać - mruknął. - Myślałem… - urwał i zastanowił się jeszcze raz, czy naprawdę chce o to zapytać - bo pierwszy etap jest już w przyszłym tygodniu i zastanawiałem się, czy by mu czegoś nie dać, tak wiesz, na szczęście.

Leia uśmiechnęła się. Nawet jeżeli z tyłu głowy miała jakieś wątpliwości, co do sytuacji swojego syna, zdawało jej się, że on ich zupełnie nie podzielał i w jakiś sposób ją to uspokoiło.

- To całkiem miły pomysł - przyznała Leia. - Chociaż jestem pewna, że najbardziej przyda mu się twoje wsparcie.

Poza tym, Leia pomyślała, że oczy Armitage’a nie były oczami człowieka, który wierzy w szczęście. Był zdeterminowany i skryty, znała te spojrzenia. Jednak fakt, że Ben myślał o tym za niego i dla niego, był rozczulający. Przypominał jej o tym, że Ben, to niezupełnie Kylo Ren.

- Wiem, ale chciałbym móc zrobić coś więcej - rzucił. - Żeby już miał to z głowy, może jego ojciec trochę by mu odpuścił.

Nagle spojrzał na nią lekko spłoszony. Nie mówił jej za dużo o relacjach Huxa z jego ojcem, ale mama zdawała się wielu rzeczy domyślać. Leia zmarszczyła brwi i spojrzała gdzieś w bok, zanim wróciła wzrokiem na Kylo.

- Co się właściwie dzieje w domu Armitage’a? - spytała po chwili.

Ren spojrzał jej głęboko w oczy. Czy ma prawo jej powiedzieć? To była w końcu tajemnica Armitage’a, nie jego.

- Przy nich moje stosunki z ojcem są zażyłe.

- A jego mama?

Kylo zastanowił się chwilę.

- Nigdy o niej nie mówił. Znam tylko jego macochę.

Leia zamyśliła się, rozważając możliwe wersje wydarzeń.

- Spróbuj z nim porozmawiać. Powiedz mu, że w razie czego zawsze może do nas przyjść - powiedziała.

Aż za dobrze znała sytuację dzieci opuszczonych przez rodziców. Choć sprawa wygląda inaczej, gdy dzieci są małe. Armitage był dorosły, będzie mógł się odciąć. Leia znała swojego syna, wiedziała, że będzie się przejmował. Wiedziała też, że ze swoim nieokrzesanym temperamentem byłby w stanie interweniować i to nie skończyłoby się najlepiej dla żadnego z nich.

Ren spojrzał na nią. Nie czuł się na tyle pewnie, żeby rozmawiać z Huxem o jego rodzinie, a o matce to już w ogóle. Ale jeśli miałoby mu to pomóc…

- Spróbuję, mamo.

Leia pochyliła się i pocałowała syna w czoło.

- Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, jeżeli coś się dzieje. I z tobą, i z Armitagem.

Uśmiechnął się do niej ciepło, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mu szwy.

Niedługo potem do sali wjechała pielęgniarka z nową porcją kroplówek.

Leia została z nim, aż nie usnął, trzymając go za rękę.

***

Hux i Dameron czekali przed szkołą na Rey i Finna. Nie rozmawiali, Poe robił coś w telefonie. Hux ostatecznie nie powiedział Kylo o tym, że zamierzają przyjść, wolał oszczędzić mu stresu. Wiedział, że jeżeli zapyta go o pozwolenie, Kylo będzie o tym myślał, wyobrażał wszystkie scenariusze, a leki jedynie podbiją jego paranoję. Postanowił, że powie mu to dzisiaj, zanim wprowadzi resztę do sali. Był raczej dobrej myśli. Gdy w końcu pozostała dwójka zjawiła się, a Poe i Finn wymienili się krótkim pocałunkiem, grupa była gotowa do wyjścia. Huxa dość bawił koncept wycieczki w odwiedziny, gdy całą czwórką wsiedli do autobusu. Oczywiście żadne z nich nie miało samochodu, a szlaban Huxa ciągle trwał.

Hux prowadził swoich kolegów przez szpitalne korytarze. Gdy weszli na oddział i znajdowali się niedaleko pokoju, Hux kazał im zaczekać, aż da im znać do wejścia, po czym sam wszedł do sali piętnastej.

Kylo, przez leki przeciwbólowe, spał jak zabity. Usta na wpół otwarte, ciężki oddech, równomierne dźwięki aparatury. Hux bardzo nie chciał go budzić, ale wiedział, że nie ma wyboru. Przysiadł na brzegu łóżka i palcami zaczesał mu do tyłu włosy, które opadły na twarz. Kylo wydał mu się bledszy i nieco chudszy, pod oczami ciągle miał sińce od zmęczenia i  wyczerpania bólem. Westchnął i potrząsnął go lekko za zdrowe ramię, mówiąc jego imię. Jednak reakcja, nawet przy mocniejszych próbach potrząsania, była zerowa. Przez głowę Huxa przeszła myśl, że mogli mu podać za silne leki, ale gdy spojrzał na etykietę kroplówki, wszystko się zgadzało.

- Hej? - usłyszał głos Rey zza pleców. 

Odwrócił się, dziewczyna wychylała się zza framugi.



- Mówiłem, że macie zaczekać - przypomniał jej, ale jego głos był zrezygnowany. - Śpi i nie da się go obudzić.


- Mam spróbować? - uśmiechnęła się chytrze.

- Nie.

Rey naburmuszyła się teatralnie, zaraz za nią wychylili się chłopcy.

- No dobra, wejdźcie - pozwolił im w końcu Hux.

Cała trójka stanęła nad Kylo, przyglądając się jego bandażom, kabelkom oplatającym jego ręce.

- Wygląda źle - powiedział w końcu Finn.

- Wyglądało gorzej - odparł Hux. Ciągle siedział na łóżku i walczył z pokusą, żeby chwycić Kylo za rękę.

- Co mu się tak właściwie stało? - zapytał Poe.

Hux otworzył usta, żeby wyjaśnić sprawę, ale tak bardzo, jak chciał powiedzieć prawdę, tak samo miał w głowie tysiące innych wytłumaczeń oprócz prawdy. Tak jak jego zawsze pytano o rany i złamania, i zawsze znalazło się inne wytłumaczenie, byle nie powiedzieć, że to jego ojciec. Hux odruchowo chciał zataić prawdę o Kylo.

- Wyskoczył z samochodu - powiedział w końcu, spoglądając na śpiącego Rena.

Poe aż zesztywniał, Rey przyłożyła dłoń do ust, a Finn wbił wzrok w Huxa.

- Czy on...?

- Nie - powiedział Hux, parując to pytanie po raz kolejny i po raz kolejny czując się tak samo nieswojo. - Pokłócił się ze swoim ojcem i się zdenerwował. Zadziałał impulsywnie.

Wszyscy przez chwilę milczeli, po czym Finn wyciągnął z kieszeni karty i zaproponował grę, aż Ren się nie obudzi. Armitage po raz pierwszy w życiu poczuł coś na kształt wdzięczności względem Boyegi.

Grali tak przez pewien czas, przerywając rzeczywiście wtedy, gdy Kylo się obudził. Reakcja Rena była dość energiczna, bo poderwał się do siadu, jakby właśnie wybudził się z koszmaru i wpadł w jeszcze większy. Hux od razu zwrócił się do niego, gdy poczuł ruch na materacu. Chwycił go za obie dłonie i próbował uspokoić. Reszta patrzyła na sytuację z lekkim przestrachem.

- Co wy tu… - urwał i spojrzał na Huxa. Później na ich dłonie. Hux dalej go trzymał, gładząc uspokajająco.

Ren wziął głęboki oddech i rozejrzał się po sali.

- Hej.

- Jak się czujesz? - zapytała Rey, uśmiechając się ciepło.

- Nie tak źle, jak wyglądam - mruknął. Teraz gorzej, pomyślał, po czym wbił wzrok w pościel. 
 
- Co tu robicie?

- Przyszliśmy cię odwiedzić - powiedziała. - A, i mamy coś dla ciebie - dodała, odwracając się do Poe, żeby ten podał jej pakunek. Ona podała zawiniątko Kylo. - Na dodanie otuchy.

Kylo otworzył zawiniątko i zdziwił się, bo było w nim ciasto, pewnie własnoręcznie upieczone, bo okropnie krzywe.

- Sernik? Z rodzynkami? – Myślałem, że mnie jednak trochę lubicie, pomyślał. Nienawidził rodzynek w serniku.

- Mam nadzieję, że będzie smakować - powiedziała.

Ren rozczęstował prawie całe ciasto i sam spróbował kawałek. Był trochę niedopieczony, ale przede wszystkim liczył się gest.

- Jak długo jeszcze tu zostaniesz? - zapytał Poe.

- Pewnie przynajmniej do poniedziałku - powiedział.

- Współczuję, serio. Jak byłem mały to leżałem po wycięciu wyrostka i myślałem, że oszaleję. Nawet nie pamiętam jak długo, bo byłem tak zaćpany.

- Ja chyba nigdy nie leżałam w szpitalu - zamyśliła się Rey.

- A jak ci wybiłem ramię? - zapytał Kylo, a pod spojrzeniem chłopaków parsknął śmiechem i dodał: - Na treningu różne rzeczy się dzieją. A Rey wcale nie jest święta, to od niej mam sztuczną piątkę - wskazał palcem na dół lewego policzka.

- Tak, masz rację - kiwnęła głową. - Ale nie byłam tu aż tak długo, później chodziłam na rehabilitację. Długo nie mogłam wrócić na treningi, to był większy ból.

Kylo spojrzał na Huxa, czekając na jego opowieść.

- Miałem zapalenie płuc w drugiej gimnazjum - powiedział, omijając wszelkie inne wizyty, skoro mówili tylko o dłuższych pobytach. – Trochę tu poleżałem.

Armitage mówił już o tym kiedyś Kylo. Idąc za ciosem, odezwał się Finn.


- Ja tego nie pamiętam za bardzo, ale na początku podstawówki jechałem z rodzicami samochodem i mieliśmy wypadek. Byłem dwa tygodnie w śpiączce - powiedział.


Wszyscy spojrzeli na niego w szoku.


- Wszyscy przeżyli - zapewnił ich szybko Finn. - Ale pamiętam to jak przez mgłę.


Kylo od razu zauważył, że Poe nie wie. Wydało mu się to dziwne, choć przecież Hux też na pewno jeszcze nie raz go czymś zaskoczy. Jednak w jakiś sposób świadomość, że zna Armitage’a tak dobrze, poprawiła mu nastrój.

- Nie masz awersji do pojazdów po tym? – zapytał Kylo.

Finn pokręcił głową.

- Już mi przeszło. Ale nie wiem, czy zrobię prawo jazdy. Może kiedyś. Mój tato do dzisiaj nie siadł za kółkiem - powiedział.

Poe położył swoją dłoń na jego. Wyglądał, jakby intensywnie nad tym myślał.

- To może zagramy? - zaproponował Hux, czując, że atmosfera robi się gęsta.

Grupa zgodziła się, na nowo rozdali karty. Obsiedli Rena dookoła i grali na jego nogach. Oprócz typowych dla rozgrywki docinek, popołudnie minęło im całkiem przyjemnie.

poniedziałek, 17 września 2018

Antidotum na niepokój cz.55


Kylo spodziewał się wielu rzeczy podczas badania u psychologa, ale na pewno nie siedzenia z kartką i rysowania drzewa. Osiemnaste urodziny za kilka miesięcy, ale wciąż podporządkowany był pod psychologa dziecięcego i tak czuł się na początku traktowany, co niesamowicie szybko podniosło mu ciśnienie. Po obejrzeniu jeszcze kilku kleksów i innych jakże symbolicznych zawijasków, psycholog w końcu przeszedł do rozmowy, a atmosfera w gabinecie od razu stężała.

Ren chciał się nikomu zwierzać, mówienie o jego rodzinie było jedynie rozdrapywaniem ran, więc odburkiwał zdawkowo, zwalając wszystko na ból związany z raną na policzku. Nie było to zresztą wcale kłamstwo, jako że rana zaczynała się w końcu porządnie zrastać, swędziała, piekła i ogólnie doprowadzała go do białej gorączki.

A wynik rozmowy z psychologiem definitywnie nie poprawił jego ogólnego stanu.


Gdy stanął na progu swojej Sali, Hux siedział na jego łóżku - jeszcze nie zgoniły go pielęgniarki - czytając jakieś notatki na olimpiadę z WOSu. On i jego mama wymieniali się przy nim dość regularnie, jego ojciec miał odgórny zakaz pojawiania się obok Rena, gdyż lekarz prowadzący uważał, iż mogłoby to wywołać kolejny atak.

Jeszcze kilka godzin temu Kylo uważał to za brednie, przecież potrafił nad sobą panować, ale teraz… Słowa psychologa wyprowadziły go z pewności do czegokolwiek.

- O czym teraz czytasz? – zapytał, podchodząc do Huxa i obejmując go od tyłu.

Na ich szczęście łóżka były oddzielone od siebie stelażami z możliwymi do zaciągnięcia kotarami, korzystali z tej opcji notorycznie, choć i tak często musieli od siebie odskakiwać na dźwięk kroków lub otwieranych drzwi.

- Koncepcja państwa i wszystko, co za tym idzie - powiedział, ale zamknął książkę i odłożył na bok. Odwrócił się do Kylo. - Jak było?

- W sumie - urwał i zastanowił się - trudno powiedzieć.

Hux chwycił go za rękę.

 - Mi możesz powiedzieć. Powiedzieli ci coś ciekawego?

Ren westchnął ciężko, miał ochotę zanurzyć twarz w Huxowych włosach, a nie mówić mu badaniach. Nie miał zielonego pojęcia, jak Armitage zareaguje, sam nawet nie wiedział, co myśleć.

- Dostanę leki.

Hux spojrzał na niego wyraźnie nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią.

- Okej - powiedział i mimo, że domyślał się w jakiś sposób odpowiedzi, to chciał, żeby Kylo sam mu to powiedział. - Na co?

- Na zachowania agresywne i autoagresywne - zacytował lekarza. - Chyba na początek mam dostać diazepam.

Hux ścisnął mocniej jego dłoń, po czym puścił ją i objął Kylo. Wszystko było dla niego zrozumiałe.

- To jest po to, żeby ci pomóc - powiedział mu. - Nie jesteś szalony, wiesz o tym.

Kylo zadygotał, po czym oddał uścisk.

- Tyle razy słyszałem, że jestem pojebanym potworem, a teraz to - głos miał cichy i matowy.

Wczepiał się w Huxa, jakby od tego zależało jego życie, trzęsąc się przy tym jak w delirce, bo nagle w jego głowie pojawiła się myśl, której nie potrafił odrzucić, a bał się jej przeraźliwie.

- Hux? - Wyszeptał. - Nie zostawiaj mnie, proszę.

- Nigdy - powiedział. Wczesał palce w czarne włosy Kylo, starał się go uspokoić. - Nie jesteś potworem.

Byłeś prowadzony złą ścieżką, pomyślał i był zły na siebie za wszystkie prowokacje, za szorstkie słowa i myślenie o tym, że Kylo był nienormalny. Miał problemy i wszystkie demony w jego głowie podżegały ogień w jego ciele, a Hux tak długo nie widział powodu, by te pożary gasić. Czy Kylo musiał wyskoczyć z samochodu, żeby ktoś mu w końcu pomógł? Ściskało go serce i widział, że nie chce, aby Kylo stała się jeszcze jakakolwiek krzywda.

Kylo uspokajał się powoli, ale w końcu przestał dygotać i tylko szybszy oddech wskazywał na to, że coś jest nie w porządku. Położył głowę na ramieniu Huxa, schował nos w zagłębieniu między szyją a obojczykiem.

Słowa powoli wlewały się w jego popękane istnienie, zasklepiając rany, zapach Armitage’a, jego ciepło, ich splecione dłonie stanowiły prawdziwe antidotum na niepokój.

***

Miał nadzieje, że wyjdzie już we wtorek, ale rany nie goiły się tak szybko, jak powinny i lekarze ciągle straszyli zakażeniem. Dostawał teraz duże ilości soli fizjologicznych oraz antybiotyków. Podczas opatrunków wciąż zabraniali mu patrzeć, ale już udało mu się poznać ilość szwów. Dziesięć na twarzy, dwadzieścia siedem na klatce piersiowej, trzynaście na prawym ramieniu. Wiedział, że połatali go jak mogli, ale wciąż irytowało go to, że jeszcze się nie widział. To było jego ciało i chciał wiedzieć, co zrobił sobie swoją osobistą głupotą.

Hux znosił mu książki z biblioteki, które Kylo połykał w zastraszającym tempie, niby powinien spać po takiej ilości leków, ale koszmary skutecznie go powstrzymywały przed wypoczynkiem. Powiedział mu, w kompletnej tajemnicy, o chęci spróbowania się w olimpiadzie z literatury, a Armitage, zamiast go wyśmiać, systematycznie przynosił mu kolejne pozycje z biblioteki.

Choć i na to też było już trochę za późno. Do oddania prac na olimpiadę zostały dwa tygodnie, a stan Kylo nie pozwalał mu na pisanie pracy, która zakrawała materiałem oraz techniką bardziej o umiejętności potrzebne dla studentów literatury niż te, których uczono ich w szkołach.

Może gdyby nie ten durny skok, to byłby w stanie to zrobić. Kolejna rzecz, którą sam wytrącił sobie z rąk brakiem rozumu. Kylo obawiał się, że ta lista z każdym dniem spędzonym w szpitalu, będzie się wydłużać, aż osiągnie krytyczne rozmiary.

Próbował powtarzać sobie, że ma jeszcze szansę za rok i po prostu czytał, odganiając w ten sposób od siebie gorzkie uczucie beznadziei, osadzające się gdzieś w przełyku.

Ren właśnie leżał z „Fedrą” Racine’a w dłoniach, gdy usłyszał swoje imię. Zdziwił się, bo mama była już u niego rano, a Armitage przychodził dopiero koło szesnastej, gdy kończył zajęcia, jadł w bufecie szpitalnym, Kylo go z tym pilnował.

 Dlatego nie spodziewał się tutaj Cassiana.

- Co tu robisz? - zdziwił się Ren, odkładając tragedię klasycystyczną na półkę, tuż obok telefonu.

- Przyszedłem cię zobaczyć, Rey wspomniała, że leżysz w szpitalu i chciała cię odwiedzić w weekend, ale nie wiedziałem, czy będziesz tu tyle leżał. Choć jak tak na ciebie patrzę… - mruknął, odwracając krzesło przodem do siebie i siadając na nim wygodnie.

- Spadaj - warknął Ren, ale o wiele słabiej niż zamierzał.

Ciężko stwierdzić, czy bardziej z powodu otępienia, które niosły ze sobą leki, czy jednak doceniał, że Andor go odwiedził.

- No weź, młody. Czy ja kiedykolwiek zajmowałem komuś dużo czasu swoją gadaniną?

Ren prychnął. Cassian nie należał do gadatliwych ludzi, podobnie zresztą jak Jyn. W końcu machnął ręką bez opatrunku, jakby zapraszając Andora do rozmowy.

- Armitage miał nikomu nie mówić - mruknął po chwili.

- Rey pewnie wyciągnęła to od nauczycieli, wiesz jaka jest - wzruszył ramionami.

Kylo pokiwał głową, po czym przyjrzał się niespodziewanemu gościowi. Andor miał na sobie granatowy sweter i skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy, te nadszarpane, z wypaloną dziurą w kieszeni, prawdopodobnie pamiątka z laboratoriów, w końcu Cassian studiował mechanikę i budowę maszyn.

- I pewnie wiesz, że chcemy, żebyś wrócił - mruknął Cassian, nie patrzył mu w oczy, wzrok wbił w pokrętło regulujące ciśnienie w kroplówce. Ren milczał zdziwiony słowami, zastanawiając się, w którą stronę pójdzie ta rozmowa. -  No więc za miesiąc będą nadawać mi mowy stopień, wiesz, ten…

- Dziewiąty - powiedział Kylo, sam nie wiedząc skąd ma tę pewność. - Ostatni przed mistrzowskim.

Cassian przytaknął. Pamiętał, ile razy przekomarzali się z Renem, kto zdobędzie go jako pierwszy, oczywiście przez różnice wieku, Kylo miał małą szansę, aby go dogonić, a teraz…

- Będziesz teraz prowadził treningi, prawda?

- Tak i chciałbym, żebyś poprowadził ze mną mój pierwszy.

Ren zastygł.

- Nie trenowałem ponad trzy lata.

- No nie wierzę, żebyś nie ćwiczył w domu. Już wyglądasz jak szafa.

Kylo go dźgnął palcem w żebra, a Cassian zwinął się na krześle, śmiejąc się cicho.

- Powiedział ten, co udawał, że “dzień nóg” nie istnieje.

Cassian uniósł ręce w obronnym geście.

- No weź, nie zmuszę cię, ale zastanów się nad tym.

- Nawet nie wiem, czy chce wrócić, wujek i w ogóle…

- To będzie mój trening Kylo, mogę na nim odwalić co chcę. Nawet przynieść kozę.

- Już to kiedyś zrobiliśmy - zauważył Kylo.

Cassian spojrzał na niego, po czym obaj parsknęli śmiechem. W końcu doprowadzali wtedy Luke’a do białej gorączki i mieli z tym ogrom wspomnień.

Kylo nigdy by nie zakładał, że jeszcze kiedyś będą dobrze spędzać czas, a jednak ten płynął szybko, a rozmowa z Cassianem po prostu się kleiła.

Ren nie powiedział mu, co prawda, o lekach, ale to nie była informacja, którą chciał dzielić się z kimś poza Huxem. Rodzice wiedzieli, jednak od lekarzy. Nie miał pojęcia, czy byłby w stanie im powiedzieć.

Na pożegnanie Cassian zostawił mu książkę, reklamując ją: „ostatnio przeczytałem, wbiła mnie w ziemię, kompletnie w twoim stylu”.

W taki sposób Ren wsiąkł w „Futu:re” i czytał zapominając jak się oddycha, aż do przyjścia Huxa.

***

Przez pobyt Kylo w szpitalu, Hux chodził jak w zegarku, o równych godzinach wychodząc ze szkoły, jedząc regularne posiłki, stawiając się w pokoju Rena o ustalonej nieoficjalnie godzinie. Oprócz książek i notatek, dodatkowo nosił ze sobą materiały na matematykę, chociaż widząc Kylo w bandażach i z przyćpanym wzrokiem, nie wspominał mu jeszcze o nich. Będą mieli czas, żeby to nadrobić, Snoke przecież nie może nie wziąć wypadku pod uwagę przy sprawdzaniu ich postępów.

Tego dnia musiał zabrać Kylo książkę sprzed nosa, żeby ten w końcu go zauważył i nim Kylo zdążył odezwać się w proteście, Hux pocałował go w czoło na powitanie.

- Zaczytałem się - mruknął przepraszająco. - Musisz to przeczytać, jak już skończę.

Gdy Hux pojawiał się w szpitalu, Ren od razu czuł się lepiej. Wystarczyło, żeby stanął w framudze sali szpitalnej, żeby ujrzał jego już prawie zupełnie rude włosy, zmartwione spojrzenie i ciepły uśmiech, a świat nabierał sensu.

Przyciągnął Armitage’a do siebie. Znów był kompletnie sam w sali, więc mogli pozwolić sobie na pocałunek i przytulenie. Kompletnie ignorował ból, jego bliskość była mu bardziej potrzebna.

- Tęskniłem – mruknął Ren.

- Ja też - odpowiedział po chwili.

Gdy w końcu został puszczony i mógł usiąść na brzegu łóżka, zapytał:

- Jak się czujesz? Jakieś wieści?

- Jak się wszystko w końcu zacznie ładnie goić, to może mnie wypuszczą w piątek. Będę musiał chodzić dwa razy w tygodniu na kontrole, brać leki, no i zacząć terapię - ostatnie słowa wymówił ciszej.

- Dasz radę, Kylo  - zapewnił go. - Damy radę. W ogóle Rey bardzo o ciebie wypytywała dzisiaj, do tego stopnia, że czułem się zmolestowany słowami. Ale nie powiedziałem jej, żeby było jasne.

- I tak już wie - mruknął Kylo, splatając ich palce razem. - Cassian tu był.

Hux zmarszczył brwi, jakby z wielkim trudem przyszło mu przypomnienie sobie, kim jest Cassian.

Pogłoska, że alkohol pomaga zawiązywać nowe znajomości, to jednak okropna ściema.

- W sensie, odwiedził cię, czy też na leczenie. Nie, czekaj, on nie jest na studiach przypadkiem? - Hux sam odpowiadał na swoje pytania. - Skąd wiedział? I co chciał?

- Od Rey i w sumie to porozmawiać.

Opowiedział Huxowi o spotkaniu z Cassianem. Nie zapomniał też wspomnieć jeszcze raz o książce.

- Z tą ilością szwów za dużo na tym treningu nie zrobisz, ale czemu nie? Rey też cię pytała, czy wrócisz, chyba przeszli zbiorowe nawrócenie - zaśmiał się. - A co do Glukhowskiego, to przeczytam, zaraz po etapie szkolnym.

- Ile zostało?

- Niewiele ponad tydzień, nie pamiętam, kiedy ostatnio poszedłem spać przed drugą - przyznał. - W ogóle, nie chciałem cię tym dobijać, ale będziesz w plecy z dwoma sprawdzianami z matmy. Snoke się nie pierdoli.

Ren rozmasował skronie.

Czuł się winny, że Armitage spędza z nim tyle czasu, ale nawet nie chciał sobie wyobrażać, iż miałoby go tutaj nie być.

Nie chciał się uczyć, już sama myśl o matematyce sprawiała, że bolała go głowa, jednak gdzieś podskórnie czuł, że to nie jedyne zagrożenie.

Złapał Huxa za rękę i splótł ich palce.

Bał się wrócić do szkoły. Przez te wszystkie lata wmawiano mu, że coś jest z nim nie tak, że jest nienormalny. Nagle okazało się, że poniekąd mieli rację i wizja stania przed nimi z uniesioną głową go przerastała. Przedtem po prostu stawał naprzeciwko nich z tekstem “pieprzcie się wszyscy” na ustach i szedł dalej. Teraz miało być inaczej. Przede wszystkim dlatego, że nie był już sam. Armitage był dla niego wszystkim, ale obarczanie go nie tylko nim samym, bo z zaburzeniami psychicznymi na dokładkę, wydawała mu się okrutna i niesprawiedliwa względem Huxa.

- Ziemia do Kylo.

- Już jestem - mruknął, otrząsając się z rozmyślań.

- Pomogę ci, wiesz - powiedział Hux. - Z matmą i wszystkim. Znajdę jakiś sposób, żebyś mi to wynagrodził - dodał z chytrym uśmieszkiem.

Ren spojrzał na niego trochę nieprzytomnie, po czym przyciągnął go do siebie, wtulając się i łaskocząc włosami w szyję Armitage’a.

- Nie dziwi mnie to jakoś szczególnie - burknął, udając obrażonego.

Hux zaśmiał się krótko i pozwolił Kylo zostać tak przez chwilę. Ciągle zastanawiał się na ile leki tłumią ból, na ile wypływają na to, że Kylo jest taki pieszczotliwy. Hux po raz pierwszy w życiu bał się go dotykać, by nie zrobić mu większej krzywdy. Bandaże Rena były szorstkie i zdawały się być wszędzie.

Do sali weszła pielęgniarka z nową kroplówką. Odsunęli się od siebie, ale nie aż tak gwałtownie. Ren cierpliwie czekał, aż kobieta przypnie wężyk i ustali ciśnienie. Przez kilka chwil wydawało mu się, że rozsadzi mu rękę, ale po chwili wszystko zaczęło działać normalnie, a ból znikł. Zostawiła mu także kubeczek z lekami i na szczęście odpuściła sobie pytania o mocz i kał, bo Ren zapadłby się pod ziemię.

Nie minęło kilka chwil, a zaczął czuć się sennie. Położył się na łóżko i coraz ciężej było mu złapać zielone spojrzenie.

- Poczytasz mi, Hux?

Hux pokręcił głową z niedowierzaniem. Teraz był pewien, że czymkolwiek szpikowali Kylo, musiało być mocne. Sięgnął po książkę, która Ren czytał, zanim ten przyszedł i otworzył na zaznaczonej stronie. Poprosił, aby Kylo wskazał mu, gdzie skończył. Odchrząknął i zaczął czytać. Ren wygodniej ułożył się na poduszkach i zamknął oczy. Nie zapowiadało się, że Hux będzie musiał czytać długo.

- Po mojej lewej siedzi Dziewięćset Szósty. Jak zwykle. Zbieram się, żeby coś mu powiedzieć. Coś wyznać. “Zamierzam stąd uciec. Nie chciałbyś się przyłączyć?”, powtarzam sobie w duchu. Rzucam na niego spojrzenie z ukosa i milczę. “Zmyjmy się stąd… Samemu mi się nie uda, ale we dwóch…”. Gryzę się od środka w policzek. Nie mogę. Chcę mu ufać i nie mogę*.

- Może, tylko się boi, - mruknął Ren, nawet nie otwierając oczu - tego kim jest i kim mógłby…

Hux uniósł głowę. Kylo spał w najlepsze z otwartymi ustami. Westchnął i odłożył książkę na szafkę. Rozejrzał się po sali. Była pusta, za oknem było szaro, zaczynał padać deszcz. Westchnął znów, uświadamiając sobie, że w tym deszczu musi teraz wrócić do domu. Posiedział przy Kylo jeszcze chwilę, ale ten zasnął już na dobre. Hux pomyślał, że to nawet lepiej, że śpi, na pewno mniej go wtedy boli. Wstał i zaczął się zbierać. Z wieszaka zabrał swój płaszcz, torbę założył przez ramię. Podszedł jeszcze raz do łóżka, odgarnął Kylo włosy z czoła i pocałował. Nakrył go też kołdrą  i dopiero wtedy opuścił pokój.

Był już prawie przy wejściu, gdy zorientował się, że nie ma szalika. Przeklął pod nosem i wrócił się do sali numer piętnaście. Przeszedł po raz kolejny przez cały szpital, do skrzydła z oddziałem dziecięcym i gdy stanął w drzwiach sali, zamarł. Przed łóżkiem Kylo stał Han Solo. Nie usiadł obok, stał naprzeciwko syna z założonymi rękoma i patrzył, jak ten śpi. Hux cofnął się w głąb korytarza. Od dnia wypadku, widział ojca Kylo w szpitalu po raz pierwszy. Czy przychodził tu częściej? Czy Kylo o tym wiedział? Hux założył, że Han pojawiał się tylko wtedy, gdy Kylo spał, o ile przychodził tu wcześniej. Wyglądał na zmęczonego. Mężczyzna odkaszlnął i obszedł łóżko, usiadł na krześle. Zaczął coś mówić, jednak było to zbyt ciche, by Hux mógł cokolwiek usłyszeć. Cofnął się zupełnie i skierował do wyjścia. Szalik może zaczekać na niego do jutra.


*„Futu:re” Dmitry Glukhovsky, s .77.




Witam ponownie, kto się stęsknił? Nie będę nic tłumaczyć, po prostu zapraszam Was na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że mieliście lub jeszcze macie sympatyczne wakacje.