...

sobota, 6 czerwca 2015

Zaułek cz.2

            Obudziły ją ciche kroki. Nie przypominały jej ani trochę tych należących do Cinnabara, więc wolnym, wężowym ruchem wcisnęła rękę pod poduszkę i zacisnęła dłoń na Colcie “Peacemaker”. Mimo ciężaru broń leżała idealnie w jej dłoni, a chłód metalu podniósł kącik ust Hecate w wilczym uśmiechu.
- Wstawaj.
            Zerwała się i wycelowała w nieznajomego, napinając kurek rewolweru drugą ręką. Mężczyzna też nie był bezbronny, w obu dłoniach trzymał rewolwery Magnum 44. Jeden celował w śpiącego Cinnabara, natomiast ziejące czernią oko drugiego spoglądało na nią. Zagryzła wargę i po chwili fuknęła:
- Czego chcesz?
- Bachora.
            Mężczyzna szarpnięciem głowy odrzucił długie, blond włosy na plecy. Wciąż w nią celując pochylił się nad chłopakiem i bez ceregieli pociągnął go za kołnierz do góry, a następnie potrząsnął, żeby rozwinąć go z koca. W trakcie niedelikatnej pobudki Cinnabar ocknął się i zaczął wierzgać starając się kopnąć napastnika. Mężczyzna westchnął znudzony i rzucił chłopakiem o ścianę zaułka.
- Ty…- z gardła Hecate wydobył się pełen furii warkot, a fioletowe oczy zabłysły niebezpiecznie. Już miała strzelać, nie przejmując się lufą Magnuma wpatrującą się w jej czoło, ale moment przed naciśnięciem spustu wojskowy bucior walnął ją szczękę zwalając z kolan.
- Jesteś prawie tak samo irytująca, jak bachor…
Leżąc na ziemi kątem oka ujrzała, jak mężczyzna chowa jeden rewolwer do kabury, jak podkopuje ciało Cinnabara do góry i przerzuca sobie chłopaka przez ramię odchodząc wgłąb zaułka. Chciała się zerwać i pobiec za nimi, ale dzwoniący ból odebrał jej resztki świadomości.

- Hecate.
            Cinnabar… Ból powrócił natychmiastowo, niczym korkociąg przewiercający jej głowę na wylot od policzka po oko. Chłopak podniósł ją za ramiona do góry opierając o mur. Na jej twarzy znalazła się dłoń, która sukcesywnie ją obmacała, a następnie delikatnie złapała jej szczękę. Poczuła nieprzyjemne mrowienie, które w momencie łączenia kości jarzmowej spotęgowało świdrujący ból. Jednak nie krzyknęła, choć raczej z braku siły niż samozaparcia. Zabieg trwał. Po dłuższym czasie odważyła się otworzyć oczy i spojrzała na uśmiechniętego Cinnabara. Jego pociągłą twarz pokrywały świeże sińce, jednak nie ta zmiana najbardziej zdziwiła Hecate.
- Cinn- mimo bólu usta dziewczyny ułożyły się w idealne “O”.
- Tak?
- One wróciły.
Szeroki uśmiech.
- Ważniejsze, że znów mam moc. Inaczej chodziłabyś z brzydką buzią.
- Nie żartuj sobie cholero. Gdzie jest ten koleś?
Jeszcze szerszy uśmiech.
- Nie mam pojęcia, Hecate. Zupełnie się tego nie spodziewałem, ale on nas uratował. Powiedział mi parę rzeczy, co prawda wspierając się siłą,- tu wskazał na swoją wciąż puchnącą twarz- ale po którymś słowie lub razie… Ciężko stwierdzić, sama rozumiesz, i poczułem, że znów mogę leczyć.
            Dziewczyna spoglądała na Cinnabara ciekawskim wzrokiem. Włosy chłopaka były idealnie białe, co ostatnimi czasy… Nie. Nie potrafiła sobie przypomnieć kiedy miały taką barwę. W końcu nie tylko ognisko barwiło się jego smutkiem.
- Skończyłem. Pakuj się, wynosimy się stąd.
Nawet tęczówki chłopaka zbielały, co nadało mu trupi wygląd. Przypominał trochę rekina. Jednak zamiast wypomnieć mu dziwne spojrzenie zebrała szybko swoje rzeczy, bez przerwy obmacując szczękę. Gdy obróciła się, by oznajmić gotowość włosy i oczy Cinnabara właśnie przyjmowały błękitny odcień.
- Emocjonalny kameleon.
            Cinnabar tylko parsknął śmiechem i gestem przywołał ją do siebie. Poczuła uścisk w żołądku. Nie lubiła latać. I za cholerę jej się nie podobało, że będzie musiała zrobić to znowu.

***
            Tak jak mówiłam, Cinnabar i Hecate znów zawitali na blogu. Po prostu każdy potrzebuje czasem terapeutycznej odskoczni, a te mordki idealnie na nią pasują. A jako bonus łapcie mój projekt Hecate :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz