Dawno temu, dawno temu, w
Nowym Yorku, nad Manhattanem, a jeszcze dokładnie mówiąc w latającej
fortecy zwanej Hellicarrierem rządził król Fury. Fury był dobrym władcą i
mimo, że rządził mocną ręką, mieszczanie szanowali go, ponieważ dbał o
to, aby miasto się rozwijało, a jego mieszkańcy żyli dostatnio. Jego
najlepszymi pomocnikami był jego zaufany doradca, kasztelan Coulson i
Maria Hill, którzy zajmowali się przede wszystkimi sprawami militarnymi,
byli geniuszami strategicznymi. Król Fury miał też przybraną córkę –
Nataszę, nadzwyczajnie utalentowanego szpiega, której również pozwalał
na pomaganie sobie w rządzeniu Nowym Yorkiem, jednak bez przerwy marzył o
tym, żeby wydać ją za mąż. Mimo jego szczerych chęci na horyzoncie nie
pojawiał się ani żaden kandydat, a może gdyby nawet przybywali, to
Natasza prawdopodobnie wiedziała o tym dużo wcześniej i potrafiła się
ich skutecznie pozbyć.
Tak też żyło się
względnie spokojnie mieszkańcom Nowego Yorku, aż pewnego razu dało się
słyszeć w grodzie pod zamkiem, coraz więcej plotek, że jakaś okropna
poczwara grasuje na obrzeżach miasta. Ludzie bali się wypędzać bydło na
żyzne łąki wokół East River, co rusz ktoś krzyczał, że zaginęła jego
krowa, owca, czy baran. Coś, a może ktoś szerzyło spustoszenie w
stadach, ludzie biednieli, bali się nieznanego wroga, który uparł się,
aby uprzykrzyć im życie. Niejeden zaczął coraz głośniej skarżyć się na
króla, głosów tych było coraz więcej, wreszcie dały się słyszeć również
na Manhattanie.
Natasza, która często
bywała na manhattańskich targach, żeby zaczerpnąć tam, choć trochę
informacji od ludu, a nuż posłyszałaby jakąś plotkę o nadchodzącym
zagrożeniu. W dodatku wśród mieszczan żył także jej najlepszy przyjaciel
i najbardziej poważany przez nią informatorzy – Clint, który na co
dzień parał się grotnictwem. I to właśnie on powiedział Nataszy, że
garbarze i kramarki mówią o jakiejś bestii, która pożera zwierzęta, czym
wgania prostych ludzi w biedę, a co poniektóre uliczki zaczynają
przymierać głodem. Natasza od razu doniosła o tym Królowi Fury'emu, a
gdy ten dowiedział się, że coś niedobrego dzieje się na mieście,
stwierdził, iż powinien coś z tym zrobić, bo ludzie gotowi jeszcze
wzburzyć się przeciwko niemu. Oczywiście Król nie obawiał się buntu,
miał zbyt potężne zasoby broni, jednak nie chciał za żadne skarby
doprowadzić to konfliktu w jego własnym mieście, więc wziął się do
roboty. A że Fury był Królem mądrym, sprawiedliwym i rozsądnym, nakazał
Kasztelanowi Coulsonowi posłać do grodu swoich podwładnych, a ci po
powrocie do zamku potwierdzili to wszystko, co wcześniej powiedziała
Natasza.
Ludzie wyraźnie czegoś
się bali, niektórzy uważali, że ten, kto kradnie z pastwisk owce zakrada
się do nich od strony zamku. To tym bardziej zadziwiło Króla – sprawa
była poważna, więc Fury postanowił wysłać swoją straż w okolice
Manhattanu, mieli się ukryć pod wzgórzem, na którym stała spokojnie
wieża miejscowego wynalazcy, Howarda Starka, zająć pozycje i mieć oko na
wszystko, co się działo wokół. Król polecił im też, żeby baczyli na
nawet najmniejszy szmer, szczególnie nad ranem. Jego strażnicy trwali na
warcie przez kilka dni, co kilka godzin się zmieniając, ale niczego
niepokojącego nie zauważyli.
Wreszcie któregoś dnia,
gdy niebo poczęło szarzeć, więc niemal jeszcze w nocy, coś zaczęło
szeleścić między drzewami, jakby skradać się, jakby stąpać, a stąpnięcia
te stawały się coraz wyraźniejsze i cięższe. Strażnicy królewscy cicho
podeszli do miejsca, z którego dochodziły owe dźwięki... i szybko tego
pożałowali.
To, co ukazało się przed
ich oczami było iście przerażające. Przed sobą zobaczyli wielkie
metalowe łapy, a na nich osadzone przysadziste, wielkie cielsko Ultrona
Manhattańskiego. W ciemności ledwo mogli dostrzec jego łeb, a jednak
doskonale wiedzieli gdzie on się znajduje, ponieważ na wzór swojego
dalekiego kuzyna – Smoka Wawelskiego – Ultron wypuszczał z pyska
strzelające snopy ognia, Który sprawiał, że nie jednemu z strażników
Fury'ego serce prawie wyskoczyło z piersi. Opanowując strach, chyłkiem
przemknęli niedaleko strasznego zwierza i szybko, ile sił w nogach
pobiegli w kierunku fortecy Króla, aby złożyć raport przed obliczem
królewskim.
Król Fury dał im
wcześniej pozwolenie na widzenie się z nim o każdej porze dnia i nocy,
gdy tylko zobaczą coś, co ich zaniepokoi – teraz i strażnicy, i sam Król
wiedzieli doskonale, że mają bardzo trudnego wroga do pokonania. Do tej
pory o ultronach słyszeli tylko w opowieściach, a same te opowieści
powodowały, że nawet mężnemu rycerzowi nieraz włos z przerażenia jeżył
się na głowie... Teraz gad przebrzydły zakradł się tuż przed królewską
siedzibę i nic sobie z takiego dostojnego sąsiedztwa nie robiąc, a wręcz
przeciwnie. Pozwalał sobie na bezkarne porwania owiec, a także ich
późniejsze pożeranie.
Król Fury wraz ze swoimi
pomocnikami starał się wymyśleć sposób, jak tu tego Ultrona paskudnego
ubić i wtem z Manhattanu, jak grom z jasnego nieba, gruchnęła wiadomość,
że potwór począł porywać młodych chłopców i dziewczynki.
Nie pozostawało nic
innego - tylko wyzwać smoka na pojedynek! Kto miał to jednak uczynić?
Kto mógłby wykazać się taką zuchwałością? Natasza poddała Fury'emu
pomysł – Król nań przystał i wysłał wici z informacją do sąsiednich
królestw, o czym informował? Zobowiązał się oddać rękę swej córki temu
śmiałkowi, który pokona smoka. Natasza nie była tą informacją zbyt
ukontentowana, ale dla dobra poddanych postanowiła się poświęcić.
Do Nowego Yorku coraz
tłumniej zaczęli przybywać rycerze, byli wśród nich również synowie
królewscy, nikt jednak widząc Ultrona Manhattańskiego nawet nie odważył
się ruszyć w jego stronę. Fury zaczął już tracić nadzieję na to, że
kiedykolwiek potwór zostanie pokonany, a nie mógł użyć swojej broni w
środku miasta, byłoby to zbyt niebezpieczne.
Pewnego dnia do Króla
przybył syn miejscowego wynalazcy. Miał on na imię Tony i ogłosił, że
stworzył najlepszą na świecie zbroje, przy pomocy, której pokona Ultrona
Manhattańskiego. Zamiast o rękę Nataszy poprosił Fury'ego o go wsparcie
w jego wynalazkach, żeby nie musiał być już zależny od ojca. Natasza od
razu poparła syna Howarda Starka i pomogła mu dostać się niezauważonym,
aż pod pieczarę bestii.
I gdy młody Stark stanął
naprzeciwko Ultrona Manhattańskiego, w cudownej czerwono-złotej zbroi,
każdemu wydawało się, że zwycięży. Jednak przebiegłemu potworowi udało
się przechytrzyć młodego i niedoświadczonego Tony'ego, po czym powalił
go pacnięciem łapy i zaciągnął do swojej pieczary.
Nad Nowym Yorkiem, niczym ciemna chmura, zawisło nieszczęście, które wydawało się nie możliwe do rozwiania.
Jednak całej tej
sytuacji przyglądał się pewien Szewczyk, który podróżował po całej
Ameryce i naprawiał ludziom buty. Z tej też racji ludzie wołali go
Szewczykiem Ameryką, mimo, że tak naprawdę nazywał się Stevem. Gdy
pojawił się u Fury'ego nikt nie wziął mężczyzny na poważnie, gdyż nie
miał on ani zbroi, ani pięknego rumaka, ani kopii rycerskiej, ani
szabli, ale wierzył w siebie i swój rozum. I było mu naprawdę szkoda
młodego Starka, bo nie mógł on pozostać obojętny na krzywdę kogoś, kto
tak dzielnie walczył.
Pomyślał Szewczyk, że
nawet Ultron nie może okazać się silniejszy od ludzkiego myślenia. Czas
go gonił, pragnął uratować młodego Starka z rąk bestii i sposób na
potwora wynalazł.
Zdobył skórę baranią,
wypchał ją siarką, postawił na sztucznych nogach, a tak sprytnie to
wszystko wykonał, że do złudzenia żywego barana przypominała... Nie
trzeba było długo czekać na Ultrona Manhattańskiego, który zwabiony
widokiem tłustego barana porwał go i na miejscu zjadł. To był jego
koniec – siarka zaczęła bestię parzyć, a w środku miał prawdziwy pożar,
raz po raz zionął ogniem, podbiegł w stronę East River.
Pił, pił, pił.
Niektórzy powiadają, że
pił tak wodę z rzeki, aż przez siedem lat, aż w końcu nadął się jak
balon, był coraz to większy i większy, wreszcie – pękł i tym sposobem
Nowy York od siebie uwolnił!
I nastał czas spokoju
dla królestwa Fury'ego, który wyprawił w końcu wielką ucztę na cześć
Szewczyka, jednak jego już dawno nie było w Nowym Yorku.
Co się w takim razie stało z naszym bohaterem?
Wiedzcie, że Szewczyk
Ameryka stwierdził, iż nie potrzebuje do szczęścia królewny, ani tym
bardziej jej ręki, którą Król Fury mu przyobiecał. Natasza została
jednak jego przyjaciółką, tak bliską, że Steve był jednym z honorowych
gości podczas jej hucznego ślubu z miejscowym grotnikiem – Clintem
Bartonem. Za to Szewczyk zakochał się za to w młodym Starku, którego
udało mu się uratować tamtego pamiętnego dnia, gdy przechytrzył Ultrona
Wawelskiego. Opiekował się nim później przez wiele miesięcy, a gdy Tony
wydobrzał, Steve zaczął pomagać mu w jego pracowni, nie porzucając
jednak swojego rzemiosła, wciąż naprawiał ludziom buty i szył małe
trzewiczki dla dzieci. I tak mijało im ich wspólne życiem minęło wiele
szczęśliwych lat, więc w końcu, pewnego dnia Szewczyk Ameryka pojął
młodego Starka za męża i żyli razem długo i szczęśliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz