...

piątek, 16 września 2016

Come as you are cz.5

Lithium

Po tygodniu uczęszczania do Mott Hall Bronx High School, Steve poznał wszystkie jej zakamarki i nawet nie gubił się, gdy musiał znaleźć klasę. Wciąż uważał, że jednym z największych plusów tej szkoły były kanapy na korytarzach, które zastępowały twarde, niewygodne ławki, które znał z poprzednich szkół.

Siedział właśnie na historii, jednej z niewielu lekcji, które miał łączone z innymi klasami, w tym również z klasą sportową, dzięki czemu mógł siedzieć na niej z Samem. Coraz częściej przesiadywał z Falconem i musiał przyznać, że sprawiało mu to przyjemność. Samowi nie wydawało się przeszkadzać bazgrolenie Steve’a, a Rogers postanowił nawet naszkicować mu jego ukochanego F-16, czym chyba zaskarbił sobie przychylność Falcona doszczętnie.

Tego też dnia ich nauczycielka oznajmiła im, że dziś popracują w grupach czteroosobowych. Rozdała im nawet kserówki i usiadła za biurkiem tłumacząc się nawałem kartkówek do sprawdzenia, jednak Steve’owi wydawało się, że kobieta sięga częściej niż to konieczne po telefon. Poczuł lekkie szturchnięcie Falcona i podniósł głowę napotykając wesołe spojrzenie Bucky’ego Barnesa.

- Chyba wychodzi na to, że utknęliśmy razem – powiedział Bucky rozglądając się przy okazji po klasie, jakby chcąc potwierdzić swoje stwierdzenie. Tuż za nim stał Barton, dłonie miał włożone w kieszenie dżinsów i uparcie wypatrywał czegoś przez okno.

- Wielka szkoda – mruknął Sam, a Steve spojrzał na niego zdziwiony jeszcze nie zdarzyło mu się słyszeć takiego tonu w ustach Falcona. Bucky przewrócił oczami, a Clint nawet nie zareagował.

- Możecie pracować sami albo się do nas dosiąść, mi tam wszystko jedno – wzruszył ramionami i ruszył z Bartonem w kierunku swojej ławki, zbierając po drodze kserówki od nauczycielki.

Sam i Steve spojrzeli po sobie, po czym Wilson westchnął cierpiętniczo i wstał, ruszając w kierunku ławki Bartona i Barnesa. Steve usiadł na jej krawędzi przyglądając się swojej nowo stworzonej grupie. Clint podparł twarz na dłoni czekając na jakieś instrukcje, Sam bawił się długopisem, a Bucky zaczął kreślić coś po kartkach od nauczycielki. W pewnym momencie jego długopis przestał działać, Barnes pokreślił nim wściekle po papierze, jednak bez skutku.

- Wilson masz może coś do pisania? – zapytał Bucky, w dodatku dość uprzejmie.

- Nope - mruknął Falcon ostentacyjnie rzucając długopisem trzymanym w dłoni, co wywołało lekką sensację w klasie i doprowadziło ich nauczycielkę do krzyku. Steve już schylił się żeby zacząć szukać pożądanego przez Barnesa przedmiotu, jednak ubiegł go Clint podając Bucky’emu jakieś pisadło. Chłopak skończył bazgrać po czym uniósł głowę i napotkał spojrzenie Steve'a.

- Co się tak alienujesz? - zapytał i nim Rogers zdążył powiedzieć cokolwiek. Barnes po prostu chwycił jego krzesło i przesunął je do siebie tak, że stykali się teraz kolanami. Steve musiał przyznać, że ten gest po prostu skradł mu serce. Był tak zdziwiony, że zamarł na moment, ale zaraz potem odchrząknął i uśmiechnął się.

- W sumie, chyba nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać - powiedział. - Jestem Steve.

- Bucky - odparł, wyciągając ku niemu dłoń.

Steve uścisnął ją, po czym spojrzał na kserówki, po których chłopak pisał... a w zasadzie bazgrolił. Rogers ledwo był w stanie rozszyfrować jego pismo, ale wydało mu się to w jakiś sposób urocze. - Pomogę ci.

Kątem oka zauważył jak Barton pochyla się nad zeszytem Falcona, przekrzywia głowę i uśmiecha się wrednie.

- F-16? - mruknął, unosząc przy tym brwi i posyłając pytające spojrzenie Samowi. Falcon chwycił rysunek i schował go do plecaka. Clint przewrócił oczami - Ja wolę BAE Hawk.

Sam zmierzył go zimnym spojrzeniem, a następnie mruknął:

- Są wolniejsze.

- Ale to lekki myśliwiec, o wiele bardziej zwrotny od Fighting Falcon. To jest ważniejsze niż sama prędkość.
Bucky nachylił się do Steve’a mrucząc mu na ucho:

- Od nich się chyba już nie doczekamy pomocy.

- Widać obaj mają obsesję na tym samym punkcie - Rogers wzruszył ramionami i zabrał się za kserówki. Po jego ustach wciąż błąkał się uśmiech.

- Wolę ich obsesję niż gdybym miał słuchać godzinami o biolce i maturach - pochylił się nad kartkami i westchnął cierpiętniczo - Naprawdę nie mogła dać nam innego tematu?

Steve spojrzał na kartkę, którą trzymał Bucky. Była to ostatnia strona, którą mieli do zrobienia, a ostatnim zadaniem było przedyskutowanie w grupach tematu i zebranie argumentów. Miały to być powody, dla których młodzież XXI wieku nie czyta książek. Westchnął cicho.

- Istnieje coś bardziej oklepanego?

Bucky pokręcił głową.

- Coś w stylu: Kto był najważniejszą osobistością XX wieku i dlaczego Józef Stalin?

Steve uśmiechnął się krzywo.

-To już chyba wolę to o książkach. - podniósł głowę i spojrzał na Clinta i Falcona, ale oni wciąż byli zajęci przerzucaniem się argumentami. Bucky miał rację, nie było sensu na nich liczyć. - Strzelam, że temat jest specjalnie tak sformułowany, żeby nie było opcji ‘nie zgadzam się, ludzie czytają’?

- Ta. Dlatego właśnie to zamierzam powiedzieć.

Steve spojrzał na niego i zobaczywszy minę podobną do tej, którą Bucky przybierał gdy pisał, pomyślał, że ten pomysł bardzo mu się podoba. Czyżby właśnie szykowała się okazja do zobaczenia go w jednej z akcji, o których tyle się nasłuchał? Jego dyskusje z nauczycielami urastały powoli do rangi szkolnych legend.

- Mam coś na twarzy? - zapytał Barnes, gdy tylko złowił spojrzenie Steve’a. Nie było to w sumie trudne, chłopak cały czas się w niego wpatrywał.

Słowa Bucka wyrwały go z zamyślenia.

-Nie - odparł, odrobinę zakłopotany i wbił wzrok w kartkę.Mimo jego słów Barnes i tak przetarł rękawem po policzku, ale zrobił to raczej w niekontrolowanym odruchu. I może Steve chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak w tym samym momencie odezwała się ich nauczycielka powiadamiając ich, że czas się skończył. Clint i Sam spojrzeli na nich z przerażeniem odmalowanym na twarzy.

- Pójdę na żywioł - mruknął Bucky i o ile Sam wciąż nie był zbyt przekonany, to Barton momentalnie się rozluźnił i rozsiadł wygodniej na krześle. Steve zebrał kserówki i zaniósł je na biurko, podobnie jak osoby z innych grup, po czym wrócił na miejsce. Kobieta przejrzała notatki, a następnie zaczęła wywoływać grupki osób, z których każda potwierdziła zdanie z rozprawki. Jako ostatnich do odpowiedzi zaprosiła ich. Zarówno Clint jak i Bucky oparli się spokojnie o tablicę, a gdy kobieta zadała po raz dziesiąty to samo pytanie Barnes odkaszlnął i zaczął mówić:

- Nie wydaje mi się, żeby ludzie czytali mniej, psze pani.

Kobieta uniosła głowę znad notatek. Steve’owi nie umknęło, że zobaczywszy Barnesa przewróciła oczami. Odłożyła kartki na bok biurka i wbiła w niego zimne spojrzenie. Bucky, kompletnie niewzruszony, kontynuował

- Oczywiście, że istnieją osoby, które w życiu nie sięgną na po żadną książkę, ale stwierdzenie, że młodzież nie czyta jest dość krzywdzące.

Nauczycielka zerknęła na niego z delikatnym poirytowaniem, jej spojrzenie stwardniało jeszcze bardziej, a Steve był pewien, że gdyby była spokrewniona z bazyliszkiem to Bucky padłby właśnie martwy na podłogę.

- Mylisz się dziecko. Nie widzę, żeby ktokolwiek na korytarzu czytał cokolwiek. No chyba, że idę koło waszej klasy. Wy zawsze macie nos w podręcznikach.

- Bo większość z nas korzysta z czytników lub własnych telefonów. W ten sposób można mieć przy sobie o wiele więcej książek na raz.

Kobieta oczywiście się z nim nie zgodziła. Wyciągała kolejne argumenty, ale Buck wszystkie parował. Próbowała się też posłużyć jakimiś statystykami, ale Barnes poprosił, żeby podała mu dokładne źródło, bo sam chętne by się z nimi zapoznał, więc od razu zmieniła temat. Steve zauważył, że kobieta mówi coraz głośniej, ale Buck pozostawał opanowany, jedyną oznaką jego zdenerwowania była coraz mocniej zaciśnięta dłoń.

- A jednak coraz mniej dzieci czyta, a jeśli już to sięgają głównie po te całe “Zmierzchy” i tą opowieść o czarodzieju.

- Dlatego też ten gość, - wskazał na Clinta - musiał założyć druga kartę biblioteczną, bo skończyło mu się miejsce na wpisywanie pozycji związanych z konfliktami zbrojnymi dwudziestego wieku i lotnictwem.

Nauczycielka na chwilę przeniosła spojrzenie na Bartona po czym wróciła do pożerania Barnesa wzrokiem. A po chwili rzuciła najbardziej bezsensownym argumentem, który Steve usłyszał w całym swoim życiu.

- Możecie ze mną dyskutować, ale i tak przeczytałam więcej książek niż wy. Także życzę wam powodzenia, chłopcy.

- To byłoby naprawdę smutne, gdyby mając jakieś 30 lat więcej przeczytałaby pani mniej książek niż my.

Plotka o tym, że Bucky Barnes wylatywał z klasy o wiele częściej niż jakikolwiek inny uczeń przez całą swoją edukacje okazała prawdziwa.

Steve słuchał całej wymiany zdań z niekłamanym podziwem i rozbawieniem. Ten gość był po prostu genialny, a ostatnim zdaniem, po którym wyleciał za drzwi, po prostu go kupił. Żałował, że cała dyskusja trwała tak krótko. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, spakował swoje rzeczy i wziął też plecak Bucka, który postanowił wręczyć właścicielowi i na szczęście dostrzegł go gdy tylko kiedy wyszedł z klasy. Leżał na kanapie, wyglądając przy tym, jakby właśnie ucinał sobie drzemkę.

-Jesteś moim mistrzem - uśmiechnął się, podając mu przy okazji plecak. Barnes wyszczerzył się do niego szeroko.

- A tam, ktoś to w końcu musiał powiedzieć.

- Na żywo brzmiało to dużo lepiej niż w opowieściach - odparł, siadając obok. - Bo nie wiem, czy wiesz, ale chodzą już o tobie legendy. Rany, jak dobrze wreszcie spotkać kogoś, kto ma inne zdanie niż wszyscy.

Barnes uniósł brwi w zdziwieniu, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął parskając śmiechem.

- I co, jestem tak samo pyskaty?

- Nazwałbym to raczej asertywnością - zachichotał Steve. - I w zasadzie ta cecha nie była niczym dziwnym w mojej poprzedniej szkole, ale tutaj zdążyłem już za nią porządnie zatęsknić. W pewnym sensie przywracasz mi wiarę w ludzi.

Buck przekręcił głowę w zdziwionym geście, wyglądał przy tym jak kot.

- Od dawna nie słyszałem, żeby ktoś uznał to za dobre, ludzie z klasy zawsze suszą mi głowę, że mają przeze mnie same problemy - wzruszył ramionami - Tylko, że mam problem z trzymaniem jęzora za zębami.

- Ta, taki jego urok - mruknął Clint, który nagle zmaterializował się za plecami Barnesa. Steve uśmiechnął się do niego.

- Clint, prawda? Ciebie też nie miałem jeszcze okazji poznać. Byłeś zajęty dyskusją z Falconem, to nie chciałem przeszkadzać. Jestem Steve.

Barton zmierzył go zimnym spojrzeniem, które chyba nigdy nie łagodniało. W końcu wzruszył ramionami i wyciągnął dłoń, którą Steve uścisnął.

- Clint, Clint Barton.

- Bond, James Bond - wyszeptał Bucky po czym syknął głośno, bo Barton najzwyczajniej w świecie kopnął go w kostkę, gdzie metalowa blacha glanów, już nie mogła go ochronić. Steve parsknął śmiechem. Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Rogers przeprosił nowo poznanych i pobiegł do szatni po kurtkę. Oczywiście znów spóźni się na zajęcia, ale jakoś nie było mu z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie, niespecjalnie miał ochotę w ogóle iść do szkoły muzycznej tego dnia, mimo wszystko jednak ruszył w jej stronę wolnym krokiem uśmiechając się bezwiednie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz