...

piątek, 16 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.14


              Przejście z pawilonu mieszkalnego do świetlicy zdecydowanie nie było wystarczającym sposobem, by wytrzeźwieć, nawet pomimo wyjścia na wieczorne powietrze. Hux się trzymał, wypił najmniej. Zachowanie reszty było jednak bardziej spięte, ponieważ mając świadomość bycia pijanym, mieli wrażenie, że wszyscy też to wiedzą, dlatego robili co mogli, aby wyglądać normalnie. Ze strony Huxa wyglądało to komicznie, choć sam najbardziej obiektywnej oceny nie miał. Wszyscy uczestnicy wycieczki zebrali się w przestronnej sali, gdzie dwie nauczycielki stały na środku, oczekując, aż wszyscy usiądą. Pokój Huxa usiadł pod ścianą, jak najbliżej uchylonego okna. Wszyscy mieli złe przeczucia. 

- Jak zauważyliście, przestało padać, jednak jest już zbyt późno, by gdziekolwiek iść. Postanowiliśmy jednak nie rezygnować ze wszystkich dzisiejszych zajęć, dlatego dzisiejszego wieczoru popracujemy nad waszą emocjonalnością - zaczęła mówić jedna z kobiet.

Po sali rozeszły się szmery i szepty.

- Coś dla ciebie, Kylo - szepnął Armitage.

- Raczej dla ciebie, ja mam uczucia - odgryzł się.

- Jak wiecie albo i nie, nazywam się Amilyn Holdo, jestem szkolnym psychologiem. Zostałam poproszona, aby przygotować dla was program zajęć o tematyce: emocje. Jednym z największych problemów z jakim borykają się osoby odwiedzające mnie jest emocjonalność. Niektórzy nie wiedzą jak okazywać uczucia, jak je nazywać. Inni wręcz przeciwnie, nie potrafią sobie poradzić z ich nadmiarem. Dziś będę chciała nauczyć was okazywania uczuć poprzez ekspresję artystyczną. Ale nie bójcie się, nie rozdam wam kolorowanek, jesteście w końcu dorośli - zaśmiała się. - Podczas tego wyjazdu inne zajęcia także będą obracać się wokół okazywania uczuć i panowania nad nimi, ponieważ dorastacie, wchodzicie w dorosłe życie, powinniście wiedzieć, na jakie sposoby radzić sobie z samym sobą. Będzie to kilka spotkań, różnorodnych - zaznaczyła, gdy po sali rozeszło się westchnienie bólu - dlatego nie chowajcie się po pokojach, jeżeli dziś wam się nie spodoba. A zatem przejdźmy do zadania...

- Już się boję - jęknął Kylo, któremu zaczynała lecieć już głowa. Po kilku próbach utrzymania jej w prawidłowej pozycji zrezygnował i oparł się o ramię Huxa.

- Zejdź ze mnie.

 Hux szarpnął ramieniem, jednak Ren pozostał niewzruszony.

- Dobrze widzieć, że nie wszyscy mają problemy z okazywaniem uczuć - powiedziała psycholog, uśmiechając się do Huxa i Rena.

Hux po raz pierwszy w życiu poczuł taką falę zażenowania przepływającą gorącem przez jego ciało, uderzając w bladą twarz czerwonymi wypiekami. Po sali rozeszły się ciche śmiechy. Momentalnie popchnął Kylo w bok, odsuwając się. Fakt, że ciągle miał na sobie sweter Rena, nie polepszał jego sytuacji.

Psycholog, widząc ich zakłopotanie, zmieniła temat.

- Proszę się dobrać w kilkuosobowe grupy i napisać piosenki, najlepiej żeby były o tejże grupie lub waszej klasie. Później grupy, które będą chciały, mogą spróbować je zaśpiewać. Pamiętajcie, że to zajęcia z wyrażania emocji, nie bójcie się być szczerzy w swoich metaforach.

W świetlicy momentalnie zrobił się szum westchnień, śmiechów, rozmów i narzekań. Hux, jako jedyny chodzący normalnie, wstał i poszedł po kartkę i długopis, nie, żeby zamierzał pisać, ale chciał stwarzać pozory, że on i jego wstawieni koledzy byli w stanie stworzyć teraz sensowny tekst.

- Masz - podał Kylo kartkę.

- Dlaczego niby ja? - mruknął.

- Naprawdę się mnie pytasz, dlaczego ty masz napisać piosenkę?

- Ej no, chłopaki, bez spiny, coś się wymyśli - interweniował Finn.

- W sumie to dlaczego Kylo? - zapytał zainteresowany Poe.

Ren posłał Huxowi przerażone spojrzenie.

- Ponieważ - zrobił pauzę, patrząc na Rena z góry. Mógłby go wydać. Ale czy chciał? -  Widziałeś go kiedyś bez słuchawek? Poza tym jeszcze wczoraj objeżdżał Coldplay, więc niech sam napisze lepsze.

Kylo spojrzał na niego z ulgą i nutą wdzięczności.

- Dobra, mogę spróbować - sięgnął po kartkę i długopis.

- Zróbmy rap jakiś - zaproponował Poe, zapominając chyba, że to tylko śmieszne ćwiczenie, którym nikt się pewnie nie przejmował.

- Wiedziałem, że słuchasz tej podmuzyki - mruknął Kylo, stukając długopisem w kartkę i myśląc nad tekstem.

Trochę szumiło mu w głowie, więc słowa uciekały od niego, zacierały się, w żaden sposób nie dając się uchwycić. To nie musiało być nic odkrywczego ani dobrego, szczególnie, jeśli nie chciał wydać swojej tajemnicy. Mimo, że to Kylo skrywał talent pisarski, do piosenki bardzo zaangażowali się Poe i Finn, wymyślając więcej mało składnego i sensownego tekstu, a Kylo nie miał serca im tego odebrać, więc jedynie układał rymy i rytm, żeby chociaż wyglądało przyzwoicie. Hux z zainteresowaniem przyglądał się pracy całej trójki, sam dodał słowo czy dwa, ale poza tym się nie wychylał.

- Co po „w górach jest mgła”? - zapytał Finn, gdy utknęli na drugiej zwrotce.

- Coś do rymu, błagam - prosił Kylo.

Wiedział, że oni nie zaśpiewają tego dobrze, jak się nie będzie rymować. Poe, ośmielony procentami (nie, żeby kiedykolwiek był nieśmiały) bardzo chciał z tym wystąpić. Hux powiedział, że jak Poe to zrobi, to on wyjdzie. Poe nie mógł więc przepuścić takiej okazji.

- Słyszę szczekanie psa - powiedział Hux.

Kylo spojrzał na niego z nieukrywanym podziwem.

- No proszę, coś jednak rymujesz - powiedział i zapisał słowa.

- Nie, ja serio słyszę szczekanie, słuchajcie - uciszył kolegów i zastygł.

Od nasłuchiwania ze swojego pokoju, czy ojciec wrócił do domu, miał dość wyczulony zmysł.

Siedzieli przy uchylonym oknie, w świetlicy było dość głośno, jednak rzeczywiście, gdzieś na podwórku szczekał piesek. Wszyscy czterej spojrzeli po sobie.

- BB-Rex - szepnął Finn.

 - Nie zamknęliśmy drzwi na klucz - powiedział Kylo.

Poe zbladł, Hux pacnął się dłonią w czoło.

- Idziemy po niego - zakomenderował Poe, wstając.

- Skończyliście już, panie Dameron? - zapytała ich jednak z nauczycielek. - Chcielibyście zaprezentować swoją pracę?

Poe uśmiechnął się do niej poczciwie i powiedział, że jeszcze potrzebują chwili. Gdy odeszła, zaklął pod nosem i mruknął do Huxa:

- Ja z Finnem to załatwimy, a wy idźcie go szukać - a widząc spojrzenie Armitage’a dodał - Proszę cię, Hux.

Hux westchnął, mając na sobie spojrzenia wszystkich trzech. Nie miał żadnego interesu w szukaniu BB-Rexa, który nawet go nie lubił. Nie poniósłby żadnych konsekwencji, gdyby ktoś znalazł psa. Ale nie chciał chyba psuć relacji pokoju już pierwszego dnia, poza tym od tej chwili Poe będzie wisiał mu przysługę. A jak wyjdzie, to przynajmniej sobie zapali, więc nie było tego złego.

- Dobra, pójdę - powiedział, rozglądając się po świetlicy, sprawdzając pozycje nauczycieli.

Poe odetchnął z ulgą.



Rozdziały będą się pojawiać w poniedziałki i czwartki. Mówię to oficjalnie, jak nie będzie możecie mnie dręczyć. 

poniedziałek, 12 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.13



Gdy wrócili do ośrodka czekał na nich obiad, po którym opiekunowie, zostawili ich samych sobie, mówiąc, że niedługo na pewno przestanie padać i będą mogli wyjść. Deszcz natomiast miał zupełnie inne plany, więc utknęli w pokojach na dobre.

- Mam nadzieję, że nie będą robić jakichś gier integracyjnych jak w pierwszej klasie - mruknął Ren, ciągle wycierając włosy ręcznikiem.

Hux natomiast łaził w dużo za dużym na niego swetrze Kylo, bo po zmoknięciu było mu ciągle zimno. Sam w życiu by nie wpadł na to, aby pożyczać ubrania od Rena, jednak nawet po przebraniu się w suche rzeczy, Armitage siedział i szczękał zębami. Kylo rzucił mu wtedy swoim swetrem, czarnym oczywiście, w twarz.

- Po co mi to?

- Ubierz się, kurwiu.

To był głos nieznoszący sprzeciwu. Jak Hux zaczął tak o tym myśleć, to Kylo zdecydowanie za bardzo się nim przejmował. Była to troska agresywna, ale jednak, i Hux nie do końca wiedział, co powinien z tym zrobić. W domu nigdy nie przejmowano się nim w taki sposób, zawsze musiał radzić sobie sam, bo tak robią mężczyźni oraz nikt nie chce patrzeć, jak się mażesz - to swoją drogą były słowa jego ojca, gdy Armitage za dziecka spadł z roweru. Kylo był drugą osobą w życiu Huxa, która nie dbała o niego z przymusu, a z chęci. Pierwszą była Rae Sloane i było to dość dawno temu. Myśli i zapach Rena na jego ciele rozpraszały go w czytaniu książki.

- Zawsze możemy zrobić swoje własne gry integracyjne. - Poe uśmiechnął się znacząco.

- Co zabraliście? - rzucił Kylo podejrzliwie.

Przy Poe można się było spodziewać wszystkiego. Brunet uśmiechnął się pewny siebie i podniósł koc, który zasłaniał szparę pod dolnym łóżkiem.

- No wychodź, kolego. Nic tu ci nie grozi.

Armitage i Kylo ze zdezorientowaniem patrzyli, jak spod łóżka wychodzi mały biało pomarańczowy piesek, który od razu wskoczył Poemu na kolana i zaczął go lizać po twarzy. Armitage szybko zlustrował łóżko, widząc pod nim także miskę i bluzę, która musiała być legowiskiem zwierzaka.

- Jaki puchaty - mruknął Kylo, a Finn zszedł z łóżka i rzucił się na podłogę przy Poe, żeby pogłaskać psa.

- Jak się wabi? - zapytał Kylo.

- BB-Rex - odpowiedział dumnie, czując, że wygrał życie.

- Co za dziwne imię dla psa - rzucił Kylo.

- Czemu ty masz tu psa? Skąd tu pies!? W ogóle… co?! - Hux rozkładał ręce, nie rozumiejąc sytuacji.

Spodziewał się litrów alkoholu, zioła nawet, ale w życiu nie psa.

- No przywiozłem go w plecaku, nie chciałem go zostawiać samego w domu. W autokarze leżał obok mnie pod kurtką. Później, jak już odebrałem klucz, a wy poszliście biadolić nad łazienką, to go wypuściłem tutaj, żeby się przespał - skrócił wszystko, nadmiernie gestykulując.

Hux nie pojmował jak można wpaść na pomysł, by zabrać psa na wycieczkę szkolną. Czy Poe był jeszcze bardziej nienormalny niż Armitage się spodziewał? Spojrzał na stronę Damerona - miał tylko jeden plecak. Przywiózł w nim psa. Huxa bardziej niż sam pies przeraził fakt, że Poe najwyraźniej zamierzał chodzić w tych samych ubraniach przez cały wyjazd. Zastanawiał się, czy można jeszcze zamienić się pokojami.

- To ty nie przywiozłeś nic innego poza psem? - upewnił się.

W tym samym czasie Kylo zaczął zbliżać się, by pogłaskać zwierzę.

 - Zabrałem mu trochę rzeczy - powiedział Finn, wskazując na swoją wielką torbę.

Kylo wyciągnął dłoń do pieska, nie ruszał się, czekając, aż ten przyjdzie. I ku zdziwieniu chyba wszystkich tak też się stało. Kylo miał podejście do zwierząt, Millicent też go lubiła.

- Nauczyciele każą ci zadzwonić po rodziców - powiedział Hux.

- Skończ pieprzyć i pogłaskaj psa, Armitage - wciął mu się Poe.

Hux wolał o sobie myśleć jako o kociarzu, ponieważ nie miał styczności z innymi zwierzętami domowymi poza Milicent. Psy jakoś go tak nie pociągały, chociaż niektóre były imponujące, jak dobermany i owczarki niemieckie. Czy Corgi to ciągle była rasa psa czy już maskotki? Odłożył książkę i wstał od stolika, powoli przykucnął obok Kylo i wyciągnął rękę do BB-Rexa. Ten zawarczał. Armitage od razu cofnął rękę, chowając dłoń w za długi rękaw.

- Nie podobam mu się.

- No urodziwy nie jesteś - skomentował Poe.

Finn i Kylo wybuchnęli śmiechem.

- Wow, dzięki.

- Delikatny się znalazł - parsknął Poe. - A co do alkoholu - sięgnął po torbę Finna - to chyba nie myśleliście, że was zawiedziemy. A wy co macie?

- Ja Balantise’a, Jagermeistra i dwie czyste - odpowiedział Kylo, biorąc pieska na kolana.

- Dwa cydry i wino - odpowiedział Hux, siadając na podłodze.

- Więc co powiecie na pierwszą kolejkę i partyjkę kart? - zapytał podekscytowany Poe.

- A jak masz zamiar iść na kolację? - spytał Armitage.

- A tam, nie dasz rady po kilku łykach, Hux?

- Ja nie dam rady? - powtórzył i wstał.

Bez pardonu wyciągnął z torby Kylo butelkę czystej, odkręcił i patrząc Poe prosto w oczy, wziął pierwszy łyk. Bez skrzywienia. Bez mrugnięcia okiem.

- Co się patrzysz, rozdawaj.

Kylo rzucił mu spojrzenie w stylu o matko, moja krew po czym od razu przejął od Huxa butelkę i również wypił.

- No chyba nam nie powiecie, że w to nie wchodzicie?

Poe i Finn popatrzyli po sobie, po czym zabrali Kylo butelkę, wzięli po łyku i wyciągnęli karty.

- Dwie na rozgrzewkę, od trzeciej ograni piją - zarządził Poe, tasując karty.

Poker na pieniądze był fajny, ale prawdziwa zabawa zaczynała się, gdy trzy na cztery osoby musiały pić bez wymówek. Hux zacierał ręce - czas na ludzką tragedię. Kylo może i przegrywał zawsze z Huxem, ale lekcje, których udzielił mu Armitage wystarczyły, aby być bardzo dobrym graczem. Po prostu pokonanie Huxa było awykonalne. Poe nie był świetny w karty, swoje braki uzupełniał gadką oraz mimiką i jej odczytywaniem. Zaskoczeniem natomiast był Finn, który okazał się nie tylko doskonale znać zasady, ale także wiele sztuczek i pułapek na innych graczy. Po kilku rundach wódka zaczęła wchodzić, Huxowi też zdarzało się pić, jednak nie tak często jak reszcie grupy. Nie wiedział, skąd te pokerowe umiejętności się w nim wzięły, może to był wrodzony talent, ale planował wykorzystać go kiedyś w kasynie. Pierwszą partię pijącą dał wygrać Kylo, drugą Finnowi. Następne trzy partie były jego, więc wszyscy byli bardziej spici niż on. I dobrze, bo po piątej rundzie do pokoju wbiła Rey, mówiąc, że zaraz zaczyna się integracja.

Delikatnie mówiąc przypał.

czwartek, 8 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.12

Miejsce, w którym spędzić mieli najbliższe pięć dni, wyglądało jak typowy ośrodek wypoczynkowy dla młodzieży, o którym Bóg i sanepid zapomnieli. Wzdłuż szerokiej betonowej ścieżki, głównej alei, ustawione były mniejsze budynki, wymalowane na najbrzydszy odcień szpitalnej zieleni jaki ludzki umysł może ogarnąć. Rzędy białych okien i białych, wątpliwej wytrzymałości drzwi ciągnęły się w górę nierównego terenu, gdzie ścieżka dzieliła się na dwie. Powierzchnia ośrodka była imponująca, gorzej z reprezentatywnością. Pośród budynków znajdowały się boiska, rosły sosny i choinki, małe ogródki zieleni ogrodzone były niskimi, zjedzonymi przez wilgoć, mchy i porosty drewnianymi płotkami. Uczniowie 2B i E niezbyt chętnie ruszyli za nauczycielem prowadzącym wycieczkę pod pawilony. Pod rozciągniętymi nad wejściem do pierwszego budynku w pawilonie A, rozdzielono klucze do pokoi. Oczywiście był to chaos, przepychanki, pot, krew i łzy, ale Dameronowi i reszcie jego pokoju udało się dostać kluczyk.

- Pawilon B4, panowie - powiedział Poe, prowadząc grupę za sobą.

Gdy weszli do pokoju, Armitege’a przeszedł dreszcz. Ściany pokryte były czymś w rodzaju plastikowej blachy falistej, na podłodze leżała stara jak świat wykładzina koloru niczego, a zasłonę dawno przeżarły mole. W pomieszczeniu poza jedną szafą, dwoma łóżkami piętrowymi i drzwiami, prawdopodobnie do łazienki, ale kto ich wie, nie było nic. Potem okazało się, że w łazience ukryty był stolik i krzesło, nie mieli pytań.

- Biorę górę - oznajmił Kylo, po czym wrzucił tam swoją torbę.

- Czemu ty? - zapytał Hux, kładąc swoją torbę obok łóżka.

- Jestem wyższy i nie mam zamiaru walić rano głową w deski. Poza tym byłem pierwszy.

- No, ciężko się z tym kłócić, Armitage - przyznał Poe.

- Chcesz być na górze, czy na dole, Poe? - spytał Finn, stał przed łóżkiem nie potrafiąc się zdecydować.

- Obojętnie, możesz wybrać pierwszy - uśmiechnął się Poe sympatycznie.

Hux obserwował tę scenę, po czym obrócił się do Rena i powiedział z wyrzutem:

- Czemu nie możesz taki być?

Kylo spojrzał na Armitage’a z takim szokiem, że Hux przez chwilę pomyślał, iż Ren się zaciął. Otworzył kilka razy usta, po czym odwrócił głowę i wbił wzrok w ścianę. Hux już chciał obrócić wszystko w żart i nagle Ren zaczął się zsuwać z górnego łóżka.

- Chcę zobaczyć, jak będziesz się wspinał pijany po tej drabince. I będę cię kopać w nocy - mruknął, ale położył się na dolnym poziomie.

Hux, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw, stał przez chwilę jak słup soli i obserwował, jak Kylo oddaje mu górę łóżka. Czym podyktowana była ta zmiana zdania? Czy Kylo naprawdę przejął się tym, że nie jest dla niego wystarczająco miły? Przecież jeszcze przed chwilą się do niego nie odzywał słowem. Hux wszedł na górę i usiadł w przerwie od drabinki, obserwując, jak chłopaki się rozpakowują. Kylo sięgnął po książkę, zaczął czytać kląc pod nosem, bo było tu mniej światła. Gdy zauważył, że Armitage tak po prostu siedzi i gapi się przed siebie, szturchnął go stopą.

- Zaciąłeś się czy jak? Gdzie wykładanie ciuchów idealnie równe kostki?

- A, tak - ocknął się, zaskoczył z góry drabinki i zabrał się za wypakowywanie torby.

Za chwilę do drzwi ktoś zapukał i zaraz wszedł:

- Za dziesięć minut wszyscy przed recepcją się zbierają - powiedział nieznany zarówno Huxowi, jak i Kylo chłopak.

- Po co? - rzucił Kylo, nie podnosząc się z łóżka.

- Idziemy na wycieczkę, wrócimy na obiad - powiedział i wyszedł, nieść radosną wieść po innych pokojów.

- Ciekawe po co nas ciągną - mruknął Ren, przeciągając się jak kot.

- Myśl pozytywnie, Kylo - wyszczerzył się Finn, po czym od razu spuścił głowę, bo wzrok Rena mógłby spokojnie przerazić bazyliszka.

Zebrali się szybko, po czym stanęli w dwuszeregu przed recepcją, bo trzeba było ich policzyć. Żenujące, kiedy jest się pełnoletnim i dalej traktują cię jak dzieci.

- Jako, że pogoda jest piękna - zarzucił jakiś mężczyzna, który prawdopodobnie miał być ich przewodnikiem - To wybierzemy się nad wodospad.


Grupa pięćdziesięciu paru osób szła szlakiem przez las. Z przodu ci, którzy nadawali tempo, a kilkadziesiąt metrów za nimi wlekli się najbardziej oporni na zwiedzanie. Armitage i Kylo szli na tyle daleko z tyłu grupy, że nie widzieli przewodnika. Tym samym omijał ich wszelkie przerwy w marszu, ponieważ to na nich i klika innych osób zawsze czekał przód, więc marsz się nie kończył, a Hux miał dość swojego życia. Nie, żeby był tragicznej formy. Dbał o kondycję na tyle, żeby wchodzić po schodach bez zadyszki, miał formę lepsza niż przeciętny licealista, jednak natura i tlen paradoksalnie wysysała z niego energię.

- Nie dysz tak Hux, bo zaczynam się martwić, że zaraz zejdziesz na zawał - Kylo nie był zmęczony, szedł wolniej, żeby trzymać tempo Armitage’a. Tylko co jakiś czas zerkał ze złością na Rey, gdy znajdowała się nagle zbyt blisko nich.

- Nie mogę, to moja dusza opuszcza ciało właśnie - odpowiedział, potykając się w tej samej chwili o korzeń i klnąc pod nosem. Kylo złapał go za ramię, żeby rudzielec nie wytarł twarzą po leśnym igliwiu.
- Jeny, co jest? Nie jesteś normalnie taką łajzą.

Hux wyrwał się od razu, to prawe ramię najbardziej ucierpiało podczas ich szarpaniny w autokarze i pewnie szybko się nie zagoi.

- Nie mam siły już. Nienawidzę lasu, tych pajęczyn i igieł, i wszystkiego - powiedział.

Patrzył się ciągle w ziemię, inaczej nie wiedział, gdzie stawia nogi. Modlił się do wszystkich nieistniejących bogów, by cel był już blisko.

- Idziemy dopiero godzinę - przypomniał mu Kylo.

- Godzinę za długo.

Kylo pokręcił głową i poczochrał go po głowie, a tak, żeby jeszcze bardziej go wkurzyć.

- Dasz radę - urwał, bo coś kapnęło mu na nos. Spojrzał w niebo i parsknął śmiechem. - Twoje marudzenie zostało wysłuchane.

W jednej sekundzie lunął deszcz. Nawet nie kropił, nie czekał, po prostu spadł. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Hux, przejęty faktem, że Kylo dotknął go w tak frywolny sposób, zrozumiał, że pada, gdy zaczęła przemakać mu kurtka, a rozczochrane teraz włosy kleić się do czoła. Czuł głęboką potrzebę, by zacząć krzyczeć, jednak wstrzymywał go szacunek do własnej osoby. Wycieczka zwolniła kroku, ale szła dalej.

- Jak dojdziemy do wodospadu, to zejście będzie krótsze, bo od drugiej strony. Podjedzie po was autokar - krzyknął przewodnik z przodu grupy.

- Czy to znaczy, że od początku było krótsze wejście do tego jebanego wodospadu?! - zapytał Hux, nie kierując pytania do nikogo w szczególności. Mówił głośno, przekrzykując deszcz.

Ziemia zrobiła się śliska, a ubrania szczelnie przylegały do ciała. Hux szedł ze zwieszoną głową, trzymając Rena za kaptur, by ten ciągnął go za sobą. Przewodnik zarzekał się, że już niedaleko. W pewnym momencie Kylo zdjął skórzaną kurtkę robiąc z niej sobie osłonę przed deszczem.

- Właź, zmieścisz się - rzucił do Huxa, a widząc że ten jest nie za bardzo obecny, wciągnął go pod ramoneskę.

Za ich przykładem poszło kilka innych osób. Szli dalej bez słowa, deszcz szumiał, obijając się o liście drzew. Między kamieniami na ścieżce zaczynały tworzyć się małe strumyczki. Hux był wdzięczny, że Ren mimo wszystko podzielił się swoim schronieniem. Jego cienka kurtka już dawno przemokła, jeżeli nikt się nie rozchoruje, to będzie cud. Armitage zerknął wyżej na twarz Kylo. Miał poważną, ale spokojną i skupiona minę. Unosił ręce wysoko, by trzymać nad nimi kurtkę, Hux zastanawiał się, jak długo wytrzyma . Wiedział, że Kylo był silny, silniejszy od niego i nie raz się o tym przekonał na własnej skórze. Chwycił się za prawe ramię, ból ciągle promieniował, gdy dotykał obitego miejsca. Szli blisko siebie, równym krokiem, nie raz się o siebie ocierając.

- Ej, Kylo - zagadał w końcu.

- Co jest? Nie nadążasz?

- Nie, spoko nadążam - odparł szybko.

Czemu nie umiał się wysłowić jak człowiek?

- To o co chodzi? - w głosie Kylo pobrzmiewał spokój, jak rzadko kiedy.

- Wiesz - zaczął i przerwał, zapomniał co w ogóle chciał powiedzieć. Nigdy nie musiał mówić takich rzeczy, ale teraz czuł, że powinien. - Tak na serio to cię nie nienawidzę. Nawet cię lubię… czasem.

Kylo spojrzał na Huxa zdziwiony.

- Cóż, ciebie się nie da jakoś bardzo lubić - mruknął, znów patrząc na drogę. - Ale w sumie wszyscy mówią, że jestem dziwny, więc chyba i tu muszę być inny niż reszta, co nie?

- Co? - zapytał, nie rozumiejąc plątaniny słownej.

Kylo spojrzał gdzieś w bok, myślał, że Hux ogarnie.

- Mam na myśli, że nie nie lubię cię - powiedział, jeszcze ciszej, bo sam usłyszał, jak to brzmi.

Hux był już zupełnie zdezorientowany i zestresowany swoim własnym wyznaniem, które Kylo zaczął komplikować jeszcze bardziej, przez co i do niego zachodziła ta komiczna szczerość w tym okropnym momencie spaceru w deszczu. Odwrócił głowę i spojrzał na Kylo pytająco, Kylo bardzo uciekał spojrzeniem.

- To lubisz mnie czy nie, bo może ja się bez sensu otwieram przed tobą - powiedział Hux.

- No lubię cię no! - powiedział, głośniej niż miał w zamiarze, na szczęście nie usłyszała ich cała wycieczka i wszystkie zwierzęta leśne, deszcz wystarczająco zagłuszał wszystko.

Hux zaśmiał się pod nosem, widząc jak Ren peszy się i spogląda nerwowo wokół, czy nikt przypadkiem nie usłyszał. Zaraz po tym uśmiech nie zszedł z jego ust, był łagodny i szczery, i mimo ogólnego chłodu, było mu nieco cieplej.

Wodospad w deszczu zrobił na nich małe wrażenie. Do autokaru doszli w ciszy, która nie ciążyła im nawet tak bardzo.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.11

Jazda autokarem na wycieczkę to zawsze była mordęgą. Szczególnie dla Huxa, który nie potrafił zmrużyć oka pojeździe. Trasa go męczyła, wrzaski przez pierwszą godzinę dręczyły, a chrapanie rozpoczynające się godzinę po niej doprowadzało do szału. Dziękował w myślach osobie, która wymyśliła słuchawki. Siedział z Kylo, który oczywiście kimał w najlepsze, na skarbonkę, oparty policzkiem o szybę. Pomijając fakt, że Hux generalnie mało spał, ze swoją bezsennością pogodził się już dawno, to żeby zasnąć, musiał czuć się absolutnie bezpiecznie, czego nie można odczuć w jadącej sto na godzinę puszce. Obserwował więc jak zmienia się krajobraz za oknem albo patrzył w sufit. Nagle ktoś poklepał go po ramieniu. Wyjął jedną słuchawkę i odwrócił się. To była Rose. Albo Paige. Armitage zawsze miał ten sam problem jeżeli chodziło o siostry Tico.

- Co? - zapytał, niezbyt uradowany, że ktoś przerywa mu piosenkę w połowie.

- No mówiłem wam, że on nie będzie chciał - rzucił Poe, siedzenie dalej.

- Cicho, lepiej jak jest więcej - skarciła go dziewczyna, po czym zwróciła się do Huxa. - Grasz z nami w makao?

Hux popatrzył na wesołą gromadkę za sobą. Siostry, Rey, Poe, Finn… na co im on? W tym samym momencie autokar podskoczył na wyboju, głowa Kylo uderzyła o szybę, co go nawet nie ruszyło, a jego ręka spadła na udo Huxa.

- Ok, gram - odpowiedział bez większego namysłu, strącając rękę Rena ze swojej nogi, co oczywiście nie obudziło Kylo.

- Znasz zasady? - rzuciła Rey z powątpiewaniem.

- Proszę cię, Rey, ja znam zasady każdej karcianki.

- Dobra, rozdaj mu zanim zacznie się wymądrzać - powiedział Poe do Rey, wywracając oczami.

- Ej, to chcecie ze mną grać czy nie, bo dajecie mi mylne sygnały - powiedział Hux z wyrzutem, wyciągając drugą słuchawkę z ucha i zatrzymując muzykę.

W sumie to się nudził i nie miał nic przeciwko partyjce kart. Szczególnie dlatego, że był w nie dobry i wygrywał. Mało było milszych widoków niż ten, gdy na twarze Rey i Poe powoli zaczynał wpływać wyraz przerażenia. Ale Hux miał strategię, grał z przymrużeniem oka, wieczorem po alkoholu zaczną się zakładać, a on spokojnie zgarnie wszystko. Teraz po prostu patrzył na umiejętności innych, żeby wiedzieć, czego się strzec.

Poczuł, jak Ren się wierci, więc spojrzał w jego kierunku. Kylo ziewnął szeroko, przetarł zapuchnięte od snu oczy i spojrzał na Armitage’a z niezrozumieniem.

- Ke? - spytał moszcząc się znów na siedzeniu. Nagle jego wzrok padł na karty, a potem na całą ekipę i w końcu na Rey. W oczach Kylo pojawił się prawdziwy ból. Spiorunował Huxa wzrokiem, sycząc: - Pieprzony zdrajca.

Hux wywrócił oczami i odpowiedział:

- Rany, Kylo, to tylko karty. Co mam robić, jak ty śpisz?

Ren chwycił go mocno za ramię, trochę za mocno, miał coś takiego w oczach, czego Armitage nie potrafił rozpoznać. Wyrwał w końcu rękę, westchnął kręcąc głową i odwrócił się z powrotem do reszty, grali na rozkładanym stoliczku siedzenia Rose. Kylo wszedł kolanami na siedzenie i pochylił się nad ramieniem Huxa na tyle, by widzieć jego karty.

- Armitage ma asa kier, dwie czwórki, siódemkę wino i … - wyrecytował na głos, urwał gdy Hux zasłonił karty o tors.

- Ej kurwa, Kylo! - krzyknął Hux.

- ARMITAGE, JAK SIĘ PAN WYRAŻA! - krzyk nauczyciela poniósł się po autokarze.

Paczka Rey skręcała się ze śmiechu, Kylo również zaśmiał się pod nosem. Hux w rewanżu zasunął Kylo z łokcia w brzuch, przez co ten wrócił na swoje siedzenie.

Oczywiście nie mógł usiąść normalnie, rozwalił się na obu miejscach i oparł stopy o plecy Huxa. Na szczęście lub i nie, ciężko zdecydować, zdjął wcześniej buciory. Armitage starał się z początku ignorować stopy Kylo, ale po chwili zaczął je z siebie strącać.

- Co ty masz padaczkę Hux czy co? - zapytał Poe, widząc, jak rudy chłopak się otrząsa.

- Nie, ale Kylo się… - Nie dokończył zdania i odwrócił się do Rena, z impetem zrzucając mu nogi na dół.

- Jaki masz problem, Ren? - powiedział, twardo oddzielając słowa.

- Rudy, chudy i siedzący obok mnie - mruknął zadowolony z siebie Kylo.

- Przepraszam na chwilę - powiedział Hux odkładając karty na stolik, po czym rzucił się Renowi do szyi.

Między autokarowymi siedzeniami nie było dużo miejsca, ale Armitage postanowił się tym zupełnie nie przejmować i po prostu okładał Rena pięściami. Kylo oczywiście nie zostawał mu dłużny, ale, co było cholernie dziwne i niepokojące, uśmiechnął się kilka razy, może dostał za mocno?

Gdy spróbowali ich rozdzielić, Ren spadł w szczelinę między rzędami siedzeń, tłukąc się mocno, a Hux razem z nim. Zapanował chwilowy rozejm, bo przez następne kilka chwil nie potrafili się wytarabanić z pułapki, którą stały się siedzenia autokaru. W końcu usiedli oboje, dysząc, z pomiętymi ciuchami, rozczochranymi włosami, czując jak piekące bólem miejsca puchną.

- Nienawidzę cię - mruknął Hux.

- Ja ciebie też - odpowiedział Kylo.

Armitage wrócił do swojej pozycji bokiem do kierunku jazdy, Finn, z pewną rezerwą w decyzji, rozdał karty także i jemu. Przez pierwszą rundę grali w niemal całkowitej ciszy, przerywanej tylko komendami kart. Kłótnie Rena i Huxa zawsze zostawiały toksyny w powietrzu. Dameron, poniekąd przyzwyczajony do rozdzielania swoich kolegów z klasy, zawsze dziwił się, że mimo tylu sprzeczek, siniaków i wyzwisk, dalej trzymali się razem. Zastanawiał się jak ta sytuacja wpłynie na ich wspólne mieszkanie, zdecydowanie nie uśmiechało mu się rozdzielanie jakichś zapasów, gdy ten wyjazd miał mu dać szansę w końcu na poważnie zbliżyć się do Finna. Gdy wybierał pokój, umyślnie umieścił się w nim z Finnem i tymi wariatami, bo chociaż na Huxa nie chciał specjalnie patrzeć, to liczył, że Armitage i Kylo potrafią na tyle zająć się sobą, że zostawią mu Boyage i nie będą im wchodzić w drogę. Jeżeli będą się kłócić całą wycieczkę, Poe skoczy w przepaść, bo to zabije jego romans.

Hux z całych sił próbował skupiać się na grze, ale nie umiał. Po pierwsze, ciągle bolało go ramię, czuł, że do kolekcji dołączy mu w najbliższym czasie nowy siniak. Po drugie, konflikty z Kylo miały to do siebie, że nie opuszczały głowy zbyt szybko. Zagnieżdżały się w zakamarkach umysłu i odtwarzały się na nowo, jak zdarta płyta. Hux rzadko kiedy żałował swoich słów, nauczono go wyrażać się jasno. Nigdy jednak nie nazywał swoich uczuć po imieniu, stąd w tej chwili po raz pierwszy powiedział Kylo, że go nienawidzi. Po kolejnych rundach makao, negatywne emocje zaczęły ustępować rywalizacji, Hux oddychał równomiernie.

Kylo natomiast zaczął czytać, ale kompletnie nie potrafił się skupić. Gorzej, bo to co powiedział Hux całkowicie wybiło go z równowagi. Czy nienawidził Armitage’a? Nie, była to chyba jedyna osoba, której ufał. Dlaczego więc to powiedział? Ze złości? Z bólu? W końcu to Hux zaczął. Odłożył książkę i wyciągnął z plecaka swój zeszyt z wierszami. Musiał jakoś odreagować, a przelewanie swojej duszy na papier, pomagało mu zrozumieć co tak właściwie działo się w jego wnętrzu.

 
Chwile

W tym samym czasie myślałem
o każdym zadrapaniu na moim ciele
o każdym sinym znamieniu na twoich ramionach
o tym jak szybko z nosa leci krew
przyzwoitość to trzymanie rąk przy sobie
rany nie kłamią, choć chcesz mnie oszukać
a było coś w tym spojrzeniu
które chciało wydłubać mi oczy
jak mogłeś nie widzieć, że jestem szalony?
trzymaj ręce mocno przy mnie
dopóki nie będziemy wstanie podnieść się z podłogi



Nie wiedział, ile pisał, jednak nie kreślił dużo, wersy układały się same, zapełniając powoli kartkę. Później po prostu czytał go kilkukrotnie za każdym razem czując jednocześnie ból i ukojenie, aż w końcu zamknął go mniej więcej w tej samej chwili, gdy dojechali na miejsce.

czwartek, 1 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.10

 
Sztukę mieli co dwa tygodnie, za to przez trzy jednostki lekcyjne, w dodatku z kompletnie nawiedzonym nauczycielem, przy którym Kylo był zupełnie normalny. Był bardzo niski i chodził o lasce, ale na zajęciach mimo podeszłego wieku siadał na katedrze opowiadając o pięknie i łączącej wszystko energii, która przepływa między życiem i śmiercią, naturą i dziełami człowieka, którą można wyczuć zarówno spacerując po lesie, ale też przyglądając się freskom pokrywającym sklepienie w kościele. Hux uważał to za niepotrzebne pierdolenie, ale Kylo wydawał się kompletnie oczarowany. Zaczynali druga godzinę katorgi, Hux nie umiał pojąć, dlaczego w liceum muszą uczyć się o tak nieistotnych i abstrakcyjnych rzeczach. Rozumiał, gdyby to był przedmiot dodatkowy, ale nie. Zazwyczaj przynosił sobie wtedy jakąś książkę i udawał, że go nie ma. Notatki robił przecież Kylo. W pewnym momencie oderwał na chwilę myśli od Roku 1984 i okazało się, że profesor Yoda opowiada o czymś, co brzmiało interesująco.
 
- … W czasie tamtym intensywnie stowarzyszenie artystyczne uniwersytetu Jedi działało. Zapoczątkowane w drugim wieku po uniwersytetu powstaniu, studentów grupa, Plagueis’a zainspirowana wykładami filozoficznymi, w tajne koło artystyczne zebrała się, gdzie wspólnie tworzyć zaczęli. Poezja, malarstwo, proza - wszelka twórczość, o której mówili, że inspirowana jest Mocą. Tak, moi państwo, sobie ja mocy nie wymyśliłem, to funkcjonuje już od wieków. W niedługim czasie skupili oni wokół siebie kilku profesorów, studenci niektórzy, po zakończeniu nauki, na uniwersytecie ostawali się, by tajne koła mocy prowadzić ciągle.

- Czemu były tajne, kółka były nielegalne? - zapytał ktoś z przodu klasy.

- A dobre pytanie to jest. Tajne, ponieważ do Zakonu Jedi, jak o sobie mówić zaczęli, wstęp mieli nieliczni, a selekcja była surowa, przez starszych dokonywana studentów. Opierali się głównie na swoich przeczuciach, stąd wiele konfliktów wewnętrznych, które wpływ na sztukę ich miały. Mawiali, że Moc przepływa przez wszystkich, ale tylko wybrani ją dostrzec i słuchać jej potrafią.
 
- Idioci - szepnął Hux do Kylo. - Ciekawe co ćpali.

Kylo zapowietrzył się.

- A jeśli mylili się w swoich przeczuciach? Albo nie potrafili dostrzec czegoś innowacyjnego w sztuce nowych osób?

- Rację pan ma, dokładnie o to kłócić się zaczęli. Pojawił młodzieniec pewien się, przez niektórych przyjęty chętnie, gdy inni nie chcieli wśród siebie go. Nazywał się Anakin Skywalker, ale zapamiętany został jako…

- Darth Vader - dodał ciszej Kylo, jakby z dumą. Huxowi mówiło coś i to nazwisko i ten pseudonim.

- … Darth Vader - dokończył zdanie Yoda, nie słysząc szeptów.

Hux zerknął na Rena. Czy naprawdę był aż tak zafiksowany poezją, że znał takich dziwnych twórców? Postanowił dopytać go na przerwie. Tymczasem postawił na drwiny.

- Ej Kylo, myślisz, że masz Moc?

- Oczywiście, że tak - odburknął, jakby to był pewnik, o który głupio w ogóle pytać. - Ty za to nie poznałbyś Mocy, nawet gdyby przyszła i kopnęła cię w dupę.

Hux był na granicy wybuchnięcia śmiechem, co mu się w zasadzie nie zdarzało, jednak czuł, że tym razem nie wytrzyma.

- To chyba dobrze o mnie świadczy w takim razie - powiedział. - Moc… czy my żyjemy w średniowieczu?

- Skąd pomysł ten Panie Hux? - zapytał go Yoda.

Kilku uczniów odwróciło się do tyłu. Yoda zwykł wchodzić w dyskusje, ale sceptycy starali się go unikać, uznając za fanatyka. Hux wyprostował się, oczyścił gardło i odpowiedział.

- Z całym szacunkiem do pana profesora, ale istnienie Mocy - tu zrobił cudzysłów palcami - jest sprzeczne z logiką. Przeczucia? Raczej jakiś narkotyczny trans, jak ci wszyscy romantycy na opium. Jedi byli raczej samolubną grupą, która poczuła się wyjątkowa w swoim szaleństwie i trzymała mit i władzę. Wybierali sobie członków, żeby wszystkim wydawało się, że to elita. Nic dziwnego, że takiemu Skywalkerowi się coś ostro przestawiło.

Huxowi niewiadomo skąd przypomniała się historia Vadera. Kylo kopnął go pod ławką.
 
- Ach, tak Panie Hux? Trans narkotyczny mówi pan - zachichotał po swojemu pod nosem. - Do tworzenia nikomu potrzebne narkotyki nie są, ludzie piękne tworzyli i bez nich dzieła. Ale to samolubstwo, argument dobry i że Skywalkera Młodego zawiedli też - nauczyciel posmutniał, a jego spojrzenie zawisło gdzieś ponad Huxem.

- Tworzyli, nie przeczę, jednak nazwijmy to sprawnością warsztatu artystycznego - mówił dalej. - Moc, brzmi tajemniczo, ale nie jest prawdziwa, nie ma na nią dowodów, to tylko utalentowana grupa z dużym ego i na prestiżowym uniwersytecie.

Kylo kopnął go drugi raz, tym razem mocniej. Hux zmierzył go wzrokiem.

- Czy gdyby Moc, była władzą po prostu, to by wierzył w nią pan? - zmienił nagle temat nauczyciel.

Hux zastanowił się przez chwilę. Co oni właściwie rozumieli przez moc? Jakaś energię? Poza obłędem nie dawała ona w zasadzie nic praktycznego. Czy ktoś pokroju jego ojca mógłby mieć władzę tylko dlatego, że miał moc? W zasadzie władza sama w sobie przyznawała moc w rozumieniu prawnym, pozwalała na kontrolę ludzi, Hux nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie pojmował metafizyki, ponieważ nie miała ona dla niego sensu. Przyroda to życie i śmierć, a człowiek zapewnił sobie swoje miejsce poprzez spryt i inteligencję, nie jakąś wymyśloną siłę. Z mocą czy bez, i tak wszyscy w końcu umrą, więc jaki jest cel w zajmowaniu się rzeczami bez praktycznego zastosowania?

- Co Pan przez to rozumie? - dopytał Hux.

- Że nie wszystko widocznym musi być, aby być, Panie Hux. Moc to coś więcej, można używać słów przecież i do ludzi zagrzewania, jak i kompletnego zrównania ich z ziemią marzeń. Dobrze więc, że moc władzą jedynie nie jest.

Armitage nie wiedział już co na to odpowiedzieć, więc po prostu zostawił temat i pozwolił Yodzie kontynuować zajęcia. Zaczął wprowadzenie do malarstwa Zakonu, od jakiegoś Qui Gona, przypominając, że poezję będą robić na literaturze. Hux wrócił do lektury swojej książki, obrazy nie interesowały go bardziej niż poza tym, żeby czasem na jakiś popatrzeć, poza tym zadało mu się, że Yoda był w jakiś sposób dumny, że tago go uciszył, przy czym Hux wcale nie czuł się pokonany, po prostu ta dyskusja szła do nikąd.

- Naprawdę nie wiesz, kim był Darth Vader? - jeszcze nigdy nie słyszał w głosie Kylo tyle urazy.

- Pisarzem czy poetą, coś takiego. Coś tam słyszałem - powiedział Armitage, nie podnosząc oczu z książki.

- Jeny - Kylo rozłożył się na ławce. - Jak możesz w ogóle oddychać będąc tak kompletnym ignorantem. Dziadek byłby…

- Jaki znowu dziadek? - Hux odwrócił głowę.

Kylo spojrzał na niego z lekką irytacją, nie wiadomo czy bardziej na Huxa, czy na samego siebie.

- To aż dziwne, że nie wiesz, myślałem, że zbierasz haki na każdego.

- Nie wiem, jaką masz o mnie opinię, ale nie jestem maniakiem, który grzebie w życiorysach innych po szóste pokolenie. No to co z tym dziadkiem? 

- Darth Vader był moim dziadkiem - odparł dumnie.

- A, okej - odpowiedział Hux. W jego oczach czaiły się ślady zdziwienia, jednak był pod mniejszym wrażeniem niż Ren oczekiwał. - To wiele wyjaśnia. Chyba.

Kylo chyba był przygotowany, na całą opowieść, ale ignorancja Huxa zbiła go z tropu.

- Co niby wyjaśnia?

- Panie Hux i Panie Ren, proszę się uspokoić - skarcił ich Yoda.

Oboje w końcu zamknęli buzię na kłódkę.

 
Do rozmowy wrócili dopiero po lekcjach, gdy wsiedli do samochodu Huxa. Armitage od czasu do czasu odwoził Rena do domu, nawet w dni, gdy nie był zmuszony tam jechać, żeby uczyć go matematyki. Kylo zawsze uparcie krytykował upodobania muzyczne Armitage’a, dopóki ten nie groził, że Rena wysadzi. Tym razem jednak Kylo siedział wyjątkowo cicho, jakby jechał z nim za karę.

- Co ci? - zapytał w końcu Hux, nie mogąc znieść milczenia, które aż prosiło się o wypełnienie jakimkolwiek słowem.

- Nic - burknął, wciąż patrząc w okno.

Hux wywrócił oczami.

- Teraz to już wiem, że coś.

- Znieważasz Dartha Vadera swoją ignorancją.

Hux czasem zastanawiał się, czy naprawdę byli równolatkami.

- Nic osobistego, znasz moje podejście. Poza tym skąd miałbym go znać, skąd miałbym wiedzieć, że to twój dziadek? Czy ty nie masz Solo na nazwisko tak w ogóle? - Hux wypuścił powietrze z ust. Nie chciało mu się dzisiaj kłócić, trzy godziny sztuki robiły swoje. - Sorry, zacznijmy jeszcze raz. Opowiedz o twoim dziadku.

Kylo westchnął ciężko.

- Tak mam na nazwisko Solo, ale to po ojcu - jego głos na chwilę zlodowaciał. - No i jak pewnie wiesz, moja mama to słynna Leia Organa, natomiast jej ojcem był właśnie Darth Vader, czyli dawny Anakin Skywalker. Mój wujek, ten u którego ćwiczyłem, tak się właśnie nazywa - Luke Skywalker. Dziadek był… miał Moc. Potrafił zawsze wszystko opisać tak, aby było to namacalne, przeszywające cię na wylot. No i miał problemy z dostaniem się do tych całych Jedi, bo nie rozumieli jego sztuki. Niektórzy nazywali go prekursorem czegoś zupełnie nowego, inni po prostu ignorowali. Perły przed wieprze.

Hux bardzo powstrzymywał się przed uwagą na temat rzekomej mocy, zamiast tego dalej wypytywał Kylo o Skywalkera. Historia sama w sobie była ciekawa i rodzina Rena zdawała się być dość skomplikowanym tworem. Te nazwiska i pochodzenie, Hux już nie dziwił się tak bardzo, że Kylo wolał sobie sam nadać imię.

- Ale chyba w końcu dostał się do Jedi, nie? Co się z nim stało?

Hux umyślnie jechał dłuższą drogą, na wypadek jakby historia się przeciągnęła.

- Nie wiadomo o co dokładnie poszło, ale dziadek kogoś zabił. Są różne wersje, od tych, że go wrobili, po te, że miał bardzo wyraźny powód. Jego żona, ważna dyplomatka, tak jak moja mama, zmarła podczas porodu, a jej dzieci, bliźniaki, trafiły do sierocińca. Dlatego wujek i mama mają różne nazwiska.

Temat brzmiał ciężko, Hux niezbyt wiedział co robić podczas takich opowieści, zwłaszcza, gdy dotyczyły osób, z którymi rzadko się spowiadał, czyli w zasadzie nikomu.

- To nic dziwnego, że jesteś jaki jesteś, Kylo - stwierdził. Ren wyglądał, jakby sam miał zaraz wyskoczyć z samochodu. - Ale to w sumie wyjaśnia czemu te jego wiersze są takie dziwne. I twoje. Możesz mi jakieś wysłać czy coś.

Kylo zamarł i nagle całe jego oburzenie zniknęło, a na twarzy pojawił się uśmiech. Odwrócił się do kierunku jazdy, po czym rzucił:

- Dzięki, Hux.

Niezręczną ciszę, która nastąpiła po tych słowach przerwał dźwięk powiadomień.

- Przeczytaj - polecił Hux, oddając Kylo swój telefon. 
 
- Przecież mam to samo na swoim - mruknął Ren, kręcąc głową. Odblokował jednak telefon Huxa, znał kod. - Poe coś wrzucił. - Zmarszczył brwi. - Czy nie powinni cię pytać o kwestie przydzielania ludzi do pokoi?

- Co? No w sumie ja miałem robić listę.

- Zrobili ją za ciebie, zgadnij z kim jesteś.

- Z tobą? To żadna niespodzianka…

- No tak, to teraz dodaj sobie do tego jeszcze Poe i Finna.

Hux wydał z siebie ciężkie westchnienie. Już żałował, że jedzie na wycieczkę. Mimo tego, że Poe, jakkolwiek irytujący by nie był - był towarzyski, a to oznaczało imprezy, a imprezy oznaczały alkohol, czym Hux nie gardził, to atmosfera między nimi pozostawała toksyczna. Dameron nie potrafił trzymać języka za zębami, a co mogłoby mu oszczędzić pogrążania się, gdy komentował każdy ruch Huxa. Armitage starał się go ignorować, jednak nie zawsze było to możliwe. Poe nie potrafił zaakceptować zmiany, jaka zaszła w ich znajomości, a nieporozumienia doprowadzały Huxa do szału. Pocieszał go fakt, że może przy Finnie ten się opanuje. Poza tym, wycieczki zawsze w jakiś sposób zmieniają nastawienie ludzi do siebie, Hux był jednak gotowy odwracać wzrok od Poe i budować między nimi barierę. Nie potrzebował wrogów, nie żywił do Poe aż takiej antypatii, ale jeżeli Poe chciał docinkowej relacji, dostanie ją.

- Czyli za tydzień szykują się cztery bardzo niezręczne dni, pełne alkoholu, pokera i wyzywania wszystkich na około? - Kylo nie wydawał się wcale tak przybity, jak wskazywałyby na to jego słowa.

Hux uśmiechnął się krzywo.

- No proszę, jednak trochę mnie znasz.

Podjechali właśnie pod dom Rena. Kylo spojrzał na dom, po czym na Huxa.

- Chcesz wpaść na obiad?