Nie należę do osób,
które można włożyć do szufladki. Nie jestem ani zły, ani dobry, tylko
sprawiedliwy. Różnimy się Red, nie ma żadnej wątpliwości, że tak jest,
jednak ja miałem nadzieje, że uda ci się mnie zrozumieć. Zabawne. Mnie.
Mordercę. Nigdy nie zrozumiem dlaczego coś tak bezpodstawnego zalęgło
się w mojej głowie. Red, starałem się wytłumaczyć Ci mój punkt widzenia,
nie zakryłem bycia potworem. Ale dlaczegoś pragnąłem mimo tego
akceptacji.
Red wciąż rozumiem
dlaczego mnie wtedy uratowałeś. Mogłeś zostawić mnie na tym dachu, może
zachowuję się jakbym nie wiedział kiedy skończyć, ale rozumiałem, że
tego nie przeżyję.
A Ty mnie nie porzuciłeś.
Było w Tobie coś
dobrego, wręcz zbyt dobrego na ten świat. Gdy się uśmiechałeś, uśmiech
obejmował całą twarz, rozjaśniał ją i sięgał oczu, nawet jeśli
pozostawały niewidzące. Gdy płakałeś, nie starałeś się tego hamować, nie
robiłeś żadnego z tych „męskich", żałosnych grymasów. Może dlatego, że
nie widziałeś, jak to tak naprawdę wygląda, ale wolę myśleć, że to po
prostu ty. Byłeś żywym obrazem emocji i im więcej nad tym rozmyślam, tym
bardziej nieadekwatne staje się nazywanie cię diabłem. Bardziej
pasujesz do anioła, choć bycia śmiałym nie można ci odmówić.
Chciałeś mnie zawrócić.
Przepraszam, obiecałem
sobie, że nim umrę, zemszczę się. Zanim mój czas przeminie, nim zostanę
starty w proch wraz z tymi, których posłałem do grobu – zemszczę się.
Nim stanę się szeptem, który ktoś zgubił na wietrze, będę wodą, w której
się utopią, żarem, który ich spali. Byłem gwiazdą, z której pozostała
już tylko czarna dziura, a ja zabiorę ich ze sobą w tę zimną pustkę.
Obiecałem Matt.
Sobie i im.
Gdybym spróbował się z
tego obudzić, powstać z okropnego koszmaru, którym stało się moje życie,
niechybnie połamałbym sobie kości. Ale pojawiłeś się ty. Pełen nadziei,
z wartościami, za dobry, zbyt wyrozumiały. Zaraziłeś mnie tym całym
syfem, Red.
I teraz nie wiem nawet jak się oddycha.
Bo utrata bliskiej osoby
jest jak amputacja kończyny. Niby wiesz, że już jej nie ma, ale wciąż
ją czujesz. Z odruchu starasz się nią łapać, chwytać, dotykać, ciągle
zapominając, że jej już nie ma. Bezustannie rozrywa cię fantomowy ból, a
ty powtarzasz sobie - to nienormalne. Bo nie powinieneś odczuwać czegoś
czego już nie ma. Starasz się to przepracować, pogodzić się i wtedy
pojawia się nadzieja. Nadzieja, że wrócą, że jest szansa. To już nawet
nie amputacja, a hemofilia.
Masz nadzieję - krwawisz.
Krwawisz.
Krwawisz.
Krwawisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz