Pisane wraz z HaruTheLilRunaway i również jej dedykowane. I Marcinowi też, bo wytrzymuje moje gadanie w kółko o fanfickach. Kocham Was <3
Mówi
się, że życie w liceum nie jest aż takie złe. Otóż fakt podstawowy jest taki,
że każdy kto tak mówi, jest kłamcą i bawi go cierpienie innych. Armitage Hux
zdecydowanie nie uważał, by liceum było najlepszym czasem jego życia, nie żeby
kiedykolwiek dobrze się bawił gdziekolwiek. Nie mniej jednak przesiadywanie po
osiem godzin dziennie pięć dni w tygodniu w budynku pełnym bandy źle ubranych,
nieuczesanych i niezorganizowanych dzieciaków, było przeprawą gorszą niż
cokolwiek innego. Myślał, że gimnazjum było złe. Och, jak bardzo się pomylił. W
gimnazjum wszystko można wytłumaczyć tym, że dorastanie, burza hormonalna i
ogólne wyrwanie się z piaskownicy, więc każdemu wtedy troszkę szajba odbija.
Jednak gdy wkraczasz w ten ostatni etap edukacji, który zwieńczony ma być
egzaminem dojrzałości, liczysz na pewien poziom, który reprezentować mają
przyszli absolwenci. Jak łatwo można się przejechać na tych złudnych wyobrażeniach.
Zaczął się drugi rok
nauki i Hux nie spodziewał się już żadnych zmian.
- Witam państwa na
naszych pierwszych zajęciach wychowania fizycznego, przypominam wszystkim
dziewczynom, że powinny mieć związane włosy - poinformowała wuefistka żeńską
grupę. Chłopcy w grupie obok rozleźli się na wszystkie strony, oczywiście ich
nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Hux po raz setny przeklinał tę szkołę za brak
zorganizowania i spójnych reguł.
- Proszę pani, skoro my
mamy wiązać włosy, to Ben Solo też powinien - odezwała się jedna z dziewczyn,
Armitage doskonale wiedział która.
Wśród
jej grupki rozszedł się nieskrywany chichot. Hux obrócił głowę w stronę swego
kolegi, który z warknięciem niezadowolenia z całej siły rzucił piłką do kosza w
ścianę. Piłka odbiła się pod bardzo niefortunnym (a może i fortunnym?) kątem,
uderzając stojącego obok Poego Damerona w twarz. Hux ledwo powstrzymywał
chichot.
- Otaczają mnie idioci -
powiedział pod nosem i ruszył ustawić się na linii, ponieważ ich wuefista
raczył łaskawie stawić się na swoich zajęciach.
Mężczyzna zaczął
sprawdzać obecność, a Hux, po raz nie wiadomo który, westchnął cicho.
- Boyega Finn?
- Jest!
- Dameron Poe?
- Jestem!
Hux obserwował całą
grupę. W rzędzie przed nim stał Poe Dameron, wysoki, o śniadej cerze, z kompletnie
niezrozumiałym dla Armitage’a upodobaniem dla pomarańczowego. Nie zrozumcie go
źle, Hux, który w końcu sam był rudy, nie miał nic do tego koloru, ale dobór
ubrań Damerona… Nie. Po prostu kurwa no nie. Boże, czy ty to widzisz? Nie
miałby do niego nic, nawet szacunku, gdyby chłopak nie był geniuszem
matematycznym. Na nieszczęście Huxa znajdowali się w jednej klasie, czego znoszenie
sprawiało mu spory problem. Natomiast Finn… Był idealnym okazem nijakości, ani mądry, ani
głupi, z niczego wybitny, ale również nie można go było zaliczyć do kompletnych
idiotów. Chodził do równoległej
klasy, był zastępcą jej przewodniczącej, co było kolejnym powodem, aby go nienawidzić.
- Hux Armitage?
- Obecny.
- Solo Be...
Och, zaczyna się,
pomyślał Hux. Chciałby, żeby albo nauczyciele, albo jego upierdliwy kumpel w
końcu odpuścili sobie te szopki, ale nie.
- Jestem Kylo Ren -
przerwał mu, nie podnosząc nawet tak bardzo głosu, Hux był prawie pod
wrażeniem.
- Chyba chciałeś
powiedzieć Crylo - mruknął Dameron. To chyba za ten cios w twarz, ale Kylo
kompletnie nie zwracając na to uwagi, ruszył w kierunku Poe, prawdopodobnie,
żeby poprawić to, czego nie potrafiła dobrze zrobić piłka. Hux czekał na dzień,
gdy nie będzie musiał się wstydzić za Kylo, lecz to nie był ten dzień. I pewnie
nie nadejdzie dopóki nawet on będzie akceptował tę emo ksywę. Chłopcy zostali
szczęśliwie powstrzymani przez nauczyciela i postawieni po przeciwnych stronach
szeregu.
- Skoro to pierwsze
zajęcia, to zaczniemy od czegoś przyjemnego. Piłka nożna, panowie! - ogłosił
wuefista, przypominając również, żeby pamiętać o zwracaniu się do niego per
trener. Hux zastanawiał się czemu w takich okolicznościach nie mógł stosować
wybranego przez Kylo imienia, jeżeli sam miał pianę w ustach, gdy ktoś mówił do
niego „proszę pana”.
Szereg chłopców westchnął
niemal jednocześnie. Po tym niezwykle zsynchronizowanym oddechu, nastąpił mniej
zsynchronizowany w-prawo-zwrot oraz zupełnie niezsynchronizowany bieg wokół
sali gimnastycznej. Za chwilę za grupą męską ruszyły dziewczyny. Po chwili Kylo
zrównał się z Huxem, choć ten dobrze wiedział, że mógłby biec od niego dużo
szybciej.
- Nie mógłbyś choć raz
odpuścić? - zapytał Hux.
- Tobie czy im? -
odburknął Kylo.
- Nam wszystkim, Ren. To
tylko imię na durnym WF-ie, wiesz ile razy dziennie przekręcane są nazwiska
uczniów w tej szkole?
- Och, to może nagle
polubisz jak zwracają się do ciebie per Armi, co? - mimo tego, że się odgryzał,
to doceniał nazwanie go Renem.
Armitage niechcący
specjalnie podstawił mu nogę. Kylo potknął się, nie zwalniając jednak tempa.
- Odezwij się tak jeszcze
raz, a nie ręczę za siebie.
Kylo nie był już tak
wyrafinowany. Po prostu położył dłoń na ułamek sekundy na ramieniu Huxa, po
czym pchnął go w bok i odbiegł. Hux z piskiem butów wylądował na ziemi dwa
metry dalej. Za każdym razem to samo. Kolumna
uczniów mija tego śmiesznego rudego dzieciaka, który został popchnięty przez
tego śmiesznego emo dzieciaka. Hux podniósł się z podłogi, którą zdążył
wypolerować na błysk swoją białą koszulką, po czym wrócił do biegu. Rozliczy
się z Kylo później.
Na
samym przodzie Kylo ścigał się z Rey, przewodniczącą równoległej klasy.
Przegrywał, choć nieznacznie, ale Huxowi wydawało się, że jego furia jest wręcz
namacalna. Zawsze była od niego lepsza, czego Ren nie mógł znieść, zawsze
oskarżając ją o oszustwo. Oczywiście tymi oskarżeniami pogrążał siebie jeszcze
bardziej, a Huxa razem z nim. Z jakichś powodów społeczność szkolna uznawała tę
dwójkę za jeden organizm, duet nierozłączny, czego Armitage nigdy nie planował,
zasiadając po raz pierwszy w ławce z tym nieokrzesanym kolesiem. Spokojnym
tempem dokańczał dziesiąte okrążenie, podczas gdy Kylo wypluwał płuca na mecie.
Po kilku innych niezwykle zabawnych ćwiczeniach rozgrzewkowych, koszulki
zostały rozdane, piłka w grze.
Jest
to powszechnie posiadana wiedza, że chłopcy lubią piłkę nożną. I tylko ją.
Odmówią każdej innej aktywności fizycznej, jeżeli nie zawiera ona kopania piłki.
Potwierdzone info. Tak więc na jednej połowie boiska chłopcy biegali za piłką,
po drugiej stronie dziewczyny grały w kosza, ponieważ według powszechnie
posiadanej wiedzy nie są one predysponowane do kopania piłki. Do drużyny
Armitage’a trafił Kylo (jakże by inaczej, chociaż Hux czekał na dzień, gdy
będzie mógł wycelować piłką prosto w Kylo i zrzucić to na warunki gry) oraz
Poe. Pozostałych chłopaków Hux nie znał i nie zamierzał. Ich drużyna z góry
spisana została na straty, Kylo za pięć minut zejdzie z czerwoną kartką, Poe
uzna że będzie “krył” Finna (czytaj: stał na tyle blisko, by przypadkowe
dotknięcia zrzucić na warunki gry), a Huxowi nie chciało się dziś specjalnie
pocić. Gra zapowiadała się fascynująca, dopóki garstka dziewczyn, z Rey na
czele, nie porobiła maślanych oczu do pana trenera, by także mogły zagrać.
Powszechna wiedza na temat predyspozycji dziewczyn do danego sportu musiały
ustąpić słodkim oczętom młodych dam oraz założeniom równouprawnienia. Ale
ponieważ trener bał się o to, by koleżanki nie zostały poturbowane, wystawił je
przeciw najsłabszej drużynie. Wtedy też Poe zaczął zwracać uwagę na to, co
dzieje się na boisku, a Kylo skupił się na ataku. Hux nie poczynił żadnych
większych starań, by wygrać mecz, dopóki Ren nie zaczął wołać na niego Armi
przez pół boiska. Wtedy też Hux zajął się strategicznym aspektem gry, dzięki
czemu zmuszał Rena do przebiegów spod jednej bramki do drugiej. Zapowiadał się
długi WF.
Grali długo, aż do dzwonka, choć zwykle już na kwadrans przed końcem lekcji
upominali się o wcześniejsze wypuszczenie do szatni. Hux tak naprawdę nie miał
szczególnych chęci, by wygrać, o wiele bardziej pragnął sprawić, aby twarz Kylo
spotkała się z jego butami, ale bycie w jednej drużynie skutecznie pokrzyżowało
mu plany. W końcu udało im się ugrać remis, co kompletnie nie zadowoliło ani
jego, ani Rena, reszta drużyny miała to gdzieś, przynajmniej pogapili się na
dziewczyny. Grupie męskiej zawsze bardzo odpowiadało, gdy Kylo tak zawzięcie
pragnął wygranej z Rey, ponieważ do końca WF-u nie musieli nic robić, a trener
nawet nie ważył się przerwać gry. Był to jeden z nielicznych powodów, dla
których rocznik Huxa tolerował niestabilności ich kolegi.
Zeszli do szatni marudząc.
- Wyglądasz jakbyś miał wyzionąć ducha - rzucił Kylo niby mimochodem, sam
mimo szaleńczej gry nie wyglądał na za bardzo zmęczonego.
- Gdybyś choć raz odpuścił, to nie musiałbym wyglądać przez resztę dnia jak
mokry szczur. Zdajesz sobie sprawę, że wrobiłeś nas w godzinę biegania za piłką
jak banda kretynów? - odpowiedział Hux, ściągając z siebie koszulkę i równo ją
składając. Szukał w torbie ręcznika. Spóźni się na matmę, ale prysznic był
obowiązkowy. Musiał się streszczać zanim wejdzie tam Poe i sprawi, że wszytko
będzie niezręczne.
- Gdybyś się bardziej przyłożył, to wygralibyśmy zamiast zremisować –
warknął, ruszając za nim z ręcznikiem i klapkami w jednej dłoni, koszulkę zdjął
już wcześniej, podczas Huxowej tyrady, więc szurał za nim boso w samych
dresowych spodniach. Tych modnych, z Adidasa, zwężanych u dołu.
- Nie mam zamiaru przykładać się do czegoś, w czym nie mam żadnego
interesu, a twoja śmieszna rywalizacja z tą dziewczyną mnie nie interesuje.
Zawsze znajdzie się jakaś laska, która we wszystkim musi być najlepsza, ale to
czas pokaże kto zwycięży na końcu. - Mówiąc to, Hux nie miał jeszcze
świadomości, że jego plany wyższego zwycięstwa także zostaną pokrzyżowane.
Tymczasem wszedł pod prysznic, pozwalając, by szum gorącej wody zagłuszył Rena.
Ten po prostu prychnął i umył się szybko, żeby nie wchodzić w ponowną
konfrontację z Huxem. To nie tak, że obawiał się, iż przegra. Po prostu ich
wzajemne stosunki były co najmniej dziwne. Czasem był pewien, że nienawidzi Armitege’a,
bo cała ta jego maniera przyprawiała go o ból głowy, ale w inne dni mógł z nim
dyskutować, przerzucać się wyzwiskami albo po prostu milczeć i wydawało mu się,
że znają się z Huxem od zawsze. Dziwny był ten mały, rudy dzieciak, niby
ułożony, działający według zasad, a z drugiej strony… Cóż nieraz wychodził z
niego ryży diabeł, który w sprytny sposób wykorzystywał i pomiatał wszystkimi
naokoło. Kylo nie przyznałby się przed nikim, szczególnie przed sobą, że
całkiem mu to imponowało.
Po niedługim czasie wszyscy się ogarnęli i wyszli z szatni. Hux, mimo
poirytowania w stronę Kylo, czekał na niego przed wyjściem, aż ten zawiąże
swoje zdecydowanie za wysokie glany, by mogli zrównać się krokiem. Mógł się na
niego wściekać, jednak czas szkolny pokazał, że mieli tylko siebie, a gdyby
spojrzeć szerzej, to Kylo nie był wcale taki najgorszy. Owszem, miał swoje
wady. Wiele wad. Więcej wad niż zalet. Jednak były momenty, że można je było
odsunąć na drugi plan i po prostu być dobrymi kumplami.
Kocham cię za Kyluxa
OdpowiedzUsuń