Znali się wtedy może z cztery miesiące, niby
nie długo, ale spędzając razem sporo czasu zdążyli się całkiem… Polubić to
nieodpowiednie słowo, ale przynajmniej zaakceptować. Tego dnia Kylo był
delikatnie rzecz biorąc zniszczony, minęły święta, jego rodzice wrócili, a on
miał ochotę nie wracać do domu. Nie pamiętał nawet o co poszło, ale w ostrych
słowach przypomniał sobie z ojcem, że on wcale go za niego nie uważa, a tamten,
że czasem żałuje, iż się nie zabezpieczał. Norma. Tym razem jednak, ta norma
skusiła go do podróży po barach, bynajmniej nie w celu degustacji piwa. Kylo
nie lubił jakoś szczególnie alkoholu, ale uwielbiał jego efekt. Łatwe
zasypianie, brak koszmarów i wyrzutów sumienia. Bar w tym momencie stawał się
dla niego niemal lecznicą, a trunki w szklankach pobrzękujących kostkami lodu
antidotum na jego chujowe życie. Niestety chwilowym, ale Ren potrzebował
chociażby tych drobnych momentów zapomnienia. Nie pamiętał kiedy napisał do
Huxa, może i od razu zadzwonił, ale Armitage zamiast odrzucić połączenie, zlać
go, zwyzywać, przyjechał po niego autem. Nie zawiózł go do domu tylko kręcił
się po mieście, czasem stając na jakimś poboczu, aby podyskutować z pijanym w
trzy kije Kylo. Ale przede wszystkim słuchał, z głośników leciało cicho “The
hardest part” od Coldplay, Ren nie spodziewałby się, że Hux słucha czegoś
takiego, jednak w tym momencie było mu wszystko jedno. Najpierw krzyczał, długo
i boleśnie, później krzyk zmienił się w szloch, cichy, urywany. Wyżalił mu się,
opowiedział, a Hux przez ten cały czas milczał, od czasu rzucając kilka zdań. O
wiele mniej kąśliwych niż zwykle. O czym dokładnie mówili? Kylo nie pamiętał,
pod powiekami wyrył mu się za to obraz bladej, skupionej twarzy i rudych,
zaczesanych do tyłu włosów, podbity cichym pomrukiem silnika. Zasnął na
siedzeniu, z łzami zasychającymi na twarzy i wzrokiem wbitym w Armitage’a. Tego
nigdy nie powiedział, nie zapisał nawet w wierszu, ale zastanawiał się czy
ktokolwiek poza nim wie, że anioły są rude.
Kylo był
naprawdę ciekawy czy Hux to pamięta. Albo czy chociaż czasem o tym myśli. I
dlaczego nie użył tego przeciwko niemu, to było w końcu o wiele poniżające, niż
odczytywanie jego wierszy.
Armitage: Nie wiem, chyba jestem jednak za głupi na poezję. Nie
umiem wyczytać krypto hejtu z niczego.
Oczywiście, że skłamał, bo
doskonale wiedział, o czym opowiadał tamten jeden wiersz. Dziwne było to, że
nie miał on tytułu. Z jednej strony było mu całkiem miło, że Kylo nie zapomniał
o tamtej nocy, a nawet postanowił ją upamiętnić, chociaż był wtedy naprawdę
nisko i Hux na jego miejscu wolałby o czymś takim zapomnieć. Nigdy o tym nie
rozmawiali, Kylo nigdy nie zapytał, czemu Armitage zdecydował się po niego
przyjechać, tak samo on nie spytał, czemu Ren zadzwonił właśnie po niego. Nigdy
więcej nie było między nimi takiej bliskości i szczerości, nie było takiej
potrzeby. Poza tym, łatwiej jest się okładać i sobie docinać, niż się sobie
żalić. Jedyną osobą, przed która Hux w miarę się otworzył, była Phasma. Gdyby
miał się zwierzać Kylo, chyba umarłby ze wstydu.
Kylo: Nie spodziewałem się po Tobie niczego innego. Charta non
erubescit.
Armitage: Co?
Kylo: Ech… Nieważne, jest dzisiaj mecz, wiesz?
Armitage: Serio? Kurwa, znowu ojciec będzie się darł. Oglądasz?
Kylo zastanawiał się dlaczego
zawsze to musi tak wyglądać, bo ich spotkania w dzień meczu były już raczej
tradycją, z której rzadko rezygnowali. Dlatego też ominął całą szopkę i
napisał.
Kylo: Pizza, popcorn i jak już będziemy mieli dość to Netflix?
Hux był bardziej niż gotowy.
Zgarnął z półki kluczyki, wziął zeszyt Kylo pod rękę, pogłaskał Milicent na
pożegnanie i wyszedł z pokoju. Zszedł po ciemku ze schodów, nigdy nie chciało
mu się zapalać światła. W kuchni ojciec i macocha przygotowywali jakieś
jedzenie. Miał nadzieję, że przejdzie niezauważony, jednak bystre oko starego
Huxa było niezawodne.
- Gdzie się idziesz szlajać
znowu? - zapytał z kuchni.
- Nigdzie. Do Kylo na chwilę -
odpowiedział, stając niemal na baczność w przedpokoju.
- Do kogo?
Głos jego ojca był gruby i
stanowczy, i choć pytał o zwykłe rzeczy, Armitage nigdy nie wiedział, czego się
spodziewać.
- Bena Solo - odparł.
Dziwnie było wymawiać prawdziwe imię Kylo.
- Znalazłbyś sobie bardziej
wartościowych przyjaciół, Armitage. Takich, co będą coś kiedyś znaczyć, wiesz.
Hux nie zadaje się z byle kim - mówił to tak po prostu, krojąc cebulę. Brendol
Hux był jedyną osobą jaką Armitage znał, której nie ruszał zapach krojonej
cebuli i to wiele wyjaśniało.
Hux postanowił zignorować tę
uwagę, bo tylko on miał prawo do ubliżania Kylo, ale z racji, że był zmęczony i
zwyczajnie nie miał ochoty wchodzić teraz w żadne dyskusje, stał, póki nie
uznał, że ojciec już zakończył rzucanie uwag.
Dwadzieścia
minut później Hux stał pod domem Kylo, czekając aż ten mu otworzy. Wpierw
usłyszał głośne sarkanie, aż w końcu otworzył mu Kylo, oczywiście uwalony mąką
i sosem pomidorowym. Hux od razu poczuł zapach pizzy, więc przemilczał brudne
ciuchy Rena, chciał dostać jedzenie. W tej kwestii również się różnili,
Ren uwielbiał gotować, a Hux nie tykał się kuchni. Zdjął kurtkę i buty,
powstrzymał się od zwyczajowego dzień dobry, rodziców Kylo nigdy nie było w
domu, a taka próba bycia uprzejmym sprawiała, że między nim i Renem
nastawała niezręczna cisza. Kuchnia była przestronna, jasna i na oko Huxa dość
nowoczesna. Zwykł siadać przy wyspie z marmurowym blatem, opierać głowę na
dłoniach i czekać na jedzenie, więc zrobił tak i tym razem. Z laptopa
ustawionego na jednym z blatów, leciała muzyka, bodajże Bring Me The
Horizon, ale Armitage nie za bardzo odróżniał jedne wrzaski od drugich.
Czasem gdy przychodził, od razy zaczynali rozmawiać, równie często
siedzieli cicho, a Hux w tym czasie kontemplował mieszkanie. Och, na pewno nie
urządzał go Kylo, raczej jego matka, która musiała mieć słabość do bardzo
jasnych pasteli, przełamywanych czasem mocniejszą barwą, na przykład niebieskim
lub czerwonym. Żadnych zdjęć, pamiątek, mimo tego, że mieszkanie zdawało się
być przytulne, to przypominało takie ze zdjęcia z katalogu mebli.
- Z czym chcesz? - wyrwał go
zamyślenia Kylo.
- Z czymkolwiek.
Ren przewrócił oczami i
postanowił dodać habanero oraz chili. Hux nie lubił ostrych rzeczy, a Kylo
wciąż był zły o zeszyt, no i dzisiejszą kłótnie. Nie przeszkadzało mu to
zaprosić Armitage’a na jedzenie. Nie lubił siedzieć sam, choć nikomu o tym nie
mówił. A z Huxem nie czuł się tutaj jak jedyny straszący duch.
Huxowi rzeczywiście było wszystko
jedno, wiedział, że Kylo pyta bardziej z “grzeczności” niż by poznać jego
faktyczne preferencje, bo i tak zrobi jak chce. To także była całkiem zabawna
postawa Rena, gdy jeszcze przed południem był gotów roztrzaskać głowę Huxa o
chodnik, a teraz będzie częstować go jedzeniem. Nie, żeby był zaskoczony, to
nie pierwsza taka akcja, jednak te skrajne zachowania były czasami mylące.
Takie sytuacje prowadziły Huxa do myślenia o naturze ich przyjaźni, jak szybko
można było dojść od napierdalania po wspólne jedzenie pizzy i oglądanie głupich
horrorów. Hux był niemal pewien, że na jego stypie to Ren zrobi catering.
- A właśnie, przywiozłem ci to,
wierszokleto - powiedział Armitage, wyciągając szary zeszyt z torby i rzucając
na czyste miejsce blatu. Ren spojrzał na ten czyn, jak na świętokradztwo, po
czym rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie, które szybko zmieniło się w
lekkie rozdrażnienie.
- Zrobiłeś zdjęcia. Masę zdjęć.
Prawda?
- Nie, skądże - powiedział,
uśmiechając się przy tym niewinnie. - Ufam ci na słowo, że będę cię mógł w
spokoju uczyć, przecież jak mógłbyś mnie oszukać.
Gdyby sarkazm był używką, Hux
dawno by przedawkował.
- To kiedy jedzenie? Zdycham z
głodu - dodał zniecierpliwiony.
Kylo spojrzał na niego spode łba
i włożył pizzę do piekarnika.
- Dwadzieścia minut, włącz mecz i
zobacz czy jest warty naszego czasu.
- Wiesz, że mecz nie jest nigdy
wart mojego czasu...
- Mecz ważna rzecz, Hux -
przerwał mu Kylo.
Hux westchnął i wyszedł z kuchni,
przechodząc od razu do salonu. Skoczył na kanapę, dosłownie, właśnie tak się
zachowywał jak nikt nie patrzył, nigdy nie mógł się oprzeć tym miękkim
poduszkom, co by nie mówić, jego matka miała gust. Był przyzwyczajony do
ciemnego, prawie minimalistycznego wystroju w jego domu, gdzie nie można było
niczego dotknąć, bo się zepsuje (tak go strofowali od dzieciństwa). U Kylo miał
możliwość położenia nóg na stole i złapania oddechu od domowych zasad.
Znalazł pilota
i odszukał kanał sportowy. Hux nie wiedział niczego o sporcie, poza
podstawowymi zasadami gier. Nie znał się na zespołach, ligach, nie widział
potrzeby, by krzyczeć na kolorowe punkty na ekranie. Ale u Kylo zawsze było
dobre jedzenie i ten nie krzyczał aż tak, jak jego ojciec. Poza tym, znając
życie przełączą na jakiś film za pół godziny, kiedy Ren po raz kolejny przekona
się, że stos drewna byłby lepszym towarzystwem do oglądania meczu niż Armitage.
- I jak?! - krzyknął z kuchni
Kylo - Jaki wynik?!
- Dwa do zera? Dla tych w
niebieskich koszulkach - odkrzyknął Hux, skróty drużyn nic mu nie mówiły.
Usłyszał ciężkie westchnienie z kuchni.
- Włącz coś na Netflixie -
odkrzyknął. Musiało to oznaczać, że jego drużyna przegrywa i Kylo nie ma zamiaru
ich dłużej wspierać gorącym dopingiem.
Hux wzruszył ramionami i
przyłączył na Netflix, przeszukując od razu listę horrorów i wybierając tytuł
praktycznie na ślepo. Czasem coś kojarzył, czasem zupełnie nie. Hux nie był
fanem horrorów, ale wiedział jak bardzo Ren ich nienawidzi, dlatego utrzymywał,
że są fajne. Jego problem polegał na tym, że wszytko było zbyt przewidywalne, a
strach irracjonalny, ponieważ według Huxa nie ma bytów paranormalnych. Czerpał
jednak dziwną przyjemność z lejącej się krwi.
W tym czasie
Kylo wszedł do salonu z pizzą na talerzu w jednej ręce i butelką coli pod
pachą oraz szklankami w drugiej dłoni. Hux czekał, aż wszystko to poleci
na ziemię, ale Ren doniósł je bez większych problemów. Po domu łaził zwykle w
spiętych włosach, jakby nie mógł robić tego w szkole, gdy smoliste kłaki
wpadały mu do oczu i zeszytu, co irytowało Huxa, a także w czarnym podkoszulku
i dresach. Tych modnych, z Adidasa, zwężanych u dołu.
- Masz, może w końcu przytyjesz,
świerszczu.
Hux puścił tę uwagę mimo uszu,
zabrał z talerza kawałek pizzy i zaczął jeść, nie czekając nawet aż Ren
usiądzie. Niemal od razu poczuł lekkie pieczenie, a w połowie kawałka miał
wrażenie, że wypali mu gardło.
- Kurwa, wiesz, że nienawidzę
ostrych rzeczy - powiedział z wyrzutem, zapijając colą, co tylko pogorszyło
sprawę.
- Powiedziałeś, że mogę wybrać,
to wybrałem - odparł zadowolony z siebie Kylo, również jedząc swój pierwszy
kawałek. - Nie narzekaj, jest dobre i za darmo.
Z tą uwagą Hux nie mógł się nie
zgodzić, więc to przemilczał.
- Co oglądamy?
- Sinister.
- Kurwa, wiesz, że nienawidzę
horrorów.
- Powiedziałeś, że mam wybrać, to
wybrałem.
Za ten uśmiech Ren chciał mu
rozbić szklankę na głowie.
I tak siedzieli, Kylo oglądając
film, którego nienawidził, a Armitage jedząc pizzę, której nie znosił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz