...

niedziela, 29 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz. 43

Na imprezę Rey pojechali autem Huxa, Armitage miał plan albo wrócić z rana, jeśli będzie w stanie, albo wrócić po samochód, gdy wytrzeźwieje. Rey się zgodziła na przetrzymywanie jego auta na podwórku, więc nie było żadnych przeszkód.

- Mój ojciec prawie zawału dostał jak usłyszał, że idę na imprezę – mruknął Kylo, starając się zawiązać krawat, wspomagając się lusterkiem samochodowym.

- Brzmisz na zawiedzionego.

- Jego zawał byłby mi na rękę – powiedział, prawie dusząc się czarnym materiałem. - Uwierzysz, że chciał mi wcisnąć prezerwatywy? - jęknął zażenowany. – Jedyne, co robimy, to drzemy koty, a gdy już wychodzę, to nagle stara się być przykładnym ojcem. Ale to chyba tylko dlatego, że nie chciałby kolejnego mnie na świecie.

- Nie zna cię po prostu - powiedział Hux, skręcając na podjazd. Byli na miejscu. - Idziemy teraz się napić i rozerwać, spróbuj się nim nie przejmować. - Zgasił silnik i spojrzał na Kylo. – Daj, zawiążę ci to, bo wyglądasz jakbyś chciał się powiesić z tym guzłem u szyi.

Kylo mruknął coś w stylu, że nie miałby nic przeciwko.

Armitage rozwiązał to, co jego partner zdążył naplątać i poprawił węzeł. Poszło mu sprawniej niż za pierwszym razem, dodatkowo Ren nie próbował go pocałować, co w pewnym sensie było plusem tej sytuacji. Poklepał go po ramieniu.

- Gotowe - powiedział. - Idziemy.

Hux trzasnął drzwiami, Kylo wysiadł za nim, ale zamiast ruszyć za Huxem przystanął, spoglądając niepewnie na dom. Rudy obrócił się. Kylo stał z prezentem w dłoni i minęło kilka sekund, zanim złapał jego spojrzenie. Hux cofnął się kilka kroków. W oknach migały kolorowe światełka, dudniła przygłuszona muzyka.

- Co jest? - zapytał Hux.

- Może jednak pójdziesz sam? - zapytał, coś w jego głosie kazało Huxowi pomyśleć, że jest przerażony.

- Dlaczego? Przecież jesteś zaproszony - powiedział mu. - Będą tam ludzie, których znasz. Ja będę - to mówiąc, chwycił go za rękę, splótł ich palce.

Kylo ścisnął jego dłoń. Spojrzał na Armitage’a, a potem wyrzucił z siebie z szybkością karabinu maszynowego:

- Mam prawie zerowe doświadczenie w takich imprezach, każda kończyła się dla mnie tak samo, a nie chcę tym razem skończyć tłukąc kogoś po mordzie, po tym jak się do mnie przywali o byle co, no i wiem, że jesteś, ale to raczej sprawia, że boję się zjebać jeszcze bardziej.

To było tak nagłe i szczere, że Hux nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc po prostu przytulił Kylo, uśmiechając się przy tym i czerwieniąc jak debil.

- Nic się nie stanie, mówiłem ci, że się zmieniłeś - zapewniał go. - Rey chciała, żebyś przyszedł na jej urodziny. A jej imprezy są naprawdę fajne i mówię to ja - znasz większego socjopatę?

- Nie - mruknął tuląc się do niego, czuł się już spokojniej. - Ale nie chcę innego socjopaty.

- Ja też nie - mruknął. - To co, idziemy?

Kylo kiwnął głową i poszedł za Huxem.

Gdy drzwi się otworzyły, przywitała ich Rey z szerokim uśmiechem. Kylo wręczył jej prezent, mówiąc, że jest od nich obu. Armitage złożył jej krótkie życzenia, a dziewczyna zaprosiła ich do salonu, gdzie bawiła się już większość gości. Hux dobrze to przewidział - zdecydowana większość ubrała się wyjściowo. Sama solenizantka biegała po domu w długiej do kolan beżowej sukience.

Wzięli sobie po piwie i usiedli na kanapie. Przyszli jako jedni z ostatnich, były już siostry Tico, Finn i Poe, a także masa innych osób, których Kylo nie znał. Poprawił krawat, po czym spojrzał na Huxa.

- W sumie miałem ci powiedzieć, że dobrze wyglądasz - mruknął, lustrując wzrokiem strój Armitage’a. Hux miał na sobie białą, dopasowaną koszulę z czarnym krawatem.

- Wiem - odparł. - Ale dzięki.

Niedługo później na krzesło weszła Rey i krzyknęła:

- Ludzie, będzie tort!

Kilka osób zaczęło klaskać, przyciszono muzykę. Do pokoju weszły dwie koleżanki Rey z ciastem i palącymi się świeczkami. Wszyscy zaczęli śpiewać sto lat. Nie wiadomo jak w dłoni Kylo znalazł się kieliszek z wódką, a Poe wzniósł toast za solenizantkę.

Może jednak nie będzie tak źle?

***

Minęło trochę czasu, atmosfera była luźna, zabawowa. Był nawet moment, gdy wszyscy tańczyli na środku salonu. A poza tym, znajomi sobie siedzieli w swoich grupkach, chłopaki w kuchni grali w beerponga. Hux siedział na blacie i patrzył jak Kylo i trzech jego byłych kolegów z treningów próbują się nawzajem upić, rzucając piłeczką do plastikowych kubków z piwem. Ren na początku kompletnie się wycofał, gdy ich zobaczył, ale za namową Huxa spróbował z nimi pogadać. Oczywiście, próba pogadania przemieniła się w zażartą rywalizację, ale cóż. W końcu to był Kylo. Największą kosę zdawał się mieć ze starszym o kilka lat od nich Cassianem, który znajdował się w przeciwnej drużynie wraz ze strasznie wysokim gościem, na którego wołali Key. Kylo natomiast grał z chłopakiem o imieniu Chirrut. Armitage nie umiał powstrzymać zdziwienia, jak dobrze radził sobie niewidomy chłopak, ale nikt poza nim nie zwracał na to uwagi, więc nie odważył się zapytać. Szli łeb w łeb i choć skończyło się na wygranej Kylo i Chirruta, to cała czwórka była o wiele bardziej podchmielona niż gdy zaczynali.



Po grze wrócili do salonu, Kylo usiadł koło Huxa na kanapie, opierając się o Armitage’a i delektując się szumem w głowie. Nagle przed nimi stanął Poe, pijany, a jakże, Ren automatycznie się spiął, nawet o tym nie myśląc, wysunął się przed rudego. Co prawda, Ren i Dameron już wcześniej rozmawiali, nawet jako tako to wyszło, po prostu postanowili puścić zdarzenie w niepamięć. Teraz Poe zaśmiał się z jego reakcji, muzyka była głośna, więc musiał krzyczeć:

- A ty pamiętasz, że mieliśmy cię ufarbować?- rzucił jakby nigdy nic do Huxa.

Ren nagle odwrócił się do Armitage’a z wilczym uśmiechem. Huxa sparaliżowało, kompletnie o tym zapomniał.

- Chyba nie macie ze sobą farby - powiedział, jednak w jego głosie zginęła gdzieś pewność siebie.

Zza pleców Poe wyłoniła się Rey z opakowaniem farby do włosów - niebieskiej. Hux przełknął ślinę i korzystając na ich alkoholowym rozproszeniu, próbował się zwinąć z kanapy, jednak przy stole zablokował go uchachany Finn, który z pomocą Kylo zaciągnął Huxa do dolnej łazienki. Reszta gości niezbyt wiedziała, czemu jakiś rudy chłopak drze się w niebogłosy, ale też mało ich to obchodziło.

- Och, no spokojnie - zaśmiał się Kylo, trzymając go pod pachami, tak aby nie mógł się wyrwać. - Będzie ci ładnie, może nawet będziesz trochę mniej wredny.

- Dotknijcie moich włosów to was kurwa pozabijam! - krzyczał Hux, a wtórował mu śmiech Poe i Rey, którzy szli za pochodem.

Finn puścił jego nogi dopiero, gdy cała piątka zamknęła się w niedużej łazience. Poe odkręcił prysznic, Finn i Kylo trzymali Huxa pochylonego.

- Zakład to zakład, Armitage, czas na wyrównanie rachunków - powiedział Poe i zaczął moczyć mu włosy.

Hux zamknął oczy, woda spływała mu po twarzy i karku.

- Koszula, czekajcie, dajcie się rozebrać! - mówił im i zaczął rozpinać guziki, przy czym pod wpływem alkoholu przychodziło to z olbrzymim trudem, a Poe nie wyłączył wody.

- Proszę państwa, pierwszy striptiz tej nocy! - krzyknął Poe.

- Z pewnością nie dla ciebie - odgryzł się Kylo.

Poe uniósł ręce w obronnym geście, a Ren złapał za paczkę farby i rzucił Rey.

- Umiesz z tego korzystać?

- Wystarczy umieć czytać, Kylo.

Ren przewrócił oczami.

- Tylko nie spalmy mu włosów.

- Tym można spalić włosy!? - Hux zerwał się, ochlapując wszystkich na około.

Kylo i Finn złapali go mocniej, uważając, żeby nie wykręcić mu rąk.

- No dawaj tę wodę, Poe, bo zaraz ucieknie - rzucił Finn, pomagając Renowi utrzymać wyrywającego się Armitage’a.

- Nienawidzę was, wiecie o tym - powiedział Hux, ostatecznie poddając się działaniom reszty.

Poe polał mu głowę zdecydowanie za zimną wodą, a Rey zabrała się za nakładanie farby. Gdy w końcu skończyła, cała łazienka wybuchnęła śmiechem. Oczywiście prócz Huxa.

- Teraz musisz chwilę poczekać, aż kolor złapie.

- Tylko nie zmywaj, aż nie minie czas z opakowania - mruknął Ren, widząc iskierki nadziei we wzroku Huxa, gdy go puścili. - Jak zrobisz to wcześniej, to może wyjść kompletnie losowy kolor, na ten przykład zielony…

- Nie ma sprawy, posiedzę tu sobie - powiedział i usiadł pod ścianą. - Pozbieram resztki godności z podłogi.

Rey podała mu ręcznik, bo oczywiście oprócz mokrej głowy, teraz cały ociekał wodą i dziękował sobie, że zareagował z koszulą.

- Po prostu mi powiedzcie kiedy… I niech ktoś przyniesie coś do picia.

Grupa opuściła łazienkę, Kylo poszedł po whisky z colą, po czym usiadł koło Huxa, uprzednio podając mu dodatkowy, bardziej puchaty ręcznik.

- Jak długo to się utrzymuje? - zapytał Hux, wychylając szklankę.

- Nie wiem, moich włosów nie łapie żadna farba, ale może z tydzień lub dwa? - spojrzał na zegarek w telefonie, nastawił nawet budzik.

- Genialnie - westchnął. - Zacznę nosić czapkę czy coś.

Hux okrył się ręcznikiem. W łazience siedzieli tylko oni, zza drzwi dobiegała ich przygłuszona muzyka i czyjeś krzyki, piski, rozmowy. W sumie potrzebował takiej chwili wytchnienia.

- Więc - zaczął. - Koledzy z treningów, co? Mówiłem, że nie będzie tak źle.

- No nie wiem, miałem nadzieję, że ich tu mimo wszystko nie będzie. Przynajmniej nie przegrałem, wtedy zrobiliby sobie ze mnie pożywkę do żartów - mruknął Kylo, łapiąc Huxa za dłoń i przykładając ją sobie do policzka.

Uspokoiło go to natychmiastowo.

- Czy ja wiem, wydawali się dość szczerzy, jakby serio chcieli z tobą grać. Sami cię zaprosili przecież - odparł.

Hux pomyślał, że Kylo zrobił się bardziej stanowczy w swoich gestach. Jakby naprawdę chciał się zaangażować. Pogładził go po policzku, ale za chwilę zabrał rękę i podniósł z podłogi szklankę, dopijając whisky do końca. Jednak lewą ręką wkradł się palcami w dłoń Kylo.

- Będzie ci ładnie w tym niebieskim - powiedział Ren, odchylając głowę w tył i opierając się o kafelki.

Jego czerwona koszula również była mokra, ale był zbyt rozkojarzony, aby to zauważyć.

- Jasne, będę wyglądać jak kretyn - parsknął. - Nie żebym już nie wyglądał wystarczająco śmiesznie w rudych.

- Oj tam, lubię cię i w rudych.

Siedzieli w alkoholowym letargu, przysłuchując się imprezie. Do rzeczywistości przywołał ich brzęczący telefon.

- No chodź, postaram się, żebyś się nie utopił.

Hux pochylił się, a Ren zaczął zmywać niebieską farbę, ciepłą wodą, przy okazji przeczesując mu włosy i masując skórę głowy. Kolor złapał mocno, oddając mniej więcej turkusową barwę.

- Gotowe, wytrzyj i zobaczymy, jak to wygląda.

Hux założył podany mu ręcznik na głowę i energicznie wytarł włosy. Jeszcze nigdy tak się nie bał spojrzeć w lustro. Wyprostował się w końcu, zrzucił ręcznik na ziemię i zamarł, gdy zobaczył się w odbiciu.

- O kurwa - sapnął.

Rudy zniknął, teraz jego głowę zdobiły naprawdę niebieskie włosy. Hux zbliżył się do lustra, jedną ręką opierając się o umywalkę, a drugą chwytając najpierw za kosmyk, a potem zaczesując palcami włosy do tyłu.

- To się nie dzieję. - Spojrzał na szeroko uśmiechniętego Kylo w odbiciu.

- Dzieje - powiedział, szukając po łazience suszarki. Leżała na jednej z półek, więc sięgnął po nią i podłączył do gniazdka. - Chodź tutaj, nie będziesz łaził w mokrych.

- Już mi wszytko jedno - stwierdził, ale usiadł na toalecie i dał sobie wysuszyć włosy.

Teraz to już zupełnie nic nie słyszał przez szum suszarki i hałas zza drzwi. Czuł gorące powiewy na ciągle nagich ramionach i dłoń Kylo, przeczesującą jego niebieskie włosy. Zamknął oczy. Taki zabieg był nawet całkiem relaksujący.

- No, pokaż się.

Kosmyki były miękkie, w dodatku bez pasty, którą zawsze je układał rozsypywały się na wszystkie strony. Hux wyglądał po prostu uroczo, z niebieskimi włosami, w samych spodniach, tak szczupły i z delikatnymi piegami na ramionach. Kylo potrząsnął głową, bo to określenie jakoś nigdy jeszcze nie połączyło mu się z Armitagem.

Wyłączył suszarkę i Hux był nieco zawiedziony, że to już koniec. Wstał i przyjrzał się sobie jeszcze raz. Włosy były teraz w zupełnym nieładzie, napuszone od ciepła. Kolor był lżejszy niż jak zobaczył się na mokro. Przeczesywał włosy raz po raz, ciągle wydawało mu się to dziwne i wyglądał tak obco. Odwrócił się do Kylo, oparł rękami o umywalkę.

- Co myślisz? - zapytał.

Nie odezwał się i po prostu chłonął widok. Nie spodziewał się, że ten niebieski tak mu przypadnie do gustu.

- Podoba mi się, ale mimo wszystko wolę twoje rude - powiedział w końcu, żeby przerwać ciszę.

- Ja też - westchnął. - Czemu ja się na to zgodziłem.

Zaczął rozglądać się za swoją koszulą, wisiała na wieszaku obok ręczników. Sięgnął po nią i zaczął się ubierać. Spojrzał na siebie ostatni raz w lustrze, po czym wrócili na imprezę.

środa, 25 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz. 42

Hux i Ren od pół godziny włóczyli się po galerii handlowej. Skoro Rey zaprosiła ich na swoje osiemnaste urodziny, to nie mogli pójść bez prezentu, jednak już od momentu, gdy o tym pomyśleli, doszło do nich, że to wcale nie taka prosta rzecz, by znaleźć dla tej dziewczyny odpowiedni podarek. Zrobili sobie przerwę i usiedli na ławce przy szklanej barierce, przez którą widać było prześwit pięter i plątaninę schodów ruchomych. Hux nie przepadał za centrami handlowymi ze względu na wszechobecne tłumy, ale doceniał jak wielką maszyną było to trzypiętrowe monstrum, w którym traciło się cały dzień i wszystkie oszczędności. Dodatkowo to w ich mieście było naprawdę ładnie urządzone, designerzy nie szczędzili na pomysłowości i estetyce. Szczególnie upodobał sobie fontannę, którą widzieli teraz z góry. Jakaś matka z całych sił próbowała powstrzymać swoje dziecko przed wykąpaniem się w tej krystalicznie czystej wodzie podświetlonej na niebiesko. Hux odchylił się do tyłu, podparł rękami za sobą i spojrzał na Kylo, który również obserwował zdarzenie na parterze. Gdy tu przyjechali, pomyślał nawet, że to coś w rodzaju randki, ale szybko odgonił ten pomysł, ponieważ sam koncept randek był dla niego dziwnie niekomfortowy. Poza tym w zasadzie byli tu tylko w celach biznesowych.

- Nie wiesz, co mogłoby się jej podobać? W sumie znasz ją dłużej - zapytał Armitage.

- Już odrzuciłeś mój pomysł z matami i innymi rzeczami do ćwiczeń - burknął Kylo, który czuł niedobór Huxa, a tu w miejscu publicznym nie miał go nawet jak przytulić.

- To w ostateczności, ale jestem pewien, że jeżeli stale ćwiczy, to ma takie rzeczy - odparł. - Może perfumy? Rany, nie wiem, nie ma kobiet w moim życiu.

- A znasz się na perfumach? - w głosie Kylo zabrzmiało powątpiewanie, nie żeby on sam miał o tym blade pojęcie. Hux rzucił mu mordercze spojrzenie, a Ren, żeby rozładować sytuacje, zastanowił się jeszcze raz nad znajomością z Rey i zaczął wymieniać: - Lubi fretki, chyba nadal ma dwie, no i słucha indierocka - skrzywił się. - Nie je słodyczy, nie cierpi Goethego i czytała sporo Nietzschego. I chyba trochę pisze, jakieś opowiadania, eseje, na pewno nie poezję.

Hux nawet nie ukrywał tego, że był pod wrażeniem. Kylo był naprawdę spostrzegawczy, pamiętał tyle szczegółów, nawet jeżeli nie cierpiał Rey. Przeszło mu przez myśl, że może ich znajomość się zmieni, co nie byłoby taką złą rzeczą.

- To już nam mówi więcej - powiedział Hux. - Jakąś płytę w takim razie? Może wino do tego?

- Lana del Rey? - rzucił, ledwo powstrzymując śmiech.

- Żebyś wiedział! - powiedział i szturchnął Rena w ramię.

- Możemy to kupić jak najszybciej i stąd wyjść? Mam już dość ludzi naokoło - mruknął, ruszając w kierunku księgarni.

Znaleźli płytę, Hux stwierdził, że zajmie się winem sam. Zanim wyszli z centrum, poszli jeszcze na shake’a i siedząc przy okrągłym stoliczku, Hux stwierdził, że teraz już naprawdę muszą wyglądać jak wyrwani z filmu dla nastolatek.

- W ogóle to jak się ubierasz? - zapytał Hux.

Sam ciągle wahał się czy powinien iść elegancko, czy jednak nieco zwyczajniej, znając standardy imprez u Rey, po godzinie mało kto będzie się przejmował wyglądem.

- Tak jak jestem – odpowiedział, pokazując na podarte spodnie, glany i koszulkę z okładką Cannibal Corpse.

Hux prawie nie udławił się swoim waniliowym shakiem.

- Żartujesz sobie chyba - wykrztusił.

- No przecież nikt nie będzie zwracał na to uwagi - burknął wkładając dłonie w kieszenie.

- Może właśnie chodzi o to, żeby zwracali? - powiedział Hux. - Przecież się zmieniłeś, Kylo. Rey chciała zaprosić cię na swoją osiemnastkę, najważniejszą imprezę wszystkich nastolatków w tej budzie. Jestem pewien, że wszyscy się jakoś odjebią - mówiąc to, zmierzył Kylo od pasa w górę.

Nawet ten okropny jego zdaniem nadruk był sprany. Jeżeli mieli pokazać się razem, chciał, żeby Kylo też wyglądał dobrze.

- Ubierz koszulę - bardziej nakazał niż zaproponował. - Masz jakąś koszulę, prawda?

Kylo spojrzał na niego z miną zbitego psa.

- Wcale się nie zmieniłem, jestem taki jaki byłem, tylko, że zacząłem o kogoś dbać i nagle wszystkim naokoło odjebuje - mruknął.

To było miłe, pomyślał Hux.

- To chyba duża różnica, nie sądzisz? - posłał mu uśmiech, po czym wstał od stolika i podszedł do Kylo. - Chodź, wybiorę ci koszulę.

Kylo nie miał wyjścia i dał się zaciągnąć do jednego z tych sklepów mody męskiej, które zawsze wydawały mu się bucowate i zbyt poważne. Hux jednak w jakiś sposób tam pasował.

- Rozejrzyj się - polecił mu.

- Masa ciuchów, których w życiu bym nie założył. Mogłaby być chociaż czarna?

- My nie idziemy na pogrzeb, tylko na domówkę, Kylo - westchnął Hux. - Daj mi chwilę.

Zaczął sam przeglądać wieszaki, Kylo niecierpliwie spoglądał mu przez ramię. Jedna z pracownic proponowała pomoc, jednak Hux doskonale wiedział, co robi. Obracanie się wśród biznesmenów światowej klasy miało to do siebie, że zawsze trzeba wyglądać nienagannie.

- Trzymaj te, jaki masz rozmiar? - zapytał, patrząc na koszulę w niebieską kratę i na braki Kylo. - Z czterdzieści dwa pewnie, masz - wcisnął mu wieszak do rąk. - I tę też.

Ostatecznie Kylo skończył stojąc z czterema wieszakami w ręku i po prostu patrzył na Huxa.

- Idź przymierz.

- Skąd mam wiedzieć, która będzie dobra? - burknął.

- Zobaczysz różnicę, wierz mi - zapewnił go Hux i popchnął w stronę przymierzalni. - Albo sam ci powiem.

Hux nie przyznałby tego na głos, ale w sumie całkiem podobało mu się to zajście. Zobaczyć Kylo, który wreszcie będzie wyglądać porządnie - spełniło mu się marzenie, które nie sądził, że posiada.

Ren wszedł do przymierzalni i zabrał się za pierwszą koszulę. Była błękitna z czarnymi guzikami, ogarnięcie, jak się je rozpina, zajęło mu chwilę. Spojrzał w lustro, nie za bardzo wiedział co myśleć.

- Hux? - wychylił się z przymierzalni i zawołał Armitage’a.

Hux przyszedł za chwilę, trzymając w ręku dodatkowo czerwoną i granatową koszulę.

- No musisz się pokazać, geniuszu - powiedział.

Kylo odsłonił zasłonkę całkowicie. Hux był w szoku jak wiele może zmienić jedna część garderoby. Pomyślał nawet, że gdyby udało się Kylo wsadzić w pełny garnitur, to najpewniej by się popłakał.

- Wyprostuj się - polecił mu.

Kylo stanął jak na baczność. Hux przebiegł po nim wzrokiem.

- Nie twój kolor, następna - powiedział.

Podał mu też te dwie, które trzymał w ręce. Kylo zaczął rozpinać tę, którą miał właśnie na sobie.

- Ale zasłoń się! - rzucił natychmiast, energicznie zasuwając materiał.

Poczuł gorąco na twarz. Czy to się naprawdę działo? Czy wybierał z Kylo koszulę, bo chciał widzieć, jak przystojny Ren może być? I w zasadzie Hux nie miałby nic przeciwko, by patrzeć, jak ten tę koszulę zdejmuje. Nawet lepiej - osobiście rozpiął by każdy guzik. Potrząsnął głową. Teraz ich celem było to, żeby Kylo ubrać i to porządnie. Hux zrobił kilka powolnych wdechów i wydechów, zanim Kylo znów się pokazał.

- Nie jest za wąska? - mruknął poprawiając materiał, który opinał się na ramionach.

Hux zawahał się, zanim powiedział:

- Nie, większa będzie za duża. Ale ta odpada - stwierdził, chociaż podobało mu się, jak materiał opinał się na umięśnionym ciele. - Spróbuj czerwoną.

Ren przewrócił oczami. Tym razem już się zasłonił. Koszula miała głęboki kolor i przyjemny materiał. Odsunął zasłonę dopinając ostatni guzik przy mankiecie.

- Może być? Naprawdę nie mam ochoty na kolejne... Armitage oddychaj.

Hux wyprostował się, wciągając głośno powietrze.

- Tak! - zgodził się. - Idealnie. Jeszcze tylko…

Nerwowo obrócił się w jedną stronę, jednak okazała się zła, więc zrobił drugi obrót i zniknął w głębi sklepu. Za chwilę wrócił z czarnym, cienkim krawatem.

- Zawiąż. I włóż koszulę do spodni.

- Nie umiem - powiedział, oddając mu krawat i wykonując drugie polecenie - Nie ma takich już zawiązanych czy coś?

- Jezus Maria, Kylo - westchnął Hux nieco łamiącym się głosem.

Podszedł do niego, podniósł kołnierz i przeciągnął czarny materiał wokół jego szyi. Kylo drgnął, Hux zaciągał mu głowę w dół, gdy nerwowo starał się zawiązać najprostszy węzeł. Czuł jak przyspieszyło mu serce, drżały mu ręce. Kylo patrzył na to z uśmiechem. Podniósł na chwilę głowę, nikogo w zasięgu wzroku, jakoś dodało mu to pewności siebie. Pociągnął go za ramiona w głąb przymierzalni, ukrywając ich przed niepożądanymi spojrzeniami. Wczesał jedną dłoń w idealnie ułożone, rude kosmyki, a drugą przycisnął Armitage’a do siebie. I, o tak punkt dla niego, poczuł jak Hux zadygotał. Pociągnął go za włosy, tak patrzyli sobie w oczy. Naprawdę chciał go pocałować.

- Przepraszam, ale w przymierzalni może znajdować się tylko jedna osoba - upomniał ich wysoki, kobiecy głos.

Odskoczyli od siebie, jakby poraził ich prąd.

Hux patrzył na Kylo w niemałym szoku, czuł jak palą go policzki. Szybko odwrócił wzrok i wyszedł z przymierzalni, na nowo zaczesując włosy do tyłu. Nie umiał myśleć o niczym, jego ciało dalej pamiętało dotyk. Nie sądził, że Kylo może być zdolny do takich rzeczy. Wbił wzrok w podłogę.

- Ta jest dobra. Koszula - stwierdził, starając się o neutralność w głosie.

Ren oparł się o ściankę, oddychając ciężko, po czym zerknął w lustro. Szczerzył się jak wariat. Przebrał się w końcu w swoją znoszoną koszulkę i wyszedł z przymierzalni. Hux spojrzał na niego, Ren oddał spojrzenie. Po chwili obaj zaczęli się śmiać i cała niezręczność sytuacji prysła.

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz. 41

Kylo aż zmroziło, bał się tej konfrontacji, nie miał za bardzo doświadczenia z dziećmi i obawiał się, że może zrobić im krzywdę. Szczególnie, że wyglądały jak wyjęte ze Lśnienia, a tam nie skończyły najlepiej.

- Jak masz na imię? - zapytała dziewczynka.

- Kylo - odpowiedział, odkładając książki na pobliski stolik. - A wy?

- Mal.

- Kova.

- Jesteś chłopakiem Phasmy? - zapytała Mal.

Kylo zakrztusił się własnym oddechem.

- Nie, nic z tych rzeczy.

- A czemu nosisz bransoletkę? - pytała dalej i nie wyglądało na to, że przestanie.

- To są rzemyki, podobają mi się.

- Mi też, ale ja noszę takie - powiedziała, wyciągając do góry swoją małą rączkę i pokazując Kylo kolorowe koraliki wokół nadgarstka. - Fajne?

- Bardzo - mruknął Ren, w myślach błagając, żeby Phasma wróciła.

Mal uśmiechnęła się i spojrzała na brata.

- Pobawisz się z nami? - zapytał Kova. Zdawał się być nieco bardziej zdystansowany niż Mal, jednak nie mniej ciekawy gościa. - Buduję bazę kosmiczną.

Wewnętrznie Kylo odmówił, ale w prawdziwym świecie dał się pociągnąć małym łapkom i zostać zaprzęgniętym do budowania statków z Lego. Kova opowiadał całą historię, przedstawiał Kylo wszystkich żołnierzy i wrogów. Mal siedziała obok i składała z klocków wieżę. Po jakimś czasie znowu zwróciła się do nowego, starszego kolegi.

- Kylo? - zapytała, przeciągając samogłoskę. - Mogę cię uczesać?

Kylo zgodził się, ciągle obawiając się zrobić któremuś z nich krzywdę. Dziewczynka nawet nie ciągnęła go za bardzo za włosy, a chłopczyk miał tak bujną wyobraźnię, że zainteresował swoimi historiami wewnętrzne dziecko Rena. Czuł się wśród nich jak słoń w składzie porcelany, więc siedział spokojnie, po turecku, dając Mal robić sobie warkoczyki, a Kovie usiąść tuż na przeciwko i układać razem krążownik. Zajęty dziećmi, nie zauważył, że Phasma wróciła już do salonu, tak samo nie zauważył, jak ledwo powstrzymując się od śmiechu, wyciągnęła telefon, by uwiecznić tę scenkę rodzajową.

- No Kylo, powiem ci, że właśnie tego było ci trzeba - dobrego fryzjera - zażartowała, przysiadając się obok trójki. Książki wcześniej dołożyła do tych wybranych przez Kylo.

- Tylko nie mów Huxowi - burknął, wciąż nie odsuwając od siebie ani Mal, ani Kovy.

- Czego mam nie robić? - odparła, wciskając “wyślij” na czacie i uśmiechając się przebiegle.

Gdyby nie to, że siedział pomiędzy dwójką małych dzieci, właśnie rzuciłby się do telefonu. Nawet gdyby miał go stłuc. Ale, że Mal właśnie postanowiła spróbować swoich umiejętności w robieniu warkoczyka, nie mógł nawet drgnąć. Popatrzył na jednak Phasmę z autentycznym mordem w oczach.

- Już spokojnie, złość piękności szkodzi - puściła mu oczko.

- Jesteś fajniejszy niż ten rudy - powiedziała nagle Mal zza pleców Kylo. - On się nie chce czesać.

- Och tak? - Kylo uśmiechnął się wilczo. - On tak tylko mówi, tak naprawdę bardzo by chciał, mówił mi ostatnio.

Phasma ukryła twarz w dłoniach, trzęsąc się ze śmiechu. Mal wciągnęła z wrażenia powietrze.

- Wiedziałam! - powiedziała. - Następnym razem go uczeszę też.

- Kylo, napraw to - wtrącił się Kova, podając mu mniejszy statek, z którego ułamał się kokpit.

- Wypadałoby poprosić - mruknął Ren.

Kova spojrzał na niego zdziwiony, ale w końcu poprosił, a Kylo złożył nie tylko ten statek, ale i dwa następne.

- Nie szukasz może dorywczej pracy? - zapytała Phasma, ocierając łzę.

- W sensie? - zapytał, poprawiając kokpit.

- Bo dobra z ciebie opiekunka - sprecyzowała.

Spojrzał na dzieciaki, w sumie czy to było takie złe?

- Może czasem bym mógł - powiedział, składając wieżyczki do krążownika.

Phasma spojrzała na niego nieco zdziwiona, bo propozycję rzuciła dla żartu, sądząc, że Ren zgromi ją spojrzeniem, jednak przez przypadek załatwiła sobie wolne od własnego rodzeństwa.

- W takim razie będę dzwonić - powiedziała.

- Phas, podaj lusterko - poleciła jej Mal.

Dziewczyna chwyciła leżące w różowym pudełku małe lusterko i podała Mal, a ta przekazała je Kylo.

- Patrz, skończyłam - powiedziała i klasnęła w ręce ucieszona.

Kylo podniósł lusterko. Włosy z jednej strony upięte były w krótki warkoczyk, z którego sterczały co krótsze włoski. Po drugiej stronie głowy sterczał mały kucyk. Jednym słowem - chaos.

- Świetnie - powiedział Kylo. - Myślałaś, żeby zostać fryzjerką?

- Nie - odpowiedziała. - Chcę być kierowcą rajdowym.

Kylo pokiwał głową ze zrozumieniem.

W końcu po jakimś kwadransie udało mu się wyrwać i pójść z Phasma do jej pokoju.

- Nikogo nie zabiłem - wydyszał, upadając na pufę w pokoju Phasmy.

- To dobrze, bo nie wiem, jak bym to wytłumaczyła rodzicom - powiedziała, siadając na obrotowym fotelu przy biurku. - Jestem zaskoczona, że tak dobrze ci poszło. Szczerze, to jak Hux się z nimi bawi to kończy się na tym, że leży gdzieś, a one go napieprzają mieczykami z gąbki i zawijają w koce - zaśmiała się, przypominając sobie jakieś zdarzenie. - Masz rodzeństwo?

- Nie, nie mam. Może i dobrze, bo nie wiem jakby dały sobie z tym wszystkim radę - mruknął. - Masz jakieś zdjęcie pokonanego Huxa?

- Też pytanie - prychnęła, odblokowując telefon, jednak po chwili wyłączyła go znowu i zwróciła się do Kylo: - Pokażę ci, ale najpierw powiedz mi, co się dzieje.

- Z czym? - zapytał zdziwiony.

- Z tobą. Wiesz, ludzie nie uciekają bez powodu - poprawiła się na krześle. - Znaczy, jak nie chcesz o tym rozmawiać to rozumiem, ale z doświadczenia wiem, że warto.

- Po prostu nie dogadujemy się z ojcem - mruknął, patrząc w sufit. Rozplątał już kucyk, po czym spróbował z warkoczykiem, ale po chwili zastanowienia zostawił to na później.

- Jest aż tak źle?

- Czy ja wiem - urwał, myśląc o bliznach Huxa i pragnąc zabić jego ojca. - Damy sobie czasem po mordzie, ale zwykle się tylko drzemy i staramy się udowodnić brak pokrewieństwa. Za to mama się ostatnio stara, żebym miał chociaż jednego rodzica.

- To chyba dobrze, co nie? Że możesz mieć jakieś oparcie - powiedziała.

Myślała o tym jak wygląda jej rodzina. Rodzice raczej się nie kłócili, miała rodzeństwo, dużo rzeczy robili wspólnie i mogli liczyć na swoje wsparcie. Znała historię Huxa na wylot, z początku niechętnie, ale w końcu opowiedział jej, co się u niego dzieje. Była gotowa dzwonić na policję, ale Armitage jej zabronił. Zawsze twierdził, że sam sobie poradzi, że to ich męska sprawa. Gorzej, gdy nie raz przychodził do niej na noc. Mogła być sarkastyczną przyjaciółką, ale jednak gotowało się w niej na samą myśl o tym, przez co Hux przechodzi. Nieco ulżyło jej, gdy okazało się, że Kylo nie ma aż takiego piekła, chociaż nie była typem, który wartościuje problemy. Z drugiej strony nie znali się też na tyle, by Kylo się zupełnie otworzył, nie wyglądał też na kogoś, kto chętnie się uzewnętrznia. Nie mniej jednak, trafili na siebie i był to całkiem celny strzał.

- Myślisz, że może się to poprawić? Może jak będziecie starsi? Pamiętam jak mój tato zawsze opowiadał, że się z dziadkiem okrutnie kłócił, ale gdy tylko się od niego wyprowadził, ich kontakt nagle ozdrowiał - uśmiechnęła się.

- Nie wiem, czy się da. Mam jak na razie plan uciec z domu na studia. Ale i tak, nie jest aż tak ciężko to znieść, ojca prawie nigdy nie ma w domu - od razu pomyślał o Huxie, on nie miał tak łatwo. - Przepraszam cię na chwilę.

Wyciągnął z kieszeni telefon.

- Hux? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

- Hux.


Kylo: Wszystko u Ciebie w porządku?


Nie otrzymał wiadomości zwrotnej, chwilę trwało nim przypomniał sobie, że Hux przecież zniszczył swojego smartfona. Napisał więc smsa o takiej samej treści.


Armitage: Bywało lepiej i zdecydowanie wolałbym być gdzie indziej niż przy tym stole, ale do zniesienia. Jak u was?

Kylo: Dobrze, nawet bardzo. Co się dzieje?

Armitage: Kolacja z szefem jakiejś firmy, kontrakty i inne takie. Będę miał u niego staż w wakacje. Okazuje się, że jestem “przyszłością firmy”, rzygać się chce.

Kylo: Zgodziłeś się na to?

Armitage: Nie żebym miał wybór. Poza tym to nie firma ojca, ale partnerska no i tylko miesiąc, może nie będzie tak źle.

Kylo: To będzie chociaż w naszym mieście? Czy gdzieś wyjeżdżasz?

Phasma powiedziała mu, że idzie wziąć prysznic i zaraz wróci. Kylo rozłożył się wygodnie.

Armitage: Jeszcze nie wiem, ale wolałbym nie. Napiszę później, chcą mi zabrać telefon.

Kylo: Trzymaj się, czekam na jakieś informacje.


Odłożył telefon na bok i wbił wzrok w sufit. To, co ostatnio działo się w jego życiu było kompletnie niepojęte, ale chyba wcale nie miał nic przeciwko.


***


Hux nie przepadał za jedzeniem. Odrzucała go sama czynność, proces, a przede wszystkim czas, jaki trzeba było na to poświęcić, podczas gdy on mógłby robić wtedy coś innego, ważniejszego. Nawet jeżeli doceniał to, że niektóre rzeczy dobrze smakowały i wiedział, że bez pożywienia człowiek za długo nie pociągnie - raz zdarzyło mu się nie jeść przez trzy dni z rządu i nie czuł się za dobrze, dlatego wyznaczył sobie to minimum konieczne do przeżycia. Kolejną rzeczą, której nienawidził były posiłki w jego domu, zwłaszcza jeżeli mowa o poważnym, tak zwanym, rodzinnym posiłku przy stole w salonie. Ledwo był w stanie cokolwiek przełknąć, po kilku kęsach był pewien, że jeszcze jeden i zwróci wszystko. Nie wiedział, z czego to wynikało, zakładał, że to stres. Nawet gdy pojawił się ktoś z zewnątrz, w tym wypadku partner biznesowy ojca, żołądek Armitage’a zawiązał się w supeł.

Stresował się cały wieczór. Dosłownie w momencie, gdy zamknął za sobą okno, do jego pokoju zapukała Maratelle, mówiąc, że ma ubrać koszulę i zejść na dół. Armitage, starając się ukryć zadyszkę, pokiwał głową. Sekundy dzieliły go od bycia przyłapanym. Pocieszała go jedynie myśl, że Kylo był już wtedy bezpieczny.

Było przed północą, gdy Hux siedział wyczerpany na podłodze łazienki. Wpół śpiący opierał się czołem o zimne kafelki na ścianie. Pierwszy raz od bardzo dawna zwymiotował posiłek, a pierwszy raz w życiu zrobił to celowo. Czuł się źle już wcześniej, stres, ogólne napięcie, obecność jego ojca, niewybredne komentarze. Kazali mu jeść. Hux nienawidził siebie i wszystkich wokół. Na policzkach czuł zaschnięte łzy, ślinę. Pozbawiony wszelkich sił i poczucia wartości, czuł się okropnie. Mrowiły go ręce, tył głowy i zastanawiał się nad tym, jak mógł tak skończyć ten wieczór.

Nienawidził obiadów pokazowych. Fałszywe zachowanie ojca było nie do zniesienia, dodatkowo on sam zmuszany był do udziału w rozmowach z niejakim Raxem, z którym Brendol omawiał szczegóły nowego projektu - Akademii Młodych. Mimo tego, że Brendol nie ukrywał swojej niechęci do syna nawet przy obcych, chciał wdrażać go w swój biznes. Nie hamował się jednak nawet wtedy, gdy w ułamku sekundy jego pogodny, biznesowy ton przeszedł w solidny opierdziel syna za używanie telefonu przy stole. W tamtym momencie Armitage był pewien, że gdyby nie obecność Raxa, jego substytut komórki dawno skończyłby w kawałkach. Drugi biznesmen niezręcznie dopijał wino. Armitage oddychał krótko i szybko, chciał zapaść się pod ziemię, nie miałby daleko, skoro ojciec praktycznie wytarł nim podłogę. Maratelle bez komentarza uzupełniła gościowi kieliszek.

Hux ostatecznie podniósł się z ziemi, przeszedł go dreszcz. Gdy przepłukał usta, podniósł głowę i spojrzał na siebie w lustrze. Pomyślał o Kylo. Był pewien, że ten z pewnością by się przeraził, gdyby go zobaczył. Byłby zły, pewnie też zmartwiony. Hux wolał jemu i sobie tego oszczędzić. Doczołgał się do łóżka i ostrożnie położył, miał wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Zaraz po tym na łóżko wskoczyła Millicent, kładąc mu się w nogach. Z jednej strony żałował tego, co zrobił, a z drugiej paradoksalnie było mu lepiej. Obiecał sobie jednak, że ostatni raz się sprowokował.

Zanim zasnął, myślał o Kylo. Chciał go zobaczyć, chciał poczuć to kojące ciepło jego ciała. Oddałby wszystko, żeby z nim teraz był. Nigdy by się po sobie tego nie spodziewał, ale naprawdę był do niego przywiązany. I bał się tego. Bał się wejść w taką zażyłość. Ale to przy Kylo właśnie czuł się dobrze, miał oparcie, jakiś rodzaj ochrony. “Obroniłbym cię”, powiedział kiedyś Kylo i Hux nie wątpił w te słowa. I tylko myśl o tym, że Kylo jest teraz bezpieczny u Phasmy, pozwoliła mu się uspokoić.


***


Kylo pomagał Phasmie pościelić swój materac. Przytargali go ze schowka, ubrali kołdrę w świeżą poszewkę - zbyt różową jak na Kylo, który miał pod nią spać, jednak w tym wypadku kolor nie robił dużej różnicy. Gdy wszystko było gotowe, oboje położyli się, zgasili główne światło, a Phasma zapaliła lampkę nad łóżkiem. Miała żółte światło i była w kształcie księżyca - prawdopodobnie relikt jej dzieciństwa. Oparła się na łokciu i zwróciła do kolegi.

- Więc - zaczęła. - Ty i Hux, co?

Ren, który właśnie starał się jakoś ułożyć na materacu, poderwał głowę, łapiąc spojrzenie lodowato niebieskich oczu.

- No tak… W sumie tak można powiedzieć. - Czuł się trochę speszony.

Phasma patrzyła na niego, nalegając spojrzeniem na kontynuację.
- I jak?

Położył się na plecach i przetarł oczy dłońmi.
- Powiedziałem, że mogę spróbować. Przy nim zawsze wszystko wydawało się mieć swoje miejsce, teraz także ja. My. - zamilkł na chwilę. - Tylko, że ciągle się boję.

- Czego się boisz? - zapytała, w dalszym ciągu przyglądając się chłopakowi.

- Że jednak tego nie poczuję tak, jak on by chciał. Że go skrzywdzę w ten sposób. Nie chcę, żeby działa mu się jakakolwiek krzywda.

- Nie powinieneś tego tyle analizować. Lubisz go, prawda?

- Prawda.

- Bardzo.

- Bardzo.

- I chcesz, żeby był bezpieczny

- Zawsze.

- I chcesz się z nim całować.

Ren na chwilę zapomniał jak się oddycha.

- Tak.

Phasma wyszczerzyła się i opadła na poduszkę:

- Widzisz? Jesteś na dobrej drodze.

Ren czuł się, jakby miał się zapaść pod ziemię. A przynajmniej pod materac. Po chwili ciszy spróbował jakoś wyjść z tematu.

- A Ty, Phasma?

Dziewczyna odwróciła się w stronę Rena.

- Co ja? Czy chcę całować Huxa? Niezbyt.

- No weź - parsknął śmiechem. - Chciałem jakoś zagaić, czy ty masz kogoś na oku. Albo w sercu.

Phasma pokręciła głową i westchnęła.

- Ja widocznie nie mam szczęścia do facetów, dlatego przestałam nawet liczyć na związek. Czasami się spotkam z jednym czy drugim, dlatego mam Tinder. Ale z tego nie ma nic większego.

Ren obrócił się na brzuch, tak, żeby ją widzieć.

- Jesteś za fajna na byle kogo, pewnie nikt z nich nie dorównałby ci w pogo.

Phasma zaśmiała się głośno.

- Tak, możesz mieć rację. Dzięki.

Kylo uśmiechnął się do niej lekko. Rozmawiali jeszcze trochę, Phasma pokazała Kylo zdjęcie Huxa, którego jej rodzeństwo okłada piankowymi makaronami oraz jakieś inne zdjęcia z różnych okazji, a Kylo nie pozostał dłużny. Niedługo później Phasma usnęła.


***


Auto przejechało niedaleko domu, rzucając białe, szybko przesuwające się plamy światła na sufit. Kylo podłożył sobie rękę pod głowę, leżał i gapił się przed siebie. Dziewczyna spała, słyszał jej spokojny oddech. Phasma proponowała mu wcześniej nawet współdzielenie łóżka, ale Ren odmówił, choć nie do końca wiedział dlaczego. Może czułby się dziwnie wobec Huxa, w dodatku sporo czasu zajęło mu już przyzwyczajenie się do spania z nim. Czuł znowu jego dotyk, ciarki znów przechodziły po jego kręgosłupie, a Kylo wiedział, że nie zaśnie tak szybko. Przewrócił się na brzuch i nakrył głowę poduszką. Z wybuchami wielu emocji musiał sobie radzić, często różnych naraz, ale nie z takimi. Jednocześnie się uśmiechał i miał ochotę zapaść pod ziemię.

Gdyby sytuacja była inna, właśnie leżeliby z Huxem na kanapie, oglądając jakiś film i Ren mógłby poczuć to jeszcze raz. Albo zobaczyć czy Armitage dygota tak jak on. Pewnie nie, ale nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości. Pozycja znów okazała się nieodpowiednia do utrzymywania chłodnego umysłu, więc podniósł się do siadu i spróbował kilka raz głębiej odetchnąć. Nie pomogło, a dłonie Huxa znów wędrowały po Renowym karku, przeczesywały włosy, jego twarz znajdowała się tak blisko, a zielone spojrzenie przeszywało go na wylot.

Poderwał się, mając tylko nadzieję, że nie zbudzi Phasmy i ruszył do łazienki. Szybko ochlapał twarz wodą, a gdy spojrzał w lustro, na chwilę zamarł. Błyszczące dziko oczy, rumieńce i ten uśmiech, którego nie potrafił zetrzeć z ust. Tak wyglądają szaleńcy czy osoby zakochane? Powtórzył zabieg z wodą, ale nie pomogło mu to za bardzo. Zabrał się w końcu za rozczesywanie włosów, bo wciąż miał na głowie dzieło Mal.

Dalej czuł to ciepło, tak jak wtedy, gdy Armitage był zaraz obok.

Siadł na ziemi opierając się plecami o ściankę wanny.

Miał świadomość, że wpadał w to coraz mocniej i mimo tłukącego się w jego klatce piersiowej przerażenia, nie miał ochoty się zatrzymywać. Nigdy czegoś takiego nie czuł, wiedział, że gdyby chwycił za kartkę i długopis mógłby pisać godzinami, a żadne słowo nie mogłoby mu umknąć. Dałby radę ćwiczyć pół nocy, może nawet całą, postawić się ojcu i wygrać kłótnie. Nic nie było teraz dla niego zbyt trudne. Oprócz zrozumienia swoich uczuć, ale może sam tylko wszystko utrudniał? Może to, co czuł, było oczywiste?

Dotknął telefonu w kieszeni spodni, chciał do niego napisać, zadzwonić, usłyszeć. Cokolwiek. Wcześniej dostał tylko lakoniczne zapewnienie, że wszystko w porządku. Próbował wymyślić coś logicznego, ale po jego głowie rozbijała się jedynie myśl, że tęskni, więc w końcu nawet nie wyjął urządzenia z kieszeni.

Zebrał się z powrotem do pokoju Phasmy.

Jeszcze długo nie potrafił zasnąć, ale gdy już mu się to udało, miał rude sny.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz. 40


Gdy podjechali pod dom Phasmy, dziewczyna, która zauważyła ich przez kuchenne okno, wyszła na zewnątrz, żeby otworzyć bramę. Mieszkała w małym domu, za to z dużym i bogatym ogrodem. Wejście znajdowało się pod werandą obrośniętą bluszczem, chociaż na jesień trochę wyblakła, to przez ciepłe miesiące była bujna. W drzwiach za nią Kylo zauważył dwójkę dzieci. Były małe, ale tak jak Phasma miały niezwykle jasne blond włosy i spojrzenia, które zdawały się ciągle knuć jakiś plan. Hux wyłączył silnik i wyszedł z samochodu, Kylo podążał. Robiło się coraz ciemniej, zaczęło powoli kropić.

- Cześć - przywitała się Phasma, podnosząc rękę, ale szybko schowała ją do kieszeni dresowych spodni, nie ubrała się za dobrze, wychodząc na chłód.

- Hej, Phas - odpowiedział Hux, stając przed maską samochodu.

 - Hej. - Kylo czuł się strasznie nieswojo. Ostatnio miał z Phasmą coraz lepszy kontakt, ale w tym momencie czuł się jej okropnie dłużny, a nie lubił tego poczucia.

- Kylo, mama się pyta, czy lubisz szpinak, bardzo chce ci dać zapiekankę - powiedziała niespodziewanie.

Ren zamrugał kilkukrotnie, nie tego się spodziewał.

- Lubię - powiedział w końcu. - Na pewno nie będę problemem?

Phasma machnęła ręką.

- Wiesz ile razy ten tu był odratowany w tym domu? - wskazała na Huxa. - Nie przejmuj się, nie robisz problemu. Wręcz przeciwnie, bo dzieci będą miały zajęcie.

Kylo wychylił się za Phasmę i zerknął na wejście do domu. Dzieciaki uciekły w głąb, jak tylko zobaczyły, że Kylo się patrzy, ale zaraz ich główki pokazały się w oknie.

- Jakieś porady? - szepnął do Huxa.

- Powodzenia - powiedział.

- To ja wracam, bo zamarznę. Jak już skończycie czułości, to Kylo wbijaj - powiedziała, posłała Huxowi znaczący uśmiech i wróciła do domu, krzycząc coś do swojej mamy.

- Ona wie - bardziej stwierdził niż zapytał Ren.

- Ta - odparł Hux, szurając butem po żwirze. - Nie przeraź się, jakby o coś pytała, ale raczej nie powinna.

- Przy rodzicach i rodzeństwie?

- Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać – zaśmiał się. - Ale nie sądzę, więc zjedz zapiekankę i wyluzuj, będzie dobrze.

- Przepraszam za to, że masz przeze mnie problemy - mruknął Kylo grzebiąc glanem w żwirze.

- To nie przez ciebie - nalegał Hux i spojrzał na niego. - Nie jesteś problemem, Kylo.

Nie przejmując się tym, że prawdopodobnie cała rodzina Phasmy patrzy, przylgnął do Huxa i naprawdę długo nie chciał puszczać. Hux wtulił się w niego, z całych sił chciał go zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że teraz jest bezpieczny i że w żadnym wypadku to nie on popełnił błąd. Po chwili jednak zaczął się odsuwać, miał albo mało czasu, żeby wrócić, albo był już spóźniony i dawno martwy, Kylo jednak ciągle go trzymał w pętli, którą tworzył jego ręce, palce zaplecione za plecami Armitage’a. Hux uniósł swoje dłonie i ujął w nie twarz Kylo, patrzył mu w oczy. Przeczesując mu włosy od nasady głowy, posyłał Kylo ciarki wzdłuż kręgosłupa i tak bardzo, bardzo chciał go teraz pocałować. Nie wiedział, czy może, czy Kylo jest na to gotowy. Nie mógł oderwać od niego oczu i myślał tylko o tym, jak dobry to jest moment, jego serce już dawno wypadło z normalnego rytmu bicia. Ale nie zrobił nic. Jego dłonie przesunęły przez ramiona i po torsie Kylo, jakby mówiąc, że to już koniec.

- Muszę iść - powiedział, odwracając wzrok. - Zachowuj się.   

***

Kylo dygocząc wszedł do domu Phasmy. W przedpokoju wziął kilka wdechów, żeby się uspokoić, po czym wszedł do środka, od razu się witając.

- To jest Kylo - przedstawiła go Phasma.

Jej ojciec siedział w fotelu i czytał książkę, oderwał się tylko na chwilę, by przywitać Rena, mama Phasmy zaraz do niego podeszła i z uśmiechem zaprowadziła do kuchni, która oddzielona była od pokoju dziennego wielkim regałem. Dom nie był duży, ale bardzo ciepły i przytulny. W salonie, gdzie stali, leżał puchaty dywan i dwie kanapy wokół niego, zwrócone w stronę palącego się kominka. W wystroju dominowały książki - półki i sterty pod ścianami - co szczerze się Kylo spodobało. Na ścianie w kuchni poprzyklejane były dziecięce rysunki. Dzieciaki przeskakiwały z kanapy na kanapę i obserwowały, jak Kylo przemieszcza się po ich domu. Między dużym regałem a wejściem do kuchni znajdowały się schody na górę - nie miały barierki. Zaraz pod nimi leżały pudełka z klockami i innymi zabawkami. Kylo nie mógł się nadziwić jak żywe było to miejsce. On i Phasma usiedli przy drewnianym stole w kuchni, a jej mama nałożyła mu na talerz zapiekanki ze szpinakiem i zostawiła go razem z córką w kuchni. Zarówno ona, jak i jej mąż mieli blond włosy, co było dość dużym fenomenem.

- Jesteśmy wegetarianami - powiedziała Phasma, biorąc do ręki kubek herbaty.

- Nie przeszkadza mi to - powiedział, biorąc się za zapiekankę ze smakiem. - Będę mógł potem obejrzeć książki?

- Jasne. Mamy ich trochę, tata jest historykiem i ogólnie zawsze się u nas dużo czytało - wyjaśniła.

Kylo uśmiechnął się szeroko. Jak miło było dla odmiany przyjść do domu, gdzie rodzina jest całością.

- Tak w ogóle to wiesz, dziękuję, że pozwoliłaś mi tutaj zostać.

- Mówiłam ci, że nie ma problemu, kumplujemy się, nie? Poza tym, nie pomóc chłopakowi Huxa, to jak nie pomóc Huxowi - wyszczerzyła się.

Kylo zamurowało, gdy usłyszał to sformułowanie, nim poczuł zdradliwą czerwień na policzkach wbił wzrok w talerz.

- Od kiedy wiesz?

- Dłużej niż ty - zaśmiała się. - Hux strasznie to przeżywał.

Kylo w swoich reakcjach był jeszcze zabawniejszy niż Armitage. Uznała, że w sumie są siebie warci.

- Naprawdę? - Skoro już tu był to dlaczego nie miałby się dowiedzieć o Huxie więcej?

- Serio, serio - pokiwała głową. - Wiesz, jak to on zawsze jest taki opanowany i w ogóle. Nie, jeżeli chodzi o ciebie. Bał się, że go odrzucisz. Szczerze, to nie sądziłam, że on tak na poważnie, w sensie, jeszcze niedawno rzucaliście się sobie do gardeł - zaśmiała się. - Ale teraz widzę, że się myliłam. Też go lubisz, nie? Głupie pytanie - dodała zaraz, widząc czerwone policzki Kylo. - Ale ty wiesz, że on jest – urwała i poprawiła się – w sensie, długo był przekonany, że jest aro, prawda?

- Wiem, mówił mi - powiedział Kylo łapiąc w dłonie kubek z herbatą, wciąż ciężko było mu spojrzeć Phasmie w oczy. - Chociaż im bardziej starał mi się to wytłumaczyć tym bardziej zawiłe mi się zdawało - wzruszył ramionami.

- Tak, mi też na początku - zgodziła się. - Pewnie zrozumiesz kiedyś. Pytam, bo chcę, żebyście uniknęli głupich nieporozumień. On jest bardzo wrażliwy na tym punkcie. Nie chcę się wtrącać, ale jak będziesz miał wątpliwości, to z nim rozmawiaj.

- Lubię twoje podejście - zdobył się na uśmiech.

- Dzięki - powiedziała, nieco zaskoczona tymi słowami. Zrobiła łyk herbaty. - To teraz powiedz co u ciebie.

Kylo zastanowił się nad tym pytaniem. Nie zadawano mu go zbyt często, Hux spędzał z nim tyle czasu, że po prostu to wiedział, a mama, mimo największych chęci, dzwoniła do niego rzadko, częściej wysyłali wiadomości, zdjęcia. Zastanawiał się, jak tak właściwie ma odpowiedzieć na pytanie Phasmy.

- Inaczej - zaczął, po czym pociągnął łyk herbaty.

- To znaczy?

- Jestem komuś potrzebny - uśmiechnął się, a Phasma była pewna, że nigdy nie widziała tak szczerego uśmiechu u Rena.

No chyba, że gdy patrzył na Huxa.

Phasma uśmiechnęła się również, Kylo był zupełnie inny niż jej się zdawało, zaczynała rozumieć, co Armitage mógł w nim zobaczyć, a pewnie większość z tych rzeczy miała być dopiero odkryta. Kylo był bardzo zamknięty, jednak miał ciepłe spojrzenie. Phasma nie mogła się nadziwić, że takie dwa złamane i potargane przez los indywidua odnalazły się w przytłaczającej je ciemności.

- Chyba obaj się potrzebujecie - powiedziała. - Tak w ogóle to smakuje ci? - zmieniła temat. Nie chciała go przytłoczyć. - Mama lubi eksperymentować w kuchni, zawsze czeka na opinie.

- Bardzo dobre. Czy to ser feta? Podkreśla smak. - Ta część duszy Kylo która definitywnie była kucharzem właśnie się odezwała.

- Tak, ja za nim nie przepadam, ale całkiem pasuje - powiedziała. - Ty też lubisz gotować, nie? Hux wspominał, że go dokarmiasz. I dobrze, bo taki patyk z niego, że strach dotknąć. Chcesz być kucharzem czy coś?

- Nie wiem, czy gotuję na tyle dobrze, ale Armitage nie narzeka. Szczerze mówiąc, to nie wiem jeszcze co ze sobą zrobić. To dziwne jeszcze nie mieć nawet osiemnastki i już stać przed decyzją „kim będę w życiu”. A ty masz jakieś pomysły?

Phasma położyła ręce na stole, a na nich oparła głowę.

- Też nie do końca. Architektura, design może - zamyśliła się. - Ale zgodzę się z tobą, ja nie wiem, kim jestem teraz ani co będę robić jutro, a co dopiero za kilka lat.

- Architektura? Nieźle, musiałabyś chodzić na kurs przygotowawczy prawda? Lubisz w ogóle takie techniczne rysunki? - zgarnął swój talerz i podszedł do zlewu, żeby go umyć.

- Zostaw, ja potem pozmywam - powiedziała, zanim odkręcił wodę. - A co do rysunków to trochę lubię, matma mi idzie bez problemu i rysuję, więc może nie byłoby tak źle.

- Mam nadzieję, że ci się uda - mruknął, zmywając tak czy siak. - W końcu matura za kilka miesięcy, nie?

- Nawet o tym nie zaczynaj - westchnęła. - Papier bez wartości, a tyle szumu o tym, że mnie mdli na samą myśl.

Wstała od stołu i podeszła do wyjścia z kuchni.

- Chodź, pokażę ci książki, a potem możemy w coś zagrać jak chcesz - zaproponowała.

Kylo ruszył z nią i prawie się nie rozpłynął widząc tytuły książek na półkach. Bułhakow, Milton, ale i Tolkien oraz Koontz.

- Czy wyznajecie pożyczanie tego dobra? - zapytał otwierając piękne wydanie „Imienia róży”.
Phasmę rozczuliło to spojrzenie Kylo na książki, wyglądał, jakby miał się rozpłakać ze wzruszenia.

- Jasne, pożycz co chcesz, tylko wiesz, powrót w stanie nienaruszonym - pogroziła mu palcem żartobliwie. Kylo pokiwał głową z najwyższą powagą, po czym zaczął wybierać spośród wszystkich tak interesujących go pozycji.

- Jak chcesz, to mamy też Dickensa w jakimś limitowanym wydaniu. Skórzana oprawa, ale to musze iść poszukać do gabinetu taty.

Kylo pokiwał głową, więc Phasma odeszła w głąb domu. On natomiast przeglądał regał i wybierał tytuły, które kojarzył lub te, które wydały mu się ciekawe. W pewnym momencie poczuł, jak coś ciągnie go za koszulkę. Spojrzał w dół.

Koło niego stało rodzeństwo Phasmy.