...

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz.38

 Gdy Armitage się obudził, nie miał pojęcia, która może być godzina. Słońce wpadało do środka, odbijając się od białych ścian i rażąc go w oczy. Do jego uszu zaczęły dobiegać postukiwania i rozmowy z dołu, dźwięki radia, czyli jego rodzice już wstali. Nie czuł prawej ręki, leżał na niej ciągle śpiący Kylo. Naprawdę tu był. Hux nie mógł w to uwierzyć, nic, co się zdarzyło, nie było snem. Tak długo na to czekał.

Dopiero po chwili zauważył, że Millicent drapie drzwi. Niechętnie, ale ostrożnie, wyciągnął swoją rękę spod Kylo, który pozostał niewzruszony. Tak twardy sen był dla Huxa prawdziwym fenomenem. Wygramolił się z łóżka, czekał, aż krew wróci mu do ręki. Otworzył kotce drzwi, a ta od razu pobiegła na do łazienki, wpychając się w szczelinę uchylonych drzwi. Wolniejszym krokiem, jeszcze ziewając, podążył za nią Hux. W łazience spojrzał na siebie w lustrze. Ciągle zaspane oczy, rozczochrane włosy, przekrzywiona koszulka. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak długo i dobrze spał.

- I co się patrzysz? - powiedział do Millicent. Ta usiadła pod drzwiami, czekała, aż wyjdą. - Musisz się mną teraz podzielić.

Millicent wyglądała na niewzruszoną. Hux podciągnął spodenki i umył ręce, przemył twarz. Czuł się, jakby był innym człowiekiem. Nie był pewien, czy jego oczy były kiedykolwiek takie jasne.

Wrócił do pokoju i dosłownie wskoczył na łóżko, wracając na swoje miejsce. Nie sądził, że jego serce może pomieścić tyle ciepłych uczuć, a jednak tak było i chyba nie czuł się z tym wcale tak najgorzej. Kylo, czując mocne turbulencje, sięgnął ręką w poszukiwaniu Huxa.

- Co się tak wiercisz - mruknął, nie otwierając oczu.

Nie chciał wstawać, było mu tak dobrze i spokojnie.

- Energia - powiedział, chwytając jego rękę i całując wierzch dłoni.

- Nie spodziewałem się takiego przywitania – powiedział zaskoczony, po czym nagle zaczął czuć, jak robi mu się gorąco na twarzy.

Na wszelki wypadek nakrył głowę poduszką.

Huxowi zrobiło się trochę głupio, ale rozbawiła go reakcja Kylo. Czy to był najlepszy dzień jego życia?

- Wybacz, jeżeli to za dużo - powiedział. - Ale tak się cieszę. To pewnie dziwne, nie? Że taki jestem.

- I to w chuj. - W końcu zdjął poduszkę z twarzy. - Ale chyba chętnie się przyzwyczaję.

Hux podniósł się do siadu i oparł plecami o ścianę.

- Powinieneś, jeżeli tak zostanie - powiedział, patrząc na swoje dłonie.

Kylo pokiwał głową, w sumie to mógłby się przyzwyczaić do takich poranków.

- Pamiętasz co mi obiecałeś wczoraj?

- Obiecałem ci coś?

- Zjeść.

- Nie przypominam sobie - wzruszył ramionami.

Pamiętał.

- Nie ściemniaj mnie. Kiedy coś ostatnio jadłeś?

- Wczoraj, bez przesady, muszę jakoś funkcjonować - powiedział, uśmiechając się lekko. - Co więcej, powiem ci dokładnie. O dziewiętnastej zjadłem jogurt.

- Naaa… - chyba chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu ziewnięcie - Nie przesadzam. Mógłbym ci coś zrobić, ale nie za bardzo mogę zejść na dół.

- Właśnie, jak ty zamierzasz stąd wyjść w ogóle? - zapytał, zmienił mu się wyraz twarzy.

Była sobota, jego rodzice nigdzie nie wychodzili, przynajmniej nic nie było mu o tym wiadomo. Co, jeżeli będą coś chcieli? Nie mogą wejść do tego pokoju.

- Tak, jak tu wszedłem. - Wskazał palcem okno. - Myślisz, że powinienem już?

- Nie wiem, która jest godzina? - zapytał. Zszedł z łóżka i sięgnął po telefon leżący na biurku. - Dochodzi 10. Ja nie sypiam tak długo, więc jeżeli nie zejdę niedługo na dół, ktoś może wejść tutaj.

- Jasne. - Kylo w końcu podniósł się z łóżka. - Muszę się tylko przebrać i spadam.

- Znaczy wiesz, możesz zostać jeszcze chwilę - powiedział szybko, stając przy Kylo. - Nie zjesz ze mną śniadania?

- Ha! - Kylo wyszczerzył się uradowany. - Z tobą zjem, nawet bardzo chętnie.

- To może wyjdziesz teraz przez okno i wrócisz drzwiami? - Hux myślał na głos. Kylo spojrzał na okno, po czym bez słowa wskoczył na parapet.

- To do zaraz, Armitage - rzucił i zeskoczył na dach.

- Czekaj, co ty robisz! - wychylił się za nim. - W dresie? Bez butów? Masz nas za idiotów?

- Cóż - mruknął Kylo i wrócił do pokoju.

Wytargał z plecaka świeże ciuchy i zaczął się przebierać. Hux nawet nie próbował odwrócić wzroku. Gdy Kylo naciągnął na siebie koszulkę, Armitage zaczesał włosy do tyłu i powiedział:

- Poczekaj chwilę na zewnątrz, ja zejdę na dół i powiem, że wpadniesz niedługo, bo robimy projekt. Zachowuj się naturalnie.

Czuł się jakby organizowali co najmniej napad na bank.

Kylo zszedł z dachu tak, jak wszedł poprzedniego dnia, po ogromnej kracie, po której piął się bluszcz. Przeszedł w kucki pod oknami i wyszedł na drogę przed domem Huxów.

Kylo: Daj znać kiedy mam przyjść.

Armitage: Ok.



Armitage zszedł na dół. Jego ojca nie było w zasięgu wzroku, Maratelle, jego macocha, wycierała blaty w kuchni.

- Późno wstałeś - powiedziała, gdy zobaczyła, że Armitage wszedł do pomieszczenia.

- Uczyłem się do późna - odparł, włączając czajnik. - Gdzie ojciec?

- W gabinecie. Prosił, żeby mu nie przeszkadzać. Robi ważne rozliczenia - przekazała kobieta.

Odłożyła szmatkę i przemyła dłonie pod kranem.

- Ben Solo do mnie przyjdzie niedługo - powiedział. Opierał się plecami o blat. Woda była coraz głośniejsza. Maratelle spojrzała na niego zdziwiona. Nie zwykł mieć gości. - Robimy projekt do szkoły - sprecyzował.

Maratelle i on byli sobie doskonale obojętni, przekazywali informacje, jeżeli była taka potrzeba, nie wchodzili sobie w drogę. Kobieta nie mieszała się pomiędzy ojca i syna. Wzruszyła ramionami.

- Tylko nie bądźcie za głośno - upomniała go i wyszła z pomieszczenia.

- Będziemy siedzieć jak myszy - powiedział, jednak nie usłyszała tej uwagi.

Wystukał smsa do Kylo, że ten może wchodzić.

Chwilę później usłyszał dzwonek do drzwi. Widział, że Ren ledwo powstrzymuje się od śmiechu.

- Dzień dobry – powiedział, zdejmując buty. - Dawno mnie tutaj nie było.

- Jesteś wcześniej niż myślałem, nawet nie zdążyłem zjeść śniadania - ciągnął ich przedstawienie.

- W sumie też jeszcze nic nie jadłem, pomóc ci coś przygotować?

- Jasne - uśmiechnął się i zaprowadził Rena do kuchni, powstrzymując śmiech. - Herbaty?

Kylo pokiwał głową, we wnętrzu zaczynał się dusić.

- Tak, chętnie.

***

Pierwszy tydzień był niezręczny, zwłaszcza dla Kylo, który był zupełnie pogubiony, w większości przypadków nie wiedział, jak się zachować, a jego zdenerwowanie przechodziło na Armitage’a, który z kolei z całych sił próbował stwarzać pozory, że ma wszystko pod kontrolą, a tak naprawdę wpadał w panikę, gdy tylko zdarzyło im się dotknąć. W szkole utrzymywali zwykły im dystans, chociaż podczas lekcji zdarzało im się droczyć, szturchać kolanami, przelotnie dotknąć dłońmi. Starali się być dyskretni z wielu powodów, głównie dlatego, że to był początek, poza tym, nie byli na tym samym poziomie emocjonalnym. Do tego Hux nie potrafił być tak otwarty jak, na przykład, robił to Poe Dameron, bezwstydnie flirtując z Finnem na środku korytarza. Gdy Hux się im przyglądał, zdawali się być całkiem blisko. Trochę im tego zazdrościł, ale wiedział, że nie byłby w stanie znieść na sobie wzroku innych uczniów, chociaż i tak niewielu w ogóle zwracało uwagę na Poe. A gdyby taka wiadomość trafiła do uszu jego ojca? Przeszły go ciarki na samą myśl o tym.

- Wszystko okej? - zapytał Kylo, widząc nieobecność na twarzy Huxa.

Siedzieli przed szkołą, mieli długą przerwę. Mimo chłodu, Hux nalegał, żeby wyszli zapalić.

- Tak, okej. Trochę pizga - powiedział, zaciągając się.

- Trochę? - oburzył się Kylo. - Nie czuję rąk, a trzymam w kieszeniach.

Hux zerknął na niego, po czym wepchnął mu swoją dłoń do kieszeni kurtki.

- Zimne! - szarpnął się Kylo, ale Hux nie dał za wygraną.

- Nie drzyj się - upomniał go Hux, splatając z nim palce.

Kylo momentalnie przestał odczuwać chłód.

- Robisz się czerwony - mruknął Armitage.

- To od zimna.

- Wcale nie.

- Zamknij się już no. - Zaczął poważnie żałować, że nie ma szalika, w którym mógłby się schować, żeby Hux nie widział jego rumieńców.

Rzadko kiedy miewał je przedtem, teraz jednak zdarzały mu się coraz częściej, co Armitage ciągle mu wypominał. Hux był bardzo zadowolony z tego, że mógł obserwować Kylo w takim stanie, w pewien sposób zupełnie niewinnym. Z jednej strony było to całkiem zabawne, a z drugiej dość urocze, ale Hux w życiu nie przyznałby tego na głos.

- Nie wstydź się - powiedział. Zgasił peta o schodek, na którym siedzieli, po czym położył się Renowi na ramieniu.

- Nie wstydzę - burknął Kylo. Piosenka na słuchawce, nosił jedną, nie po stronie Huxa, żeby móc go słyszeć, zmieniła się na “Follow You” od BMTH. - Tak w ogóle to - zaczął ściskając mocniej dłoń Huxa - o czym rozmawiałeś z Rey na korytarzu?

- Niczym specjalnym - powiedział, starając się, aby jego głos brzmiał naturalnie nieprzejęty.

Rey zaczepiła go wcześniej, zapraszając na swoje osiemnaste urodziny. Hux musiał przyznać, że trochę go to zdziwiło, bo w końcu nie byli specjalnie blisko. Mówiła, że to będzie większa impreza w jej domu. Hux przyjął zaproszenie i dopiero później zorientował się, że pewnie nie zaprosi Kylo, a teraz głupio mu było iść bez niego. Właściwie to nawet nie chciał.

- Powiedz mi.

Nie chciał przyznać się, jak bardzo się w nim gotowało, od kiedy zobaczył ich na korytarzu. Naprawdę denerwowało go, że do Huxa uśmiechał się ktoś inny.

Hux westchnął.

- Zaprosiła mnie na urodziny - powiedział.

- Idziesz?

- Nie.

- Dlaczego?

- Bo ciebie nie zaprosiła, nie?

Kylo spojrzał na niego kompletnie wybity z rytmu.

- Przecież możesz iść.

- Bez ciebie nie idę.

- Za dużo się ze mną naoglądałeś Kapitana Ameryki - mruknął, gładząc dłoń Huxa kciukiem. - Ale ja serio mówię, to że ja nie idę nie znaczy, że ty też nie masz.

- Nie ściemniaj, wcale nie chcesz, żebym szedł.

- A idź sobie, będzie tam Poe, Rey i w ogóle...

Hux wyprostował się i spojrzał na Kylo.

- Jesteś przypadkiem zazdrosny?

Ren zmartwiał i zbladł.

- Wcale nie!

- Jesteś! - powiedział Hux i się zaśmiał. - Jesteś zazdrosny o mnie?

- A weź się udław - mruknął Kylo spuszczając głowę, żeby włosy mogły zakryć jego całkiem czerwoną już twarz. Ale nie puścił ręki Armitage’a.

***

Kylo stał oparty o ścianę i czekał, aż Hux wyjdzie z klasy. Miał rozmowę dotyczącą nadchodzącej olimpiady z WOSu. Ren też zastanawiał się nad wzięciem udziału, może w tej dotyczącej literatury lub filozofii? Musiałby przysiąść i napisać pracę.

Zasłuchał się w Stick to Your Guns, ostatnio coraz bardziej przekonywał się do tego zespołu, głos wokalisty otulał jego pobite wnętrze z czymś podobnym ramionom Huxa odganiającym od niego resztki koszmaru.

- Kylo? - ledwo usłyszał zza ściany muzyki.

Otworzył oczy i spiął się widząc Rey.

- Co jest? – warknął, ściszając dźwięk.

Na wyciągnięcie jednej słuchawki zasługiwał jedynie Armitage. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, jakby nie wierząc w to, co robi i powiedziała:

- Chciałabym zaprosić cię na swoje urodziny za tydzień w piątek, dwudziesta, przyjdziesz?

- Dlaczego mnie zapraszasz? - zdziwił się Kylo.

Rey westchnęła.

- Chyba po wycieczce nabrałam do ciebie jakiejś odrobiny sympatii za twoją pomoc Armitage’owi.

Kylo przemilczał, że prawdopodobnie miałby całkowicie gdzieś zgubionego, gdyby nie był Huxem.

- Dam ci jeszcze znać - zrobiło się niezręcznie. - Dzięki za zaproszenie czy coś.

Usłyszał otwierające się obok niego drzwi i odwrócił się w kierunku wychodzącego Huxa, posyłając mu jednocześnie ciepły uśmiech oraz błagający o ratunek wzrok. Huxa nieco zdziwiła obecność Rey i Kylo w odległości metra od siebie. Dodatkowo Kylo nie wyglądał na wściekłego.

- Hej wam - przywitał ich, wchodząc w trójkąt konwersacji. - Co słychać? Niecodzienne widzieć was razem.

- Hej - odpowiedziała mu Rey. - Wpadałam tylko powiedzieć Kylo o urodzinach. Przyjdziecie, nie? Zapowiada się naprawdę zajebiście.

Hux spojrzał na Kylo zbity z tropu. Czy to się działo? Czy obaj zostali zaproszeni do Rey na imprezę? Hux zastanawiał się, czy nie trafił przypadkiem do innego wymiaru, gdzie spotykają go tylko dobre wieści.

- Tak, jasne - potwierdził, uśmiechając się do niej i do Kylo. - Nie przegapiłbym twojej imprezy.

- Racja, nigdy nie wiesz, co może się stać - puściła mu oczko.

Hux się spiął, Kylo spojrzał na nich zdziwiony.

- To do zobaczenia chłopcy - powiedziała i odeszła, znikając za zakrętem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz