...

niedziela, 1 kwietnia 2018

Antidotum na niepokój cz.35


Hux siedział przy biurku, a właściwie leżał na książce z wiedzy o społeczeństwie. Niedawno ruszyły przygotowania do olimpiady i w zasadzie nauka zajmowała mu najwięcej czasu, który mógłby nazwać wolnym. Poprzedniego roku był o krok od indeksu, dlatego teraz postanowił pracować jeszcze ciężej, wierzył, że jeżeli załatwi sobie wejście na studia, jego ojciec trochę mu odpuści, a Hux będzie mógł na spokojnie planować przyszłość.

Wiadomość Kylo wyrwała go z pół snu. Odkleił policzek od kartki, spojrzał na zegarek i stwierdził, że nie jest jeszcze tak późno.

Armitage: Czemu u mnie?

Zdziwił się, ostatnia wizyta nie zakończyła się najlepiej.

Kylo zastanowił się nad odpowiedzią. No cóż, nie mógł napisać, że chce sprawdzić, czy w jego domu jest wszystko w porządku. Nie chciał sobie nawet wyobrażać skutków takiego stwierdzenia. Gdy tak rozmyślał nad wymówką, w drzwiach wejściowych szczęknął zamek. Kylo Zaklął.

- Tylko ciebie tu jeszcze brakowało – warknął, zamykając drzwi do swojego pokoju.

Będzie udawał, że go tu nie ma, a jak ojciec postanowi to jednak sprawdzić, wyprosi go w kilku słowach. Usłyszał szczeknięcie psa, to musiał być Chewie.

Kylo: Bo wrócił.

Hux pokiwał głową ze zrozumieniem i odpisał:

Armitage: Ok. Przychodź, kiedy chcesz.

Skoro on zawsze uciekał od domu do Kylo, przyszła kolej się odwdzięczyć. Miał szczęście, że Brendol, jak okropnym człowiekiem by nie był, zazwyczaj nie ujawniał tego przy obcych. Hux rozejrzał się po pokoju. Niepościelone łóżko, kartki z notatkami na ziemi, a na nich Millicent, niezamknięta szafa - zupełnie nie w jego stylu, ale nie mógł się w większym stopniu tym teraz przejmować, do czwartku na pewno wszystko posprząta.


Hux kończył kolejny rozdział książki, gdy usłyszał stukanie w szybę. Myślał, że się przesłyszał ze zmęczenia, ale na kolejne zareagował nawet kot. Spojrzał w okno, ale niczego nie zauważył. Czy doświadczali jakichś zbiorowych halucynacji z braku snu? Wrócił do książki, może powinien wypić kolejną kawę albo zaaplikować sobie krótką regeneracyjną drzemkę. Spojrzał w kierunku łóżka i o mało co nie dostał zawału. Za szybą ujrzał bladą, ale wyszczerzoną w triumfalnym uśmiechu twarz. Dopiero po chwili rozpoznał w niej Kylo.

Ren zastukał w szybę. Nawet coś powiedział, ale zostało to stłumione przez okno. Hux, który przed chwilą omal nie spadł z krzesła, otrząsnął się z szoku i podszedł otworzyć okno.

- Kylo, czy ciebie pojebało do reszty! - wysyczał, ale szeptem. Była pierwsza w nocy, jakby ktoś ich usłyszał, nie przeżyliby tego.

- Nie ujadaj tak - mruknął Kylo i zeskoczył na podłogę. Rozejrzał się po pokoju, szukając wzrokiem Milllicent, po czym spojrzał na Armitage’a. - Czyli jednak nie żyjesz w kompletnym porządku. A mnie się czepiasz o byle kurz.

Hux skrzyżował ręce przed sobą.

- Kurzu u mnie nie znajdziesz, jeżeli o to ci chodzi. Po prostu się uczę, ale umiem po sobie sprzątać - powiedział.

Wrócił na krzesło i spojrzał na Kylo, który zbierał się do podniesienia kotki z podłogi, ale ta chyba nie miała ochoty na dotyk, więc zgrabnie wyskoczyła mu spomiędzy rąk i czmychnęła pod biurko.

- To co ty tu robisz właściwie? - zapytał Hux.

- Powiedziałeś, że mogę wpadać kiedy chcę.

- Nie sądziłem, że weźmiesz to aż tak dosłownie. – Zaczesał włosy do tyłu.

- Przyszedł i zaczął się pultać - Kylo wzruszył ramionami. - Ewakuowałem się w trybie natychmiastowym.

-  Okej, rozumiem - odparł, po chwili jednak doszła do niego sytuacja. - W sensie, chcesz tu spać?

Na samą myśl o tym, przyspieszyło mu serce. Jeżeli będą musieli dzielić jego jednoosobowe łóżko, Hux umrze we śnie.

Kylo spojrzał na niego zdziwiony.

- Coś nie tak? Ja po prostu… - urwał.

Nagle kompletnie zwątpił w swój pomysł przyjścia tutaj.

- Nie, wszytko spoko, możesz nocować! - sprostował prędko. Kylo wyglądał na dość przygnębionego.  - Pytam, bo… - zastanowił się. - Nie wiem, czy mam jakieś ciuchy, żeby ci pożyczyć, ale może coś się znajdzie.

Postarał się o uśmiech. Głupio brzmiało to tłumaczenie, ale było lepsze niż żadne.

- Wszystko mam - pokazał kciukiem na swój plecak, Hux nawet nie zauważył, że go ma. - Nawet przyniosłem coś do picia i żelki – mruknął, ściągając plecak z ramienia i kładąc koło łóżka. Millicent podeszła i obwąchała jego dłoń, otarła się o nią, głośno mrucząc. - Przygotowany. Co jak bym cię nie wpuścił? - zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. - Aż tak źle u ciebie?  Nie ma twojej mamy?

- Wróci za dwa tygodnie, jak nie przedłużą się obrady – mruknął.

Usiadł na krześle obok Huxa i otworzył jego laptopa, wklepał hasło. Hux nawet nie pamiętał, kiedy mu je podał. - Chcesz coś obejrzeć?

- Nie mogę, muszę skończyć czytać - powiedział. Miał zaplanowany jeszcze jeden rozdział na ten wieczór. - Ale jak chcesz coś włączyć to możesz, tylko nie głośno, bo nikt nie może wiedzieć, że tu jesteś.

Kylo pokiwał głową, po czym włączył sobie coś na słuchawkach. Nie umiał się jednak skupić, co chwila zerkał na pracującego Armitage’a. Nie wytrzymał jednak długo i w końcu zaczął czytać mu przez ramię.

- To do olimpiady?

Hux pokiwał głową. Czuł oddech Kylo na szyi i zdecydowanie nie umiał się już skupić na tekście.

- To wszystko na ziemi też. I weź tak nie wiś nade mną, bo nie lubię, jak mi się patrzy na ręce.

Kylo burknął coś w odpowiedzi i wstał od biurka. Dziwnie było oglądać pokój Huxa w takim nieładzie, ale wreszcie wydał się on Kylo zamieszkany. Zaczął krążyć po pokoju bez większego celu, po raz kolejny oglądał książki na półkach, zawieszonych między dwoma plakatami projektów samolotów wojskowych. Kylo bardzo nie podobała się ilość roślin w pokoju Huxa, właściwie oprócz kaktusa na komodzie, którego notabene przyniósł mu on, jedynie na jednej z półek stała samotna paprotka. Hux twierdził, że wszystkie roślinki pod jego ręką umierają, Kylo twierdził, że to kwestia pamiętania o nawodnieniu. Przeszedł pod szafę, chciał wrzucić do niej leżącą na ziemi koszulkę i zamknąć drzwi, jednak jego uwagę przykuła kolorowa okładka. Spod jednej sterty ubrań wystawał kawałek gazetki. Przez moment wystraszył się, że znalazł jakieś skrywane przed światem świerszczyki, jednak to, co było tak skrzętnie schowane, było jeszcze śmieszniejsze. Kylo wyciągnął spod ubrań Huxa trzy numery komiksów o Avengersach. Niemal parsknął śmiechem. Z komiksami w dłoni obrócił się w stronę Huxa, który teraz siedział do niego plecami, w rozdrażnieniu drapiąc się po głowie. Chciał zrobić jakiś komentarz co do ukrytych rozrywek swojego przyjaciela, ale postanowił, że zostawi to jako tajną broń na inny czas. Pokręcił się jeszcze chwilę, przekartkował podręcznik leżący na szafce obok łóżka, po czym wyłożył się wraz z kotem na pościeli i wbił wzrok w sufit. W sumie to już mu się nie chciało nic oglądać.

Sięgnął ręką w górę, a jego dłoń natrafiła na coś miękkiego, myśląc, że to poduszka, pociągnął rzecz, żeby się na niej ułożyć, nie była jednak za wygodna. Wyciągnął ją spod głowy, by zobaczyć, co to takiego.

- To mój sweter? - zapytał zupełnie zaskoczony.

Hux wypuścił ołówek z rąk, zimna fala przerażenia przebiegła mu po ciele, pozostawiając czerwień na policzkach. Zamarł w bezruchu, jego oczy przeskakiwały z Kylo na sweter i z powrotem. Nie potrafił wykrztusić słowa. Nie było żadnego logicznego wytłumaczenia, czemu miałby sweter Kylo pod poduszką innego niż to, które było prawdą, a które Hux tak pieczołowicie starał się ukryć. Odwrócił wzrok, ukrył twarz w dłoniach, następnie całkowicie położył głowę na biurko i nakrył rękami, wczepiając się palcami we włosy, jakby w ten sposób miał ukryć się przed wzrokiem Kylo, który domagał się odpowiedzi, mimo, że pewnie podświadomie wiedział już wszystko. Nie było już żadnej linii obrony, tylko prawda.

- Hux? Ty z nim śpisz? - ostatnie pytanie wydukał.

Nagle wiele rzeczy nabrało sensu. Nie wiedział, co ma myśleć, a co dopiero zrobić.
Hux nie odpowiedział, wolałby się zapaść ze wstydu pod ziemię niż wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

- Hux? Ty się we mnie…?

Jak ująć takie pytanie, żeby nie zabrzmiało jak ostatnia bzdura, będąc jednocześnie najważniejszą rzeczą na świecie? Kylo nie wiedział. Zaciskał tylko dłonie na ubraniu, a w głowie miał kompletną pustkę.

- Nazwij to jak chcesz - powiedział cicho Hux, nie podnosząc wzroku na Kylo.

Ren wstał i podszedł do niego. Patrzył na te drobne plecy, na człowieka, który niósł na nich o wiele więcej niż powinien. I teraz jeszcze to. Czy on czuł to samo? Nie miał pojęcia, nie chciał go oszukiwać, bo nie rozróżniał przyjaźni od miłości. Ani jednej, ani drugiej nie zaznał wiele w swoim życiu, nie wiedział, więc czy dałby radę je tak po prostu określić. Ale teraz ten tak naprawdę najważniejszy w jego życiu człowiek z jakiegoś powodu czuł do niego coś więcej. Ren za to nie czuł złości czy obrzydzenia, raczej strach. Strach przed tym, że teraz jednym złym ruchem stłucze wszystko, tak jak lustra w swoim domu, podrze ich relacje na strzępy, tak jak marynarkę Armitage’a. I tak jak te przedmioty obrócone wniwecz, tak i między nimi już nigdy nie będzie tak samo.

Sweter w jego dłoni mu ciążył, jakby to on był winien temu wszystkiemu.

Nie wiedział, czy kochał, ale był pewny, że się troszczy, bo go uratował, że się martwi, bo przyjechał tutaj, by tak naprawdę upewnić się, czy ojciec Huxa nie robi mu z życia większego piekła niż zazwyczaj. I na pewno był o niego zazdrosny, o to, że rozmawiał z kimś więcej niż z nim, miał potrzebę spędzania z nim jak największej ilości czasu. Czy to naprawdę mogło być tylko przez to, że się tak dobrze rozumieli? W końcu Armitage i on widzieli się w najgorszych momentach, wiedzieli o nich, a mimo to zostali przy sobie.

Kylo położył sweter na tych obciążonych przez los barkach.

- Dlaczego we mnie?

Hux drgnął. Teraz był pewien, że Kylo stoi tuż za nim i nie ma już szans, by się gdzieś schować w tym żenującym momencie. Pytanie Kylo było najtrudniejszym pytaniem, jakie kiedykolwiek usłyszał, głównie dlatego, że zadał je on sam. Nie było też na nie jednej odpowiedzi. Zastanawiał się, czy milczeć dalej, czy coś powiedzieć. Złamał barierę przyjaźni, więc ich relacja nie wróci już do poprzedniego stanu.

- Nie wiem - przyznał. - Nie tak łatwo to wyjaśnić.

Czuł jak zaczynają zapiekać go oczy. Nie rozumiał reakcji swojego organizmu. A jednak był na granicy załamania się. Czuł sweter na swoich plecach, ogrzewał go, a jednak Hux żałował, że nie oddał go od razu, jak go znalazł. I choć w pewien sposób czuł ulgę, że wszystko się wydało, to nie wiedział, co teraz zrobić. Kylo nie odwzajemnia jego uczuć.

Ren nigdy w życiu nie widział, żeby Armitage dygotał, jakby miał się zaraz rozpłakać, dlatego też nie zdawał sobie sprawy, jak taki widok okropnie boli.

- Pewnie to co teraz powiem nie będzie ani trochę odpowiednie, ale spróbuj mnie posłuchać do końca - powiedział, Hux wciąż na niego nie patrzył, ale to mu trochę ułatwiało sprawę. - Nie wiem, co teraz czuję, nie mogę ci obiecać, że oddam to, co ty - milczeniem nazwał nienazwane. - Nie chciałbym się teraz rzucić na ciebie i kłamać cię w żywe oczy. Bo jesteś dla mnie ważny, wiesz Hux? - znów urwał, bo widział, jak rudzielec drgnął. - Nie chcę cię stracić. Nie wiem czy ktokolwiek inny potrafiłby mnie zrozumieć tak, jak ty i jeszcze przy mnie w dodatku zostać. - Bardzo, bardzo chciał go dotknąć, ale nie wiedział, czy to nie pogorszy całej tej sytuacji. - I to, że nie wiem, co czuję, nie zmienia faktu, że mógłbym nawet spróbować. - Jako, że przeraźliwie bał się ciszy, która najpewniej miała teraz między nimi zapaść, szybko dodał: - Nie będę tu sterczał i cię poganiał, pójdę na dach, jeśli będziesz chciał to mnie zawołaj.

Albo wygoń, dodał już we własnych myślach Ren


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz