We wtorek, gdy Rey zaprosiła ich
oboje na swoją osiemnastkę, Kylo spędził popołudnie z Huxem na mieście. W środę
siedział u niego w domu ćwicząc matmę, nim wrócił do własnego, dawno wybiła
druga w nocy. Nie chciał tam być, bo gdy Han Solo był w domu, Kylo
automatycznie przestawał czuć się bezpiecznie. Ojciec czepiał się o wszystko,
burzył jego porządek rzeczy, przestawiając jakby na złość jedzenie w kuchni,
kurtki na wieszakach, poduszki w salonie i, co najgorsze, jego książki w
jego pokoju. Kylo nie mógł się przy nim znać na gotowaniu, naprawiony
kran wciąż był najgorszą fuszerką, a kwestia prawa jazdy wisiała między nimi
prawie dusząc Rena swoim ciężarem. No bo jak to? Syn Hana Solo nie potrafił
jeździć autem? Oczywiście według ojca robił to wszystko na złość, żeby musiał
wykładać więcej pieniędzy na kolejne egzaminy. W czwartek poziom absurdu kłótni
z ojcem osiągnął dla Kylo nowy poziom.
- I
ściąłbyś w końcu te kłaki! - wrzasnął Han Solo, po kwadransie przerzucania się
z synem obelgami.
- Naprawdę?
Przechodzimy do tak chujowych argumentów?! - szklanka, którą trzymał kilka
chwil temu w dłoni, teraz leżała rozbita.
- No
jasne, szacunek do rzeczy jak widzę po staremu, co by powiedziała twoja matka?
Kylo, który właśnie pochylał się nad
odłamkami, aby je pozbierać, zerwał się w jednej chwili znajdując się przy
ojcu.
- Nie
mieszaj jej w to - warknął.
Wiedział do czego zaraz przejdą,
znał tą część kłótni na pamięć. Któryś z nich nie wytrzyma, przypomną sobie,
jak bardzo się nienawidzą, jak Kylo żałuje, że Han to jego ojciec, a Solo że
Ben zniknął, a Ren jego synem nie jest.
Nie potrafił tego zmienić, nawet nie
wiedział jak. Agresja płynęła mu w żyłach i hamowała trochę jedynie przy Huxie.
Czy naprawdę było się o co żreć, czy wiedział w ogóle od czego się zaczęło?
Stał przed domem, prawa część twarzy
go piekła. Na dworze było szaro, zbierało się na deszcz. Okolica była wyjątkowo
cicha, oprócz wiatru szeleszczącym między suchymi liśćmi, trzaskający
niedomkniętymi furtkami. Założył kurtkę na ramiona i ruszył przed siebie. Nim
ojciec wyjdzie, nim będzie starał się to wszystko naprawić. Nawet nie wiedział,
kiedy wyjął telefon i wybrał numer tej jedynej osoby, która mogłaby go teraz
uspokoić.
- Proszę
odbierz - szepnął, a głos mu się całkiem łamał.
Hux musiał przekopać całą torbę,
żeby znaleźć dzwoniący telefon. Odkąd pozbył się smartfona, jego nowa-stara
cegiełka przestała go obchodzić i przypominał sobie o niej dopiero, gdy
dzwoniła ta irytująca melodyjka systemowa. Znalazł po chwili, zdziwiło go, że
ktoś jest bardzo wytrwały w oczekiwaniu.
Połączenie przychodzące: Kylo
- Halo?
- odebrał, siadając na łóżko.
Niechętnie robił przerwy w nauce, ale dla Kylo zawsze.
- Armitage?
- nie chciał płakać, ale ledwo się powstrzymywał.
- Co
się stało? - momentalnie spoważniał, słysząc niepewność w jego głosie.
- Wiem,
że się uczysz, ale możesz po mnie przyjechać? - głos mu się załamał.
- Oczywiście,
że mogę, ale co się stało? Gdzie jesteś? - Hux już krzątał się po pokoju,
wyrzucając z torby niepotrzebne mu teraz książki, upewniając się, że ma
dokumenty, był gotowy do wyjścia. Zastanawiał się, co mogło się stać, że Kylo
dzwonił do niego w takim stanie.
- Dwie
przecznice od domu, mogę gdzieś podejść jak chcesz.
- Nie,
zostań, gdzie jesteś, już jadę - zapewniał go, zbiegając ze schodów. - To tam,
gdzie pizzeria?
- Tak,
to tam. - Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, usiadł na krawężniku, mimo tego, że
było zimno.
Policzek dalej go piekł.
- Jasne,
trzymaj się, będę za chwilę - powiedział i się rozłączył.
W pośpiechu ubierał buty, z nerwów
nie umiał zawiązać sznurówek. Przerażał go fakt, że nie wiedział, co się stało,
coś strasznego, skoro Kylo płakał i wyszedł z domu. Jego ojciec? Hux nie mógł
uwierzyć w to, w jak beznadziejne sytuacje rodzinne trafili.
- A
ty dokąd?
Dokładnie to miał na myśli.
- Muszę
wyjść, to ważne - powiedział, nie patrząc nawet na Brendola, ściągał płaszcz z
wieszaka.
Brendol chwycił go za rękę, blokując
ruch.
- Co
to za postawa, myślisz, że kim ty jesteś? Co jest takie ważne, miałeś się
uczyć? I nie zapomniałeś przypadkiem, że mamy dzisiaj gościa na kolacji? -
przypomniał mu, po czym spojrzał na zegarek na drugiej ręce. - Będzie tu za
godzinę, nigdzie nie idziesz.
- Wrócę
do tej pory - powiedział, wyszarpując się z uścisku. Był mocniejszy niż myślał.
- Tobie
nie można ostatnio ufać, Armitage. Nie wyrażam zgody, wracaj do pokoju i ani
waż się wyjść, dopóki cię nie zawołam - warknął, wciągając Armitage’a z powrotem
do domu, popychając w stronę schodów.
Hux przeklął pod nosem i wrócił do
pokoju. Co teraz? Czas uciekał. Trzasnął drzwiami, co przestraszyło leżącą na
jego krześle Millicent. Od razu ją przeprosił.
Myślał szybko, stresował się. Nie
lubił sprzeciwiać się ojcu, zawsze były z tego problemy. Ale nie chciał dać za
wygraną, nie, jeżeli chodziło o Kylo. Naciągnął na siebie bluzę z kapturem i
otworzył okno, wychodząc na dach, serce waliło mu jak szalone. Na dworze było
chłodno, wiał wiatr, niedługo zajdzie słońce. Przełożył torbę przez ramię i
zszedł po kracie. Chwilę później miał oczy na drodze i ręce na kierownicy.
Kylo nie był pewien, czy dygota z
zimna, czy emocji. Podrywał głowę na dźwięk każdego auta. Gdy w końcu zobaczył
samochód Huxa zerwał się łapiąc za klamkę nim jeszcze Armitage się zupełnie zatrzymał.
Zanim Hux zdążył cokolwiek powiedzieć, Kylo rzucił mu się w ramiona i musiała
minąć chwila, zanim w ogóle mógł się odezwać. Kylo był roztrzęsiony, ubrania
przesiąknięte zimnem. Hux gładził go uspokajająco po plecach, chociaż nie
ukrywał, że nie była to najwygodniejsza pozycja. Gdy w końcu Kylo usiadł obok i
zamknął za sobą drzwi, Hux zapytał:
- Co
się stało?
- Ojciec
- mruknął, wpatrując się w swoje drżące dłonie.
Hux chwycił go za rękę.
- Czy
on cię… - nie dokończył, bo Kylo odwrócił twarz w jego stronę i Hux wiedział
już wszystko.
Nie było nikogo, kto znałby ten ból
lepiej niż on. Gładził go po dłoni.
- Chcesz
o tym pogadać? - zapytał.
Kylo pokręcił głową. Oddał uścisk
dłoni, po czym nachylił się i objął go znowu.
- Dziękuję,
że przyjechałeś.
- Po
to jestem - powiedział, a gdy poluźnili uścisk i patrzyli na siebie, nachylił
się i pocałował Kylo w policzek.
Ren dotknął ucałowanego miejsca,
jakby chcąc się upewnić, że to się naprawdę stało. Po chwili uśmiechnął się do
Huxa.
- Mogę
ci poprzeszkadzać dzisiaj w nauce?
Huxowi przygasł nieco wzrok, odsunął
się od Kylo i oparł o fotel.
- Chciałbym
- powiedział, zaczął skubać palcami dół kierownicy. - Ale, jakby to powiedzieć,
uciekłem z domu.
- Co
zrobi… - urwał, bo nagle zrozumiał. - To wszystko przeze mnie prawda? Gdybyś
został w domu… Kurwa mać – warknął, chowając głowę między ramionami.
- Nie,
Kylo, nawet tak nie mów - powiedział, szybko żałując, że tak ujął to zdanie. -
To nie jest twoja wina, że mamy zjebane życie. Nie przejmuj się, jesteś dla
mnie ważniejszy niż to, co się dzieje w domu.
Gdy Ren uniósł głowę, Hux od razu
zobaczył, że płacze. Nie umiał na to patrzeć, nie wiedział, co robić. Bolał go
jego smutek, wiedział, że Kylo będzie się teraz dodatkowo obwiniał. Położył mu
dłoń na ramieniu.
- Chcesz
gdzieś pojechać? Możemy wjechać na autostradę i puścić twoje piosenki -
zaproponował.
- Na
pewno nie powinieneś wrócić do domu? - wciąż nie potrafił się ruszyć.
Nagle doszło do niego, że jeśli
teraz Hux wróci do siebie, to on nie ma gdzie pójść. Do własnego domu nie da
rady teraz wejść.
- Powinienem…
ale nie mogę cię tak zostawić - powiedział.
Zastanawiał się, co zrobić. Kylo nie
miał nikogo poza nim, a on nie mógł zabrać go do siebie. Po chwili chwycił za
telefon i wyszukał numer Phasmy, jeżeli ona im nie pomoże, to będą zupełnie
straceni.
- Co
robisz? - zapytał Kylo, który w końcu uniósł głowę.
- Powiedz
mi, jak dobrze dogadujesz się z dziećmi? - zapytał go, zanim Phasma odebrała.
- Cóż
nie za bardzo…
Hux nie dał mu jednak dokończyć,
wyszedł z samochodu, gdy tylko Phasma podniosła słuchawkę.
- No
co tam rudy chcesz - powiedziała dziewczyna. W tle słychać było
dziecięce krzyki i piski.
- Muszę
cię prosić o pomoc, Phas - powiedział Hux. Odszedł kilka kroków od samochodu.
Przez tylną szybę widział jak Kylo się odwraca i spogląda za nim.
- To
nie nowość - odparła. Trzasnęły drzwi i krzyki ucichły. - O
co chodzi?
- O
Kylo.
- To
też nie nowość.
- Ej!
- No
już, droczę się. Co tam twój chłopak nabroił - zapytała.
Hux poczuł wypieki na twarzy, gdy
nazwała Kylo jego chłopakiem. Podobało mu się, jak to brzmi, chociaż w zasadzie
nie byli oficjalnie razem. Po krótce nakreślił Phasmie sytuację. Wiedziała, jak
wygląda sytuacja w domu Huxa, jednak nie sądziła, że u Kylo też nie jest zbyt
przyjemnie.
- Jeżeli
faktycznie tak to wygląda, to go przywieź. Moi starzy nie powinni mieć z tym
problemu - Przestańcie się drzeć! - sorki, coś im odjebało, bo mama odłączyła
konsolę.
- No
słyszę - powiedział. - Ratujesz nas, nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Będziesz
miał okazję, na pewno - powiedziała. - Ale możesz zacząć od zebrania się do
kupy, bo nie pasuje mi, że tak zmiękłeś ostatnio.
- Masz
rację - powiedział i aż się wyprostował. - To przyjedziemy niedługo.
- Okej,
trzymaj się, Hux, nie daj sobą poniewierać.
- Nigdy
- uśmiechnął się i skończyli rozmowę.
Wrócił do samochodu i przedstawił
Kylo plan działania.
- Jedziemy
do Phasmy, powiedziała, że możesz u niej zostać.
- Że
jak? - zająknął się Kylo.
- No,
bo nie możesz pójść do mnie, a nie chcesz wracać do siebie, prawda? -
powiedział. - Phasma mówi, że nie ma problemu i możesz iść do niej. Będziesz
się bawił z dziećmi - zaśmiał się lekko, bo wyobrażenie Kylo między tymi małymi
demonami był przezabawne.
- Hux,
ja - urwał, wszystko działo się za szybko. - Ale Phasma nie ma nic przeciwko?
No i jej rodzice?
- Zgodziła
się, jej rodzice są bardzo ugodowi - powiedział. - Ona wie, jak to wygląda.
Chyba, że nie chcesz, to wymyślę coś innego - dodał, domyślając się, że Kylo
może nie czuć się z tym zbyt komfortowo, nie znał Phasmy tak dobrze.
- Jest
dobrze - mruknął, choć tak naprawdę był trochę przerażony. A jeśli zrobi coś
tym dzieciom? Przez przypadek albo w złości? Zadygotał na samą myśl.
Hux uśmiechnął się, starając się
upewnić Kylo w planie, po czym ściągnął hamulec ręczny i ruszyli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz