...

poniedziałek, 7 maja 2018

Antidotum na niepokój cz. 46

Gdy stanęli na dole schodów, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Dwie osoby zalegały na stole, drzwi do łazienki były uchylone i Bohdi klęczał nad toaletą. Kaydel siedziała przy stole z miną, która świadczyła o tym, że dziewczyna zupełnie się poddała. Z podłogi nieporadnie starał się podnieść Cassian, obok klęczała Jyn i nalegała, żeby jednak poleżał. Całość zagłuszały odgłosy filmików z internetu, które ktoś oglądał z ciągle podłączonymi głośnikami.
- Przecież daję radę, skarbie – mamrotał Cassian.
Jyn wywracała oczami i przytrzymywała go przy podłodze.
- Proszę, zachowaj jakąś godność, Cass. Jaki dajesz przykład młodszym.
- Najlepszy.
Z kuchni dobiegały krzyki. Poe i Finn się o coś sprzeczali, a Rose próbowała w tym samym czasie pozbierać szkło z podłogi.
- No kurwa nie wierzę, nie było mnie PÓŁ GODZINY! - krzyknęła Rey i pobiegła do kuchni. - Co wy robicie!?
- Kylo!
Ren obrócił się na dźwięk swojego imienia. To był Hux, który podbiegł do niego i praktycznie uwiesił się na szyi. Kylo ledwo go utrzymywał na nogach.
- Gdzie ty byłeś?! Szukałem cię! - wykrzykiwał z pijaną nutą w głosie. - Czemu mi nie powiedziałeś, gdzie idziesz? I w ogóle… - Obrócił się, Kylo dalej go trzymał, był zupełnie skołowany tym, co się dzieje. - Cass jest w porządku, ale taka słaba głowa - skomentował, patrząc na rozwalonego na dywanie chłopaka.
Jyn posłała mu morderczy wzrok, a Hux tylko się zaśmiał i obrócił do Kylo, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej.
- Chyba lubię moje nowe włosy, Kylo - powiedział.
- Ja też je lubię - mruknął Ren. Nie chciał go puszczać, choć jeszcze ani razu nie okazywali sobie takich czułości wśród ludzi, ale ci byli tacy pijani, że prawdopodobnie nawet nie zauważyli. - Jesteś okropnie pijany - zaśmiał się.
- Zamknij się, nie jestem - odpowiedział, ale prawie zleciał na ziemię, gdy próbował się od Rena odsunąć. - Dobra, jestem najebany, niczego nie żałuję - wyszczerzył się, zaciskając dłonie na koszuli Kylo.
- Chodź na dwór - powiedział Kylo, a po chwili zastanowienia, po prostu go podniósł. - Inaczej będziesz żałować jutro.
- Nie, teraz wszystko się kręci! - krzyknął Hux.
Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu.
- Armitage? - Udało mu się wyjść na dwór nie zahaczając Huxem o żadną ze ścian. - Jeny, zezgonowałeś, słońce.
- Po prostu dobrze się bawię - odpowiedział mu półgłosem.
Kylo postawił Huxa na ziemi, tak, że stali teraz naprzeciwko siebie.
- Będziesz mnie teraz nazywał słońce? - parsknął śmiechem.
Kylo udał, że poważnie się zastanawia.
- Nie, brzmi cholernie dziwnie - zaśmiał się.
- Tak, najlepiej nic nie mów - powiedział Hux, zbliżył się do niego i pocałował.
Był zbyt pijany, by zastanawiać się nad swoimi czynami. Już tak długo chciał to zrobić, że nie umiał się powstrzymać.
Kylo na chwilę zatkało, po czym przyciągnął go do siebie, wczesując palce w niebieskie kosmyki. Wargi Huxa były nadspodziewanie miękkie, a gdy Armitage rozsunął językiem jego usta, poczuł mocny smak papierosów i alkoholu. Nie odrzuciło go to, chciał więcej, bardziej, czuł się, jakby tęsknił za całowaniem go. Przerwali dopiero, gdy zabrakło im tchu. Oboje mieli przyspieszone oddechy, patrzyli sobie w roziskrzone oczy.
- Chyba wytrzeźwiałem - powiedział w końcu Hux, patrząc na Kylo.
Chyba jeszcze nigdy nie wydał mu się taki piękny, chyba nigdy nie pomyślał o nim w ten sposób świadomie.
Ren nie powiedział nic, tylko przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Definitywnie znalazł sobie nowe ulubione zajęcie.
W końcu pocałował go czoło, zamknął w ramionach i mocno przytulił. Hux także go objął i położył głowę na jego ramieniu. Świat ciągle wirował mu przed oczami, ale był taki szczęśliwy. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak szybko bije mu serce, usłyszał też muzykę ze środka domu, poczuł chłodny wiatr na nogach, ale przede wszystkim Kylo, który był teraz tak bardzo blisko, a on tak długo czekał na ten moment.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytał po chwili Hux, odsuwając się na tyle, by go widzieć.
- A co? Martwiłeś się?
- Może.
Ren oparł czoło o czoło Huxa
- Może?
- Może trochę.
Uśmiechnął się do niego, nie odsuwając się. Nie chciał, było mu tak naprawdę dobrze.
- Miałem… - urwał, bo spodziewał się, że to co powie zniszczy cały nastrój, a nie chciał tego robić. Nie chciał też, żeby Hux był na niego zły.
- Miałeś co? - zapytał nieco poważniejszym głosem.
Ren się spiął. Milczał jeszcze kilka chwil, ale pod coraz cięższym spojrzeniem Armitage’a w końcu wyrzucił z siebie.
- Miałem atak paniki.
Hux wciągnął powietrze przez usta.
- Co?! Jak, ale… - zbierał słowa. Przytulił go. - Ale już w porządku?
- Tak - mruknął, zdziwiony reakcją. Wtulił się mocniej i dodał: - Rey mnie znalazła, porozmawiała ze mną, przeprosiła za siebie i za całą resztę.
- Rey zrobiła co?! - niemal zakrztusił się tymi słowami. - Jestem pod wrażeniem. I co ty na to?
- Nie wiem. Chciała nawet żebym wrócił na treningi, podobno wujek za mną tęskni…
I opowiedział mu o wszystkim - o ataku w wannie, o tym jak nie chciał, aby Rey po niego szła, bo wydawało mu się wtedy, że Hux będzie na niego strasznie zły, o zdjęciu, o wujku, o tym małym dzieciaku, z którym go teraz myli, o łzach, które widział w oczach Rey i o zeszytach, a nawet o swoim małym kłamstwie. W tym czasie siedzieli już na leżakach wystawionych na ogródku. Hux opierał łokcie na kolanach i podtrzymywał dłonią głowę,  ze wszystkich sił starał się nie zamykać oczu. Bardzo dużo się wydarzyło w momencie, gdy on zmieniał zawartość swoich żył z krwi na alkohol.
- To chyba bardzo dojrzałe, że cię przeprosiła - stwierdził Hux. - Wrócisz na treningi? I w ogóle, czemu myślałeś, że będę na ciebie zły?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - W takich momentach nie myślisz logicznie. Zobaczymy, czy wrócę, teraz jestem pijany, może nawet bym poszedł, ale nie wiem jak będzie, gdy wytrzeźwieje.
- Też prawda, to nie jest nasza najlepsza forma - zaśmiał się i całym ciężarem opadł na oparcie leżaka. - Ale wiesz, nie pytałaby, gdyby nie miała dobrych intencji. Przemyśl to - powiedział i ziewnął. - Nawet jeżeli się nie zdecydujesz, to nic się nie stanie. To nie tak, że musisz tam wrócić.
- Zobaczymy. - Złapał go za dłoń, była zimna, więc zbliżył do niej usta i zaczął chuchać. - Teraz chciałbym pójść i znaleźć jakieś łóżko albo chociaż kanapę. Choć chyba nawet podłoga nie zrobi mi różnicy.
Hux uśmiechnął się.
- Świetna myśl, chodźmy - zarządził i energicznie podniósł się z leżaka.
Ciągle trzymał Kylo za rękę, więc pociągnął go do góry, pomagając wstać. Pocałował go krótko, gdy na moment znaleźli się blisko siebie, po czym ruszyli z powrotem do domu, nie puszczając rąk. W salonie, przy świetle małej lampki i ekranu telewizora, wciąż siedzieli Chirrut i Baze, rozmawiając o czymś przy stole. Kanapa okazała się być już zajęta przez Keya, więc ich nadzieje na normalne łóżko gwałtownie spadły do zera, jednak po chwili poszukiwań i przerwaniu snu kilku uczestnikom imprezy okazało się, że pokój gościnny na parterze jest pusty. Nawet była tam pościel.
- Idealnie - powiedział Ren, padając na łóżko.
- Żadne łóżko nie było nigdy tak wygodne - westchnął Hux, kładąc się obok.
Zdjął buty, skopując je o pięty, przeciągnął przez głowę poluzowany dawno krawat i koszulę, i rzucił je na podłogę. Renowi siły wystarczyło tylko na przyciągnięcie go do siebie ramieniem, buty i koszula zostały. Hux zbliżył się do niego, kładąc głowę na jego piersi i układając się wygodniej. Gdy zamykał oczy, miał wrażenie, że jest na karuzeli, mimo że leżał już bez ruchu.
Kylo ściągnął w końcu buty w ten sam sposób, co Hux i naciągnął na nich kołdrę. Zanim zamknął oczy, pocałował Armitage’a w czubek głowy. Ciepło, miękko, bezpiecznie. Nie chciał niczego więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz