...

środa, 28 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.18



Nikt nie udawał, że nie będą tej nocy chlać, więc karty i alkohol zaczął krążyć między nimi stosunkowo szybko. Do pokoju chłopaków przyszła Rey z siostrami Tico, Poe włączył muzykę, przez którą Kylo chciał przedziurawić sobie uszy ołówkiem, wznieśli toasty i zaczęli zabawę.

Hux i Dameron praktycznie odmierzali sobie alkohol, by ich zakład był fair. Armitage, mimo małej masy, potrafił znieść dużo, ale tempo Poe było, co by nie mówić, zabójcze, dlatego nie minęło dużo czasu, gdy musiał poluzować górne guziki koszuli czy przestać przejmować się rozczochranymi włosami. Takie zachowanie było zdecydowanie nie w jego stylu, jednak mógł sobie pozwolić od czasu do czasu. Ren patrzył na niego z lekkim zdziwieniem, ale jak na razie przynajmniej nie komentował.

Reszta nie zostawała bardzo w tyle, chociaż Kylo i Finn na pewno odstawili dziewczyny. Siedzieli w kółku i grali w makao, tak na rozgrzewkę o słodycze. Gra była w miarę wyrównana, jednak gdy Hux stracił zdolność koncentracji na kartach, głównym zaognieniem gry stała się rywalizacja Rey i Kylo, choć trzeba było przyznać, że Rose, jak niepozornie by nie wyglądała, też zgarniała sporą stawkę.

- Obstawiaj moim majątkiem - powiedział Armitage, przesuwając swoje słodycze do ubywającego stosiku Kylo.

Sam położył się na łóżko Rena, leżąc na brzuchu obserwował rozgrywkę.

- Wolałbym go zjeść - mruknął, po czym spojrzał błagalnie na Huxa, a potem na swoje karty.

No przecież nie mógł przegrać z Rey.

- Graj czwórką, Rose na pewno ma, więc Rey będzie stać - szepnął mu Hux.

Nie był w najlepszym stanie, ale nie chciał też, żeby Kylo przegrał teraz ich dobytek. Ren się go słuchał i powoli dosypywał kolejne cukierki do ich sterty. Czasem coś tracił, ale nie reagował aż taką złością, jakiej się wszyscy po nim spodziewali.

- Hux ma na ciebie zbawienny wpływ - rzuciła ze śmiechem Rey.

Kylo obrócił się do Armitage’a, a ten rzucił mu krótki uśmiech, co nie było częstym widokiem.

- Armi musi się wysługiwać, bo mu wóda weszła za bardzo - powiedział Poe, po czym zażądał ósemek.

- Nazwij go tak jeszcze raz, to nie zobaczysz poranka - zagroził mu Kylo i wyrzucił z talii żądane karty.

 Armitage był w niemałym szoku, sam był gotów zripostować Poe, ale Kylo go w tym ubiegł. Sam do niedawna stosował ten skrót, jednak przestał, gdy Hux ostatecznie mu się postawił. Nawet miło mu się zrobiło, że ten stanął w jego obronie.

- Hej, spokojnie Ren, żartujemy sobie, ja tylko chcę go pobudzić, bo inaczej moje zwycięstwo będzie za proste - wyjaśnił Poe.

- Jeszcze niczego nie wygrałeś - odparł Hux.

To zdecydowanie nie był najlepszy moment jego życia, może Kylo miał rację, że powinien był zjeść na kolację coś więcej niż jedną kromkę.

- Makao, po makale - powiedział nagle Ren, przez co wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, nawet Rey.

Nigdy nie udało mu się z nią wygrać, a teraz to. Kylo odwrócił się z wyszczerzem do Huxa, który jeszcze nigdy nie widział takiego szczęścia na jego twarzy. Odwrócił się do Rey, zgarnął wszystkie cukierki na materac, na którym leżał Armitage i powiedział chłodno:

Przegrany wybiera następną grę.

Rey rzuciła karty na ziemię ze zrezygnowaniem, jednak przegrana z Kylo nie irytowała jej aż tak bardzo. Postanowiła odegrać się w ciekawszy sposób.

- W takim razie wybieram tradycyjnie butelkę - powiedziała zadowolona z siebie.

Poe zagwizdał z wrażenia.

- I co, będziemy grać na całowanie i kto się komu podoba, czy to podstawówka? - skomentował Hux, odwracając się na plecy, by za chwilę podnieść się do siadu.

- Spokojnie Hux, żadne z powyższych ci nie grozi - odgryzł mu się Dameron, sięgając po jakąś pustą butelkę.

- Ty masz poważny problem, Poe, z zamknięciem się czasem - odpowiedział Hux.

Chłopak wzruszył tylko ramionami.

Hux siedział na łóżku, ale czuł, że powoli odrywa się od świata. W pokoju było duszno, mimo otwartego okna, a póki co wypił zdecydowanie za dużo, żeby kontynuować uspołecznianie się bez konsekwencji w zgonie za pięć minut. Dlatego odkładając swoją dumę na bok, poklepał Kylo po ramieniu, a gdy ten odwrócił się, zapytał:

- Wyjdziesz ze mną na dwór na chwilę?  

Widząc rozczochranego, zarumienionego od alkoholu Huxa, Kylo stwierdził, że za rzadko piją. Pomógł Armitage’owi wstać, ignorując marudzenie ekipy, po czym przemknął się z nim na dwór. Sam był dość trzeźwy, bo na czas potyczki z Rey zapomniał o alkoholu.

- Będziesz rzygać?

- Raczej mi się nie zdarza - odpowiedział, powoli stawiając przed siebie kroki. - Przejdźmy się gdzieś dalej, bo muszę otrzeźwieć.

Zeszli z głównej alei, żeby nie rzucać się w oczy, Hux nie miałby na siebie żadnego usprawiedliwienia. Kylo dalej go podtrzymywał, szli w ciszy dopóki nie doszli do miejsca na ognisko. Tam usiedli na jednej z ławek, Hux to właściwie się położył, opierając się o jeden z drewnianych filarów, podtrzymujących dach nad altaną ogniskową. Kylo usiadł obok, przyglądając mu się.

- Nie daj mi zasnąć, Kylo - poprosił.

- Może dobrze by ci to zrobiło, Hux. Skąd w ogóle to tempo i ściganie się z Dameronem, co? - pytanie zabrzmiało bardziej oskarżycielsko niż Ren by chciał.

- Założyliśmy się… kto wytrzyma dłużej - przyznał się, zamykając oczy.

Kylo parsknął śmiechem.

- Chyba przegrywasz, Armitage.

- Nie musisz mi tego mówić. Ale noc się jeszcze nie skończyła - uśmiechnął się słabo. - Jak tam wrócę, Poe pewnie będzie już gdzieś leżał. Nie można iść takim tempem.

Hux bardzo chciał iść spać i bardzo nie chciał farbować włosów. Przymknął na chwilę oczy, po czym został dźgnięty palcem w policzek.

- Nie śpij, pytałem, o co się założyliście.

Spojrzał przed siebie, świat wirował.

- Farbowanie włosów - mruknął.

- Chyba dam Ci usnąć, zaśpiewam ci kołysankę czy coś.

- Myślałem, że jesteś po mojej stronie - naburmuszył się. - Mów do mnie.

- W sumie to dziękuję - powiedział Ren i nim Hux zdążył całkowicie wytrzeźwieć na skutek szoku dodał: - W końcu z nią wygrałem wiesz? A próbuję od jakichś pięciu lat z okładem. Choć raz nie patrzyła na mnie jak na porażkę. Jakoś mi tak teraz lżej.

Hux poklepał go po ramieniu.

- Jestem dumny - powiedział. - A w ogóle to skąd ta rywalizacja? Bo to, bez urazy, trochę śmieszne… żeby aż tak zwracać na nią uwagę - zrobił pauzę i nagle jakby go oświeciło. - Chyba że…ona ci się podoba? - spojrzał na Kylo.

Nagle dużo rzeczy zaczęło mieć dla niego sens. W pewien sposób poczuł się trochę zawiedziony. To okazało się takie proste.

Kylo prychnął.

- No nie mów mi, że ty też wierzysz w te brednie. Jestem zawiedziony, Armitage. Nie mówiłem ci nigdy o tym?

Hux pokręcił głową. Ren zapatrzył się przed siebie po czym zaczął opowiadać. W końcu Hux chciał, żeby do niego mówił. Mogła więc być i kolejna smutna historia Kylo.

- Sytuacje z moimi rodzicami z grubsza znasz - powiedział, starając się nie zahaczyć o moment, gdy mówił o tym wszystkim Armitage’owi po pijaku. - Gdy miałem pięć lat zapisali mnie do szkoły sztuk walki mojego wujka. Może nawet ty słyszałeś o tym wielkim mistrzu świata - Luke’u Skywalkerze? Trenowałem tai chi, byłem jednym z najlepszych uczniów w akademii. Jeździłem na różne zawody, warsztaty, nie opuszczałem żadnego treningu. Jako, że już wtedy mój dom ział pustką, to wujek stał się dla mnie ojcem, a ludzie z akademii czymś na kształt rodziny.

Na chwilę urwał, mimo wszystko lubił tamte wspomnienia.

 - Pięć lat temu przyszła Rey i zabrała mi to wszystko. Najpierw myślałem, że się zakumplowaliśmy, później czułem tylko, jak grupa się ode mnie odsuwa, leciały wyzwiska, często się wtedy tłukłem. Zawsze według każdego to była moja wina, w końcu nawet wujek nie chciał mnie na zajęciach. Potem zaczęliśmy chodzić do jednej szkoły i znowu była we wszystkim lepsza, co wypominał mi już nie tylko on, ale i rodzice. Czemu nie możesz być taki, jak Rey? W końcu się z wujkiem pokłóciliśmy, powiedziałem, wiem, wiem dziecinne, wyzywaj ile chcesz, że albo ona, albo ja, a wujek przecież nie mógł stracić najlepszej uczennicy, co nie? Cała rodzina traktuje mnie jak swoją największą porażkę, a za każdym razem, gdy ją widzę, czuję to tylko mocniej.

Hux słuchał, jak na swoje percepcyjne warunki, uważnie. Trochę go ta historia nawet ruszyła, może dlatego, że był dość znieczulony, jego mechanizmy defensywne padły. Charakter Kylo stał się nagle bardziej zrozumiały. Hux był socjopatą, nie przeczył, ale zawsze zastanawiał się jaki Kylo ma motyw. To żal, zawiść i samotność, trochę jak on sam. Nagle poczuł, że on i Ren mają wiele wspólnego. To nie był przypadek, że się przyjaźnili, choć Armitage w przeznaczenie nie wierzył, jednak coś sprawiło, że tak ciekawie się dobrali.

- Nigdy mi tego nie mówiłeś, masz w sobie więcej sensu niż myślałem - powiedział.- Strasznie cię wychujali, powiem ci..

- Bywa i tak - mruknął. - Co rozumiesz przez więcej sensu?

- No bo zawsze tak się o nią spinałeś. I nie umiałeś się pogodzić z drugim miejscem, mimo że to ciągle było drugie miejsce za Rey. Do tego te twoje wiersze, niechęć do ludzi - powiedział. - Chyba wszystkich nas życie skrzywdziło w pewnym momencie - zaśmiał się, choć w temacie nie było nic zabawnego.

- Wliczasz w to także siebie?

Może będzie miał w końcu szansę, żeby dowiedzieć się czegoś o życiu Huxa?

Armitage wzruszył ramionami:

- Może.

Kylo westchnął.

- Może nie jestem normalny, ale chyba całkiem godny zaufania.

- Ech - Hux wyprostował się na ławce, bo znowu poleciał na filar. - Co chcesz wiedzieć?

- Cokolwiek – teraz to Kylo wzruszył ramionami. - Ty wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny, a ja wiem niewiele więcej poza tym, że masz kota, nie lubisz sportu i ostrego jedzenia. No i jesteś pragmatycznym perfekcjonistą bez uczuć. I lubisz dziwną muzykę, szczególnie Coldplay.

Hux był pod wrażeniem, że Kylo zapamiętał tyle wydawałoby się nieistotnych szczegółów z jego życia. W sumie nigdy mu o sobie nie opowiadał, nie jakoś szczególnie, uważał, że nie ma się czym chwalić i że to zwyczajnie nudne. Ale z racji tego, że Ren zdradził mu swoją przeszłość, uznał, że może powinien być fair.

- Niech ci będzie, ale tylko dlatego, że jestem pijany - zaznaczył. - Z rzeczy, których mogłeś się do tej pory domyślić - w domu jestem nieproszonym gościem. Nie mam właściwej rodziny, to tylko instytucja, gdzie czasem dostanę obiad i mogę mieć swój pokój. Mój ojciec - przerwał, nie wiedząc, jakich użyć słów. - Cóż, jest ojcem chyba tylko z nazwy. Pewnie dawno by się mnie pozbył, gdybym nie był jego jedynym synem. Nienawidzi mnie, wiele razy dał mi to dobitnie do zrozumienia. Nie chcę skończyć jak on, chcę być lepszy. On oczekuję, że przejmę po nim firmę, ale jeżeli już, to zbuduję swoje na jego gruzach. Nienawidzę go, jak nikogo innego na świecie.

Nawet nie zauważył, gdy zaczął rozdrapywać nadgarstki. Kylo złapał go za ręce mrucząc:

- Nie rób sobie przez niego krzywdy - przyciągnął Huxa do siebie zamykając go w ramionach.

Prawie dygotał ze złości, bo to było tak okropnie niesprawiedliwe.

W zwyczajnych okolicznościach Armitage odrzuciłby ten dotyk, najpewniej by go odepchnął, prosiłby aby go puścić. Teraz jednak był spokojny, jak nigdy wcześniej. Obecność Kylo przy nim wydała się podświadomie pożądana i tak naturalna, że nie kontrolując swoich ruchów objął go także, i gdy przez ułamek sekundy pomyślał, że to błąd, to ciepło drugiego ciała upewniło go, że to najlepsza decyzja jego życia. Mimo tego, że był to Kylo, z którym tak łatwo przychodziła wymiana ciosów, przez którego tak często smakował własnej krwi, poczuł, że to jest w porządku. Że bliskość Kylo jest w porządku i że przez tyle lat czekał tylko na to ciepło, którego w tej minucie bał się utracić.

Ren zdziwił się, gdy Hux tylko mocniej do niego przylgnął, ale go nie puścił.

- Możesz u mnie siedzieć kiedy i ile chcesz - zaczął, opierając policzek na głowie Huxa - możesz nie wracać do domu jak długo chcesz. Zawsze, nawet jak mnie wkurwisz, jasne?

- Jasne - zaśmiał się, ciągle nie puszczając Kylo.

Chciał wykorzystać ten moment jak najdłużej się dało. Nie wiedział, kiedy znów upije się na tyle, by pozwolić sobie na taki wylew uczuć. Po chwili ciszy dodał:

- Dziękuję, Kylo. Za wszystko. Nie zasługuję na to. Powinienem być dla ciebie lepszy.

- Przestań, zaraz oboje będziemy rzygać tęczą - parsknął Kylo - I zasługujesz, znosisz mnie i w ogóle, słuchasz, pomagasz, jesteś nawet w środku nocy, gdy nie mogę spać.

- Jest jakiś pożytek z mojej bezsenności - zaśmiał się.

Tak było dobrze, mogłoby tak zostać. Hux zastanawiał się, kiedy to się zmieni i wrócą do porządku dziennego. Pewnie niebawem, zaraz będą musieli wracać do pokoju.
 

wtorek, 27 lutego 2018

Wypędzony z nieba.



Podobno wszechświat miał przyjąć go z otwartymi ramionami.

W jego żyłach płynęło światło galaktyki. Dlatego znalazł się na świeczniku, nigdy nie mogąc obrać własnej ścieżki. Wytyczono mu tą jedyną właściwą i mimo słonych łez musiał iść po drodze mlecznej, aby dorosnąć do ich legendy. A w jego głowie było wiele niespodziewanych zakrętów, tak trudno było zrozumieć siebie bez osobiście stawianych fundamentów. Nigdy nie dano mu sterów w dłoń, siedział jak w celi, skuty krwią - łańcuchem więzi w płynie. Płomień wybuchnął w nim szybko spalając serce, które jeszcze przed chwilą tykało niczym tani zegar, spopielając żebra, odbierając dech z płuc i doprowadzając krew do wrzenia. Skąd mógł wiedzieć, że statki na otwartym morzu też płoną?

Przecież wszechświat chciał go pożreć.

Zburzył wieżę (nie)swoich przekonań, szybko zajęły się płomieniem trawiącym go od środka. Być może przetrącił sobie w tym momencie kręgosłup, tak, na  pewno to właśnie się stało, kręgi potoczyły się po ziemi jak kości, ale nie mogły wróżyć już z gwiazd, spadł w krainę gdzie nie widać było nieba, zakryto je materiałem przesiąkniętym aż do ciężkości żalem i nienawiścią.

Ukrył się przed wszechświatem we własnej źrenicy.

Krew parowała na śniegu i wyglądała na całkiem czarną w czerwono-niebieskim świetle determinacji. Siła, która go rozpierała sprawiała, iż pękał, iskry wypalały na jego skórze konstelacje piegów, wciąż uparcie przypominając mu, że nie ma dla niego miejsca wśród gwiazd. Opadał jak popiół, brudząc śnieg, krępujący ból i krople presji gasiły płomień. I był już prawie pod linią horyzontu, gdy ktoś go uniósł. Czas stanął, dłoń obleczona w rękawiczkę odgoniła śmierć pstryknięciem palców, które zgubiły jedną, drobną iskrę. Ta, zbłąkana podtrzymała jego prawie zduszony ogień, płomienie wypaliły ból, strach wyparował.

A teraz wszechświat mógł już tylko czekać.

Wzniecił płomień, biel zmieniła się w czerwień, którą zostawiały jego stopy, gdy jego przeznaczenie wisiało na końcu ostrza. Każdy krok, który powinien przynosić oczyszczenie, sprawiał, że tylko zagłębiał się w cień. Trzask kryształków niczym nie różni się od czaszek, które pękną pod jego butem. Krew już nie więziła, metalicznie dudniła w jego przełyku, a światło płonęło teraz w innym ciele, przebijając je na wylot, posyłając znajome gałki oczne w górę. Do gwiazd.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.17



Poranki nie są łatwe, a na wycieczkach szkolnych to prawdziwy koszmar. Kylo mimo tego, że słyszał o zbiórce, śniadaniu i nawoływaniu nauczycieli postanowił nie wstawać. Nie miał kaca czy coś, raczej leń mu się włączył. Zawinął się w burrito z kołdry i nakrył głowę poduszką, mając nadzieję, że nikt go nie zauważy. Hux natomiast, jak to miał w swojej pedantycznej naturze, wstał pierwszy. Drugim bodźcem było podejrzenie, że któryś z jego współlokatorów może mieć uciążliwy budzik, a ostatnim co chciał usłyszeć zaraz po przebudzeniu była nieznośna melodyjka systemowa. Nie pomylił się. Budzik Finna dzwonił trzy razy, zanim jego właściciel postanowił otworzyć oczy. Na szczęście Hux był już wtedy świeży, w czystej koszuli, siedział na swoim łóżku pod ścianą, przeglądając internet na telefonie. BB-Rex krążył już po pokoju, czekając, aż jego właściciel wreszcie się obudzi i zabierze go na spacer. Gdy Finn trzasnął drzwiami do łazienki (były wyjątkowo uciążliwe w zamykaniu się), Poe podniósł się energicznie, waląc w deski nad sobą. Po pokoju rozeszło się soczyste “kurwa!”, Poe zwinął się z bólu. Hux nawet nie ukrywał uśmiechu. Niedługo później cała trójka była zwarta i gotowa do wyjścia na śniadanie. Kylo się nawet nie ruszył.

- Czy wy balowaliście we dwójkę czy coś? - zapytał Finn.

- Niezbyt, ja to zasnąłem zaraz po tym, jak wyszliście - skłamał Hux, złażąc ze swojego łóżka.

- Spojrzał na Kylo, a raczej na górę pościeli, która powinna nim być.

- Słabo, Hux - powiedział Poe. - Dostajesz punkt frajerstwa za to. Mogę go odebrać, jak dzisiaj nie odpadniesz i dotrzymasz mi towarzystwa, dopóki wszyscy się nie porobią.

- O, dzięki ci łaskawco - ironizował. - To znaczy że po godzinie już mam wolne, bo więcej nie wytrzymasz, nie?

- Chcesz się założyć? - Poe wyciągnął do niego dłoń.

Hux spojrzał na rękę, a potem na Poe.

- Jasne, o co? - zapytał Hux.

Był pewny siebie, jeżeli chodziło o hazard, zwłaszcza z idiotami.

- Kto odpadnie dziś pierwszy ten... - Poe zamyślił się.

- Farbuje włosy - zaproponował Finn.

- Farbuje włosy - powtórzył Poe od razu i Hux nie wiedział, czy dlatego, że podoba mu się ten pomysł, czy dlatego że Finn go zaproponował.

Nie mniej jednak wizja Poe w jakimś wściekłym różu czy pomarańczu, który tak kocha, była wystarczająco interesująca, by przyjąć wyzwanie. Uścisnął mu dłoń, Finn przeciął zakład.

- No dobra, to idziemy jeść - powiedział w końcu Finn.

- Wy idźcie, ja dołącze później, bo muszę BB-Rexa wyprowadzić.

- Co z Kylo? - zapytał Hux.

Spojrzeli na Rena, który przewrócił się na drugi bok. Poe wzruszył ramionami i oddał swoją uwagę psu. Hux westchnął i podszedł do łóżka Kylo. Potrząsnął go za ramię, nie był w tym zbyt delikatny.

- Zamykamy pokój - poinformował go.

Kylo zamruczał niezadowolony:

- Jeszcze chwilę.

- Nie mamy chwili, jeżeli chcesz zjeść śniadanie dzisiaj.

- Gotuję ci pół życia, nie możesz mi raz  czegoś przynieść?

- Nie - odpowiedział, po czym praktycznie zerwał z niego kołdrę, wystawiając go na zimne powietrze pokoju.

Nie będzie mu robił kanapek na oczach całej szkoły. Kylo delikatnie rzecz biorąc nie był zadowolony z obrotu sprawy, ale w końcu wstał i zaczął się ubierać, a gdy Hux już pomyślał, że udało mu się nadspodziewanie łatwo, Ren rzucił na niego kołdrę, zawijając go jak naleśnika, a tak o, żeby dobrze rozpocząć poranek.

Hux nie widział, co się właściwie dzieje, z kołdrą na głowie było to trudne zadanie. Kolejny głupi żart Kylo, by zrujnować mu dzień, a już sobie ułożył włosy. Poza tym co on sobie myślał, ponownie dotykając go bez jakiejkolwiek zgody. Czochranie włosów, głowa na ramieniu, teraz praktycznie go objął. Armitage był na skraju wytrzymałości, chciałby wiedzieć, o co Kylo właściwie chodzi. Usłyszał śmiechy współlokatorów, szczekanie psa, które zaraz zostało uciszone przez Poe.

- Kylo, puść mnie! - krzyknął, próbując się wyszarpać.

Kylo zaśmiał się, walcząc jeszcze chwilę, ale w końcu go puścił. Wyszczerzył się do Huxa, gdy zobaczył jego rozwalone włosy i rzucił kołdrę na łóżko, nawet nie myśląc o ścieleniu go.

- Chodź już Hux, jestem głodny.

- Jesteś debilem - rzucił, po czym pierwszy opuścił pokój, układając włosy w drodze.

Kylo złapał kurtkę, bo nie umiał znaleźć swojego swetra, pewnie rzucił go gdzieś do szafy. Ruszył za Armitagem, a Finn zadecydował, że dotrzyma Poe towarzystwa na spacerze.


Stołówka była przestronna i stara. Białe kafelki na podłodze pokryte były rysami i pęknięciami, znaczącymi ich wiekowość. Uczniowie siedzieli przy długich ławach, utworzonych ze złączonych stołów, więc było dość ciasno. Mimo wczesnej pory, przestrzeń wypełniał szum rozmów, stukanie naczyń i szuranie krzeseł. Śniadanie nie było nawet takie złe, ale Hux prawie nic nie zjadł. Kylo miał czasem wrażenie, że Armitage je tylko u niego. Zawsze był bardzo blady i chudy, ale ostatnio Renowi rzucało się to bardziej w oczy.

- Co tak mało? - zapytał go Kylo, pochłaniając czwartą kanapkę.

- Nie jestem głodny - odpowiedział.

Nalał sobie za to drugą szklankę herbaty.

- To samo mówiłeś wczoraj na kolacji - odparował.

Hux westchnął poirytowany.

- Jem tyle, aby przetrwać. Nie lubię i nie potrzebuję jeść więcej.

- U mnie jesz normalnie - zauważył Ren, - Nie smakuje ci?

- Rany, Kylo, nie o to chodzi… chociaż też - przyznał, ale kontynuował. - Po prostu nie chcę. Znam swoje potrzeby, wiem, ile wystarczy zjeść, by mieć energię do pracy, by nie być zmęczonym tylko dlatego, że zjadłem za dużo. To czysty pragmatyzm, nic więcej. Zemdlałem kiedyś? Leżałem na kroplówce? Nie, ponieważ wszystko jest pod kontrolą.

Kylo przewrócił oczami i powrócił do swojego talerza. Armitage Pragmatyzm Hux, znów uderza. Po chwili Ren znowu odpłynął myślami do wczorajszego wieczora. Nie za bardzo wiedział jak się teraz zachowywać, więc próbował wrócić do normalności - w końcu ten pocałunek to było tylko wyjście z sytuacji - ale nie szło mu za dobrze. Tak naprawdę to chciał o tym porozmawiać z Huxem, ale nie wiedział jak i po dłuższym zastanowieniu chyba jednak wolał to przemilczeć.


Po śniadaniu nauczyciele zwołali całą wycieczkę na główny plac, gdzie rozdzielono dwie klasy na cztery mniejsze grupy, by zajęcia były bardziej efektywne. W planach było strzelanie z łuku i wiatrówki, zajęcia taneczne, w połowie których Hux wyszedł “na chwilę” i nigdy nie wrócił oraz seans niedługiego filmu połączony z rozmową w grupie, stworzonej chyba na bazie grup do walki z uzależnieniami - inwencja psycholog Holdo. W trakcie dnia Kylo najbardziej docenił łuk, bo trzeba było siły, aby go napiąć, a także strzelał dość celnie. Hux stał po zmechanizowanej stronie strzelania, instruktor praktycznie musiał wyrwać mu broń. Jednak mimo wszystko, gdy usłyszeli, że to już koniec na dzisiaj i mają czas wolny na integrację między sobą, wszyscy odetchnęli z ulgą. No bo ile można. Po wczesnej kolacji wszyscy rozeszli do swoich pokoi, a cisza nocna została przesunięta na dwudziestą trzecią, jakby naprawdę ktoś sobie coś z tego robił. Tak jak i z całego zaplanowanego przez nauczycieli czasu.