...

czwartek, 8 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.12

Miejsce, w którym spędzić mieli najbliższe pięć dni, wyglądało jak typowy ośrodek wypoczynkowy dla młodzieży, o którym Bóg i sanepid zapomnieli. Wzdłuż szerokiej betonowej ścieżki, głównej alei, ustawione były mniejsze budynki, wymalowane na najbrzydszy odcień szpitalnej zieleni jaki ludzki umysł może ogarnąć. Rzędy białych okien i białych, wątpliwej wytrzymałości drzwi ciągnęły się w górę nierównego terenu, gdzie ścieżka dzieliła się na dwie. Powierzchnia ośrodka była imponująca, gorzej z reprezentatywnością. Pośród budynków znajdowały się boiska, rosły sosny i choinki, małe ogródki zieleni ogrodzone były niskimi, zjedzonymi przez wilgoć, mchy i porosty drewnianymi płotkami. Uczniowie 2B i E niezbyt chętnie ruszyli za nauczycielem prowadzącym wycieczkę pod pawilony. Pod rozciągniętymi nad wejściem do pierwszego budynku w pawilonie A, rozdzielono klucze do pokoi. Oczywiście był to chaos, przepychanki, pot, krew i łzy, ale Dameronowi i reszcie jego pokoju udało się dostać kluczyk.

- Pawilon B4, panowie - powiedział Poe, prowadząc grupę za sobą.

Gdy weszli do pokoju, Armitege’a przeszedł dreszcz. Ściany pokryte były czymś w rodzaju plastikowej blachy falistej, na podłodze leżała stara jak świat wykładzina koloru niczego, a zasłonę dawno przeżarły mole. W pomieszczeniu poza jedną szafą, dwoma łóżkami piętrowymi i drzwiami, prawdopodobnie do łazienki, ale kto ich wie, nie było nic. Potem okazało się, że w łazience ukryty był stolik i krzesło, nie mieli pytań.

- Biorę górę - oznajmił Kylo, po czym wrzucił tam swoją torbę.

- Czemu ty? - zapytał Hux, kładąc swoją torbę obok łóżka.

- Jestem wyższy i nie mam zamiaru walić rano głową w deski. Poza tym byłem pierwszy.

- No, ciężko się z tym kłócić, Armitage - przyznał Poe.

- Chcesz być na górze, czy na dole, Poe? - spytał Finn, stał przed łóżkiem nie potrafiąc się zdecydować.

- Obojętnie, możesz wybrać pierwszy - uśmiechnął się Poe sympatycznie.

Hux obserwował tę scenę, po czym obrócił się do Rena i powiedział z wyrzutem:

- Czemu nie możesz taki być?

Kylo spojrzał na Armitage’a z takim szokiem, że Hux przez chwilę pomyślał, iż Ren się zaciął. Otworzył kilka razy usta, po czym odwrócił głowę i wbił wzrok w ścianę. Hux już chciał obrócić wszystko w żart i nagle Ren zaczął się zsuwać z górnego łóżka.

- Chcę zobaczyć, jak będziesz się wspinał pijany po tej drabince. I będę cię kopać w nocy - mruknął, ale położył się na dolnym poziomie.

Hux, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw, stał przez chwilę jak słup soli i obserwował, jak Kylo oddaje mu górę łóżka. Czym podyktowana była ta zmiana zdania? Czy Kylo naprawdę przejął się tym, że nie jest dla niego wystarczająco miły? Przecież jeszcze przed chwilą się do niego nie odzywał słowem. Hux wszedł na górę i usiadł w przerwie od drabinki, obserwując, jak chłopaki się rozpakowują. Kylo sięgnął po książkę, zaczął czytać kląc pod nosem, bo było tu mniej światła. Gdy zauważył, że Armitage tak po prostu siedzi i gapi się przed siebie, szturchnął go stopą.

- Zaciąłeś się czy jak? Gdzie wykładanie ciuchów idealnie równe kostki?

- A, tak - ocknął się, zaskoczył z góry drabinki i zabrał się za wypakowywanie torby.

Za chwilę do drzwi ktoś zapukał i zaraz wszedł:

- Za dziesięć minut wszyscy przed recepcją się zbierają - powiedział nieznany zarówno Huxowi, jak i Kylo chłopak.

- Po co? - rzucił Kylo, nie podnosząc się z łóżka.

- Idziemy na wycieczkę, wrócimy na obiad - powiedział i wyszedł, nieść radosną wieść po innych pokojów.

- Ciekawe po co nas ciągną - mruknął Ren, przeciągając się jak kot.

- Myśl pozytywnie, Kylo - wyszczerzył się Finn, po czym od razu spuścił głowę, bo wzrok Rena mógłby spokojnie przerazić bazyliszka.

Zebrali się szybko, po czym stanęli w dwuszeregu przed recepcją, bo trzeba było ich policzyć. Żenujące, kiedy jest się pełnoletnim i dalej traktują cię jak dzieci.

- Jako, że pogoda jest piękna - zarzucił jakiś mężczyzna, który prawdopodobnie miał być ich przewodnikiem - To wybierzemy się nad wodospad.


Grupa pięćdziesięciu paru osób szła szlakiem przez las. Z przodu ci, którzy nadawali tempo, a kilkadziesiąt metrów za nimi wlekli się najbardziej oporni na zwiedzanie. Armitage i Kylo szli na tyle daleko z tyłu grupy, że nie widzieli przewodnika. Tym samym omijał ich wszelkie przerwy w marszu, ponieważ to na nich i klika innych osób zawsze czekał przód, więc marsz się nie kończył, a Hux miał dość swojego życia. Nie, żeby był tragicznej formy. Dbał o kondycję na tyle, żeby wchodzić po schodach bez zadyszki, miał formę lepsza niż przeciętny licealista, jednak natura i tlen paradoksalnie wysysała z niego energię.

- Nie dysz tak Hux, bo zaczynam się martwić, że zaraz zejdziesz na zawał - Kylo nie był zmęczony, szedł wolniej, żeby trzymać tempo Armitage’a. Tylko co jakiś czas zerkał ze złością na Rey, gdy znajdowała się nagle zbyt blisko nich.

- Nie mogę, to moja dusza opuszcza ciało właśnie - odpowiedział, potykając się w tej samej chwili o korzeń i klnąc pod nosem. Kylo złapał go za ramię, żeby rudzielec nie wytarł twarzą po leśnym igliwiu.
- Jeny, co jest? Nie jesteś normalnie taką łajzą.

Hux wyrwał się od razu, to prawe ramię najbardziej ucierpiało podczas ich szarpaniny w autokarze i pewnie szybko się nie zagoi.

- Nie mam siły już. Nienawidzę lasu, tych pajęczyn i igieł, i wszystkiego - powiedział.

Patrzył się ciągle w ziemię, inaczej nie wiedział, gdzie stawia nogi. Modlił się do wszystkich nieistniejących bogów, by cel był już blisko.

- Idziemy dopiero godzinę - przypomniał mu Kylo.

- Godzinę za długo.

Kylo pokręcił głową i poczochrał go po głowie, a tak, żeby jeszcze bardziej go wkurzyć.

- Dasz radę - urwał, bo coś kapnęło mu na nos. Spojrzał w niebo i parsknął śmiechem. - Twoje marudzenie zostało wysłuchane.

W jednej sekundzie lunął deszcz. Nawet nie kropił, nie czekał, po prostu spadł. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Hux, przejęty faktem, że Kylo dotknął go w tak frywolny sposób, zrozumiał, że pada, gdy zaczęła przemakać mu kurtka, a rozczochrane teraz włosy kleić się do czoła. Czuł głęboką potrzebę, by zacząć krzyczeć, jednak wstrzymywał go szacunek do własnej osoby. Wycieczka zwolniła kroku, ale szła dalej.

- Jak dojdziemy do wodospadu, to zejście będzie krótsze, bo od drugiej strony. Podjedzie po was autokar - krzyknął przewodnik z przodu grupy.

- Czy to znaczy, że od początku było krótsze wejście do tego jebanego wodospadu?! - zapytał Hux, nie kierując pytania do nikogo w szczególności. Mówił głośno, przekrzykując deszcz.

Ziemia zrobiła się śliska, a ubrania szczelnie przylegały do ciała. Hux szedł ze zwieszoną głową, trzymając Rena za kaptur, by ten ciągnął go za sobą. Przewodnik zarzekał się, że już niedaleko. W pewnym momencie Kylo zdjął skórzaną kurtkę robiąc z niej sobie osłonę przed deszczem.

- Właź, zmieścisz się - rzucił do Huxa, a widząc że ten jest nie za bardzo obecny, wciągnął go pod ramoneskę.

Za ich przykładem poszło kilka innych osób. Szli dalej bez słowa, deszcz szumiał, obijając się o liście drzew. Między kamieniami na ścieżce zaczynały tworzyć się małe strumyczki. Hux był wdzięczny, że Ren mimo wszystko podzielił się swoim schronieniem. Jego cienka kurtka już dawno przemokła, jeżeli nikt się nie rozchoruje, to będzie cud. Armitage zerknął wyżej na twarz Kylo. Miał poważną, ale spokojną i skupiona minę. Unosił ręce wysoko, by trzymać nad nimi kurtkę, Hux zastanawiał się, jak długo wytrzyma . Wiedział, że Kylo był silny, silniejszy od niego i nie raz się o tym przekonał na własnej skórze. Chwycił się za prawe ramię, ból ciągle promieniował, gdy dotykał obitego miejsca. Szli blisko siebie, równym krokiem, nie raz się o siebie ocierając.

- Ej, Kylo - zagadał w końcu.

- Co jest? Nie nadążasz?

- Nie, spoko nadążam - odparł szybko.

Czemu nie umiał się wysłowić jak człowiek?

- To o co chodzi? - w głosie Kylo pobrzmiewał spokój, jak rzadko kiedy.

- Wiesz - zaczął i przerwał, zapomniał co w ogóle chciał powiedzieć. Nigdy nie musiał mówić takich rzeczy, ale teraz czuł, że powinien. - Tak na serio to cię nie nienawidzę. Nawet cię lubię… czasem.

Kylo spojrzał na Huxa zdziwiony.

- Cóż, ciebie się nie da jakoś bardzo lubić - mruknął, znów patrząc na drogę. - Ale w sumie wszyscy mówią, że jestem dziwny, więc chyba i tu muszę być inny niż reszta, co nie?

- Co? - zapytał, nie rozumiejąc plątaniny słownej.

Kylo spojrzał gdzieś w bok, myślał, że Hux ogarnie.

- Mam na myśli, że nie nie lubię cię - powiedział, jeszcze ciszej, bo sam usłyszał, jak to brzmi.

Hux był już zupełnie zdezorientowany i zestresowany swoim własnym wyznaniem, które Kylo zaczął komplikować jeszcze bardziej, przez co i do niego zachodziła ta komiczna szczerość w tym okropnym momencie spaceru w deszczu. Odwrócił głowę i spojrzał na Kylo pytająco, Kylo bardzo uciekał spojrzeniem.

- To lubisz mnie czy nie, bo może ja się bez sensu otwieram przed tobą - powiedział Hux.

- No lubię cię no! - powiedział, głośniej niż miał w zamiarze, na szczęście nie usłyszała ich cała wycieczka i wszystkie zwierzęta leśne, deszcz wystarczająco zagłuszał wszystko.

Hux zaśmiał się pod nosem, widząc jak Ren peszy się i spogląda nerwowo wokół, czy nikt przypadkiem nie usłyszał. Zaraz po tym uśmiech nie zszedł z jego ust, był łagodny i szczery, i mimo ogólnego chłodu, było mu nieco cieplej.

Wodospad w deszczu zrobił na nich małe wrażenie. Do autokaru doszli w ciszy, która nie ciążyła im nawet tak bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz