...

czwartek, 22 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.16

Ciemność ma to do siebie, że jako iż nie możesz nic zobaczyć, to inne zmysły działają na najwyższych obrotach. Kylo dręczył w tym momencie przede wszystkim słuch. Nie, nie chodziło o krzyki dobiegające z innych pokojów albo krople deszczu odbijające się od blaszanych parapetów - znów padało. Słyszał zarówno swój oddech oraz ten należący do Huxa, każdy szmer kołdry, każde skrzypnięcie sprężyn łóżka i nie mógł nawet pomyśleć o śnie. Co się właściwie stało? Analizował sytuację sprzed niecałych dwóch godzin i jedyne co przychodziło mu do głowy, to myśl, że Armitage go pocałował. Oczywiście była od razu przygniatana przez tłumaczenia, bo przecież gdyby nie to, właśnie byliby w drodze do domu albo, co gorsza, jechaliby po nich ich rodzice. Mógł nie mieć z nimi dobrych kontaktów, mógł żreć się i czasem tłuc z ojcem, ale to w relacji rodzinnej Huxa zdecydowanie działo się coś gorszego. On miał przynajmniej swoje miejsce, przez większość roku nawet nie widział tych ludzi. Armitage prawdopodobnie nigdy nie powie mu jak to wszystko tak naprawdę wygląda, ale może u niego siedzieć godzinami i wracać do domu długo po zmroku. Może zjeść obiad, przespać się albo zostać na noc. Wróć, Kylo, Hux cię pocałował, skup się.

Właśnie pocałował cię inny chłopak - JA!

Kylo spróbował się obrzydzić całą tą sytuacją, bo to sugerowała mu ta wypowiedź Armitage’a, ale nie potrafił. Nie żeby nie przeżył szoku, jednak nie czuł też złości czy nienawiści. Był w dodatku dziwnie spokojny, w końcu uniknęli złapania po alkoholu i w dodatku z psem. Ciekawe, czy gdyby nie to, mógłby się jeszcze nazywać uczniem. Pewnie nie. Pomysł Huxa ich uratował, prawdopodobnie był tylko chłodnym planem. W końcu jego przyjaciel powinien się nazywać Armitage Pragmatyzm Hux. Potrząsnął głową, bo chyba pierwszy raz pomyślał o nim jako o przyjacielu właśnie. A przynajmniej po raz pierwszy na trzeźwo. Na pewno byli przyjaciółmi, może wymykają się każdej typowej definicji przyjaźni, ale w końcu żadne z nich nie było normalne. Kylo jednak nie miał w tym większego doświadczenia, z ludźmi było mu nie po drodze, ale jak inaczej to nazwać? Przedkładał Huxa nad każdą inną osobę, bo Armitage go po prostu rozumiał i Kylo czuł się przez niego akceptowany mimo wyzwisk, kłótni czy bójek. Nie lubił, gdy ten poświęcał uwagę komuś innemu, tak jak chociażby w autokarze. Chciał jej całej, nawet jeśli uwaga ta miałaby emanować złością i opierać się na ciosach. Czy to właśnie tak powinno wyglądać? Kylo nie miał pojęcia.


Hux nie był osobą, która by się bardzo wierciła przy zasypianiu, jednak wyjątkowo nie potrafił znaleźć dogodnej pozycji. Skrzypienie sprężyn i dobijająca cisza ciemnego pokoju potęgowały niezręczność, która zaczęła na niego napierać. Wiedział, że to normalne, że jak się idzie spać, to jest się cicho, ale świadomość istnienia Kylo na dolnym łóżku była czymś nie do zniesienia. Dodatkowo jego myśli operowały teraz na dwóch biegunach jakimi były “świetny plan, Hux” oraz “zjebałeś, Hux”, a on stał po środku i nie wiedział już co o sobie myśleć. Pocałunek, niby nic wielkiego, zwykła czynność, w której uczestniczą dwie osoby i której znaczenie nadane jest tylko poprzez ich przekonania i intencje. Intencją Armitage’a w tamtym momencie było to, aby nadchodząca nauczycielka zostawiła ich w spokoju. W końcu byli dwoma chłopakami, którzy swobodnie mogą okazać sobie uczucia tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy. Było to przekonanie narzucone na nią, więc dlaczego Hux czuł takie zawstydzenie, gdy przypominał sobie swoje ruchy? Zdziwiony wzrok Kylo, rosnącą adrenalinę, jego zimne ręce na ciepłej twarzy Rena, złączenie ust. Nic więcej, nic mniej. Na tamtą chwilę uznał, że to wyjście z sytuacji było lepsze niż tłumaczenie czyj to pies i zbieranie ochrzanu za alkohol w pokoju, prawdopodobne odesłanie do domu, gdzie ojciec wyśmiałby go za to, że jest zwykłym żałosnym gówniarzem. Pewnie długo by mu wypominał, jakim jest rozczarowaniem i wstydem dla rodziny. Hux zdecydowanie nie chciałby tego słuchać.

Potem zaczął rozważać inne scenariusze, na przykład gdyby nie wyszedł z Kylo, ale z Finnem lub, co gorsza, Poe. Czy postąpiłby tak samo? Nie był pewien. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w czasie, gdy wspinał się na palce, nie pamiętał o tym, że to scenariusz Kapitana Ameryki. Gdyby nie nerdowska część Kylo i jego doszukiwanie się tłumaczenia, atmosfera byłaby jeszcze dziwniejsza. Dopiero on mu o tym przypomniał, lecz nie zmieniało to faktu, że Hux z własnej woli pocałował kogoś, z kim jedyny bliższy dotyk, jaki w życiu dzielił, była wymiana ciosów albo podtrzymywanie jego ciała, gdy pijany nie potrafił stać prosto na nogach. Nawet jeśli dzielili łóżko na noclegach czy przytulali, klepiąc po plecach, czynności te nie wychodziły poza granice przyjaźni.

Historia związków Armitage’a nie była bogata, nie nazwałby tego nawet historią, raczej jednym czy dwoma epizodami pomyłek, po których stwierdził, że nie został przystosowany do tworzenia romantycznej relacji z kimkolwiek, a na pytanie co może być lepsze niż seks odpowiadał dominacja nad światem i nawet nie żartował. Był powściągliwy w okazywaniu emocji, agresja przychodziła mu łatwo, do niej był przyzwyczajony, delikatność jednak nie była jego mocną stroną. Delikatny był Kylo, gdy pisał wiersze albo oddawał mu swój sweter. Hux bał się okazywania słabości, bał się wyglądać żałośnie i tak samo teraz bał się, co Kylo o nim pomyśli. Nie chciał być odczytany źle. To była logistyczna akcja, nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie głupi Poe Dameron i jego jeszcze głupszy pies. Hux bardzo chciał wyjaśnić zajście jeszcze raz, ale jak pomyślał o tym, że trzeźwy miałby stanąć przed Renem i zagadać ej pamiętasz, jak cię wtedy pocałowałem, to skok z budynku wydawał mu się bardziej atrakcyjną opcją. Takie myśli denerwowały go jeszcze bardziej, przecierał oczy dłońmi, chciał uderzyć ścianę albo wyjść zapalić. Wiedział jednak, że jak wstanie, Kylo może zagaić rozmowę, podczas gdy on z całych sił błagał swoją bezsenność, aby pozwoliła mu się wyłączyć chociaż na parę godzin. To był pierwszy dzień wycieczki, jeszcze wszystko mógł odkręcić i jego serce jeszcze może przestać bić tak szybko na samo wspomnienie wzroku Rena.  

Nie wiedział, czy leżał tylko dziesięć minut czy może już godzinę, stwierdził jednak, że oszaleje, jeżeli nie wstanie. Zrzucił z siebie kołdrę i zszedł z łóżka, szybko założył buty, ignorując brak skarpetek, założył wiszący na oparciu krzesła sweter. Nie zastanawiał się, czy Ren już śpi.  Sięgnął do torby i z kieszeni spodni wyciągnął papierosy i zapalniczkę, po czym szybkim krokiem opuścił pokój. O tej porze raczej nikt się do niego nie przyczepi za palenie.

Trzaśnięcie drzwiami wybiło Kylo z zamyślenia. I tak oto został sam w pokoju.

Sięgnął po omacku do plecaka, żeby wyjąć zeszyt, długopis i latarkę. Potrzebował się wyżyć. Pomysł na wiersz przyszedł sam, nie musiał długo się nad nim zastanawiać.

Cicho, ciszej
zrób wszystko - nie mniej, nie więcej.
Każdy ruch to szelest, co może nas wydać.
Tak się złożyło, że to zimne ręce
zawsze powstrzymują mnie przed upadkiem
i dają mi ciepło, którego same nie znają.
Łatwiej byłoby oddychać pod wodą niż wtedy,
gdy atak paniki narastał w nas obu
i byłbym bliski krzyku, gdybyś mnie nie uciszył.
Cicho, ciszej - każdy ruch może mieć znaczenie.
Bliskość nadeszła za szybko i teraz dzieli nas tylko kartka papieru.
To źle, że nie myślę już tylko o wardze rozciętej o zęby.
To źle, że myślę o tym, jak smakują papierosy
i jak pachnie ziemia mokra od deszczu.

Kartkował chwilę zeszyt, przeżywając wszystkie te chwile na nowo i znów czując spokój przychodzący z ukończonego wiersza. W końcu odłożył wszystko z powrotem do plecaka i wbił wzrok w deski nad głową. Nawet nie był pewny, kiedy usnął.


Armitage stał pod zadaszeniem, o które stukał deszcz. Ciągle padało, przez co powietrze było wilgotne. Nikogo nie było na dworze, w większości okien, które widział, nie paliły się światła. Jakaś para dzieciaków przebiegła z jednego budynku do drugiego, śmiejąc się. Hux westchnął, wydychając dym. Noc, deszcz i nikotyna działały uspokajająco. Przysiadł na drewnianej ławce przy stole, patrząc na pustą aleję i starając się nie myśleć o niczym. Mimo chłodu, było mu całkiem przyjemnie, orzeźwiająco. Może teraz mógłby nawet zasnąć tej nocy? Gdy wypalił papierosa, położył głowę na stoliku, podkładając sobie pod nią ręce. Wtedy też poczuł znajomy, ale obcy zapach i jego myśli wrócił. Przez przypadek znowu ubrał sweter Rena. Westchnął zrezygnowany. To go będzie prześladować i nic z tym nie zrobi. Gdy wrócił do pokoju, Ren musiał już spać, więc zdjął tylko buty, nie przejmując się układaniem ich, wdrapał się na łóżko i niedługo później także zasnął. Nie słyszał, kiedy Finn i Poe wrócili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz