Nikt nie
udawał, że nie będą tej nocy chlać, więc karty i alkohol zaczął krążyć między
nimi stosunkowo szybko. Do pokoju chłopaków przyszła Rey z siostrami Tico, Poe
włączył muzykę, przez którą Kylo chciał przedziurawić sobie uszy ołówkiem, wznieśli
toasty i zaczęli zabawę.
Hux i Dameron
praktycznie odmierzali sobie alkohol, by ich zakład był fair. Armitage, mimo
małej masy, potrafił znieść dużo, ale tempo Poe było, co by nie mówić,
zabójcze, dlatego nie minęło dużo czasu, gdy musiał poluzować górne guziki koszuli
czy przestać przejmować się rozczochranymi włosami. Takie zachowanie było
zdecydowanie nie w jego stylu, jednak mógł sobie pozwolić od czasu do czasu.
Ren patrzył na niego z lekkim zdziwieniem, ale jak na razie przynajmniej nie
komentował.
Reszta nie zostawała bardzo w
tyle, chociaż Kylo i Finn na pewno odstawili dziewczyny. Siedzieli w kółku i grali
w makao, tak na rozgrzewkę o słodycze. Gra była w miarę wyrównana, jednak gdy
Hux stracił zdolność koncentracji na kartach, głównym zaognieniem gry stała się
rywalizacja Rey i Kylo, choć trzeba było przyznać, że Rose, jak niepozornie by
nie wyglądała, też zgarniała sporą stawkę.
- Obstawiaj moim majątkiem -
powiedział Armitage, przesuwając swoje słodycze do ubywającego stosiku Kylo.
Sam położył się na łóżko Rena,
leżąc na brzuchu obserwował rozgrywkę.
- Wolałbym go zjeść - mruknął, po
czym spojrzał błagalnie na Huxa, a potem na swoje karty.
No przecież nie mógł przegrać z
Rey.
- Graj czwórką, Rose na pewno ma,
więc Rey będzie stać - szepnął mu Hux.
Nie był w najlepszym stanie, ale
nie chciał też, żeby Kylo przegrał teraz ich dobytek. Ren się go słuchał i
powoli dosypywał kolejne cukierki do ich sterty. Czasem coś tracił, ale nie
reagował aż taką złością, jakiej się wszyscy po nim spodziewali.
- Hux ma na ciebie zbawienny
wpływ - rzuciła ze śmiechem Rey.
Kylo obrócił się do Armitage’a, a
ten rzucił mu krótki uśmiech, co nie było częstym widokiem.
- Armi musi się wysługiwać, bo mu
wóda weszła za bardzo - powiedział Poe, po czym zażądał ósemek.
- Nazwij go tak jeszcze raz, to
nie zobaczysz poranka - zagroził mu Kylo i wyrzucił z talii żądane karty.
Armitage był w niemałym szoku,
sam był gotów zripostować Poe, ale Kylo go w tym ubiegł. Sam do niedawna
stosował ten skrót, jednak przestał, gdy Hux ostatecznie mu się postawił. Nawet
miło mu się zrobiło, że ten stanął w jego obronie.
- Hej, spokojnie Ren, żartujemy
sobie, ja tylko chcę go pobudzić, bo inaczej moje zwycięstwo będzie za proste -
wyjaśnił Poe.
- Jeszcze niczego nie wygrałeś -
odparł Hux.
To zdecydowanie nie był najlepszy
moment jego życia, może Kylo miał rację, że powinien był zjeść na kolację coś
więcej niż jedną kromkę.
- Makao, po makale - powiedział
nagle Ren, przez co wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, nawet Rey.
Nigdy nie udało mu się z nią
wygrać, a teraz to. Kylo odwrócił się z wyszczerzem do Huxa, który jeszcze
nigdy nie widział takiego szczęścia na jego twarzy. Odwrócił się do Rey,
zgarnął wszystkie cukierki na materac, na którym leżał Armitage i powiedział
chłodno:
Przegrany wybiera następną grę.
Rey rzuciła karty na ziemię ze
zrezygnowaniem, jednak przegrana z Kylo nie irytowała jej aż tak bardzo.
Postanowiła odegrać się w ciekawszy sposób.
- W takim razie wybieram
tradycyjnie butelkę - powiedziała zadowolona z siebie.
Poe zagwizdał z wrażenia.
- I co, będziemy grać na
całowanie i kto się komu podoba, czy to podstawówka? - skomentował Hux,
odwracając się na plecy, by za chwilę podnieść się do siadu.
- Spokojnie Hux, żadne z
powyższych ci nie grozi - odgryzł mu się Dameron, sięgając po jakąś pustą
butelkę.
- Ty masz poważny problem, Poe, z
zamknięciem się czasem - odpowiedział Hux.
Chłopak wzruszył tylko ramionami.
Hux siedział na łóżku, ale czuł,
że powoli odrywa się od świata. W pokoju było duszno, mimo otwartego okna, a
póki co wypił zdecydowanie za dużo, żeby kontynuować uspołecznianie się bez
konsekwencji w zgonie za pięć minut. Dlatego odkładając swoją dumę na bok,
poklepał Kylo po ramieniu, a gdy ten odwrócił się, zapytał:
- Wyjdziesz ze mną na dwór na
chwilę?
Widząc rozczochranego,
zarumienionego od alkoholu Huxa, Kylo stwierdził, że za rzadko piją. Pomógł
Armitage’owi wstać, ignorując marudzenie ekipy, po czym przemknął się z nim na
dwór. Sam był dość trzeźwy, bo na czas potyczki z Rey zapomniał o alkoholu.
- Będziesz rzygać?
- Raczej mi się nie zdarza -
odpowiedział, powoli stawiając przed siebie kroki. - Przejdźmy się gdzieś
dalej, bo muszę otrzeźwieć.
Zeszli z
głównej alei, żeby nie rzucać się w oczy, Hux nie miałby na siebie żadnego
usprawiedliwienia. Kylo dalej go podtrzymywał, szli w ciszy dopóki nie doszli
do miejsca na ognisko. Tam usiedli na jednej z ławek, Hux to właściwie się
położył, opierając się o jeden z drewnianych filarów, podtrzymujących dach nad
altaną ogniskową. Kylo usiadł obok, przyglądając mu się.
- Nie daj mi zasnąć, Kylo -
poprosił.
- Może dobrze by ci to zrobiło,
Hux. Skąd w ogóle to tempo i ściganie się z Dameronem, co? - pytanie zabrzmiało
bardziej oskarżycielsko niż Ren by chciał.
- Założyliśmy się… kto wytrzyma
dłużej - przyznał się, zamykając oczy.
Kylo parsknął śmiechem.
- Chyba przegrywasz, Armitage.
- Nie musisz mi tego mówić. Ale
noc się jeszcze nie skończyła - uśmiechnął się słabo. - Jak tam wrócę, Poe
pewnie będzie już gdzieś leżał. Nie można iść takim tempem.
Hux bardzo chciał iść spać i
bardzo nie chciał farbować włosów. Przymknął na chwilę oczy, po czym został
dźgnięty palcem w policzek.
- Nie śpij, pytałem, o co się
założyliście.
Spojrzał przed siebie, świat
wirował.
- Farbowanie włosów - mruknął.
- Chyba dam Ci usnąć, zaśpiewam
ci kołysankę czy coś.
- Myślałem, że jesteś po mojej
stronie - naburmuszył się. - Mów do mnie.
- W sumie to dziękuję -
powiedział Ren i nim Hux zdążył całkowicie wytrzeźwieć na skutek szoku dodał: -
W końcu z nią wygrałem wiesz? A próbuję od jakichś pięciu lat z okładem. Choć
raz nie patrzyła na mnie jak na porażkę. Jakoś mi tak teraz lżej.
Hux poklepał go po ramieniu.
- Jestem dumny - powiedział. - A
w ogóle to skąd ta rywalizacja? Bo to, bez urazy, trochę śmieszne… żeby aż tak
zwracać na nią uwagę - zrobił pauzę i nagle jakby go oświeciło. - Chyba że…ona
ci się podoba? - spojrzał na Kylo.
Nagle dużo rzeczy zaczęło mieć
dla niego sens. W pewien sposób poczuł się trochę zawiedziony. To okazało się
takie proste.
Kylo prychnął.
- No nie mów mi, że ty też
wierzysz w te brednie. Jestem zawiedziony, Armitage. Nie mówiłem ci nigdy o
tym?
Hux pokręcił głową. Ren zapatrzył
się przed siebie po czym zaczął opowiadać. W końcu Hux chciał, żeby do niego
mówił. Mogła więc być i kolejna smutna historia Kylo.
- Sytuacje z moimi rodzicami z
grubsza znasz - powiedział, starając się nie zahaczyć o moment, gdy mówił o tym
wszystkim Armitage’owi po pijaku. - Gdy miałem pięć lat zapisali mnie do szkoły
sztuk walki mojego wujka. Może nawet ty słyszałeś o tym wielkim mistrzu świata - Luke’u
Skywalkerze? Trenowałem tai chi, byłem jednym z najlepszych uczniów w akademii.
Jeździłem na różne zawody, warsztaty, nie opuszczałem żadnego treningu. Jako, że już wtedy mój dom ział pustką, to wujek stał się dla mnie ojcem, a ludzie z akademii czymś na kształt rodziny.
Na chwilę urwał, mimo wszystko
lubił tamte wspomnienia.
- Pięć lat temu przyszła Rey i zabrała mi
to wszystko. Najpierw myślałem, że się zakumplowaliśmy, później czułem tylko,
jak grupa się ode mnie odsuwa, leciały wyzwiska, często się wtedy tłukłem. Zawsze
według każdego to była moja wina, w końcu nawet wujek nie chciał mnie na
zajęciach. Potem zaczęliśmy chodzić do jednej szkoły i znowu była we wszystkim
lepsza, co wypominał mi już nie tylko on, ale i rodzice. Czemu nie możesz być
taki, jak Rey? W końcu się z wujkiem pokłóciliśmy, powiedziałem, wiem, wiem
dziecinne, wyzywaj ile chcesz, że albo ona, albo ja, a wujek przecież nie mógł
stracić najlepszej uczennicy, co nie? Cała rodzina traktuje mnie jak swoją
największą porażkę, a za każdym razem, gdy ją widzę, czuję to tylko mocniej.
Hux słuchał, jak na swoje
percepcyjne warunki, uważnie. Trochę go ta historia nawet ruszyła, może
dlatego, że był dość znieczulony, jego mechanizmy defensywne padły. Charakter
Kylo stał się nagle bardziej zrozumiały. Hux był socjopatą, nie przeczył, ale
zawsze zastanawiał się jaki Kylo ma motyw. To żal, zawiść i samotność, trochę
jak on sam. Nagle poczuł, że on i Ren mają wiele wspólnego. To nie był
przypadek, że się przyjaźnili, choć Armitage w przeznaczenie nie wierzył, jednak
coś sprawiło, że tak ciekawie się dobrali.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś, masz
w sobie więcej sensu niż myślałem - powiedział.- Strasznie cię wychujali,
powiem ci..
- Bywa i tak - mruknął. - Co
rozumiesz przez więcej sensu?
- No bo zawsze tak się o nią
spinałeś. I nie umiałeś się pogodzić z drugim miejscem, mimo że to ciągle było
drugie miejsce za Rey. Do tego te twoje wiersze, niechęć do ludzi - powiedział.
- Chyba wszystkich nas życie skrzywdziło w pewnym momencie - zaśmiał się, choć
w temacie nie było nic zabawnego.
- Wliczasz w to także siebie?
Może będzie miał w końcu szansę,
żeby dowiedzieć się czegoś o życiu Huxa?
Armitage wzruszył ramionami:
- Może.
Kylo westchnął.
- Może nie jestem normalny, ale
chyba całkiem godny zaufania.
- Ech - Hux wyprostował się na
ławce, bo znowu poleciał na filar. - Co chcesz wiedzieć?
- Cokolwiek – teraz to Kylo
wzruszył ramionami. - Ty wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny, a ja wiem
niewiele więcej poza tym, że masz kota, nie lubisz sportu i ostrego jedzenia.
No i jesteś pragmatycznym perfekcjonistą bez uczuć. I lubisz dziwną muzykę,
szczególnie Coldplay.
Hux był pod wrażeniem, że Kylo
zapamiętał tyle wydawałoby się nieistotnych szczegółów z jego życia. W sumie
nigdy mu o sobie nie opowiadał, nie jakoś szczególnie, uważał, że nie ma się
czym chwalić i że to zwyczajnie nudne. Ale z racji tego, że Ren zdradził mu
swoją przeszłość, uznał, że może powinien być fair.
- Niech ci będzie, ale tylko
dlatego, że jestem pijany - zaznaczył. - Z rzeczy, których mogłeś się do tej
pory domyślić - w domu jestem nieproszonym gościem. Nie mam właściwej rodziny,
to tylko instytucja, gdzie czasem dostanę obiad i mogę mieć swój pokój. Mój
ojciec - przerwał, nie wiedząc, jakich użyć słów. - Cóż, jest ojcem chyba tylko
z nazwy. Pewnie dawno by się mnie pozbył, gdybym nie był jego jedynym synem.
Nienawidzi mnie, wiele razy dał mi to dobitnie do zrozumienia. Nie chcę
skończyć jak on, chcę być lepszy. On oczekuję, że przejmę po nim firmę, ale
jeżeli już, to zbuduję swoje na jego gruzach. Nienawidzę go, jak nikogo innego
na świecie.
Nawet nie zauważył, gdy zaczął
rozdrapywać nadgarstki. Kylo złapał go za ręce mrucząc:
- Nie rób sobie przez niego krzywdy
- przyciągnął Huxa do siebie zamykając go w ramionach.
Prawie dygotał ze złości, bo to
było tak okropnie niesprawiedliwe.
W zwyczajnych okolicznościach
Armitage odrzuciłby ten dotyk, najpewniej by go odepchnął, prosiłby aby go
puścić. Teraz jednak był spokojny, jak nigdy wcześniej. Obecność Kylo przy nim
wydała się podświadomie pożądana i tak naturalna, że nie kontrolując swoich
ruchów objął go także, i gdy przez ułamek sekundy pomyślał, że to błąd, to
ciepło drugiego ciała upewniło go, że to najlepsza decyzja jego życia. Mimo
tego, że był to Kylo, z którym tak łatwo przychodziła wymiana ciosów, przez
którego tak często smakował własnej krwi, poczuł, że to jest w porządku. Że
bliskość Kylo jest w porządku i że przez tyle lat czekał tylko na to ciepło,
którego w tej minucie bał się utracić.
Ren zdziwił się, gdy Hux tylko
mocniej do niego przylgnął, ale go nie puścił.
- Możesz u mnie siedzieć kiedy i
ile chcesz - zaczął, opierając policzek na głowie Huxa - możesz nie wracać do
domu jak długo chcesz. Zawsze, nawet jak mnie wkurwisz, jasne?
- Jasne - zaśmiał się, ciągle nie
puszczając Kylo.
Chciał wykorzystać ten moment jak
najdłużej się dało. Nie wiedział, kiedy znów upije się na tyle, by pozwolić
sobie na taki wylew uczuć. Po chwili ciszy dodał:
- Dziękuję, Kylo. Za wszystko.
Nie zasługuję na to. Powinienem być dla ciebie lepszy.
- Przestań, zaraz oboje będziemy
rzygać tęczą - parsknął Kylo - I zasługujesz, znosisz mnie i w ogóle, słuchasz,
pomagasz, jesteś nawet w środku nocy, gdy nie mogę spać.
- Jest jakiś pożytek z mojej
bezsenności - zaśmiał się.
Tak było dobrze, mogłoby tak
zostać. Hux zastanawiał się, kiedy to się zmieni i wrócą do porządku dziennego.
Pewnie niebawem, zaraz będą musieli wracać do pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz