...

czwartek, 1 lutego 2018

Antidotum na niepokój cz.10

 
Sztukę mieli co dwa tygodnie, za to przez trzy jednostki lekcyjne, w dodatku z kompletnie nawiedzonym nauczycielem, przy którym Kylo był zupełnie normalny. Był bardzo niski i chodził o lasce, ale na zajęciach mimo podeszłego wieku siadał na katedrze opowiadając o pięknie i łączącej wszystko energii, która przepływa między życiem i śmiercią, naturą i dziełami człowieka, którą można wyczuć zarówno spacerując po lesie, ale też przyglądając się freskom pokrywającym sklepienie w kościele. Hux uważał to za niepotrzebne pierdolenie, ale Kylo wydawał się kompletnie oczarowany. Zaczynali druga godzinę katorgi, Hux nie umiał pojąć, dlaczego w liceum muszą uczyć się o tak nieistotnych i abstrakcyjnych rzeczach. Rozumiał, gdyby to był przedmiot dodatkowy, ale nie. Zazwyczaj przynosił sobie wtedy jakąś książkę i udawał, że go nie ma. Notatki robił przecież Kylo. W pewnym momencie oderwał na chwilę myśli od Roku 1984 i okazało się, że profesor Yoda opowiada o czymś, co brzmiało interesująco.
 
- … W czasie tamtym intensywnie stowarzyszenie artystyczne uniwersytetu Jedi działało. Zapoczątkowane w drugim wieku po uniwersytetu powstaniu, studentów grupa, Plagueis’a zainspirowana wykładami filozoficznymi, w tajne koło artystyczne zebrała się, gdzie wspólnie tworzyć zaczęli. Poezja, malarstwo, proza - wszelka twórczość, o której mówili, że inspirowana jest Mocą. Tak, moi państwo, sobie ja mocy nie wymyśliłem, to funkcjonuje już od wieków. W niedługim czasie skupili oni wokół siebie kilku profesorów, studenci niektórzy, po zakończeniu nauki, na uniwersytecie ostawali się, by tajne koła mocy prowadzić ciągle.

- Czemu były tajne, kółka były nielegalne? - zapytał ktoś z przodu klasy.

- A dobre pytanie to jest. Tajne, ponieważ do Zakonu Jedi, jak o sobie mówić zaczęli, wstęp mieli nieliczni, a selekcja była surowa, przez starszych dokonywana studentów. Opierali się głównie na swoich przeczuciach, stąd wiele konfliktów wewnętrznych, które wpływ na sztukę ich miały. Mawiali, że Moc przepływa przez wszystkich, ale tylko wybrani ją dostrzec i słuchać jej potrafią.
 
- Idioci - szepnął Hux do Kylo. - Ciekawe co ćpali.

Kylo zapowietrzył się.

- A jeśli mylili się w swoich przeczuciach? Albo nie potrafili dostrzec czegoś innowacyjnego w sztuce nowych osób?

- Rację pan ma, dokładnie o to kłócić się zaczęli. Pojawił młodzieniec pewien się, przez niektórych przyjęty chętnie, gdy inni nie chcieli wśród siebie go. Nazywał się Anakin Skywalker, ale zapamiętany został jako…

- Darth Vader - dodał ciszej Kylo, jakby z dumą. Huxowi mówiło coś i to nazwisko i ten pseudonim.

- … Darth Vader - dokończył zdanie Yoda, nie słysząc szeptów.

Hux zerknął na Rena. Czy naprawdę był aż tak zafiksowany poezją, że znał takich dziwnych twórców? Postanowił dopytać go na przerwie. Tymczasem postawił na drwiny.

- Ej Kylo, myślisz, że masz Moc?

- Oczywiście, że tak - odburknął, jakby to był pewnik, o który głupio w ogóle pytać. - Ty za to nie poznałbyś Mocy, nawet gdyby przyszła i kopnęła cię w dupę.

Hux był na granicy wybuchnięcia śmiechem, co mu się w zasadzie nie zdarzało, jednak czuł, że tym razem nie wytrzyma.

- To chyba dobrze o mnie świadczy w takim razie - powiedział. - Moc… czy my żyjemy w średniowieczu?

- Skąd pomysł ten Panie Hux? - zapytał go Yoda.

Kilku uczniów odwróciło się do tyłu. Yoda zwykł wchodzić w dyskusje, ale sceptycy starali się go unikać, uznając za fanatyka. Hux wyprostował się, oczyścił gardło i odpowiedział.

- Z całym szacunkiem do pana profesora, ale istnienie Mocy - tu zrobił cudzysłów palcami - jest sprzeczne z logiką. Przeczucia? Raczej jakiś narkotyczny trans, jak ci wszyscy romantycy na opium. Jedi byli raczej samolubną grupą, która poczuła się wyjątkowa w swoim szaleństwie i trzymała mit i władzę. Wybierali sobie członków, żeby wszystkim wydawało się, że to elita. Nic dziwnego, że takiemu Skywalkerowi się coś ostro przestawiło.

Huxowi niewiadomo skąd przypomniała się historia Vadera. Kylo kopnął go pod ławką.
 
- Ach, tak Panie Hux? Trans narkotyczny mówi pan - zachichotał po swojemu pod nosem. - Do tworzenia nikomu potrzebne narkotyki nie są, ludzie piękne tworzyli i bez nich dzieła. Ale to samolubstwo, argument dobry i że Skywalkera Młodego zawiedli też - nauczyciel posmutniał, a jego spojrzenie zawisło gdzieś ponad Huxem.

- Tworzyli, nie przeczę, jednak nazwijmy to sprawnością warsztatu artystycznego - mówił dalej. - Moc, brzmi tajemniczo, ale nie jest prawdziwa, nie ma na nią dowodów, to tylko utalentowana grupa z dużym ego i na prestiżowym uniwersytecie.

Kylo kopnął go drugi raz, tym razem mocniej. Hux zmierzył go wzrokiem.

- Czy gdyby Moc, była władzą po prostu, to by wierzył w nią pan? - zmienił nagle temat nauczyciel.

Hux zastanowił się przez chwilę. Co oni właściwie rozumieli przez moc? Jakaś energię? Poza obłędem nie dawała ona w zasadzie nic praktycznego. Czy ktoś pokroju jego ojca mógłby mieć władzę tylko dlatego, że miał moc? W zasadzie władza sama w sobie przyznawała moc w rozumieniu prawnym, pozwalała na kontrolę ludzi, Hux nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie pojmował metafizyki, ponieważ nie miała ona dla niego sensu. Przyroda to życie i śmierć, a człowiek zapewnił sobie swoje miejsce poprzez spryt i inteligencję, nie jakąś wymyśloną siłę. Z mocą czy bez, i tak wszyscy w końcu umrą, więc jaki jest cel w zajmowaniu się rzeczami bez praktycznego zastosowania?

- Co Pan przez to rozumie? - dopytał Hux.

- Że nie wszystko widocznym musi być, aby być, Panie Hux. Moc to coś więcej, można używać słów przecież i do ludzi zagrzewania, jak i kompletnego zrównania ich z ziemią marzeń. Dobrze więc, że moc władzą jedynie nie jest.

Armitage nie wiedział już co na to odpowiedzieć, więc po prostu zostawił temat i pozwolił Yodzie kontynuować zajęcia. Zaczął wprowadzenie do malarstwa Zakonu, od jakiegoś Qui Gona, przypominając, że poezję będą robić na literaturze. Hux wrócił do lektury swojej książki, obrazy nie interesowały go bardziej niż poza tym, żeby czasem na jakiś popatrzeć, poza tym zadało mu się, że Yoda był w jakiś sposób dumny, że tago go uciszył, przy czym Hux wcale nie czuł się pokonany, po prostu ta dyskusja szła do nikąd.

- Naprawdę nie wiesz, kim był Darth Vader? - jeszcze nigdy nie słyszał w głosie Kylo tyle urazy.

- Pisarzem czy poetą, coś takiego. Coś tam słyszałem - powiedział Armitage, nie podnosząc oczu z książki.

- Jeny - Kylo rozłożył się na ławce. - Jak możesz w ogóle oddychać będąc tak kompletnym ignorantem. Dziadek byłby…

- Jaki znowu dziadek? - Hux odwrócił głowę.

Kylo spojrzał na niego z lekką irytacją, nie wiadomo czy bardziej na Huxa, czy na samego siebie.

- To aż dziwne, że nie wiesz, myślałem, że zbierasz haki na każdego.

- Nie wiem, jaką masz o mnie opinię, ale nie jestem maniakiem, który grzebie w życiorysach innych po szóste pokolenie. No to co z tym dziadkiem? 

- Darth Vader był moim dziadkiem - odparł dumnie.

- A, okej - odpowiedział Hux. W jego oczach czaiły się ślady zdziwienia, jednak był pod mniejszym wrażeniem niż Ren oczekiwał. - To wiele wyjaśnia. Chyba.

Kylo chyba był przygotowany, na całą opowieść, ale ignorancja Huxa zbiła go z tropu.

- Co niby wyjaśnia?

- Panie Hux i Panie Ren, proszę się uspokoić - skarcił ich Yoda.

Oboje w końcu zamknęli buzię na kłódkę.

 
Do rozmowy wrócili dopiero po lekcjach, gdy wsiedli do samochodu Huxa. Armitage od czasu do czasu odwoził Rena do domu, nawet w dni, gdy nie był zmuszony tam jechać, żeby uczyć go matematyki. Kylo zawsze uparcie krytykował upodobania muzyczne Armitage’a, dopóki ten nie groził, że Rena wysadzi. Tym razem jednak Kylo siedział wyjątkowo cicho, jakby jechał z nim za karę.

- Co ci? - zapytał w końcu Hux, nie mogąc znieść milczenia, które aż prosiło się o wypełnienie jakimkolwiek słowem.

- Nic - burknął, wciąż patrząc w okno.

Hux wywrócił oczami.

- Teraz to już wiem, że coś.

- Znieważasz Dartha Vadera swoją ignorancją.

Hux czasem zastanawiał się, czy naprawdę byli równolatkami.

- Nic osobistego, znasz moje podejście. Poza tym skąd miałbym go znać, skąd miałbym wiedzieć, że to twój dziadek? Czy ty nie masz Solo na nazwisko tak w ogóle? - Hux wypuścił powietrze z ust. Nie chciało mu się dzisiaj kłócić, trzy godziny sztuki robiły swoje. - Sorry, zacznijmy jeszcze raz. Opowiedz o twoim dziadku.

Kylo westchnął ciężko.

- Tak mam na nazwisko Solo, ale to po ojcu - jego głos na chwilę zlodowaciał. - No i jak pewnie wiesz, moja mama to słynna Leia Organa, natomiast jej ojcem był właśnie Darth Vader, czyli dawny Anakin Skywalker. Mój wujek, ten u którego ćwiczyłem, tak się właśnie nazywa - Luke Skywalker. Dziadek był… miał Moc. Potrafił zawsze wszystko opisać tak, aby było to namacalne, przeszywające cię na wylot. No i miał problemy z dostaniem się do tych całych Jedi, bo nie rozumieli jego sztuki. Niektórzy nazywali go prekursorem czegoś zupełnie nowego, inni po prostu ignorowali. Perły przed wieprze.

Hux bardzo powstrzymywał się przed uwagą na temat rzekomej mocy, zamiast tego dalej wypytywał Kylo o Skywalkera. Historia sama w sobie była ciekawa i rodzina Rena zdawała się być dość skomplikowanym tworem. Te nazwiska i pochodzenie, Hux już nie dziwił się tak bardzo, że Kylo wolał sobie sam nadać imię.

- Ale chyba w końcu dostał się do Jedi, nie? Co się z nim stało?

Hux umyślnie jechał dłuższą drogą, na wypadek jakby historia się przeciągnęła.

- Nie wiadomo o co dokładnie poszło, ale dziadek kogoś zabił. Są różne wersje, od tych, że go wrobili, po te, że miał bardzo wyraźny powód. Jego żona, ważna dyplomatka, tak jak moja mama, zmarła podczas porodu, a jej dzieci, bliźniaki, trafiły do sierocińca. Dlatego wujek i mama mają różne nazwiska.

Temat brzmiał ciężko, Hux niezbyt wiedział co robić podczas takich opowieści, zwłaszcza, gdy dotyczyły osób, z którymi rzadko się spowiadał, czyli w zasadzie nikomu.

- To nic dziwnego, że jesteś jaki jesteś, Kylo - stwierdził. Ren wyglądał, jakby sam miał zaraz wyskoczyć z samochodu. - Ale to w sumie wyjaśnia czemu te jego wiersze są takie dziwne. I twoje. Możesz mi jakieś wysłać czy coś.

Kylo zamarł i nagle całe jego oburzenie zniknęło, a na twarzy pojawił się uśmiech. Odwrócił się do kierunku jazdy, po czym rzucił:

- Dzięki, Hux.

Niezręczną ciszę, która nastąpiła po tych słowach przerwał dźwięk powiadomień.

- Przeczytaj - polecił Hux, oddając Kylo swój telefon. 
 
- Przecież mam to samo na swoim - mruknął Ren, kręcąc głową. Odblokował jednak telefon Huxa, znał kod. - Poe coś wrzucił. - Zmarszczył brwi. - Czy nie powinni cię pytać o kwestie przydzielania ludzi do pokoi?

- Co? No w sumie ja miałem robić listę.

- Zrobili ją za ciebie, zgadnij z kim jesteś.

- Z tobą? To żadna niespodzianka…

- No tak, to teraz dodaj sobie do tego jeszcze Poe i Finna.

Hux wydał z siebie ciężkie westchnienie. Już żałował, że jedzie na wycieczkę. Mimo tego, że Poe, jakkolwiek irytujący by nie był - był towarzyski, a to oznaczało imprezy, a imprezy oznaczały alkohol, czym Hux nie gardził, to atmosfera między nimi pozostawała toksyczna. Dameron nie potrafił trzymać języka za zębami, a co mogłoby mu oszczędzić pogrążania się, gdy komentował każdy ruch Huxa. Armitage starał się go ignorować, jednak nie zawsze było to możliwe. Poe nie potrafił zaakceptować zmiany, jaka zaszła w ich znajomości, a nieporozumienia doprowadzały Huxa do szału. Pocieszał go fakt, że może przy Finnie ten się opanuje. Poza tym, wycieczki zawsze w jakiś sposób zmieniają nastawienie ludzi do siebie, Hux był jednak gotowy odwracać wzrok od Poe i budować między nimi barierę. Nie potrzebował wrogów, nie żywił do Poe aż takiej antypatii, ale jeżeli Poe chciał docinkowej relacji, dostanie ją.

- Czyli za tydzień szykują się cztery bardzo niezręczne dni, pełne alkoholu, pokera i wyzywania wszystkich na około? - Kylo nie wydawał się wcale tak przybity, jak wskazywałyby na to jego słowa.

Hux uśmiechnął się krzywo.

- No proszę, jednak trochę mnie znasz.

Podjechali właśnie pod dom Rena. Kylo spojrzał na dom, po czym na Huxa.

- Chcesz wpaść na obiad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz