...

niedziela, 18 marca 2018

Antidotum na niepokój cz. 26

Armitage Hux stał pod drzwiami rodziny Solo i już dawno przestał ukrywać, że naprawdę był zestresowany tym obiadem, po rozmowie z Phasmą to już w ogóle czuł się jakby Kylo chciał ich przedstawić z oczywistych powodów, a myślenie o tym było absurdem, przez co Hux denerwował się jeszcze bardziej. Odkaszlnął, nerwowo poprawił krawat i zadzwonił dzwonkiem.

Otworzył mu Kylo, który nie wpadł na pomysł ubrania się elegancko, więc stanął przed nim w bojówkach i koszulce z jakimś zespołem. Miał podkrążone oczy i rozczochrane włosy, ale na widok Huxa się uśmiechnął.

- A żeś się odstawił.

- Cicho, chcę zrobić dobre wrażenie - odparł. Czemu tak wszyscy zwracali na to uwagę, zawsze się dobrze ubierał, raz ubrał krawat i od razu jakby szedł na czerwony dywan.

Tak naprawdę to Kylo też chciał się lepiej ubrać, ale granie do piątej i spanie do czternastej mu w tym przeszkodziło. Dopiero co zdążył się umyć, miał jeszcze wilgotne włosy. Puścił Armitage’a w drzwiach dalej sobie z niego żartując. Rudy wywrócił na to oczami, przynajmniej nawet o kulach wyglądał lepiej niż Kylo i jego podkrążone oczy.

- Co jemy? - zapytał, po czym dodał. - Gdzie jest twoja mama?

- Tutaj - z kuchni dotarł go przyjemny głos i, co lepsze, cudowny zapach.

- Spaghetti, nawet nie jest ostre - mruknął Ren.

- To fajnie - odparł. Nie jadł praktycznie nic od rana, więc umierał z głodu. - A i mam dla ciebie notatki, to dam ci później - przypomniał sobie.

Postawił plecak pod wieszakiem na kurtki, a Kylo zaprowadził go do kuchni, by przedstawić go mamie.

- Dzień dobry, jestem Armitage - przywitał się.

Kobieta podała mu dłoń, która uprzednio wytarła o ręczniczek.

- Leia, bardzo mi miło cię poznać - powiedziała.

- Mnie również - odpowiedział, trzymając na twarzy lekki, acz sympatyczny uśmiech.

Kylo starał się nie parsknąć śmiechem, bo cała ta sytuacja była strasznie odrealniona. Nie zamierzał się nią jednak stresować.

- Kylo sporo mi o tobie opowiadał.

No i skończyło się nie stresowanie. Kylo rzucił Lei spojrzenie w stylu „MAMO, SKOŃCZ”.

- Naprawdę? - zapytał, ciągle miło uśmiechnięty, jednak miał ten diabelski błysk w oku, który nie umknął Kylo. - Co takiego mówił?

- Że się przyjaźnicie, że siedzicie razem na zajęciach i pomagasz mu w matematyce - mówiąc Leia zaczęła wyciągać talerze, po czym podała je Kylo - Proszę nakryj do stołu Ben.

Ben. Kurwa, Kylo rzeczywiście miał jakieś normalne imię.

- …no i że jesteś jednym z lepszych uczniów w klasie. Nawet wspominał, że masz kotka, Ben zawsze chciał mieć jakieś zwierzątko, wiesz?

- Ekhm - odkaszlnął Kylo czując, że jego policzki nie są już blade.

Nie było lepszej rozrywki niż patrzenie, jak Kylo jest coraz bardziej zażenowany.

- Nigdy o tym nie wspomniał, ale faktycznie, bardzo lubi Milicent - odparł.

Leia wydała mu się bardzo miłą i promienną kobietą, było coś kojącego, gdy zobaczył interakcje Kylo z jego mamą na własne oczy, coś tak niewinnego i zdzierającego z Kylo cały mrok, którym otaczał się na co dzień. Nawet było mu całkiem miło, że Kylo o nim komuś opowiadał. I że nie były to bluzgi.

- Zawsze przynosił do domu wszystkie pokaleczone ptaki, koty, raz nawet znalazł jeża - Leia podniosła miskę z makaronem, ale Kylo wyjął ją z jej rąk, mówiąc “ja to zrobię, mamo” i znów wracając do nakrywania stołu.

Rozumiem, że nie wyszedł z wprawy w noszeniu rannych, pomyślał Hux, oglądając się za Kylo.

- To brzmi jak on - powiedział.

Cała trójka zasiadła w końcu do stołu, Kylo nakładał porcje i nalewał wodę. Gdy jego ojciec był nieobecny, rola mężczyzny w domu przypadała jemu i Hux uznał, że to bardzo odpowiedzialne z jego strony. Ciekawie było obserwować potulne zachowania Kylo albo raczej Bena Solo, bo nim właśnie był w oczach Lei.

- Na jakie studia chciałbyś pójść, Armitage? - zapytała go Leia, Kylo uprzedził ją, żeby nie zdrabniała jego imienia.

- Prawo albo zarządzanie - odpowiedział. - Mój ojciec chce, żebym przejął jego firmę. Ale ostatnio myślałem też o akademii wojskowej.

- Ambitnie - pochwaliła go. - Skąd pomysł na akademię?

- Sam nie wiem - powiedział, mieszając widelcem w talerzu. - Wojsko mnie zawsze fascynowało w pewien sposób. Jest schludne i budzi szacunek. Jest coś intrygującego w mundurze i broni.

- Twój perfekcjonizm przeraziłby nawet wojskowych – rzucił Kylo, który ie odzywał się za wiele podczas obiadu. Nie dlatego, że czuł się nieswojo, po prostu chłonął tę atmosferę.

Hux zaśmiał się i napił wody, gromiąc Kylo spojrzeniem.

- Znaczy, wie pani, nawet jeśli, to ja się na front nie nadaję. - Zaprezentował się dłonią z góry do dołu. Na ten moment pewnie wyśmialiby go przy rekrutacji, nie mówiąc o testach sprawnościowych. - Raczej zarząd, strategia, może inżynieria? Trudno jeszcze zdecydować.

Rozmowa przebiegała naprawdę przyjemnie i Hux czuł się jeszcze lepiej w tym domu. Jadał posiłki z jego rodzicami, jednak często pomijany był w rozmowie. Nikt nie liczył się z jego zdaniem, ponieważ z góry uważane było ono za błędne. Zastanawiał się jak to jest być chcianym w swoim domu.

Po obiedzie Kylo pozmywał, a potem poszli do jego pokoju.

- Twoja mama jest bardzo miła - powiedział Hux, siadając na łóżku Rena.

Kylo włączył wieżę i przyciszył na tyle, by muzyka nie zagłuszała ich rozmowy.

- Bardzo się stara od kiedy wróciła - powiedział uwalając się na łóżku obok Huxa.

- To chyba dobrze, co nie? Że chce mieć z tobą dobry kontakt.

- No niby tak - przetarł twarz dłońmi - Po prostu boję się, że się przyzwyczaję, a ona niedługo znowu pojedzie.

Hux pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Ale potem znowu wróci, nie? Chyba powinniście wykorzystywać te momenty jak najlepiej.

- Staram się. Po prostu czasem mam żal i gdy mama przyjeżdża, to ja znikam. Tym razem pierwszy raz czuję, że może będzie inaczej. Chyba, że ojciec przyjedzie - odwrócił się do Huxa podkładając sobie poduszkę pod głowę. - Jak twoja noga?

Hux położył się obok niego, trzymając ręce wzdłuż ciała, a nogi na ziemi.

- Może być, chociaż jak o coś uderzę, to napierdala nieziemsko. Wyczerpałem limit przeciwbólowych dzisiaj. W szpitalu powiedzieli, że za kilka dni powinno być lepiej - powiedział.

Leżeli na łóżku, odpoczywając po posiłku. Z wieży sączyły się gitarowe brzmienia, które nawet nie przeszkadzały Huxowi tak bardzo. W większości przypadków, gdy w towarzystwie zapada cisza, czuć potrzebę zapełnienia jej. Z Kylo nie było takiego problemu. Chociaż, gdy przypomniał sobie rozmowę z Phasmą, zrobiło mu się trochę niezręcznie. To świadomość pewnych rzeczy zawsze wszytko utrudniała, ale Kylo zdawał się tym nie przejmować. Hux obrócił głowę, by na niego zerknąć. Leżał z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w muzykę. Wiele razy zdarzało im się leżeć na razem na łóżku, ale wcześniej Hux nie przykładał do tego takiej wagi. Teraz czuł się, jakby coś ukrywał, co w sumie nie mijało się z prawdą i że był w pewien sposób intruzem na gruncie, który zwykł być neutralny.

- To może dam ci notatki, póki pamiętam - powiedział i podniósł się z łóżka.

- Nigdzie nie idziesz, jeszcze się wyjebiesz - mruknął Kylo i podreptał po plecak do przedpokoju. Złapał go i rzucił na łóżko obok Huxa.

Hux nie chciał być traktowany jak nieudolny, ale w zasadzie, po co się męczyć. Wyciągnął z plecaka zeszyty i dodatkowe kserówki, i podał je Kylo.

- Odbiorę je w czwartek, jak się spotkamy. Doceń, że zapisałem chyba każde słowo na literaturze - powiedział.

- W czwartek? – to było prawie za tydzień. - Nie wpadniesz jutro czy coś? - przeklął się w myślach za smutek w głosie.

- Nie mogę, idę do Phasmy - powiedział, po czym wymyślił powód. Nie wiedział czemu, ale czuł, że powinien się wytłumaczyć. - Zostaje sama z rodzeństwem i chciała, żebym jej dotrzymał towarzystwa.

Nie wiedział czy sobie nie ubzdurał, ale w czarnych oczach Kylo pojawił się ból. Ren odłożył zeszyty na biurko i usiadł na krześle, w oddaleniu od Armitage’a. Rudemu zrobiło się trochę głupio, chociaż nie umawiali się na sobotę ani nic. A z Phasmą musiał się spotkać, bo inaczej będzie tkwił w miejscu. Spojrzał na Kylo, był nieco przybity.

- Ale wiesz, ciągle tu jestem teraz, więc możemy coś obejrzeć? - zaproponował. Teraz cisza naprawdę zrobiła się ciężka. - Albo zagrać w jakąś grę? Chyba miałeś Monopoly z tego co pamiętam.

- Niech będzie gra niszcząca przyjaźnie - powiedział i zaczął szukać pudełka po szafkach.

Po jakimś czasie atmosfera w końcu się rozluźniła. Z początku Hux mocno kosił Kylo, jednak gdy ten rozbił Darmowy Parking i postawił hotele, Armitage musiał oddawać karty, żeby się spłacić. Niedługo później Hux zaczął się zbierać, mimo, że Leia zachęcała, by został na kolacji. Podziękował, ponieważ z jednej strony zupełnie nie był głodny, a z drugiej chciał być w domu wcześniej, żeby nie musieć się tłumaczyć. Nie bardzo wiedzieli czy powinni się przytulić czy podać sobie rękę na pożegnanie, więc podobnie jak poprzedniego dnia stali naprzeciw siebie w milczeniu, dopóki Hux nie powiedział “do zobaczenia” i nie ruszył przez podwórko. Kylo patrzył, jak jego postać znika za krzakami, po czym zamknął drzwi.

Zbierał się w nim jakiś żal, którego nie potrafił jeszcze opisać słowami.

Ale potrafił napisać wiersz.



Dziś był pierwszy dzień reszty mojego życia. Dowiedziałem się,
że kosmos jest blady jak śnieg.
Piegi to konstelacje.
Każdy siniak to osobna planeta, galaktyka i czarna dziura, w której ginie światło.
Blizny przecinają kosmos niczym ogony meteorów, rakiety i odkrywcy nieznanych miejsc.
Patrzyłem na mapę nieba i nie umiałem znaleźć drogi
jakim cudem nie gubisz się
i ciągle oddychasz w próżni?
Patrzyłem w gwiazdy i chciałem ujrzeć ich historię,
czy właśnie się narodziły,
czy to tylko ich blask trwa przez lata świetlne,
jedyny powidok ich dawnej egzystencji.
Każda gwiazda ginie w moich dłoniach,
moje dłonie są horyzontem zdarzeń.
Cokolwiek zjawia się w ich zasięgu musi zginąć.
Patrzę na moje dłonie, niecierpliwych odkrywców nowych zakątków galaktyki.
Chciałbym zanurzyć je w drodze mlecznej twoich pleców, oddać ci tlen.
Każdy dotyk to wybuch supernowej
a wszyscy naukowcy są w błędzie - kosmos jest coraz mniejszy.
Wiem, bo niosłem go na rękach i czułem jedynie wagę moich win.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz