Powoli
zaczynało się ściemniać, Hux nie miał pojęcia gdzie jest i która jest godzina.
Ledwo szedł, co jakiś czas robił sobie przerwy. Mógłby usiąść i czekać, ale bał
się zostać całkiem sam. Czy w górach nie było dzikich zwierząt? Zastanawiał
się, czy ktoś już zauważył, że go nie ma. Czy znajdą go w najbliższym czasie?
Ścieżka zdawała się nie mieć końca, drzewa, które chyliły się nad nim, gdy
kuśtykał do przodu, zabierały światło, było coraz chłodniej. Hux nie pamiętał,
kiedy ostatni raz czuł się tak beznadziejnie. Bezbronny, ze skręconą kostką,
idący dalej i dalej w nieznane rejony. Nie zdziwiłby się, gdyby szedł w
przeciwną stronę niż jest ośrodek, zupełnie zgubił kierunek, każda ścieżka
wyglądała tak samo. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie zabrali mu telefonu na
starcie, czy ktoś wśród tych pożal się Boże opiekunów wpadł na to, że uczniowie
mogą się zgubić? To był pierdolony las! Myślał o tym, że mógł w ogóle nie
wstawać z łóżka. Wrócić spać po śniadaniu, udać chorobę, cokolwiek. Gdyby biegł
z Kylo, pewnie by do tego nie doszło. Ren nie zostawił go, gdy byli na szlaku,
więc pewnie teraz też dotrzymał by mu kroku, nawet jeżeli spokojnie mógłby
wyprzedzić ich wszystkich.
W pewnym momencie Hux zatrzymał
się i usiadł na skałce przy ścieżce. To nie miało sensu, by szedł dalej, mógł
oddalać się od tych, co go szukają. O ile w ogóle ktoś się przejął. Może Kylo,
ostatnio przejmował się nim za bardzo. Z jednej strony denerwowała go nadmierna
troska, z drugiej jednak było w tym coś wyjątkowego, coś ciepłego i ludzkiego.
Gdzieś z tyłu głowy Armitage miał nadzieję, że Kylo go szuka, że dowiedział się
o jego zaginięciu i go szuka. Albo wysłali nauczycieli. Zastanawiał się, w
którym momencie musieliby zawiadomić policję. I jego rodziców. Ojciec do końca
życia by na niego nie spojrzał. Może od razu spisałby go na straty, rzucił
słuchawką i uznał, że nigdy nie miał syna. Huxem wstrząsnął dreszcz. Mógł
zabrać bluzę.
Ściągnął prawego buta i obejrzał
nogę, kostka była wyraźnie spuchnięta, każdy dotyk bolał jak cholera.
- Nie powinienem był się ruszać -
powiedział do siebie.
Chciało mu się płakać, z bólu, z
bezsilności, ze zmęczenia. Już dawno nie był na takim dnie. W jego głowie
działo się za dużo, a fakt że siedział sam w lesie tylko pogłębiał te uczucia.
Zacisnął zęby i wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. Armitage Hux nie
panikuje.
Kylo biegł na
złamanie karku do rozwidlenia dróg, o którym wspominał Poe. Powtarzał sobie, że
Hux nie mógł zajść jakoś strasznie daleko, ale gdy tylko skręcił w ścieżkę, na
której Armitage się rzekomo zgubił, z przerażeniem stwierdził, że nie widzi
żadnej sylwetki majaczącej na horyzoncie.
Przyspieszył.
- Hux! - krzyknął, a echo odbiło
się między drzewami - Gdzie on jest do cholery - mruknął już bardziej do
siebie. Zaraz będzie ciemno, zaraz zrobi się zimno, a Armitage pewnie nie miał
na sobie nic poza jakąś koszulką i spodenkami. Kylo zdążył już założyć bluzę,
choć w biegu zdjął ją i owinął na biodrach, a także odebrać swój telefon na
mecie - Armitage!
Hux prawie zasypiał, siedząc na
skałce z głową opartą na podkulonych kolanach. Było zimno i z pewnością dość
późno. Czuł jak jego żołądek zjada sam siebie. Ile już tam siedział? Nie był
pewien, stracił poczucie czasu, a mrok nadchodził nieubłaganie. Zastanawiał
się, czy w ogóle go dzisiaj znajdą. Będzie to trudne, jeżeli do tej pory
zupełnie zajdzie słońce. Czy w takich wypadkach nie wznawia się poszukiwania
dopiero rano? Huxowi zdecydowanie nie podobała się wizja spędzenia nocy na tym
odludziu. Przysiągł sobie, że już nigdy w życiu nie pojedzie na wycieczkę
szkolną ani żadną inną, jeżeli miałaby odbywać się z dala od cywilizacji.
Nagle jego uszu dobiegł jakiś
dźwięk. Z początku myślał, że to szum wiatru czy jakieś ptaki, ale dźwięk
zaczął nabierać kształtu. Może miał już omamy, ale zdawało mu się, że słyszy
swoje imię. Ktoś go wołał po imieniu.
- Tu jestem! - odkrzyknął w
przestrzeń. - Halo! To ja!
Kylo słysząc ten zmęczony,
zachrypnięty głos puścił się przed siebie. Nawoływał dalej, a Hux mu
odpowiadał. Poderwał się z miejsca tak szybko, jak tylko zobaczył sylwetkę na
horyzoncie. Kylo ujrzał najpierw rude włosy, a potem bladą przerażoną twarz.
Później nie widział nic, bo zamknął Huxa w uścisku.
Widok Kylo jeszcze nigdy go tak
nie ucieszył. Był szczerze szczęśliwy, gdy ten chwycił go w ramiona. Był
uratowany, było mu ciepło, obejmował Kylo z całych ostatnich sił, jakby
puszczenie go miało równać się z zamarznięciem. Przez myśl przeszło mu, że
nigdy nie stracił nadziei na to, że to właśnie Kylo go znajdzie.
- Dobrze cię widzieć - szepnął,
bo na nic innego nie miał już siły.
Ulga jaką czuł Kylo była nie do
opisania.
- Jesteś cały?
- Tak, w większości.
- W większości? - nie umiał go od
siebie odsunąć. Nawet nie chciał. Tulił go do siebie, jedną dłoń wczesując w
jego włosy.
Hux słyszał swój przerywany
oddech, czuł uderzenia serca Kylo, wszytko było takie prawdziwe i miał
wrażenie, że ten uścisk był jedyną rzeczą, jakiej w życiu pragnął. Zacisnął
dłonie na koszulce Kylo, jak mógł kiedykolwiek go odrzucić.
- Chyba skręciłem kostkę -
sprecyzował. Ren ciężko westchnął.
- Poniosę cię - mruknął i nim Hux
zdążył się zgodzić albo zaoponować, położył jedną dłoń pod jego kolana, a drugą
na plecy i uniósł Armitage’a.
Był lekki, nawet bardzo, w
dodatku w tej pozycji wydawał mu się jeszcze drobniejszy.
- Zgłupiałeś, postaw mnie! -
zaprotestował, czując, że traci grunt pod nogami.
Tak po prostu go podniósł.
Zawiesił ręce wokół szyi Kylo, ich twarze były blisko, oczy wpatrzone w siebie.
Hux szybko przerwał to spojrzenie, chowając twarz w jego ramieniu.
- Mogę iść sam - mruknął, choć
obaj wiedzieli, że to było kłamstwo.
- W sumie masz rację - mruknął
Kylo odstawiając go na chwilę. Ściągnął bluzę z bioder i bezceremonialnie
włożył Huxowi przez głowę, po czym uniósł go znowu. - Nawet nie próbuj narzekać
- zastrzegł.
Hux nie umiał się wysłowić, to,
co Kylo dla niego robił, wykraczało poza jakiekolwiek wyobrażenia, jakie
Armitage miał o życiu. Jak mógł być tak bezinteresowny? Przybiegł za nim,
znalazł go sam, oddał swoją bluzę (ponownie zresztą) i jeszcze nalegał, żeby go
nieść. Ile siły i samozaparcia miał w sobie ten człowiek? Hux zacisnął
usta w cienką linię, ale nie mógł ukryć uśmiechu.
- Wracajmy już - powiedział,
czując jak cała krew uderza mu do głowy. Nigdy nie czuł tyle emocji, co teraz.
- Jutro będziemy już w domu. - Za
tym określeniem stało coś więcej niż tylko powrót do ich miasta.
Mówił o swoim domu.
Pokiwał głową, na nowo chowając
twarz. To było za dużo, za dużo jak na jeden dzień i na jego nieprzywykłe do
emocji serce. Nie chciał płakać, wyglądał już wystarczająco żałośnie. Tak
bardzo nie chciał.
Kylo bał się, że idzie za wolno i
Hux zamarznie albo zemdleje. Jego noga była w naprawdę złym stanie, widział to
nawet w słabym świetle. Będą go musieli zawieźć do szpitala i sprawdzić, czy
nie jest złamana, a Hux wychłodzony lub odwodniony. Tak się jednak cieszył, że już
go trzyma.
- Mów do mnie, nie chcę, żebyś
odpływał.
Hux otworzył oczy, nie wiedząc
nawet, kiedy je zamknął.
- Jestem wykończony, Kylo -
powiedział w końcu. - Jak się dowiedziałeś, że mnie nie ma?
- Czekałem na ciebie. Jak się
tylko dowiedziałem, to pobiegłem cię szukać. W sumie to najpierw prawie
udusiłem Damerona, a potem pobiłem opiekuna wycieczki, ale potem już szukałem.
- Ty to jednak jesteś narwany -
zaśmiał się krótko. - A co ci Poe zrobił?
- Zgubił cię, sukinsyn.
- To nie jego wina, nie jest moją
opiekunką przecież. Zgubiłem ich, jak musiałem zawiązać buta. Głupie, nie?
Ren parsknął śmiechem.
- Ciebie przecież nie trzasnę, za
to, że się zgubiłeś.
- Dzięki. I tak mnie wszystko
boli, więc już generalnie bez różnicy - westchnął. - Pewnie podniósł się alarm
czy coś. Masz telefon? Może powinniśmy kogoś zawiadomić, zanim pójdą na
policję.
- W kieszeni, nie mam jak
wyciągnąć. Ale powiedziałem, że jak zadzwonią do twoich rodziców, to ich spalę
żywcem po ówczesnych ciężkich torturach.
- Dzięki - powiedział, chociaż
wątpił, że ktoś wziął taką groźbę na poważnie. Nie zdziwi się, jeżeli ojciec
osobiście go jutro odbierze. - Za to i za wszystko. Nikt inny by się nie
rzucił, by mnie szukać.
- Będziesz zmywał naczynia po
obiedzie czy coś - spróbował zażartować.
Wizja obiadu u Kylo była
zdecydowanie zbyt piękna jak na warunki, w jakich się znajdowali. Hux zabiłby
za cokolwiek do jedzenia w tej chwili. Było już dość ciemno, dziwił się, że
Kylo wiedział dokąd idzie. Może wiódł go instynkt czy cokolwiek.
W oddali Kylo dostrzegł światła.
Wiedział, gdzie jest. Naprzeciw wyszła im grupa poszukiwawcza, machali
latarkami, krzyczeli. Hux niewiele już kontaktował, słowa i obraz zaczęły się
rozmazywać i ostatnie co pamiętał, to Kylo, który w panice prosił, by Armitage
nie zasypiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz