Gdy nadszedł
czwartek, dzień korków z matematyki, Kylo był delikatnie rzecz biorąc
rozdrażniony. Na pewno miało na to wpływ granie do późna i zażycie zaledwie
kilku godzin snu. Co gorsza, Hux prawie nie odpisywał na jego wiadomości, nie
widzieli się też od piątkowego obiadu. Tydzień. Pieprzony tydzień Huxa
migającego się od spotkań, telefonów i dłuższych rozmów. Ren miał dość
lakonicznych odpowiedzi, bo było mu z tym co najmniej dziwnie. Czuł, że się
zbliżyli podczas wyjazdu, dużo razem rozmawiali, Armitage nawet mu się
zwierzył. A teraz? Jak kamień w wodę. W końcu skręcił nogę, a nie ręce, chyba
mógł się wysilić na coś więcej niż kilka zdechłych wiadomości? Był tak zły, że
nie chciał wcale iść na te korki. Nie miał doświadczenia w tworzeniu, a tym
bardziej utrzymywaniu relacji. Może coś zrobił nie tak? Może jego mama
powiedziała coś źle? Nie miał pojęcia, nie potrafiłby też zapytać. Brakowało mu
tej pary butów w przedpokoju. Zirytowany zebrał się, postanawiając z
premedytacją, że się spóźni.
Hux siedział
przy biurku w swoim pokoju, po raz piąty przeglądając zadania z matematyki,
chociaż zupełnie nie myślał, kiedy na nie patrzył. Nie czuł się najlepiej, jego
genialny plan odcięcia się od Kylo zżerał go od środka. Było dużo rzeczy, o
których chciał z Kylo porozmawiać, wymienić głupią opinią, ale postanowił być
uparty i zdusić w sobie wszystkie nadzieje. Zastanawiał się, jak się zachować
podczas korków, chciał, żeby było normalnie. Zrobią zadania, wypiją herbatę,
Kylo wróci do domu i pewnie zobaczą się dopiero w poniedziałek, gdy ten wróci z
zawieszenia. Brzmiało, jak wystarczający okres czasu, by się ogarnąć, ale im
dłużej Hux ignorował Rena, tym więcej o nim myślał. Irytował się, szesnasta
minęła piętnaście minut temu, a Kylo dalej nie było.
Spóźnił się
ponad dwadzieścia minut i gdy Hux otworzył mu drzwi, nawet się nie przywitał.
Ruszył po schodach, lądując na Armitage’owym łóżku z Milicent w rękach. Kotka
naprawdę go lubiła.
Huxowi nie
podobała się ta atmosfera, nie o to mu chodziło, ale niezbyt wiedział, jak to
teraz naprawić. Gdy przyjrzał się Kylo, ten wyglądał na przygnębionego,
obrażonego nawet, ostentacyjnie poświęcając całą swoją uwagę kotu. Hux
przyszedł przy biurku i spojrzał na dwójkę najbliższych mu stworzeń, siedzących
teraz na jego łóżku. Obserwował, jak długie palce Kylo giną w gęstym futrze Millicent,
która ciągle upominała się o więcej pieszczot.
- Stęskniła się za tobą - mruknął.
- Chociaż ona - powiedział bardziej do siebie niż do Huxa. Jedną ręką
głaszcząc kota wychylił się do plecaka po zeszyt - Co robimy dzisiaj?
- Wielomiany i równania - odparł, odwracając się do blatu, czekając, aż
Kylo podejdzie i usiądzie na krześle obok. - Ale tylko jedna kartka.
Odłożył
kotkę na łóżko i usiadł koło Huxa.
- Na czym to polega?
- Trochę jak kwadratowe, ale masz większe potęgi, patrz, masz równanie… -
Hux zaczął tłumaczyć mu wielomiany, szło mu o tyle łatwo, że to samo robili
przez cały tydzień, a że siedział sam, to tylko na tym się skupiał.
Ich dialogi
nie schodziły na tory poza matematyczne. Armitage tłumaczył, unikał wszelkiego
kontaktu fizycznego, więc utrzymywał przerwę między nimi, nie nachylał się.
Kylo pytał i liczył kolejne przykłady, szło mu nawet nieźle dopóki nie doszli
do parametru, z którym Hux sam miał problem, więc irytował się jeszcze bardziej
niż powinien.
- Nie rozumiem tego - warknął w końcu Kylo kreśląc kartkę w złości.
- Bo się nie skupiasz w ogóle! - Hux bardzo nie chciał podnosić głosu.
Wziął spokojny wdech i wydech. Przez swoje tłumaczenia też zaczynał się powoli
gubić. - Nad czym tak myślisz, bo na pewno nie nad tym zadaniem.
- Nad niczym szczególnym – burknął. - Sam przed chwilą nie wiedziałeś jak
to zrobić.
- Bo już mi się plącze przez to tłumaczenie osiem razy, czekaj -
powiedział, biorąc kolejną kartkę i w pośpiechu rozpisując równanie. Jednak
nawet na czysto żadne m, x czy p nie miało dla niego sensu. Rzucił ołówek na
biurko, ten poturlał się i spadł za nie. Hux westchnął cierpiętniczo. -
Zostawmy to, zróbmy kolejne.
Kolejne
okazało się nawet gorsze. Kylo spojrzał na Huxa zdziwiony.
- Gdzie twoje androidowe zdolności?
- Gdzie twoje jakiekolwiek zdolności - rzucił. Był na granicy, naprawdę nie
chciał być niemiły, ale wpadł już we własne sidła. - Zróbmy przerwę.
Kylo
prychnął i usiadł na łóżku, po czym zaczął głaskać kota. Siedzieli chwilę w
milczeniu, które przerwał Kylo.
- No bo w sumie…
Telefon Huxa
zabrzęczał. Armitage spojrzał na wyświetlacz.
Połączenie:
Poe.
Kurwa.
- Czekaj chwilę - przerwał mu i agresywnie odebrał telefon. - Halo?
- Armitage? - głos Poe był dziwnie niepewny.
- Co chcesz?
- Możesz rozmawiać? Proszę.
Co on taki
zdesperowany, pomyślał Hux. Spojrzał na Kylo, który też wyczekiwał, aż ten
odłoży słuchawkę. Przemasował palcami skronie. Miało być łatwo, a wyszło jak
zwykle i oni obaj musieli zwalić mu się na głowę w tym samym momencie.
- Teraz jestem zajęty - upierał się.
- Ok, rozłącz się, to przyjadę pod twój dom - zagroził.
Hux zerwał
się w krzesła. Kylo podniósł na niego zdziwiony wzrok.
- Nie zrobisz tego.
- Nie?
W słuchawce
usłyszał dźwięk uruchamianego silnika. Włos zjeżył mu się na głowie, jak Poe tu
przyjedzie to będzie koniec wszystkiego.
- Dobra! Dobra, czekaj - poddał się.
Zasłonił
mikrofon dłonią i zwrócił się do Kylo.
- Muszę to odebrać, daj mi sekundę - powiedział i kuśtykając wyszedł z
pokoju.
Ren aż się
zjeżył. Nie potrafił uwierzyć w to, co się właśnie działo. Rozpoznał głos Poe.
Ciężko by było nie, wydarł się niemal do słuchawki. W brzuchu piekła go złość,
poczucie zdrady, a przede wszystkim upokorzenie. Zaufał mu. Uwierzył, że może
coś dla kogoś znaczyć i to bardziej niż komukolwiek wcześniej.
Hux zamknął
się w łazience i usiadł na zamkniętym sedesie.
- No co chcesz - zapytał.
- Chciałem cię przeprosić - powiedział
Poe, brzmiał już spokojniej.
- Za co niby?
- Za zostawienie cię w lesie. Chujowy ze mnie lider, gdybym pilnował, czy
wszyscy biegną, to pewnie nic by się nie stało.
- Naprawdę dzwonisz do mnie tylko po to? - zapytał zirytowany.
W sumie sam
nie wiedział, czego się spodziewał.
- Nie chcę się z tobą kłócić, Hux. Zjebałem i przyznaję się do winy,
przepraszam - nalegał.
- Nie przesadzasz trochę, Poe? - westchnął. - Poza tym to ja zjebałem -
powiedział, mając na myśli zarówno Damerona, jak i Rena. - Nie powinienem był
się na tobie wyżywać. Było minęło.
- Jak twoja noga?
- Bywało lepiej.
Słyszał, jak
Poe wzdycha do słuchawki. Chyba zeszło z niego napięcie. Mogli to załatwić
wcześniej, jeżeli tylko o to chodziło. Przecież umieli ze sobą rozmawiać,
zachowywali się jak uparci kretyni tylko ze względu na dumę. Hux myślał, że to
koniec, ale Poe najwyraźniej dopiero się rozkręcał.
Kylo wyszedł
z pokoju rozglądając się po korytarzu. Huxa nigdzie nie było. I to już dziesięć
minut, choć czas ten dłużył się Renowi tak niesamowicie, że równocześnie mogła
to być i godzina.
- W ogóle - kontynuował Poe. - pewnie
zauważyłeś, że ja i Finn…
- Musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć - przerwał mu.
Poe oczyścił
gardło.
- No właśnie - powiedział. - Nie chcę, żeby miał
o mnie złe zdanie. Że trzymam urazę i nie przejmuję się innymi, a to nieprawda.
- Wow, jak to wszytko musi być zawsze o tobie, co? - sarknął.
- Nie chcę tego słyszeć do ciebie - burknął.
- Zależy mi na nim, ok? Myślę, że coś z tego będzie.
- Dobrze wiedzieć, że ci się powodzi - odpowiedział, starając się brzmieć,
jakbym go to obchodziło. Czekał, aż Poe się rozłączy, nie chciał, żeby Kylo
tyle na niego czekał. Zwłaszcza, że zaczął coś mówić i Hux musiał wiedzieć, o
co mu chodziło. - To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? Zajęty jestem, Kylo…
Ugryzł się w
język.
- Kylo? Jest tam z tobą? A więc to dlatego nie chciałeś rozmawiać.
Huxa
zamurowało.
- To nie jest tak jak myślisz - tłumaczył się.
- No nie graj głupiego, też mam oczy. To jednak się spotykacie?
- Nie. To skomplikowane, Kylo nie…
- Tak, ja wiem jak to jest skomplikowane, panie nie-mam-uczuć. Wie o nas?
- Nie i tak ma zostać.
- Och, co za reakcja! - powiedział
Poe. - Czyżby komuś zależało?
- Zamknij się, mówiłem, że to skomplikowane i nie twój interes - Hux czuł,
jak coś ściska go za gardło.
Wiedział, że
Poe nie zrozumie. Nikt nie zrozumie. On sam ledwo się w tym odnajdywał.
- Skończ pieprzyć, Hux, obaj wiemy, o co tak naprawdę ci chodzi. Tylko
wiesz, Kylo jest o wiele bardziej wrażliwy niż ja. Powinien wiedzieć dla jego
dobra.
- Ty nic nie rozumiesz! Jak zwykle, dalej tego nie pojąłeś! - krzyknął.
- Dupek z ciebie jednak, Hux. Cześć - rozłączył się.
Hux zwiesił
głowę i przeklął pod nosem. Najszybszej jak mógł przeszedł do pokoju. Otworzył
drzwi i zaczął mówić:
- Wybacz, że tak długo, ale… - i przerwał.
W pokoju
nikogo nie było. Plecak, kurtka zniknęły. Kylo zniknął. Hux był w szoku. Wrócił
na korytarz, zszedł na dół. Nie było butów, drzwi niedomknięte.
- Szukasz kolegi? - usłyszał głos ojca z salonu. - Wyszedł jakiś czas temu,
widzisz, nawet on ma cię dość.
Nie
potrzebował komentarza ojca, by wściec się do granic możliwości. Natychmiast
wykręcił numer Kylo, ale ten nie odbierał.
- No kurwa!
Z krzykiem
cisnął telefonem o ścianę. Ojciec krzyknął coś z pokoju. Hux uklęknął na ziemi
i podniósł komórkę. Szkło w kawałkach, ale dalej było coś widać. Spróbował
jeszcze raz zadzwonić.
Nic.
- Zjebałeś, Hux - szepnął do siebie, nie podnosząc się z podłogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz