Hux obudził
się, jak mu się wydawało, po latach snu, ale zdecydowanie nie był z tego faktu
zadowolony. Czuł, jak coś rozsadza mu czaszkę. Po chwili skupienia zorientował
się, że wszyscy jeszcze śpią, a na pewno Kylo, który z jakichś powodów znalazł
się w jego łóżku. Albo raczej Hux znalazł się w jego. Nie pamiętał jak, nie
chciał wnikać, zbyt dużo energii pochłaniały podstawowe procesy życiowe.
Obrócił głowę, śpiąca twarz Kylo znajdowała się tuż obok jego własnej. Ren był
taki spokojny, kiedy spał, taki niewinny i bezbronny. Armitage odgarnął mu z
oczu kosmyk włosów, ten jednak zaraz opadł ponownie. Hux westchnął. Tyle razy
dzielili razem łóżko, jednak nigdy nie przyglądał się Kylo jak śpi. Gdy złapał
się na tym, że może patrzy już za długo i Kylo w każdej chwili może się
obudzić, wstał i starał się wyjść z łóżka, co okazało się wcale nie być takie
łatwe. Deski były nisko, dodatkowo przejście tarasowała drabinka.
- Świetnie - szepnął do siebie.
Odrzucił kołdrę, dostrzegając, że
ciągle jest we wczorajszych ubraniach, nic dziwnego, że czuł się jak przeżuty
trzy razy. Nogę i rękę przerzucił na drugą stronę, już prawie dotykał podłogi.
Leżał też przy tym na Kylo i jak mantrę powtarzał sobie “nie obudź się, nie
obudź się”. W końcu zszedł, dziwił się, że jego pełna waga nie zrobiła na
śpiącym Kylo wrażenia. Rozprostował obolałe kości, czuł się strasznie i już
żałował, że tak się dał Poe wrobić. Spojrzał w jego kierunku. Dameron spał nie
przykryty na brzuchu, jedna ręka zwisała z łóżka i dotykała podłogi. W nogach leżał
mu jego pies, który jakimś cudem wdrapał się na łóżko. Hux odetchnął głęboko i
poszedł prosto pod prysznic, miał nadzieję, że to mu pomoże wyglądać i czuć się
jak człowiek.
Gdy Kylo się
obudził, trochę ćmiło go z tyłu głowy i był obolały, ale to bardziej od upadku,
który zafundowało mu durne łóżko niż kaca. W sumie prawie nigdy go nie miał.
Gdy otworzył oczy, chwilę zajęło mu zrozumienie, że brakuje Huxa. Poderwał się
do pół siadu, ale gdy usłyszał dźwięk lejącej się wody, wrócił do leżenia, przysuwając
się bliżej ściany. Poleży jeszcze tylko chwilkę, na pewno znowu nie uśnie.
Licząc na to, że wszyscy dalej
śpią, Hux zawinął ręcznik na biodrach i wyszedł z łazienki, bo zapomniał o
świeżych ubraniach, gdy wstał. Woda spływała z mokrych włosów na plecy, gdy
szybko przemknął do szafki. Chwycił butelkowo zieloną bluzę przez głowę i
czarne spodnie, nie miał siły na elegancję. Gdy się odwrócił, prawie opuścił
wszytko, co trzymał. Okazało się, że Kylo nie spał i go obserwował, decydując,
by zdradzić się dopiero teraz.
Ren chciał rzucić jakieś cześć,
ale zamurowało go kompletnie, gdy ujrzał na bladej skórze Huxa krwiaki i sińce.
Nigdy wcześniej nie zwrócił na to takiej uwagi. Uderzyła go świadomość, że te
najbardziej widoczne zrobił mu zaledwie przedwczoraj. Oczywiście Armitage też
potrafił zrobić mu krzywdę, ale nigdy taką. Kompletnie nie wiedział, co
powiedzieć, więc tylko patrzył, blady i z przytłaczającym poczuciem winy. Gdy
pod świeżymi stłuczeniami, dostrzegł blizny, uczucia przygniotły go zupełnie.
- Kylo - zawołał Hux po raz
trzeci, tym razem głośniej. Na co Kylo się gapił? Armitage tylko czekał na
komentarz o widocznych żebrach, ale nie miał siły na parowanie ciosu. -
Wszystko ok?
- Ja ci to wszystko zrobiłem? -
ledwo wydukał Kylo.
Hux spojrzał po sobie. Jego
ciało, teraz zupełnie blade przez zmęczenie i poranek, stanowiło idealne tło
dla wszystkich ran, jakie miał na sobie. Przez lata przestał nawet zwracać na
nie szczególną uwagę.
- Trochę ty, trochę ja, trochę…
inni - powiedział, zasłaniając tors ubraniami.
Może nie powinien tak paradować.
- Ty sam? - głos Rena zadrżał. -
A ci inni - w jego oczach pojawiła się czysta nienawiść - masz na myśli jego,
prawda?
Hux spuścił wzrok. Nie miał siły,
powieki ciągle były ciężkie, a w głowie szumiała krew.
- Nieważne, Kylo, mogę iść się
ubrać? Zimno trochę - wykręcał się. To dawne czasy, odkąd skończył szesnaście
lat, ojciec nie podniósł na niego ręki.
Ren wstał i podszedł do niego,
bał się go dotknąć, jakby mógł się potłuc. Nie wiedział, co zrobić, jak się zachować,
podejrzewał, że Armitage nie chciał teraz dotyku, przytulenia, że mógłby
wszystko pogorszyć, gdyby to zrobił.
- Przepraszam.
Hux nie ruszył się z miejsca,
patrzył w bok, jakby odwrócenie oczu miało go ukryć przed wzrokiem Kylo. Nie
potrzebował litości, nie cierpiał spojrzeń, w których uchodził za słabego. Był
chudy, przeciętnej siły, miał rude włosy i ciało jakby go samochód przetrącił -
doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nie potrzebował Kylo czy nikogo innego,
by mu to uświadamiać. Litość stawiała go niżej od innych, on chciał być równy,
a nawet stać wyżej. Wdawał się z Kylo w bójki, ponieważ uważał, że są równi,
nawet jeżeli Ren był od niego silniejszy i sprawniejszy. Hux nawet w tych
siniakach znał swoją wartość.
- Nie musisz, nie mam żalu -
powiedział, czuł jak dreszcze przechodzą mu po plecach z zimna. - To ja cię
najczęściej prowokuję. Poza tym, serio, ty to niewielka część. Widzisz to? -
wskazał na bladego siniaka na żebrach. - To ma trzy lata, nawet cię nie znałem.
Niektóre po prostu nie schodzą. Ten jest z autokaru - pokazał mu prawe ramię. -
Ale zniknie niedługo.
Kylo pokiwał głową i w końcu
odwrócił wzrok. Gdy Hux już się ubrał, przeszedł obok niego, żeby wziąć
prysznic. W łazienkowym lustrze spojrzał na swoje blizny, sam miał ich całkiem
sporo. Widział nawet siniaki, które nabił mu Hux, dotknął ich czując lekki ból.
Usłyszał jak nauczycielka ich nawołuje, więc szybko umył się i wyszedł. Poe
oraz Finn, właśnie zbierali się z łóżek, Hux przegladał coś w internecie.
- Wiecie co dzisiaj robimy? -
zapytał ich Ren.
- Umieramy - powiedział Poe,
zdejmując koszulkę na środku pokoju.
- Zrobione - stwierdził Hux,
zerkając na rozbierającego się Poe.
- Czy to nie jest jakiś dzień
sportu czy coś? - zastanowił się Finn na głos, po czym odkręcił butelkę wody i
wypił niemal całą bez odrywania się.
Kylo parsknął śmiechem.
- No już to widzę, jak wszyscy
robicie pajacyki i inne takie.
Wszyscy trzej spojrzeli na niego
jakby chcieli go zabić. Nawet Finn, który został z Kylo na nogach jako ostatni,
cierpiał poimprezowe katusze.
- Chodźmy jeść, bo serio umrę,
potem się będziemy martwić - zaproponował Poe.
Gdy wszyscy się w miarę ogarnęli,
Hux i Ren udali się przodem na stołówkę, Dameron i Boyega tradycyjnie - na
spacer z pieskiem. Hux zastanawiał się, kiedy w końcu go przyłapią. Pewnie w
ogóle, głupi ma zawsze szczęście.
- Moi drodzy zbiórka o
dziewiątej, do trzynastej planujemy zajęcia integracyjne, później obiad, a koło
piętnastej jedziemy do pobliskiego lasu, na przygotowany przez waszych
opiekunów wyścig.
- Wymów się astmą czy coś -
rzucił Huxowi wcinając kolejną kanapkę.
- Chudy, rudy i z astmą, dzięki
za skazanie mnie na ostracyzm - odparł.
Pił trzecią szklankę herbaty,
dziś wyjątkowym szaleństwem śniadaniowym były płatki z jogurtem i kilka
pomidorów. Podobno miały pomagać na kaca. A może to był sok? Hux uznał, że
pomidor to pomidor.
- Po prostu nie pójdę. A to nie
ty masz astmę przypadkiem?
- No mam – mruknął. - Dlatego nie
robię sobie z płuc popielniczki jak ty.
Hux zignorował ten komentarz,
rozmowy z Kylo o paleniu były jak rzucanie grochem o ścianę.
- To sam się wymów. Nie pójdziemy
obaj. Będziemy pilnować psa czy coś - zaproponował. Ren cieszył się, że mimo
poranka Hux wciąż chce z nim rozmawiać. Nie wiedział czy nie przesadził.
- Możemy spróbować, powiemy, że
zachorowaliśmy.
- Wszystkim, którzy już planują
nie biec przypominam, że wyścig będzie miał wpływ na ocenę z wychowania fizycznego,
a dla najlepszej drużyny przewidziana jest nagroda - dodała nauczycielka. -
Więcej szczegółów podam przed biegiem. Póki co, po dziewiątej zbieramy się
przed Pawilonem A, gdzie zostaniecie rozdzieleni do zajęć.
Kylo zaklął szpetnie.
- No to nici z planu. Dasz ty w
ogóle radę pobiec?
Hux spojrzał na niego
półprzymkniętymi oczami.
- Żartujesz? Jestem w szczytowej
formie - powiedział z ironią.
Jakoś przez to przebrnie, może do
południa mu przejdzie. W tym momencie bardzo chciał wrócić do łóżka, zaćpawszy
się czymś przeciwbólowym. Chciał też, żeby wszyscy na stołówce zamilkli choćby
na moment. Był wkurzony na siebie i Poe, za bycie idiotami.
- Damy radę - mruknął Kylo, choć
widząc twarz Huxa nie był taki pewien.
***
Gdy jednymi z zajęć okazało się
być spotkanie z przyrodnikiem, Hux stracił wiarę we wszystko. Opowiadał o
lasach, ścieżkach i szlakach oraz jak bezpiecznie poruszać się podczas
biegu. Armitage sam nie wiedział, kiedy zamknęły mu się oczy, które od rana
koszmarnie go piekły, ale te pół godziny drzemki miały jakiś zbawienny wymiar
dla jego ciała i umysłu. Siedział koło Kylo na końcu sali pod ścianą, w pewnym
momencie niekontrolowanie zsunął się na Renowe ramię, ale ponieważ jego myśli
były już daleko między rzeczywistością a snem, nie zmienił pozycji.
Kylo bał się poruszyć, żeby go
nie obudzić. Zaczynał się zastanawiać czy Armitage jednak nie zmienił swojego
podejścia co do bliskości. Co myślał na ten temat Ren? W sumie nie wiedział. Na
pewno nie miał nią jakiegoś problemu. Szczególnie teraz.
Gdy mężczyzna zaczął powoli
kończyć swój wywód spróbował obudzić Armitage’a.
- Hux?
Hux, czując ruch, otworzył oczy i
wyprostował się gwałtownie.
- Och, wybacz - powiedział, a
zaraz ziewnął. Był dziś okropnie niepozbierany. - Mogłeś mnie obudzić
wcześniej. Czy to już koniec?
- Spałeś jak kamień - mruknął, po
czym nagle sobie o czymś przypomniał - Właśnie, mam coś co cię na pewno
rozbudzi.
- Co takiego? - zapytał.
Kylo podsunął mu telefon ze
zdjęciami.
- Planowałeś już jaki kolor
włosów wybierzesz?
Hux spojrzał na ekran. Na zdjęciu
był on, śpiący z dopisaną godziną 02:58.
- Co? - zdziwił się. - Niemożliwe,
że zasnąłem pierwszy, Poe już dawno zalegał, gdy ja się położyłem!
Kylo przesunął na kolejne zdjęcie,
na którym widać było Damerona oraz godzinę 03:15. Wcale nie sfałszował obu
godzin. Wcale. Hux patrzył się tępo w telefon.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz…
-
Co powiesz na niebieski? - zapytał przesłodzonym głosem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz